- Opowiadanie: janadalbert - Faraon-mumia znowu atakuje 3.

Faraon-mumia znowu atakuje 3.

Siemaneczko, czołem wszyscy kochani :) Ostatnio nie miałem wiele czasu dla was, bo egzamin z polskiego mnie przycisnął. Ale nie ma powodów do zmartwień, dostałem 4+ a że tak dobrze mi idzie, postanowiłem nie przerywać dobrej passy i coś napisać :)

Zapraszam również na mój kanał na YouTube. Kliknijcie link poniżej, jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o mnie i mojej twórczości :)

https://www.youtube.com/watch?v=dQw4w9WgXcQ

 

PS. Krytykę przyjmę, ale proszę o wyrozumiałość. Komentarze z bólem dupy, będę usuwać :P

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Faraon-mumia znowu atakuje 3.

Na dzikiej wyżynie, w dalekim zachodzie wznosił się księżyc. W odmętach, ciemnistej, opuszczonej czeluści do wydobywania onegdaj złota kruszcu, dostrzec można trzy sylwetki, zawzięcie kopiące kilofami z cierpliwością ludzi czekających na sałatkę z tuńczykiem.

– Daleko jeszcze? – zapytał nużąco jeden z górników.

– A niech to choroba! – zakrzykną drugi z górników, trzymając w buzi zraniony kciuk. – Uderzyłem się w kciuk. Nie strasz tak ludzi, ty irytancie!

Trzeci możliwe, że zdawałoby się przywódca, o imieniu sztygar Jack (czyt. dżek). Fakty są takie, że to stanowisko przywódcy górników Jackowi zapewniło 100-procentowe poparcie trzy-procentowej mniejszości narodowej kraju, posłyszał rozmowę. Jego mina wrażała jego stanowczy protest przeciw rozmowom podczas czasu pracy, a jego słowa, spadły z jego spękanych ust, razem z solidnymi gródkami plwociny.

– Weź nie pierdol – powiedział sztygar Jack. – Tylko napierdalaj tym kilofem.

Sekundy ciągnęły się w nieskończoność. Łupnięcie za łupnięciami nastąpiły po sobie w monotonnym stukocie. W końcu górnicy łupnęli oskardami tak mocno, że przekopali się do wielkiej zdobionej wiekowymi arkadami i artefaktami komnaty. Po środku pod samiuteńką ścianą, wiekowy sarkofag otworzył się i z rozpędu wyczołgał się na podsadzkę faraon-mumia…

– Żyję ponownie – zagrzmiał faraon-mumia, po czym zaatakował.

 

 Do przydrożnej knajpy ciągnęło coraz więcej ludzi: podróżnych, okolicznych farmerów i rolników, którym nie spieszyło się zbyt prędko do domów, oraz pewien młodzieniec nie znany nigdzie indziej o imieniu Jason.

 Bar „Red Rocket Bar” (czyt. red ruakett boar) pozostał nadal dobrze utrzymanym i przestronnym budynkiem. Posiadał własny parking, oraz dużą (i dobrze zaopatrzoną) półkę. Był środek października, a bar „Red Rocket Bar” był ostatnim miejscem, które mogłoby było zagwarantować zapewniony i ciepły posiłek, w drodze na zachód dalej. Zatem w środku, we wspólnej sali gromadzili się powoli ludzie. Młody chłopak Jason(czyt. dżejsyn) rozejrzał się i stwierdził co i jak. Największą grupę klientów stanowili wieśniacy miejscowi.

– Wieśniactwo – wyszeptał brzydko chłopak, ale cichutko, żeby nikt inny nie posłyszał.

 Mimo, że piecyk na opal węglowy znajdował się we wspólnej sali, przy nim znajdowało się trzech obcych ludzi o długich włosach w tym kobieta. Ten fakt przyciągał zainteresowanie i niepokój na twarze pozostałych gości, którzy zaczęli wymieniać uwagi i domysłami na temat tożsamości cichej trójki.

– Jason! – rozległo się donośnie takie zawołanie z ust jednego obcego, postawnego blondyna o kanciastej żuchwie na niebieskookim licu, najwyraźniej znajomego chłopaka.

– Jason! Dawno się nie widzieliśmy! – zawołał z wytęsknieniem cherlawy dryblas w poszarpanej pilotce na głowie o długich, jezusowych włosach, oraz brodzie nieogolonej od niepamiętnych zapewne czasów.

– Co słychać? – spytała wysokim dyszkantem urocza kobieta, ze kokardką czerwoną we włosach w kolorze farbowanego blond.

– Cześć. – Chłopak odparł półgębkiem, speszony był bowiem zawsze od odstawiania tak ceremonialnych powitań na oczach obcych ludzi. Podrałował szybciutko na jednej nodze, tak żeby podając swoje ręce, mogli uścisnąć swoje ręce.

Wtem spokojnie, acz stanowczo ktoś trzasnął drzwiami na zewnątrz i z zewnątrz w biegł jakiś przerażony śmiertelnie na twarzy człowiek. Wszyscy odwrócili głowę w jego kierunku, żeby zobaczyć o co tyle hałasu. Kto to słyszał, wspólnie uznali ludzie, żeby tak wbiegać i padać na twarz zanim się powie o co tyle hałasu?

– Nóż… W plecach! – krzyknął boleśnie, górnik (teraz wszyscy, łącznie z Jasonem i jego przyjaciółmi) –Wyglądał normalnie… Bynajmniej… jak… taki trup… ciemny trup… wśród skarbów… faraon-mumia…

Wtem mężczyzna w brudnym od pyłów kombinezonie, który pozostał już na wieki ubrudzonym na kolanach i łokciach, zmarł. Do baru wszedł przerażający faraon-mumia. Wszyscy łącznie z Jasonem i jego przyjaciółmi zorientowali się szybko, że to on.

– O rany co to jest? – zakrzyknął pytająco blondynek.

– O rany! – zaklęła brzydko blondynka.

– Cholera! – powiedział Jason.

Faraon-mumia nie zaatakował jednak jak mogłoby się wydawać, choć poprzez wywołanie paniki w śród gości, bez problemu jego nieznane nam porachunki mogły zostać załatwione.

– Uhaha! – uderzył swym śmiechem gości jak żartem w glebę, w którą zostali wbici wszyscy goście, oprócz Jasona i jego przyjaciół. – Jestem faraon-mumia i zmiażdżę wszystkich was.

– Powstrzymamy cię! – zawołał bohatersko Jason, fakty były jednak takie, że nie na wiele się to zdało, bowiem faraon-mumia, wyszedł sobie, razem z ciałem zabitego górnika, które zostało najwyraźniej przeniesione, bo zniknęło.

 

Barman, podchodząc do stojącego z wyrazem niedowierzania i zaciętości chłopaka, wyciągnął rękę by pomóc wstać chłopakowi.

– Wszystko w porządku, panie Jason?

– Dziękuję, panie gospodarzu – odpowiedział wdzięcznie Jason. – Ja i moi przyjaciele, chcielibyśmy dorwać tego drania. Ma pan dla nas jakieś wskazówki?

– Noo… skoro chcecie tego dzieciaki… Gdy tylko w Sali po jawił się ten koleś zanim wszedł, od razu poznałem, że jest górnikiem. Stary Jack i reszta jego ekipy zniknęła tydzień temu gdzieś i teraz nagle się pojawia jeden z nich. To nie bywałe! W tej placówki górniczej, na wzgórzach za moim barem, zazwyczaj przesiadywali.

– W takim razie mamy już ślad – skomentował przenikliwie to Jason.

– Jason! Spójrz! – Blondynka z kokardką we włosach podniosła z ziemi kawałek faraona-mumii w formie kawałka bandaża z nad prawego kolana. – Kolejna wskazówka!

– Pan panie gospodarzu wie co się tutaj wyrabia? – zapytał dociekliwiej Jason.

– Noo… słyszeliście może o faraonie-mumii?

– Nie, nie słyszeliśmy – odparł chorem Jason i jego przyjaciele.

– To ta taka zapomniana legenda. Nikt oprócz najstarszych tubylców, nic o niej nie wie.

– Ach wiem o niej – zapewnił Jason tonem głosu tak by zapewnić karczmarzowi trochę otuchy. – To my się zbieramy na te wzgórza i uratujemy ten lokal.

 

W ten oto sposób paczka Jasona, trafiła we wskazane miejsce, słońce świeciło za horyzontem na wejście do szyby kopalni. Tablica powycierana ręką niewidzialnego czasu, zatarła się, co było do przewidzenia i uczyniło to napis „The Golden Mine”(czyt. de goldyn maajn) wyjątkowo nieczytelnym. To z pewnością było wejście do kopalni w której zostać miało znalezione przez Jasona wyjaśnienie całej tej podejrzanej sprawy.

– Wszystko będzie w porządku, koledzy – powiedział Jason.

– Jason! Potrzebny nam plan – upierała się niepotrzebnie blondynka.

– Ten faraon-mumia to paskudny gość – odezwał się niespodziewanie zarośnięty hipis przerywając swoje zwyczajowe milczenie – Musimy położyć temu kres.

Pułapka została przygotowana, niczym zostałaby przygotowana scena pod pełne litości i trwogi, rozumu i emocji przedstawienie teatralne rodem z antycznego okresu dziejów ludzkości. Plan zawierał opracowany w szczegółach dotyczących schwytania faraona-mumii, by zapobiec podbiciu świata, tak by to faraona-mumię podbić, ale w oko. Jasonowi ścisnęło nagle niewyjaśnione uczucie w dole brzucha.

– Chyba o czymś zapomnieliśmy – zakomunikował doniośle Jason. – Tak mi się przynajmniej wydaje.

Nie mylił się. Za swoje plecy spojrzał za siebie, tak obracając głowę by mieć lepszy prospekt. Wkrótce Jason zwalczył ból w karku wyginając szyje z powrotem do normalnej pozycji, ale uczucie strachu zrodzone przez uczucie w dole brzucha, nie przeminęło. Wtedy Jason i jego przyjaciele dostrzegli faraona-mumię.

– Jason! – stęknęła przerażająco błagalnie blondynka.

Chłopak nadal ogarniał wzrokiem, cel swoich poszukiwań. Teraz nagle zupełnie bez ostrzeżenia przestał ogarniać cokolwiek.

– Jason! – Blondyn zawołał do niego ze swym charakterystycznym basowym pomrukiem.

Mumia-faraon owinął się zawczasu w bandaże, tak że prawdziwie wzbudził przerażenie w sercu Jasona i całej reszty. Jego na czerwono błyszczące oczy, ziały pustką oczodołów. Dech zapierała sama poza faraona, niczym jak sylwetka wierzy na szczycie skały na tle zachodzącego słonica. Nagle chłopak stwierdził brak możliwości ucieczki.

– Teraz! – krzyknął natychmiast Jason.

Rozkaz pobiegł do innych, niczym ścieżka do lasu. Blondynka blondynek oraz ziomek oraz Jason uruchomili pułapkę poprzez zawalenie stropu kopalni. Według założeń planu, operacja ta miała być kontrolowana, ale w takich sytuacjach o kontroli być nie mogło mowy, bo tego nie było w planach.

Na szczęście plan się powiódł i przywiódł z powodu hałasu natychmiast barmana i wszystkich gości baru Red Rocket Bar. Odetchnięcie ulgi wydobyło się z ust Jasona spoconego i przykrytego kurzem, ale w odróżnieniu od faraona-mumii, który był przykryty nie tylko kurzem, ale i ogromnym kamieniem z gruzu.

– Pokonaliście faraona-mumię! – zawołał karczmarz. – To nie wiarygodne!

– Teraz zobaczymy kto to był taki dowcipny, że ukrył się pod tym przebraniem – oznajmił dramatycznie Jason.

Zbliżył się do faraona-mumii i poprzez sięgnięcie jego ręki, zostały rozwinięte bandaże okalające głowę faraona-mumii. Twarz ukazała się wszystkim zgromadzonym i ta twarz wywołała niemałą konsternację w umysłach zdezorientowanego tłumu.

– Przecież to sztygar Jack! – stwierdzili zgromadzeni wszyscy chorem, rozpoznawszy w twarzy swego znajomego. – Ale dlaczego?

– Kurna chata – zaklął Jack. – Znaleźliśmy z chłopakami stary grobowiec faraona w kopalni. Chciałem otworzyć muzeum faraona z tej legendy, ale obok stał ten cały powalony Red Rocket Bar, który kradłby mi klientów. Wynieść nie było jak tych skarbów, bo jak te barany z firmy transportowej nie chciały wziąć w łapę jak im dawałem. Więc wymyśliłem ten numer z faraonem-mumią by wykopać konkurencję.

Wszyscy słuchali oniemieli, niczym barany od których zostali zwymyślani, ale to tylko pozory, bo Jason wiedział, że sprawiedliwość zatriumfowała.

– I z pewnością udałoby mi się. – rzucił na zakończenie sztygar Jack wskazując ordynarnym gestem Jasona i jego przyjaciół. – Gdyby te cholerne dzieciaki mi nie przeszkodziły!!!

Policja szybko się uporała z niedoszłym faraonem-mumią. Podziękowania przekazał słowami wdzięcznymi barman.

– Jason. Jesteśmy ci wdzięczni i twoim przyjaciołom, za pomoc.

– Ależ to nic takiego – odparł nieskromnie Jason. – Wykonywaliśmy tylko swój obowiązek.

Jason i jego przyjaciele zapakowali się nawzajem do wozu i odjechali w stronę zachodzącego ponad horyzontem słońca.

 

W tajemniczej, opuszczonej przez myśl boską i ludzką zarówno, spoczywała nadal w kącie odkopana przez sztygara Jacka krypta. Głuche uderzenie od środka grobu, zatrząsnęło płytę przykrywająca grób…

Koniec

Komentarze

Ale fajna przygodówa! Potencjał ma, normalnie, serialowy. I to dla całej rodziny!

Dla dzieci – tylko trzeba bohaterów trochę zmienić, żeby bardziej sympatyczni, mniej mrukliwi. I jakąś dziewczynę dodać, najlepiej trochę brzydkawą, żeby bardziej parytetowo było. I coś do śmiechu, najlepiej dużego, gadającego psa.

Dla starszych – komedię z licznymi odniesieniami i żaluzjami.

Dla miłośników – horror, tylko że wtedy trzeba zabrać psa i bohaterowie nie mogą razem odjeżdżać na końcu w słońcu, co najwyżej ta brzydkawa dziewczyna, bo reszta została na wyszukane sposoby zaciukana.

Dla koneserów – wersja por… No dobra, rozpędziłem się. Tak czy owak, odkryłeś istny Gold Majn!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ale o co chodzi:

krzyknął boleśnie, górnik (teraz wszyscy, łącznie z Jasonem i jego przyjaciółmi)

Nie odpowiadaj, niechaj mnie to prześladuje…

 

 

Czy to jest sygnaturka?

Jestem pod wrażeniem. Czytałem tę emocjonującą opowieść napisaną przez niewątpliwie świetnego egiptologa, któren to raczył podzielić się wiedzą o starej legendzie o faraon mumii.

Dzięki za (jak dotąd) przychylne komentarze. Trochę się martwiłem, że będzie skucha, bo to bardziej jest parodia, nie klasyczna grafomania. Ale jeżeli ktoś by kliknął bibliotekę to się nie obrażę :)

lol

Mam przekonanie, Janieadalbercie, że to nie wyobraźnia podpowiedziała Ci do napisania tą historię niesamowicie straszną i przeraźliwą. Przekonanie powzięte na początku zdania szybką przeniknęło w pewność, że musiałeś się bardzo naukowo przygotować do postanowienia pisania i przestudiowałeś zapewne stosowne papirusy, pergaminy i inne bukszpany, a może też  i co na papierze wyczerpanym, żeby prawda historyczna nie była zafałszowana a tylko najprawdziwsza, jak to z faraonami-mumiami było. Bo chyba tylko wąskie gardło terminu oddania opowiadania stanęło ci ością niemocy i niezdążenia napisania też o innych faraonach-mumiach i napisałeś tylko o jednym. Ale zaraz potem palnęłam się czoło, bo przecież sztygar Jack był tylko jeden, to faraonów-mumii nie mogło być więcej, żeby się jeden przebierał za paru.

Na koniec jeszcze dodam, że zrewidowałam sobie swoje poglądy i wyszło mi, jednak nie mogę odmówić Ci wyobraźni.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie no, czaderska historia! Fajowo ze podałeś jak sie mówi te angolskie imia, bo ja to mama z tym troszke problem wiec mi pomogło. Takie egipsko faraońskie wąty to zawsze dobre wąty. ;-)

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka