Jon Jonhson przyjechał do miasteczka Salem Hill samochodem marki Sedan, rocznik 1990, sto tysięcy i jeden mil na liczniku. Samochód ten zakupił z żoną trzy lata wcześniej. Trzy lata, siedem tygodni i jedenaście dni. Jon Jonhson pamiętał doskonale, kiedyż to się stało, właśnie dlatego, iż zrobił to razem z żoną. Tęsknił za żoną i dużo o niej myślał, nawet kiedy starał się nie. Poznali się właśnie w Salem Hill, skąd jego żona Antonina, pochodziła. On przyjechał do Salem Hill napisać książkę, dużo spacerował, ona także. Wpadła mu w oko – jej niewinny uśmiech, sukienka w kwiaty, letnia, z wycięciem wysoko aż po biodro, co optycznie wydłuża nogi. Poczuł wtedy, że ma erekcję. W pewnym sensie, ta erekcja nie opuszczała go do dnia ślubu i zelżała dopiero w noc poślubną, kiedy pospiesznie wszedł w jej różową nagość i kochali się aż do rana. Od tego czasu często uprawiali miłość.
Jon Jonhson przyjechał do Salem Hill, bo od bardzo dawna nie widział żony. Ślub wzięli już ponad pięć lat temu, a nie widział Antoniny od roku. Pewnego dnia po prostu obudził się i jej nie było. Szukał jej wszędzie. Szukał i szukał, po całej okolicy. Odwiedził jej rodziców, Carla i Mary Sue. Carl i Mary Sue wychowali Antoninę poza Salem Hill, bo wyprowadzili się z tam stąd całą rodziną kiedy Antonina była jeszcze bardzo małym dzieckiem. Stąd Antonina nie pamiętała zbyt dobrze Salem Hill, aż nie przyjechała tam na wakacje, by pochodzić na spacery. Tego samego roku Jon przyjechał do Salem Hill napisać książkę. Z książki nic nie wyszło, wydawca, pan Thompson o minie starego pijackiego skorniszona, o twarzy nalanej i przepitej, a do tego niefortunnie czarownej powiedział wtedy Jonowi, że może iść do diabłów. A dokładnie, powiedział:
-Jon, możesz iść do wszystkich diabłów! A jak będziesz już tam szedł, Jon, to zabierz ze sobą Antoninę, bo to przez nią ty, a nie ja nie zarobimy już tych dużych pieniędzy z twojej książki. Nie napisałeś książki, bo się zakochałeś, Jon. Pisarz nie może być szczęśliwy, ani nawet uprawiać sex, Jon. Pisarz musi całą energię wkładać w pisanie!!!1
Jon pamiętał to bardzo dobrze, co powiedział mu Tomphson. Bo Jon nie zapominał niczego, co jest bardzo przydatnym faktem kiedy się jest pisarzem bestselerów na liście New Jork Times trzy lata pod rząd i nie sposób zliczyć zer na koncie z adaptacji filmowych.
Teraz Jon był nieszczęśliwy, tak jak Tomphson chciał, bo nie widział Antoniny od trzynastu miesięcy. Tęsknił za Antoniną, ich wspólnymi spacerami po Salem Hill, i później, gdy wrócili już do miasteczka, gdzie mieszkali. Było to małe miasteczko w stania Luizjana, gdzie większość mieszkańców miała czarną skórę i czciła Szatana i inne bóstwa Voo-Doo. Jon Jonhson nie przejmował się tymi wierzeniami i raz po raz i to nie jeden uspokajał Antoninę, nie bój się Antonina, to są tylko stare zabobony ludzi co żyją na tych terenach zanim biały człowiek przywiózł ich tu z Afryki, w swoich niewolniczych galeriach.
Trzeba wyjaśnić, co Jon robił właściwie teraz w Salem Hill. Otóż Jon szukał Antoniny. Było to jedyne miejsce, gdzie jej jeszcze nie szukał. Nie pomyślał o tym wcześniej, bo nie wiedział czemu miałby jej tam szukać, ale potem znalazł w szufladzie jej biurka jej akt urodzenia, z którego wynikało, że przyjechała z Salem Hill razem z rodzicami. Było to w jej dzieciństwie.
Jon nie był głupi i nie przyjechał do Salem Hill bezbronny. Mianowicie Jon miał przy sobie rewolwer marki Colt typu Magnum, dwa pistolety typu Pustynny Orzeł, jakich używają służby specjalne, jedną strzelbę marki Shotgun, ze spiłowaną lufą, a także nóż kuchenny, kilof oraz siekierę. Jon nie musiał martwić się o amunicję, w Salem Hill ludzie byli bardzo przychylni prawu do noszenia broni, wiedział że znajdzie amunicję wszędzie gdzie nie pójdzie. Jon spojrzał na mapę i zaznaczył sobie na niej dom, gdzie urodziła się jego żona Antonina. Jego żona Antonina mieszkała przy ulicy Maine, to jest głównej ulicy miasteczka, przy której znajdowały się: sklep, kawiarnia Coffee, oraz drugi sklep ale z bronią. Jon poszedł ulicą Osiemnastą na skrzyżowanie z Maine, ale nie było przejścia. Potem poszedł ulicą dziewiętnastą i tam przejście już było. To wtedy Jon zauważył, że ze studzienek w Salem Hill wychodzą diabły.
– Ratunku, co to za diabły? Czy ja oszalałem, ku*wa?!
Jon oddał do diabła dużo strzałów z magazynku z rewolweru, po tym przeładował. Był trochę ranny, ależ całe szczęście diabeł zostawił po sobie apteczkę.
Potem Jon szedł długo, zbierając apteczki i rozwiązując trudne zagadki non stop myśląc o Antoninie i ich miłości. Jon się zawstydził, bo poczuł podniecenie, zupełnie jakby nie był w miasteczku, gdzie ze studzienek i szaf wychodzą czarne diabły! Jon nie bał się, że ktoś go zobaczy, bo w miasteczku Salem Hill z jakiegoś powodu, nie było nikogo poza nim oraz diabłami. W końcu dotarł do miejsca, gdzie zaznaczył wcześniej na mapie, że tam mieszkała Antonina zanim ona i jej rodzice wyprowadzili się z Salem Hill. Był to stary dom, typowy dla tych stron, cegła po cegle przywieziony z Europy przed dwustu laty. Przywieźli go emigrantowie. Jon wszedł do domu, gdzie dawniej mieszkała Antonina i usłyszał, że zamykają się za nim drzwi. Poszukał klucza, ale nie znalazł. Nie mógł wyjść przez okno, bo szyby były nietłukące. Mógł iść tylko dalej wgłąb domu. Tam wyskoczył na niego kolejny diabeł, wyjątkowo duży.
– Giń, diable! Zabiję cię w imieniu całej mojej miłości do Antoniny!
Diabeł nic nie odpowiedział, tylko skonał, zamordowany. Zbroczył deski podłogi ciemną jak smoła, pachnącą siarki cieczą, która płynęła w jego żyłach zamiast krwi. Była to zła krew i pachniała śmiercią i łzami niemowląt.
W końcu Jon doszedł na strych i tam zastał Antoninę!!
– Wiedziałeś, że mnie tu znajdziesz, ukochany? – zapytała Antonina, miała na sobie szarą sukienkę obciśle przylegającą do jej nagiego ciała, przedziwacznie szarego jak papier.
– Nie – odpowiedział przecząco, kręcąc przecząco głową, na znak, że nie.
– To czemu mnie tu szukałeś?
– Miałem tylko przeczucie. A co ty tu robisz.?
– To klątwa starego Tophmsona! On to zrobił razem z potomkami niewolników z naszego miasteczka. Musisz wiedzieć, że miasteczko gdzie mieszkamy to była dawniej niewolnicza plantancja mojego pra-pra-dziadka, a moja krew została skażona klątwą niewolników których zabił batem nadziewanym ostrymi kolcami cierni. Tompson chciał żebyś pisał, a mieszkańcy miasta zawarli z nim pakt oraz z diabłem i zostałam skazana na wygnanie, właśnie do diabła, czyli do Salem Hill.
– Co ma diabeł wspólnego z Salem Hill?
– Salem Hill to przedwieczne miejsce diabła.
– Musimy stąd uciekać! – Krzyknął doniośle podnosząc głos.
–Nie tak prędko–powiedział szef diabłów, wynurzając się z szafy. Wyglądał jak wielki wąż ze skrzydłami nietoperza, pazurami jaszczurki i jadowitymi zębami lwa. Turlał się po podłodze grzechocząc o deski jakby były kościami potępionych dusz. Jon podał Antoninie Shotgun, a sam wyrzucił wszystkie bronie, bo znalazł w szufladzie piórka strzelbę snajperską ze związku Radzieckiego, dokładnie takiej używali Rosyjscy snajperzy w bitwie o staliningrad podczas ostatnich dni wschodniej kampanii podczas 2. Wojny światowej.
– Antonina, strzelaj z lewej, podchodząc blisko, gdyż broń, którą ci dałem jest bronią krótkiego rażenia. Ja zaś wycofam się dalej, przez wizjer wymierzę w szefa diabłów, przeklętego Baala i odeślę go do tego piekła z którego wypełzł.
Zrobili dokładnie tak. Mózg Baala rozprysł się na ścianie, wyglądał jak brudny kalafior, gdyby strzelić do niego ze strzelby.
– Myślałam, że jak zabijemy diabła, to będziemy bezpieczni, ale miasto wciąż jest puste, pełno tu mgły! – Powiedział Antonina przytulając się do Jona. Jon Objął Antoninę, serce mu zabiło, bo bardzo ją kochał. Zaczął ją całować, wsunął język między jej wargi, dłonią zacisnął pośladek i przybliżył ją do siebie.
– Najwyraźniej to jeszcze nie koniec naszego koszmaru. Szał ciemności nie wypuści nas z taką łatwością, ze swoich zimnych jak grudniowa noc szponów!