Mieszkamy mocno po północy. W dzielnicy zawsze na zachodzie. Jak zwykle pozbyliśmy się sensu gdzieś między łykiem szampana a drugim papierosem po czwartej wódce. Świat zmienia się nagle, z każdym naszym krokiem, wiruje nam podłoga a i tych lamp wcześniej nie było trzech. Ale to nieważne. Przecież nie od dziś wiemy, że w naszym mieszkaniu mocno po północy,( trochę na zachodzie ) grasują czarty i diabły i tańczą z aniołami ; w przestworzach smoki. I przez to niebo tak wiruje i te chodniki i te lampy, to przez stężenie tej nagłej magii.
Im bliżej naszych schodów jesteśmy, tym szybciej uciekają nam budynki z oknami i drzwiami, które zwykliśmy nazywać "znajomymi" i gubią nas ulice, których nazwy nie są wcale takie długie i trudne do wypowiedzenia.
Teraz gdzieś tu obok powinna być Rubinowa. I trochę rumu, rumu, jak ja uwielbiam rum… Do abordażu, na tamtej klatce siedzi kot, na pewno nas zaprowadzi niczym Alicję do celu.
Co mówisz? Nie mamy już pieniędzy? To my mieliśmy kiedyś pieniądze?
Nie martw się na farby nam starczy, trochę mniej jedzenia, nie samym jedzeniem człowiek żyje.
Złapałabym taksówkę, chyba się gdzieś wywróciłam po drodze. Moje rajstopy tylko raz były tak podarte jak dzisiaj. Nie chcę o tym mówić, to był zły mężczyzna i za dużo wódki wypiłam. A ludzie w pociągu przejeżdżali tak obojętnie, że … boże świat mi wiruje. Nie śmiej się tak bezsensownie.
Kogo to obchodzi co się z nami stanie? Nasi rodzice śpią spokojnie myśląc, że te wszystkie pieniądze jakie mamy wydajemy na mieszkanie i jedzenie, bo przecież nam starczy, bo przecież od roku mamy pracę… o której nikt nigdy nie słyszał poza nimi. Proste kalkulacje w kieliszku bardzo taniego, ale zawsze, wina.
Kogo obchodzi o co rozbijają się nasze kolana, kiedy pijani w sztorc podróżujemy przez awangardową arkadię. Kogo obchodzi, że nasze skoki zawsze są przez ogień, a uderzenia naszych bioder zawsze są w akompaniamencie tego charakterystycznego mlaskającego dźwięku. Krzyk gdzieś obok. Boże dlaczego tak szybko biegniemy? Dlaczego mam wrażenie, że przez las, przed chwilą byliśmy w Paryżu!? Mój miły, mój luby. Kocham Cię!
Cmentarz? Nie pamiętam tej trasy? Czy to szczekanie psów? Nienawidzę psów! jak mogłeś?! Przecież wiesz, że naszym jedynym narkotykiem miała być miłość i szaleńcza namiętność. Jedyną koką miał być wspólny orgazm. A jedynym przestępstwem to otrzymywanie i dawanie go w miejscach nie do końca do tego przeznaczonych.
Miły, dlaczego jesteśmy mocno po południu? Mieszkamy w innej dzielnicy slumsów. Mój drogi, najdroższy, gałązko jabłoni…
Nienawidzę tego określenia wiesz? Oczywiście, że wiesz. Z pszczołami i osami mi się kojarzy, chociaż wcale nie są już tak groźne.
Cisza
Słyszysz ją? gdzie jesteśmy? Boże jaka noc, spójrz na te gwiazdy! Miliardy małych wspomnień zamkniętych w małych umierających kulach gazu.
Czujesz jak bardzo zimno przywiera do naszej krwi? Masz szron na głowie. Wiatr uderza na nowo w rytm naszych serc, boże gdzie nasza świadomość? Czuję jakbym latała…
Co mówisz kochanie? Potrzebujesz bólu by odczuwać radość? To irracjonalne.
Tak wiem, normalność to pojęcie względne. Ja jestem normalna, a ty szalony i gdzieś między śmiechem i krzykiem z bólu, gdy znowu wbijasz sobie coś w swoje ciało, bo skończyła ci się czerwona farba. Gdzieś między moim powrotem do domu, a twoim bandażowaniem kolejnej na początku niewidocznej rany. Gdzieś pomiędzy naszym domem mocno po północy, a niedzielnym porankiem na dworcu w mieście, którego nie znamy. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim jest ta irracjonalna potrzeba nie widzenia, nie rozumienia, nie odchodzenia.
A nasz dom mocno na północy, w dzielnicy zawsze na zachodzie; wita znów, jak co niedzielę, bez naszego udziału wita wschód na granicy horyzontu.
To nie jest grafomania (choć są błędy, ewidentnie popełnione celowo, lecz raczej nieprzekonująco grafomańskie). To jest poezja prozą spisana. Liryka życia? Być może. Fantastyka, jeśli jakaś jest, to umowna, ginie wśród niedomówień. Klimat tego opowiadanka jest bardzo ciężki, ale piękny, frasujący. Niektóre zdania, myśli – piękne. Widać wyraźnie, że masz literacki “pazur“ i poetyckie zacięcie. Generalnie, jestem na tak.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Zasadniczo zgadzam się z przedmówcą, ale jak dla mnie trochę za poważne.
Obawiam się, że nie wiem co przeczytałam. Skoro jednak Autorka uznała, że to grafomania, wypada mi przyjąć tę decyzję do wiadomości i wyznać, że szczególnie przypadło mi do gustu zdanie: Kogo obchodzi o co rozbijają się nasze kolana, kiedy pijani w sztorc podróżujemy przez awangardową arkadię. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
To nie jest grafomania. Widać duży potencjał. Po poprawieniu niektórych zdań, interpunkcji itd. wyszedłby z tego bardzo ciekawy strumień świadomości.
Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.
@Mela zawsze można spróbować ;) a nuż coś z tego wyjdzie. A niestety ten mój “potencjał” nie chce się ujawniać kiedy najbardziej go potrzebuje, ale dziękuje za miłe słowa ;)
Też wydaje mi się, że to nie Grafomania. Nie przepadam za strumieniami świadomości, więc tekst do mnie nie przemówił. Chyba po prostu moje strumienie mają inne koryta.
Babska logika rządzi!
Lexis, albo przywróć opowiadanie pod grafomanię, albo popraw tę “pułnoc” w tytule, albo chociaż dodaj w przedmowie, że błędy są, bo miało być na grafomanię, ale już nie jest. Bo naprawdę szkoda takiego tekstu, żeby z zewnątrz wyglądał na totalnego, w dodatku niczym nieuzasadnionego gniota.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/