- Opowiadanie: Lexis93 - miasto mocno Po pułnocy

miasto mocno Po pułnocy

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

miasto mocno Po pułnocy

Mie­szka­my moc­no po półno­cy. W dziel­ni­cy zaw­sze na zachodzie. Jak zwyk­le poz­by­liśmy się sen­su gdzieś między łykiem szam­pa­na a dru­gim pa­piero­sem po czwar­tej wódce. Świat zmienia się nag­le, z każdym naszym kro­kiem, wi­ruje nam podłoga a i tych lamp wcześniej nie było trzech. Ale to nieważne. Prze­cież nie od dziś wiemy, że w naszym mie­szka­niu moc­no po półno­cy,( trochę na zachodzie ) gra­sują czar­ty i diabły i tańczą z aniołami ; w przes­tworzach smo­ki. I przez to niebo tak wi­ruje i te chod­ni­ki i te lam­py, to przez stężenie tej nagłej ma­gii.

Im bliżej naszych schodów jes­teśmy, tym szyb­ciej uciekają nam bu­dyn­ki z ok­na­mi i drzwiami, które zwyk­liśmy na­zywać "zna­jomy­mi" i gu­bią nas uli­ce, których naz­wy nie są wca­le ta­kie długie i trud­ne do wy­powie­dze­nia.

Te­raz gdzieś tu obok po­win­na być Ru­bino­wa. I trochę ru­mu, ru­mu, jak ja uwiel­biam rum… Do abor­dażu, na tam­tej klat­ce sie­dzi kot, na pew­no nas zap­ro­wadzi niczym Alicję do ce­lu.

Co mówisz? Nie ma­my już pieniędzy? To my mieliśmy kiedyś pieniądze?

Nie mar­tw się na far­by nam star­czy, trochę mniej jedze­nia, nie sa­mym jedze­niem człowiek żyje.

Złapałabym taksówkę, chy­ba się gdzieś wywróciłam po drodze. Mo­je raj­sto­py tyl­ko raz były tak po­dar­te jak dzi­siaj. Nie chcę o tym mówić, to był zły mężczyz­na i za dużo wódki wy­piłam. A ludzie w po­ciągu prze­jeżdżali tak obojętnie, że … boże świat mi wi­ruje. Nie śmiej się tak bez­sensow­nie.

Ko­go to ob­chodzi co się z na­mi sta­nie? Na­si rodzi­ce śpią spo­koj­nie myśląc, że te wszys­tkie pieniądze ja­kie ma­my wy­daje­my na mie­szka­nie i jedze­nie, bo prze­cież nam star­czy, bo prze­cież od ro­ku ma­my pracę… o której nikt nig­dy nie słyszał po­za ni­mi. Pros­te kal­ku­lac­je w kieliszku bar­dzo ta­niego, ale zaw­sze, wi­na.

Ko­go ob­chodzi o co roz­bi­jają się nasze ko­lana, kiedy pi­jani w sztorc podróżuje­my przez awan­gardową ar­ka­dię. Ko­go ob­chodzi, że nasze sko­ki zaw­sze są przez ogień, a uderze­nia naszych bioder zaw­sze są w akom­pa­niamen­cie te­go cha­rak­te­rys­tyczne­go mlas­kające­go dźwięku. Krzyk gdzieś obok. Boże dlacze­go tak szyb­ko bieg­niemy? Dlacze­go mam wrażenie, że przez las, przed chwilą by­liśmy w Pa­ryżu!? Mój miły, mój lu­by. Kocham Cię!

 Cmen­tarz? Nie pa­miętam tej tra­sy? Czy to szcze­kanie psów? Niena­widzę psów! jak mogłeś?! Prze­cież wiesz, że naszym je­dynym nar­ko­tykiem miała być miłość i sza­leńcza na­miętność. Je­dyną koką miał być wspólny or­gazm. A je­dynym przestępstwem to ot­rzy­mywa­nie i da­wanie go w miej­scach nie do końca do te­go przez­naczo­nych.

Miły, dlacze­go jes­teśmy moc­no po połud­niu? Mie­szka­my w in­nej dziel­ni­cy slumsów. Mój dro­gi, naj­droższy, gałązko jabłoni…

Niena­widzę te­go ok­reśle­nia wiesz? Oczy­wiście, że wiesz. Z pszczołami i osa­mi mi się ko­jarzy, cho­ciaż wca­le nie są już tak groźne.

Cisza

Słyszysz ją? gdzie jes­teśmy? Boże ja­ka noc, spójrz na te gwiaz­dy! Mi­liar­dy małych wspom­nień zam­kniętych w małych umierających ku­lach ga­zu.

Czu­jesz jak bar­dzo zim­no przy­wiera do naszej krwi? Masz szron na głowie. Wiatr uderza na no­wo w rytm naszych serc, boże gdzie nasza świado­mość? Czuję jak­bym la­tała…

Co mówisz kocha­nie? Pot­rze­bujesz bólu by od­czu­wać ra­dość? To ir­racjo­nal­ne.

Tak wiem, nor­malność to pojęcie względne. Ja jes­tem nor­malna, a ty sza­lony i gdzieś między śmie­chem i krzy­kiem z bólu, gdy zno­wu wbi­jasz so­bie coś w swo­je ciało, bo skończyła ci się czer­wo­na far­ba. Gdzieś między moim pow­ro­tem do do­mu, a twoim ban­dażowa­niem ko­lej­nej na początku niewi­docznej ra­ny. Gdzieś po­między naszym do­mem moc­no po półno­cy, a nie­dziel­nym po­ran­kiem na dwor­cu w mieście, które­go nie zna­my. Gdzieś po­między tym wszys­tkim jest ta ir­racjo­nal­na pot­rze­ba nie widze­nia, nie ro­zumienia, nie od­chodze­nia.

A nasz dom moc­no na półno­cy, w dziel­ni­cy zaw­sze na zachodzie; wi­ta znów, jak co nie­dzielę, bez nasze­go udziału wi­ta wschód na gra­nicy ho­ryzon­tu.

Koniec

Komentarze

To nie jest grafomania (choć są błędy, ewidentnie popełnione celowo, lecz raczej nieprzekonująco grafomańskie). To jest poezja prozą spisana. Liryka życia? Być może. Fantastyka, jeśli jakaś jest, to umowna, ginie wśród niedomówień. Klimat tego opowiadanka jest bardzo ciężki, ale piękny, frasujący. Niektóre zdania, myśli – piękne. Widać wyraźnie, że masz literacki “pazur“ i poetyckie zacięcie. Generalnie, jestem na tak.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Zasadniczo zgadzam się z przedmówcą, ale jak dla mnie trochę za poważne.

Obawiam się, że nie wiem co przeczytałam. Skoro jednak Autorka uznała, że to grafomania, wypada mi przyjąć tę decyzję do wiadomości i wyznać, że szczególnie przypadło mi do gustu zdanie: Ko­go ob­chodzi o co roz­bi­jają się nasze ko­lana, kiedy pi­jani w sztorc podróżuje­my przez awan­gardową ar­ka­dię. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To nie jest grafomania. Widać duży potencjał. Po poprawieniu niektórych zdań, interpunkcji itd. wyszedłby z tego bardzo ciekawy strumień świadomości.

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

@Mela zawsze można spróbować ;) a nuż coś z tego wyjdzie. A niestety ten mój “potencjał” nie chce się ujawniać kiedy najbardziej go potrzebuje, ale dziękuje za miłe słowa ;)

Też wydaje mi się, że to nie Grafomania. Nie przepadam za strumieniami świadomości, więc tekst do mnie nie przemówił. Chyba po prostu moje strumienie mają inne koryta.

Babska logika rządzi!

Lexis, albo przywróć opowiadanie pod grafomanię, albo popraw tę “pułnoc” w tytule, albo chociaż dodaj w przedmowie, że błędy są, bo miało być na grafomanię, ale już nie jest. Bo naprawdę szkoda takiego tekstu, żeby z zewnątrz wyglądał na totalnego, w dodatku niczym nieuzasadnionego gniota.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nowa Fantastyka