- Opowiadanie: piotr8715 - I haven't seen you for a long time, death

I haven't seen you for a long time, death

Oceny

I haven't seen you for a long time, death

Mróz, zamiecie śnieżne i dosłownie mrożąca krew w żyłach temperatura o tej porze roku dawała się we znaki każdej nieodpowiedzialnej istocie, która nie opuściła Północy. Mowa tutaj o Północy, przez duże "P", jednym miejscu na świecie, do którego nie zmierzały żadne wyprawy, żadne ekspedycje ludzi – żadne, aż do tej pory.

Czarny kaptur, zakrywający oczy, czarna chusta, zaciągnięta na nos, czarny płaszcz, spięty pasem wkoło ciała, w celu zachowania większej ilości ciepła. Kołczan i pochwa z mieczem na plecach, oraz łuk w lewej dłoni, schowanej w skórzanej rękawicy – tak wyglądał człowiek skradający się powoli w stronę wielkiego niedźwiedzia. Zwierzę było zaaferowane przeręblą w lodzie i nie zauważyło zagrożenia, dopóki czarna strzała nie wbiła mu się za kolanem, gruchocząc jedną z czterech łap. Krew trysnęła na śnieg, barwiąc go czerwienią, ścięgna pękły, przez co kończyna opadła bezwładnie. W tej krótkiej chwili, kiedy rozległ się ryk zaskoczenia i bólu, w powietrzu gwizdnęły kolejne trzy pociski, każdy w tym samym kolorze. Ostatni uciął cierpienia ofiary, przebijając serce szerokim grotem. Zwierz opadł z łoskotem na lód, a chwilę później obok jego martwego cielska stanął łowca. Przez chwilę zdawał się patrzeć na swoje dzieło, ale wyrazu jego twarzy nie dało się odczytać spod materiału, zakrywającego twarz. Zagwizdał przeciągle i po chwili w oddali rozległ się tętent kopyt.

 

*******

 

– Przyjaciel czy wróg?! 

"Ciekawe, czy ktoś kiedyś odpowiedział – wróg" – pomyślał Darnsin.

– Przyjaciel! Otwórzcie, bo zamarznę!

Strażnik wyjrzał zza blanków muru i podrapał się po głowie.

– Powinienem sprawdzić, czy nie macie broni…

Mężczyzna cierpliwie czekał pod bramą, oczekując na decyzję strażnika, który po chwili odchrząknął, wyraźnie zakłopotany.

– Ale to oczywiste, że macie, no chyba, żeście oszaleli…

– Nie oszalałem i nie mam tego w planach. Nie przybyłem tutaj, żeby trafić do lochu za jakieś przestępstwo.

Przez chwilę Darnsin czuł na sobie badawczy wzrok, po czym głowa żołnierza schowała się z powrotem, a brama zaczęła się powoli uchylać. Mężczyzna poprawił kaptur i ruszył ulicą w stronę karczmy, spojrzeniem przesuwając wokoło. Cudem był fakt, że z głównej trasy odgarnięto śnieg, jednak nie został on wywieziony, a jedynie rozsypany do zaułków, które teraz walczyły o przetrwanie w bitwie z mrozem. W oczy rzucała się dziewczyna drżąca pod drzwiami karczmy, ubrana w jakieś szmaty, które pewnie kiedyś były płaszczem. Darnsin obejrzał się wkoło, omijając ją w drodze do budynku i wtedy napotkał wzrok strażnika. 

– Wy! Zabierzcie stąd tę dziewczynę! 

Mężczyzna skrzywił się, będąc już tak blisko celu. 

– Przecież ona i tak nie przeżyje… Chciałem się w końcu ogrzać. 

– Wpuściłem was tutaj?! To teraz zabierajcie ją, jeśli chcecie tu jeszcze zabawić! 

– Dobrze, już dobrze. Co cię tak ugryzło… – Wymamrotał zawiedziony podróżnik. 

Stanął przed zwiniętym w kłębek kształtem i podniósł ten fragment materiału, który zasłaniał twarz. Jego brwi uniosły się, w wyrazie zdumienia. 

– Ile ty masz lat, dziewczyno? – Spytał, unosząc ją na rękach. Natychmiast poczuł, że jej ciało jest zimne prawie tak samo, jak ciała trupów. 

– P-ppię… tnaście – żeby usłyszeć jej słowa, Darnsin musiał się pochylić. 

– Jakim cudem jesteś tutaj, a nie w burdelu? – mruknął do siebie, zabierając ją do karczmy. W jego ojczyźnie była to dla dziewczyn bez rodziny normalna praktyka, dająca szansę przetrwania, poczuł jednak, jak jego "podopieczna" drgnęła na te słowa. Wzruszył ramionami, wchodząc do izby głównej. 

– Zamykać drzwi, kurwie syny! – wrzasnął karczmarz, dopiero po chwili orientując się, że ma nowego gościa – Wybaczcie panie, pewien byłem że to… Czego wam trzeba? 

– Jeden pokój. Nie wiem na ile. 

– Dla… Dwojga? – Spytał niepewnym głosem właściciel, patrząc na dziewczynę, bezwładną i siną z zimna. 

Darnsin spojrzał na niego bez emocji, podchodząc o krok, bo w gwarze rozmów z trudem rozpoznawał słowa.

– Nie sądzę, żeby było warto ją liczyć. 

– T… Taaaaaak. Za pierwszą noc musicie zapłacić z góry, panie. 

– Ile? 

– Dwa denary. 

– Mogę dać jeden. 

Karczmarz uśmiechnął się kącikiem ust. 

– Jeden i dziewięć brązowych. 

– Jeden i dwa.

– Osiem, nie wiem ile będziesz zajmował miejsce. 

– Trzy. Na pewno kilka dni 

– Siedem. 

– Sześć, ale chcę czegoś w czym możnaby zanurzyć tę dziewczynę. I zimnej wody. 

– Zgoda! Już dawno z nikim nie mogłem się potargować. – zaśmiał się mężczyzna i zamachał na dziewkę, a kiedy ta podeszła, wskazał na gościa – Tea, wskaż panu wolny pokój. Ten z balią. 

Tea – średniego wzrostu blondynka uśmiechnęła się wesoło, oceniając spojrzeniem gościa. 

– Proszę za mną – Lekko kołysząc biodrami weszła na piętro, gdzie otworzyła pokój mniej więcej w środku korytarza. – Jeśli będzie pan czegoś potrzebował… Jestem do dyspozycji – Zaśmiała się cicho, przesuwając po nim wzrokiem jeszcze raz, po czym zbiegła po schodach z powrotem.

 

******

 

– Ile ja tu już siedzę? – Darnsin spojrzał przez maleńkie okno w izbie. Słońce dużo wcześniej schowało się za horyzontem, więc zobaczył tylko migające gdzieniegdzie światła lamp. Westchnął głęboko, odwracając się. Dziewczyna – Alice, leżała w balii, zanurzona po szyję. Woda była czysta, co mężczyzna osiągnął dopiero po jej trzykrotnej wymianie. Z tego powodu wyraźnie widać było, że Alice jest naga i, przede wszystkim, że mimo starań, właśnie kona. Co kilka minut jej tętno zanikało, albo dostawała ataków kaszlu, bądź dreszczów. 

– To wszystko nie ma sensu. Powinnaś żyć, idiotko. Co ja zrobiłem źle? Czy ty w ogóle wiesz kim ja jestem? – Uderzył pięścią w ścianę i usiadł na skraju balii. Niechętnie zauważył, że gdyby dziewczyna nie była sina i zmaltretowana przez mróz, to pewnie by mu się podobała. Może nawet wziąłby ją na naukę? Bezwiednie dotknął dłonią jej głowy. Błysnęło zielonym światłem – Alice wygięła się gwałtownie w nienaturalnym skurczu, rozchlapując wodę wkoło, a Darnsin odskoczył na dobre dwa metry. Po jego ciele przebiegł błękitny blask, a miecz, jeszcze przed chwilą spoczywający w pochwie na plecach, w ułamku sekundy znalazł się w jego dłoni, gotowy do uderzenia. Przez dwie sekundy mężczyzna stał w pozycji gotowości, zanim zrozumiał, że nic więcej się nie wydarzy. Alice leżała bezwładnie, z jedną nogą groteskowo wyrzuconą poza balię. 

– Co to miało być? – Spytał sam siebie, powolnym krokiem podchodząc z powrotem, jednocześnie chowając broń. Nie potrzebował lekarza, żeby natychmiast stwierdzić, że patrzy na truchło. Złapał ciało Alice za włosy i pociągnął w górę, przyglądając się mu uważnie. Żyły wciąż pulsowały intensywnym błękitnym światłem – energią, której dziewczyna nie mogła już użyć.

– Mogłaś być wielką czarodziejką… Ale czemu wybuchłaś? To wszystko nie ma sensu. – Po chwili uświadomił sobie, że powtórzył te słowa już drugi raz jednego dnia, więc westchnął ciężko i pochylił się nad balią. Niechętnie uniósł zimne ciało i odniósł je na sporych rozmiarów stołek. Usiłował położyć Alice w jakiś elegancki sposób, ale jej sztywne członki najwyraźniej nie były zdolne zgiąć się w odpowiedni sposób. Po kilku nieudanych próbach pozostawił Alice w dość wyzywającej pozie, z rozłożonymi szeroko nogami, zgiętymi w kolanach, a sam usiadł na łóżku, obejmując głowę dłońmi i pochylając się lekko. Zielone światło przebiegło po jego rękach, od barków po koniuszki palców i powoli, jak macka, zaczęło się zbliżać do ciała dziewczyny. Mężczyzna zerwał się z miejsca i gwałtownym ruchem otworzył dłoń, cofając rękę. "Macka" posłusznie wróciła i wsiąkła w niego. Darnsin pokręcił głową i wyszedł z pokoju, kierując się do głównej izby.

 

******

 

Około godziny jedenastej w nocy drzwi od pokoju otworzyły się, uderzając z rozpędu w ścianę i siłą odbicia samoczynnie się zatrzaskując. Widok Alice, wciąż w tej samej pozie, był gorszy, niż Darnsin się spodziewał. Odchrząknął, zapalił dwie świece i podszedł do niej. Pod skórą dziewczyny wciąż widział błękit, więc stanął w najwygodniejszej możliwej pozycji, czyli przed jej rozłożonymi nogami, na których położył dłonie. Energia wręcz wystrzeliła w jego kierunku, wirując wkoło i wsiąkając. Na krótką chwilę w pokoju było jasno jak w słoneczny dzień, jednak światło szybko znikło, wchłonięte w Darnsina, który na skutek tak gwałtownego przepływu zachwiał się i oparł dłonią na martwym ciele Alice. Odetchnął ciężko, próbując uspokoić oddech w tej pozycji. 

– Ekhem…

Po pokoju przemknął nieśmiały szept, wywołujący pierwotne uczucie strachu, powodujący, że każda istota chciała jak najszybciej uciekać, lub schować się w jakimś bezpiecznym miejscu. Zaskoczony mężczyzna w ułamku sekundy obrócił się, sięgając do miecza na plecach, jednak okazało się, że nie może go wyjąć.

– Nie trudź się. To ja. Czy mogę wiedzieć, co ty z nią właśnie robiłeś?

Darnsin odruchowo cofnął się pod ścianę, widząc kto go odwiedził. Śmierć zaśmiała się, a cień przemknął po pokoju, gasząc wszystkie światła w akompaniamencie złowrogiego chichotu. Dopiero teraz mężczyzna zdał sobie sprawę z tego, jak musiał wyglądać, stojąc między rozłożonymi nogami nagiej dziewczyny i oddychając ciężko. Odchrząknął i odparł niepewnym głosem:

– To… Nie tak jak ci się wydaje…

– Przecież wiem. Rusz tyłek, już jestem spóźniony. – Zniecierpliwiona istota uniosła się nad ziemię, a z truchła Alice zaczęło uciekać w jej stronę szaro-niebieskie światło. Biurko, które przypadkiem również zostało potraktowane magią, zaczęło próchnieć i w ciągu dwóch sekund złamało się w pół, uderzając o podłogę, razem z ciałem. Wszystko ucichło równie nagle, jak się zaczęło i Śmierć obróciła się do Darnsina, który zdążył się już przyzwyczaić, do niezwykłego gościa. 

– Nie rób tej całej szopki i zapal mi światło – Mruknął, podchodząc bliżej. – Dawno cię nie widziałem. Chyba ostatnimi czasy bez przerwy się spóźniasz. 

– Tak to jest, Stand. Na zimę umiera was więcej, a ja jestem zbyt leniwy, żeby latać po całym świecie w kółko. Czekam aż gdzieś się uzbiera jakaś większa grupa nieboszczyków i wtedy przychodzę. – W odpowiedzi na prośbę, w pokoju zapaliły się świece. 

– Ile ich było tutaj? 

– Czterdziestu trzech. Tylko dwóch zmarło naturalnie. Mogłeś pomóc pozostałym. 

Darnsin odchrząknął, obracając się w stronę okna.

– Z nas dwojga, to ciebie nazywają aniołem. 

– Z nas dwojga, oboje wiemy, że to ty mogłeś im pomóc. – Śmierć nie dała się zbić z tropu, czego można się było po niej spodziewać. – dziś umrze siedmiu. Jutro zależy od ciebie. 

– Przestań. Nie jestem lekarzem, jestem zabójcą. Jutro zależy ode mnie, tak samo jak dziś, bo mogę wymordować więcej niż siedem osób. 

– Nie wymordujesz. 

Mężczyzna szarpnął głową i spojrzał wyzywająco na istotę, jednak Śmierć założyła już ręce na piersi i bez pożegnania znikła, wywołując wir szarej mgły, która po chwili rozwiała się bez śladu.

Koniec

Komentarze

 

Czarny kaptur, zakrywający oczy, czarna chusta, zaciągnięta na nos, czarny płaszcz, spięty pasem wkoło ciała, w celu zachowania większej ilości ciepła. Kołczan i pochwa z mieczem na plecach, oraz łuk w lewej dłoni, schowanej pod skórzaną rękawicą – tak wyglądał człowiek skradający się powoli w stronę wielkiego niedźwiedzia. Zwierzę było zaaferowane przeręblą w lodzie i nie zauważyło zagrożenia, dopóki czarna strzała nie wbiła mu się za kolanem, gruchocząc jedną z czterech łap.

 

Bardzo dużo tej czerni – za dużo. Powtórzenie musi mieć mocne uzasadnienie, by istnieć, tu takiego nie widzę. 

Dłoń może być schowana w rękawicy, nie pod. 

Wydaje mi się, że jedna strzała z łuku raczej nie zgruchocze łapy niedźwiedzia, zwłaszcza wielkiego.

 

Masz też trochę zbędnych zaimków, przykład: 

Zwierz opadł z łoskotem na lód, a chwilę później obok jego martwego cielska stanął łowca. Przez chwilę zdawał się patrzeć na swoje dzieło, ale wyrazu jego twarzy nie dało się odczytać

 

brama zaczęła się powoli unosić – bramy się raczej uchylają, otwierają; unoszą się kraty

 

W oczy rzucała się młoda dziewczyna(+,) drżąca pod drzwiami karczmy, ubrana w jakieś szmaty, które pewnie kiedyś były płaszczem. 

Dziewczyna z definicji jest młoda, więc to dopowiedzenie jest zbędne. 

 

– Ty! Zabierz stąd dziewczynę!  – tę; strażnik mówi wcześniej i później per “wy”, a ty nagle zmienia na “ty”; Do tego nie pojmuję tego fragmentu – dlaczego każe obcemu przybyszowi zgarnąć z ulicy nieznaną mu dziewczynę – na tym etapie zakładam, że miejscową. To tak, jakby mnie ktoś kazał zabrać ze sobą żula siedzącego na progu sklepu – no nie. 

 

– P-ppię… Tnaście – żeby usłyszeć jej słowa, Darnsin musiał się pochylić. – dlaczego “Tnaście” wielką literą? źle zapisujesz dialogi – zerknij na początek do tego poradnika: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

Jeśli będzie Pan czegoś potrzebował – pan małą literą

 

Niechętnie uniósł zimne ciało i odłożył na niewielkie biurko. – w karczmianym pokoju gościnnym raczej nie uświadczysz biurka

 

Raz piszesz o śmieci w rodzaju żeńskim: Śmierć zaśmiała się, a raz w męskim: Rusz tyłek, już jestem spóźniony.  -zdecyduj się na jedna formę. 

 

Pomoc społeczna brzmi co najmniej dziwnie w świecie fantasy.

 

Prolog nie zgrywa mi się z resztą opowieści. Czy łowca to Darnsin? A reszta opowieści, to mimo wszystko tak naprawdę jedna scena, z której nie dowiadujemy się wiele. Mam wręcz wrażenie, że to dopiero początek opowiadania i że będzie dalsza część. Dlatego o pomyśle na historię nie umiem się wypowiedzieć – brak konkretniejszego punktu zaczepienia. 

Dobre fantasy nie jest złe, ale przydałoby się jeszcze nad tekstem popracować. Wyeliminować usterki, których przykłady przytoczyłam, rozbudować fabułę.  

Na plus – przynajmniej, mimo drobnych braków, to interpunkcja nie jest zła :) 

 

I jeszcze pytanie – dlaczego tytuł jest po angielsku?

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Odpowiem po kolei:

 

Powtórzenie koloru czarnego jest jak najbardziej celowym zabiegiem, chodziło mi właśnie o to, żeby czytelnik to zauważył – mam nadzieję, że nie brzmi przez to okropnie.

O rękawicy nie wiedziałem, dziękuję ;)

“Jego” i brak przecinka to moje przeoczenie, również dziękuję.

Kilka minut temu znalazłem właśnie ten poradnik, obiecuję poprawę angel

Biurko i pomoc społeczna… *#@$… Masz rację, nie pomyślałem o tym. (Pomyśleć, że zajmuję się rekonstrukcją…)

Śmierć pisałem w ten sposób, bo forma np. “Śmierć przeszedł kilka kroków” brzmi dla mnie bardzo… Dziwnie. Wydawała mi się niepoprawna :/

W kwestii ostatnich pytań… Jest to opowiadanie, które mam zamiar rozbudować, to dlatego początek wydaje się nie mieć powiązania (tak naprawdę, to po prostu wrzuciłem tutaj pierwszy rozdział powieści, którą rozpocząłem na Wattpadzie).

Po angielsku… Bez jakiegoś szczególnego powodu. Po prostu dla mnie lepiej brzmi. To jakiś błąd, że nie jest w tym samym języku, co opowiadanie?

 

Dzięki, za odpowiedź i krytykę smiley

Ale... Co?

Czarna – nie martw się, czytelnik zauważy, nie trzeba tyle razy powtarzać. 

 

Jeśli personifikujesz śmierć i dzięki temu jest Śmierć, który o sobie mówi “jestem spóźniony”, to nie możesz o nim pisać “powiedziała”. No po prostu nie. Jeśli mi nie wierzysz, że moja propozycja jest poprawna, to zerknij do książek Pratchetta – tam Śmierć jest nim i męski rodzaj jest utrzymany w każdym momencie.

 

Powieść – jeśli zaprezentowałeś nam pierwszy rozdział, to nie jest opowiadanie, tylko fragment i tak powinno być oznaczone, żeby nie wprowadzać czytelników w błąd niewłaściwym tagiem.

 

Tytuł – błąd, nie błąd. Wszystko zależy. Można, ale należałoby mieć dobry powód. Jednak tu nie za bardzo widzę uzasadnienie, by tytuł, zwłaszcza tak rozbudowany w pełne zdanie, był w obcym języku. A po polsku wcale nie będzie brzmiał gorzej :) Już nawet nie wspomnę, że masz w tytule byka. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Pomóż mi i jednak wspomnij, gdzie mam tego byka :/ Tag już poprawiony, mój błąd. (To znaczy, mam nadzieję, że poprawiony, bo na telefonie ta strona mi wariuje). Co do Śmierci – pewnie masz rację, uwzględnie to w ewentualnej kontynuacji ;) dla spokoju duszy spytam jeszcze jakiegoś polonisty :)

Ale... Co?

Już byka nie ma – brakowało Ci “A”. Tag jest już OK.

Na sprawę Śmierci możesz też spojrzeć od innej strony. Zanim wyjaśnię jakiej, odpowiedz mi na pytanie: czy takie wyrażenie jest poprawne: “Maria powiedział”? 

 

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Tak, jest poprawny. Nie wiem, czy o to Ci chodziło, czy przypadkiem wybrałaś nieszczęśliwy przykład (Maria to imię męskie i żeńskie).

Ale... Co?

O to mi chodziło. Maria jako imię męskie nie jest zbyt popularne i występuje zazwyczaj jako drugie i nie znam nikogo, kto chciałby aby tak się do niego bezpośrednio zwracać :) Na jednego znajomego, jak mnie wkurzy, mówię Marysia, żeby się odgryźć :)

I o tym mówię – zrobiłeś śmierć facetem. Mimo damsko brzmiącego imienia – musisz więc o nim pisać/mówić w rodzaju męskim. Inaczej robi się zamieszanie, które czytelnika wprowadza co najmniej w konsternację.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Jak wspomniałem, uznaję to co co powiedziałaś ;) Mam nadzieję, że mimo tych błędów, całość warta jest kontynuacji (którą zapewne jeszcze gdzieś tu wepchnę :D). Przy okazji, co oznaczają srebrne i złote (brązowe?) gwiazdki, przy opowiadaniach? Próbowałem gdzieś znaleźć wyjaśnienie, ale mi się nie udało :/ No i jeszcze – jeśli będę chciał pisać kontynuację, to jak miałbym ją oznaczyć? Napisać w tytule, że to ciąg dalszy?

Ale... Co?

Srebrna/szara gwiazdka oznacza, że pod opowiadaniem, którego Ty nie skomentowałeś, pojawił się jakiś nowy komentarz. Złota oznacza to samo, ale pojawia się przy opowiadaniach, które sam skomentowałeś.

 

Co do publikowania fragmentów. Gdybyś chciał opublikować następną część, to też ją należy oznaczyć jako fragment, a w przedmowie warto napisać, ze to kontynuacja czegoś-tam i podać link do tej wcześniejszej części.

Jednak z czymś takim jest inny problem – mało kto czyta fragmenty, więc możesz spotkać się ze słabym odzewem. A chyba nie o to chodzi. Więcej komentujących czytelników wyłapie w tekście więcej błędów, usterek, nielogiczności. Wskażą, podpowiedzą jak poprawić. Zwrócą uwagę na różne punkty spojrzenia. To pomaga w rozwoju. Bez takich komentarzy jest ciężej. Sam poczytaj inne opowiadania i komentarze, poobserwuj.

I może spróbuj jednak na początek pokazać się i dać poznać poprzez opowiadanie, nawet szort – ale zamkniętą, skończoną historię. To procentuje później.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki :) Mało kto czyta fragmenty? D: To dla mnie nieco problematyczne, bo zawsze pisałem coś na kształt książek :/ Zastanowię się.

 

Dodam, że mój polonista stwierdził “intuicyjnie”, że Śmierć mimo wszystko powinna mieć czynności opisywane w rodzaju żeńskim. Jutro (podobno) powie mi, czy taka forma na pewno jest poprawna. wink

Ale... Co?

Rozmawiałem z dwoma nauczycielami języka polskiego. Oboje stwierdzili, że wersja, której używam, jest poprawna. Gdyby Śmierć była jedynie pseudonimem jakiegoś mężczyzny, pisałoby się tak jak twierdzisz, jednak w sytuacji, kiedy jest to jej jakoby… Zawód(? Nie umiem tego nazwać), piszemy czynności wykonywane przez nią, w rodzaju żeńskim.

Dodatkowo jeden z nich jest równolegle nauczycielem angielskiego i stwierdził, że Pratchett pisał o Śmierci w rodzaju męskim, ponieważ w języku angielskim właśnie taka forma jest poprawna, odmiennie niż w Polsce. smiley

Ale... Co?

Z językiem angielskim to jest w ogóle trochę inaczej – zwróć uwagę, że tam czasownik nie ma formy męskiej czy żeńskiej – I was oznacza w zależności od kontekstu byłam lub byłem, więc takie porównywanie dla mnie nie ma większego sensu.

U ciebie Śmierć to nie tylko "zawód”, ale postać, która mówi sama o sobie w rodzaju męskim. Czyli – powtórzę się – spersonifikowałeś śmierć jako mężczyznę, nie kobietę. Z tego punktu widzenia tekst nie jest spójny i logiczny jeśli narrator o postaci mówi ONA, a postać o sobie ON. Nie brzmi to po prostu naturalnie. 

Ale oczywiście mogę się też mylić, tak jak i cały sztab ludzi pracujących przy wydawaniu polskich edycji książek Pratchetta :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Tak, przekazałem to mojej polonistce i poloniście, dokładnie w taki sposób, dokładnie się upewniając, czy dobrze zrozumieli. Nie czuję się na siłach, żeby się z nimi kłócić ;). Po prostu przekazuję, że, ich zdaniem, moja wersja jest prawidłowa, więc nie będę jej zmieniać :).

(W języku angielski notabene, rzeczowniki również mają rodzaje, więc może Prechett nie pisał tylko “Death was, Death put, Death did”, ale też “he put, he was”? Nie wiem. Jednak sposobu zapisu nie zmienię, bo ufam moim nauczycielom :) ).

Ale... Co?

Jak mówi stare portalowe przysłowie – Autorze, to Twój tekst i napiszesz go jak sam zechcesz :)

Wcale nie namawiam Cię do kłócenia się z polonistami, wręcz przeciwnie :) Po prostu mówię, co dla mnie jako czytelnika nie brzmi dobrze.

 

Co do angielskiego – racja. Ale akurat Pratchetta w oryginale czytałam części serii bez Śmierci, więc sama bym musiała po jakąś sięgnąć, żeby zobaczyć jak to pisał. I z ciekawości tak zrobię :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie bardzo wiem jaki jest związek między polowaniem na niedźwiedzia, a wydarzeniami opisanymi w dalszym ciągu tekstu. Nie wiem także, Piotrze, jaki cel Ci przyświecał, kiedy zamieszczałeś fragment, z którego w zasadzie nic nie wynika. Nie ma on początku ani końca, nie dzieje się tu nic, co wzbudziłoby we mnie chęć poznania dalszego ciągu.

Szkoda, że błędy, które wskazała Śniąca, nie zostały poprawione.

I jeszcze jedno – zupełnie nie widzę uzasadnienia dla angielskiego tytułu. 

 

w po­wie­trzu gwizd­nę­ły ko­lej­ne trzy po­ci­ski, każda w tym samym ko­lo­rze. – …w po­wie­trzu gwizd­nę­ły ko­lej­ne trzy po­ci­ski, każdy w tym samym ko­lo­rze.

Piszesz o pociskach; pocisk jest rodzaju męskiego.

 

Ostat­nia ucię­ła cier­pie­nia ofia­ry, prze­bi­ja­jąc serce sze­ro­kim gro­tem. Ostat­ni uciął cier­pie­nia ofia­ry, prze­bi­ja­jąc serce sze­ro­kim gro­tem.

Nadal piszesz o pociskach.

 

ale wy­ra­zu jego twa­rzy nie dało się od­czy­tać spod ma­te­ria­łu, za­kry­wa­ją­ce­go twarz. – Powtórzenie.

 

a je­dy­nie roz­rzu­co­ny do za­uł­ków, które teraz wal­czy­ły o prze­trwa­nie w bi­twie z mro­zem. W oczy rzu­ca­ła się młoda dziew­czy­na… – Powtórzenie.

 

Jego brwi unio­sły się w górę, w wy­ra­zie zdu­mie­nia. – Masło maślane. Czy brwi mogły unieść się w dół?

 

Sześć, ale chcę cze­goś w czym moż­na­by za­nu­rzyć dziew­czy­nę. Sześć, ale chcę cze­goś, w czym moż­na­ by za­nu­rzyć dziew­czy­nę.

 

Darn­sin spoj­rzał przez mi­kro­sko­pij­ne okno w izbie. – Raczej: Darn­sin spoj­rzał przez maleńkie okno w izbie.

Chyba że w Twoim świecie wiedziano, co to mikroskop.

 

Alice, le­ża­ła w balii, za­nu­rzo­na po szyję. Woda była czy­sta, co męż­czy­zna osią­gnął do­pie­ro po jej trzy­krot­nej wy­mia­nie. Z tego po­wo­du wy­raź­nie widać było, że jest ona naga i, przede wszyst­kim, że mimo sta­rań, wła­śnie kona. – Zgubiłeś podmiot, skutkiem czego okazało się, trzykrotnie wymieniona woda była naga i właśnie konała.

 

Nie­chęt­nie uniósł zimne ciało i odło­żył na nie­wiel­kie biur­ko. Usi­ło­wał po­ło­żyć je w jakiś ele­ganc­ki spo­sób… – Powtórzenie.

 

czyli przed jej roz­ło­żo­ny­mi no­ga­mi i po­ło­żył dło­nie na jej ko­la­nach. Ener­gia wręcz wy­strze­li­ła w jego kie­run­ku, wi­ru­jąc wkoło i wsią­ka­jąc w niego. – Czy wszystkie zaimki są niezbędne?

 

z tru­chła Alice za­czę­ło ucie­kać w jej stro­nę sza­ro-nie­bie­skie świa­tło. – …z tru­chła Alice za­czę­ło ucie­kać w jej stro­nę sza­ronie­bie­skie świa­tło.

 

Cze­kam aż gdzieś się uzbie­ra jakaś więk­sza grupa nie­boszcz­ków i wtedy przy­cho­dzę. – Literówka.

 

– Z nas dwoj­ga, to cie­bie na­zy­wa­ją anio­łem. – Z nas dwoj­ga, oboje wiemy, że to ty mo­głeś im pomóc. – Śmierć nie dała się zbić z tropu… – Z wypowiedzi Śmierci, Darn­sina i narratora wynika jednoznacznie, że w tym opowiadaniu Śmierć jest rodzaju żeńskiego i o wszystkim, co robi i mówi, powinieneś pisać tak, jakby mówiła i robiła to kobieta.

Gdyby Twoja Śmierć była mężczyzną, fragment powinien brzmieć: – Z nas dwóch, to cie­bie na­zy­wa­ją anio­łem. – Z nas dwóch, obaj wiemy, że to ty mo­głeś im pomóc. – Śmierć nie dał się zbić z tropu

Byłoby dobrze, gdybyś w całym opowiadaniu pisał o Śmierci w sposób jednoznaczny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Błędy poprawię, dziękuję. smiley

Pytałem ludzi, którzy powinni się na tym znać, oboje odpowiedzieli, że opisy Śmierci powinny być pisane w osobie żeńskiej ;) (patrz komentarze).

Również wspominałem, że jest to fragment większej całości (błędny tag już poprawiłem), przez co pierwszy fragment faktycznie wydaje się nie mieć powiązania. Uwierz, ono jest.

EDIT:

Poprawiłem – mam nadzieję, że jest okej.

Ale... Co?

Jeśli pomogłam, cieszę się. ;-)

 

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomogłaś XD. Choć to dołujące, że błędy są, to lepiej o nich wiedzieć :).

 

Ale... Co?

Mam nadzieję, że z czasem będzie ich coraz mniej, a nawet wcale. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka