- Opowiadanie: Bojownik - UFO

UFO

Troszkę przesadziłam...

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

UFO

Wielki i zapewne kosmiczny statek, wylądował na moim podwórku. Nie byłem pewien czy mam omamy, czy może wypiłem o kieliszek wódki za dużo. Nie rozpaczałem. Zszedłem powolutku ze schodów swojej rozpadającej się werandy. Miałem ku temu powód. Interesowała mnie siekiera leżąca przed samym wejściem.

-Cholera, całe szczęście, że po pijaku ganiam z nią po wiosce. Inaczej by jej tam nie było! – powiedziałem do siebie.

Zastanawiałem się, czy siekiera obroni moje jaja przed obcą, omnipotętną istotą, która właśnie lewituje w moim kierunku. Nie bałem się, bo i tak już byłem martwy. Moja poharatana przez alkohol wątroba od dziesięciu lat mówi jedno. Game over men! Game over!

Obcy miał dwie mlecznobiałe wargi, trzy wielkie suty i chyba był odporny na przedmioty latające. Chodzi mi o to, że kandelabr rzucony w niego przez moją szurnięta matkę wleciał w miejsce głowy obcego i wypadł z drugiej strony. Szalony atak wariatki nie zrobił na nim większego wrażenia.

– Witajcie drogi kosmito-ukłoniłem się i czekałem. Oczekiwałem odpowiedzi. Uznałem, że rasa umiejąca latać do gwiazd na pewno zna wszelkie możliwe języki z tej planety.

– Thor ucztuje w Asgardzie – odparł kosmita.

Nie wiedziałem co i jak odpowiedzieć.

– A pies zjadł obcęgi i wysrał młotek – odparła moja matka. Sąsiedzi wiedzą, że moja szurnięta stara ma niewyparzony język. Teraz pewnie wie cały wszechświat.

– Odyn władcą Asgardu. Chwała Odynowi! – powiedział obcy. Kilkanaście metrów za nim jego statek otworzył właz, z którego wylecieli kolejni kosmici. Widziałem jak koledzy mojego nowego przyjaciela kitrali do wnętrza statku świniaki, owce i krowy należące do sąsiada. Nie zapomnieli nawet o kurach. Całe szczęście, że wszystko przepiłem. Dzięki temu nie zabiorą mi żadnych fantów.

– Może chcecie wódę? – Wskazałem palcem na butelkę żytniej. Stała na stole w przedpokoju. Tak naprawdę miałem zamiar przypierdolić obcemu w łeb z kija golfowego ukrytego za drzwiami. Później bym pedała sprzedał NASA z miliard dolarów, przeszczepił sobie wątrobę, a matkę oddałbym do zakładu dla obłąkanych.

Obcy wyciągnął palec. Butelka wódy uniosła się i przyleciała posłusznie do obcych na statku. Skurwiel zajebał mi ostatnią butelkę. Teraz zostałem z niczym.

– Thor i Odyn pokonali Nilfheim w wielkiej bitwie!-powiedział obcy, po czym obrócił się do mnie czymś, co można nazwać plecami, lub zadem i poszybował do swojego latającego spodka. Usiadłem na werandzie z moją chorą na alzheimera matką i czekałem co się stanie. Spodziewałem się, ze zaraz wystartują i odlecą z inwentarzem, jednak pomyliłem się, nie odlecieli. To mój dom uniósł się i poszybował. Niemalże odruchowo złapałem się resztek, spróchniałem belki. Byliśmy ze sto metrów nad ziemią. Pierwszy raz się tak bałem.

– No to Dorotko, czas odlecieć z Kansas-powiedziała mamuśka, jakby wiedziała po raz pierwszy od dziesięciu lat, co się z nią dzieje.

– Won do kuchni matka, złap się czegoś, bo spadniesz!

– Dzieci Tamy nas uratują synku i wiesz, będziesz już zdrowy.

Moja matka, jak zwykle miała rację.

Pisali o nas w gazecie. Ufo przybyło do Durnopałek, porwało, dwie krowy, pięć świniaków i cały kurnik, a moją hacjendę przeniosło gdzieś nad Klondike.

Jeszcze na dodatek kilka dni po lądowaniu Ufo, wpadłem po pijaku do starego szybu górniczego. W środku znalazłem około stu kilogramów kruszcu z wojny secesyjnej (Skąd u licha tyle złota tak daleko na północy?). Oprócz tego dostałem w prezencie nową wątrobę, a moja matka nie miała już alzheimera. Teraz dostała schizofrenii, bo rozpowiadała wszystkim, że kosmici dali mi nową wątrobę, zorganizowali przeprowadzkę i jeszcze obdarowali złotem…

 

 

 

Koniec

Komentarze

Jakoś nie bardzo.

Ani to grafomania – w sensie konkursowego zadania – bo w niej absurdy powinny wynikać nie z zamysłu, tylko mimochodem się pojawiać, a przynajmniej taki “mimochód” udawać. No i nie ma taga konkursowego.

Ani nie jest to dobre opowiadanie ironiczno-absurdalne. A to dlatego, że takie musi być bardziej… “soczyste”. Kilka sformułowań czy fraz jest nawet niezłych, ale bez szału. Czuć daaaaalekiego, ubogiego krewnego Wędrowycza.

Czy to jest sygnaturka?

Nie jestem pewna… Niby pomysł jest, niby wykonane przyzwoicie, ale czyta się raczej jak jakiś przydługi dowcip w gazecie, niż pełnoprawne opowiadanie. Myślę sobie, autorze, że tekst trzeba albo rozwinąć, albo skrócić.

Hmm... Dlaczego?

Dobrze, że krótkie, bo strasznie to UFO jakieś nijakie, by nie rzec, byle jakie.

Albo czegoś nie zrozumiałam. :-(

 

-Cho­le­ra, całe szczę­ście, że po pi­ja­ku… – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

– Wi­taj­cie drogi ko­smi­to-ukło­ni­łem się i cze­ka­łem. – Brak spacji przed i po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

– No to Do­rot­ko, czas od­le­cieć z Kan­sas-po­wie­dzia­ła ma­muś­ka… – Jak wyżej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A ja jestem zachwycony. Pomysł jest, dla mnie to takie “Trudne sprawy” z kosmitami z Asgardu w tle. Styl lekki i przyjemny, a mimo, że kwieciście, to nie więdną uszy, dowcip okrutnie trafiony. Jestem tylko trochę rozczarowany, że to nie jednak na jakieś polskiej wsi się nie wydarzyło (w Louisville piją żytnią?).

Mój musg!

Kilka błędów jest, ale i klimat.

KrystynaUczySięPisać

Dosyć nijakie. Nie rozśmieszyło mnie, poważnie też trudno to traktować. Szybko zapomnę.

Prawie wszyscy tu marudzą, a mnie się podobało! Bardzo zabawne i lekkie – dobrze poprawia humor. 

Lekkie podejście do rzeczywistości i agresja głównego bohatera przednie. To one są szkieletem opowiadania i głównym źródłem humoru. 

Najlepszy fragment: 

“– Może chcecie wódę? – Wskazałem palcem na butelkę żytniej. Stała na stole w przedpokoju. Tak naprawdę miałem zamiar przypierdolić obcemu w łeb z kija golfowego ukrytego za drzwiami”. :D :D 

Przydałaby się redakcja tego tekstu, ale nawet teraz jest nieźle. 

Jak dla mnie – zbyt absurdalne. Zaciekawił wątek ufoludka gadającego o skandynawskiej mitologii, ale go nie wyjaśniasz.

przed obcą, omnipotętną istotą,

Hmm, słowo wyjściowe to “omnipotencja”. Omnipotencyjna, może uszłaby omnipotentna – analogicznie do kompetentnej.

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla, i przepraszam, że drugą część zawaliłam kompletnie. Wszystko przez to, że pierwszą sama wymyśliłam, a drugą na podstawie starego dowcipu spreparowałam… 

Oj tam, nie twierdzę, że od razu kompletnie zawaliłaś. Pewnie, że dałoby się to napisać lepiej. Zawsze się da. ;-)

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka