- Opowiadanie: Naying - Paryżanka

Paryżanka

Co sława potrafi zrobić z człowiekiem?
Zapraszam do lektury! 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Paryżanka

To był jeden z tych grudniowych dni, w których nie dało się wyczuć zimy. Temperatura dochodziła do szesnastu stopni Celsjusza, słońce świeciło mocno, a ludzie ubierali się w cienkie kurtki przeciwdeszczowe (na wypadek niespodziewanych opadów). Sala przesłuchań cuchnęła spoconym podkoszulkiem. Wysoka, szczupła brunetka przeglądała się w ogromnym weneckim lustrze. Kobieta czuła, że zaraz zwymiotuje. Wyciągnęła z torebki jaśminowe perfumy i wypsikała kilka kropel dookoła siebie. Po chwili usiadła i zaczęła przyglądać się swoim paznokciom w kolorze błękitu. Siedziała przez kilka minut zupełnie sama, nudziło się jej i nie była zadowolona z obecnej sytuacji. 

Dwaj mężczyźni obserwowali zachowanie kobiety. Żaden z nich nie chciał wychodzić jej na spotkanie, natomiast w końcu któryś musiał ustąpić.

– Będziemy grać w kamień, papier, nożyce. – Zażartował jeden z nich.

Młodszy policjant spojrzał na niego z niesmakiem.

– Alex! To niesprawiedliwe. Wiesz, że zawsze przegrywam. Dziś twoja kolej!

Mężczyzna zgodził się, chwycił za akta i ruszył do pokoju przesłuchań.

Kobieta siedziała tam z szelmowskim uśmieszkiem, przypomniała sobie minę swojego wuja, kiedy po raz pierwszy ją usłyszał. Z konsternacji wyrwał ją dźwięk otwierających się drzwi. Brunetka spojrzała za siebie, zauważyła wysokiego, przystojnego mężczyznę o niebieskich oczach. Policjant zamknął za sobą drzwi i usiadł po drugiej stronie stołu, rozłożył papiery na blacie.

– Nazywam się Alexandre Rose…

– Jakie piękne nazwisko! – Przerwała mu w połowie zdania.

Mężczyzna obrzucił ją pytającym spojrzeniem, na które ona nie raczyła odpowiedzieć. Po prostu uśmiechnęła się i pokazała mu dłonią, żeby kontynuował.

– A więc… Nazywam się Alexandre Rose i jestem inspektorem tutejszej policji. Pani to Jacqueline d'Levittoux, zamieszkała w Paryżu przy ulicy świętej Łucji?

– Oui! – odpowiedziała ochoczo brunetka.

Kobieta wpatrywała się w piękne, niebieskie oczy mężczyzny. Nie była w stanie się nimi nadziwić, nigdy nie spotkała kogoś z takimi oczami – były magiczne.

– Jest pani podejrzana o zamordowanie Alice Lunes. Przyznała się pani do winy, natomiast chcemy się dowiedzieć… dlaczego?

Jacqueline uśmiechnęła się słabo. Oderwała wzrok od mężczyzny, patrzyła teraz na swoje odbicie w weneckim lustrze. Po chwili znów na niego popatrzyła.

– Zanim cokolwiek powiem… Proszę o otwarcie okna. Śmierdzi tu!

– Tego dnia obudziłam się około godziny dziewiątej. Nie mogłam spać przez pół nocy, globus mnie niszczył!

– Przepraszam. Globus? – Zdziwił się inspektor.

Teraz, to ona nie mogła uwierzyć własnym uszom.

– Oui, monsieur Rose! Globus – ból głowy, migrena. Ma chérie!

– Ah. Proszę kontynuować.

– A więc… Wstałam i udałam się do łazienki. Wzięłam długą, odprężającą kąpiel. Nim się spostrzegłam, na zegarze widniała godzina dwunasta. Niech pan tak na mnie nie patrzy monsieur, kobieta musi się czasem odprężyć. Jak pan sobie wyobraża, mnie… Jacqueline d'Levittoux nieodprężoną, zmęczoną i obolałą w moim ciężkim zawodzie.

Inspektor spojrzał w akta.

– Tu jest napisane, że jest pani śpiewaczką. Czy to naprawdę tak trudny zawód?

– Sacrebleu! Pan chyba nie wie kim ja jestem, monsieur Rose! Muszę pana olśnić – jestem najbardziej rozpoznawalną śpiewaczką w całym Paryżu, na całym świecie! Tak, to jest stresujący i trudny zawód!

Alex zdziwił się, nigdy nie słyszał o tej kobiecie, a o Paryżu i jego mieszkańcach wiedział bardzo dużo.

– Oh, ma chérie! Wiem o czym pan myśli: „Nie znam tej kobiety, kim ona jest!?” – Czyż nie? Mój teatr nie jest teatrem dla zwykłych ludzi, bez obrazy. Przybywają do niego największe osobistości, wysoko postawienie biznesmeni z całego świata. Niech pan wybaczy, to raczej nie pan!

Alex nie poczuł się dotknięty, w swoim zawodzie słyszał gorsze obelgi. To zdumiewające w jaki sposób Jacqueline potrafiła obrażać ludzi, wytykać im niski zarobek i znaczenie społeczne – dla niej liczyli się tylko bogaci i wpływowi.

– A więc, Ma chérie! – Słowa śpiewaczki wyrwały go z letargu – O dwunastej byłam już po kąpieli, zeszłam na dół, do mojej ulubionej restauracji i zjadłam lunch. Około dwunastej piętnaście zadzwonił mój wuj. Poinformował mnie, że o dwudziestej pierwszej czeka mnie wielki występ, a próby zaczynają się o osiemnastej…

– Przepraszam, że przerywam. Mam rozumieć, że pan… – przekartkował akta – Jaque Bouclier to pani wuj i agent, tak?

– Oui. Wuj jest właścicielem teatru, w którym śpiewam. Można powiedzieć, że jest moim agentem.

– Proszę kontynuować.

– Merci. Nie stresowałam się, moje występy zawsze były idealne, dopracowane w najmniejszym calu.

Aż do tego dnia… Ma chérie, ona go zniszczyła! – wrzasnęła.

– Proszę się uspokoić pani d'Levittoux.

Kobieta patrzyła na niego przez przymknięte powieki, czuła złość i pogardę do Alice, i musiała ją wyrazić.

– Désolé, monsieur Rose. Na czym stanęłam? – nagle uspokoiła się. Alex nie mógł rozgryźć tej kobiety.

– Mówiła pani o występie, o tym, że nigdy się pani nie stresuje. Mówiliśmy również o pani wuju. Proszę opowiedzieć co działo się po godzinie dwunastej piętnaście.

–  Od dwunastej piętnaście do siedemnastej trzydzieści byłam w domu, oglądałam „Ma vie n’est pas une comédie romantique”. Około siedemnastej czterdzieści wyszłam z domu, a o siedemnastej pięćdziesiąt byłam już w teatrze. Mieszkam bardzo blisko od teatru, zaledwie kilkaset metrów. Udałam się do garderoby i ubrałam sukienkę Donks, to kobieta, którą gram w musicalu. O osiemnastej pięć byłam już na scenie – rozpoczęła się próba.

Od samego początku ta cała Lunes mi się nie podobała. Była sztywna, pospolita i szara, nie nadawała się do roli Fridy – silnej i niezależnej. Nadszedł czas ostatniej sceny, miałyśmy razem zaśpiewać „Armageddon italienne”. Wyszłam na scene i zaczęłam pieścić moje gadło nutami, było cudownie, a później wyszłą ONA ! – skrzek, pisk, rany cielesne i psychiczne, wszystko co najgorsze. Ona zniszczyła ten utwór ! Po próbie podszedł do mnie wuj.

-Byłyście świetne ! – powiedział – Casie, bomba ! Luna, szyk ! Alice, piękno ! I moja ukochana Jacqueline, byłaś cudowna!

-Tylko cudnowna ? – zapytałam urażona.

-Anielsko cudowna ! – odparł.

Byłam zła na wuja, że nie słyszał okronego wykonania Alice. Postanowiłam, że z nim porozmawiam. Dziewczyny wyszły do garderoby, zostaliśmy tylko ja i on.

– Wuju – zaczęłam – chce byś wywalił to beztalencie !

– Co, o czym ty mówisz ? – pytał.

– O Fridzie ! Ona niszczy muzykę ! Nie będę z nią śpiewać, ona zrujnowała naszą próbę !

Wuj zdziwił się, nie rozumiałam go. Przecież z wykształcenia był muzykiem. Jak mógł nie słyszeć tego fałszu !

– Jacqueline, nie wyrzucę jej. Godzina do występu, gdzie znajdziemy drugą Fridę ? Jak to sobie wyobrażasz ?

– Albo ona, albo ja ! – postawiłam ultimatum.

Monsieur Rose… Ja nigdy nie proszę, zawsze dostaję to czego chcę !

– Chyba się zapominasz ! – odparł gniewnie.

– Albo ona, albo ja… – powtórzyłam. – Wiesz, że kiedy ja odejdę, odejdą również zarobki. Popadniesz w ruinę, a mnie przyjmnie każdy teatr, każda operetka !

Wuj zastanawiał się. Wiedziałam, że trafiłam w jego czuły punkt – pieniądze.

– Dobrze… – powiedział po chwili – Alice już tu nie pracuje, wygrałaś Jacqueline !

Zadowolona odwróciłam się od wuja – wygrałam, nie chciałam z nim dłużej rozmawiać. Ruszyłam do garderoby. Zleciało się tam wiele makijarzystek, charakteryzatorów i innych, którzy robili mnie na bóstwo.

Piętnaście minut później usłyszałam płacz. To była Alice – wuj właśnie ją wylał.

– Nie, proszę ! Ja się poprawie ! – wrzeszczała.

– Wybacz mi. Jacqueline uważa, że nie potrafisz śpiewać, a ja się z nią zgadzam.

Później usłyszałam kilka trzasków, huków, krzyków. Wygrałam – Alice zniknęła, wszystko miało być perfekcyjne !

Wybiła dwudziesta pierwsza. Ma chérie, byłam taka podniecona. Stałam za kulisami, kiedy mój wuj zaczął przemawiać.

– Przyjaciele! Dziś, zabierzemy was do Włoch. Czekają was niezapomniane wrażenia. Czy przyjaźń Donks i Lany przetrwa wszystko? Dowiedzie się już za chwilę. Powitajcie aktorki gorącymi brawami!

Wrzawa, oklaski, krzyki i piski dobiegły z sali! Wraz z Casie wyszłyśmy na scenę – spektakl się rozpoczął!

Wszystko było idealnie. Przyszedł czas na moją solówkę. Wyszłam na scenę, ubrana w długą złotą suknię. Usłyszałam brawa, oni mnie wielbili. Zaczęłam śpiewać, w połowie piosenki wszystko stało się tragédie.

Alice udało się przebić przez ochroniarzy, wbiegła na scenę i rzuciła się na mnie – zniszczyła mój występ!

– Ty suko! Zrujnowałaś mi karierę i życie! – Wrzeszczała.

Ludzie byli oburzeni, przestraszeni, zdziwieni. Śmiali się ze mnie; byłam skończona. Ochroniarzom udało się ją odciągnąć, podrapała mi twarz i ramiona. Co z tego, kiedy moje życie legło w gruzach? Taka kompromitacja! Podniosłam się, a na sali nie było już nikogo. Słyszałam tylko obelgi…

Wuj wezwał policję, zabrali Alice, aczkolwiek wypuścili ją po godzinie bez żadnych konsekwencji. A ja? Ja… byłam zdruzgotana, wciąż jestem monsieur Rose. Nie mogłam jej tego darować!

Tej samej nocy wkradłam się do biura mojego wuja. Znalazłam jej adres w księdze osób zatrudnionych, pojechałam tam… i dalej… było już łatwo.

Weszłam do środka, drzwi były otwarte. Poruszałam się cicho. Znalazłam ją, spała, schlana jak świnia! Nie mogłam na nią patrzeć. W moich myślach nie było „danse macabre” monsieur Rose, chciałam ją pobić, może oszpecić. Patrzyłam na nią dłuższą chwilę, zastanawiałam się, która kara będzie straszniejsza. Wtem chwyciłam za butelkę, nie wiem jak to się stało, ale uderzyłam ją siedemdziesiąt dziewięć razy w głowę i czterdzieści dwa w brzuch. Później sprawdziłam, czy żyje – ani hu hu. Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam na policję, kazałam im przyjechać.

Rose patrzył na Jacqueline z niesmakiem. Nie mógł uwierzyć, że ta piękna kobieta miała w sobie tyle jadu. Zabiła z tak błahego powodu.

– Ah. Czy to był jedyny powód?

– Pardon?

– Czy zabiła pani z tak bezsensownego powodu? – pytał z niedowierzaniem.

– Bezsensownego? Monsieur Rose. To było moje życie, a ona je zniszczyła. Życie za życie… Ma chérie!

– Rozumiem.

– Nic pan nie rozumie. Świat jest trudny. Życie jest trudne. Nie można pozwolić, by ktoś zniszczył ci karierę, na którą tak długo się pracowało. Jestem silna i waleczna. Teraz, kiedy tu siedzę, żałuję, że nie zabiłam jej w inny… tragiczniejszy sposób.

 

Przesłuchanie zakończone

Koniec

Komentarze

Przykro mi, Naying, ale nie mam pojęcia, co zamierzałeś opowiedzieć tą fatalnie napisaną i kompletnie pozbawioną fantastyki historyjką.

Może, nim podejmiesz kolejne próby twórcze, postaraj się najpierw zgłębić zasady rządzące językiem polskim i dużo, naprawdę dużo czytaj.

 

Sala prze­słu­chań cuch­nę­ła spo­co­nym pod­ko­szul­kiem. – Cała sala cuchnęła jednym podkoszulkiem? Co sprawiło, że podkoszulek się spocił?

Podkoszulek może być przepocony.

Za SJP: spocony «taki, który się spocił wskutek wysiłku, zmęczenia itp.»

 

Męż­czy­zna zgo­dził się, chwy­cił za akta i ru­szył do po­ko­ju prze­słu­chań.Męż­czy­zna zgo­dził się, chwy­cił akta i ru­szył do po­ko­ju prze­słu­chań.

 

Z kon­ster­na­cji wy­rwał ją dźwięk otwie­ra­ją­cych się drzwi. Bru­net­ka spoj­rza­ła za sie­bie, za­uwa­ży­ła wy­so­kie­go, przy­stoj­ne­go męż­czy­znę o nie­bie­skich oczach. Po­li­cjant za­mknął za sobą drzwi… – Powtórzenia. Skoro brunetka była w pokoju sama, To chyba nie mogła nie zauważyć wchodzącego mężczyzny.

Proponuję: Z kon­ster­na­cji wy­rwał ją dźwięk naciskanej klamki. Bru­net­ka odwróciła sięzobaczyła wy­so­kie­go, przy­stoj­ne­go męż­czy­znę o nie­bie­skich oczach. Po­li­cjant za­mknął za sobą drzwi

 

Ko­bie­ta wpa­try­wa­ła się w pięk­ne, nie­bie­skie oczy męż­czy­zny. Nie była w sta­nie się nimi na­dzi­wić… – Nie była w sta­nie się im na­dzi­wić… Lub: Nie mogła się im nadziwić

 

– Jest pani po­dej­rza­na o za­mor­do­wa­nie Alice Lunes. Przy­zna­ła się pani do winy, na­to­miast chce­my się do­wie­dzieć… dla­cze­go? – Czy chcą wiedzieć, dlaczego się przyznała?

 

Oh, ma chérie!Och, ma chérie!

 

moje wy­stę­py za­wsze były ide­al­ne, do­pra­co­wa­ne w naj­mniej­szym calu. – Cal to jednostka miary i jest równa 25,4 mm. Cal nie może być najmniejszy ani największy.

Pewnie miało być: …do­pra­co­wa­ne w każdym calu. Lub: …do­pra­co­wa­ne w naj­drobniejszych szczegółach.

 

Uda­łam się do gar­de­ro­by i ubra­łam su­kien­kę Donks… – W co ubrała sukienkę???

Sukienkę można włożyć, założyć, przywdziać, ubrać się w nią, ale sukienki, tak jak żadnej części garderoby, nie można ubrać!

 

Wy­szłam na scene i za­czę­łam pie­ścić moje gadło nu­ta­mi, było cu­dow­nie, a póź­niej wy­szłą ONA !Literówki.

Zbędna spacja przed wykrzyknikiem – ten błąd powtarza się wielokrotnie w dalszej części tekstu.

 

-By­ły­ście świet­ne ! – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Zbędna spacja przed wykrzyknikiem.

 

-Tyl­ko cud­now­na ? – za­py­ta­łam ura­żo­na. – Błąd jw. Literówka. Zbędna spacja przed pytajnikiem.  

 

Byłam zła na wuja, że nie sły­szał okro­ne­go wy­ko­na­nia Alice. – Literówka.

 

a mnie przyjm­nie każdy teatr… – …a mnie przyjm­ie każdy teatr

 

Zle­cia­ło się tam wiele ma­ki­ja­rzy­stek, cha­rak­te­ry­za­to­rów… – Zle­cia­ło się tam wiele ma­ki­ja­ży­stek, cha­rak­te­ry­za­to­rów

 

Ja się po­pra­wie– Literówka. 

 

Do­wie­dzie się już za chwi­lę.Do­wie­cie się już za chwi­lę.

 

Wtem chwy­ci­łam za bu­tel­kę… – Wtem chwy­ci­łam bu­tel­kę

 

ude­rzy­łam ją sie­dem­dzie­siąt dzie­więć razy w głowę i czter­dzie­ści dwa w brzuch. – Liczyła???

 

Chwy­ci­łam za te­le­fon i za­dzwo­ni­łam na po­li­cję… – Chwy­ci­łam te­le­fon i za­dzwo­ni­łam na po­li­cję

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

Hmm…

 

Z jednej strony zaciekawiło mnie, na początku, o co kaman… i czekałem na rozwiązanie, a tu tymczasem go nie ma. No po prostu: ani puenty, ani tajemnicy, ani nawet fantastyki… W sumie jedynym zaskoczeniem było to, że było to tak sztampowe i przewidywalne, że tego nie przewidziałem.

 

Ale za to z drugiej strony:

Mówiła pani o występie, o tym, że nigdy się pani nie stresuje.

– przeoczyłem ten moment?

…do siedemnastej trzydzieści byłam w domu, (..) Około siedemnastej czterdzieści wyszłam z domu,

– czyżbym znalazł lukę w czasie – czyli jednak to fantastyka…

 

Poza tym chaotyczny zapis, akapity w dialogach, kursywa (po coś?)

 

I jeszcze:

Z konsternacji wyrwał ją…

…odpowiedziała ochoczo brunetka

Muszę pana olśnić.

…ale uderzyłam ją siedemdziesiąt dziewięć razy w głowę i czterdzieści dwa w brzuch.

I wszystko jasne – zapomniałeś odpowiednio otagować.

 

Generalnie: nie za fajne.

 

Czy to jest sygnaturka?

Gdzie tu fantastyka? 

 

Zbrodnia jak zbrodnia, nic nowego. Jeśli przymknie się oko na liczne błędy, czytanie nie boli – za bardzo – ale historia Jacqueline zupełnie mnie nie porwała i nie poruszyła. Nie przeczytałam nic, czego gdzieś bym już wcześniej nie spotkała. Nawet nie chodzi o brak oryginalnego pomysłu i jakiegoś błysku, który pozwoliłby zapamiętać tekst, ale o kompletną nijakość postaci, wydarzeń, zbrodni… Wszystko to wydaje się papierowe. 

 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Łagodnie rzecz ujmując – nie porwało. Nie znalazłam w tekście ani fantastyki, ani zaskoczenia, ani oryginalności. Sporo błędów warsztatowych, ale ponieważ reg większość wypisała, to postanowiłam przeczytać przymykając na nie oko i skupić się na fabule i bohaterach. Fabuła okazała się dość prosta, a postać Jacqueline na tyle przejaskrawiona, że trudno w nią uwierzyć. O pozostałych trudno się właściwie wypowiedzieć bo pełnią ewidentnie rolę tła.

Nie rozumiem, po co ta kursywa.

Nie rozumiem też celowości wtrąceń w języku francuskim, skoro wygląda na to, że cała rozmowa w nim właśnie się toczy. Wypadałoby je albo też “przetłumaczyć”, albo użyć wtrąceń z innego języka, np. włoskiego (skoro ma pasować do śpiewaczki operowej).

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

zemdlona, znudzona, niezadowolona, z szelmowskim uśmieszkiem, a zaraz odpowiada ochoczo

Rozumiem, że to zwariowana śpiewaczka, ale nastroje naprawdę zmieniają jej się jak w kalejdoskopie…

 

na które ona nie raczyła odpowiedzieć

tu niepotrzebny zaimek

 

W tekście pojawiają się liczne francuskie wstawki, ale samo nazwisko d'Levittoux wydaje się zawierać błąd ortograficzny tzn. jest niezgodne z francuską zasadą elizji – powinno być albo de Levittoux albo d’Evitoux. Nie miałem francuskiego od ogólniaka i już nie mam ochoty się go uczyć, ale jest cień szansy że mogę mieć rację ^ ^. Oczywiście proszę o zwrócenie uwagi, jeśli jej nie mam.

 

 Niech pan tak na mnie nie patrzy[+,] monsieur

 wysoko postawieni[-e] biznesmeni

Jaque

może jednak Jacques?

Wyszłam na scene

scenĘ

wyszłą

wyszła

okronego

okropnego

chce

chcę

makijarzystek

makijażystek

 poprawie

po prawie to się aplikację robi… czasem

 

Odniosłem wrażenie jakbyś w dalszej części tekstu odpuścił sobie korektę : >

Miałeś pomysł na postać, motywację i główny wątek, który niekoniecznie był zły, ale zabrakło Ci oryginalnego rozwinięcia i poprawności wykonania. Wszyscy spotykamy na swoich drogach zapatrzonych w siebie egoistów, ale nie o wszystkich lubimy słuchać lub czytać. W tytule opowiadania pojawia się Paryż – w moim odczuciu tytuł często stanowi pewną wskazówkę interpretacyjną, swego rodzaju podsumowanie całości lub jedno i drugie. Piszesz o Paryżance, ale równie dobrze mogłaby być mieszkanką Mediolanu, Londynu czy Warszawy – oprócz powtarzających się w tekście wisienek, nie ma tu nic co uzasadniałoby tytuł i nadawało tekstowi wyjątkowości, przynajmniej w tej warstwie.

Nie zniechęcaj się. Całkiem nieźle wczułeś się w motywacje bohaterów : )

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nowa Fantastyka