- Opowiadanie: kchrobak - Europejska wiosna

Europejska wiosna

Takie tam politikal-fikszyn, chyba na czasie. Chyba, bo unikam od dłuższego czasu kontaktu z mediami, w szczególności zaś wiadomości oraz publicystyki, więc nie jestem do końca na bieżąco. Może się zdarzyć, że przegapiłem pewne fakty lub co gorsza nie jest to już fikcja.

 

EDIT:

W związku z tym, że już dawno wytrzeźwiałem po napisaniu tego tutaj, mam jedną uwagę: To jest naprawdę kiepskie. Nie czytajcie jeśli nie musicie! I nawet nie jest to opowiadanie.

Gwoli wyjaśnienia: tekst powstał “na szybko” po piwnym posiedzeniu z kumplami i zapoznaniu się z różnymi spojrzeniami na aktualne wydarzenia. I w zamyśle miał być takim szkicem do wstępu do ewentualnego prologu opowiadania political-fiction, ale, niestety, uświadomiłem sobie (po lekturze poniższych komentarzy), że nie podołam. Bo o ile technicznie pewnie bym dał radę, to merytorycznie poległbym na całej linii. Więc na razie nie będę w tym kierunku się ruszał.

 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Europejska wiosna

Niekontrolowany napływ uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki zachwiał fundamentami Unii Europejskiej. Brednie opowiadane w postępowych mediach, jak to różnorodność kulturowa ubogaci nasze społeczeństwa nie przyniosły żadnego efektu. Z dnia na dzień rosnące rzesze zacofanych i zakompleksionych obywateli protestowały przeciwko przyjmowaniu nielegalnych imigrantów. Wszyscy obawialiśmy się islamizacji naszego kontynentu. Baliśmy się, że ludzie wyznający tak różne od naszych wartości, będą zagrożeniem dla naszego stylu życia.

 

Cios przyszedł jednak z innej strony. Wypowiedzi niemieckich polityków, z początku wzywających pozostałe państwa członkowskie do solidarności, z czasem stały się ostrzejsze. Nie zawahano się szantażować mniejsze i biedniejsze państwa zamrożeniem czy ograniczeniem dostępu do wspólnych funduszy. Sytuacja stała się naprawdę napięta gdy przewodniczący Parlamentu Europejskiego – Niemiec, Martin Schulz – zagroził innym państwom użyciem siły. Być może bezmyślnie bredził, możliwe też, że poniosła go fantazja. Niemniej oliwa się wylała. I to blisko ognia.

 

Premierzy, ministrowie, parlamentarzyści kolejnych państw członkowskich, także tych które do tej pory stały murem za Niemcami, uznali, że posunął się za daleko. Naprędce zwoływano tajne spotkania, narady. W kuluarach i na salonach wrzało. Zawiązywały się nowe koalicje. Stare obracały się w proch i pył. Pielęgnowany przez lata mit o niemieckim przywództwie upadł. Wraz z nim umarła idea europejskiej solidarności.

 

Trzeciego dnia zmartwychwstała. Na nadzwyczajnym posiedzeniu Parlamentu Europejskiego jednogłośnie, oczywiście jeśli nie liczyć głosu Niemiec, zdecydowano o wykluczeniu tego państwa ze wspólnoty. Z Brukseli usunięto wszystkich niemieckich urzędników, wakaty uzupełniono ludźmi z pozostałych krajów członkowskich. Na czas jakiś zawieszono układ z Schengen. Na lotniskach przywrócono kontrole, na drogowych przejściach znów opuszczono szlabany. Nieprzebrane zastępy strażników i żołnierzy skierowano do pilnowania granic.

 

W pierwszych tygodniach zapanował chaos. Zwłaszcza na rynkach finansowych. Niemniej, zmiany w prawie, które zostały w zaskakująco szybkim tempie i, niespotykanej już od wielu lat, zgodzie wprowadzone, już na początku wiosny dały niezłe efekty. Cła, które musiały płacić niemieckie firmy chcące eksportować towary do Nowej Unii, zrekompensowały z nawiązką straty wynikające z braku niemieckich wpłat do wspólnego budżetu.

 

W Niemczech zaś narastała frustracja. Olbrzymia fala protestów spowodowała rozpisanie przedterminowych wyborów. Żadne z ugrupowań nie odniosło spektakularnego sukcesu. Przez długi czas nie udało się skonstruować koalicji, ani uzgodnić kto powinien zostać kanclerzem. Ale trzeba uczciwie przyznać, że żaden z liderów nie kwapił się do objęcia tego stanowiska. Gołym okiem widać było, że naród niemiecki potrzebuje nowego, charyzmatycznego przywódcy.

 

Wczesną wiosną, gdy spod pokrywającego cały prawie Niż Wschodnioeuropejski śniegu zaczęły się wyłaniać pierwsze pierwiosnki i krokusy, a wiszące coraz wyżej Słońce dało asumpt dla zrzucania kolejnych warstw odzieży, zwłaszcza wśród przedstawicielek płci przeciwnej, czegośmy w skrytości ducha oczekiwali od miesięcy, wystartowały pierwsze bombowce…

 

Koniec

Komentarze

Kchrobaku, obawiam się że w aktualnych sprawach międzynarodowych jestem zacofana zdecydowanie bardziej od Ciebie i pewnie dlatego nie całkiem rozumiem zaprezentowaną wizję. A najbardziej nie rozumiem, dlaczego na obnażające się panie wysłano bombowce…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To nie jest science-fiction tylko political-fiction.

Poza tym – ​takie sobie. Nie wyjaśniasz co stało się z emigrantami przybyłymi do Europy, co jest dość znacznym błędem logicznym tekstu. Jeśli było ich tak wielu, aby wywołać ogólnoeuropejskie rozruchu, zapewne to oni staliby się przyczyną wojny, nie jakieś embargo na Niemcy.

Hmm... Dlaczego?

Tekst wydaje mi się raczej naiwny od strony ekonomicznej. Wywalić jakieś państwo z unii to nie takie hop-siup. Pal licho celną, ale walutową? Przecież niemieckie banki zachowałyby możliwość emitowania euro. Dopiero zrobiłby się bajzel w polityce pieniężnej…

protestowały przeciwko przyjmowaniu nielegalnych imigrantów

Nie znam się, ale nielegalnych imigrantów się przyjmuje?

zwłaszcza wśród przedstawicielek płci przeciwnej,

A płeć przeciwna dla wszystkowiedzącego narratora, to jaka? Bo dla mnie to faceci.

Babska logika rządzi!

W tej formie bardziej przypomina to tło do jakiejś historii, niż pełnoprawny szort. Zabrakło akcji, fabuły, bohatera.

Finkla ma rację, nie tak łatwo wywalić z Unii największego dostawcę ojro dla jej budżetu… A jako punkt zapalny do wszczęcia konfliktu zbrojnego? Nie wiem komu by się to opłacało, i czyje bombowce miałyby startować.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Mam podobnie jak przedpiścy. Wygląda to na zarys pomysłu. Niestety oceniam, że został powierzchownie przemyślany i przez to wydaje się nielogiczny. Brakuje bohatera, którego mógłbym poznać i śledzić przygody. Pozdrawiam.

Mam wrażenie, że autor chciał sobie ulżyć wizją upadku Niemiec w dużej mierze odpowiedzialnej za obecną sytuację w Europie. Miło jest słyszeć, jak kolos upada, szczególnie po ostatnich tygodniach, które są niczym siarczysty policzek dla niemieckiej polityki w sprawie “uchodźców”. W tym kontekście fajne, ale jako opowiadania tego za bardzo traktować nie można. Tutaj całkowicie zgadzam się z Blackburnem. Oczywiście wykluczenie Niemiec z UE to nie political, a nawet więcej niż science-fiction. Po prostu się nie da bez upadku całej UE.

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

@ Drewian

Wydaje mi się, że nie trzeba tłumaczyć co stało się z imigrantami, bo oni występują tylko w roli katalizatora dla ruchów narodowych itp. Choć może rzeczywiście to co wydawało mi się oczywiste podczas pisania, nie jest takie w odbiorze.

 

@ Finkla

Oczywiście, że w praktyce nie jest to hop-siup, ale w abstrakcyjnej fikcji…? Poza tym jeśli musimy już przejść do rozwiązań praktycznych, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby wrócić do walut narodowych i wtedy niemieckie banki mogą sobie… A jakby tak poszaleć to można jeszcze znacjonalizować niemieckie firmy istniejące w innych państwach. Nie przydała by nam się fabryka Opla w Tychach, albo VW w Poznaniu? No, chyba że ich tam nie ma i mi się coś pomerdało, co jest więcej niż prawdopodobne.

Zaś jeśli chodzi o płeć narratora to jednak wynika ona z formy wypowiedzi. Babska logika może i rządzi, ale męski szowinizm też się jako tako trzyma ;)

 

@ Zalth

Nie twierdzę, że łatwo. Ale zabawnie by było… Zaś komu by się opłacał konflikt – tego nie wiem. A czyje bombowce wystartowały? Chyba niemieckie, ale tego też nie można być pewnym. Niemniej frustracja narastająca w narodzie /jakimkolwiek/ może doprowadzić do nieobliczalnych skutków, jak sądzę.

 

Poza tym:

Dzięki za konstruktywną krytykę. Jest tym bardziej wartościowa, że wydawało mi się, iż to co napisałem jest jasne i czytelne, natomiast Wy zrozumieliście i wyciągnęliście z tego zupełnie co innego niż mi chodziło po głowie. Wniosek na przyszłość: więcej myślenia poza własnymi koleinami. Dzięki.

 

 

Czy to jest sygnaturka?

w kategorii political-fiction – bzdety (wzmocnione komentarzem autorskim)

sugeruję, by autor się zastanowił jak to Niemcy grożą użyciem siły (ocenił się armii niemieckiej w 2016r. + i jak takie groźby przewodniczącego parlamentu zostałyby ocenione)

w kategorii opowiadania – to nie opowiadanie, a emocjonalne pragnienie autora, by Niemcy zostały upokorzone i osamotnione

czyli zły pomysł i realizacja

 

 

Ignorancja to cnota.

@ Katastrof VII

Przyznaję, Twoja opinia trochę mnie ubodła i wcale nie dlatego, że to nie są bzdety…

Nie sądzę też, aby należało się zastanawiać nad sensownością czy też faktycznymi możliwościami zaistnienia takiej czy innej rzeczywistości. Jakby nie patrzeć fantastyka.pl nie jest to forum raczej dla fantazji niż publicystyki*. A już rzeczą wtórna jest czy podbitej emocjonalnymi pragnieniami autorów, refleksją nad kondycją czego– lub kogokolwiek, nieskrępowaną wyobraźnią, czy też innymi nieodgadnionymi motywacjami.

 

Niemniej, po Waszych komentarzach, ze skruchą przyznaję, że o ile pomysł dalej mi się podoba, to realizacja rzeczywiście mocno kuleje.

 

* jakkolwiek zdaję sobie sprawę, że jedno drugiego nie wyklucza.

 

Czy to jest sygnaturka?

opowiadanie, iż jutro wylądują Marsjanie – ok, fantastyka

opowiadanie, iż rządzą nami kosmici - ok, fantastyka

opowiadanie, iż jutro Rosja atakuje Polskę – ok, to P-F, realne, choć mało prawdopodobne,

opowiadanie, iż jutro Czesi atakują Polskę – nie ok, to P-F, ale bzdet (no chyba, iż autor dodatkowo to uzasadni np. napisze, iż wymyślili nową “super broń”)

twoje opowiadanie, iż wskutek zalewu uchodźców w Niemczech, obecny przewodniczący parlamentu UE (i inni niemieccy politycy) zagrozi innym, słabszym krajom, użyciem siły przez Niemcy (jeżeli nie przyjmą uchodźców), to groźba zostanie potraktowana poważnie i zaskutkuje wykluczeniem Niemiec z UE i w dalszej konsekwencji wojną – nie ok, to P-F, ale bzdet

gdyby opowiadanie nie było podbite emocjami autora i ocierało się o publicystykę, byłoby o ciut lepiej (słaba byłaby tu publicystyka, ale co tam) 

 

Ignorancja to cnota.

@ Katastrof VII

 

Zupełnie nie zgadzam się z Twoją klasyfikacją. Niby czemu “Rosja atakuje Polska” jest ok, a Czechy już nie? Tyko z powodu umiarkowanego prawdopodobieństwa tej drugiej opcji? Ten warunek wskazuje jedynie czy jest to bardziej political czy fiction. Od kiedy prawdopodobieństwo wystąpienia zjawiska warunkuje sensowność fantastyki?

Co do oceny “bzdet” czy nie, a to rzecz nawet ważniejsza, to o tym decyduje głównie jakość i rzetelność przedstawionego świata. Nie wspominając o warsztacie. I dlatego zgadzam się, że to moje to bzdet.

Ponadto wydaje mi się, że Twoja negatywna ocena, nie stylu, czy rzetelności, bo te rzeczywiście są mierne, ale koncepcji świata przedstawionego, jest w dużej mierze podyktowana właśnie osobistymi emocjami związanymi z aktualnymi wydarzeniami. Czy też może raczej zmęczeniem wysłuchiwaniem bredni opowiadanych przez zwolenników i przeciwników, obrońców i bojowników, itp. itd.

Co więcej, opowiadanie (choć już ustaliliśmy, że to nie jest opowiadanie) nie jest podbite emocjami autora. Gdyby było, to pewnie potrafiłbym lepiej, bardziej spójnie i z sensem opisać to co chciałbym przekazać. Niestety, jest kiepskim, przyznaję, zlepkiem czy też “wywarem” ze spotkania, często skrajnie się od siebie różniących, osób.

I wierz mi, że jako ani warsztatu, ani chęci, ani wiedzy by się tą tematyką zajmować nie mam, nie byłoby lepiej gdyby była to publicystyka. Nawet ciut…

 

Czy to jest sygnaturka?

A ja się bardziej zgodzę z Katastrofem – niedobrze, jeśli utwór fantastyczny opisuje coś tak mało prawdopodobnego (bzdurnego, jeśli nie boimy się mocnych słów), że czytelnik krzywi się z niesmakiem. Coś takiego wybija z fantastycznego świata, przeszkadza w lekturze.

Weźmy niepolityczny przykład:

Autor pisze, że człowiek ze złamaną nogą wstał i pobiegł dalej. Bzdura, aż się nie chce odwracać następnej kartki.

Ale jeśli autor wyjaśni, że połamaniec miał na sobie superkombinezon, który coś tam pozmieniał w swojej strukturze, włączył funkcję egzoszkieletu i dzięki temu ranny mógł dalej biegać/ walczyć, to w porządku. Ewentualnie medycyna poszła do przodu, nanoboty w organizmie zaleczyły złamanie w pół minuty, ranny pobiegł, lekko utykając bo nano za mięśnie wzięło się dopiero po trzydziestu siedmiu sekundach od złamania.

Ergo: można napisać każdą bzdurę, ale trzeba ją uzasadnić. Im większa bzdura, tym staranniejsze wyjaśnienie. Tak uważam.

Babska logika rządzi!

Bardzo się nie interesuję polityką, ale wiem jedno Niemcy to nie Hamerykanie, oni nie wywołają kolejnej wojny ot tak. Są inne sposoby by kogoś wykończyć…

F.S

Już wiem! Jakbym dodał tag Grafomania – to by było bardziej :) Ale tego nie zrobię, bo jest za gówniany, ten tekst oczywiście, nie konkurs.

Niemniej, ani go nie usunę, ani nie będę poprawiał. Niech tkwi tu, taki wyrzut trochę, a trochę przestroga.

 

Czy to jest sygnaturka?

ooo, kolega się uczy – to dobrze

Ignorancja to cnota.

Przede wszystkim nie klikać “publikacja” od razu po postawieniu ostatniej kropki… 

A to przez Ciebie głównie… Dzięki.

Czy to jest sygnaturka?

Polityki nie śledzę, więc wgłębianie się w sprawy wiarygodności zostawiam innym. Tylko że jako pełnoprawne opowiadanie też to trudno potraktować. Forma jest zbyt prosta, jak się wrzuca coś politycznego, to jednak można to ładnie ubrać w jakąś fabułę, pozwolić czytelnikowi wejść w proponowaną rzeczywistość.

Aha, też mi zazgrzytała ta „płeć przeciwna” w stosunku do narratora.

Eee tam. Narrator wcale nie musi być “bezpciowym”, wszystkowiedzącym i obiektywnym bytem.

Jak teraz przeczytałem ten tekst jeszcze raz, to w zasadzie tylko ostatnie zdanie mi się w nim podoba… Może jeszcze gdzieś je wykorzystam.

Czy to jest sygnaturka?

Nowa Fantastyka