- Opowiadanie: ssj333 - Kowal

Kowal

W tym przypadku może i trochę przesadziłem. Tak to bywa, bo mam swoje lata, więc przy piwku się zawsze coś skrobnie. Tym razem o kowalu.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Kowal

Kowal

 

Dawno temu, w pewnej łużyckiej krainie mieszkał sobie kowal, Zygmuntem zwany, a jego ulubionym zajęciem, oprócz podkuwania koni, było klepanie lemieszy dla okolicznych rolników, wykuwanie łańcuchów i wszelkiej maści ustrojstw żelaznych. Niestety hartowane sprzęty często pękały, a konie i podkowy zgubić potrafiły, dlatego zapobiegliwy kowal wybrał się do królewskiego czarodzieja po radę.

– Panie, ziemia bogata w krzemień, lemiesze kruche, a konie podkowy gubią na orce. Pomóż mości czarodzieju, bo nam rudy na stal zabraknie, nim zima nastanie – pożalił się kowal.

– Nie martwcie się panie dzieju, mam sposób, ale nie prosty, pomogę wam, lecz nie za darmo, zapłaty żądam – Czarodziej podrapał się po głowie, zastanawiał się chwilę.

– Więc co robić? Pieniędzy nie mamy, a stal potrzebna.

– Więc dobrze – odparł czarodziej, myśląc jednocześnie nad sposobem pozbycia się delikwenta. Tak naprawdę pomóc nie chciał, lecz bał się króla, więc zwlekał i szukał sposobu, by się pozbyć biedaka.

– Drogi kowalu, zapłatę mi przynieś, pewnie dasz radę, to prosta robota. Wykonaj mi miecz, ale nie ze złota, gdyż mam go w bród i nie ze srebra, i nie z brązu, lecz z kruszcu, który nie istniał.

– Pamiętaj także kowalu, że jeśli nie wypełnisz zadania, król ziemie ci odbierze, a córki wychłosta i na służbę sprzeda. – Czarodziej nerwowo targał kołtun sierści swojego kota, który akurat się przyplątał i miauczał przeraźliwie.

 

Zygmunt wyruszył, na poszukiwania, lecz wiedział, że daremna jego wyprawa, bo jak można zrobić coś z metalu, który nigdy nie istniał. Przemierzył góry, rzeki i lasy, aż w końcu trafił na pradawne szlaki, doszedł do ruin prastarych i będąc już zrezygnowanym, zaczepił pasterza, górala i podróżnika, co owce przepędzą i wiele starych miejsc i legend zna.

– Hej, ho – zawołał kowal. – Ho, ho, pasterzu! Podejdź, jeśli możesz, bo pytanie nie jedno mam.

– Pasterz zrzedł ze wzgórza, owce psu zostawił, tak wielkiemu, że każdy basior tylko chwostem macha i ucieka w popłochu.

– Czegoż potrzebujecie podróżniku, jadła trzeba, napitku – spytał uprzejmie pasterz.

– Ależ jadła mam i napitku także, i nie o to chodzi, bo gorszy problem mam, a rozwiązania nie widać.

– Jakiż to problem macie panie? – spytał pasterz.

– Ach, drogi pasterzu. Dostałem niemożliwe zadanie do wykonania, miecz dla czarodzieja, lecz zrobiony ma być z metalu, który nie istniał. Głowię się, jak taki miecz wykuć i nadal pomysłów brak.

– Podróżniku, przecież to proste. Metal, który nie istniał? Meteoryt się nada, wykuwam z niego dzwonki dla owiec, a przecież to metal, skoro się da. Jest bardzo łatwy w obróbce i pełno go tutaj, znam nawet miejsce, gdzie ludzie całe płyty ze stali wynoszą. – Och, dzieje się u nas, dzieje. – Roześmiał się pasterz.

– Meteoryt, zanim spadł na ziemię, to tak naprawdę metal, który nigdy na ziemi nie istniał. – Nigdy bym nie przypuszczał, że odpowiedź na mój problem jest tak prosta.

– Dokładnie kowalu, dokładnie – odparł pasterz.

– Jakże Ci wdzięczny będę drogi pasterzu, jakbyś mnie zaprowadził w miejsce, z którego bierzesz ten metal. – Kowal nie dowierzał zanadto, że ktoś miast rudy, gotowe stalowe płyty spod ziemi wynosi, ale stwierdził, że o miejsce zapytać warto.

 

Prawda była taka. Pasterz w góry kowala poprowadził, a tam, w wąwozie, leżał stary wrak, podniebnego statku ze stali. Pełno ludzi, młotami i czym się dało, dniami i nocami pracowało, by kawałek tego wyrwać, więc i kowal dał susa, wyrwał blach sporo, kupił osła, objuczył i ruszył do domu, by móc pracować w kuźni starej do późna.

 

A miecz wykonał, piękny i z metalu, który nie istniał, lecz nie dostał go czarodziej, a sam władca i król.

Tylko nasz kowal w kuźni dymiącej, gdzie miechy powietrze wysysały, pracował nadal, nad dziełem swoim, którego efektem, były zbroje niezniszczalne, miecze nietępiące się.

Z legend znamy piękne, niezniszczalne podkowy, niemalże czarodziejskie. Gdy koń, taką zgubił, przynosił ją w zębach, do kowala potulnie.

 

 

Koniec

Komentarze

Mam dziś dyżur, wiec melduję, że przeczytałam.

Hmm... Dlaczego?

Autor, mający swoje lata, skrobał przy piwie.

Ja, też mająca swoje lata, przeczytałam na trzeźwo i pokręciłam głową. Raczej z dezaprobatą niż z ukontentowaniem. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł może i nie jest zły, ale po narracji widać, że opowiadanie było pisane przy piwie – i to raczej więcej niż jednym ; )

Jest sobie pierwszy akapit, potem zaś zaczyna się dialog, który w zasadzie powtarza informacje z tego pierwszego akapitu. Przerysowana narracja typu bajkowego drażni nadmiarem – wskazanie, że tekst był pisany przy browarze zdaje się mówić, że opowiadanie jest adresowane do nieco bardziej dojrzałego czytelnika, a jednak tekst jest w zasadzie dla pięciolatków (nie licząc może wybatożenia córek kowala) – w tym kontekście może i spełniłby swoją rolę. 

Ostatecznie jednak oczekiwania rozmijają się z rzeczywistością. Myślę, że warto zmienić słowo od autora oraz tagi. 

I po co to było?

Trochę poprawione, bo i czasu brak.

KrystynaUczySięPisać

Jest jakiś pomysł, ale wygląda na spisany na chybcika, przydałoby się rozwinąć niektóre scenki.

Z płytami ze stali wynoszonymi z miejsca upadku meteorytu to popłynąłeś. Interpunkcja.

 

Babska logika rządzi!

Też miałam wrażenie, że w ten tekst raczej serca nie włożyłeś. No i dobrze by było wywalić powtórzony tytuł (ten w okienku na tekst właściwy), bo odstrasza czytelnika już na początku. A w ogóle "Metal, który nie istniał" to tytuł któregoś z tomów Thorgala – nie żeby coś z tego faktu wynikało, ale to chyba moje jedyne przemyślenia po tym szorcie.

Dużo niedoróbek i sztucznie dialogi rozciągnięte. Stylizacja męcząca jest. Metal który przez jakiś czas nie istniał na Ziemi, to nie to samo, co metal, który nigdy nie istniał. Zygmunt to naciągacz. Tu chyba pomogłoby tylko jakieś potężne zderzenie jąder atomowych.

Nowa Fantastyka