- Opowiadanie: falldamage - Wewnątrz

Wewnątrz

Opowiadanie, które napisałem kilka lat temu a z którym nigdy nic nie zrobiłem. Chyba czas najwyższy je upublicznić. Ostrzegam: przeczytanie go dwa razy jest raczej wskazane.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Wewnątrz

Stowarzyszenie literatów RAM zaprasza na spotkanie ze słynnym autorem współczesnych dramatów politycznych – Pawłem Mielechem. Na spotkanie składać się będzie prelekcja dydaktyczna połączona z projekcją filmu oraz panel dyskusyjny. Sala konferencyjna na trzecim pietrze Centrum Handlowego HiCorp, dwudziesty trzeci kwietnia, godzina 11.30. To było chyba najciekawsze ze wszystkiego co do tej pory przeczytałem. Przeszedłem się jeszcze dookoła w poszukiwaniu czegoś nowego, ale nic już nie znalazłem. Korytarz ciągnął się jeszcze dalej, ale tam już było jakby ciemno. Najwyraźniej piętro zaczynało już powoli pustoszeć. Poza tym, nie chciałem się oddalać. Spotkanie z jakimś autorem? Dramaty polityczne? Zapewne byłoby to coś ciekawego. Powróciłem na moment i przyjrzałem się plakatowi. Ukazywał ludzi uwięzionych w stalowej klatce, która trzymała się na sznurze ze złotych monet, wisząc ponad morzem śmieci. Nie zauważyłem wcześniej tego obrazka, więc przemknęła mi przez głowę myśl, że może powinienem zrobić jeszcze rundę wokół ścian i poszukać rzeczy, które przegapiłem. Odrzuciłem ją jednak za moment, gdyż zmęczenie i wszechobecna duchota dawały mi się we znaki. Było tak gorąco! Przez cały dzień nie dało się wytrzymać panującej wszędzie temperatury. Klimatyzacja chyba przegrała walkę z upałem i po prostu się poddała. Spojrzałem wpierw na plik dokumentów w mojej ręce a potem na mały ekranik wyświetlający liczbę 74. Potem odruchowo sięgnąłem do kieszeni po telefon aby sprawdzić godzinę ale telefonu przecież tam nie było. Regulamin budynku. Poczułem nagle przypływ bezradności. Na którym pracowałem piętrze? Nie wiem. Pracowałem już tam od kilku miesięcy ale w ogóle nie utkwiło mi to w pamięci. Jakoś podświadomie starałem się wierzyć, że to przecież nie tak istotne, to tylko praca. Z rozmyślenia wyrwał mnie trzask drzwi. Ze zdumieniem skonstatowałem, że od oglądania i czytania tych plakatów zapomniałem w ogóle o istnieniu dźwięków.

Zacząłem więc nasłuchiwać. Strumień fal dźwiękowych kontynuował podróż w moją stronę pod postacią kroków. Stukot wysokich obcasów odbijał się echem po smętnych korytarzach zwiastując nadejście kobiety. Zacząłem więc obstawiać kolor jej włosów, przyrzekając sobie, że jeśli trafię, zdobędę się na jakiś small-talk, aby nie wyjść na niekulturalnego mruka. Blondynka!

Jak hazardzista, po obstawieniu sporej stawki pieniędzy, stałem na palcach w oczekiwaniu na wynik. Kroki były już bardzo blisko i dochodziły z ów ciemnego korytarza, do którego nie miałem chęci wejść. W końcu zza rogu wyłoniła się elegancka kobieta w ciemnym kostiumie i z grubym plikiem dokumentów pod pachą. Jej włosy były chyba jasnobrązowe, chociaż jeszcze zanim zdążyła się zbliżyć do wind zadecydowałem, że to po prostu ciemny blond. Zerknąłem jeszcze na ekranik, który wtedy wskazywał 78. No żeby to… czy jest tutaj w ogóle jakaś klatka schodowa? Powróciłem wzrokiem na kobietę, która podeszła do mnie i uśmiechnęła się służbowo.

– Pan na górę? – zapytała przyjemnym, lekko zachrypniętym głosem.

"Dobre pytanie" – pomyślałem ale przypomniałem sobie, że faktycznie na górę, spotkać się z jakimś managerem do spraw czegoś nieistotnego.

– Tak, prawie na samą górę.

Nie odpowiedziała nic, kiwnęła tylko głową i stanęła sobie ot tak, wpatrzona w ekranik. Przełknąłem ślinę i zacząłem się przechadzać wokół niej. To o czym niby mógłbym się do niej odezwać? Miałem całkowitą pustkę w głowie i nic konstruktywnego mi do niej nie przychodziło. Kątem oka zauważyłem za to, że patrzy się ona na mnie trochę nerwowo więc zatrzymałem się w pobliżu i utkwiłem tępo wzrok na windzie. W tym momencie głupio mi się zrobiło, gdyż też bym się poczuł nieswojo, gdyby ktoś tak zaczął wokół mnie orbitować. Stwierdziłem, że teraz pewnie myśli, że jestem jakimś zboczeńcem albo psychopatą a fakt, że jestem cały spocony powiąże sobie ze wszystkim tylko nie z temperaturą. Słabo. Niedobrze. Zasmuciłem się chwilowo ale zaraz sobie przypomniałem, że przecież to tylko praca. To wszystko nieistotne. To tylko przykrość, którą trzeba sobie wyświadczać aby nie zerwać się i nie wpaść razem z klatką w morze śmieci. Wyobraziłem sobie nawet jak podłoga się pode mną kołysze i niemal poczułem smród zgnilizny z piętra niżej. Z wizji wyrwał mnie dzwonek zwiastujący przybycie windy. Wreszcie! Ile czasu już czekałem? Drzwi otworzyły się i ukazały dość klaustrofobiczne wnętrze kabiny jakby nieprzystosowanej do korporacyjnych potrzeb. W środku znajdowały się już trzy osoby. Rzuciłem na nie okiem, kiedy wpuszczałem do środka elegancką kobietę. Po lewej, wciśnięta w kąt znajdowała się młoda dziewczyna z wielkimi oczami. Przyciskała do siebie torebkę i sprawiała wrażenie przestraszonej… a może to przez te oczy? Niemniej wydawała się wybitnie nie na miejscu, nosiła jeansy i biały podkoszulek z fantazyjnym czerwonym wzorem, co w królestwie czerni, bieli i delikatnego błękitu wydawało się zbrodnią buntu wobec ogólnie przyjętego porządku. Na środku windy stało dwóch dość szerokich mężczyzn w średnim wieku i widać było, iż przystanek przerwał ich konwersację. Obaj ubrani byli w eleganckie garnitury i wydawali się już zdecydowanie bardziej na miejscu. Jednego z nich kojarzyłem chyba z widzenia więc wchodząc za plecami eleganckiej kobiety przywitałem się krótkim 'dzień dobry' rzuconym raczej w przestrzeń dla kogokolwiek chętnego do przechwycenia wiadomości niż w jakimś konkretnym kierunku. Przechwycili wszyscy, dziewczyna wciśnięta w kąt tylko z delikatnym opóźnieniem. Blondynka popatrzyła na mnie z z delikatną nutką pogardy, gdyż ona nie przywitała się z ludźmi w windzie i w tym momencie wyszła na niekulturalną. Znowu zrobiło mi się głupio ale już trudno, przecież to nie była moja wina. Jest dobrze. Wcisnąłem pożądane piętro.

Przyjrzałem się mężczyznom, którzy byli do siebie tak podobni w tych garniturach, że jakby zamienili się miejscami za moimi plecami, to nawet bym nie zauważył. Czy ja też tak samo wyglądam? Dreszcz przeszedł mi po plecach. Już nie wiedziałem którego z nich kojarzyłem, rozmyło mi się to wszystko prawdopodobnie przez jeszcze większą duchotę tam, w małym pomieszczeniu, niż na zewnątrz. Czyżby klimatyzacja nie działała nawet w windach? Fatalnie.

Jeden z mężczyzn przełamał krępującą ciszę i spytał wysokim, denerwującym głosem:

– Strasznie dzisiaj gorąco, prawda?

Popatrzyliśmy na niego nieco bezradnie. Z pomocą przybył drugi z mężczyzn

– To pewnie przez to powietrze z południa, z tropików. W telewizji mówili, że wysoka temperatura utrzyma się do końca tygodnia.

Wspaniale. Wybornie. Wyśmienicie. Znakomicie. Cudownie. W telewizji mówili też, że poziom życia się podnosi.

Do beznadziejnego dialogu dołączyła się kobieta:

– To niedobrze.

Oj strasznie. Słabo. Fatalnie. Tragicznie.

Wyjąłem z marynarki chustkę i przetarłem czoło. Rozejrzałem się nerwowo. Czy to teraz ja coś powinienem powiedzieć? Spojrzałem z nadzieją na dziewczynę wciśniętą w kąt ale ona nawet nie drgnęła. Powietrze było już tak gęste, że można było je kroić nożem. Kobieta westchnęła z wzrokiem utkwionym w tablice kontrolną. Ja za to zainteresowałem się moimi własnymi butami. Tam było bezpiecznie. Garniturowcy rozpoczęli na nowo urwaną wcześniej rozmowę.

– No więc ja im na to, żeby zgłosili skargę do wydziału świadczeń gospodarczych a nie przychodzili z takimi rzeczami do mnie

– I co? Uwierzyli?

Obaj roześmiali się krótko.

– Wyobraź sobie, że poszli do informacji pytać się gdzie jest taki wydział a tam wysłali ich zupełnie gdzie indziej.

O tak. Biurowe anegdoty. Pracuję tutaj tak krótko ale słyszałem ich już tak wiele… Dzielą się one na dwie kategorie. Jedną z nich są wszechobecne, żenujące żarty na współpracownikach Pod drugą kategorię podchodzą wszystkie te rzeczy, jakie tutejsi pracownicy robią, żeby wymigać się od obowiązków. Przyszedł ktoś do Ciebie po pomoc, zdesperowany, bezradny w gąszczu przepisów i okienek? Ostatnią rzeczą jaką chcesz zrobić jest pomóc takiemu delikwentowi. Należy go wplątać w gąszcz ów jeszcze bardziej, aż się podda i pójdzie zrezygnowany do domu. Wtedy triumfujesz.

Powiodła mnie ta myśl na tyle daleko, że w końcu nie wiedziałem, gdzie wspomniany nieszczęśnik się wybrał, gdzie trafił a gdzie zgładzono jego chęci i motywacje. Trudno, jakoś to przeżyję. Które to piętro? 84? Czemu tak powoli?

Wielkooka dziewczyna w głębi windy wydawała się przerażona opowieścią, którą wymienili się garniturowcy. Nie dziwię się jej, nie wyglądała jakby żyła tym samym życiem co my. Poczułem nagły zastrzyk sympatii w jej stronę, sympatii oraz pewnego rodzaju zazdrości, którą jednak za moment stłamsiłem w sobie. Nie wiedziałem jakie ona ma życie, czego miałem więc zazdrościć?

Podrapałem się po głowie, w windzie panowała cisza a wszyscy się na mnie patrzyli. W ciągu pół sekundy byłem sparaliżowany. Czy coś zrobiłem? Może powiedziałem coś na głos? Może mam coś na twarzy? Za mężczyznami było przecież lustro! Przyjrzałem się sobie ale nic nadzwyczajnego nie zauważyłem. Z pewną dawką grozy zauważyłem jednak, że faktycznie wyglądam niemal tak samo jak ci dwaj. Przestałem się więc dziwić przestrachowi z jakim patrzyła na nas dziewczyna. Pokręciłem głową ze zdumieniem, gdyż przez chwilę miałem wrażenie, że coś z tym odbiciem jest nie tak. Nie mogłem tylko uświadomić sobie co. Umknęło mi. Pomyślałem, że mój mózg wariuje z niedotlenienia. Wielkooka spuściła głowę i zapatrzyła się w podłogę. Przebiegłem wzrokiem po innych towarzyszach podróży. Już się na mnie nie patrzyli, przynajmniej nie tak ewidentnie. 91. Czy ktoś tam na górze ręcznie wciąga tę windę, że to wszystko się tak powoli przesuwa? W tym momencie nastąpił kryzys. Cały dzień pocenia się w ciasnych boxach znienacka dał mi się we znaki pod postacią uporczywego swędzenia w okolicach dolnych partii brzucha. Poczułem niemalże jakby stado mrówek spacerujących po moim ciele, wędrowało w poszukiwaniu moich życiowych soków do wewnątrz poprzez pory w skórze, aż do soczystego mięska znajdującego się pod spodem. Podrapać się? Rozejrzałem się ostrożnie i stwierdziłem że nie ma jak. A więc spokój, nie ma swędzenia, zdecydowałem, że muszę się skupić na czymś innym. Popatrzyłem na srebrno-stalową ścianę windy w której odbijała się blondynka. Zniekształcone odbicie wydało mi się ładniejsze od jej prawdziwej twarzy. Zamiast bezpośredniego "jestem twardą, 30letnią businesswoman" skrywało w sobie nutkę tajemnicy. Zerknąłem na dziewczynę stojącą w kącie w celu porównania ale ta wciąż patrzyła się na swoje buty. Jaką miała twarz? Cholera… pamiętam tylko wielkie oczy. Gdy oczy były ukryte przed moim wzrokiem mogłem jednak wreszcie zauważyć resztę. Miała ciemne włosy, była bardzo chuda, prawie zagłodzona. Jej torebka, którą wciąż do siebie przyciskała, była koloru blado– czerwonego. Zrezygnowany także spojrzałem na swoje buty. Tam było bezpiecznie. Znienacka zadrapało mnie w gardle. Chrząknąłem raz czy dwa ale nie pomogło więc powiedziałem ciche 'przepraszam' i odkaszlnąłem.

– Na zdrowie – powiedziała po krótkiej chwili wielkooka, zapatrzona ciągle w swoje buty. Nie odrywając wzroku od swoich butów odparłem 'dziękuję'.

Blondynka prychnęła. Popatrzyłem na nią z lekkim zdziwieniem ale ta odwróciła wzrok. Drapanie w gardle jednak nie ustało. Odkaszlnąłem drugi raz.

Mojemu odkaszlnięciu zawtórował zduszony łomot. Sekundę później winda stanęła a następnie zgasło światło.

– Na zdrowie… – powtórzyła wielkooka, trochę mniej pewnie. Jej głos wydał mi się bardzo nerwowy, niezdrowy. Zapadła cisza. Po chwili jeden z garniturowców powiedział:

– Po pewnie tylko awaria, proszę pana, może pan spróbować wcisnąć alarm?

Stwierdziłem, że w ciemności pewnie będzie łatwiej tych dwóch od siebie odróżnić.

Jeszcze nie myślałem o samym fakcie zniknięcia światła, byłem zbyt otumaniony dwutlenkiem węgla. Cały dzień było duszno ale w tej malutkiej kabinie było absolutnie i bezwzględnie koszmarnie. Usłyszałem nagle delikatny, cichy trzask, jakby gdzieś w oddali coś pękło. Nabrałem powietrza i wytężyłem słuch. W tym momencie ocknąłem się i stwierdziłem, że garniturowiec przecież mówił do mnie.

– Ach, tak. Już.– po omacku wyszukałem przycisk znajdujący się na górze panelu kontrolnego ale przyciśnięciu go nie towarzyszyła żadna reakcja.

– Proszę pana?

– Tak, już. Wcisnąłem. Ale chyba nic się nie stało…

Garniturowiec o denerwującym głosie dołączył się do rozmowy:

– Może wcisnął pan zły przycisk. Niech pan poszuka.

Westchnąłem, będąc pewnym, iż nacisnąłem właściwy ale odnalazłszy rejony tego przycisku wcisnąłem go ponownie. Potem wcisnąłem kilka przycisków obok. Były to albo górne piętra albo jakieś inne przyciski funkcjonalne, tudzież dysfunkcyjne.

– Wcisnąłem już wszystko. Nic się nie dzieje.

– Pewnie wcisnął pan coś złego! – wtrąciła blondynka.

– Spokojnie, proszę pani – uspokoił ją pierwszy garniturowiec – pozwólcie państwo mi przejść.

– Niech pan mnie nie dotyka – w mroku rozległ się głos kobiety a także odgłosy szamotaniny.

– Niech pani się uspokoi, próbuję tylko przejść.

Poczułem jak coś wtacza się na mnie. Garniturowiec przybył niczym wieloryb wyrzucony na piaszczysty brzeg przez wzburzone morze..

– Przepraszam pana – rzekł do mnie nerwowo.

– Nic nie szkodzi – odparłem. Ale szkodziło, gdyż wepchnął się na mnie całym swoim wielkim ciężarem jakby nie mógł przynajmniej rękami sprawdzać co jest przed nim. Pomyślałem sobie, że coś jest z nim nie tak. Usłyszałem jak wciska różne przyciski a także jak jego oddech przyspiesza z każdym przyciskiem, który nic nie zdziałał.

– Spokojnie, spokojnie. Oni na pewno wiedzą, że coś jest nie tak. – powiedział tonem, który nie był ani uspokajający ani z całą pewnością spokojny. – do cholery jasnej, czemu oni zabierają nam telefony….

– Musi tak być – zawtórował mu drugi garniturowiec – I faktycznie… przydałby się telefon…

– Gdyby to była awaria tylko windy, chyba nie zgasłoby światło prawda? – wtrąciła nieśmiało wielkooka.

– No właśnie dlaczego nie ma światła? Może to awaria prądu? – podchwyciłem – Cały dzień dzisiaj chyba jest z nim coś nie tak, ta klimatyzacja to chyba w ogóle nie działa. Jeśli nie włącza się nic, to może i u nich nic nie działa?

– Obawiam się, że tak może być – odparła wielkooka.

– Jest trochę duszno, faktycznie – potwierdziła blondynka nieco spokojniej – ale jeśli nigdzie nie ma prądu to co z nami? A telefony i tak nie miałby zasięgu w tym bunkrze…

– Może powinniśmy poczekać chwilę, chyba prąd nie wysiadł na stałe? – zaproponował spokojniejszy z garniturowców.

– Ale czy nie podusimy się w tej windzie? – rzuciła wielkooka.

– Możemy spróbować uchylić klapę na suficie jeśli jakaś jest, to zapewni nam tutaj więcej powietrza – odparłem, dumny z siebie delikatnie, iż ja to pierwszy powiedziałem.

– Świetny pomysł – zgodził się niespokojny garniturowiec – dosięgnie pan?

– Zdaje mi się, że dosięgnę – odparłem i zacząłem wodzić ręką po suficie klatki.

Czy ja pomyślałem 'klatki' ? Zacząłem wodzić ręką po suficie kabiny. Po chwili odezwała się dziewczyna, ciągle utkwiona w swoim kąciku:

– Ona chyba powinna być tutaj, blisko mnie, z tyłu.

Przesunąłem się pomiędzy puszystymi mężczyznami i popchnąłem płytkę tuż przy dziewczynie. Poczułem jej oddech na szyi, a potem dobiegł do mnie jej zapach. Zamarłem na chwilę ale zaraz się ocknąłem. Płytka uniosła się do góry.

– Jest tutaj, już jest otwarta – stałem tak przez chwilę bez pojęcia co teraz zrobić. Czy miałem tak stać i trzymać to z wyciągniętą ręką? – Można by to czymś podeprzeć – zaproponowałem w końcu.

Zawrzało w windzie w poszukiwaniu odpowiednich przedmiotów. Poczułem jak stojąca przy mnie dziewczyna wkłada mi coś w rękę. Coś metalowego.

– Czy to się nada? – spytała słabo. Zbadałem ręką dany mi przedmiot. Zdawało się przez moment, że jest to nóż, a może był to jakiś przyrząd kosmetyczny? Nigdy nie wiem czego kobiety używają kiedy nie patrzymy i zawsze bałem się odpowiedzi. Odwróciłem się w stronę dyskutujących biznesmenów i oznajmiłem:

– W porządku, już mam coś co się nada. – umieściłem obiekt pod klapą pozwalając świeżemu powietrzu swobodnie wpływać do wnętrza.

– To stanie się kiedyś doskonałą anegdotą, prawda Krzychu? – spytał jeden z mężczyzn, ten spokojniejszy.

– Tak… na pewno – odarł ten drugi, najwyraźniej Krzychu, ale nie uwierzyłem w jego słowa. Ten człowiek był autentycznie przerażony. Musiał bać się ciemności. Tak naprawdę to ja też się bałem, gdyż nawet najdelikatniejszy promyk światła nie dostawał się tam gdzie byliśmy uwięzieni. Panowała doskonała, absolutna czerń. Niebyt. Strasznie dziwne jest to uczucie zostać uwięzionym w niebycie. Jakieś takie… obdzierające z wszelkiej nadziei. A jednocześnie tak wspaniale oczyszczające.

– W ogóle to jestem Dawid Murski – zaczął spokojny garniturowiec – my się tu chyba nie znamy z imienia, ale jakoś się powinniśmy do siebie zwracać.

Dawid Murski! Tak, to jego kojarzę. Gdzieś mi się kiedyś przewinął na liście nic nie znaczących znajomości.

– A ja jestem Krzysztof Pelej – odparł drugi – ty to już wiesz, Murski – zaśmiał się nerwowo.

Otworzyłem usta ale blondynka okazała się szybsza i swym zachrypniętym głosem wyrecytowała ze staranną modulacją, niczym formułkę wyuczoną na pamięć w szkole:

– Melinda Nabłocka. Miło mi poznać.

Melinda? Co to za imię? Nie wyłamywałem się z grupy, zwilżyłem trochę usta i także się przedstawiłem.

– Natalia Szemień – dodała na koniec wielkooka.

Zapanowała niezręczna cisza. Nie przeszkadzało mi to za bardzo a całkiem szczerze to cieszyłem się z takiego stanu rzeczy. Nie ma nic gorszego jak wymuszona rozmowa. Czy to, że jesteśmy razem w windzie naprawdę oznacza, że mamy ze sobą rozmawiać? O czym moglibyśmy rozmawiać? Przypomniałem sobie też o swędzącym brzuchu więc nareszcie się z czystym sumieniem podrapałem, chociaż w sumie już tego nie potrzebowałem. Zaabsorbowały mnie bieżące wydarzenia. Powietrze niby dostawało się do kabiny ale jednak ciągle było w niej trochę duszno. Westchnąłem i zdjąłem marynarkę, delikatnie trącając przy tym któregoś z mężczyzn i rzuciłem ją na podłogę. Zawtórowało mi westchnięcie któregoś z mężczyzn i odgłosy świadczące o tym, że próbuje zrobić to samo. Poza tym panowała ciągle kojąca cisza.

– Ciekawe ile zajmie naprawa tej awarii? – przerwała ją ku mojemu niezadowoleniu blondynka.

– Pewnie zdążymy tu wszyscy umrzeć z głodu – niepokojąco odrzekła Natalia.

– Podejrzewam, że to kwestia parunastu minut – odparł nieco bardziej optymistycznie Dawid.

– Mam nadzieję! – szybko dodał jego kolega – Nie czuje się za dobrze…

Jego oddech był już znacznie spokojniejszy niż wcześniej ale ciągle było czuć ogromne napięcie jakie panowało w tym wielkim, bezdusznym kawałku mięsa, któremu sowicie płacą za przetaczanie się zza biurka za biurko. Poczułem swego rodzaju satysfakcję, że nareszcie to on czuje się osaczony i bezradny. Wybornie. Świetnie.

Westchnąłem ponownie. Reszta kontynuowała dyskusję bez dyskusji. Rozmowę bez rozmowy. Jedni mówili rzeczy, których nie mieli na myśli a drudzy nie słuchali tego, co ci pierwsi chcieli im powiedzieć. Z tym, że ci pierwsi nic nie mieli na myśli, więc na dobrą sprawę niesłuchanie było najrozsądniejszym wyjściem z tej beznadziejnej sytuacji. Pozwalało na pewnego rodzaju zwieszenie w morzu irrelewantnych informacji. Zawieszenie jest dobre, nikt się nie wynurza ale też nikt nie tonie. Więc nie słuchałem. Oczywiście do uszu moich docierały ich głosy, ale zamiast słów wyłapywałem melodie. Z obserwacji tej rozmowy uderzyło mnie, że Natalia była generalnie zupełnie ignorowana. Widocznie nawet w ciemności reszta miała zakodowany jej ubiór oraz to, jak bardzo nie pasuje tutaj do otoczenia. Tym lepiej dla niej.

Szmer.

W jakimś irracjonalnym odruchu odwróciłem głowę w kierunku, z którego mnie doszedł. Przycupnąłem. Zgrzyt. Usłyszałem własne serce w piersi i własną krew w uszach.

– Pssst – Uciszyłem pozostałych – słyszycie to?

Wszyscy zamarli na chwilę i nasłuchiwali. Jednak dźwięk nie powtórzył się.

– Co słyszymy? – zapytała blondynka i zdawało mi się, że akurat kiedy wypowiadała te słowa, znów było coś słychać

– Poczekajcie – odparłem zniecierpliwiony. Wszyscy zamilkli na dłużej. Po kilku sekundach rozległ się odległy odgłos giętego metalu. Sekundę później do moich uszu dobiegło coś, co brzmiało jak pomruk.

– O Jezu, słyszałam! – krzyknęła szeptem Natalia.

– Wszyscy słyszeliście? – spytałem ostro?

– Ja nic nie słyszałem – odparł Pelej miauczącym głosem.

– Ja też nie… – potwierdził Murski.

– Mam słaby słuch… – dodała Melinda.

Dźwięk powtórzył się, jakby bliżej.

– O znowu! – powiedziałem spokojnie.

– Ten dźwięk jest okropny! – rzuciła wielkooka.

– Jejku… chyba faktycznie coś słyszę – odparł znerwicowany Pelej.

– Może ktoś przybywa na nasz ratunek? – zasugerowała blondynka

Rozległo się powolne pukanie na skraju słyszalności. Wzdrygnąłem się. Dźwięk ten nie brzmiał jak ratunek, było w nim coś złowieszczego… poczułem, że chcę wyjść. Podniosłem się do góry i skierowałem w stronę klapy na suficie.

– Nie wiem jak wy, ja się stąd wynoszę – oznajmiłem

– Nie bądź głupi! – zaprotestował Dawid – Słyszę to, to ekipa ratownicza otwiera drzwi gdzieś pod nami.

– Nieprawda! – krzyknęła Natalia – Nieprawda! Coś chce tutaj wejść!

Wydostałem się z windy w parę sekund. Po omacku znalazłem drabinę przymocowaną do ściany szybu i zacząłem się wspinać. Z dołu dochodziły do mnie jakieś mgliste nawoływania. Przemknęła mi przez głowę myśl, iż jeśli winda ruszy, mogę skończyć zmiażdżony przez jej mechanizmy ale coś mi mówiło, że ta winda nie ruszy już nigdy. Może ze trzy piętra nad kabiną moje ręce natrafiły na próżnię w ścianie, był to chyba jakiś korytarz. Wpełznąłem do niego i zacząłem się przesuwać do przodu. Poczułem delikatny powiew powietrza, ale powietrze to pachniało niedobrze. Źle. Po kilku sekundach dotarłem do kratki, która pod wpływem delikatnego pchnięcia spadła gdzieś w dół na podłogę z zaskakująco głośnym łoskotem. Pomyślałem, że w ciemności wszystko wydaje się głośniejsze i bardziej intensywne. A więc dotarłem do korytarza. Z jakiegoś niejasnego powodu, korytarz ten napawał mnie jednak strachem i nie mogłem tutaj jasno myśleć. Wycofałem się więc i wróciłem do szybu windy. Zacząłem wspinać się wyżej.

– Poczekaj! – usłyszałem za moment pod sobą. Był to głos wielkookiej dziewczyny w kolorowym podkoszulku – nie zostanę tam z nimi.

Uśmiechnąłem się na sekundę ale w całkowitej czerni mój uśmiech znaczył tyle co człowiek w klatce. Nic. Powietrze wypełniał zapach chyba smaru, jakiś taki ciężki i metaliczny, ale mimo to, tam w szybie, z dala od innych ludzi, poczułem ponownie zapach tej dziewczyny. Pachniała intrygująco. Pachniała wolnością. Z jakiegoś powodu ucieszyłem się, że poszła za mną.

Wspinaliśmy się razem bez słowa pod górę, gdzie czasem majaczył jakiś błysk światła. Nie wiedziałem gdzie właściwie się chce dostać, ale wierzyłem, że tam na górze musi być jakieś wyjście, z dala od okropieństw, które starają się dostać do kabiny. A może już tam były? Wytężyłem słuch i usłyszałem jakieś metaliczne odgłosy, chyba jakieś stłumione krzyki. Wszystko to ciągle strasznie blisko. Wydawało mi się nawet, iż już w szybie windy.

– Trzymasz się tam? – szepnąłem w czerń.

– Jasne, tuż za tobą – odparła Natalia, faktycznie tuż pode mną.

– Musimy się pośpieszyć.

– Słyszę. TO już jest w szybie.

 

Podróż w stronę dachu przebiegała szybko. Po jakimś czasie uciekliśmy od odgłosów tam na dole, ale we mnie ciągle coś tkwiło, coś się gotowało. Czułem mocne pulsowanie w głowie i słabość w ramionach. Zacząłem się bać, że spadnę, więc przylgnąłem do drabinki wtulając moją twarz w stalowe szczeble. Zacząłem powoli oddychać, starając się przywołać mój organizm do porządku. Nagle, znikąd usłyszałem przytłumioną konwersację.

– Jezu Chryste. Co tam się dzieje na dole?

-Nie jestem pewien, policja odcięła kilkanaście pięter. Ponoć było jakieś morderstwo.

– Mów co wiesz!

– Słyszałem, że dwie osoby nie żyją a jedna jest w ciężkim stanie. Ponoć stało się to w windzie.

– Chryste panie… kto to zrobił?

– Nie wiadomo…. Masz zapasowe baterie do latarki? Moja ledwo działa, boje się, że zostanę sam w ciemności….

– Matko boska… Rozumiem, że nie ma dziś szans na urwanie się wcześniej z pracy?

– Coś ty, nikogo nie wypuszczą. Co z tymi bateriami?

– Chodź ze mną.

Kroki. Cisza. Zorientowałem się, że zatrzymałem się tuż przy małym szybie wentylacyjnym. Rozmowa musiała ponieść się z korytarzy aż tutaj.

– Słyszałaś to? Coś naprawdę dostało się do tej windy! Mam nadzieję, że nie idzie za nami – zwróciłem się do Natalii.

Odpowiedziała mi cisza. Nie było jej. Elementy układanki paranoicznie walczyły w mojej głowie aby ułożyć się w całość.

To ona. Ona to zrobiła. Zrobiła to zanim do mnie dołączyła. Poćwiartowała tych ludzi za pomocą swojego narzędzia kosmetycznego a teraz jest gdzieś tutaj w ciemności za moimi plecami… Ręce mi się zatrzęsły po czym zacisnęły w panice jeszcze mocniej na drabinie. Wydałem z siebie dziwny odgłos i zacząłem się poruszać w górę. Bardzo szybko… Nie byłem już tam daleko od dachu jak się okazało. Chociaż możliwe, że po prostu niesiony grozą wspinałem się kilkukrotnie szybciej. Przez klapę przedostałem się do pomieszczenia technicznego, gdzie w oddali majaczyło okno a więc promyk światła z sąsiedniego budynku uwidaczniał chociaż kontury kilku większych instrumentów. Zacząłem iść w stronę światła, chociaż zatrzymałem się w połowie i zastanowiłem, ponieważ taka niepokojąca konotacja byłą ostatnią rzeczą jakiej potrzebowałem w chwili zagrożenia życia. Ciśnienie piszczało mi w uszach, nie wiem czy z powodu wysokości, na którą się wspiąłem, strachu czy wyczerpania. Mimo pisku usłyszałem jednak odgłos otwieranych drzwi i zobaczyłem migające światło latarek. Otworzyłem usta aby krzyknąć do ludzi z nimi idących ale powstrzymał mnie szept dobiegający zza pobliskiego silnika

– Nie radzę. Schowaj się

Głos, mimo napiętej sytuacji poznałem od razu, gdyż należał on do wielkookiej. Cały czas była tuż obok mnie! Ogrom paniki jaki mnie w tej chwili ogarnął osiągnął poziomy niebotyczne ale mimo wszystkich podpowiedzi jakie słał mi rozsądek przycupnąłem na podłodze i zatkałem usta ręką. Nasłuchiwałem.

– Masz coś?

– Nic. A czego się spodziewałeś? Że przybiegł tutaj ktoś przez kilkadziesiąt pięter zatłoczonych przez ludzi i ochronę i schował się w miejscu z którego już nie ma gdzie dalej uciekać?

– He he. No tak. Ale rozkaz to rozkaz

– Posiedźmy parę sekund i się zwijajmy. Nie mam ochoty się tarzać w tej zasmarowanej kotłowni.

– Wiem, wiem. Ale śpieszmy się, chce już wrócić na dół i dowiedzieć się co się tam stało. Stanie tutaj na tym zadupiu tylko mnie przygnębia.

– Spokojnie, nie ucieknie. Mamy jego marynarkę

Mężczyźni roześmiali się. Marynarkę? Dotarła do mnie w końcu przeraźliwa konkluzja. Oni myślą, że to wszystko ja zrobiłem! Poszukałem wzrokiem Natalii ale w ciemności widziałem tylko refleksy latarek dwóch przybyłych ochroniarzy.

– Ponoć udało im się odkopać też nagranie z kamery. Przynajmniej dopóki prąd nie wysiadł. Zawsze powtarzałem, że przydałoby się zrobić remont tych wind. Wsadzisz do takiej cztery osoby to masz już tłok. A ile razy widziałem, jak sześć czy siedem upychało się tam jak sardynki w puszkach.

– Dobra, my tu gadu gadu a Rudy i jego ziomki już pewnie ganiają bez nas wariata po stołówce. Chodźmy na dół .

– Racja, chodźmy.

Poczekałem aż trzasną drzwiami a odgłosy ich kroków oddalą się na wystarczającą odległość i powiedziałem na głos:

– To ty to zrobiłaś.

Odpowiedziała mi cisza.

– Czemu mnie oszczędziłaś? I uratowałaś?

W dalszym ciągu nic. Ale jasnym dla mnie było, że jest tu gdzieś w pobliżu. Czyha. Czai się. Skrada. Patrzy się tymi swoimi wielkimi oczami, które… czemu nie?… widzą znacznie lepiej w ciemności. Widzą wszystko i wszystkich.

– Odpowiedz mi. Proszę – zaskomlałem już bardziej niż powiedziałem.

Odpowiedział mi odgłos otwieranych drzwi. Zamarłem. Otworzyłem oczy tak szeroko jak tylko umiałem i wlepiałem wzrok w tamtą stronę ale absolut czerni okazał się nieprzebyty. Wyszła! Podniosłem się z podłogi i obijając się od brudnych maszyn ruszyłem w tamtą stronę. Po omacku dotarłem do drzwi i chwyciłem klamkę. Otworzyły się bez problemu.

 

Ktoś musiał zostawić otwarte okno. Po korytarzu tutaj na górze szalał wiatr, a jego skowyt przywoływał dreszcz na mojej skórze. Nie czułem już gorąca, być może tak się już schłodziło na dworze a być może cień śmierci padający na mnie od jakiegoś czasu zmroził już krew w moich żyłach. Czemu szedłem? Nie wiem. Chyba po prostu nie widziałem żadnej innej opcji. Korytarz w dalszym ciągu ział tylko nieskończoną czernią a gdzieś pośród niej czaiła się wielkooka dziewczyna w barwnym podkoszulku, która zakończy moje życie. Skąd ta pewność? Nie wiem. Nie wiedziałem już tylu rzeczy. Naszła mnie refleksja, że nie wiem w tym momencie jak się nazywam, gdzie jestem, kim jestem, co tutaj robię, dlaczego to robię? Życie stało się już tylko pasmem niewiadomych. A może zawsze nim było? Postarałem się sięgnąć pamięcią do czasu kiedy znałem odpowiedzi na te wszystkie pytania. Cofałem się i cofałem aż dotarłem do najstarszych wspomnień z całego mojego życia. Bawiłem się w piaskownicy z innymi dziećmi. Miałem w rękach żołnierzyka a wszyscy inni naokoło się ze mnie śmiali. Czy wtedy wiedziałem kim jestem i co robię?

 

Nie.

Zatrzymałem się, poszukałem ręką ściany i oparłem się o nią. Przycisnąłem ręce do twarzy. Czułem jakby dezintegrowało się wszystko naokoło mnie. Usłyszałem buczenie, jakby ktoś zapalił stary telewizor. Zamigotały światła. Opuściłem nieco ręce zasłaniając tylko usta a w korytarzu zapanowała jasność. Zobaczyłem naprzeciw mnie postać. Była to wielkooka dziewczyna. Stała, podparta o przeciwległą ścianę, cały czas ubrana w swoją białą koszulkę w fantazyjny czerwony wzór. Stała tak, wytrzeszczając na mnie swoje ogromne oczy i zasłaniając swoje usta rękami. Patrzyła się na mnie. Ja patrzyłem się na nią.

 

Nie wiedziałem co powiedzieć, nie wiedziałem co zrobić. Nie wiedziałem co mam myśleć i nie wiedziałem jak w ogóle można w takiej sytuacji myśleć. Nie wiedziałem, że ochroniarz na parterze odzyskał obraz z kamery. Nie wiedziałem, że wysłał już do mnie cały oddział policji. Nie wiedziałem, że serce niemal mu stanęło gdy zobaczył na wprost kamery mężczyznę bez marynarki, w białej koszuli, na której krew stworzyła fantazyjny czerwony wzór. Nie wiedziałem tego wszystkiego. Jak mogłem wiedzieć?

 

 

 

 

 

 

 

26.07 – 30.08.2012

Koniec

Komentarze

Stowarzyszenie literatów RAM zaprasza na spotkanie ze słynnym autorem współczesnych dramatów politycznych – Pawłem Mielechem. Na spotkanie składać się będzie prelekcja dydaktyczna połączona z projekcją filmu oraz panel dyskusyjny. Sala konferencyjna na trzecim pietrze Centrum Handlowego HiCorp, dwudziesty trzeci kwietnia, godzina 11.30. To było chyba najciekawsze ze wszystkiego co do tej pory przeczytałem.

11.30 – słownie

Tekst italikiem – jak rozumiem – jest treścią plakatu. Powinien być wyróżniony z tekstu, bo to dalsze przejście, czy raczej jego brak, do kolejnego zdania wprowadza zamieszanie.

 

 Korytarz ciągnął się jeszcze dalej, ale tam już było jakby ciemno. – to znaczy jak?

 

Odrzuciłem ją jednak za moment, – tak miało być? 

 

Obowiązki wzywają i muszę przerwać czytanie, dokończę jak będę mogła. 

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie przemówiło. W ogóle nie nazwałabym historii horrorem – nie widać nic nadprzyrodzonego. A do tego w końcówce niewiele wyjaśniasz. No i bardzo długo nic ciekawego się nie dzieje, a dobrze czymś zahaczyć czytelnika na samym początku. Ale nie lubię horrorów i mogę nie mieć racji.

Skąd ludzie kilka pięter wyżej wiedzieli, co stało się w windzie, skoro z telefonami problem? I to tak szybko?

Kto zepsuł światło?

Nie jest tak prosto przejść przez niewielki otwór w dachu, do którego ledwo się sięga. Nie bez pokopania towarzystwa w windzie.

Kroki były już bardzo blisko i dochodziły z ów ciemnego korytarza,

Ów się odmienia. Przez przypadki i rodzaje.

Jednego z nich kojarzyłem chyba z widzenia więc wchodząc za plecami eleganckiej kobiety przywitałem się krótkim 'dzień dobry’

Ale dlaczego “więc”? Wchodząc do windy, po prostu wypada się przywitać. Przecinki po “widzenia” i “kobiety”. W ogóle interpunkcja Ci szwankuje.

Poczułem nagły zastrzyk sympatii w jej stronę,

Zgrzyta mi ta konstrukcja. Dlaczego w stronę? Sympatię raczej czuje się do kogoś, a zastrzyki daje komuś.

"jestem twardą, 30letnią businesswoman"

Trzydziestoletnią.

– Po pewnie tylko awaria, proszę pana, może pan spróbować wcisnąć alarm?

Literówka.

Edycja: Aha, zdarzają Ci się błędy w zapisie dialogów. Zajrzyj tutaj:

Mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Babska logika rządzi!

Doczytałam, raz i mimo przedmowy, nie mam zamiaru robić tego ponownie. Nie wciąga i nie intryguje, styl jest – jak dla mnie – dziwaczny, więc nie widzę sensu na poświęcenie czasu na ponowną lekturę. 

Jak wspomniała Finkla, więcej tu pytań niż odpowiedzi. I do tego przegadania.  Nie czuję klimatu grozy. 

Być może jakąś istotną rolę odgrywa psychologia (skoro tak otagowałeś), ale to nie moja działka i dlatego nie łapię. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki za wszystkie dotychczasowe komentarze! Bardzo cieszą mnie konkretne argumenty i na pewno będę pracował aby się poprawić. Słowem wytłumaczenia: fabuła miała być niejasna celowo, ponieważ zrobiłem miejsce na trzy równoważne interpretacje zakończenia. Może to trochę zbyt eksperymentalne na niezdarny debiut ale ciężko było się pobyć akurat tego elementu, ponieważ od niego wychodziłem.

Problemy językowe mogą w dużej mierze wynikać z ograniczonego kontaktu z językiem polskim.Tu też się poprawię.

 

 

 

Przeczytałem bez większego zainteresowania. Rzadko czytam horrory. Skusiłem się  i się zawiodłem. 

Ograniczony kontakt z językiem polskim? Rozumiem, że mieszkasz za granicą. Jeśli tak to szuraj do polskiego baru lub szklepu na ploty :D

F.S

A ja dla odmiany lubię horrory. Ale czuję się tak samo nieprzekonany do tekstu jak reszta.

 

Facet czeka na windę. Jedzie windą z grupą nieznajomych. Wychodzi przez jakąś klapkę (standardowy motyw amerykańskich filmów). Okazuje się, że kilka osób zostało zamordowanych, wydostał się tylko on i jedna dziewczyna. Brzmi tak sobie.

Gdyby tekst jeszcze bronił się klimatem, warsztatem… ale tu też jest przeciętnie. Opowiadanie nie budzi emocji, atmosfera jest wręcz senna, zatem efekt nie jest zbyt porażający (czy przerażający). Plus, że nie poszedłeś w stronę krwawej sieczki.

 

Także pod każdym względem jest średnio. Sporo rzeczy należałoby dopracować, ale jak na debiut to i tak przyzwoicie. ;)

 

PS:

“Coś chce tutaj wejść“

Winda się zatrzymuje, gaśnie światło. Słyszysz jakiś dźwięk. Co myślisz? O RANY, COŚ CHCE TUTAJ WEJŚĆ. A może jednak nie? ;p

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Jak na horror, to jakoś mało tu horroru. Opowiadanie jest straszliwie nudne – większa część tekstu została poświęcona pięciorgu pasażerom zamkniętym w unieruchomionej windzie, a w zakończeniu Autor usiłuje przekonać czytelników, że coś się wydarzyło.

Mnie, Autorze, nie przekonałeś. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka