- Opowiadanie: Mały Słowik - A wtedy spojrzymy za siebie

A wtedy spojrzymy za siebie

Bardziej wizja niż fabularny majstersztyk. Być może układanka bez jednego rozwiązania. Można było w formie drabbla, zapewne. Ale wtedy coś straciłbym. Nie wiem co, ale coś na pewno.

Miłej lektury.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

A wtedy spojrzymy za siebie

Popielnik stał wpatrzony w kalejdoskop obrazów przesuwanych wzdłuż panoramicznie rozstawionych projektorów. Pusty wzrok, spojrzenie utkane z lodu i pyłu wskazywało na podłączenie. Nieruchome gałki oczne, w rzeczywistości omiatały wszystko wokół, nieprzerwany blok informacji wizualnych.

W pewnym momencie krzyknął, z początku bezgłośnie. Minęła chwila, pochłonięta absorpcją danych, nim zrozumiał, że nie włączył protokołu. Wtedy zagrzmiał na wszystkich liniach komunikacyjnych.

– Kto mi to tak pięknie spierdolił, ja się pytam!

W Eterze szum, informatyczna cisza. Pierwszemu, który się odezwie, przyjdzie wątpliwa przyjemność wyjaśnienia sytuacji oraz przetrzymanie gniewu Popielnika.

Do pomieszczenia, wolnym krokiem wszedł jeden z psychomantów, z siecią gęsto upakowanych kabli, odchodzących od nasady czaszki dwoma grubymi przewodami. Miliony neuropołączeń na przestrzeni walca o średnicy nie większej niż zaciśnięta pięść.

Zdawał się przeżuwać w myślach potencjalne rozgałęzienia przyszłości. Wiedział, że Popielnik poczuje w czaszce te wibracje, tak jak wszyscy pozostali członkowie załogi. Wiedział, że zostanie to zignorowane, jak każda z niekontrolowanych myśli rozbrzmiewających na łączu. Prywatność powstawała dopiero tam, gdzie odczuwano znużenie wobec jej ignorowania.

Ktoś z technicznej szyfrował serię nieprzyzwoitych poematów, tak aby wyłącznie reszta informatyków była w stanie je odczytać. Pięćdziesięciostopniowe zaklęcie utkane na kodzie suwowym, dla pewności zabezpieczone hasłem. Szczelna w ogólnodostępnej sieci paczka. Tylko wspomnienie o niej wibrowało nachalnie na granicach przesyłanej informacji. Wspomnienie, jak każde inne, chowane głęboko w umysłach psychomantów. Sprawni łowcy odpadów przylegających do ścian Eteru.

Teraz, usta łowcy drżały, mimo że nie zamierzał ich otwierać. Chciał, by rozmowa była ogólnodostępna. Miał świadomość, że to Popielnik zadecyduje, gdzie znajdzie się granica prywatności, jednak przejście na przekaz werbalny z miejsca, stanowiłoby przegraną jeszcze przed zaistnieniem samej rozmowy.

– Zrozumiałbym – zaczął Popielnik, najwyraźniej czując obecność kogoś w pomieszczeniu – gdyby nawalił dział analiz. Gdyby nie przesłali informacji w Eter. Gdyby informacja została potraktowana jak wspomnienie i przypadkowo pochłonięta. Ale tutaj, słuchasz mnie, Córa? Tutaj są wszędzie ślady, to jest coś wielkiego, gałęzie przyszłości mówią, że bardzo szybko. Obiekty przechodzą w kolejny etap ewolucji a my nie jesteśmy, do kurwy, rozumiesz, Córa? Nie jesteśmy gotowi.

Mówił na ogólnodostępnym kanale. Wibracje czuli wszyscy, co bardziej ciekawscy zapewne zaczęli już słuchać. Córa odetchnął. Zaczął szukać przeszłości i puścił zbieracza w eter – zbitek kodów zbierających ślady obecności pochłoniętych wcześniej wspomnień.

– Czy zacząć zbierać…

– Córa, ja czuję, że już zacząłeś. To dobrze, trzeba znaleźć winnych przeoczenia, żebym wiedział, kogo wypieprzyć w przestrzeń.

– Już pan nasiąkł obiektami. Za dużo przesiadywania przed zbiorami. Za dużo obserwacji. Słowa panu prymitywnieją.

Popielnik odłączył się od aparatury wizualizującej. W jednej chwili ściany przestały się poruszać, zgasły ekrany. Stali pośrodku wielkiego, pustego pomieszczenia, naświetlanego drobinami nanobotów dryfujących w powietrzu, powyżej trzech metrów.

– To nie do końca tak. Prymitywizm winien występować jedynie wobec wątków technologicznych. Cała reszta to rzecz wyborów, ewolucji kontrolowanej. Tego właśnie dotyczy eksperyment, nieprawdaż Córa? Chodzi o niedokonane wcześniej wybory. Bo technologia i tak musi się kończyć w punkcie nieskazitelnej doskonałości – odwrócił się, w oczach stopniał lód, a iskry życia rozwiały szary pył. – Wszędzie indziej znajdziesz ten drugi rodzaj, te nieperfekcyjne doskonałości. Te powiązane z wyborami. Badamy przecież ścieżki, nieprawdaż Córa?

Rozmawiał ze stojącym przed nim psychomantą, jednak sam głos zdradzał dużo więcej, same słowa brzmiały, jakby miały iść po jak najdłuższej linii, po jak najdalszym łączu. Rozmawiał z Córą, ale mówił do całej załogi.

– Teraz jest jednak ważniejsza rzecz niż szukanie winnych, czy istota programu. Ktoś przegapił ruch ze strony obiektów. Bardzo, bardzo duży ruch. Z bardzo, bardzo dużym prawdopodobieństwem zaistnienia. Obrazy z czasu teraźniejszego wskazują na trwanie prac. Też bardzo, bardzo długo.

Ruszył przed siebie, z głową zadartą do góry. Możliwe, że gdzieś tam, nad sobą, wizualizował chmury. Córa nie przejrzał jeszcze Popielnika na tyle, żeby wiedzieć, czy ich kształty tworzy podług własnej woli, czy może odpalił algorytm losowości. To mogłoby wiele o nim powiedzieć, ale sama myśl nie odbijała się echem w Eterze, nie było żadnego śladu. Popielnik robił to najwyraźniej odruchowo, zatrzymując w ten sposób wspomnienie, zanim jeszcze wypłynęło.

Wyszli na korytarz. Złącza psychomanty trzeszczały lekko w rytm kroków, bolesna fonia trących o siebie materiałów syntetycznych. Kable nikły w ścianach i przesuwały razem z właścicielem, wzdłuż otwierających się i zamykających przejść, systemem okrągłych kafelków. Pozwalało to na swobodne przemieszczanie się, bez potrzeby odłączenia od Eteru, możliwość nieprzerwanej analizy przydatności wspomnień i informacji.

– Po pierwsze, przekaż bolesny bodziec analitykom. Ma im się zapalić ogień pod dupami, mają czuć, jakby rozgrzany węgiel wpadł prosto na neurony.

– To znaczy, że mają nic nie poczuć?

– Zagalopowałem się Córa, chciałem to jakoś ładnie, obrazowo przedstawić. Ale rozumiesz, niech po prostu zaboli leniwych skurwysynów – zaśmiał się. Echo było mocne i otrzeźwiające. – Rzeczywiście, za długo przebywałem z obiektami.

Na końcu korytarza czekał już blask gwiazd. Nikły wobec rozrzuconych w powietrzu botów, ale dlatego właśnie pociągający. Blady, tajemniczy, nieco niebieski, co najważniejsze, inny niż ten panujący w unormowanym wnętrzu. Ryk kosmosu.

– Jak już dojdą do siebie mają przekazać dane, które już zapewne zebrałeś z moich wspomnień…

Córa pokiwał głową.

…i skomunikować sprawę z informatykami. Standardowa procedura, tworzą schemat i skrypty w oparciu o dane z Wielkiego Muru i wyobrażenia obiektów, oczywiście pakując to w formę realistyczną. Nie chcę żadnych abstrakcji ani upustów wyobraźni…

Córa chłonął potok myśli, pomiędzy którymi przewijały się również obrazy i barwy symbolizujące ton konkretnych partii rozkazu. Ciemny granat i czerwień. Taniec niemych ust. Wolał tak, w ten sposób. Przekaz wirtualny pomijał bariery; aborcja nieporozumień, czysta informacja.

…wtedy model trójwymiarowy. Punkty zaczepne, schemat dla, no właśnie! Obudzić pieprzonych geomorfów. Już już już. W końcu nadeszła ich epoka! Mogą sobie pofolgować wizjami radości, ale tylko do czasu aż dostaną model. Wtedy, mają być gotowi. Już już już. Jeśli model nie będzie gotowy za…

W głowę Córy uderzyła informacja, którą odczytał w czasie teraźniejszym, natychmiastowo, mimo że stanowiła przedział, cały okres. Było to uczucie upływu, przelewającego się między palcami czasu. Myślowy buldożer załamujący poczucie rzeczywistości tak mocno, że omal nie przysiadł na kolanach. W ten sposób Popielnik przypomniał, czemu wzbudza szacunek, ten smakujący krwiście, nutą postrachu.

…to wtedy podpiec dupy analityków jeszcze raz. Wszystko jasne?

Córa nie był w stanie odpowiedzieć szybciej niż przesyłał informacje. Choćby chciał, nie potrafił przerwać myślowego domina. Uznał więc pytanie za czysto retoryczne.

Weszli do pomieszczenia gdzie zamiast ścian patrzyły na nich gwiazdy. Miliony, miliardy i więcej, niewysławialnie więcej. Coś, czego nikt nie potrafił przesłać jedną myślą. Coś co mogło zabić przy próbie ogarnięcia, a później zrobić to samo, samym wspomnieniem. Na krańcach wszechświata rodziły się odgałęzienia, schematy z przyszłości. Algorytm przypominający agresywną chorobę. Wielki Mur, Wielka Iluzja.

– To piękne ile wyborów może powstać w trakcie tego samego scenariusza. Ile ścieżek, ile postaci pozornie nieznaczących, które nieświadomie manipulują wizjami przyszłości, tworzą ich nieskończenie wiele odnóg. Kurwa, to piękne. Nie sądzisz, Córa?

Psychomanta, chociaż tego nie chciał, wypuścił w Eter wyobrażenie olbrzymiej piaskownicy. Uśmiech rozjaśnił oblicze Popielnika.

– Trochę racja. Trochę tak. A wiesz, że to oznacza, że jesteśmy pod piaskiem? Bo patrzymy z drugiej strony. Jesteśmy za murem. Dusimy się informacjami, które dostajemy, tym ich nadmiarem, jak ziarnkami tego piachu. Tylko, że na końcu nie ma śmierci. Na końcu zawsze jest informacja. Nie wniosek, tylko informacja. To jest koniec wszystkiego. Ciche echo w Eterze.

Popielnik ponownie podłączył się. Oczy zaszły mu mgłą, która powoli gęstniała, twardniała, najpierw szron, potem lód. Widział wylatujących kapsułami geomorfów. Nie próżnowali, chcieli być na miejscu jak najwcześniej.

– Dobrze, a teraz prześlij jeszcze informację do manipulatorów – przerwał na chwilę, widocznie krztusząc się jakimś przekazem. Wznowił po krótkiej chwili. – Niech będą gotowi, chociaż ta przyszłość wcale stać się nie musi. Ale jeśli się stanie, jeśli się rzeczywiście stanie, taki będzie wybór; wtedy na trasie ma być gotowy tunel. Tunel prowadzący do budowanego przez geomorfów ciała.

Córa czuł potężne zamieszanie w Eterze. Nowa Epoka. Mnóstwo roboty dla manipulatorów i jeszcze więcej dla geomorfów. Pełno zadań dla analizatorów, coraz więcej możliwych przyszłości. Poruszenie, wrzawa uczuć i myśli. Szaleństwo.

Budził kolejnych psychomantów, jednego po drugim, w miarę rosnących potrzeb. Sam nie nadążał już z przetwarzaniem wspomnień. W Eterze spadł deszcz.

– Tyle ścieżek, że wypala mi sensory. Nie wiem, czy rozumiesz, Córa. Te wszystkie możliwości, z których sami obraliśmy jedną. A teraz oglądanie samego procesu. Nowych ścieżek. Córa, blokuj mi zbyt rozległe myśli, bo coś przepalę. Tak, właśnie tak, ale do kurwy, z wyczuciem. No, dziękuję.

Spojrzał w kosmos, w Wielki Mur. Stał nieruchomo, jakby zza lodu przykrywającego oczy widział coś więcej. Jakby płatki śniegu zniekształcały obraz.

– A teraz powoli, fragment po fragmencie, Wielka Iluzja będzie się urzeczywistniać i opadnie Wielki Mur. Tyle wyborów, tyle… ja pierdolę, Córa, blokuj, bo mnie rozpierdoli. Dziękuję.

Chciał dłonią dotknąć szyby, ale ta rozstąpiła się jeszcze przed kontaktem. Zacisnął palce na skrzącym pyle. Wielka Iluzja nie pachniała. Nie była. Po prostu istniała.

– Najpierw jednak, zanim Wielki Mur zacznie się kruszyć, zanim przejdą do kolejnego etapu i eksperyment nabierze tempa; najpierw trzeba urzeczywistnić którąś przyszłość. Obiekty, one urzeczywistnią. Niech wylądują na tym pieprzonym satelicie, niech rozkruszą jego formę tą pieprzoną flagą ze śmiesznymi gwiazdkami. Niech się stanie.

– Rozumiesz, Córa?

 

 

Koniec

Komentarze

Kto mi to tak pięknie spierdolił, ja się pytam! – raczej znak zapytania, skoro pyta

systemem okrągłych kafelek. – kafelków

i skomunikować sprawę z informatykami. – bardziej pasowałoby mi ‘skonsultować’ 

Przekaz wirtualny pomijał bariery; aborcja nieporozumień, czysta informacja. -o, a to mi się bardzo spodobało!

Trochę przecinków Ci uciekło, a trochę stanęło w niewłaściwych miejscach.

Niestety, tak jak pytanie zadane Córze zostało bez odpowiedzi, tak samo było w moim przypadku. Najpierw sądziłam, że chodzi o proces tworzenia wszechświata, potem, że chodzi o samą Ziemię i ludzi, ale jak pojawił się Księżyc, który trzeba zniszczyć… 

A może jest wręcz przeciwnie, może Popielnik i reszta mają wizję zniszczenia?

Tak czy siak – nie rozumiem, ale to nie dziwota, ja bardziej od fantasy jestem niż od SF.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Kafelki już poprawiam. Zawsze jakiś babol, zawsze. Przecinków też poszukam.

Wykrzyknik jest na miejscu. Sporo mówi o Popielniku. On nie pyta. On się dowie.

 

Naprawdę nie wiem, gdzie pojawiła się wzmianka o niszczeniu księżyca, kiedy jest zupełnie odwrotnie. Przecież Wielka Iluzja opada :P.

 

Dziękuję.

Niech wylądują na tej pieprzonej satelicie, niech rozkruszą jej formę tą pieprzoną flagą ze śmiesznymi gwiazdkami. – czy to nie oznacza, że chcą zniszczyć Księżyc?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziwne… przeczytałem z zainteresowaniem, choć nie łapię, o co chodzi. Byłoby dobrze, gdybyś naprowadził czytelnika na coś konkretnego, a tak, wizja jest czytelna tylko autorowi. Tak jak napisała bemik – problem z interpunkcją. Pozdrawiam.

 

Bemik:

No, całość dotyczy konkretnego wydarzenia (zakładam, że to widać), a wtedy na pewno nie było nic o niszczeniu czegokolwiek (przedczytacze w każdym razie odczytali to dobrze – jeśli rzeczywiście pojawi się więcej głosów, zastanowię się nad fragmentem, cholernie istotnym zresztą).

A jeśli chodzi o sam zwrot – każda zmiana rozkrusza stan poprzedni, prowadzi do formy innej – ścieżką wyborów. Zatknięcie flagi będzie zmianą odbitą na “satelicie” uwcześnie przygotowanym wobec schematów przez załogę, urzeczywistnionym z Wielkiej Iluzji mocą geomorfów.

Ale ja tu już za dużo o własnej interpretacji, a nie o to chodzi.

 

Blackburn:

Bo tu nie chodzi o to, żeby była jedna droga interpretacji. To miało współgrać z treścią. Po cholerę zastanawiać się co autor miał na myśli, jeśli można wysnuć własną wizję.

Bo tu nie chodzi o to, żeby była jedna droga interpretacji. To miało współgrać z treścią. Po cholerę zastanawiać się co autor miał na myśli, jeśli można wysnuć własną wizję.

Okej, rozumiem. Pewnie znajdą się czytelnicy, którym przekaz się spodoba. Ja jednak lubię przeczytać konkretną historię – chyba jestem leniwy. ;-)

A ja chyba jestem za głupia na takie teksty – i tak nic nie rozumiem :-(

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Od razu leniwy, czy głupia (na Nowej Fantastyce nie ma ludzi głupich ani leniwych. Tego mi się trzymać panie i panowie!). To ja tu przeprowadzam jakieś dziwne eksperymenta, niczym ludziki z wizji.

Druga sprawa, że czytam aktualnie “Lód” Dukaja i ciężka forma mogła mi się udzielić :(. Albo zwyczajnie piszę mgłą. Albo… tyle możliwości! Córa, blokuj!

» Po cholerę zastanawiać się co autor miał na myśli, jeśli można wysnuć własną wizję. « 

Najgorszy, bo samobójczy rodzaj obrony przed zarzutami czytelników i najcięższy zarzut wobec nich, czytelników. Zawsze, powtarzam, zawsze chcemy wiedzieć, o co autorom chodzi, gdy więc nie możemy / nie umiemy się dowiedzieć, powstają podejrzenia, iż albo my jesteśmy durniami, albo autor sam nie wiedział, o czym, po co i dla kogo pisze. Oczywiście bardziej prawdopodobna jest odpowiedź pierwsza, ale i drugiej lekce sobie ważyć nie można… 

Ja także nie pojąłem, jakie to ważne i odkrywcze treści niesie w sobie tekścik, ale zauważyłem pewne, dość daleko idące podobieństwo do stylu Żwikiewicza. Dostrzegam też coś w rodzaju fascynacji wizjami pełnych sprzężeń ludzkiego umysłu z maszyneriami informatycznymi – i to praktycznie wszystko.

Ależ nie, nie, nie Adamie. Coś nam cholera nie po drodze, bo się rozmijamy przy każdym opowiadaniu, które wrzucam :P.

Chodzi o to, że niejednoznaczność tekstu jest tutaj jak najbardziej zamierzona – bo jest sprzężona z treścią tekstu. Jedna z moich bet nawet proponowała, żeby rozmazać to jeszcze bardziej. Ale to jest właściwie człek szalony :P.

Oczywiście, że istnieje tutaj moja, najmojsza wersja, autorska właściwie. Ale nie zmiania to faktu, że widzę też kilka innych ścieżek, z których część zaplanowałem (a jedną mi pokazano i wynikała niejako z pozostałych). W innych swoich tekstach z miejsca uznałbym to za porażkę.

Chodzi o wybór klocków do układanki, o ścieżkę jaką z nich ułożymy i patrzenie co z tego wychodzi. Dokładnie tak jak w samym tekście.

 

“Ja także nie pojąłem, jakie to ważne i odkrywcze treści niesie w sobie tekścik”

A to zabrzmiało trochę nieładnie, ale może przewrażliwiony jestem.

 

Dzięki.

Nieładnie? Dlaczego? Wszak to tylko zwyczajne przyznanie się, że nie pojąłem, i tylko tyle.

Twoja i najtwojsza wersja musi istnieć, wymóg obiektywnie istniejący. Drugim faktem, obiektywnie istniejącym z mojego punktu widzenia, jest moja zabarwiona lenistwem niechęć do układania obrazka z tysiąca fragmencików, z których połowa nie ma znaczenia – znów z mojego punktu widzenia nie ma znaczenia – bo ich konotacje są mi nieznane. Mogę wysnuwać jakieś wnioski z brzmienia nazwiska “Popielnik”, również z tego, że jego pomagier nazywa się Córa, ale to mnie, podkreślam, mnie wiedzie do konstatacji iście zwariowanej, więc odpuszczam sobie w całości – cały sekret…

Nie po drodze nam przy każdym Twoim tekście? Nie pamiętam, ale wierzę na słowo. Poza tym wiem, dlaczego. Zbiory informacji wejściowych, drogi i metody przetwarzania. Więc się nie dziw…

 

Czyli przewrażliwionym ;).

Oczywiście, że nie musi taki wymóg istnieć. Alzheimer, demencja, alkohol. I już mało mnie we mnie.

Ja raczej domyślam się co do tego rozmijania, niż stawiam pewniki. Na tym się można przejechać (liczenie całek dowodem – możesz skutecznie zgadywać, ale panie, jest ryzyko!). Wiadomo, inny kod kulturowy, inni “preferowani autorzy”. Trybiki nie zawsze zaskakują w ten sam sposób. Ale tym bardziej cenne są twoje opinie, kiedy już rozwiniesz skrzydła i powiesz więcej niż “nie rozumiem”. Powoli kończę “Martwe ławice”, dużo lżejszy tekst, czysta fantastyka, bez żadnego science w przedsionku. Kiedy nadejdzie ten dzień, mógłbym liczyć na twój miecz? Łuk i topór skądś wykombinuję.

(nie mogłem się powstrzymać). W sensie, nie obrazisz się jeśli zaproszę do przeczytania opka już teraz, zanim je jeszcze wstawiłem?

 

 

Obrazić się za takie zapytanie?  Nie do wiary… :-)

Jednakże muszę, chcąc uczciwie podejść do sprawy, muszę podziękować i zrezygnować – “siedzę” w długim tekście, a przede mną następny. Najprawdopodobniej sprawiłbym Tobie zawód, więc lepiej, mądrzej, nie obiecywać i nie podejmować się betowania. 

W takim wypadku zaproszę na produkt już gotowy ;). Gdzieś i kiedyś, a czy znajdziesz czas, to już zapewne Chronos, gdzieś tam, w kalendarzyku zapisał.

Odciąwszy się od problematyki interpretacji opowiadania, powiem, że opowiadanie jest ładnie napisane. Sam sposób, w jaki postaci – niezależnie od sensowności tematu rozmowy – mówią  oraz uchwycenie ich emocji dają czytelniczą przyjemność. 

I po co to było?

Hmmm. Masz jakiś świat, ale akcja mnie nie porwała – ot, szef ochrzania podwładnych. Za co – trudno orzec. Pod szefa można podstawiać różne postacie – od Boga do człowieka z przyszłości.

Mnie też końcówka skojarzyła się z Księżycem – satelita z flagą w gwiazdki (amerykańska pasuje jak ulał). Aha, satelita jest rodzaju męskiego.

Do pomieszczenia, wolnym krokiem wszedł jeden z psychomantów, z siecią gęsto upakowanych kabli, odchodzących od nasady czaszki dwoma grubymi przewodami.

Trochę mi zgrzytnęło to łażenie z kablami wystającymi z czachy. OK, później to wyjaśniasz. Ale i tak – te grube przewody muszą swoje ważyć (zwłaszcza, jeśli się odejdzie na jakieś trzy metry od ściany), a i aparatura wewnątrz murów chyba strasznie skomplikowana (jak to wpływa na grubość przegród i ilość zużytych materiałów?). Nie prościej byłoby wyposażyć bohaterów w jakieś Wi-Fi?

Babska logika rządzi!

Fajnie!

Dzięki, Syf.

 

Finklo, oczywiście, że o księżyc chodzi. Innej możliwości sam nie widzę :P. Pewne skojarzenia muszą być stałe. Natomiast byłem zaskoczony wspomnianym wcześniej “księżyca niszczeniem”. Co do “porywającej” akcji: tak jak wspomniałem w przedmowie.

 

Już dzisiaj mamy superlekkie materiały, a i przewody coraz doskonalsze, o coraz większych możliwościach. Ciężar nie byłby problemem, myślę, nawet teraz (no, chyba że mowa o kosztach). Co do skomplikowania mechanizmu. Bezprzewodowo oczywiście podczepiona jest większość załogi. Prawda. Jednak grzebanie, bezpośredni wpływ na Eter to już inna rzecz. Taki psychomanta do wyciągania wspomnień i manipulacji myślami potrzebuje znacznie potężniejszego łącza, o które bezprzewodowo byłoby ciężko. Prawdziwie wartościowy psycholog, diagnostyk i udrażniacz do rur w jednym jest wart swojej ceny. A jaką płacić musi sam, to chyba jeszcze rozwinę, gdzieś, kiedyś…

 

Dzięki! Btw. skleciłaś jakąś własną koncepcję na temat treści, czy moja czarna magia to dalej sam dym i duchota? :P

IMO, szef może być Bogiem, Szatanem, jakimś ludzikiem z dalekiej przyszłości… A skoro widzę kilka równouprawnionych interpretacji, to co się będę męczyć i obstawiać którąś z nich. Uważam, że skoro Autor nie zadbał o jednoznaczność, to uznał, że to nie ma dużego znaczenia.

A niszczenie Księżyca pewnie bierze się z kruszenia formy. OK, można tego dokonać, wbijając flagę, ale można i bardziej widowiskowo. Kto wie, może w międzyczasie Chińczycy wymalowali na powierzchni własną flagę i to o żółte gwiazdki chodzi? To popularny element w symbolach narodowych; Unia Europejska, Australia, Brazylia, Kuba…

Babska logika rządzi!

Przyznam, że podobają mi się forma, język , ale za grosz nie rozumiem o co chodzi. Nieważne i tak mi się podoba :D

F.S

Finkla:

Eh, a wybory się zbliżają, i nie powinno się tak mówić. Ale tam to ciężko nawet o mniejsze zło :P.

 

Foloin:

Czary!

 

Dzięki.

Przykro mi, Mały Słowiku, ale to nie na moją głowę. Przeczytałam i to wszystko, do czego mogę się przyznać. :-(

 

Ru­szył przed sie­bie, z głową za­dar­tą do góry. – Masło maślane. Czy istniała możliwość, by zadarł głowę do dołu?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mimo wszystko, dziękuję za rzucenie okiem :).

 

Z zadartą głową mam tutaj ten problem, że samo “zadarcie” nie brzmi “wystarczająco”, a wręcz nieco śmiesznie. Z “uniesioną” brzmi już lepiej, ale to wciąż nie to. Pomyślę.

No cóż, ostatnio leniuchem jestem, ale uważam, że kawałek jest bardzo dobrze napisany. Domyślam się, że interpunkcja poprawiona, ale z reguły jestem ślepa jeśli chodzi o przecinki. Nie do końca pasuje mi forma, może za mało dałeś okruszków do interpretacji? Bo miałam momenty w których wydawało mi się, że przechodzisz trochę w bełkot. Większych porywów zachwytów nie miałam, ale tekst wzbudził moją ciekawość. 

Nowa Fantastyka