- Opowiadanie: Czarnogwardzista - Wizyta

Wizyta

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Wizyta

-Mamo! Szybko, już tu jadą!

Mały chłopczyk w długiej, płóciennej koszuli przebiegł bagnistą dróżkę prowadzącą do jego domu.

Oleg był bardzo podekscytowany. Zresztą nie tylko i on. Cała jego rodzina uwijała się już od kilku dni, kiedy to od anonimowego posłańca dostali informację, że sam król osobiście pofatyguje się do ich małej chatki na skraju puszczy.

Chatka – a nawet prawie lepianka – była taka, na jaką mogli sobie pozwolić. Trzy pomieszczenia – z czego jednym był spichlerz – i słomiany dach to wszystko co mieli. Nie licząc starej budy, w której trzymali kilka kur i starą kozę Rzepcię. Ganek podparty dwoma, niezgrabie wyglądającymi belami, na którym stał stary taboret i połatana balia, stały schludnie pod ścianą. Ojciec właśnie schodził z dachu, który zatykał starą trawą by wyglądał w miarę przyzwoicie dla tak niesamowitych gości. Mateczka wyciągała z glinianego pieca pieczone kurczę, na które – tak rzadko mogli sobie pozwolić, by nie uszczuplać i tak już skromnego stadka kur. Jednak jako dobra gospodyni nie mogła poczęstować takich gości byle czym, Dwaj starsi synowie – Zbych i Roch – właśnie kończyli zalepiać dziury w chacie i wyrównywać kolor, by błocisty brąz ścian wyglądał w miarę jednolicie.

Oleg przebiegł przez ogrodzenie powiązane powrósłem z chaszczy, które rosły bardziej w głąb puszczy, gdzie robiła się  bardziej bagnista i niedostępna. Przyozdobiona leśnymi kwiatami, by choć trochę zakryć jej szpetność.

-Oleg! – mateczka złapała go w ramiona – Oleg, nie biegaj tak szybko, bo przewrócisz się i będziesz cały w błocie.

T-tak. –wymruczał.

Był bardzo przejęty.

-Dobrze. – z uśmiechem na twarzy poprawiła mu grzywkę – A teraz ostatni raz poćwiczmy sobie. Jak będziesz się zwracać do króla?

-T-tak, Wasza Miłość..– odrzekł nieśmiało kierowany przez gestykulację i mimiczne ruchy swojej mamy.

-Już tu są! – zawołał Roch wbiegając do izdebki.

I rzeczywiście. Już nadjeżdżali.

Najpierw wjechało czterech jeźdźców w czarnych zbrojach, a za nimi król. Jednak nie był to jakiś wspaniały orszak urządzony z przepychem i gracją. Było to kilku skromnych podróżnych. Władca nosił na twarzy maskę , w której miał tylko miejsce na oczy zaś na jego głowie tkwiła skromna korona z trzema odłogami. Przy jego boku dyndał miecz. Jednak to nie była zwykła broń. Wąskie, długie ostrze rozszerzające na końcu z zadziornym czubkiem. Z daleka wyglądaJedynie dystyngowany krok jego klaczy świadczył o tym, że mają do czynienia z kimś naprawdę ważnym.

Król zeskoczył z konia. Nikt mu nie pomagał, nie podstawiał podnóżków, był zupełnie samodzielny w swych działaniach.

Cała rodzinka stała na ganku. Oczywiście małżonkowie na samym czele, witając go pokaźnych rozmiarów kołaczem, który udało się wyhandlować chłopinie za kolejną kurkę.

I tak odpadła kolejna możliwość na zjedzenie mięsa w tym roku.

Wtedy to – jeden z nich wyszedł przed innych i niczym herold wygłosił tę oto przemowę:

-Ot on! –wziął krótki oddech – Miłościwie nam panujący, strzegący granic przed wszelakim plugastwem, tępiącym wszelaką heretykę i demoniczność Nasz Władca, Król  i Najpierwszy z Czarnogwardzistów!

Po tej krótkiej przemowie znów wcisnął się pomiędzy kompanów. Król postąpił krok naprzód. Ujął bochen w swe ręce.

-Dobry chleb z dobrej mąki – powiedział –Szkoda żeby się zmarnował. Wejdźmy do środka.

Nikt nie odezwał się słowem. Tylko mateczka uchyliła drzwi do izdebki, aby mógł wejść do środka.

Stół był skromny, ale było dość miejsca zarówno dla kompanów, jak i dla niego samego. Kroczył po izbie posuwistym krokiem, przejeżdżając palcami po meblach. Jego rękawice cicho ostukiwały kolejne nierówności, by w końcu chwycić za oparcie krzesła, które było dla niego przygotowane. Rozsiadł się wygodnie i kładąc łokcie na stole , zaplótł palce. Reszta jego kompani również się przysiadła. Jeden z nich ułożył na środku bochen, który otrzymał wcześniej od władcy, po czym sam również się przysiadł. Wtedy to gospodyni postawiła na stole pachnące kurczę, które jeszcze raz polała sosem z żurawin.

-Częstuj się , Panie –schowała ręce w fartuch , kłaniając się przy tym ostrożnie.

I rozpoczęli ucztę.

Jednak nie wszyscy.

Domownicy stali pod ścianą patrząc na biesiadników, którzy zachłannie pochłaniali mięso, jakie im podano. Nie było tego za dużo, jednak zdawali się najeść tym, co im podano. Co więcej, zostało jeszcze z pół bochna chleba. Sam władca jednak nie tknął praktycznie niczego.

-Wybacz mi, o Panie mą śmiałość – odezwał się chłop – Jednak jeżeli nie smakuje Panu nasze jadło każę zaraz upiec naszą kozę –zmieszał się przy tym wielce, miętosząc raz za razem swą wypłowiałą czapę.

-Nie ma potrzeby, dobry człowieku – uspokoił go –Pieczeń pachnie wyśmienicie, jednak sam nie jestem głody, a nie chcę upuścić sił mym kompanom –dodał.

Jednak nadal nie był przekonany.

Jego spojrzenie utknęło pomiędzy deskami. Miętosił czapę coraz bardziej.

On to wyczuł.

-Co cię gnębi, dobry człowieku? – zwrócił się do niego, podnosząc swe spojrzenie ponad stół.

-Widzisz, Panie… Nie zdradziłeś nam celu swojej wizyty… O-oczywiście nie jestem w stanie opisać Panie, jaki to zaszczyt to nas spotkał, ale dlaczego my? Czyż nie lepiej by ci było w jakimś…

Nie dał mu skończyć . Jego ramię opadło na stół. Chłop przeląkł się nie na żarty.

-Miracil?

Wywołana przez króla wstała. Dziewczyna o kruczoczarnych włosach sięgających je do ramion, odepchnęła się rękoma od blatu. Szerokie ostrze które było do niej przypasane odbiło się od trójnogiego stołka, wydając półgłuchy łoskot. Sięgnęła za płaszcz. Lecz ku jego zdziwieniu, zamiast ostrza które miałoby wymierzyć mu karę za zbytnią zuchwałość wobec władcy, wyciągnęła niewielki, zawinięty kawałek pergaminu opasany królewską pieczęcią.

Władca pociągnął spory chaust powietrza. Spojrzał na niego. Jego puste, przenikliwe spojrzenie , przebijało go na wylot.

-Powiedz mi, czy pamiętasz jeszcze może chłopca, którego przewiozłeś swym powozem do stolicy?

-T-tak. N-n-ie. Może. Panie to było tak dawno temu…

Władca przychylił się do niego bardziej.

-A co ci obiecał?

-P-pięć morgów ziemi i trzy krowy P-panie –odrzekł drżącym głosem.

Wstał. Postąpił ku niemu kilka kroków, wyciągając z ręki Miracli ów pergamin i włożył mu go w ręce.

-Przy starym młynie niedaleko głównego traktu do stolicy stoi murowana chata, a za nią z dziesięć morgów.

Zamknął mu dłoń.

-Od tego momentu to twoja ziemia. Bierz rodzinę, siadzaj na wóz i jedzcie. Za tydzień dostarczą wam krowy i trochę zapasu byście stanęli na nogi. Gdzie twój wóz?

Chłop nie wiedział co zrobić. Ręka zadrżała. Łzy same cisnęły się na twarz.

-S-sprzedałem, Panie.. By dziatwę wykarmić…

Padł przed nim na kolana, ściskając jego szatę.

-Dzięki ci… dzięki…

Jednak nie poruszyło to króla. Wyrwał się z uścisku.

-Nie płaszcz się przede mną –rzucił obojętnie – Po prostu dotrzymuję słowa, a to była ostatnia niedomknięta sprawa, jaką miałem do domknięcia. Zresztą – czym byłaby Stolica, bez swych przewoźników.

Wyszli na zewnątrz w orszaku. Zatrzymali się przed domem.

Spojrzał na chłopców – dwóch drągali, którzy niedługo osiągną pełnoletność i jeden mały cypisek, który miał jeszcze mleko pod nosem.

-Czy to wszystkie twoje? – spytał, łapiąc za siodło.

-Moje, tak.

Spojrzał na nich dokładniej. Podszedł do Olega.

Schylił się do niego.

-Powiedz mi mały, kochasz swoich rodziców?

-T-tak , najjaśniejszy Panie.

Wstał. Zrobił krok.

Ścisnął rękojeść. Wyszarpał miecz z pochwy. Zakrzywione ostrze zatrzymało się tuż przed nosem malucha. Rodzina chciała coś zrobić, niepewnie pchnęli się do przodu, jednak odbili się tylko od pleców zbrojnych.

Jednak mały Oleg nie zobaczył tego. Jego oczy ogarniała ciemność . Tylko dwa punkty będące pustym spojrzeniem Władcy i ostrze, które wisiało cały czas przed nim, niczym wbite w powietrze.

I jego głos.

-Jesteś zatem w stanie obronić tych, których kochasz?

Jednak nie odpowiedział mu. Jego wargi drżały. Z każdą chwilą był coraz bliższy płaczu.

Powietrze zafalowało wokół niego. Ciężka gryząca mgła otaczała go zewsząd.

-Odpowiedz! –ryknął.

Nadal nic. Dzieciakowi coraz więcej łez napływało do oczu.

Jednak nikt nie ważył się mu przerwać tej tortury. Tylko patrzyli.

Nawet nie zwrócili uwagi na półgłuchy szmer w pobliskich zaroślach. Coś świsnęło w powietrzu i po chwili nad królem pojawiła się mała dziewczynka, ściskająca w rączkach stare, drewniane grabie. Żaden z rycerzy nie zdążył nawet chwycić za rękojeść, gdy narzędzie z impetem runęło na niego.

-Zostaw Olega, draniu!

I z takim okrzykiem bojowym uderzyła go z całej siły.

Zawisła w powietrzu.

On czuwał.

Przy rozpędzie wdepnęła w kupkę suchej trawy. Prawie niesłyszalny dla uszu dźwięk łamanego ziela zdradził ją. Zanim mu przyłożyła, on już wiedział, co robić. Chwycił grabie i przytrzymał je razem z nią.

Odwrócił się. Na kiju zawisła niepozorna dziewuszka z rozczochranymi włosami. Cała była umorusana w błocie.

-Głupia dziewucho! – Zbych fuknął na nią głośno – wiesz co uczyniłaś?

Ojciec pochmurniał. Matka pobladła. Obaj bracia rozzłościli się na nią. Tylko mały Oleg szlochał cichutko.

Patrzył na nią. A ona na niego. Nie znalazł w jej oczach krzty pokory. Tylko gniew. Gniew, że jakiś dziany zuchwalec przyjeżdża tu ze swoją świtą i rządzi się jak u siebie.

Tyle widział. Mruknął zadowolony. Znalazł tego, czego szukał.

Podniósł ją na wysokość swojej twarzy. Ona nadal nie puszczała swej „broni”. Tyle złości w małym ciałku.

Niesamowite.

– Coś ty za jedna? –spytał.

-To przybłęda –ojciec pośpieszył z odpowiedzią – zabraliśmy ją od dziwków.

Nie zwrócił na niego uwagi. Patrzył na nią.

-Moja droga– zwrócił się do niej, z przypisaną do jego pozycji uprzejmością – czy masz może pojęcie do kogo przemawiasz?

-Do jakiegoś nadętego bubka, który dręczy mojego małego braciszka! – i zaczęła wierzgać nerwowo nogami, by kopnąć go w końcu w tors.

Mateczka zemdlała. W ostatniej chwili bracia chwycili ją.

-Dziecko –wycisnął z trudem przez gardło – Do króla przemawiasz!

Puściła grabie. Stanęła przed nim. Teraz wydawał się być kolosalny.

Jednak mimo tego nadal się nie ugięła.

-Dlaczego – zacisnęła mocniej piąstki – Dlaczego pan jest taki niedobry dla Olega?

Wysunął miecz tak samo jak przed nim. Jednak ona nie spłoszyła się . Nie cofnęła się ani na milimetr. Przeszywała go spojrzeniem. Tak mocno, że aż to poczuł.

-Panie, zaniechaj –wydusił z siebie – To jeszcze dziecko, durne w dodatku.

Spojrzał na nich surowo.

-Dziecko, które nie boi się postawić samemu władcy, aby tylko uchronić swą rodzinę z pewnością nie jest głupie. – zaczął się nakręcać -To czyste szaleństwo, które samo w sobie ciągnie za sobą poważne konsekwencje nie tylko dla winnego, ale i jego rodziny! Beszczelność! -syknął.

Przy czym rękojeść zajęczała w jego dłoni.

Potężna strużka powietrza gwizdnęła spod jego maski.

-Niemniej jednak – dodał znacznie spokojniejszym tonem – To wymaga niezwykłych pokładów zarówno odwagi i miłości.

Pogładził naburmuszoną dziewczynkę po głowie.

-Takie dziecko – choć nie wasze –to największy skarb jaki mógł was spotkać.

Ojciec odetchnął z ulgą. Mateczka zdążyła już powrócić do zmysłów.

Pochylił się do niej.

– Jaki ci na imię, dziecko?

-Lilia. I nie jestem już dzieckiem.

-Ależ wiem, wiem.– zaśmiał się dobrodusznie – Chodź ze mną, potrzebujemy takich jak ty.

-Ale co na to tato? I mama. Wstydu im napędziłam.

-To żaden wstyd postawić się w obronie bliskich. To honor. Tak samo jak służba w zastępach Czarnogwardzistów.

Zawahała się.

-Mogę spytać taty?

-Ależ oczywiście.

Podreptała bosymi stopami w stronę swojego „ojca”. Jego przestraszone oblicze w jednym momencie zalało się dumą. Kiwnął głową.

Wróciła do króla. Zanim jednak stanęła ku jego boku, ktoś ją pociągnął za poszarpaną koszulę. To mały Oleg docisnął się do niej.

-Nie odjeżdżaj…– szlochał.

-Nie martw się mały. – rozczochrała jego włosy – I bądź silny. Ktoś musi w końcu za mnie popilnować rodziny.

Pociągnął nosem. Starał się spoważnieć.

-Obiecuję. –odpowiedział pewnie.

Władca posadził ją na konia. Siodło było dość niewygodne, jednak nie narzekała. Tylko niepozorny grymas wskoczył na jej twarz.

Spiął konia.

-Trzymaj się, przyjacielu! I nie martw się za dużo. Zaopiekuję się nią.

I strzelając z uzdy ruszyli przed siebie.

Słońce chyliło się ku zachodowi. Mała Lilia siedziała skulona, trzymając się kurczowo za wypustki w zbroi swego władcy. Chłodny wiatr smagał ich po bokach. Skurczyła się jeszcze bardziej. Wtedy poczuła jak coś wsuwa się na jej ramiona.  Poczuła na plecach kawałek jakiegoś miękkiego i grubego materiału. Podciągnęła go do siebie. 

Od razu zrobiło jej się cieplej.

Jednak nadal czuła chłód.

To on.

Tak jak każdy normalny człowiek emanuje swym ludzkim ciepłem, tak z niego wydobywało się podejrzane zimno.

Ten chłod…

Wtedy jeszcze nie wiedziała, co to może oznaczać.

Koniec

Komentarze

Przejrzałam pobieżnie tekst. Nim inni cię zeżrą żywcem to powiem, że źle zapisujesz dialogi i brak odstępu między myśl nikim a literami. Odstępy przed przecinkami też są niepotrzebne. Jednym słowem dużo pracy przed tobą

No dobra, widać, że to początek czegoś większego. Niestety, żeby zabrać się za większe rzeczy musisz solidnie popracować nad warsztatem. Żeby od razu na amen nie zniechęcić, wspomnę, że mimo błędów i naiwności, opowiadanie ma swoje plusy: sympatyczną małą bohaterkę, widoczne próby różnicowania dialogów postaci i nakreślenia tła. Ale żeby cokolwiek z tego wyszło potrzebna jest bliższa znajomość z językiem polskim oraz zadbanie o wiarygodność tworzonego świata.

Bo błędów jest bardzo dużo, zwłaszcza jak na dość krótki tekst. Prócz tego, co wspomniała Monivrian:

– czasem dziwne konstrukcje zdań, np.

Zresztą nie tylko i on

po co tu “i”?

Ganek+, podparty dwoma, niezgrabie wyglądającymi belami, na którym stał stary taboret i połatana balia, stały schludnie pod ścianą.

co tam stało pod ścianą? Literówka w niezgrabnie. Bela to potocyzm, tu zresztą znaczeniowo bardziej pasowałyby pale.

– Poza tym cały opis domku jest dziwny. Nie jestem pewna jak wygląda “prawie lepianka” – na logikę jak się coś buduje z gliny to jest lepianka i tyle. I czemu ktoś naprawia strzechę starą trawą zamiast trzciną, albo – jak już ma być prowizorka – mchem? Specyficzna myśl techniczna obejmuje inne nietypowe rzeczy np. “powrósło z chaszczy”.

– Trochę zbędnych zaimków, np.

Cała jego rodzina uwijała się

– Znaki interpunkcyjne stawiasz dość przypadkowo, pomijając brakujące przecinki, zdarzają się konstrukcje jak:

pieczone kurczę, na które tak rzadko mogli sobie pozwolić

nie mogła poczęstować takich gości byle czym, Dwaj starsi synowie

A to przykłady tylko z pierwszych kilku akapitów.

Powodzenia i nie poddawaj się!

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Właśnie tego mi było trzeba. Niektóre błędy wynikają z niedopatrzenia, ale bardzo chce wiedzieć, nad czym muszę jeszcze popracować aby poprawić swój warsztat. 

W takim razie, Czarnogwardzisto, powiem to, co mówię regularnie: BETA. Wrzucaj opowiadania do bety, zapraszaj tych lepiej piszących – poczytasz trochę na stronie, to się zorientujesz którzy to – a oni pomogą, wskazując niedociągnięcia. Beta pomaga, jak żaden inny środek ;)

A kiedy opublikujesz takie przebetowane opowiadanie… No, to się będzie działo :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Zgadza się, trochę naiwne opowiadanie, ale zasadniczo sympatyczne. Lubię dziecięcych bohaterów. :-) Za to warsztat do gruntownego remontu. I to nie tylko językowo – powinnaś chyba więcej wiedzieć, o czym piszesz, bo dziwactwa wychodzą.

Władca nosił na twarzy maskę , w której miał tylko miejsce na oczy zaś na jego głowie tkwiła skromna korona z trzema odłogami.

Czy król nosi koronę w trakcie podróży? Chyba że to bardzo nienormalny władca, ale tego nie wyjaśniasz.

Z daleka wyglądaJedynie dystyngowany krok jego klaczy świadczył o tym, że mają do czynienia z kimś naprawdę ważnym.

Coś się posypawszy.

tępiącym wszelaką heretykę i demoniczność Nasz Władca,

A nie herezję?

Stół był skromny, ale było dość miejsca zarówno dla kompanów, jak i dla niego samego. Kroczył po izbie posuwistym krokiem,

Uważaj na zaimki i zgubione podmioty. Do kogo odnosi się “niego”? Wygląda na to, że do stołu – to pierwszy pasujący rzeczownik. I kto kroczył? Też wygląda na to, że stół. W sumie, ciekawa wizja. ;-)

Władca pociągnął spory chaust powietrza. Spojrzał na niego.

Ojjj. Paskudny ortograf. A na co spojrzał? Na ten wciągnięty haust? Interesujące… ;-)

-Powiedz mi, czy pamiętasz jeszcze może chłopca, którego przewiozłeś swym powozem do stolicy?

Biedny chłopina miał powóz? Wątpliwe.

Beszczelność!

Oj, prawda. Ortografia jest oburzona!

I strzelając z uzdy ruszyli przed siebie.

Da się strzelić z uzdy? Jak?

Babska logika rządzi!

Domyślam się, że to zaledwie zapowiedź, więc trudno odnieść się do krótkiego fragmentu, ale zapowiada się chyba nieźle.

Natomiast wykonanie przyprawia o migrenę. Próbowałam poprawić, co się da, jednak przerwałam na przemowie rycerza, bowiem błędów jest takie mnóstwo, że do poprawy kwalifikuje się niemal każde zdanie. Często używasz słów, których znaczenia chyba nie znasz. Używasz też słów, np.: cypisek, dziany, bubek, które nie powinny znaleźć się w tym tekście.

Mnóstwo pracy przed Tobą, Czarnogwardzisto.

 

-Mamo! Szyb­ko, już tu jadą! – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

Błąd występuje w całym opowiadaniu.

Źle zapisujesz dialogi. Zajrzyj tutaj: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Trzy po­miesz­cze­nia – z czego jed­nym był spi­chlerz – i sło­mia­ny dach to wszyst­ko co mieli. – Spichlerz to budynek do przechowywania zboża. W ubogiej chacie mogła być komora, ale chyba nie spichlerz.

 

Ganek pod­par­ty dwoma, nie­zgra­bie wy­glą­da­ją­cy­mi be­la­mi, na któ­rym stał stary ta­bo­ret i po­ła­ta­na balia, stały schlud­nie pod ścia­ną. – Bela to coś zrolowanego, np.: bela tkaniny. Powtórzenie. Literówka

Balia jest dużym, drewnianym naczyniem, dawniej służącym do prania; dlaczego stała na ganku, który zapewne był niewielki?

Może: Na ganku, wspartym na dwóch niezgrabnych balach, stały pod ścianą stary taboret i cebrzyk.

 

Oj­ciec wła­śnie scho­dził z dachu, który za­ty­kał starą trawą by wy­glą­dał w miarę przy­zwo­icie dla tak nie­sa­mo­wi­tych gości. – Ojciec mógł zatykać dziury w dachu, ale chyba nie dach.

Sucha trawa to siano, ale stara trawa chyba nie nadaje się do niczego.

 

Ma­tecz­ka wy­cią­ga­ła z gli­nia­ne­go pieca pie­czo­ne kur­czę, na które – tak rzad­ko mogli sobie po­zwo­lić, by nie uszczu­plać i tak już skrom­ne­go stad­ka kur. – Gospodyni piekąca kurczaka, nie zubaża stadka kur, tym bardziej, że do zjedzenia wybiera się kogutki.

 

Dwaj star­si sy­no­wie – Zbych i Roch – wła­śnie koń­czy­li za­le­piać dziu­ry w cha­cie i wy­rów­ny­wać kolor, by bło­ci­sty brąz ścian wy­glą­dał w miarę jed­no­li­cie. – A tak po prawdzie, to rychło w czas zabrali się do roboty – tu kurczak upieczony, a oni rychtują ściany w chałupie. ;-)

 

Oleg prze­biegł przez ogro­dze­nie po­wią­za­ne po­wró­słem z chasz­czy, które rosły bar­dziej w głąb pusz­czy… – Czy przebiegł przez ogrodzenie jak duch?

Chaszcze to gęste, dziki rosnące krzaki, z chaszczy nie można zrobić powrósła. Powrósło to sznur skręcony ze słomy.

 

T-tak, Wasza Mi­łość.. – Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

od­rzekł nie­śmia­ło kie­ro­wa­ny przez ge­sty­ku­la­cję i mi­micz­ne ruchy swo­jej mamy. – Sprawdź w słowniku, co to jest mimika.

 

Już nad­jeż­dża­li. Naj­pierw wje­cha­ło czte­rech jeźdź­ców… – Powtórzenie.

 

Jed­nak nie był to jakiś wspa­nia­ły or­szak urzą­dzo­ny z prze­py­chem i gra­cją. – Orszaku się nie urządza, a już na pewno nie z gracją.

Sprawdź w słowniku znaczenie słowa gracja.

 

zaś na jego gło­wie tkwi­ła skrom­na ko­ro­na z trze­ma odło­ga­mi. – Sprawdź w słowniku znaczenie słów: odłóg/ odłogi.

 

Wą­skie, dłu­gie ostrze roz­sze­rza­ją­ce na końcu z za­dzior­nym czub­kiem. – Ze zdania wynika, że rozszerzały się dwie rzeczy: ostrze i czubek.

Sprawdź w słowniku znaczenie słowa zadziorny.

 

Z da­le­ka wy­glą­da­Je­dy­nie dys­tyn­go­wa­ny krok jego kla­czy świad­czył o tym, że mają do czy­nie­nia z kimś na­praw­dę waż­nym. – A tu napisałaś coś, czego zapewne napisać nie chciałaś.

 

Cała ro­dzin­ka stała na ganku. Oczy­wi­ście mał­żon­ko­wie na samym czele, wi­ta­jąc go po­kaź­nych roz­mia­rów ko­ła­czem… – Zrozumiałam, że małżonkowie witali ganek.

 

Wtedy to – jeden z nich wy­szedł przed in­nych i ni­czym he­rold wy­gło­sił tę oto prze­mo­wę… – Kim był ten, który wyszedł przed innych?

 

Ot on! –wziął krót­ki od­dech… – Literówka. Brak spacji po półpauzie.

Oddech to wdech i wydech. Można mieć krótki oddech, ale nie można wziąć krótkiego oddechu. Chyba że krótkim oddechem nazwiemy krótki odpoczynek, chwilę wytchnienia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Koleżanki nie zostawiły mi już za dużo do dodania.

Widzę w tym tekście pośpiech – napisałaś i od razu chciałaś się tym podzielić. I dobrze i źle. 

Źle, bo wielu usterek (np. Z daleka wyglądaJedynie dystyngowany krok jego klaczy świadczył o tym, że mają do czynienia z kimś naprawdę ważnym.) mogłabyś uniknąć, gdybyś tekst odłożyła na jakiś czas, a potem sama go przeczytała, najlepiej na głos. 

Operujesz głównie zaimkami osobowymi bezrefleksyjnie przechodząc od postaci do postaci, przez co robi się zamieszanie – on, czyli kto w danym momencie? Miałam często problemy z załapaniem, kto co powiedział lub zrobił. 

Honorowy król, który po latach spłaca stary dług zwykłemu wieśniakowi i zadziorna, mała obrończyni rodziny – to są ciekawe elementy. Gdyby je tylko ładniej odziać w słowa…

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

przebiegł bagnistą dróżkę prowadzącą do jego domu.

można się obyć bez zaimka "jego" 

 

chaszczy, które rosły bardziej w głąb puszczy, gdzie robiła się bardziej bagnista

powtórzenie bardziej, może lepiej "chaszczy, które rosły w głębi puszczy, tam gdzie robiła się bagnista i niedostępna"

 

Przyozdobiona leśnymi kwiatami, by choć trochę zakryć jej szpetność.

Ten opis dotyczy puszczy?? Bo tak wynika z tekstu

 

Jednak nie był to jakiś wspaniały orszak urządzony z przepychem i gracją. Było to kilku skromnych podróżnych. Władca nosił na twarzy maskę , w której miał tylko miejsce na oczy zaś na jego głowie tkwiła skromna korona z trzema odłogami. Przy jego boku dyndał miecz. Jednak to nie była zwykła broń.

powtórzenie jednak 

 

Wąskie, długie ostrze rozszerzające na końcu z zadziornym czubkiem

Rozszerzające się? 

 

Z daleka wyglądaJedynie dystyngowany krok jego klaczy świadczył o tym, że mają do czynienia z kimś naprawdę ważnym.

Tu chyba coś zmieniałeś?? 

 

Wtedy to – jeden z nich wyszedł przed innych i niczym herold wygłosił tę oto przemowę:

Jeden z gości, jeden z członków rodziny? Domyślam się, że jeden z gości, ale tekst nie jest jednoznaczny

 

strzegący granic przed wszelakim plugastwem, tępiącym wszelaką heretykę 

tępiącym czy tępiący?

 

Najpierw piszesz o kołaczu, a potem o chlebie – witali kołaczem, chlebem czy jednym i drugim?

 

Nikt nie odezwał się słowem. Tylko mateczka uchyliła drzwi do izdebki, aby mógł wejść do środka.

Przed chwilą król mówił, żeby wejść do środka i robi się powtórzenie.

 

Reszta jego kompani

ii

 

Domownicy stali pod ścianą patrząc na biesiadników, którzy zachłannie pochłaniali mięso, jakie im podano. Nie było tego za dużo, jednak zdawali się najeść tym, co im podano.

powtórzenia 

 

– Jednak jeżeli nie smakuje Panu nasze jadło[+,] każę zaraz upiec naszą kozę

przecinek, poza tym lepiej brzmiałoby w trzeciej osobie "Panie, jeśli nie smakuje wam"

 

Jednak nadal nie był przekonany.

kto?

 

On to wyczuł.

kto???

 

Dziewczyna o kruczoczarnych włosach sięgających je do ramion,

chyba "jej", a w ogóle to niepotrzebne, wiadomo do czyich ramion

 

haust

 

Spojrzał na niego. Jego puste, przenikliwe spojrzenie , przebijało go na wylot.

Na kogo spojrzał i kogo przebijał?

 

Bierz rodzinę, siadzaj na wóz i jedzcie

jedźcie? 

 

Jednak mały Oleg (…) Jednak nikt nie ważył się mu przerwać tej tortury. 

Trzy razy jednak w bardzo krótkich odstępach

 

Przy czym rękojeść zajęczała w jego dłoni

W jaki sposób jęczy rękojeść? Pytam, bo nie jestem ekspertem.

 

Wtedy poczuła jak coś wsuwa się na jej ramiona. Poczuła na plecach kawałek jakiegoś miękkiego i grubego materiału

powtórzenie "poczuła"

 

Lilia pojawia się nagle, rozłąka Lilii z rodziną nie budzi żadnych emocji. Król jest nienormalny, bo grozi cudzym dzieciom bronią w ramach jakiegoś dziwacznego testu. Wątki spłaty długu i zabrania Lilii są mało powiązane ze sobą. Tekst nie sprawia wrażenie kompletnej historii, bo kończy się jak wstęp do czegoś większego : > 

Radzę po napisaniu schować tekst do szuflady na kilka dni i przeczytać jeszcze raz na spokojnie, w poszukiwaniu byków.

Praktyka czyni mistrza.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nowa Fantastyka