- Opowiadanie: kchrobak - Powrót z gwiazd 2.0

Powrót z gwiazd 2.0

Właśnie skończyłem “Powrót z gwiazd” i jakoś tak mi “na szybko” przyszło do głowy co by było gdyby...

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Powrót z gwiazd 2.0

Stewardesa stojąca przy wyjściu, patrzyła na mnie przez kilkadziesiąt sekund zanim zdecydowała się podejść. Z takim samym sztucznym, czy też raczej wyuczonym, uśmiechem z jakim żegnała pozostałych sześciu pasażerów, nachyliła się nad moim fotelem.

 – Czy mogę panu w czymś pomóc?

 Spojrzałem jej głęboko w oczy i powoli pokręciłem głową. Gdzieś w czarnej otchłani jej źrenic zaczął kiełkować lęk. Starała się tego nie okazać, ale ja wiedziałem. Ja też się bałem. Nie jej oczywiście, tylko tego co zastanę za drzwiami promu. Odchrząknąłem.

 – Zaraz wstanę i sobie pójdę – powiedziałem cicho. – Proszę mi dać jeszcze minutkę.

 – Oczywiście. – Skinęła głową i, z wyraźna ulgą, wróciła do wyjścia.

 Wziąłem głęboki wdech i, zamykając oczy, zatrzymałem powietrze w płucach. Po kilkudziesięciu sekundach, gdy kłucie w klatce piersiowej stało się dokuczliwe, wypuściłem je ze świstem przez zaciśnięte zęby. Energicznie podniosłem się z fotela i, oczywiście, przydzwoniłem głową w pokrywę luku bagażowego. Tysiąc gwiazd zatańczyło mi przed oczyma. Bez trudu wyłowiłem spośród wirujących konstelacji Południowa Rybę i z jej najjaśniejszą Fomalhaut. Stewardesa ponownie ruszyła w moim kierunku, ale wstrzymałem ją gestem dłoni. Rozmasowałem łysą czaszkę i wyciągając torbę z bagażnika ruszyłem w kierunku wyjścia. Mijając, skinąłem jej głową i wszedłem w szary, plastikowy tunel. Zza pleców usłyszałem jeszcze:

 – Dziękujemy za wybranie linii Moonwalker.

 Ruchomy chodnik działał bezszelestnie. Sam rękaw przypominał te, w które wyposażone były wszystkie większe lotniska za moich czasów. Z tym, że wydawał się w całości wykonany z jednego kawałka szarego plastiku. Po kilkunastu sekundach jazdy znalazłem się w niewielkim, owalnym pomieszczeniu. Nie było tu żadnych drzwi ani okien, nikt też na mnie nie czekał. Usłyszałem ciche cmokniecie za plecami i odwróciłem się zaskoczony. Wylot tunelu, którym tu dotarłem zniknął. Otaczała mnie jednolita ściana. Okej, pomyślałem, u Lema też tak było. Nieistniejące drzwi pojawiające się jeśli człowiek się do nich zbliży, meble pączkujące ze ścian, migające wszędzie światełka i betryzacja. Jej się najbardziej bałem, ale jeszcze w Adapcie, zapewniono mnie, że nic takiego nie istnieje. Rozejrzałem się po pomieszczeniu wyszukując jakichś czujników czy też przycisków. Nic nie znalazłem. Upuściwszy torbę na podłogę, podszedłem do ściany i, z wyciągniętymi przed siebie rękoma, zacząłem powoli przesuwać się wzdłuż szarego przepierzenia macając dłońmi jego ciepłą, lekko chropowatą powierzchnię. Obszedłem pomieszczenie trzy razy nic nie wskórawszy. W chwili, w której miałem już siarczyście zakląć usłyszałem ponownie ciche mlaśnięcie i poczułem, że coś na mnie z boku wpada. Przestraszyłem się nie na żarty. Jeszcze bardziej przerażona musiała być stewardesa, która upadła na podłogę i z szeroko rozdziawionymi ustami patrzyła na mnie. Dobrze przynajmniej, że nie zaczęła krzyczeć.

 – Przepraszam. – Podszedłem do niej i wyciągnąłem rękę, by pomóc jej wstać.

 – Proszę, nie – zachlipała cicho ukrywając głowę w ramionach.

 – Proszę się nie bać, nic pani nie zrobię – powiedziałem łagodnym tonem odsuwając się o dwa kroki i podnosząc otwarte dłonie w powszechnie zrozumiałym geście.

 Opuściła ramiona i, ciągle jeszcze nerwowo łapiąc powietrze, patrzyła na mnie tymi swoimi błękitnymi oczętami. Boże, jakże wielkie miała oczy.

 – Przepraszam, to moja wina. Zabłądziłem. A tu nie ma drzwi…

 Patrzyła na mnie tak bezgranicznie bezrozumnym spojrzeniem, że zrobiło mi się nieswojo.

 – Nie ma drzwi. – Zatoczyłem ręką dookoła. – Rozumie pani?

 Zdecydowanie nie rozumiała. Podniosła się z podłogi i, nie spuszczając ze mnie wzroku, poprawiła kusy mundurek. Granatowa spódniczka sięgała jej do połowy uda. Nogi też miała zgrabne. Uśmiechnąłem się. Długie, blond włosy, niebieskie oczęta, tu i tam kuszące krągłości. I nogi do samej podłogi. Mógłbym z nią… Dreszcz przebiegł mi po karku.

 Cofnęła się dwa kroki i gdy tylko jej plecy dotknęły ściany rozległo się ciche „plum” i dziewczyna znikła w pojawiającym się nagle otworze. Chwyciłem leżącą na podłodze torbę i rzuciłem się jej śladem.

 Zderzenie zszokowało mnie do tego stopnia, że upadłem na podłogę. Dosłownie kilka minut temu obmacałem całe to pomieszczenie. Pamiętam doskonale ciepłą i chropowatą, a przede wszystkim twardą powierzchnię. Podniosłem się z podłogi i uderzyłem pięścią. Ściana nie wydała żadnego dźwięku. Ba, poddawała się moim ciosom niczym wykonana z gąbki. Powoli oparłem dłoń o przepierzenie. Twarda, chropowata powierzchnia przypominała nieheblowane drewno. Ponownie uderzyłem – gąbka, czy też może raczej rodzaj silikonowej galarety. Hmm… Zaczynam rozumieć. To musi być coś na kształt cieczy nienewtonowskiej. Tylko odwrotnie. Cwane. Uderzyłem jeszcze raz – gąbka. Oparłem się – ściana. Bawiłem się tak jeszcze przez parę minut, aż przypomniałem sobie, że, bądź co bądź, uwięziony jestem w tym owalnym gabinecie. I nie mam pomysłu jak się stąd wydostać.

 

***

 

 – Czy to nie jest przypadkiem ten twój zboczeniec?

 Viola podeszła do monitora i nachylając się nad ramieniem partnerki zerknęła na zdjęcie.

 – Tak, to on! – krzyknęła zachwycona. – Ja go znam! – Klasnęła w dłonie.

 – Znałaś – sprostowała Carmen i kliknęła zdjęcie.

 Na ekranie pojawił się Paco Velasques – najprzystojniejszy ze spikerów sieci NTV. Mimowolnie westchnęła. Z głośników dobiegł jego głęboki, miękki głos: „Wczoraj w nocy na lotnisku planetarnym LAX-6 znaleziono zwłoki mężczyzny. Ze względu na brak implanta nie udało się ustalić jego tożsamości. Śledczy podejrzewają, że może to być jeden z astronautów, którzy wrócili w zeszłym miesiącu z lotu do gwiazdy Fomalhaut. Misja, którą wysłano ponad siedemdziesiąt lat temu…” Dziewczyna wyłączyła ekran.

 – Nieźle się trzymał – powiedziała z uznaniem. – Dałabym mu, góra, czterdziestkę.

Koniec

Komentarze

Interesująca koncepcja, ale jak mogłeś zrobić coś takiego protagoniście? Bohatera?! Ścianą?! ;-)

Napisane całkiem przyzwoicie.

 

Edit:

 – Tak, to on! – krzyknęła zachwycona. – Ja go znam! – Klasnęła w dłonie.

A tego nie rozumiem. Jeśli go znała, to dlaczego rozpoznała dopiero na zdjęciu, a nie w realu?

Babska logika rządzi!

Szort pisany przyjemnym stylem, do poczytania, ale raczej nie zapadnie mi na długo w pamięć. 

Nie znam się, ale chyba przecinki trochę Ci się rozszalały. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

@ Finkla

We własnym podpisie masz wytłumaczenie ;)

A poważne jest to kalka obserwacji z życia. W typie:

– Hej, ja go znam! – krzyknął widząc Hołowczyca w telewizji.

– Naprawdę? – zdziwiła się szczerze.

– Tak – potwierdził z przekonaniem. – Spotkałem go kiedyś na stacji benzynowej w Olsztynie.

– Albo to był Kuzaj – dodał po chwili…

 

 

Czy to jest sygnaturka?

Przeczytałam bez przykrości i to chyba wszystko, co mogę powiedzieć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wiesz, Autorze, “Powrót z gwiazd” niespecjalnie nadaje się do parodiowania…

Ja akurat “Powrotu z gwiazd” nie czytałem, wątpię jednak, by Twój tekst był jego parodią… Trochę przypominał mi opowiadanie Asimova, gdzie statek przejmował kontrolę nad pasażerami :)

Mimo to, bardzo przyjemnie się czytało, zdania zgrabne i akcja sprawnie płynie. Zakończenie sympatyczne, takie życiowe ;D

Mam jeszcze dwa zagadnienia do rozpatrzenia:

Rozmasowałem łysą czaszkę

Nie lepiej: głowę? Bohater mniej przypominałby kościotrupa…

Południowa Rybę i z jej najjaśniejszą

PołudniowĄ Rybę i z Niej najjaśniejszą – tak chyba będzie lepiej :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

“Powrót z gwiazd”, można oczywiście doskonale sparodiować, ale wymaga to literackiego kunsztu. Twoja parodia, autorze, niestety nie ma takich walorów. Nawiasem pisząc, Lem trochę wstydził się tej powieści, podobnie jak “Astronautów”. Niemniej obie te książki przyniosły mu finansowy sukces. Pozdrowienia.

@ AdamKB – zupełnie się nie zgadzam. Jak słusznie zauważył ryszard – wystarczy tylko umieć…

 

W sumie bez przykrości przyznaję, że mój tekst tych walorów nie posiada, ale gdzież mi tam się z Lemem mierzyć. Nawet takiego zamiaru nie miałem. Jest on, tekst, nie Lem, jedynie wynikiem refleksji, która zrodziła się podczas lektury, że człowiek powracający po +/– 150 latach prawdopodobnie nie poradziłby sobie z otwarciem drzwi, a co dopiero z interakcją z całą złożonością świata zastanego. I tej myśli wyrazem jest rzeczony tekst.

 

P.S.

Dziękuję wszystkim za uwagi, zwłaszcza krytyczne. Może jeszcze przyjdzie czas coby rozbudować nieco złożoność opisywanego świata oraz, wykreować jakąś ciekawą fabułę – to nawet bardziej. A zwłaszcza podciągnąć warsztat.

Czy to jest sygnaturka?

“– Oczywiście. – Skinęła głową i, z wyraźna ulgą, wróciła do wyjścia.

 Wziąłem głęboki wdech i, zamykając oczy, zatrzymałem powietrze w płucach. Po kilkudziesięciu sekundach, gdy kłucie w klatce piersiowej stało się dokuczliwe, wypuściłem je ze świstem przez zaciśnięte zęby. Energicznie podniosłem się z fotela i, oczywiście,“ – taka sama konstrukcja powtórzona trzykrotnie razi.

 

Ja też, podobnie jak Śniąca, melduję, że przeczytałam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Napisane jest dobrze, ale niestety nie bawi. Za mało jest tu humoru i innych elementów cechujących parodię.

Nie widzę przerysowania, widzę pewną wizję powrotu kosmonauty po dekadach do kompletnie nieznanego mu świata. Za to elementem absurdalnym jest niezatroszczenie się o takiego człowieka i niewyposażenie go w czip, który okazuje się być niezbędnym do życia. Lub co najmniej idiotyczne zachowanie stewardesy.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przeczytane.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dziękuje za krytyczne uwagi. Ponadto uznaję, że moje pierwsze tutaj wypociny przyjęte zostały z elegancką uprzejmością, za co również dziękuję.

Czy to jest sygnaturka?

Nowa Fantastyka