- Opowiadanie: Anelis - Ogień o północy

Ogień o północy

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Ogień o północy

Pierwszy raz ujrzałam ją, gdy miałam piętnaście lat.

Wcześniej nie mogłam uczestniczyć w obchodach najkrótszej nocy, tylko wyglądałam czasem przez okno naszej chaty, by popatrzeć na rozpalane o zmierzchu, ogromne ogniska. Tym razem stałam tuż obok nich, czując na twarzy przyjemny żar. Zima była ciężka, wiosna również nie rozpieszczała nas pogodą, zsyłając częste przymrozki. Teraz jednak najkrótsza noc w roku rozpoczynała panowanie lata. Pnące się pod niebo ogniska rozpraszały mrok i ogrzewały nasze zmarznięte serca.

Dorośli zostawili samych nas, młodych. To zdarzało się tylko ten jeden raz w roku. Gdy ogień rozgrzewał naszą skórę, alkohol rozpalał nas od środka. Chłopcy zdejmowali koszule, demonstrując mięśnie wyrobione od ciężkiej pracy. Skakali przez wysokie ogniska, by zwrócić na siebie uwagę ubranych w lniane sukienki, przystrojonych wiankami dziewcząt. Te z kolei przyciągały męskie spojrzenia tańcem do rytmicznej melodii wygrywanej na rogach i bębnach.

Tańczyłam wraz z innymi, upojona magią tej najkrótszej nocy. Płomienie zdawały się pląsać razem z nami. Iskry leciały ku bezchmurnemu niebu. Blask ognisk odbijał się w niedalekim jeziorze, jakby woda ten jeden raz zjednoczyła się z ogniem. Chłonęłam widok płomieni i ludzkich ciał połączonych w jednym tańcu. Chłonęłam coraz szybszy dźwięk bębnów. Chłonęłam zapach popiołu zmieszanego z potem.

Nastała północ. Czas magii. Zdjęłyśmy wianki z głów i podpaliłyśmy je w ogniskach. Cała sztuka polegała na tym, by nie spłonęły za szybko. Następnie podbiegłyśmy nad jezioro, gdzie wrzuciłyśmy płonące wianki do wody. Ogień i woda. Oczyszczą nasze dusze, uchronią przez złymi duchami oraz przyniosą pomyślność. Chłopcy osiągali to samo poprzez skoki przez ogień oraz kąpiel przed świtem. Teraz jednak wróciliśmy do zabawy.

Właśnie wtedy ją zobaczyłam. Stała przed ogniskiem, tak blisko, że płomienie wręcz ją lizały. Nie potrafiłam jej skojarzyć z żadną dziewczyną, którą znałam. Na czarnych włosach wciąż spoczywał prosty wianek. W blasku ognia jej skóra wydawała się upiornie blada, jakby nie przebywała na słońcu, jakby nie musiała pracować. Wpatrywała się w płomienie, a one odbijały się w jej ciemnych oczach. Miała bose stopy, podobnie jak my wszyscy, lecz nosiła czarną sukienkę. Materiał zdawał się pulsować światłem, zdawał się żarzyć niczym drewno wrzucone do ogniska. Opinał jej zgrabną sylwetkę, nasuwając skojarzenie smoczej łuski. Dziewczyna wyglądała na niewiele starszą ode mnie, lecz jednocześnie czułam, że liczyła sobie o wiele więcej lat.

Zabawa trwała, niektóre pary  znikały w gęstwinie. Muzyka wypełniała noc, jednak w tym momencie prawie jej nie słyszałam. Wszystko się oddaliło. Obserwowałam nieznajomą jak zahipnotyzowana. Miałam wrażenie, że tylko ja ją dostrzegłam. Dziewczyna odwróciła wzrok od płomieni i objęła nim polanę. Z pewną dozą smutku przyglądała się chłopcom oraz dziewczętom. Na krótką chwilę spojrzała też prosto na mnie, lecz chyba jej nie zainteresowałam. Nagle rozwarła szerzej ciemne oczy. Dostrzegłam w nich rozpaczliwą tęsknotę. Gdy się obejrzałam, przekonałam się, że nieznajoma patrzy na Daroga. Przeskoczył właśnie przez ognisko, w którego blasku błyszczał pot na jego odsłoniętym torsie. Młodzieniec był przystojny w ciągu dnia, ale teraz, w ciemności rozpraszanej drżącym światłem płomieni zdawał się młodym, tajemniczym bogiem.

Dziewczyna zaczęła powoli iść w jego stronę. Kroki stawiała lekkie, jakby sama była utkana z leśnej mgły, nie krwi i kości. Jej biodra kołysały się kusząco. Szła, jednocześnie tańcząc zmysłowo do grania bębnów i rogów. Coraz więcej chłopców zwracało na nią wzrok. Wkrótce także Darog dostrzegł czarnowłosą dziewczynę. Zapatrzył się w nią, zapominając o reszcie świata.

Zbliżyłam się z dziwną fascynacją. Dziewczyna uśmiechała się obiecująco, spoglądając głęboko w oczy młodzieńca. Gestem wskazała, by za nią poszedł. Nawet się nie zawahał. Nieznajoma, nie przerywając swojego niezwykłego, uwodzicielskiego tańca, wycofywała się w gęstwinę lasu. W jej ciemnych oczach wciąż drgały płomienie.

Wkrótce oboje zniknęli w zaroślach. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale podążyłam za nimi. Przyczaiłam się w krzakach, skąd mogłam ich widzieć. Darog, z reguły pewny siebie, w tym momencie wyglądał jak drewniana figurka. To dziewczyna pierwsza go pocałowała, zarzucając mu ręce na szyję. Po chwili obejmował ją już ciasno i całowali się namiętnie. Poczułam się niepomiernie głupio. Właśnie chciałam się wycofać, gdy usłyszałam szybkie kroki oraz szelest odgarnianych liści. Z gęstwiny wyłoniła się Stara Tora. Smagnęła nieznajomą wiązanką gałęzi, a ona odskoczyła natychmiast. Na bladej twarzy odbiły się ból i złość.

– Odejdź, demonie – poleciła ostro Stara Tora, trzymając w dłoni wiązankę. Kryłam się blisko, więc doszedł mnie obezwładniający zapach wplecionych w nią ziół. – Odejdź. Nic tu po tobie.

Dziewczyna zacisnęła zęby. Stara Tora zbliżyła się do niej ze swoją bronią. Demonica zerknęła na nią, potem z niezmiernym smutkiem spojrzała na Daroga, aż wreszcie odwróciła się i pognała w mrok. Znachorka pokręciła głową ze znużeniem, po czym odwróciła się do oszołomionego młodzieńca. Poklepała go po ramieniu.

– Wracaj do reszty – poleciła.

Darog miał tak zagubiony wzrok, jakby już nie pamiętał, co się wydarzyło. Ruszył w stronę polany, a Stara Tora stała jeszcze moment. W końcu także się oddaliła. Dopiero wtedy ja również dołączyłam do pozostałych. Zupełnie nie wiedziałam, co o tym wszystkim sądzić. Gdy dużo później położyłam się w końcu spać, śniły mi się ciemne oczy, w których tańczyły płomienie.

Nie potrafiłam określić, dlaczego z nikim nie porozmawiałam o nieznajomej, dlaczego nie zapytałam, czy naprawdę była demonem. Z czasem prawie o niej zapomniałam. Wydawało mi się, że to wszystko tylko mi się przywidziało. Ostatecznie wtedy po raz pierwszy wypiłam tyle alkoholu.

Minęły lato, jesień, zima, wiosna, aż znów nadeszła najkrótsza noc w roku. Tańczyłam wraz z dziewczętami, próbując przyciągnąć wzrok kolegów. Alkohol szumiał nam w głowach, a muzyka kierowała naszymi ruchami. Gdy nastała północ, rzuciłyśmy podpalone wianki w jezioro. Wtedy właśnie ujrzałam dziewczynę po raz drugi. Przyglądała nam się z boku, prawie niewidoczna na tle lasu. Tylko w jej oczach płonął ogień, a sukienka żarzyła się niczym płonące drwa. Wzrok nieznajomej przesunął się na młodzieńców. Bardziej czułam niż zobaczyłam, że ona podobnie jak wcześniej patrzy na Daroga. Ruszyła się z miejsca, rozpoczynając swój leniwy, uwodzicielski taniec. Stanęłam jej na drodze. Płomienie w ciemnych oczach dziewczyny wyglądały jak ogniska o północy. Z bliska ujrzałam na jej piersi miedziany liść nawleczony na rzemień. Dziewczyna spojrzała na mnie z ogromnym zdumieniem.

– Kim jesteś? – zapytałam.

Milczała. Jej oczy zrobiły się okrągłe.

– Kim jesteś? – powtórzyłam.

Pokręciła głową. Wyminęła mnie paroma lekkim, zgrabnymi skokami, lecz złapałam ją za sukienkę. Wydawało mi się, że nie pociągnęłam zbyt mocno, jednak materiał rozerwał się, a kawałek został mi w dłoni. Dziewczyna odwróciła się do mnie.

– Przepraszam – bąknęłam.

Nie wydawała się zła, bardziej… zszokowana. Nagle drgnęła wystraszona. Obejrzała się za siebie, po czym pobiegła. Zniknęła w ciemności, zanim zdążyłam ją zawołać. Rozejrzałam się zdziwiona, nie wiedząc, co przeraziło dziewczynę. Od strony wioski nadchodziła Stara Tora. Kobieta zatrzymała się jednak na skraju polany, by nie zakłócać święta młodych. Obserwowała okolicę niczym strażnik.

Choć wróciłam do zabawy, w dłoni ściskałam czarny, żarzący się materiał.

O świcie ogniska wygaszono, a my wróciliśmy do domów, by zażyć trochę snu. Gdy ułożyłam się na posłaniu, ukradkiem przyjrzałam się materiałowi. Był tylko czarny, już nie pulsował światłem. Zasnęłam, myśląc o tajemniczej dziewczynie, z kawałkiem jej sukienki w garści.

 

Dwoje młodych ludzi siedziało na brzegu jeziora. Bujne zarośla wokół osłaniały ich przed niepożądanym wzrokiem. Czarnowłosa dziewczyna uśmiechała się radośnie, nie odrywając wzroku od towarzyszącego jej, jasnowłosego młodzieńca. Ten pocałował ją czule. Musnął dłonią jej policzek.

– Laila, jesteś taka piękna – powiedział.

Dziewczyna zaśmiała się wesoło.

– A ty przystojny, Niwurze – odparła, przytulając się do niego.

Przez chwilę siedzieli tylko w milczeniu. Nagle oderwała się od niego, po czym zerwała pobliską stokrotkę. Uśmiechnęła się zadziornie do towarzysza.

– Spójrz.

Zamknęła kwiat w dłoniach, skupiła się, a następnie wypuściła w powietrze. Płatki poruszały się rytmicznie niczym skrzydła, unosząc stokrotkę wyżej i wyżej.

– Niesamowite – wyszeptał Niwur z uznaniem, śledząc lot kwiatka.

– To jest wspaniałe – westchnęła szczęśliwa Laila.

Wyciągnęła się na trawie. Obserwowała swoje dzieło, aż nagle klasnęła w dłonie. Stokrotka zaczęła opadać, by wreszcie zakończyć lot w wodzie. Dopiero wtedy Niwur odwrócił się do dziewczyny. Położył się obok niej na boku i pocałował znowu. Laila objęła go, przyciągając bliżej.

 

Zachodzące słońce barwiło jezioro na czerwono. Laila stała na brzegu, obejmując się kurczowo ramionami. Wokół niej podnosiły się drobinki piasku, wyrwana trawa oraz drobne kwiaty i wirowały leniwie. Wpatrywała się przed siebie, zaciskając zęby. Na jej twarzy widniała panika. Policzki nosiły ślady łez.

– Laila! Co się dzieje? – zapytał wystraszony Niwur, przedarłszy się przez krzaki.

– Nie! Nie podchodź! – krzyknęła histerycznie, kiedy młodzieniec chciał się zbliżyć.

– Co się dzieje? – powtórzył jeszcze bardziej zlękniony. Zatrzymał się, obserwując powietrzny wir wokół dziewczyny. – Laila…

– Nie panuję nad tym! – załkała. – Spójrz! Nie panuję nad tym! Nie potrafię kazać im przestać.

– Bo jesteś zdenerwowana. – Głos Niwura stał się łagodniejszy, przekonujący. – Laila, musisz się uspokoić. To wszystko. Oddychaj głęboko. Nie bój się, wszystko będzie dobrze.

– Nie potrafię…

Dziewczyna rozpłakała się, a wir wokół niej przyspieszył, poderwał z ziemi kolejne źdźbła trawy. Niwur wahał się przez moment, aż przypadł do Laili i wziął ją w ramionach. Nie przejmował się drobnymi kamieniami oraz wyrwanymi roślinami obijającymi się mu o nogi. Przyciskał ukochaną do siebie, głaskał po głowie, szeptał uspokajające słowa, całował w skroń.

– Nie bój się – powtarzał. – Jestem przy tobie. Wszystko będzie dobrze. Nikt się o tobie nie dowie. Będziesz bezpieczna.

– Podejrzewają mnie – zaszlochała. – Jeżeli odkryją prawdę… Jeżeli odkryją, kim jestem…

– Nie odkryją. Nie bój się. Jestem przy tobie. Oni niczego się nie dowiedzą. Będziemy ostrożni. Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. Nie bój się.

Wir zaczął zwalniać, tracić na sile. Po chwili ustał zupełnie, a Laila ocierała łzy, wciąż przytulana przez Niwura.

 

Na niebie święcił księżyc w pełni. Kawałek od wioski, na polanie nad brzegiem jeziora zapłonęły ogniska na święto przesilenia. Ciepłe powietrze niosło ze sobą rytmiczny dźwięk bębnów.

Na skraju wioski Niwur już czekał, gdy Laila się tam zjawiła. Oboje nieśli skromne pakunki. Młodzieniec przytulił mocno dziewczynę na powitanie.

– Nie bój się – szepnął jej do ucha. – Uciekniemy i nas nie znajdą. Ciebie nie znajdą. Będziesz bezpieczna. Wszystko będzie dobrze.

Pokiwała słabo głową. Zerknęła przelotnie na rówieśników bawiących się przy ogniskach. Pokiwała głową raz jeszcze, zmuszając się do słabego uśmiechu. Niwur pocałował ją w usta. Wyjął z kieszeni niewielki przedmiot i złożył go w dłoni dziewczyny. Miedziany liść nawleczony na rzemień.

– Chciałem ci go dać właśnie dzisiaj, w najkrótszą noc roku – szepnął młodzieniec. – Niech ci przypomina, że noc zawsze przegrywa z dniem.

Laila pocałowała go w policzek w podziękowaniu. Nałożyła wisiorek i na krótki moment ścisnęła w dłoni, by dodać sobie odwagi. Przytuliła się raz jeszcze do Niwura.

– Naprawdę chcesz ze mną iść? – zapytała cicho, lekko przytłumionym głosem. – Naprawdę chcesz dla mnie opuścić rodzinę?

– Tak, chcę. Kocham cię – zapewnił, głaszcząc ją po głowie. – Chodźmy już.

Ujął jej dłoń i pociągnął za sobą. Weszli do lasu, podążając ścieżką widoczną nawet w mroku. Gdy mijali polankę, nagle otoczył ich ciasny krąg ludzi. Kilkoro wieśniaków z widłami znacząco odróżniało się od pewnych siebie ludzi w szatach z wyhaftowanym mieczem. Laila drżała, a wokół niej znów wzniósł się pył.

– No, no, świetnie się spisałeś – odezwał się przywódca grupy, patrząc na przerażonego, zszokowanego Niwura.

Laila zwróciła na młodzieńca spanikowany, a zarazem wściekły wzrok.

– Zdradziłeś mnie? – krzyknęła, nie panując nad sobą. Wir rósł w siłę.

– Nie, nie! Nie wiem, o czym on mówi!

– Laila, dobrowolnie oddaj się w nasze ręce. Niczego już nie zdziałasz.

Dziewczyna podniosła ręce. Wieśniaków odrzuciło do tyłu.

– Laila, uspokój się! Nie krzywdź ich! – zawołał Niwur, próbując złapać dziewczyną.

– Zdradziłeś mnie! – wrzasnęła. Niewidzialna siła przewróciła młodzieńca na ziemię, lecz wstał natychmiast. – Wystawiłeś mnie!

Niwura uniosło w powietrze. Przeleciał dobre kilka kroków, by wreszcie cisnęło nim o pień drzewa. Osunął się na trawę i już nie poruszył.

– DOŚĆ TEGO! – krzyknął z mocą przywódca.

Laila straciła nagle przytomność. Upadła na ziemię. Ludzie w szatach spojrzeli wyczekująco na przywódcę.

– Jest silniejsza niż sądziłem – stwierdził, patrząc na bezbronną dziewczynę. – Szybko. Nie ma czasu. Musimy ją spalić jak najszybciej. Zanim się obudzi.

– Na świątecznych ogniskach? – zapytał ktoś z powątpieniem.

– Tak, nie ma czasu. Bierzcie ją.

Dziewczynę chwycono na ręce, po czym cała grupa udała się na polanę nad jeziorem. Bawiący się młodzi umknęli przybyłym na drugi jej koniec. Muzyka ucichła. Słychać było jedynie trzaskanie płomieni. Ludzie w szatach sprawnie przygotowali pal i przywiązali do niego nieprzytomną dziewczynę. Przywódca zawodził pieśni w nieznanym języku, posypując na nią mieszanki ziół. Po chwili wsadzili Lailę w płomienie. Minął dłuższy moment, zanim się ocknęła. Wrzeszczała przez szmatę, którą wsadzono jej w usta. Wir się nie wznosił. Sukienka płonęła. W ciemnych oczach odbijały się płomienie, które bezlitośnie pożerały ciało dziewczyny. Otaczał ją ogień, któremu nie potrafiła się przeciwstawić. Nastała północ.

 

Obudziłam się wystraszona i mokra od potu. Spojrzałam na materiał w swojej dłoni, ale… nie było go. Skórę miałam pokrytą popiołem, jakby tylko to zostało po fragmencie sukienki tajemniczej dziewczyny. Laili. Czystą ręką potarłam oczy. Jej ukochany ją zdradził. Zamiast uciec z nią z wioski, wystawił ją członkom zakonu. Okrutne.

Niwur kogoś mi przypominał. Ze zdumieniem uświadomiłam sobie, że Darog był do niego podobny. Może są z tej samej krwi? To dlatego Laila go pragnęła rok temu…

Tego dnia moja mama sądziła, że mam gorączkę, ale nazajutrz czułam się już lepiej. Tym razem nie zapomniałam o dziewczynie. Pragnęłam znów się z nią spotkać. Minął kolejny rok. Skończyłam siedemnaście lat. Powinnam już znaleźć sobie narzeczonego, lecz gdy zbliżało się letnie przesilenie, potrafiłam myśleć jedynie o czarnowłosej dziewczynie.

Pojawiła się o północy, jak poprzednio. Gdy widziałam płomienie w jej oczach, przypominałam sobie ogień trawiący ciało dziewczyny. Tego nie pragnęłam pamiętać. Sukienka Laili znów była nienaruszona, jak gdybym wcale jej nie rozerwała. Żarzyła się tak jak dawniej.

Podeszłam do Laili, a ona nie próbowała uciekać. Patrzyła na mnie z ciekawością i… lękiem? Uśmiechnęłam się nerwowo. Bębny wybijały rytm tańca, ale ja stałam teraz na ciemnych obrzeżach polany. Blask ogni zdawał się odległy. Zbierając się na odwagę, przyglądałam się wisiorkowi na szyi dziewczyny, który otrzymała od Niwura.

– Widziałam, co ci się przydarzyło – przemówiłam wreszcie. – Przyśniło mi się to. Bo to… to się wydarzyło, prawda?

Skinęła głową.

– Spalili cię na stosie, bo… byłaś czarownicą?

Ból odbił się w jej oczach. Znów skinęła głową. Dziwne, ale nie bałam się. Laila za życia była czarownicą. Teraz jest… jakimś błąkającym się duchem czy może nawet demonem, lecz nie czułam strachu, bardziej współczucie.

– A Niwur, twój ukochany… zdradził cię, tak?

Zaprzeczyła gwałtownie, dla odmiany kręcąc głową. Nic już nie rozumiałam. Przecież on zaprowadził ją w zasadzkę. Dziewczyna tymczasem zdjęła swój wisiorek i wyciągnęła go w moją stronę. Spojrzałam na nią zaskoczona. Po chwili wahania sięgnęłam po miedziany liść.

 

Niwur odłączył się od grupy kolegów przygotowujących stosy na wielkie ogniska. Zagłębił się w las, lecz nie zauważył, że za nim podąża mężczyzna w szacie z wyhaftowanym mieczem. Młodzieniec z pakunkiem w rękach przemierzył ścieżkę, a pod koniec skręcił w bok. Przedarł się przez krzaki, po czym wyszedł na brzeg, na którym często siedzieli razem z Lailą. Czekała tam już wcześniej przycumowana łódź.

Niwur starannie schował w jej wnęce pakunek, a następnie sprawdził, czy sama nie odpłynie. Ruszył w drogę powrotną, a mężczyzna niezauważony podążył za nim.

 

Oddałam wisiorek Laili. Ujęła go bladymi, drżącymi palcami. Zaciskała powieki.

– Nie zdradził cię? – zrozumiałam. – Po prostu tamci dowiedzieli się o waszych planach?

Skinęła głową. Spod jej powiek wypłynęły łzy, które wyparowywały niczym przy zetknięciu z ogniem. Naprawdę jej współczułam. Bałam się zapytać, czy Niwur przeżył czy nie. Czy Laila zabiła go wtedy swoją mocą? Czy też po prostu stracił przytomność, lecz później doszedł siebie? Bałam się o to zapytać. Bałam się odpowiedzi.

– Już nigdy nie zaznasz spokoju? – zagadnęłam cicho zamiast tego.

Wzruszyła ramionami. Uniosła powieki i spojrzała na mnie z bólem. Bezradnie rozłożyła ręce. Chciałam jeszcze o coś spytać, gdy Laila utkwiła wzrok nad moim ramieniem. Zanim zdążyłam zareagować, umknęła w mrok. Domyślałam się, kogo ujrzała. Pospiesznie dołączyłam do tańczących, by uniknąć podejrzeń Starej Tory.

Znachorka musiała jednak dostrzec, jak stałam przy Laili, bo rok później obserwowała mnie, stojąc na skraju polany. Widziałam czarnowłosą dziewczynę, lecz nie zbliżyłam się do niej. A ona przyglądała się nam z tęsknotą, tańcząc czasem zmysłowo.

Gdy miałam dziewiętnaście lat, znalazłam sobie wreszcie ukochanego. Dosyć późno, ale ponoć to dlatego, że za dużo myślałam o nie wiadomo czym. Kanir był naprawdę wspaniały. Podczas obchodów najkrótszej nocy oddaliliśmy się od ognisk i zanurzyliśmy w ciemny las. Biegliśmy ze śmiechem, trzymając się za ręce. Całowaliśmy się, obejmowaliśmy, a nie wiem, kiedy natrafiliśmy na osłonięty brzeg jeziorka, który pamiętałam ze swoich snów. Dziwnie się tu poczułam. Oderwałam się na chwilę od Kanira, by przemyć twarz. Pochyliłam się, nabierając wodę w dłonie, kiedy dostrzegłam w trawie miedziany liść nawleczony na rzemień. Podniosłam go zdumiona.

– Co to? – zapytał zaciekawiony Kanir, zaglądając mi przez ramię i całując w szyję.

– Nic takiego – odparłam szybko.

Uśmiechnęłam się, a wisiorek schowałam do niewielkiej kieszonki sukienki. Pocałowałam mojego narzeczonego żarliwie, przez co natychmiast zapomniał o znalezisku.

Później, przed zaśnięciem przyglądałam się liściowi, podobnie jak wcześniej materiałowi sukienki Laili. Gdy zamknęłam oczy, znów nawiedził mnie sen. Do dziś nie wiem, czy coś oznaczał czy był zwykłymi majakami. Gdy widziałam losy Laili i Niwura, czułam, że są prawdziwe. W tym śnie brakowało mi tej pewności. Może mój umysł po prostu wyobraził sobie tę scenę. Chciałabym jednak, by okazała się rzeczywistością.

 

Niwur stał na brzegu jeziora. Blask księżyca w pełni rozświetlał jego jasne włosy i łagodny uśmiech na twarzy. Z oddali niósł się dźwięk bębnów i rogów. Spomiędzy krzaków wyłoniła się Laila w czarnej, żarzącej się sukience. Płomienie tańczyły w jej oczach, chociaż brakowało tutaj ognia.

– Czekałem na ciebie – odezwał się.

– Niwur… – wyszeptała.

Podbiegła do niego i przytuliła się kurczowo. Młodzieniec objął ją, całując w czoło. Po chwili ujął jej twarz w dłonie i uniósł.

– Nie bój się. Już jesteś bezpieczna. Naprawdę – powiedział z przekonaniem.

Pocałował dziewczynę czule. Wpatrywała się w niego, a łzy płynęły jej po policzkach. Nie wyparowywały. Z oczu zniknęły płomienie.

– Wybacz mi – załkała. – Wybacz, nie chciałam. Myślałam…

– Ciii… Już dobrze. – Uśmiechnął się. – Już będzie dobrze.

Otarłszy łzy Laili, pocałował ją znów, dłużej. Objęli się ciasno, jakby pragnęli stać się jednością. Po chwili oderwali się od siebie, lecz nie puszczali swoich dłoni. Spojrzeli na siebie, po czym razem pobiegli po ciemnym jeziorze rozświetlanym ogniskami o północy, w czasie magii.

 

Nigdy więcej jej nie ujrzałam.

Koniec

Komentarze

Ładna, smutna bajka. Niby nic nowego, bo motyw zdradzonego ducha powracającego, aby się snuć i smucić pojawia się co i rusz, ale podoba mi się nostalgiczny klimat i całkiem sprawne wykonanie opowiadania. Niejednoznaczne zakończenie, niepewność narratorki co do prawdziwości wizji, też mi się podoba. Zabrakło mi tylko emocji w scenie porwania Laili – mam wrażenie, że jest strasznie przyśpieszona, ale z drugiej strony zwykle pozostaję niewzruszona wobec dramatów miłosnych, więc, jak mówiłam, to tylko wrażenie ;) 

Ogólnie na plus, choć kompletnie nie moje klimaty. 

Chłopcy zdejmowali koszulę, demonstrując mięśnie wyrobione od ciężkiej pracy.

Mieli jedną wspólną? ;P

 

 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Zgadzam się z Gravel, nawet to samo zdanie zamierzałam wynotować, z podobną uwagą. ;-)

Historia, jakich wiele. Podobał mi się początek, miałam nadzieję na jakieś nietypowe elementy; w końcu nie zawsze nieszczęśliwy romans oglądamy oczami trzeciej osoby żyjącej po latach. Pod tym względem końcówka mnie rozczarowała.

Ale napisane całkiem przyzwoicie i ładnie dbasz o szczegóły.

Babska logika rządzi!

Scena pojmania Laili odbiera opowiadaniu połowę początkowego uroku. W czasach, gdy “legalnie” płonęły w noc Kupały ogniska, nie było żadnej organizacji, instytucjonalnie tropiącej czarownice. Spontaniczna akcja – tak. Zorganizowana przez Starą Torę – tak. Ale nie przez kogoś z rysunkiem miecza na ciuchach…

Potem urok wraca, na szczęście.

Opowiadanie warto przejrzec i co nieco w nim poprawić. Na przykład “przez co” zamienić na niekolokwialne dlatego że, ponieważ, z powodu i te pe, co tam będzie najlepiej pasowało.

Baśniowa opowieść oparta na znanych i po wielokroć wykorzystywanych motywach, ładnie napisana, ale raczej nic poza tym. Mimo wszystko przeczytałam bez przykrości, choć nie ukrywam, że wolałabym, aby było mnie usterek.

 

by zwró­cić na sie­bie uwagę dziew­cząt ubra­nych w lnia­ne su­kien­ki, z wian­ka­mi na wło­sach. Te z kolei przy­cią­ga­ły mę­skie spoj­rze­nia tań­cem do ryt­micz­nej me­lo­dii wy­gry­wa­nej na ro­gach i bęb­nach. – Zrozumiałam, że wianki, tańcząc, przyciągały męskie spojrzenia. ;-)

 

Mi­nę­ły lato, je­sień, zimna, wio­sna, aż znów na­de­szła naj­krót­sza noc w roku. – Literówka.

 

Dziew­czy­na spoj­rza­ła na mnie w ogrom­nym zdu­mie­niu.Dziew­czy­na spoj­rza­ła na mnie z ogromnym zdumieniem/ ogromnie zdumiona.

 

Ro­sną­ce wokół za­ro­śla osła­nia­ły ich przed nie­po­żą­da­nym wzro­kiem. – Masło maślane. Zarośla są rosnące z definicji.

Proponuję: Bujne za­ro­śla osła­nia­ły ich przed nie­po­żą­da­nym wzro­kiem.

 

Za­cho­dzą­ce słoń­ce bar­wi­ło je­zio­ro na czer­wo­no. Laila stała na brze­gu je­zio­ra… – Powtórzenie.

Proponuję: Za­cho­dzą­ce słoń­ce bar­wi­ło je­zio­ro na czer­wo­no. Laila stała na jego brze­gu

 

Słu­chać było je­dy­nie trza­ska­nie pło­mie­ni. – Literówka.

 

Przy­wód­ca za­wo­dził nad nią pie­śni w nie­zna­nym ję­zy­ku, po­sy­pu­jąc na nią mie­szan­ki ziół. – Jeden zaimek zbędny.

Proponuję: Przy­wód­ca za­wo­dził pie­śni w nie­zna­nym ję­zy­ku, sypiąc na nią mie­szan­ki ziół.

 

Spoj­rza­łam na ma­te­riał w swo­jej dłoni, ale… bra­ko­wa­ło ma­te­ria­łu. – Ze zdania wynika, że w dłoni trzymała materiał, choć nie cały kawałek.

Może: Spoj­rza­łam na ma­te­riał w swo­jej dłoni, ale… nie było go.

 

Cze­ka­ła tam już wcze­śniej przy­cu­mo­wa­na tu łódź. – Dwa grzybki w barszczyku.

Przycumowana łódź czekała tam, czy tu? ;-)

 

Zna­chor­ka mu­sia­ła mnie jed­nak do­strzec przy Laili, bo rok póź­niej ob­ser­wo­wa­ła mnie… – Jeden zaimek zbędny.

Może: Zna­chor­ka mu­sia­ła jed­nak do­strzec, że byłam przy Laili, bo rok póź­niej ob­ser­wo­wa­ła mnie

 

Gdy osta­tecz­nie za­mknę­łam oczy, znów na­wie­dził mnie sen. – Wydaje mi się, że ostatecznie zamyka oczy ten, kto umiera.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam z zainteresowaniem. Jest coś takiego w Nocy Kupały co bardzo mnie fascynuje, podobnie związane z nią opowieści. Twoja również bardzo przypadła mi do gustu, na poziomie fabuły. Pojawianie się zjawy zawsze przy ognisku, w jakim zginęła, co roku o tej samej porze – niby to sztampowe, ale jak klimatyczne. Miłość, przekleństwo, ironia losu, pokuta – taka pełnokrwista, bajkowa opowieść.

Niestety, mniej mi się podobało, jeśli chodzi o wykonanie. Było kilka usterek, choć generalnie napisane raczej poprawnie, jednak dla mnie trochę bez smaku. Sądzę, że przydałaby się nutka lekkiej stylizacji języka, przyjrzenie się dialogom, bo wypadają dość nienaturalnie, może doprawienie jakimiś subtelnymi, ale klimatycznymi opisami czy szczegółami – przykładowo, zgrzytał mi ten alkohol, o którym narratorka sporo napomyka, chyba lepiej poczułabym klimat, gdyby wspomniała np o jabłkowym winie czy co tam mogli pić. Wywaliłabym parę zdań, które niepotrzebnie mówią o dość oczywistych rzeczach – głównie w tej scenie, gdy bohaterka decyduje się na rozmowę z duchem. Kwestie jesteś piękna, jesteś przystojny, tez są moim zdaniem totalnie do amputacji bo psują – skądinąd całkiem barwną i ładną – scenkę zakochanej pary z latającym kwiatkiem (to akurat było dobre).

 

Dziękuję bardzo za komentarze, postaram się zapamiętać te uwagi i poprawić opowiadanie.

Chłopcy zdejmowali koszulę, demonstrując mięśnie wyrobione od ciężkiej pracy.

Mieli jedną wspólną? ;P

Hmm… Wyobraziłam to sobie laugh

Niezła, klasyczna historia. Podobał mi się klimat zwłaszcza początkowej części. Niby nic nowego, ale fajne. W początkowej części trochę za dużo zamierzonych powtórzeń, a potem nagle to znika. Napisałaś,też, że postarasz się poprawić opowiadanie, a jednak poprawki od Regulatorzy niewprowadzone :)

 

Dodam jeszcze własne w nadziei, że zostaną zastosowane:

 

Jasnowłosy młodzieniec przeskoczył właśnie przez ognisko. W jego blasku błyszczał pot na odsłoniętym torsie Daroga. Był przystojny także w ciągu dnia,

Podkreślony fragment cały jakiś niezgrabny. Najpierw dziwnie żonglujesz podmiotami, a potem fragment, z którego wynika, że przystojnym można być tylko w nocy :]

opadać w dół – pleonazm

Pokiwała głową, choć była blada. – bladą głową nie powinno się kiwać? :P zgubiony podmiot

Jest silniejsza niż sądziłem → Jest silniejsza, niż sądziłem

Spojrzałam na materiał w swojej dłoni, ale… brakowało materiału. → może “niczego nie było”

Żarzyła się także jak dawniej. → Żarzyła się tak jak dawniej.

 

 

Już poprawione :) Przepraszam, że tak późno i jeszcze raz dziękuję za uwagi.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka