- Opowiadanie: banul - Czas Zmian

Czas Zmian

Oceny

Czas Zmian

Terlos przewrócił się z boku na bok, nie mogąc zasnąć pogrążył się we wspomnieniach. Wciąż bardzo bolesnych, ledwo zagojonych, ale to rozmyślanie pomagało mu. Druga wielka wojna Tewintrczyków z nieludźmi była tą bardziej krwawą. Ludzie na dobre zadomowili się w górzystej krainie, i zajęli ją jako cesarstwo Terwintu. Chcieli potwierdzić swą potęgę odbierając kolejne ziemie Drydelnanom.

-Może lepiej by było jakbyśmy ją przegrali? -pomyślał wojownik.

Zatopił się dalej w myślach. Był dezerterem, nie mógł znieść okrucieństwa cesarskich wobec elfów i krasnoludów. Dlatego odszedł z armii, tuż przed decydującą bitwą pod Grěhts zwana później masakrą Vankira, parszywego ludzkiego dowódcy. Elfie oddziały nawet nie podejrzewały ataku, Vankir złamał honorowy traktat o nie atakowaniu Etiris– obozów leczniczych dla rannych wojów. Terlos zbiegł właśnie w przeddzień masakry używając pierścieni teleportacyjnych. Mógł ich używać gdyż posiadał iskrę mocy.

Wstał o brzasku i przypomniał sobie gdzie jest, karczma pod lisim ogonem, aż tu zagonili go cesarscy łowcy. Z bolącą głową, lekko chwiejnym korkiem przemył się, ogolił zaklęciem, i ubrał. Był dobrze zbudowany nawet jak na wojownika. Na bladym torsie rysowały się widocznie mięśnie poprzeplatane bliznami. Przez wargę przebiegała paskudna szrama, pamiątka po łowcach z zeszłej zimy. W ucieczce od świata nie pomagały mu jego charakterystyczne nie rude, a płomienne włosy. Terlos przestał patrzyć się w lustro i ubrał się. Pod podartym czarnym płaszczem schował broń przytoczoną do prawego boku , nie lubiono uzbrojonych ludzi w tych okolicach, zbyt dużo grasowało tu bandytów. To w sumie dobrze myślał, przecież to oni, a raczej ich głowy były jego źródłem utrzymania. Zszedł na dół karczmy swawolnym krokiem powoli przypominając sobie co wczoraj zaszło.

-Cholera.. ta dziwka ukradła mi pierścień– powiedział do siebie zakapturzony nieznajomy.

Łysy karczmarz wychylił się zza lady i kąśliwie skomentował. – Ochooo widzę że po wczorajszym wstaliśmy, co tak szybko Tewintrczyku?

– Mówiłem ci żebyś mnie tak nie nazywał.– nie lubił tego określenia, nie chciał być kojarzony ze swym krajem i ignorancją wobec starszych ras. – Gdzie jest ta wasza miejscowa dziwka?

– A skąd mam wiedzieć?– twarz grubego karczmarza wykrzywił nieprzyjemny, wrogi grymas – prowadzę karczmę a nie kółko plotkarskie.

Karczmarz odwrócił się na pięcie i zaczął polerować kufle swoimi tłustymi łapami. Terlos musiał odzyskać swój pierścień, to był jego najważniejszy magiczny artefakt, a zarazem pamiątka po dawnych dziejach.

– Może parę monet odświeży ci pamięć?– powiedział Płomiennowłosy wyciągając sakiewkę zza pazuchy.

– Jak już mówiłem to karczma– mówiąc to ponownie odwrócił się plecami do zakapturzonego mężczyzny.

-Powiedz, a czeka cię nagroda -rzekł zdecydowanie Terlos. Składał w końcu propozycję nie do odrzucenia. Tym razem twarz karczmarza wyrażała szczere zaciekawienie, przestał wycierać kufel i spytał

-Jaki dar?

– Dar życia– rzekł groźnie Płomiennowłosy – nie wypatroszę cię jak wieprza.

– Uczciwa oferta. –Przyznaj zastraszony karczmarz. Coś tu było nie pasowało Terlosowi, węszył głębszy spisek– popytaj u starej Meriany , ona powinna wiedzieć.

Terlos opuścił oberże i ruszył traktem we wskazane miejsce. Podobało mu się tu. Łagodne wzgórza porośnięte strzelistymi świerkami wraz z niewielką rzeczką spokojnie łechcącą ich korzenie. Przypominała mu się jego rodzinna wioska. Gdyby tylko nie ci przeklęci cesarscy, kto wie może i by się w końcu osiedlił. Wartkim krokiem podążając po brukowanej drodze zbliżał się do młyna, gdzie pracowały już wychudzone dzieci. Paziowie Meriany. Jego interesowała tylko stara wdowa, tyle o niej wiedział, wdowa z młynem i bachorami. Wojownik zapukał w dębowe drzwi jej chaty, i oprócz dudniącego echa spróchniałego drewna usłyszał ciche pozwolenie na wejście. W środku było ciemno, stare zasłony skutecznie blokowały dopływ jakiegokolwiek światła, bardziej to wyglądało jak chata wiedźmy a nie młynarza. Małe pomieszczenie pełniące funkcję salonu oświetlało kilka świec, przy których siedziała kobieta. Za nią widać było kilka probówek i papier z inkaustem.

-Podejdź nieznajomy, czego tu szukasz? – miała nieprzyjemny głos, pasujący do jej twarzy. Długi hakowaty nos, na oko z siedemdziesiąt lat, ale Terlos nie oceniał ludzi po wyglądzie, sam nie był księciem z bajki. Jedyne co go zaniepokoiło to wyraźnie bijąca od niej aura magiczna, nie często się coś takiego się spotykało w wioskach.

– Szukam tej waszej puszczalskiej dziewoi, nie wiesz gdzie ona jest?

– Aż tak ci się spodobała w łóżku?-prychnęła nieprzyjaźnie– Po co jej szukasz?– nie podobała się wojowi jej podejrzliwość , większość ludzi nie rzucała mu tak wyraźnie wyzwań.

-Zabrała mi coś ,chcę to koniecznie odzyskać. Wiesz gdzie jest?– Terlos przestąpił niespokojnie z nogi na nogę-

-Może wiem, a może nie wiem, co będę miała z dania ci tej informacji?

– A czego chcesz?– Nieznajoma uśmiechnęła się jakby czekała na taki rozwój wypadków.

– Przynieś mi dwa kwiaty pętlikowca, a powiem gdzie jest twoja dziewka.

– Po co ci ten kwiat? – Terlos wiedział, że to rzadki składnik alchemiczny wspomagający zaklęcia. Za jego pomocą sam mógłby ją wytropić.

-Nie twój interes, kwiat za informacje.

– Gdzie go znajdę Spytał Terlos przeczuwając jakiś podstęp-

– Na północny zachód od mego młyna, jakaś staja w głąb lasu -Tłumaczyła jeszcze jakiś czas upewniając się że nieznajomy znajdzie kwiat

-Oczekuj mnie zmierzchem– powiedział wojownik, i opuścił chatę szybkim krokiem.

Południujące słońce uderzyło go swym blaskiem gdy wychodził z ciemnego domu Meriany. Skierował się brukowaną drogą w stronę lasu. Krążyły o nim dziwne historie. Potwory wychodzące z serca lasu, przeraźliwe krzyki wiedźm, lecz Terlos nie bał się wybujałych opowieści zapijaczonych chłopów, nieraz okazywało się że te straszne potwory to zwykły bawinuk czy meonopotinus.

-Musze sobie kupić konia, może nazwę go szczupak?– Mamrotał do siebie Terlos, często mu się to zdarzało. Nie miał do kogo się odezwać, bo kto chciałby podróżować z bliznowatym zimnym wojem? Niedługo miało się to zmienić. Przeszedł już półtorej staji i nie spotkał żadnego kwiatu. Jego aura magiczna jest nie do przeoczenia, więc na pewno nie przeszedł obok niego. Po kolejnej staji zobaczył dym ponad lasem. Była to dobra okazja do rozeznania się w terenie. Miejscowy na pewno wiedział gdzie można znaleźć kwiat pętlikowca. Dochodząc do źródła dymu Terlos zobaczył obóz. Obstawiony był wozami, jakby przygotowany do odparcia oblężenia. Płomiennowłosy wiedział kto stosuje takie formacje. Niewątpliwie byli to handlarze niewolników. Terlos nie szukał kłopotów, żyje dostatecznie długo na tym nie idealnym świecie że wiedział iż nie powstrzyma panującego na nim zła. Mieszał się do cudzych spraw tylko w drastycznych sytuacjach. Podszedł to obozu, chciał się tylko wywiedzieć o kwiat i pójść w swoją stronę. Idąc w głąb obozu do jego uszu dochodziły przeraźliwe kobiece krzyki. Nie był wstanie stwierdzić ile ich było.

– Ej ty! Zatrzymaj się. – Zza palisady wyłonił się ospowaty dryblas, iskra chciwości błysnęła mu w oku

-Nie szukam kłopotów, chce tylko informacji. – rzekł specjalnie zmodulowanym słabiejący, głosem. Przybrał posturę starca i podparł się ręką o drzewo.

-Januszenko mamy kolejnego– Powiedział dryblas. Terlos już wiedział co się święci. Ziemia zadrżała pod wielkimi krokami przywódcy. Herszt był gigantem, sześćdziesiąt kamieni żywej wagi, umięśniony, z blizną po arkanie pnącą się przez łysinę. – Witaj zakapturzony panie, czego tu szukasz?

– Informacji. Gdzie znajdę pętlikowca?– mówiąc to Terlos zauważył spory uschły konar . –„Przyda się”– pomyślał.

– Ocho, a po co ci ten kwiat, czyżbyś bawił się warzenie eliksirów? Nie wyglądasz mi na wioskową wiedźme– zakpił dryblas.

– Nie twój interes.

– Masz rację, twój już też nie. Chłopcy zostawcie tą elfke i brać go, dołączysz do mojej kolekcji.

– Oj radze ci odwołaj swoich ludzi, rozejdziemy się bez ofiar.– Terlos odrzucił swój czarny płaszcz i dobył miecza, dobry półtorak z Vendeńskiej stali, krasnoludzka robota.

– Widzę że trafił się nam wojownik– powiedział z przekąsem herszt.– Panowie, tylko nie zabijać, to cenny towar.

Płomiennowłosy nie chciał pokazywać swoich zdolności magicznych. Nie przestraszyło by to ich, a lepiej zachować element zaskoczenia. Pierwszy łowca niewolników podszedł z piką. Terlos zamarkował uderzenie i wślizgiem ciął go pod lewe ramie, ten zawył i padł na ziemie. Następnych dwóch chciało zastosować starą żołnierską taktykę w dwa ognie. Popełnili jednak podstawowy błąd, do tego używa się beredyszy a nie halabard. Szybkie cięcie przez pierś powaliło pierwszego, a halabardę drugiego wojownik zatrzymał nagolennikiem o drzewce, beredysz rozciąłby mu kolano, a dębowe drzewce odbiło się od jego nagolennika. Zdezorientowany halabardnik dostał cios w serce, i zmarł niemal bezboleśnie. To nie wystraszyło pozostałych łowców, choć stracili pewność w swoich atakach. Trzech następnych mieczników biegło z lewej Terlosa, ten wykorzystał otoczenie i rzucił w nich wcześniej zauważonym konarem leżącym za jego plecami. Nie liczył na jakiś specjalny rezultat, ale ten po środku oberwał co względnie przedłużyło mu życie o jakieś kilkanaście sekund. Grubego z półtorakiem łatwo było wyminąć czarnowłosemu. Szybki półobrót załatwił sprawę, lecz krasnoludzki półtorak utkną w ciele grubasa. Płomiennowłosy wykonał obrót przez plecy i podniósł halabardę z jeszcze konwulsyjnie wierzgających palców łowcy niewolników. Terlos nie lubił tej broni, zawsze kojarzyła mu się z tchórzostwem, lecz na swe szczęście umiał nią walczyć. Młodzik podbiegł do niego, wyrostek który ledwo skończył 17 lat, a już mu rozboje w głowach. Ostatni obraz jaki zobaczył to mknąca w jego kierunku halabarda, rzucona przez zakapturzonego woja. Trzeci napastnik z mieczem, powalony przez konar doszedł już do siebie i biegł na wrogiego wojownika. Dezerter zlekceważył go za to iż nie uniknął konaru. Ten błąd srogo go kosztował. Został paskudnie ugodzony w ramie, i wycofał się. Ten był lepszy. Widać dawny wojownik a nie samouk jak jego polegli sprzymierzeńcy. Okrążali się na planie koła, czekając aż ten drugi nie wytrzyma presji. Test nerwów wygrał Terlos, i łysy wojownik rzucił się na niego. Lekkim unikiem zszedł z linii cięcia, i śmiertelny dla niego cios przyjęła stojąca obok brzoza. Bezbronny łysy dostał cięcie przez plecy i dokonał swego żywota.

-Pożałujesz tego nieznajomy, to byli moi najlepsi ludzie.

Herszt włączył się do walki i dobył miecz z tarczą. Terlos zaczął żałować teraz że ma swego półtoraka, i ranne ramie zamiast krótkiego ostrza z tarczą jak przeciwnik.

-Odstąp Januszenko, masz jeszcze czas-Grał na zwłokę, wiedział że ranny może go nie pokonać.

-Giń

Herszt rzucił się na Płomiennowłosego, ciął przez prawe ramie, nogi i obojczyk. Wszystkie cięcia odbiły się od ociężale poruszającego się półtoraka. Terlos wykonał półobrót i kopną przeciwnika pod łydkę. Januszenko wytrzymał cios, i odpłacił się mocnym ciosem tarczą. Płomiennowłosy ciął swym wielkim ostrzem łaknącym krwi. Vendeńska stal zasmakowała jednak tylko dębowej tarczy. Terlos nie zauważył przewrotu wodza łowców i dostał mieczem przez łydkę. Upadłszy wiedział że jedyna jego nadzieja w magii. Szybko wyinkantował formułę prostego czaru telekinetycznego. Januszenko został powalony przez falę twardego jak młot powietrza. Terlos nie patrząc na jakąkolwiek finezje jak najszybciej dobił oszołomionego przeciwnika. Wyrecytował kilka prostych zaklęć uśmierzających ból, i poszedł w głąb obozu poszukać bandaży. Młoda posiniaczona elfka była ostatnim obrazem jaki ujrzał zanim padł nieprzytomny na ziemie.

Koniec

Komentarze

→ Za dużo informacji na starcie. Sugerowałbym takie informacje bardziej rozrzucić. Wystarczyłoby na początek że jest dezerterem, który nie mógł znieść okrucieństw wojny. Kto z kim i dlaczego zostawiłbym na później (poza tym po przeczytaniu całości nie widać, żeby to w ogóle było szczególnie istotne). Potem jeszcze opis bitwy, który też w sumie niczemu nie służy.

 

Terlos przestał patrzyć się w lustro i ubrał się

Pierwsze “się” do wywalenia.

broń przytoczoną

Że co?

swawolnym krokiem

hmm, dziwne połączenie.

 

Liczne brakujące przecinki, brakujące -ę w końcówkach, dziwaczne konstrukcje tu i tam, np:

Ochooo widzę że po wczorajszym wstaliśmy, co tak szybko Tewintrczyku?

Trochę bez ładu i składu. To powinny być dwa zdania. Lepiej by było: “Ocho, widzę, że wstaliśmy po wczorajszym. Co tak szybko, Tewintrczyku?” choć sam bym tę wypowiedź w ogóle jakoś inaczej ułożył, np.: “A niech to, szybkoście się pozbierali po wczorajszym, Tewintrczyku”.

Tego typu problemów jest za dużo, by się nad każdym rozwodzić.

 

Wartkim krokiem podążając po brukowanej drodze zbliżał się do młyna, gdzie pracowały już wychudzone dzieci. Paziowie Meriany.

Paziowie w młynie?

Południujące słońce

o_O

rzekł specjalnie zmodulowanym słabiejący, głosem.

Słabnącym. Podejrzewam, że ten przecinek znalazł się tam przez pomyłkę, zamiast “m”, zgadza się?

 

Styl – słabiutko, czyta się strasznie topornie, z trudem przebrnąłem, szczególnie że treść to też nic ciekawego, a jakichkolwiek zalet ciężko się doszukać.

 

“Tekst ma się bronić sam. Pewnie, tylko bywa tak, że nie broni się on nie ze względu na autora, tylko czytelnika" --- Autor cytatu pragnie pozostać anonimowy :)

Przypomina zadanie w grze RPG. Zgubił pierścień, w zamian za informację musi przynieść kilka roślin z lasu. Toż to jedna z tysiąca misji jakie napotkamy w masie gier komputerowych. 

Masa błędów, literówek i powtórzeń. Przepatrz tekst pod tym kątem.

Przypomina mi to moje pierwsze próby literackie. Radość z samego pisania.

Więcej czytaj autorze, a i twoje teksty z czasem będą lepsze. Na razie jest słabo.

Powodzenia. 

belhaj to są pierwsze próby literackie :)

» Druga wielka wojna Tewintrczyków z nieludźmi była tą bardziej krwawą. Ludzie na dobre zadomowili się w górzystej krainie, i zajęli ją jako cesarstwo Terwintu. «

Pierwsze próby to pierwsze, ale nawet w nich należy trzymać się jednej wersji. Jeśli Tewintrczyków, to cesarstwo Tewintru. Jeżeli cesarstwo Terwintu, to Terwintczycy.

Nie jest tak źle, jak na same początki. Myślę, że gdybyś nie wzorował się na oklepanych schematach z gier, podciągnął się z interpunkcją, ortografią i składnią, zaczną Tobie wychodzić zgrabniejsze i ciekawsze teksty.

Hmmm. Nie znalazłam jakichś oryginalnych pomysłów.

Musisz jeszcze sporo popracować nad warsztatem. Myślniki od reszty zdania oddzielamy spacjami, za to nie ma ich przed przecinkami. Masz dużo literówek, dziwaczne konstrukcje, interpunkcja kuleje.

Zszedł na dół karczmy swawolnym krokiem powoli przypominając sobie co wczoraj zaszło.

Tak, ten “swawolny krok” nadal dziwnie brzmi. Krokiem sobie przypominał? Ja słyszałam, że mężczyźni myślą różnymi organami, ale wspomnienia też? ;-) Przecinki po “krokiem” i “sobie”.

nie często => nieczęsto

ocho => oho

Chłopcy zostawcie tą elfke

Tę elfkę.

Młodzik podbiegł do niego, wyrostek który ledwo skończył 17 lat

Liczby raczej zapisujemy słownie.

Babska logika rządzi!

Wszystko fajnie tylko: czemu to co na początku mogło się wydawać jakimś ciekawym wątkiem… zostało zupełnie zapomniane. Jak dla mnie to opowiadanie jest nie skończone jeszcze.

Dodatkowo jeżeli chcesz je jeszcze poprawiać i mam się czepiać to:

 

ogolił zaklęciem, i ubrał.

zaraz potem:

Terlos przestał patrzyć się w lustro i ubrał się.

Chyba warto by było wywalić jedno ubieranie się.

– Uczciwa oferta. –Przyznaj zastraszony karczmarz. Coś tu było nie pasowało

No rzeczywiście coś tu było nie pasowało :) To było najdziwniejsze zdanie na które natrafiłem.

żyje dostatecznie długo na tym nie idealnym świecie że wiedział

wg mnie powinno być:

żył na tym świecie wystarczająco długo, aby wiedzieć

Lub coś w tym stylu (czepiam się)

Jeszcze jedno, trochę podobne do tego ubierania się:

Terlos odrzucił swój czarny płaszcz i dobył miecza

następnie:

Ostatni obraz jaki zobaczył to mknąca w jego kierunku halabarda, rzucona przez zakapturzonego woja

Może się czepiam bo płaszcze są bez kapturowe, ale podczas czytania odniosłem wrażenie, że zrzucił płaszcz aby pokazać kim jest. Zapewne odsłaniając przy tym twarz.

 

Ogólnie dało się przeczytać. Jakby jeszcze było ciekawiej skończone to…

Ufam, że każde następne opowiadanie w Twoim wykonaniu będzie coraz lepsze. Pracuj!

Ramshiri to jest jedynie wycinek części pierwszej a nie całe opowiadanie :)

 

Aaaa, to oznacz to jako “fragment”.

Babska logika rządzi!

Ludzie na dobre zadomowili się w górzystej krainie, i zajęli ją jako cesarstwo Terwintu.

Nie stawiamy przecinków przed spójnikami, chyba że zostały powtórzone.

 

-Może lepiej by było jakbyśmy ją przegrali? -pomyślał wojownik.

Spacja po myślniku by się przydała

Zatopił się dalej w myślach. Był dezerterem, nie mógł znieść okrucieństwa cesarskich wobec elfów i krasnoludów.

Powtórzenie.

 

Elfie oddziały nawet nie podejrzewały ataku, Vankir złamał honorowy traktat o nie atakowaniu Etiris– obozów leczniczych dla rannych wojów.

Jak dla mnie to rzeczownik odczasownikowy i jako taki winien zostać napisany razem.

 

Terlos zbiegł właśnie w przeddzień masakry (+,) używając pierścieni teleportacyjnych. Mógł ich używać (+,) gdyż posiadał iskrę mocy.

Brak przecinków i powtórzenie.

 

Wstał o brzasku i przypomniał sobie (+,)gdzie jest(-,) karczma pod lisim ogonem, aż tu zagonili go cesarscy łowcy.

Możliwe, że miały to być trzy zdania i powinny brzmieć:

Wstał o brzasku i przypomniał sobie, gdzie jest. Karczma pod lisim ogonem. Aż tu zagonili go cesarscy łowcy.

 

I na tym skończę. Obawiam się, że naprawdę masz dużo pracy przed sobą. Przejrzyj zapis dialogów, spacje w nim praktycznie dla Ciebie nie istnieją. Interpunkcja już nawet nie kwiczy, a tylko leży. Ilość nowych, trudnych nazw odrzuca czytelnika. Rozumiem, że masz je poukładane, ale rozsądniej jest je wprowadzać w mniejszych dawkach i powoli. Przyjrzyj się też swoim tekstom, by uniknąć powtórzeń. Sporo ich tu. Czasami powtórzeniami są nie tylko te same słowa, czasami tak jak zaznaczyłam myśleć i pogrążyć się w rozmyślaniach, to też powtórzenia.

Mamy tu, na portalu, takie cudne narzędzie, nazywa się beta. Najlepiej zacząć od tego. Wrzuć tekst do kopii roboczej, a potem zapytaj ludzi, którzy piszą w podobnych klimatach, czy nie zechcieliby przeczytać i pomóc w wyszukaniu baboli. Nikt nie urodził się Tolkienem. Nawet on musiał popracować nad swoim warsztatem.

Powodzenia w przyszłości :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Tekst napisany tak fatalnie, że przedzierając się przezeń trudno było mi dociec, co Autor chciał opowiedzieć. Ponieważ wszystkie błędy i usterki wytknięte przez wcześniej komentujących pozostały nietknięte, nie widzę powodu, bym dopisywała jakiekolwiek własne spostrzeżenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka