- Opowiadanie: michaklg - I.D.S.W.G.

I.D.S.W.G.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

I.D.S.W.G.

 Neo-Warszawa Rok 3015

 

 

Spinacz siedział na ławce, i popijał kawę z plastikowego kubka. Tuż obok zaparkował swój ścigacz. Wolał nie tracić motoru z pola widzenia, będąc na Mokotowie. Kiedyś w tym miejscu znajdowało się podobno, tak zwane Pole Mokotowskie, park w którym ludzie mogli odetchnąć świeżym powietrzem, pobiegać, albo wyprowadzić psa. Dzisiaj już prawie nikt nie miał psów. Nie było też drzew i trawy. Przynajmniej w Warszawie. Zanieczyszczenia, oraz postępująca urbanizacja zniszczyły w tym mieście całą przyrodę. Po co komu roślinność, kiedy może mieć więcej wieżowców mieszkalnych, sklepów, barów i kin?

– Spinacz? Część mordko! – Naprzeciwko wyrósł nagle rosły mężczyzna, ubrany w białą koszulkę „żonobijkę” i bojówki. Wokół czoła miał wytatuowaną koronę ciernistą. Wyglądał groźnie.

– Ile kurwa mam tu na ciebie czekać Horyzont?

Horyzont jest zawodnikiem Vale Tudo, formuły walki wywodzącej się ze slamsów w Rio de Janeiro, której historia liczy sobie ponad sto lat. Fajterzy używają technik Boksu Tajskiego i Brazylijskiego Jiu Jitsu. Biją się bez rękawic. Vale Tudo było bardzo popularne na świecie pod koniec dwudziestego wieku. Później z tego sportu narodziły się tak zwane mieszane sztuki walki, MMA. Dziś jednak tego typu rozrywka jest kultywowana jedynie wśród gangsterów i subkultur młodzieżowych. Turnieje dosłownie zeszły do podziemia, i odbywają się na stacjach nieczynnych linii warszawskiego metra. Metro jest to tak zwany „teren gangów”. Jedno z wielu miejsc w które nie zapuszcza się policja.

– Nie spinaj się Spinacz. Daj mi dwie kapsułki Kambodży i już mnie nie ma.

– Jest godzina ósma, normalnie o tej porze Lunar dostaje śniadanie, więc bierz te swoje dragi, dawaj kasę, i do widzenia.

– Lunar? Nadal trzymasz tego kota? Wiesz co będzie jak Instytut się dowie, że masz zwierzę? Będziesz miał przegibane.

Zwierzęta w Polsce to była prawdziwa rzadkość. Wszystkie znalezione koty, psy czy szczury, należało natychmiast oddawać do Państwowego Instytutu do Spraw Wymierających Gatunków. W przeciwnym wypadku więzienie. Chłopak przypomniał sobie jak wracał trzy lata temu ze sklepu spożywczego. Gdzieś w bocznej uliczce usłyszał dziwny dźwięk. Jak się później okazało, było to miauczenie. Nie mógł oddać Lunara jakimś rządowym psychopatom. Zamęczyliby go pewnie w jakimś laboratorium.

– A kto im powie, ty? – Horyzont wzdrygnął się na te słowa.

– Mordko… przecież wiesz że ja nie gadam z psiarskimi.

– No wiem, wiem. Powodzenia na walce.

Dokonali transakcji i rozeszli się w swoje strony.

 

Jechał ścigaczem przez mroczne miasto. Mijał samochody, autobusy, i pojedyncze poduszkowce. Warstwa smogu na niebie była dzisiaj wyjątkowo gęsta. Zanosiło się na to, że cały dzień będzie ciemno. Gdzieś wysoko ginęły szczyty wszechobecnych wieżowców. Pomiędzy nimi latały statki powietrzne, rozwożąc „lepszych” obywateli Neo-Warszawy do korporacji. Minął wielki napis na murze „Centrum – Witamy w piekle”. Był u siebie. Zostawił motor w garażu, i ruszył do bloku. Budynki mieszkalne, ze względu na skrajne przeludnienie stolicy, wyrastały nie tylko wysoko ponad chmury, lecz także wrastały głęboko w ziemie. Podziemne piętra zarezerwowane były dla „gorszych” obywateli tego miasta. Wszedł na klatkę schodową, i skierował się w stronę niezniszczalnej skrzynki pocztowej. Po zbadaniu jego odcisków palców, i tęczówki, klapka w skrzynce otwarła się. Wyciągnął zapas narkotyków, zostawił pieniądze dla dostawcy, i ruszył w stronę windy. Bardzo trudno jest dziś znaleźć legalną pracę. Jeśli urodziłeś się wśród „gorszych” obywateli, i nie masz szczególnych znajomości, jest to praktycznie niemożliwe. Dlatego trzeba kombinować. Spinacz sprzedawał Kambodżę. Był to bardzo silny narkotyk, wywołujący u zażywającego kilkunastominutowy napad szału. W sam raz na trzy rundy po pięć minut walki. Jego klientami byli głównie fajterzy biorący udział w nielegalnych starciach Vale Tudo. Wygrywali, ale płacili za to zdrowiem, i w końcu życiem. Walka bez rękawic i ćpanie, to nie sport. Wsiadł do windy i zjechał na minus piętnaste piętro, gdzie mieszkał. Były tam tylko dwa mieszkania. Jego, i uroczej sąsiadki Tetris, która przebywała aktualnie w zakładzie karnym w Kurakufu. Drzwi do mieszkania Spinacza były uchylone. To niemożliwe. Zainwestował majątek w zabezpieczenia. W środku nic nie było zniszczone, niczego nie brakowało. Po chwili się zorientował. Jedyny przyjaciel zawsze witał go w drzwiach. Lunar! Żadnego odzewu. Na stole w kuchni leżała wiadomość.

 

Dzisiaj zabieramy ci kota. Jutro pieniądze. A jak nie przestaniesz handlować na naszym terenie, to cię zabijemy. Przekaż nam kontakt do swojego dostawcy, i opuść miasto, to nic ci nie będzie.

 

Na naszym terenie… List był podpisany Akira. Gang Akiry to szajka, która rządzi na Żoliborzu. Mają swoją knajpę przy Placu Wilsona. Popatrzył na dwie miski leżące na podłodze. Jedna była pusta, w drugiej znajdowały się resztki wody. Nawet nie zdążyłeś zjeść zanim cię zabrali. Przed oczami stanął mu ten wieczór, kiedy znalazł kota. Tym razem wyraźniej.

 

Padał deszcz. Wracał z siatami pełnymi alkoholu i sztucznego jedzenia. Kolejny bezsensowny dzień dobiegał końca. Pomyślał, że może wpadnie na piwo do Tetris. Napiją się, zjedzą kolację, pogadają, i może mu się poszczęści. Dziewczyna była hakerem, i całe dnie spędzała w domu przed laptopem. Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Takie odgłosy wydaje bezbronne zwierze, które czuje się samotne i głodne. Na widok kilkumiesięcznego kota, umazanego w sadzy i pyle coś w nim pękło. Powinien przejść obok, obojętnie, a jednak tego nie zrobił. Wziął zwierzaka na ręce, schował pod połą płaszcza, i zaniósł do domu. Gdy cały dzień spędzasz w towarzystwie śmieci, to chcesz mieć coś, co przypomni ci, że wciąż jesteś człowiekiem.

 

Mógłby wszystko zostawić i pojechać do Kurakufu. Oczywiście nie przekazałby danych dostawcy, ale poza granicami stolicy i tak byłby bezpieczny. Tylko po co?

Co warte jest życie, kiedy porzucisz ostatniego przyjaciela na śmierć? Na pewno nie zabili Lunara. Za żywego kota, można było dostać na czarnym rynku kupę kasy. Tylko czy znaleźli już kupca? Wątpie. Jeśli jeszcze nie sprzedali zwierzęcia, to jest w

„Restauracji na końcu wszechświata”, mieszczącej się przy Placu Wilsona. Żoliborz to bandycki teren. Nie ma tam policji, a władzę sprawują różne grupy uliczne. Szanse na odbicie przyjaciela, i opuszczenie dzielnicy w jednym kawałku są znikome. W pokoju rozległ się dźwięk wideotelefonu. Na małym ekranie zobaczył twarz Horyzonta.

 

– Cześć. Sorry, że zawracam ci głowę drugi raz w ciągu dnia, ale te gry, które mi sprzedałeś, jest ich za mało. Potrzebuje kupić więcej. Ja i moi koledzy musimy natychmiast w coś pograć, bo UMRZEMY z nudów.

– Daruj sobie, ten wideotelefon nie jest na podsłuchu. Nie sprzedam ci Kambodży. – Fajter przez chwilę wyglądał jakby miał się popłakać.

– Błagam cię przyjacielu! W przyszłym tygodniu walczymy, musimy trenować po osiem godzin dziennie!

– Jeśli chcecie zapas narkotyków na tydzień, to mam dla was quest do wykonania. Dzisiaj w nocy przejedziemy się do „Restauracji na końcu wszechświata”, i zabierzemy chłopakom z Akiry coś, co należy do mnie.

– Pojebało cię.

– Tak. Spotkajmy się o dwudziestej trzeciej pod moim blokiem.

 

Spinacz się rozłączył. Zapewne początkowo Horyzont nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Później śmiał się z tego z kumplami na treningu. Jednak godziny mijały, a głód się wzmagał. Doświadczony diler to w Neo-Warszawie bardzo groźna osobistość. O ile jego stałymi klientami są szaleni wojownicy Vale Tudo. Godzinę przed północą wyszedł z domu. Wziął ze sobą karabin laserowy i katanę.

 

Siedmioosobowa armia wykolejeńców już na niego czekała. Większość znał tylko z widzenia. Irokezy, łyse głowy, bojówki i dresy. Glany, trampki, przekrwione oczy, trzęsące się ręce, i głód spowodowany brakiem Kambodży. Uzbrojeni byli w karabiny, noże, shurikeny, oraz łańcuchy. Masz narkotyk? – Na te słowa diler zaśmiał się szyderczo – Żebyście mnie zabili i okradli? Dostaniecie po robocie. Ekipa bez słowa wsiadła na swoje ścigacze. Rozległ się ogłuszający ryk silników, po czym wystrzelili ulicą Marszałkowską w stronę Żoliborza. W tym tempie z centrum dojadą w kilka minut. Dwa radiowozy-poduszkowce ruszyły za nimi. Jednak widząc uzbrojoną po zęby grupę motocyklistów, która jechała na teren gangów, po chwili wrócili na swoje stanowiska. Ścigacze minęły napis „Żoliborz – bandit country”, i już byli na miejscu. Wejścia na Plac Wilsona nie bronili żadni wartownicy. Wszędzie roiło się od handlarzy, sprzedających swoją kontrabandę na stołach zrobionych z pustych opon i desek. Pod latarniami kurwy polowały na zarobek. Kawałek dalej teatr uliczny odgrywał Hamleta, jednak nikt na nich nie zwracał uwagi. Wokoło unosił się zapach dymu i szczyn. Na drugim końcu placu, nad drzwiami, widniał podświetlony napis: „Restauracja na końcu wszechświata”.

 

– Jesteśmy na miejscu. Tutaj zostawimy motory. Jest tylko jeden sposób na wykonanie tej misji – Chłopaki zaczęli szykować broń – Krwawa jatka. Moim celem jest znalezienie, i wyniesienie z lokalu kota. Waszym zadaniem jest odwrócenie uwagi gangu.

– Mamy dać się pozabijać z powodu kota?! – Zdenerwował się psychol z zielonym irokezem na głowie. Horyzont szybko go uciszył uderzeniem łokciem w twarz.

– Macie tu po jednej pigułce Kambodży na głowę. Żeby wam się lepiej pracowało. Resztę dostaniecie po robocie.

 

Narkotyk zadziałał w chwilę po zażyciu. Ogarnięci szałem bojowym wojownicy pobiegli w kierunku lokalu. Tylko Spinacz ruszył niespiesznym krokiem zostając w tyle. Mam nadzieje że nie zabiją przez przypadek Lunara. Zresztą i tak jesteśmy martwi.

 

Diler wszedł do środka trzy minuty po swoich towarzyszach. W rękach dzierżył naładowany karabin laserowy. Wokoło jatka trwała w najlepsze. Bandziory wyżynały się wzajemnie. Na ziemi leżały poodcinane kończyny. Jakaś kobieta rzuciła w niego kuflem. Nie trafiła. Rozwalił ją serią z karabinu. Przeszedł kilka kroków w stronę zaplecza, kiedy naglę poczuł ciepło w lewej nodze. To jakiś niedobitek z podłogi wbił mu nóż. Kuśtykał strzelając co jakiś czas do ludzi, którzy chcieli go zabić. Miau! Spinacz rozejrzał się nerwowo. Miau! Dźwięk dobiegał zza drzwi z napisem „WC”. Po wejściu do toalety, od razu zobaczył kilka kotów. Wśród nich był jego przyjaciel. Popijał spokojnie wodę z umywalki. Dobrze cię widzieć kolego. Zaraz wracamy do domu. Pacino musi zrobić jeszcze jedną rzecz. Wyciągnął dwa granaty z kieszeni. Wiedział, że jeśli wrzuci je do sali barowej, to zginą zarówno bandziory z Akiry, jak i zawodnicy Vale Tudo. Dla Spinacza i Lunara to była jedyna szansa. Kilka sekund później „Restauracja na końcu wszechświata zatrzęsła się. Wybuch był potężny. Ogłuszony diler, złapał kota pod pachę, i ruszył przez zgliszcza knajpy do wyjścia. W powietrzu unosił się dym i pył, a za barem płonął ogień. Gdy już był przy drzwiach, rozległ się odgłos strzału. To umierający Horyzont postanowił wyrównać rachunki. Spinacz przyklęknął na lewe kolano, nie wypuszczając z rąk przerażonego przyjaciela. Kula trafiła go w bok. Popatrzył na kota. Miau! Podniósł się i ruszył bardzo wolno przed siebie, zostawiając za sobą ślady krwi. Na ulicy ludzie patrzyli na niego z zaciekawieniem. Jest ranny. Stawiam dychę, że nie dojdzie do motoru o własnych siłach. A jednak. Dotarł do ścigacza, i minął go. Nie był w stanie jechać, zresztą co zrobiłby z kotem? Obraz przed oczami wydawał mu się coraz bardziej niewyraźny. Tylko miauczenie Lunara przywracało go do rzeczywistości. Przekroczył barykadę złożoną z kontenerów na śmieci, i usiadł na poboczu, kilka kroków za granicami Żoliborza.

 

Dalej już chyba nie pójdę.

– Miau!

– Nie mogę cię tak tu zostawić, bo zjedzą cię menele.

– Miau!

– Nie mam nikogo, komu mógłbym cię oddać…

– Miau!

 

Ostatkiem sił wyciągnął wideotelefon, po czym wykręcił numer.

 

– Instytut do Spraw Wymierających Gatunków, w czym mogę pomóc?

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Nie spodobał mi się Twój świat. I w sensie przyjemnego miejsca, i oryginalnego pomysłu.

Nad warsztatem też powinieneś popracować.

Interpunkcja nadal kuleje. Wołacze, Michalkg, oddzielamy od reszty zdania przecinkami. Niektóre słowa Ci zalinkowało.

Dlaczego dialogi kursywą? Błędy zapisu też się zdarzają. W dialogach “ty”, “twój”, “pan” itp. piszemy małą literą.

Chłopak przypomniał sobie jak wracał 3 lata temu ze sklepu spożywczego.

W beletrystyce liczby raczej piszemy słownie.

W sam raz na trzy rundy po pięć minut walki.

Uch, pięciominutowe rundy? To chyba masakryczny układ…

Jedna była pusta, w drugiej znajdowały się resztki wody. Nawet nie zdążyłeś zjeść zanim cię zabrali.

Jeśli była pusta, to chyba zdążył zjeść?

Padał deszcz. Wracał z siatami pełnymi alkoholu i sztucznego jedzenia.

Co jest podmiotem domyślnym w drugim zdaniu i dlaczego deszcz?

Bandziory wyżynały się wzajemnie.

Ojjjj. Sprawdź w słowniku, co znaczy “wyżynać”. Możesz się zdziwić.

Babska logika rządzi!

Co do świata to kwestia gustu. Pięciominutowe rundy są i dzisiaj na porządku dziennym, np. w UFC czy KSW. Miska była pusta, bo kot nie zdążył dostac śniadania.  Dzięki za przeczytanie i uwagi, postaram się poprawiac błędy na bieżąco. :)

michakig, przeczytałem trzecie opowiadanie twojego autorstwa, opublikowane tutaj w ciagu ostatnich dni i odnoszę wrażenie, że idziesz na łatwiznę. Masz jakieś pomysły, lepsze lub gorsze, a potem zakopujesz je pod stertą banalnych scenografii, płaskich postacji, nosnensów, nieprawdopodobieńśtw i tandetnych gadżetów (KATANA?!?! Hiro Protagonista jest zniesamaczony).

Przykład: Tetris. Tetris w żaden sposób nie wpływa na wydarzenia, a mimo to poświęciłeś jej dwa czy trzy fragmenty. Dlaczego? Bo w cyberpunku musi być jakiś haker!

Gdybyś czas i energię poświęcił na wiarygodne, malownicze przedstawienie gwoździa fabularnego programu (jak dla mnie to miłość głównego bohatera do zwierzęcia, jedyne prawdziwe uczucie, jakie mu pozostało w tym paskudnym, mrocznym świecie), a nie mnożył zbędne opisy i naciągane wyjaśnienia, to mógłbyś opowiedzieć ciekawą, interesującą historię.

na emeryturze

Opowiadanie nie przypadło mi do gustu. Nie mam pojęcia, jak będą wyglądać miasta za tysiąc lat, ale Twoja wizja w ogóle mnie nie przekonuje. Fabuła, sprowadzona do kilku informacji i finałowej bójki wydała mi się dość miałka i w sumie mało ciekawa.

Wykonanie nadal pozostawia sporo do życzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wizja raczej nie przekonująca, a historia nie ciekawa. Dosyć dużo błędów (i to mimo tego, że tekst jest tu już od kilku dni). Poza tym wszystko to zapomni się w kilka minut po przeczytaniu.

Opowiadanie nie przekonało mnie, ale też nie jestem fanką cyberpunka. Gary_joiner miał kilka ciekawych uwag, nie sposób się z nimi nie zgodzić.

Przecinkologia do poprawy, bo boli. :)

Nowa Fantastyka