- Opowiadanie: Wilk który jest - Anzelm, Abelard i demon

Anzelm, Abelard i demon

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Sethrael

Oceny

Anzelm, Abelard i demon

Anzelm wrócił do swojej celi. Był wielce zadowolony. Wykład wypadł w jego mniemaniu dobrze, a i przebieg dyskusji uradował serce mistrza. Zdjął z ramion płaszcz wyjątkowo cenny. Dar samego króla Franków, a który przywdział pierwszy raz w życiu, by tę okazję dodatkowo uczcić. Otóż dziś gdzieś w tłumie słuchaczy siedział Abelard. Młody człowiek, którego sława, wynikająca z ostrości spojrzenia i bystrości umysłu, dotarła tu na długo przed samą wizytą.

Uprzedzony zawczasu Anzelm wyjątkowo pieczołowicie szykował wystąpienie. Chciał oczarować Abelarda, pozyskać go na ucznia i kiedyś („może, może”) oddać swoją szkołę w te najgodniejsze w całym chrześcijańskim świecie ręce.

Dziś doniesiono mu, że gość przybył i wziął udział w wykładzie oraz przysłuchiwał się uważnie dyskusji. Ciekawy był Anzelm bardzo, który to z młodych mężczyzn obecnych na sali. Bo tłumy na zajęcia przyszły niezmierzone.

Ledwo zdążył odwiesić okrycie i wygładzić strój, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

– Proszę! – powiedział głośno.

W progu stanął wysoki młodzieniec o garbatym nosie i szczupłej twarzy, okolonej czarnymi kędziorami. Miał na sobie płaszcz podróżny i torbę, którą odstawił bez pytania na podłogę. Bez słowa też obrzucił starca spojrzeniem, a potem wzrokiem ogarnął izbę.

Rozpromienił się Anzelm. Żył skromnie, ale to tuż obok niego wisiał teraz płaszcz godny możnych tego świata. Wyposażenie izby o kolebkowym sklepieniu składało się z mebli surowych, ale miał w celi księgi, których nie powstydziłyby się najlepsze biblioteki klasztorne i ulubioną wieczorów osłodę – kominek, w którym delikatnie tliło się polano.

– Abelardzie, to ty? Od tak dawna czekałem naszego spotkania! – ruszył ku przybyłemu z wyciągniętą ręką. Gotów nawet pocałunek pokoju, na twarzy tej, tak wyczekiwanej złożyć.

Młodzieniec z dziwnym grymasem na licu podał dłoń, nie odwzajemniając serdeczności uścisku, ani nawet nie zdejmując rękawiczki. Próby pocałunku więc Anzelm poniechał. Nie chcąc zbytnią nachalnością ważnego gościa drażnić.

– Wejdź, proszę – zachęcił. – Rozgość się w moich progach! – szerokim gestem zaprosił do środka i ruszył do stołu, by pod pozorem uprzątania, otworzyć specjalnie wybraną na tę okoliczność księgę. Jakby od niechcenia sięgnął po zakładkę i rozchylił stronice w wybranym miejscu. Ukazał się kunsztowny inicjał, a słowa Bernarda z Chartres ozdobione złotem, zdawały się krzyczeć wprost z kart pergaminu: „Jesteśmy karłami, którzy wspięli się na ramiona olbrzymów. W ten sposób widzimy więcej i dalej niż oni, ale nie dlatego, żeby wzrok nasz był bystrzejszy lub wzrost słuszniejszy, ale dlatego, iż oni dźwigają nas w górę i podnoszą o całą swoją gigantyczną wysokość”. Droleria przedstawiała małego, czarnego diabełka, tkwiącego na karku Atlasa, podtrzymującego nieboskłon.

Abelard pozostał w progu.

– Ja tylko na chwilę – rzekł cicho, acz butnie.

Zatrzymał się więc i Anzelm. Obrócił w stronę przybysza i rzekł:

– O, jeśli dziś nie masz czasu, spotkajmy się jutro. Nie prowadzę wykładu. Dzień ci cały poświęcę. Porozmawiamy uczenie, poznamy się lepiej, pokażę ci mój księgozbiór…

– Mówić z tobą dzień cały? O czym niby? – młodzieniec prychnął cicho. – Gdyby życzenie poklasku i tkwienie w minionej dawno sławie umysłu ci nie zmąciło, poznałbyś z łatwością, że ni chwili w tej twojej – pożal się Boże – „szkole” zostać nie chcę!

– Jak to? – zdumiał się szczerze Anzelm. – Czy nie przybyłeś tu po to, by mnie poznać i z wiedzy mojej zaczerpnąć?

– No i poznałem! – prawie krzyknął Abelard. – O, na mur cię przejrzałem starcze! Z daleka wydajesz się jak drzewo niebosiężne. Zwłaszcza odziany w kosztowne fatałaszki – tu zerknął z pogardą na płaszcz, który mędrzec dziś raz pierwszy na siebie założył, by gościa tak wyjątkowego i strojem godnym uczcić. Spojrzał w tę stronę i Anzelm i wstyd mu się tej własnej kokieterii zrobiło. Otworzył usta, by rzecz całą objaśnić, ale gość powstrzymał go gestem dłoni i bez ceregieli ciągnął swą myśl, która z każdym wyrazem nabierała swego niszczycielskiego pędu, jak kamień toczący się z wysokiej góry.

– Tak, tak z daleka przypominasz dąb niebotyczny, ale złudne to wrażenie bardziej swojej sławie minionej zawdzięczasz, nim jakimkolwiek przymiotom widocznym obecnie. Każdy, kto do twego pnia, nie będąc całkiem ślepym, podejdzie i zechce owoc zerwać, łatwo odkryje, że już nie rodzisz zgoła nic nowego. W zakresie gadulstwa jesteś godny podziwu. W zakresie intelektu pusty. Dziś ktokolwiek do ciebie przyszedł z jakimiś wątpliwościami, miast otrzymać rozwiązanie z jeszcze większym mętlikiem od stóp swoich odchodził.

– A skąd ja mam znać odpowiedzi na ich wątpliwości? Życie spędziłem, analizując własne. Pytając, ważąc argumenty pro et contra, nie ustając w mówieniu „nie” dla tego, co przed nami ukryte!

Abelard popatrzył spode łba i dodał.

– Żenujące objaśnienie. Nowej ludziom szkoły trzeba, nowej metody i nowej nauki. Takiej, która uformuje nowoczesnego człowieka, na miarę epoki. Tobie, starcze wyznawców już, a nie uczniów potrzeba. Miałem zapowiedzieć na odchodne, że zakład twój z powierzchni ziemi zmiotę. Widzę jednak, że ty już jesteś umarły, choć przebywasz jeszcze wśród żywych. Dlatego też po prostu odchodzę i będę uczył po nowemu. Skoro od ciebie niczego, poza tą jedną lekcją: by się nie stać tobie podobnym, uzyskać nie zdołam. A żeś bardziej żałosny niż groźny, to cię i chętniej w spokoju zostawię. Nim cię całkiem popiół twojego dawnego blasku zasypie i zostanie podłe ścierwo, które tylko muchy zwabić może – to rzekłszy, podniósł swój bagaż i odwrócił się do drzwi.

– Za co mnie tak nienawidzisz, Abelardzie? – zapytał starzec, a ręce trzęsły mu się wbrew woli.

Młodzieniec zatrzymał się w progu i rzekł:

– Nienawiść? O, to by było jakieś uczucie. Nie mam dla ciebie żadnych – wyszedł na korytarz i zamknął drzwi.

Anzelm zacisnął starcze dłonie i wydyszał przez zaciśnięte zęby:

– Ty… Ty… – nie mógł w głowie odnaleźć epitetu dość straszliwego, by wyrazić swoje uczucia i wtedy usłyszał za sobą sapnięcie. Głęboki oddech zamienił się w wyraźny szept.

– O, Anzelmie, jakaż to rozkosz czuć twój gniew!

Mędrzec obrócił się w kierunku źródła dźwięku i nie dowierzając zmysłom szybko zamrugał powiekami.

– Widzisz mnie więc? Przewidziałem, że tak będzie. Osiągnąłeś już ten stan ducha, by mnie dostrzec. Długo to trwało. Jemu pójdzie prędzej.

Anzelm zastygł w bezruchu. W jego własnej celi, przy kominku kucał demon. Grzebał łapą w płomieniach, a ogień nadawał jego twarzy czerwoną barwę.

Trwali przez chwilę w milczeniu. W końcu diabeł powstał. Czerń, która od niego biła, zdawała się zasysać wszelkie światło i tylko ogień płonął na szkaradnym pysku.

– Mój on jest – rzekł cicho piekielnik. – Byłeś jego jedyną nadzieją, na opamiętanie. Dlatego nieproszony przyszedłem posłuchać. Superbia, ta córka moja straszliwa, której skutków działania obaj mogliśmy przed chwilą doświadczyć, dopełni zniszczenia. Nawet już podsycać nie ma potrzeby – dodał diabeł jakby do siebie.

– Z pychy dziecinnej się wyrasta! Pokora, dystans do swojej wszechwiedzy i cierpienie, to są drogi mądrości. On jest mądry, nie pójdzie potworze w twe sidła. Sam byłem podobny! – Anzelm stanął w obronie niedoszłego ucznia.

– Podobny? Nie schlebiaj sobie – rzekł diabeł. Podrapał pazurem podbrzusze i dodał – Nawet połowy przymiotów tych w tobie nie było. Ale, ale skoroś, jak twierdzisz, tak pyszny był, to kiedyś wyrósł?

– Obrażaj mnie, obrażaj, za nic mi to – odparł starzec z godnością. – Sam ufałem w swój umysł niepośledni. Zdawało mi się za młodu, że choćby i nie starając się specjalnie, odpowiedź na każde pytanie znajdę, że stare nauki puścić trzeba w niepamięć, że nowe są potrzebne, na których świat przyszły się zasadzi.

Demon słuchał cierpliwie. Potarł lekko łeb rogaty.

– No, może i coś tam było – dodał ugodowo. – Kiedy ci przeszło?

– Gdy do czwartego krzyżyka dożyłem.

Straszliwy uśmiech rozjaśnił pysk piekielnika.

– O, dzięki stokrotne za radę! Dziś siostrze pewnego kanonika w Paryżu córka się rodzi. Nie zdołasz z całą swoją uczonością pojąć, jak ona za lat siedemnaście będzie pięknie pachnieć – tu nabrał powietrza w piersi swe włochate i odetchnął z lubością, wysunąwszy przy tym jęzor lubieżnie – Jeśli superbia sama go do tej pory nie zeżre, luxuria go dobije! – i śmiejąc się głośno runął przez okno na zewnątrz, znikając ze starczych oczu.

Podmuch wywołany ruchem piekielnych skrzydeł obrócił karty księgi. Anzelm podszedł do stołu. Droleria przedstawiała kryjącą się w namiocie parę kochanków i czuwającą u wejścia czarną żabę. Obok łacińskiego tekstu z wyróżnionymi w treści na czerwono literami SALIGIA, ktoś dopisał in vulgari: „diabeł zwodzi”.

Koniec

Komentarze

Podoba mi się Twój styl pisania. Jednak poprzednie opowiadania bardziej mi podeszły. Nie jestem znawcą średniowiecznych podań więc “smaczków” nie wyłapałem. Może dlatego tekst do mnie nie przemówił. 

“Czasem na giełdzie coś podejdzie”, jak śpiewał nieodżałowany Franek Kimono. ;-)

 

Dzięki za dobre słowa i dzięki, że przeczytałeś. Można spokojnie wchłonąć bez smaczków. To są nawiązania do demonologii. Wyobrażeń diabła jako “podżegacza”, a nie “stwórcy” ludzkich myśli, do przekonania o umiejętności ruchu demonów, bycia oszustem i wrogiem gatunku ludzkiego etc.

Sama historia jest punktem widzenia “drugiej strony”. Potomni znają przede wszystkim opinię Abelarda na temat tego wykładu i samego Anzelma z Laon. Postanowiłem oddać Anzelmowi co Anzelma. :-) Heloiza oberwała rykoszetem. ;-)

 

Mam gotowy, większy tekst zakorzeniony w połowie XIV wieku, ale musi jeszcze chwilę poleżeć. Zapraszam za parę dni!

 

P.S. Po namyśle usunąłem z zapowiedzi wątek “smaczków”. Chyba był zbędny.

 

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

“Jakby od niechcenia sięgnął po zakładkę i jak oblubieniec uda kochanki rozchylił stronice w wybranym miejscu.” – lekko się zaśmiałem, po przeczytaniu tego zdania :)

Osobiście nie lubię takiego opisu diabła, bardziej skłaniam się ku świeckiej interpretacji tej postaci – rzymskiego żołnierza walczącego przeciw, buntującej się armii “Chrześcijan”. To jednak dwie różne rzeczy. 

W tym opowiadaniu demon chyba najbardziej mi się spodobał. Najbardziej wyrazisty – pod względem wypowiedzi i opisu. Abelard i Anzelm troszkę się zlewają. 

Spodobał mi się twój styl.

F.S

Witaj!

Dzięki za dobre słowo i uwagi!

Świecki diabeł – zabiłeś mnie i to na śmierć. :-)

Od XI wieku rogi to częsty atrybut diabelski. Do tej pory przeważają wyobrażenia piekielnika pod postacią smoka, nietoperza (stąd ta żaba). Mniej więcej w czasach spotkania Anzelma i Abelarda, następuje antropomorfizacja postaci. Wyobrażenia militarne, to pokłosie dopiero XVI stulecia. Diabeł nosi więc uniformy wrogich armii. Na przykład strój hiszpański, czy niemiecki. W “Karczmie na bagnach” bardzo ładnie oddali ten wątek diabelski – polecam. No, ale – zgoda – to wszystko kwestia przyjętej angelologii.

Anzelm i Abelard się zlewają – hm, to chyba dobrze? Jedyna różnica jaka miedzy nimi jest, to de facto różnica wieku…

 

Tak sobie czytam to zdanie z udami i stronicami i się zastanawiam, czy to już overkill, czy jeszcze nie. ;-)

 

Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze dzięki i za przeczytanie i za komentarz! Zapraszam częściej!

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Komentarz mogę chyba zawrzeć w jednym zdaniu: Przybywa nowe, stare musi odejść.

I tak jest po dziś dzień, i tak pewnie będzie w przyszłości; no, może już bez udziału diabła. ;-)

Dodam jeszcze, że ładnie napisane i miło się czytało. ;-)

 

Wy­kład wy­padł w jego mnie­ma­niu do­brze, a i prze­bieg dys­ku­sji ura­do­wał jego serce. – Drugi zaimek zbędny.

 

Zdjął z ra­mion płaszcz wy­jąt­ko­wo cenny. Dar sa­me­go króla Fran­ków, który pierw­szy raz w życiu przy­odział, by tę oka­zję do­dat­ko­wo uczcić. – Anzelm pewnie przyodział płaszcz w coś bardzo efektownego, stosownego do okazji. ;-)

Proponuję: Zdjął z ra­mion wy­jąt­ko­wo cenny płaszcz, będący darem sa­me­go króla Fran­ków, a który przy­wdział/ a w który przyodział się pierwszy raz w życiu, by tę oka­zję do­dat­ko­wo uczcić.

 

Młody czło­wiek, któ­re­go ostrość spoj­rze­nia i by­strość umy­słu do­tar­ła tu na długo przed samą wi­zy­tą. – Czy ostrość spojrzenia i bystrość umysłu przyszły wcześniej, a wizyta, już sama, zjawiła się potem? ;-)

Podejrzewam, co chciałeś powiedzieć, więc proponuję: Młody czło­wiek, o wyjątkowej by­strości umy­słu i przenikliwych spostrzeżeniach, którego sława do­tar­ła tu na długo przed nim samym.

 

Wy­po­sa­że­nie ob­szer­ne­go po­ko­ju o ko­leb­ko­wym skle­pie­niu skła­da­ło się z mebli su­ro­wych, ale miał w celi księ­gi… – Nie wiem czy słusznie, ale obszerny pokój kłóci mi się z celą.

Może: Wy­po­sa­że­nie ob­szer­ne­j izby o ko­leb­ko­wym skle­pie­niu skła­da­ło się z mebli su­ro­wych, ale miał tu księ­gi…

 

An­zelm za­ci­snął star­cze dło­nie i wy­sa­pał przez za­ci­śnię­te zęby […] wtedy usły­szał za sobą sap­nię­cie. – Powtórzenia.

 

Su­per­bia, ta córka moja strasz­li­wa, któ­rej skut­ki dzia­ła­nia obaj mo­gli­śmy przed chwi­lą do­świad­czyć, do­peł­ni znisz­cze­nia. – … któ­rej skut­ki dzia­ła­nia obaj mo­gli­śmy przed chwi­lą zobaczyć/ poznać… Lub: …któ­rej skut­ków dzia­ła­nia obaj mo­gli­śmy przed chwi­lą do­świad­czyć

 

– No, może i coś tam było – dodał ugo­do­wo – Kiedy ci prze­szło? – Brak kropki na końcu zdania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Niby szort, ale jakoś bardzo mnie ten tekst zmęczył. Nie wiem dlaczego, bo przecież przeciwko stylizacji nic nie mam. Dopiero demon trochę ożywił lekturę. Może przez to, że pozostałam niewrażliwa na smaczki, a głównych bohaterów ledwo, ledwo kojarzę.

Wołacze, Wilku, oddzielamy przecinkami od reszty zdania. Obustronnie.

Babska logika rządzi!

@Regulatoorzy

 

Zacznę od “Piosenki o historii, wuju i przypadku” Jana Krzysztofa Kelusa.

 

"Młodość musi się nie zgadzać,

sam wierzyłem w różne mrzonki"

– mówił Wuj – co dawno temu

czytał różne dziwne książki

w przedwrześniowy własną głową

pukał mur

były WICI – potem nici

byli ranni i zabici

był TUR – potem wino tur ;-)

 

Cieszę się, że się miło czytało, bo pamiętam słowa: “wieki mogą być średnie, ale opowiadanie – świetne”. ;-)

 

Dzięki za uwagi – ruszam poprawiać! Mam nadzieję, że lista oficjalnych czcicieli jeszcze nie została zamknięta? :-)

 

Pozdrawiam, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Finkla

No i teraz nie będę mógł zasnąć. Nie dość, że upały, to jeszcze ja Cię męczę…

Dzięki za bohaterskie dotrwania do końca i szczere info o uczuciach!

 

Polecam na wolną chwilę dzieje Abelarda i Heloizy. Taka piękna romantyczna awantura, tyle że nie w stylu romansu śródziemnomorskiego, czy późniejszej powieści walterscottowskiej, a w świecie rzeczywistym. Abelard może i był pierwowzorem profesora oraz tytanem intelektu. Na pewno Heloiza była dziewczyną wyjątkowo uczoną. Wydaje się, że uczyniła więcej dla pozycji kobiet w łacińskiej Europie, niż jej oblubieniec dla naprawiania świata.

 

Jak masz ochotę na lekką lekturę, to polecam: Jacques Le Goff, Inteligencja w wiekach średnich.

A ja sobie odświeżę “Lector in fabula” Umberto Eco. Nie chcę, Cię więcej przy lekturze zmęczyć (aha, nowy short w poniedziałek rano – zapraszam)!

 

Pozdrawiam, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Ach, ta lista. Cały czas wprawia mnie w zakłopotanie.

 

A młodość… owszem, nie lubi się zgadzać, ale zazwyczaj tylko do czasu. ;-)

https://www.youtube.com/watch?v=h1bBBbehm3g

 

 

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobre opowiadanie. Nie przypominam sobie kiedy ostatni raz czytałem coś równie świetnego na płaszczyźnie językowej, co, mam nadzieję, świadczy o twoim kunszcie literackim, a nie o moim braku gustu w doborze lektur.

na emeryturze

@Regulatorzy

 

:-D

W temacie:

“A tymczasem człeka trawił

Spać nie dawał mu taki mus

Żeby sadłem się nie dławić

Lecz choć trochę świat poprawić” ;-)

 

Na razie jeszcze mnie zgoda na świat zadany nie dopadła. Jeśli dopadnie – dobijcie mnie!

Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Gary_joiner

No, teraz to się prawie rumienię. :-)

Dzięki! Też mam taką nadzieję, że “produkt moc trzyma”. :-)

 

Pozdrawiam serdecznie,

Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Nie proś o to!

Natomiast zawsze pamiętaj, że: …nadzieja świta i nieodkryta ziemia się w dali uśmiecha;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

I, że: “jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy”. ;-)

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Mistrza Młynarskiego można cytować bez końca. Jest z czego czerpać. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

“W ostatnich dniach, dokładnie według harmonogramu i wykresu,

Odbyło w naszym się osiedlu spotkanie z ludźmi marginesu

Byli to dwaj przystojni chłopcy, oko myślące, buzia gładka,

Znali po dwa języki obce, w tym polski – rzecz doprawdy rzadka

 

Mówili krótko, miło, mądrze, doprowadzając nas do stresu

Tym, że czytali mnóstwo książek… dwaj młodzi ludzie z marginesu.

(…)

 

U osiedlowej stojąc bramy powtarzam sobie: “niech ja zginę”,

Społeczność mamy jaką mamy, ale na szczęście jest margines!”

(Wojciech Młynarski, Ludzie marginesu)

 

I tak sobie w ramach naszego offtopowania myślę, że Fantastyka.PL zbiera kwiat ludzi marginesu III Rzeczypospolitej. :-) Szacunek dla Komentatorów i Pisarzy! :-)

 

 

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

I znowu niezwykle trafnie, Wilku, że tak dodam na marginesie. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

“Na szczęście jest margines” – miejsce w sam raz na drolerie. ;-)

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Młody człowiek, którego słowa, wynikająca z ostrości spojrzenia i bystrości umysłu, dotarła tu na długo przed samą wizytą.

Jeśli “słowa”, to dotarły. Jeśli “dotarła” – to sława. Zdecyduj się.

 

Gotów nawet pocałunek pokoju, na twarzy tej, tak wyczekiwanej[,+] złożyć.

 

Świetnie napisane, ale faktycznie – dopiro pojawienie się diabła ożywia tekst i nadaje mu sens. Do momentu jego objawienia czytelnik nie ma pojęcia, co i po co się dzieje, wprowadzenie jak do dłuższego tekstu, a zakończenie gwałtowne – jakby lekko kompozycja szwankowała na rzecz wstępu.

 

Co nie oznacza, że nie przeczytałem z przyjemnością – bo z nią właśnie ten twój szorcik, kloszardzie! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hej Fishu!

 

Odkąd napisałem opowiadanie o Titivillusie, szczególnie się na mnie wyżywa, bestia… Dzięki za słuszne spostrzeżenie. Już się decyduję i z zestawu wybieram słowo: sława. :-)

Powiadasz “dopiro” Hagridzie, pojawienie się demona ożywia. ;-) To fatalnie – demon nie powinien ożywiać! Ja to muszę jeszcze przemyśleć!

 

Z kloszardzkim pozdrowieniem i wyrazem czci braterskiej,

Wilk

P.S. Zapraszam jutro rano na nowego shota! Ups – shorta! ;-)

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

– No i poznałem! – prawie krzyknął Abelard.

Wydaje mi się, że – by uniknąć kropki i rozpoczynania dużą literą – wpierw powinien być czasownik odpaszczowy, zatem: krzyknął prawie Abelard. (da się tak?) Pewien nie jestem… ;)

 

Wilku, któryś jest, Twój tekst przeczytałem z niekłamaną przyjemnością, więc leci punkcik!

Sorry, taki mamy klimat.

Nieee, Seth. Twoja wersja oznaczałaby, że krzyczący człowiek prawie był Abelardem. IMO, może być, jak jest.

Babska logika rządzi!

Też racja! Może więc zrezygnować z “prawie”? Albo najzwyczajniej się myliłem, choć zaznaczałem brak pewności. ;) Pomyślę o tym jutro – na świeży umysł. Albo w ogóle. ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Ehhh, jakie piękne rozczarowanie!

Anzelma, naturalnie, nie moje :) Mnie się podobało – ciekawy temat, ładnie napisane. Choć miejscami wydawało mi się, że stylizacja nieco kuleje, coś się niedobrego działo z rytmiką zdań – ale tych miejsc nie było wiele.

 

Interesująco – choć nieco męcząco – napisane. Innymi słowy ładnie operujesz słowem, ale ja akurat za taką stylizacją nie przepadam. Zgadzam się z przedmówcami, że coś zaczyna się dziać dopiero kiedy pojawia się diabeł (bo ja fanka akcji raczej niż filozofii jestem), niemniej sens opowiadania jest jasny i przejrzysty. Pozostawia nieco melancholii. A może by tak dla odmiany napisać, jak jednak dobro wygrywa, ku pokrzepieniu serc? : )

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

@Sethrael – DZIĘKUJĘ! :-)

Punktów Ci u mnie dostatek ;-), ale i ten przyjmuję! :-)

Z pozdrowieniem, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Finkla – dziękuję za rewolucyjną czujność! :-)

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Werwena

Piękne dzięki za dobre słowo! Anzelm miał okazję zobaczyć siebie w wersji sprzed lat. Rytmika zdań? OK, przyjrzę się gadziną! Przy kolejnym utworze ostrzej pomacham batutą! :-)

Z pozdrowieniem, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Joseheim

Ku pokrzepieniu serc – OK, machnę coś bardziej sienkiewiczowskie! :-)

I teraz się zastanawiam, czy w kolejnym opowiadaniu dobro wygrywa… Mam nadzieję, że zechcesz ocenić. Przy pomyślnych wiatrach zamieszczę jutro. Przy niepomyślnych pojutrze.

Zapraszam i pozdrawiam, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Czy zamiast SALIGA nie powinno być SALIGIA : ) ?

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

:-D Dzięki za słuszną uwagę!

Titivillus odkąd o nim napisałem, pastwi się nade mną szczególnie… Z zestawu wypadła Ira, a to kapela z Radomia, więc wychodzi, że podsycam animozje lokalne. ;-)

Z pozdrowieniem, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Sympatyczny tekst. Z wielką przyjemnością, i nie ukrywaną zazdrością go czytałam. Nawet zmusiłeś  mnie do zajrzenia do słownika, ale cóż człek całe życie się uczy.

Idę szukać obiecanego “szota” wink

 

Ps. mam ostatnio jakiś fajny zbieg, różnorodnych okoliczności. Pozdrawia Cię mój szary, bluzkowy, wilk cheeky

 

Mam bardzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

:-D Zazdrość to też grzech, więc zalecam ostrożność! ;-)

Jeśli zmuszam do sięgania po słownik, to chyba nie jest źle? :-)

 

Z pozdrowieniem, Wilk

P.S. Dalszych zbiegów dobrych okoliczności! :-) Pozdrowienia dla Twojego szarego, bluzkowego wilka, od moich wilków – koszulkowego, plecakowego i paru jeszcze innych! ;-)

 

A obiecany “szot”, zatytułowany “Bajka o górotworze”, jest o tu. Zapraszam!

http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/14569

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Z tobą nie, ale źle świadczy o mnie ;) plus grzesznica, ale w moim wieku, grzechy popełnia się z premedytacją :D

Mam bardzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

:-D No tak – jak nas superbia nie wykończy, to luxuria dobije… ;-)

Byle nas tylko acedia nie dopadła! ;-)

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Już tyle cukru nasypano Tobie do kawy, że nie ma potrzeby dosładzać.

Ale jednak… Bo mi, dziwnym trafem, pierwsza partia tekstu, do pojawienia się demona, podobała się tak samo, jak druga.

Bóg zapłać za dobre słowo!

Nawiązując do konkursu “10 słówek”: prawdziwi smakosze nie słodzą!

Hemingway to powtarzał. Sam słodził. ;-)

 

Z pozdrowieniem, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Nowa Fantastyka