- Opowiadanie: Klapaucjusz - Śmiertelny taniec w zajezdni mgieł. O bohaterskim obserwatorze, którego brzydziło zło

Śmiertelny taniec w zajezdni mgieł. O bohaterskim obserwatorze, którego brzydziło zło

Męczę się z rozdziałem teoretycznym o komforcie do pracy dyplomowej. To będzie tak jakby dotyczyło kwestii komfortu.
Lojalnie ostrzegam, że czytanie komentarzy może mocno zaszkodzić późniejszej lekturze ;)

Bardzo dziękuję niezwykle pomocnym betom!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Śmiertelny taniec w zajezdni mgieł. O bohaterskim obserwatorze, którego brzydziło zło

Skradająca się postać wyłącza latarkę i pada na ziemię. Drżenie szyn zwiastuje tramwaj sunący przez mgłę.

Słaby snop zielonkawego światła rozprasza się w kropelkach wody i tuż za reflektorem traci ostrość. Zgrzytanie zdezelowanego pojazdu wgryza się w noc dużo drapieżniej. Zza szyb wygląda ciemność, której nie rozjaśnia nawet jedna z nielicznych ćmiących niebiesko latarni, ustawionych przy zwrotnicy. Maszyna toczy się w dal jednostajnym tempem, znowu oddając rozjazd we władanie ciszy. 

Wychudzony osobnik podnosi się i włącza czołówkę. Czarny strój nie pozwala  precyzyjnie wyłapać konturów sylwetki, ale latarka zdradza zwieszoną głowę, a czasem wyłania z mroku opuszczone nisko barki.

Ciszę przerywa tylko chlapiący odgłos kroków na mokrym bruku. Nagle wędrowiec prostuje się, robi dwa szybkie kroki w tył i nieomal upada, potykając się o krawężnik. Kaptur zsuwa się, ujawniając brudne, pozlepiane włosy i zarys dziewczęcej twarzy. Przestraszonej.

Z mroku bezszelestnie wyłania się wielki wilczur. Każdy krok na miękkich poduszeczkach łap stawia tak sprężyście, że nie powoduje najmniejszego dźwięku. Z pyska długim, lepkim strumieniem wycieka na ziemię ślina. Co kilka kroków pies zatrzymuje się i dziwnym, nieskoordynowanym ruchem wykręca szyję, a jego ciałem wstrząsają dreszcze. W końcu staje metr przed wędrowczynią i pokazuje brudne kły, między którymi zebrały się resztki mięsa. Wpatruje się w nią, wciąż bez wydania z siebie chociaż cichego warkotu. Wreszcie niespiesznie przenosi ciężar ciała na tylne łapy i spina się do skoku.

 

Musi być wściekły. Zaraz się na nią rzuci! Byłoby dobrze, gdyby na chwilę przeniósł gdzieś uwagę. Może na ciebie… Tobie, po drugiej stronie monitora, i tak nie może nic zrobić, a dziewczynie oszczędziłoby to poważnych kłopotów. Zamachaj rękami albo coś, bądź człowiekiem!

A nie, nie musisz, chyba cię wyczuł.

 

Wilczur obraca się zaskoczony i powoli przenosi wzrok w twoim kierunku. Zaśliniona morda rozciąga się szeroko w czymś na kształt uśmiechu. Czyżby tym groteskowym wyszczerzeniem zwierzę demonstrowało zadowolenie? Delikatnie pochyla głowę, jakby w uprzejmym powitaniu. Brrr.

Dziewczyna korzysta z okazji – szybkim ruchem wyłącza latarkę, skacze w ciemność i biegnie, ile sił w nogach. Gdzieś tam są zabudowania, w których może się schronić. Na pomoc nie ma co liczyć, już od dawna nie mieszka w okolicy żaden człowiek.

Pies wcale nie spieszy za oddalającym się tupotem szybkich kroków. Nawet nie nasłuchuje. Spokojnie taksuje cię świdrującym wzrokiem.

Może jednak nie ma względem dziewczyny złych zamiarów?

Uciekinierka mija wyrwaną z zawiasów bramę i dociera do budynków zajezdni. Jest już bezpieczna. Upiorny czerwony blask migających lamp ostrzegawczych goni cienie w załomach pokruszonych cegieł, kiedy mała wdrapuje się po zardzewiałej drabince na drugie piętro magazynu.

Sprytnie! Chyba nie przyjdzie mu do głowy tam szukać, zresztą nie da rady wleźć po szczeblach.

Czworonóg rzuca ci ostatnie spojrzenie, jakby faktycznie widział cię przez ekran, tymi wielkimi żółtymi ślepiami, o tęczówkach poprzecinanych przez zielone żyłki. Powoli rusza w kierunku właściwego budynku. Od razu, bez żadnego węszenia. Choć wiatr wieje w drugą stronę i niczego nie powinno się dać wyczuć.

Skąd wiedział? To nie jest normalny pies. Już na początku mi się nie podobał, nie powinno go tu być.

Dziewczyna na razie nigdzie się nie rusza. Siedzi cichutko, skulona pod jakąś plandeką. Obejmuje rękami kolana i uspokaja oddech, otoczona kojącymi ramionami ciemności . Łzy bezgłośnie skapują z brody.

Pies zatrzymuje się przed budynkiem. Znowu patrzy ci wyzywająco prosto w oczy.

O co mu chodzi, czyżby chciał ci coś przekazać? Mój Boże…

Zaczyna wspinać się na piramidę drewnianych skrzyń ustawionych przy ścianie magazynu – prosto na dach. Pazury chroboczą, wbijając się w stare sosnowe sklejki, a pulsujące światło nadaje sierści krwawego połysku.

Skąd wiedział, że uciekinierka jest wysoko, skoro nawet nie zajrzał do środka? Nie mógł tego zwietrzyć. Ale to dzieje się naprawdę…

Wilczur dociera już na górę, zaraz zeskoczy do budynku. Na szczęście dziewczyna chyba go słyszy, bo zsuwa się po drabinie i wchodzi do jednego z pokojów na niższym piętrze. Idzie powoli, po omacku unika przeszkód, dopóki blada poświata księżyca nie zagląda na krótką chwilę przez okno i nie zdradza jej wszystkich dobrych kryjówek. Tymczasem pies czai się nad dziurą w suficie hali gotowy do skoku. Ląduje z trzaskiem na suchych deskach i rozgląda się zdezorientowany. Warczy gniewnie, ostrożnie badając ciemne kąty magazynu. Chyba jednak traci trop.

Obraca głowę w twoją stronę, a na mordę wypływa znowu ten sam zadowolony uśmiech. Skacze bez wahania na pierwsze piętro.

Jezu, brzmi niewiarygodnie, ale to jedyne wyjaśnienie: on czyta w twoich myślach. Spróbuj o niej nie myśleć, może znowu się zgubi. Nie myśl! Bydlak znowu rusza jak po sznurku, cichutko skrada się w kierunku pokoju, w którym chowa się ścigana.

Mogła zastawić jakąś pułapkę. Oby na to wpadła. Nie myśl. Nie myśl o niej! Skup się na psie.

Bestia krąży między skrzyniami pomieszczenia na pierwszym piętrze. Węszy. Wreszcie podchodzi i łapą odpycha odpowiednie wieko. Stoi przed struchlałą dziewczyną i powarkuje złowróżbnie.

Rany, ona jest jeszcze dzieckiem, może piętnastoletnim. Wciąż ma takie delikatne rysy. Takie przestraszone.

Oboje drżą, ofiara delikatnie, ze strachu, a myśliwym wstrząsają mocne, nieregularne dreszcze, które wykrzywiają jego pysk bólem.

 

Możesz jej pomóc! Jeśli tylko potwór tu spojrzy, dasz radę go oślepić. Musisz tylko w ciągu tej sekundy, którą ci poświęci, powiedzieć dwa razy, głośno, ale bardzo szybko “żałosne”. Odmówisz tego dziewczynie? Pozwolisz na jej okrutną śmierć?

Oby spojrzał.

 

Pies mocno uderza dziewczynę łapą. Pazurami rozdziera ubranie. Lodowate dłonie nocnego powietrza od razu wsuwają się przez dziury pod grubą bluzę i obłapiają kościste ciało. Wygląda strasznie, pozbawione nawet grama zbędnego tłuszczu. Musi od dawna znosić trudy tułaczki.

Potwór jakby się bawił – rozszarpuje też spodnie, zostawiając na skórze głębokie zadrapania. Brunatne krople pęcznieją na udach niczym sok wypływający z dojrzałych czereśni.

PATRZY NA CIEBIE.

Niestety… Twoja pomoc nie nadchodzi wystarczająco szybko. Na szczęście na razie mała radzi sobie sama.

Dziewczyna pryska gazem z małego pojemniczka i napiera wątłym ciałkiem na czarne cielsko. Nie ma dość siły, żeby się przepchnąć, więc uderza pięścią w szyję psa. Zaskoczone zwierzę cofa się o pół kroku. Niewiele. Wystarczająco dużo, żeby drobna istota dała radę się przecisnąć, chociaż nie bez drzazg nieoszlifowanego drewna wbijających się w plecy i brzuch. Teraz wybiega z budynku i ucieka jak najdalej, trochę ślizga się na śliskich kamieniach.

 

Jak ją przed nim uratować? Dobrze się zastanów, musi być sposób…

Może będzie jeszcze okazja, żeby jej pomóc. Może to czarne bydlę jeszcze raz na ciebie spojrzy. Postaraj się wtedy, ostatecznie odbierzesz mu wzrok. Zachowaj czujność. Pamiętaj – “żałosne”. Dwa razy.

 

Pies wciąż stoi przy otwartej skrzyni. Trze łapą ślepia i skamle żałośnie.

Nawet nie wygląda tak groźnie, kiedy się kuli i zawodzi.

Dziewczyna tymczasem biegnie ile sił w nogach, za chwilę będzie wystarczająco daleko, skrywana przez gęstą ciemność.

Ależ przekrwione są te oczy, które przez moment sondują twoje myśli.

Niewystarczająco szybko. Dlaczego nie mówisz “żałosne” tak szybko, jak tylko umiesz? W ten sposób nie da się oślepić potwora.

Pies zrywa się do biegu. Wyskakuje przez okno magazynu, leci daleko. Ląduje miękko na czterech łapach i od razu znowu przyspiesza. Pędzi przez mokre powietrze, sierść błyszczy od wilgoci, kiedy mięśnie harmonijnie grają pod skórą przy każdym mocarnym susie. Jest szybki jak kula wystrzelona z karabinu. Raz wycelowany – nie chybi.

Wybija się w powietrze, a przednie łapy spadają na chude plecy i obalają dziewczynę na tory, tak, że uderza twarzą o podkład. Porowata powierzchnia betonowego bloku szybko nasiąka czerwienią sączącą się ze złamanego nosa. Plecy leżącej unoszą się ledwie dostrzegalnie. Oddycha bardzo nieregularnie – trudno powiedzieć, czy ze zmęczenia biegiem, ze strachu, czy z powodu obrażeń. Nie próbuje wstawać, nie porusza nawet głową. Nic.

 

Ale może jest nadzieja? Oprawca stoi obok i nie atakuje.

 

Dziewczyna leży. Pies warczy triumfalnie. Tramwaj skrzypi. Zielona poświata zbliża się powoli, na tyle wolno, że zgrzytanie prawie całkowicie zagłusza cichutki stukot kół na łączeniach szyn.

Kilkanaście ton zardzewiałego złomu rozjeżdża ciało, w zasadzie nie wydając żadnego dodatkowego dźwięku. 

Kto siedzi w ciemności jego trzewi? Dlaczego nic nie robi? Trudno powiedzieć, za szybami odjeżdżającej maszyny wciąż zalega głęboka czerń. Na zewnątrz też, tylko cisza dzwoni na alarm. Nie ma nikogo, kto mógłby zatrzymać tramwaj lub złapać psa.

Jedynego człowieka, rozsmarowaną na torach tkankę, obsiadają kropelki wody, które szybko nabierają koloru krwi.

 

I co, podoba ci się ten widok? Wystarczyłoby przestać czytać, żeby to bydlę nie mogło znaleźć jej w twoich myślach, kiedy zaczęła uciekać po użyciu gazu. Ale zawsze brakuje refleksu, kiedy przychodzi ten moment, że trzeba przestać się bawić czyimś kosztem, co?

Wiem – mówiłeś, że „żałosne” – przecież zależało ci na udzieleniu pomocy. Dobry z ciebie człowiek.

Moja wina, bo mogłem ci nie mówić, gdzie jest dziewczyna? Mogłem sam coś zrobić? Masz oczywiście świętą rację. To uniwersalna prawda – winę zawsze ponosi ktoś inny.

Koniec

Komentarze

Dokładnie tak, Twoja wina, Klapacjuszu, to Ty stworzyłeś dziewczynę, wilczura i upiorne tramwaje, w których podróżuje mrok. I kazałeś psu zabić to dziecko. Gdybym przestał czytać, nie uratowałbym nikogo. Zawiesiłbym tylko ich krótki, intensywny byt na chwilkę, w ciemności gorszej, niż ta wewnątrz wagonów. W chwilowym nieistnieniu. Do momentu, aż ktoś inny podjąłby lekturę. Bo los boheterów został przypieczętowany już na początku. W Twojej głowie…

A tak na serio, to mi się podobało. Pomysł niby prosty, zwykła zabawa z czytelnikiem, ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć, że spotkałem się z czymś takim wcześniej.

Parę drobiazgów zgrzyta:

Kaptur zsuwa się, ujawniając długie strąki i zarys dziewczęcej twarzy.

Strąki czego? Mnie strąk kojarzy się się z fasolą lub grochem.

Pies wcale nie spieszy za oddalającym się tupotem szybkich susów.

 Myślę, że “szybkich kroków” byłoby lepsze.

Każdy krok na miękkich poduszeczkach łap stawia tak dynamicznie, że nie powoduje najmniejszego dźwięku.

Dynamiczne stawianie kroków nie bardzo, według mnie, wiąże się z bezdźwięcznością. 

 

A tak poza tym, to jeszcze raz – Twoja wina, Klapacjuszu, że dobrze się bawiłem.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dziękuję za uwagi i cieszę się, że znalazłeś tę zabawę z czytelnikiem interesującą, mimo dosyć ograniczonej fabuły.

Strąki to określenie lekko potoczne, ale pozwala uniknąć kilku przymiotników dających obraz brudnych, zlepionych włosów 

Pozostałe dwa miejsca już poddaję  wnikliwej analizie;)

 

W głowie feruję wiele wyroków, ale czy same są wystarczające, jeśli nie ma cyngli? ;)

Wina zawsze jest kogoś innego. ---> Hm. Chyba dało by się to sformułować na poziomie języka literackiego.

Przerywnik, odskocznia od pracy nad rozdziałem o komforcie? Udany, moim zdaniem, bo wywołuje dyskomfort u czytelnika jako współwinnego.

To dobrze, w tym właśnie sensie miało dotyczyć komfortu. Mam nadzieję, że rozdział też będzie wypełniał założenia i że dzisiaj w końcu go wyślę.

Poprawiłem ostatnie zdanie, dziękuję!

Mam mieszane odczucia.

Tekst jest półśrodkiem pomiędzy zwykłym opowiadaniem, a grą paragrafową. I w tej formie, oba te gatunki cierpią, opowiadanie – na zbyt “eksperymentalnej” budowie, a paragrafówka – na całkowitej bierności, braku wyboru.

Choć zakończenie podobało mi się wielce. Dobry, nietuzinkowy ruch i wykorzystanie tej “ułomności” takiego tekstu. No i na upartego pojawia się jednak inna droga… ;)

 

Dobry szort.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Cieszę się, że zakończenie podeszło. W końcu dla niego zakatowaliśmy dziecko. Dzięki, Nazgulu!

Ciekawy tekst, ale ja jakoś nie wczułam się w niego tak bardzo, żeby uwierzyć, iż mogę w czymkolwiek pomóc.  Może dlatego, że nigdy nie grałam w te dziwne gry komputerowe. Nie poczułam się też winna, choć starałeś bardzo, żeby tak właśnie .się stało. 

Najbardziej podobała mi się zakończenie, kiedy usiłujesz mi wmówić, że miałam wpływ na los dziewczyny.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No tak, to trochę klapa :D

Ale więcej wiary we własną sprawczość, każdy mieszkaniec globalnej północy, wespół ze swoją ciekawością, w ciągu życia ma wpływ na los wielu takich osób, chociaż moment na wybory zwykle ciężko zauważyć.

Ja wiem, bo wmawia mi się też, że mam wpływ na globalne ocieplenie, na wyrąb amazońskiej puszczy, ale ja tam jestem na to odporna. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Eee, ale wybór między przerwaniem czytania a przeczytaniem do końca, to żaden wybór. To trochę tak, jak z tym oglądaniem Przeklętych Kaset, Które Zabijają, albo sprawdzaniem źródła dziwnych dźwięków, dochodzących z piwnicy. Można się śmiać z takiego zachowania, gdy dotyczy bohatera horroru, ale gdyby rzecz działa się NAPRAWDĘ, gdybyś Ty był na miejscu fikcyjnej postaci a konsekwencje Twych działań były RZECZYWISTE… Założę się o litra, że polazłbyś do piwnicy.

Tak samo w przypadku Twojego szorta – załóżmy, że fakt czytania/nieczytania ma wpływ na los dziewczyny – ilu czytelników, nawet ze świadomością konsekwencji, przerwie lekturę? Zwłaszcza, że konsekwencje owe dotykają kogoś obcego, nie czytelnika?

Mówię Ci, skazałeś bidulkę na śmierć już na początku, nie ma co sugerować, że to czytelnicy mają wpływ ;-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Jest dokładnie tak, jak mówi Thargone.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ilu czytelników, nawet ze świadomością konsekwencji, przerwie lekturę? Zwłaszcza, że konsekwencje owe dotykają kogoś obcego, nie czytelnika?

 

Pięknie trafiłeś w sedno.

 

Ja jestem ten najgorszy, który zaczął, ale wy zrobiliście swoje i jedyne, co na chwilę oczyszcza wasze sumienia, to pokazywanie mnie palcem ;). Daliście się perfidnie sprowadzić na manowce.

Otóż to, myślę, że najlepszym sposobem na oczyszczenie naszych zbrukanych sumień będzie zastosowanie klasycznego chwytu z kozłem ofiarnym. My, podli czytelnicy, powinniśmy zebrać się do kupy, namierzyć nieszczęsnego Klapacjusza, dorwać go, oskarżyć, osądzić, a następnie radośnie ukamienować/ukrzyżować/spalić na stosie. Albo wszystkie powyższe ;-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Będę musiał poprosić Nenufara, żeby mnie gdzieś przechował, korzystając ze swoich znajomości w służbach.

Nenufar zalicza efektowne wsady na meczu wyjazdowym ;D Może być kłopot.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ciekawy chwyt. Mi się.

Ale poczucia winy nie wzbudziłeś! Z moich myśli bydlak mógł wyczytać głównie rozważania o narracji drugoosobowej i pomyśle na horrorkowaty utworek, na który kiedyś wpadłam. Nie zwracałam uwagi, do którego budynku pobiegła dziewczyna. Aha, i jeszcze przebłyski myśli, co robił tramwaj w okolicy, gdzie od dawna nikt nie mieszka. ;-p

Wyobrażasz sobie, że potrafisz odgadnąć, ba! sterować myślami kobiety? Dzieciaku… ;-)

Babska logika rządzi!

Ha, kolejna pieczątka w moim Mrocznym Dzienniczku. Kopytko! Choć to głupie bydlę, nie wiedzieć czemu, miało jakieś problemy ze wzrokiem. Ale wszystko dobre, co się źle kończy.

Ciekawy eksperyment.

Mnie też gryzły te strąki, poza tym zgrzytnął nieregularny oddech porowatej powierzchni betonowego bloku. No i ponieważ czytałam opowiadanie w przerwie miedzy kolejnymi odcinkami Shokugeki no Souma, gdyby pies mógł przejrzeć moje myśli, kiedy czytałam to:

Pazurami rozdziera ubranie. Lodowate dłonie nocnego powietrza od razu wsuwają się przez dziury pod grubą bluzę i obłapiają kościste ciało. Wygląda strasznie, pozbawione nawet grama zbędnego tłuszczu. Musi od dawna znosić trudy tułaczki.

Potwór jakby się bawił – rozszarpuje też spodnie, zostawiając na skórze głębokie zadrapania. Brunatne krople pęcznieją na udach niczym sok wypływający z dojrzałych czereśni.

ni chybi padłby z powodu zakrztuszenia własną śliną lub przez gwałtowny krwotok z nosa;)

Ale, że bawiłam się całkiem nieźle – klep.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Proszę nie wywoływać we mnie poczucia winy! Mam dyżur i czułam się w obowiązku przeczytać całe opowiadanie, od początku do końca. No, chyba że byłby to jakiś straszny gniot, ale nie był. Nawet bardzo nie był. ;-)

 

W końcu staje się metr przed wę­drow­czy­nią i po­ka­zu­je brud­ne kły, mię­dzy któ­ry­mi ze­bra­ły się reszt­ki mięsa. – Czy pies się przeistacza, staje się czymś innym? ;-)

 

De­li­kat­nie po­chy­la głowę, jakby w ge­ście po­wi­ta­nia. – Gest, to ruch ręki, podkreślający wypowiedź, czasem ją zastępujący; wymowny gest.

Może: De­li­kat­nie po­chy­la głowę, jakby w powitaniu.

 

unika prze­szkód, do­pó­ki blada po­świa­ta ksią­ży­ca… – Literówka.

 

Wresz­czie pod­cho­dzi i łapą od­py­cha od­po­wied­nie wieko. – Literówka.

 

cho­ciaż nie bez drzazg nie­oszli­fo­wa­ne­go drew­na wbi­ja­ją­cych się w plecy i brzuch. – Myślę, że drewna na skrzynie nie szlifuje się, chyba wystarczy, że zostanie oheblowane.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Alex, Finklo, dziękuję za komentarze. Nie miałem wątpliwości, że od myśli niektórych osób lepiej trzymać się z daleka ;). Swoją drogą dotykacie ciekawego problemu – czym w zasadzie jest takie czytanie w myślach. Czy dotyczy tylko tego, na czym skupia się obiekt, czy także informacji przetwarzanych na poziomie nieświadomym. No i czy można czytać tekst ze zrozumieniem i nie przetwarzać świadomie.

 

Regulatorzy, rozumiem – czyli tylko wykonywałaś rozkazy przewodniczącego loży – zostajesz oczyszczona ;). Za “bardzo niegniota” przyznaję też odszkodowanie za straty moralne!

 

Dziękuję wam za wyłapane błędy, ich nigdy człowiekowi za wiele ;)

 

 

Gdyby odbierać wszystkie informacje, świadome, nieświadome, jawne, ukryte, całą myślową aktywność, byłby to jakiś totalny hałas i niezrozumiały bełkot. No i jeszcze fakt, że czasami myśli się słowami, czasem obrazami, a najczęściej tym i tym jednocześnie. Nawet, jeśli taki telepata potrafiłby jakoś regulować sobie czułość odbioru, i tak dostawałby głównie pourywane i zmiksowane strzępki wyrazów, głosów, widoków, zniekształconych obrazków… Jak często zdarza Ci się myśleć pełnymi zdaniami? Pewnie przede wszystkim wtedy, gdy próbujesz coś napisać, albo ułożyć wypowiedź.

Inna sprawa, to kwestia tego, jaki znów pożytek miałoby psisko ze spoglądania w myśli czytających. Raz, każdy z nich, nawet skupiając się na tekście, myśli o wielu rzeczach jednocześnie. Dwa – każdy inaczej wyobraża sobie opisany świat, zajezdnię, magazyn… Chaos byłby potworny. Nawet owczarek niczego nie wyniucha w takim zamieszaniu.

No chyba, że pies odbiera nas pojedynczo. Co w zasadzie prowadzi do tego, iż każdy ma swojego własnego, morderczego wilczura i osobistą, niewinną ofiarę… Łooo, ale mi się egzystencjalnie zabrzmiało…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nie no, wiadomix. Kończę powoli psychologię, więc zdaję sobie sprawę ze złożoności procesów poznawczych. Mówimy o czystej magii, więc bardziej można poszaleć z rozwiązaniami.

Z tą osobistą ofiarą to bardzo ładna myśl, chociaż już mocno odjeżdża od moich własnych zamysłów związanych z tekstem. Baza do metatekstu.

Sorki, że odjeżdżam. To już jedenasta godzina w pracy, a w łykendy najbardziej pracowitą częścią mojego ciała jest rzyć (chodzi o męczenie siedzeniem na krzesełku przed biurkiem, oczywiście). Opowiadanie na Fantastów 2015 ugrzęzło niedaleko finiszu, jako ten gumiak w nawozie. I ani drgnie. Dlatego turlam się po portalu i wypisuję, co mi ślina na korę mózgową przyniesie…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Im dalej od tekstu czytelnicy umieją odjechać, tym większą widzę w tym chlubę dla autora. Mam zupełnie tek samo jak Ty, tylko za moje ugrzęźnięcie zaraz mnie wypieprzą ze studiów.

Bardzo ciekawie napisane, w interesującej formie. Tyle, że nie wywołało u mnie ani odrobiny wyrzutów sumienia czy poczucia winy. Potrafię wczuwać się w bohaterów, ale nie umiem brać za nich odpowiedzialności – to rola autora :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Damn. Ale jak ciekawie napisane, to chociaż pół sukcesu.

Moja reakcja na ten tekst :D

A tak na serio to bardzo ciekawy eksperyment. Ja nie robiłem nic przed ekranem bo do końca tekstu myślałem, że w pewnym momencie w treści pojawi się koleś grający na komputerze w grę polegającą na ratowaniu dziewczynki przed psem.

Skąd wiedział, że uciekiniarka jest wysoko, skoro nawet nie zajrzał do środka?

“uciekinierka”

 

Nominuję do piórka za pomysłowość i dobre techniczne wykonanie, a co tam.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

 

Zdarzają się dziwne opisy, np.:

nieskoordynowanym ruchem kręci szyją… Nie mam przekonania, że da się kręcić szyją – raczej kręcić głową lub łbem. Opowiadanie nie jest porywające, choć dosyć dobrze się czytało.

 

 

Wicked G, bardzo dziękuję. To dla mnie wyjątkowa nominacja – bo pierwsza ;). 

 

Blackburn, słusznie, chodziło mi o wykrecanie szyi. Faktycznie często mam przed oczami obraz, którego jeszcze nie jestem w stanie oddać, żeby brzmiał naturalnie.

Fajnie byłoby, gdyby połączyć takiego szorta z nowoeczesna technologią, np. gdyby kamera komputera zajerestrowala machanie ręką albo mikrofon zajerestrowal odpowiednie slowo to komputer wczytałby inne zakończenie, w którym dziewczynka przezyje

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wicked zwariowałeś? Pierwsze takie ustrojstwo może byłoby fajne, a za chwilę na ekranie odbywałyby się rzezie. Bo większość szłaby w poszukiwanie ekstremalnych emocji.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A ja nie lubię uśmiercania chudych piętnastolatek. A już we wpływ czytelnika na losy bohaterki…

No, nie powiem, napisane niezgorzej, pomysł jakiś jest, ale nie dla mnie.

 

Może, gdybyś rozsmarował na torach jakiegoś przystojnego bruneta… ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Pomysł niby fajny. 

Ale tak naprawdę to nie. Przemyślałem sobie całą sprawę jeszcze raz i myślę, że cały tekst jest oszustwem albo próbą oszustwa. Jest właściwie obrazą dla czytelnika. Bo czytelnik nie może nic zrobić i wie, że nic zrobić nie może. Nieczytanie nie neguje zdarzeń, które następują w tekście. Nieczytanie, do tego, nie jest opcją. Bo czytając, chcę wiedzieć, jak mnie oszukasz. Wobec tego perfidią autorą ocierającą się o przemoc psychiczną byłaby najmniejsza nawet aluzja do winy czytelnika. A Ty, Autorze, subtelnej aluzji nie czynisz. Imputujesz czytelnikowi tę winę zupełnie wprost. Ale jesteś w tym jak szalony ojciec, który bije swoje dziecko za to, że zaczęło płakać, a potem mówi “mogło nie płakać”. 

Jest taki paradygmat myślenia o literaturze (ale też o innej twórczości), w którym za wartościowe uznaje się wywoływanie silnych emocji. Ja się z takim podejście częściowo zgadzam. W tym wypadku jednak to nie sytuacje w tekście wywołują moje emocje. One, mimo lekkiej makabry, przestają mnie obchodzić, bo narasta we mnie złość na Autora, który w tak perfidny sposób daje mi do zrozumienia, że ma mnie za idiotę, który da sobie wmówić jakąś winę, jakąś obojętność.

 

Ponadto dwie kwestie, które najwyraźniej umknęły mi w czasie bety ze względu na skupienie się na samej konstrukcji tekstu: dużo drapieżniej strasznie mi zgrzyta. Nie rozumiem też w ogóle świata, w którym jest wielki zły pies, biedna uciekinierka i krwiożerczy tramwaj.

Emelkali, Ty zupełnie nie myślisz, kobieto. Po co ma rozsmarowywać po torach bruneta, skoro będziesz miała wpływ na kierowanie losami bohatera to możesz go pokierować do swojej… No, jak tam i dokąd zechcesz!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bo czytelnik nie może nic zrobić i wie, że nic zrobić nie może

 

Czyżby? Kot Schroedingera się kłania wink

Hmm... Dlaczego?

Bemiku najukochańszy… ależ myślę! Myślę! Bo mnie chodziło o to, że raczej by na tych torach nie skończył. O!

 

 

Przynajmniej nie od razu. Ostatecznie wszystko z czasem się nudzi, nie?

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Poszedłbym jeszcze dalej i stworzył trolloksiążkę, ale wymagałoby to techniki pozwalającej na odczytywanie myśli czytającego. System rozpoznawałby, który bohater podoba się odbiorcy, a następnie dobierał taką wersję fabuły w której ten heros ginie okrutną śmiercią. GRRM dałby się pokroić za coś takiego.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Emelkali, a to przyznam Ci rację. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Drewian: przy obecnej technologii nic zrobić nie może. Czy uciekinierka ginie, czy nie, nie nasza to zasługa.

Tojestnieważne – hmm… Jak tak pomyśleć… To chyba masz rację! Bo, w sumie zawsze ktoś to przeczyta. Czyli się dowie czy kot jest martwy czy nie.

Zwracam honor! 

Hmm... Dlaczego?

Tojestniewazne, cieszę się, że zdecydowałeś się wypowiedzieć, bo już myślałem, że nie udało mi się wzbudzić żadnych emocji. Każdy sobie grzecznie pomyślał, że przecież nie miał żadnego wpływu, i po tekście. 

 

“Nieczytanie, do tego, nie jest opcją. Bo czytając, chcę wiedzieć, jak mnie oszukasz” – Na świecie jest wiele podniet, które działają tak samo. O nich jest ten tekst. O wyborach, których nie bierze się nawet pod uwagę, bo są jakieś takie kijowe i nieciekawe. Czy tekst ma moralizatorski wydźwięk, jak sugerowałeś przy okazji betowania? Nie w tym sensie, że chodziło mi o ocenianie kogokolwiek. W pełni solidaryzuję się ze wszystkimi czytelnikami. Zarzut wyrażony wprost nie miał być pouczeniem, tylko prowokować do namysłu sięgającego dalej niż ta dziewczynka. Co jak widać średnio mi poszło – będę ćwiczył, słowo daję.

Wymiarów, które chciałem zaznaczyć jest chyba za dużo i zupełnie nie udało mi się ich odpowiednio wyeksponować.

Internet łamie życia ludziom, najczęściej właśnie niewinnym dzieciom, bo każdy tylko ogląda te kompromitujące zdjęcia. Niewinny, bo nie on je wrzucił. Niewinny, bo jak nie on, to inni i tak obejrzą. I później za śmierć jest odpowiedzialny cały ten tramwaj, w którym nikogo nie widać, a jest pełen ludzi.

Inni piszą na pudelku, że oglądanie gwiazd jest żałosne. Regularnie. Są niechętni, ale nie na tyle, żeby nie zaglądać.

Sektor rozrywkowy przekracza kolejne granice, próbując zaspokoić ciekawość i żądzę uciechy.

Oglądanie wojen jest rozrywką, bo pięknie przynoszą katharsis.

I dalej, i dalej.

 

Nikogo personalnie nie oskarżam o zabójstwo dziecka, zwłaszcza że jak już ustaliliśmy – najbardziej winny jestem ja.  Nie próbuję też diagnozować naszych czasów, nie w 10 tysiącach znaków. Jedyne co robię, to zwracam uwagę, jak trudno przestać czytać.

Hm, dużo mi daje do myślenia tekst i dyskusja pod nim. Wiesz, sam pomysł,  nietypowa forma, ta cała zabawa – to mi się spodobalo.  Jest nowatorskie i oryginalne, w każdym razie w moim odbiorze, bo nigdy prędzej się z taką formą nie spotkałam. To mnie intrygowało i wciągało.

Z komentarzy wnioskuję, że miałeś pomysł na przesłanie,  chciałeś pokazać jakieś rozproszenie odpowiedzialności czy bezosobowe zło na które składa się tysiące niby nie szkodliwych działań czy nie-działań. Ja jednak w trakcie czytania bardziej zastanawiałam się nad kwestią manipulacji.  Nie poczułam się winna, ale poczułam dużą wrogość ze strony narratora, który przecież zwracał się do mnie, zupełnie nieoczekiwanie uwikłał mnie w opowieść i usiłował wmówić wpływ i winę. A że mimo wszystko w jakimś stopniu się w tekst zaangażowałam,  to pomyślałam o tym, jak w innych, realnych sytuacjach można takiej manipulacji ulec,  uwierzyć w coś, co nie jest prawdą, a niszczy. I wiesz, póki sądziłam,  że o to chodzi, byłam pełna podziwu. I ostatecznie decyduje się pozostać przy mojej interpretacji ;)

Werweno, nie będzie to pierwszy mój szort, który stracił w oczach części czytelników, kiedy wyłożyłem banalną kawę na ławę ;). Ale poczucie zmanipulowania było zamierzone. Betom przyznałem już, że wychodziłem od ochoty na tekst, który zmaca czytelnika i zostawi go z poczuciem lekkiego nadużycia. Dalej interpretacje się rozmijają, ale bardzo się cieszę, że idąc swoją ścieżką, znalazłaś w opowiadaniu coś wartościowego.

 

Emelikali, wybacz, jakoś tak Cię pominąłem, spiesząc z odpowiedzią do tojestniewazne.

Zgodnie z Twoją sugestią, będę pamiętał, żeby następnym razem rozsmarować grubą ;). A na poważnie – nie znoszę, kiedy w opowiadaniach ktoś ginie, więc pewnie następne będą mniej drastyczne.

Tytuł jest okej, bo przyciąga, zachowuje ogólny wymiar mimo precyzyjnego określenia tematu, ale nie podoba mi się podział na dwa zdania – powinno być to ułożone w jednej sentencji.

 

jedna z nielicznych ćmiących niebiesko latarni – dodałbym przecinek przed “ćmiących”

Z daleka wygląda jak zielony świetlik, któremu mgła nadaje puszystości. – nie chwytam tego, lepiej by było: rozmazanych, miękkich konturów / bladości (to w końcu horror)

W tych opisach w ogóle nie ma dynamiki. Snują się jak mgła. Nudzą… A chyba nie powinny w miejscach akcji…

Poza tym nie wtopiłem się w treść na tyle mocno, żeby odebrać szorta jako zabawę, grę. A paragrafówek nie lubię, o, i tyle. Gra literatury zaczyna się i kończy dla mnie tam, gdzie trzeba dzieło interpretować, szukać ukrytych znaczeń i symboliki.

Dzięki za uwagi.

No cóż, tworzenie paragrafówki nie było moją intencją, liczyłem też, że będzie przestrzeń do poszukiwań wewnątrz tekstu. Ale faktycznie nikt się nie pokusił o dekodowanie, co jest czym i dlaczego, więc musiałem zrobić to źle

Co do opisów – spora część jest o takim skradaniu się i kryciu ze wstrzymanym oddechem, oparta na suspensie, więc naturalnie nie bardzo dynamiczna. Ale jeśli było nudno, to faktycznie skucha. Zmiana wymagałyby jednak tak gruntownej przebudowy, że muszę złożyć broń i pogodzić się z Twoją bardzo niską oceną całości.

 

Kropka w tytule nie wydaje mi się jakimś potwornym grzechem, a łącznie obu poziomów tytułu w jednym zdaniu byłoby bardzo karkołomne. Ale cieszę się, że zwrócił uwagę. Nie przepadam za tytułami pojedynczym zwyczajnym słowem. Myślę, że nie spełniają wtedy swojej roli.

Mało czytałem podobnie skonstruowanych tekstów, więc wrażenie jest. Zakończenie mnie zaskoczyło, spodziewałem się, że to zwykły horror z narracją drugoosobową. Sam świat przedstawiony upiornie klimatyczny. Ogólnie bardzo udane opowiadanie.

Masz parę brakujących przecinków, np:

biegnie ile sił w nogach

Interesujący tytuł. To on mnie zaciekawił. Koncepcja niby prosta, ale w niej ma swój urok. Zmuszasz do myślenia, co z zakończeniem. Myślałam już, że odkryłam, co będzie na koniec, a tu zonk. To moja wina! Cholera! Teraz musisz mi zapłacić za terapeutę… W końcu zabiłam człowieka! 

Wszyło całkiem, całkiem. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Zygfrydzie, dziękuję za głos do biblioteki. Fajnie, że uznałeś świat przedstawiony za klimatyczny, bo zaczynałem się już podłamywać co do jakości opisów.

 

Morgiano, bardzo miło mi to wszystko przeczytać. Cieszę się zwłaszcza z tego, że tytuł działa.

Jak dla mnie trochę zbyt oryginalne. I jeszcze trącące umoralnianiem pod koniec… Bałbym się może bardziej, gdyby bohaterka była lepiej rozwinięta. Tzn. nie chodzi mi o to, że piętnastolatka, mam na myśli, żeby była lepiej zarysowana… Cholera…

Mogłeś ją lepiej przedstawić, o.

Ciekawy tytuł, mnie też nim przyciągnąłeś. I Wicked polecanką ;)

Winny się nie czuję, bo skoro nie zakładasz interpretacji thargone’a, że każdy z nas ma własną dziewczynkę, to już ją zabili przede mną inni czytelnicy. A konkretnie Ty, bo rozegrałeś już to wszystko w swojej głowie, kiedy to pisałeś.

Tak więc do specjalnych przemyśleń mnie nie skłoniłeś, ale było to coś świeżego, niektórych czytelników nawet chyba udało Ci się zbulwersować. A więc wykażę się już skrajnym okrucieństwem dla biednej dziewczynki, dokładając swoją cegiełkę do ściągnięcia większej ilości czytelników – i klikając bibliotekę.

 

Mam zastrzeżenie do jednego zdania: Lodowate dłonie nocnego powietrza od razu wsuwają się przez dziury pod grubą bluzę i obłapiają kościste ciało. – Przez cały czas prowadzisz narrację z perspektywy zewnętrznego obserwatora, który opowiada nam to, co mamy szansę zobaczyć/usłyszeć. A tu nagle na chwilę przełączasz się na perspektywę dziewczynki, bo ten chłód odczuwa ona – ja mógłbym tylko zobaczyć, że drży, albo coś takiego. No chyba że mam zauważyć, że bluza lekko łopocze, kiedy wpadnie pod nią powietrze… no ale nie ;)

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Kto siedzi w ciemności jego trzewii?

 

Trzewi.

 

Doceniam pomysł, lubię kreatywnych twórców, ogólne wrażenie na plus. Natomiast żeby mnie jakoś szczególnie wciągnęło, nie mogę powiedzieć.

Poza tym, co do zasady alergicznie reaguję na narratora mówiącego mi co mam robić ;-)

 

A jeśli chodzi o poczucie winy, przypomniała mi się wypowiedź Eugene’a Khumbanyiwa, aktora z czadowego filmu sci-fi Dystrykt 9. Gdy w Nigerii zapanowało oburzenie, z powodu sposobu w jaki przedstawiono w filmie mieszkańców tego kraju, malawijski aktor stwierdził: “Wiecie, to tylko taka historia. To nie tak, że Nigeryjczycy jedzą Obcych. Obcy w ogóle nie istnieją i może od tego warto zacząć”. (nieudolne tłumaczenie z angielskiego na nasze – Nevaz). Ani dziewczynka, ani pies, ani tramwaj nie istnieją. W sumie nie mam nawet przekonujących dowodów, że Klapaucjusz istnieje. Więc sumienie jakoś wydzierży tę próbę ;P

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Mr_D, trochę bałem się, że im bardziej rozrośnie się opowiadanie, tym większe może być rozczarowanie, że wszystko to prowadziło tylko do tej zabawy z czytelnikiem.

 

Diriadzie, dziękuję za nominację. Skoro przemyślałeś, że nie czujesz się winny, to przynajmniej do pobieżnej analizy Cię pchnąłem ;). Dzięki za klepnięcie biblioteki. Co do tego zdania, to sprawdza się stara reguła – swoje ulubione sformułowanie należy wyrzucać z tekstu, bo najprawdopodobniej jest słabym ogniwem ;). Będzie mi szkoda, ale coś trzeba faktycznie przedsięwziąć.

 

Nevazie,  urocza anegdotka ;)

Pewnie wszystko byłoby dobrze i w klasie, gdyby nie to, że psy nie mają ostrych pazurów. To nie zwierzęta kotowate. Rozerwanie odzieży przez psa pazurami nie wchodzi w grę. Kłami – o, tak. No i pies z zasady porusza się cicho. Jeśli tylko nie warczy anie nie szczeka.

Na takie szczegóły należy zwracać uwagę, bo potem tekst, powiedzmy, wychodzi trochę dziwnie…

Pozdrówka.  

psy nie mają ostrych pazurów.

Hihi! Bardzo śmieszne! 

Psie pazury różnią się od kocich długością, ale na pewno nie ostrością! Diuna, mój świętej pamięci pies, miała tak ostre pazury, że jak raz na mnie skoczyła (oczywiście z radości) to rozerwała rękaw zimowej kurtki. Pazurami.

RogerRedeye, jak by to ująć… Trzeba najpierw sprawdzić fakty, bo potem komentarz, powiedzmy, wychodzi trochę dziwnie…

Hmm... Dlaczego?

Doprawdy? Psu nie tępią się pazury? Może je chowa, tak jak kot?

Chyba jednak nie…  Owszem, pies może zadrapać skórę, ale nie rozerwie pazurami odzieży…  To nie ryś albo inny drapieżnik kotowaty.

 Pozdrówka.

Rogerze – z całym szacunkiem – proponuję skonsultować się z osobą na co dzień pracującą z psami (trener, pracownik schroniska, weterynarz itp), a nie publikować głupoty.

Hmm... Dlaczego?

Rogerze, argumentuj dokładnie. Psie pazury rzadko kiedy przebijają odzież, jeśli ta jest wykonana z materiału spoistego, wytrzymałego i równomiernie grubego, jak na przykład płótno jeansowe. Pozostawały ślady na spodniach, gdy rozradowany i rozbawiony Ares (owczarek alzacki) przejechał łapami po na przykład udzie, na którym spodnie z reguły układają się gładko, ale nawet nitki nie wyciągnął pazurami. Natomiast trafienie pazurami na brzeg kieszeni kończyło się przyszywaniem tejże kieszeni… Trafiło psidło na dziurkę, fałdę materiału – mogło rozerwać.

Jak zwykle marudzicie…

To jest ten fragment, który mnie zdziwił: “Pies mocno uderza dziewczynę łapą. Pazurami rozdziera ubranie.”

Otóż  to…

Chodzi mi o to, że lepiej  unikać takich zdań, budzących zdziwienie. Pies ma tępe pazury, bo nie może ich schować, tak jak kot.  I tyle. Głównym i jedynym środkiem ataku psa są zęby.

Drewianie, miałem trzy psy, w dwa bardzo duże. Nota bene. w opowiadaniu “Pieśń wilków”, które ukaże się w jutrzejszej lipcowej  “Histerii” wykorzystałem doświadczenia związane z tymi bardzo miłymi zwierzętami. Kiedyś szedłem wieczorem na spacer i pijany gościu zatoczył się na mnie, ten mój piesek z miejsca  rozerwał facetami koszulę, od ramienia do pępka. Kłami, a nie pazurami.  Gość chyba z miejsca wytrzeźwiał.  A na psach słabo się znasz. 

Dobra, napiszę jeszcze ocenę tego teksu, ale już nie dzisiaj.

Pozdrówka.

No naprawdę, Rogerze… Co do zdania – mogę się zgodzić, rzeczywiście w wyobraźni wygląda to bardziej jak atak dzikiego kota, nie psa. Można by to zmienić – na przykład pies mógł kłapnąć paszczą, a dziewczynka się uchylić, ale pazury rozerwały ubrania.

Ale sposób argumentacji… Piszesz, że pies pazurami rozerwać odzieży nie jest w stanie – OK, tak uważasz, więc tak napisałeś. Ale przecież Drewian pisze Ci, że jemu rozerwał. Nie teoretyzuje. Podaje konkretny przykład. Ale nie, Roger będzie dyskutował z faktami. Bo Roger nie przyzna się do błędu – jeśli  Roger nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów. Litości, ogarnij się!

(Już pomijając to, że czytający w myślach Pies Widmo mieszkający w okolicach morderczego Tramwaju Mroku mógł mieć równie dobrze nienaturalnie ostre pazury).

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Ciekawy tekst. Lubię zabawy z narratorem, który kłamie, manipuluje, oszukuje, nabiera i mąci. Od wszechwiedzy w końcu może odbić. Poczucia winy tekst raczej nie wzbudził, ale do pewnych przemyśleń skłonił.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Przeczytałem do końca. Niestety, nie porwało mnie.

Sprawnie napisane opowiadanie, akcja toczy się płynnie i wartko.  Tyle, ze opowieść oparta jest na znanych i bardzo już wytartych kliszach. Były już wielokrotnie wykorzystywane.  Jedna klisza dziwnego , upiornego świata. Druga – kreowanej przez pisarza rzeczywistości, zda się, żyjącej  własnym życiem.  I trzecia, wzmiankowana, rzeczywistości jakby wirtualnej.  Niby w tym wszystkim jest jakaś tajemnica, ale mało pociągająca. Sztuczna.  I w sumie w całej opowieści mało jest dramatyzmu, a jeżeli jest, to też sztuczny.

Wyszła bardziej wprawka literacka niż pełnokrwista opowieść. Szkoda, bo można było z tych znanych motywów znacznie więcej wykrzesać.

Tytuł jest fatalnie bombastyczny i tak na dobrą sprawę, nijak ma się do treści.  A to źle. 

Pozdrówka. 

PS. Diriadzie, bardzo dobrze, że przyznałeś mi rację w sprawie tgo zdania. Po prostu – coś trzeba było zasygnalizować. Nieco je rozszerzyć, włożyć trzy wyrazy o ostrych pazurach. Przy okazji coś czytelnikowi przekazać.  Prosta sprawa. 

A tak w ogóle i z zasady jestem jak najbardziej ogarnięty.

 

RR

Hmmm…

 

Po lekturze mam mieszane uczucia.

 

Z technikaliów, dorzucę jeszcze sporadyczne braki w przecinkologii. Niektóre pokazuję “na nos” – bo imiesłów współczesny lub przy werbalizacji mi brakowało lekkiej pauzy:

Drżenie szyn zwiastuje tramwaj[,+?] sunący przez mgłę

Brunatne krople pęcznieją na udach niczym sok[,+?] wypływający z dojrzałych czereśni.

chociaż nie bez drzazg nieoszlifowanego drewna[,+] wbijających się w plecy i brzuch.

 

A tu pauzy lub przecinka mi brakuje, ale to tak “na nos”, subiektywnie:

Raz wycelowany [– ,+] nie chybi.

Co do treści – puchaty łotdefak dotyczącego tramwaju, jeżdżącego w “dawno opuszczonej/niezamieszkanej okolicy” skutecznie ustawił poziom niewiary. Nie wciągnąłem się, przy pierwszym zwrocie do czytelnika miałem automatyczne z książkową grą pargrafową, a próba wciągnięcia czytelnika w ratowanie bohaterki wywołała we mnie, hmmm, uśmiech – ale chyba jestem mocno uodporniony na poczucie winy w ogóle.

Doceniam pomysł i eksperyment, natomiast zupełnie nie odczułem emocji, rozterki moralnej ani poczucia winy tudzież dyskomfortu. Gdyby może ta końcówka skręciła rzeczywiście wyraźniej w stronę nieoznaczoności, wynikającej z braku obserwacji – w formie realnego wyboru danego czytelnikowi, np. Możesz czytać dalej, ale szanse na to, że mała przeżyje są jak przy rzucie monetą. Możesz tez jej oszczędzić śmierci, przerywając tę lekturę tu i teraz, zostawiając ją, psa i sunący tramwaj w krainie słodkiej nieoznaczoności. – to wtedy może… Odniosłem wrażenie, że wszystko po drodze jest wyborem iluzorycznym, pogrywaniem znaczonymi kartami. Jest tekst? Jest. Jaki jest stereotyp w tym miejscu? Że, o ile jest coś, czego jest ciekawy czytelnik i tekst nie jest fatalnie napisany, to czytamy do końca, żeby skomentować utwór jako całość. Trup? Nic tak nie ożywia opowieści jak dobrze spreparowany trup. Autor pierwszy raz tutaj? Nie, czyli zasady zna i usiłuje troszkę nieudolnie je wykorzystać bez dawania realnego wyboru.

Wzruszenie ramion.  :-)

 

Ale powtarzam: może to ja i mój ogólny cynizm i wrodzona wredota :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

O kurde, czyli nikt tu nie czytał "Gniazda światów" Huberatha? Ja właśnie skończyłem i dopiero teraz widzę, że główny pomysł na tekst jest totalną zżynką z tej książki.

Rogerze, dziękuję za uwagi. Pomijając ciekawą dyskusję na temat pazurów, na pewno masz rację, uczulając mnie na takie drobnostki. W ogóle się nie zastanawiałem na wyglądem psich łap.

Klisze były tam z założenia, bo chciałem mieć uwagę czytelnika na narracyjnym eksperymencie. Podjąłem świadomą decyzję, że nie chcę więcej mówić o bohaterach. Śmierć miała być taka trochę wyrwana z kontekstu i bezsensowna.

Jest coś w tym, co piszesz o tytule. Być może obiecuje za dużo, ale nie znoszę takich, które nie obiecują nic, a drugi człon miał odrobinę zmniejszać wrażenie na początku lektury, że dziewczynka i tak na pewno zginie.

 

Szyszkowy, cieszę się, że było wporzo. Dziękuję za przeczytanie i komentarz!

 

Psychofiszu, dziękuję za uwagi. Faktycznie, też na przykładzie Regulatorów, którzy mieli dyżur, widać, że za słabo uwzględniłem specyfikę portalu, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że pisałem od razu tutaj. 

 

Tojestniewazne – określenie totalna zrzynka sprawiło mi przykrość, bo poczułem, jakbyś poddawał w wątpliwość moją uczciwość. Natomiast bardzo dziękuję, do Huberatha na pewno sięgnę, bo jak pisałem na poziomie betowania – nie umiałem sobie wyobrazić zbudowania większej fabuły i utrzymania tego głównego pomysłu na wierzchu. Jestem ciekawy, jak sobie poradził ktoś o odpowiednich umiejętnościach.

 

Podsumowując całość dyskusji pod tekstem – bardzo dziękuję za sugestie. Widać, że błędem było podporządkowanie wszystkiego pomysłowi na narrację, bo przez to większości czytelników czegoś brakowało. Następnym razem spróbuję się zmierzyć z klasyczną, oby wciągającą, fabułą.

Ot, tekst-ciekawostka. Czytało się dobrze, nawet jakiś niepokój narastał, ale gdy dotarłem do zakończenia, po prostu wzruszyłem ramionami. 

Sorry, taki mamy klimat.

Nieszablonowy pomysł, który jest atutem tego tekstu. Ale w zasadzie do przeczytania i zapomnienia. 

Koncept fajny, wykonanie również. Dołączam do zadowolonych z lektury i jeszcze bardziej zadowolonych z finału. Jako miły (?), zmuszający do chwili refleksji tekst sprawdza się całkiem nieźle. ;)

Damn, pozbawiliście mnie ostatnich nadziei. Pocieszałem się, że podoba się czy nie, przynajmniej może zostanie w związku z tym zapamiętany za pomysł ;)

 

Ocho, cieszę się i dziękuję.

Jako eksperyment, czy próba – może być. Jest to ciekawe i zachęca do czytania od deski do deski. Ale z drugiej strony, zagrywka w finale “pojechała” po najniższych emocjach. Jeśli chodziło Ci o wzbudzenie jakichkolwiek emocji – udało się, bo lekko się wkurzyłam. Ale niestety, po chwili zirytowania, została mi tylko obojętność. Nie poczułam potrzeby głębszego zastanowienia się nad tekstem. Może to wynikać z tego, że jednak scenka, którą stworzyłeś na potrzebę tekstu, jest stosunkowo prosta. Przy tym, wybrałeś nastolatkę – znowu, jazda po niskiej linii oporu – trzeba być z kamienia, aby jakoś emocjonalnie nie zareagować. Więc niestety, moment szoku dosyć szybko mija. Zostaje tylko utyskiwanie na Autora ;)

ps. zrobienie jeszcze raz takiego eksperymentu, ale z nieco inną fabułą (może trochę bardziej misterną?), byłoby bardzo ciekawe. Ale na tą chwilę byłoby to jak spalony żart, bo każdy wie o co chodzi. Ale kurczę, pomysł jest intrygujący i zachęca do jeszcze większej “zabawy”. 

No tak. I znowu dotarłem do opowiadania, o którym właściwie wszystko zostało już powiedziane, więc nie uniknę niestety powtarzania tego, co już wiesz. 

Pomysł jest ciekawy, sprawdza się jako eksperyment literacki. Problem eksperymentów polega jednak na tym, że czasem nie do końca idą po myśli ich autora. Podobnie jest tutaj. Taki sposób prowadzenia narracji na pewno warto zapamiętać i rozwijać, ale teraz nie wyszło to chyba tak dobrze, jakby mogło.

Sam w sobie ciekawy zamiar – narracją sprawić, by czytający poczuli się współwinnymi śmierci dziewczyny, ale to może się w pełni udać w przypadku tekstu interaktywnego – albo genialnego pod względem kompozycji, dezorientującej czytających tak, by uwierzyli we współsprawstwo. Ja nie uwierzyłem, nawet przez ułamek sekundy…

Nowa Fantastyka