- Opowiadanie: Endvorte - Usiadłem na parapecie...

Usiadłem na parapecie...

Początkowo planowałem usunąć, lecz ostatecznie wrzucam ponownie.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Usiadłem na parapecie...

Wy­bi­ła pół­noc. Roz­sia­dłem się wy­god­nie na chmu­rza­stym pa­ra­pe­cie, zwra­ca­jąc świe­tli­ste śle­pia w stro­nę prze­zro­czy­stej szyby. Za nie­wi­dzial­nym oknem uj­rza­łem znane mi już do­brze domy, a w nich te same, nie­zmien­ne ludz­kie twa­rze. Zwier­cia­dła dusz znów po­cho­wa­ły się pod skle­jo­ny­mi głę­bo­kim snem po­wie­ka­mi. Musi być ze mnie to­tal­ny nu­dziarz. Wy­star­czy tylko, że się po­ja­wię, i już każdy za­czy­na zie­wać. Nie­sa­mo­wi­te!

Wszy­scy tak smacz­nie śpią, dry­fu­jąc gdzieś w swo­ich sen­nych mrzon­kach. A jesz­cze przed chwi­lą byli tacy pełni ener­gii. Za­ła­twia­li te swoje ludz­kie spra­wy, jakby nic in­ne­go nie miało więk­sze­go zna­cze­nia. Szli przez życie, tą samą drogą, choć ina­czej; szy­bu­jąc głową w chmu­rach, nie ba­cząc po czym stą­pa­ją – ba­cząc po czym stą­pa­ją, nie zna­jąc wi­do­ku chmur. Droga, choć pro­sta jak drut, do­pro­wa­dzi­ła każ­de­go do miej­sca in­ne­go. Gdzieś skrę­ci­li, gdzieś się po­my­li­li – i tak, w jed­nej chwi­li, zu­peł­nie za­błą­dzi­li. Za wszyst­ko obar­czy­li los srogi – nie­win­ne bie­da­czy­sko. „Los rzuca kłody pod nogi” – dla­te­go tak wy­szło. Jedni pa­trzy­li w przy­szłość, czu­jąc za­pach nie­zna­ne­go smaku. Dru­dzy wpa­trze­ni w prze­szłość, sy­no­nim braku. Jeden świat, w nim dwa różne świa­ty; świat wra­żeń bo­ga­tych i bied­ny świat stra­ty.

W jed­nym jed­nak z okien roz­brzmie­wa raz po raz prze­szy­wa­ją­cy blask. Przy­glą­dam się bli­żej i oczom swym nie mogę dać wiary. Widzę bo­wiem świa­tło od­bi­te z mych źre­nic – zwier­cia­dło. Jedna za­gu­bio­na du­szycz­ka, co czer­ni nocy nie trak­tu­je chłod­nym stra­chem. Sie­dzi spo­koj­nie na pa­ra­pe­cie, ma­śla­nym spoj­rze­niem kosz­tu­jąc so­czy­ste gwiaz­dy. Sie­dzi i pa­trzy, i ja tak samo; pa­trzę tak na nią z tą miną ma­śla­ną. I wiem, że ona wie wszyst­ko to, o czym wiem ja. Wie dokąd iść, wie­dząc jaki jest świat. Wie­dząc, że to co w snach, to i w nas, i w na­szych ży­ciach. Sie­dzi i wie, i ja wiem – choć cisza.

Po­wo­li zni­kam, taka już dola wę­drow­ca. Zni­kam sam nie wiem gdzie, choć droga pro­sta. Tak życie nie­sie mnie, gdzieś, w po­szu­ki­wa­niu słoń­ca.

Spla­ta­ją nas nad­zwy­czaj­nie pięk­ne więzy. Że­gnaj. Może cię jesz­cze kie­dyś spo­tkam.

Księ­życ.

Koniec

Komentarze

No dobrze, tego nie kojarzę.

Ta rymowana wstawka mi się nie bardzo spodobała – sprawia wrażenie, że to utwór dla dzieci.

Całość wydaje mi się przegadana – jakość puenty nie wynagradza tak długiego czekania.

Babska logika rządzi!

Ja kojarzę. Ale nie będę komentował – ponowne wstawienie tego samego tekstu nie zobowiązuje mnie do ponownego komentowania.

Tekst bez zmian, komentarz też, tym bardziej, że i usterka pozostała.

 

Wolę prozę na­pi­sa­na prozą, ale skoro Autor po­czuł po­trze­bę za­pre­zen­to­wa­nia prozy po­etyc­kiej, ak­cep­tu­ję to. ;-)

Nie po­do­ba­ją mi się ry­mo­wan­ki ze środ­ka tek­stu. :-(

 

Wie­dząc, że to co w snach, to i w nas, i w na­szych ży­ciach. – Życie nie wy­stę­pu­je w licz­bie mno­giej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak dla mnie tendencja wzrostowa:) – po smoku i aniołkach, tutaj przynajmniej jest na czym oko zawiesić.

Rozsiadłem się wygodnie na chmurzastym parapecie, zwracając świetliste ślepia w stronę przezroczystej szyby – przedobrzyłeś z epitetami, to znaczy od początku jest tego o ciupinkę za dużo.

Wewnątrz tekstu masz rymy, jakby wrzucono tam wierszyk. Niezbyt korzystnie to odebrałem. To znaczy bardziej skupiłem się na rymie (a te są, przepraszam, trochę proste, tandetne), niż na treści.

Gdzieś skręcili, gdzieś się pomylili – i tak, w jednej chwili, zupełnie zabłądzili

los srogi – niewinne biedaczysko. „Los rzuca kłody pod nogi

i kilka jeszcze innych…

Jakaś wizja jest w tym szorcie, ale wymieniłem, co przeszkadzało mi w odbiorze.

 

Nowa Fantastyka