- Opowiadanie: Derol - Zbaw od złego

Zbaw od złego

Właściwie to mój debiut tutaj. Zdaje sobie sprawę, że w opowiadaniu jest zbyt mało fantastyki – mam nadzieję jednak, że wystarczy ta drobna ilość.  Za tagi przepraszam, nie przywykłem, obiecuję poprawę. Zapraszam do krótkiej lektury. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Zbaw od złego

Sygnał budzika rozdarł ciszę poranka wdzierając się brutalnie do świadomości Kuby. Tłumiąc przekleństwa cisnące się mu na usta z trudem natrafił na jazgoczące urządzenie i wyłączył je. Opuścił nogi na podłogę, chwilę siedział na łóżku przecierając oczy w próbie rozbudzenia. Zerknął na budzik wskazujący 7:00 i westchnął. Właściwie miał dziś wolne, ale godziny otwarcia placówek nie pozwalały mu na załatwienia spraw w banku po godzinach jego własnej pracy. Ani przed nią. Klnąc w myślach ruszył do łazienki – przechodząc przez korytarz włączył radio. Zawsze lubił sprawdzić najnowsze wydarzenia przed rozpoczęciem dnia na dobre. Właśnie skończyły się wiadomości i goląc się w łazience mógł wysłuchać prognozy pogody.

– … w województwie małopolskim maksymalnie siedemnaście stopni. Po upalnym weekendzie pogoda ulegnie pogorszeniu. W całym kraju pochmurnie z przelotnymi opadami. W Małopolsce i na Podkarpaciu w godzinach południowych spodziewane są burze, którym towarzyszyć będzie porywisty wiatr dochodzący do nawet stu dwudziestu km na godzinę oraz ulewny deszcz. Doradzamy, aby w czasie ich trwania pozostać w domu. A teraz głos oddaję do studia gdzie… – dalsze słowa prezenterki skutecznie zagłuszyła woda, obficie płynąca z kranu. Po chwili wychodząc z łazienki Kuba wyłączył radio i nie dowiedział się, co o wynikach wyborów sądzi wybitny ekspert zaproszony do studia.

Na zewnątrz przywitały go pierwsze krople deszczu, ale nie przejmował się nimi. Trochę wody nie mogło być z martwieniem w porównaniu z próbą przebicia się przez miasto, pomiędzy kierowcami spieszącymi się do pracy. O dziwo, tylko raz po drodze musiał ostro hamować i trąbić – na rowerzystę, który wyjechał z drogi podporządkowanej wprost przed maskę. Pod bankiem znalazł się akurat w pół godziny po jego otwarciu. Wyremontowana zabytkowa kamienica, zawsze robiła na nim dobre wrażenie; gorzej było z miejscem parkingowym, których ze względu na wąskie uliczki w pobliżu centrum, było po prostu zbyt mało. Szczęście dopisało mu po raz kolejny i wjechał na wolne miejsce, dopiero co zwolnione przez innego kierowcę.

Na zewnątrz silniej powiał wiatr, rozbryzgując na szybie krople deszczu. Wyłączył silnik, włożył klucze do kieszeni płaszcza i przez chwilę siedział w samochodzie, czekając, aż chociaż trochę ustanie wiać. Włączył na chwilę radio; z głośnika momentalnie popłynęły słowa kaznodziei: …i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw od złego…Przełączył stację, wszędzie jednak leciały popowe piosenki, których wręcz nie znosił. Wcisnął guzik wyłącznika i popatrzył przez szybę – padało coraz mocniej. Nie było na co czekać, otworzył drzwi i wysiadł. Biegiem pokonał ulicę i wpadł do banku. Kobieta siedząca przy jednym ze stanowisk spojrzała na niego zdziwiona. Uśmiechnął się do niej, ale opuściła wzrok z powrotem na klawiaturę. Wzruszył ramionami, może nie był wybitnie przystojny, ale nie narzekał na powodzenie wśród płci przeciwnej, zwłaszcza, że dbał o to by utrzymywać się w dobrej formie. Krótkie, ciemne włosy zaczesywał zawsze do góry, co w połączeniu z okularami dodawało mu powagi i uroku. Tak przynajmniej stwierdziła kiedyś jego dziewczyna. Poza tym – to tylko uśmiech, ludzie powinni być bardziej mili dla siebie.

Wszystkie cztery stanowiska były wolne – skierował się więc do najbliższego, przy którym siedział młody blondyn, w niebieskiej, firmowej koszuli z logiem banku. Wyglądał bardziej, jak licealista niż pracownik instytucji finansowej.

– Dzień dobry, można? – zapytał podchodząc.

– Tak, proszę. Tylko muszę pana ostrzec, że nie jest to najlepszy moment. Mamy awarię systemu, za jakaś godzinę powinno być po wszystkim, więc może wtedy mógłby pan do nas zaglądnąć. – stwierdził z rozbrajającym uśmiechem. Obaj równocześnie spojrzeli w okno, częściowo przysłonięte reklamą. Przez te parę minut deszcz zdążył rozszaleć się na dobre i obecnie, jedyne co było widać to ścianę wody szarpaną przez wiatr.

– Jeśli to nie problem zaczekam tutaj, posiedzę na kanapie i poczytam – powiedział odwracając się w stronę mebla. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że w pomieszczeniu znajduje się jeszcze jeden klient. Stał w rogu, we wnęce pomiędzy ścianą, a pokojem dla pracowników. Gdyby Kuba po prostu wyszedł z banku nie dostrzegłby go. Cisza, jaka zapadła w pomieszczeniu dzwoniła w uszach.

– Masz pecha kolego – przemówił wychodząc z prowizorycznej kryjówki. – Usiądź sobie wygodnie, tak żebym widział twoje ręce. A Ty lepiej zamknij drzwi, zanim przywieje tu kogoś jeszcze – dodał wskazując lufą pracownika, z którym Kuba rozmawiał. Odczekał chwilę, aż rozkaz zostanie spełniony, jednocześnie poprawiając kominiarkę. Dopiero teraz Kuba dostrzegł, że pracownica do której uśmiechnął się ma rozmazany makijaż, a jej kolega obok rozbitą wargę. Przeklął w myślach deszcz i wiatr – gdyby było słonecznie odwróciłby się jak gdyby nigdy nic i wyszedł na spacer, a tak wpadł po uszy. Z ponurych myśli wyrwał go głos bandyty.

– A teraz blondynek otworzy kasę i da mi jej zawartość, tylko tak żebym widział cały czas twoje ręce. Reszta siedzi grzecznie i nie drgnie. – pogroził bronią w ich stronę i ruszył za pracownikiem w stronę sejfu.

Kuba siedząc przy biurku nie widział dokładnie, co dzieje się przy sejfie. Pracownica, do której chwilę wcześniej się uśmiechał powoli sięgnęła ręką pod blat, cały czas uważnie patrząc na obróconego do niej plecami złodzieja. Domyślał się jedynie, że musiała uruchomić cichy alarm. Sekundy wlekły się niemiłosiernie. Wahał się – może udałoby się unieszkodliwić stojącego tyłem bandytę, zanim komuś stanie się krzywda. Nim jednak zdecydował się zaatakować, sejf został wyczyszczony. Nie mogło być tego wiele, łup pomieścił się w niewielkim plecaku, ale złodziej wyglądał na zadowolonego.

– Dziękuje wszystkim za współpracę, proszę pozostać na swoich miejscach i przez co najmniej pięć minut nie wychodzić z budynku – powiedział ruszając do wyjścia.

W tym samym momencie pod budynkiem rozległy się syreny policyjne i pod bank podjechały dwa radiowozy, z których wysiedli policjanci.

– Kto ich kurwa mać wezwał!? – lufa pistoletu celowała, co chwilę w kogoś innego.

– Chcecie policji!? Proszę Was bardzo! – złodziej podszedł do zapłakanej pracownicy i szarpnięciem postawił ją na nogi. Przez chwilę broń skierowana była w ziemię. Powodowany impulsem Kuba rzucił się na napastnika. Uderzył w niego, siłą rozpędu powalając go na ziemię i przygniatając swoim ciężarem. Nie spodziewał się tak szybkiej reakcji z jego strony i pierwszy cios boleśnie trafił go w skroń. Szarpnął silnie głową łamiąc przy tym nos bandyty. Usiłował wyrwać mu pistolet z ręki, ale kopniak  zadany kolanem odrzucił go na bok. Sekundę później usłyszał wystrzał i ze zdziwieniem poczuł ból w klatce piersiowej. Z trudem uniósł głowę – plama krwi rozlewała się coraz bardziej na jego koszuli. Zdążył jeszcze usłyszeć jak złodziej klnie i poczuł tępy ból, gdy mężczyzna kopnął go w żebra. Później zapadła ciemność.

Sygnał budzika rozdarł ciszę poranka wdzierając się brutalnie do świadomości Kuby. Otwierając oczy, mimowolnie spojrzał na zegar – była 7:00. W głowie kotłowały się w kółko te same słowa: ale nas zbaw od złego.

Koniec

Komentarze

Motyw ze snem jest bardzo ograny. Ostatnio w hyde parku toczy sie dyskusja na ten temat. Tekst jest poprawny ale fantastyki nie dostrzegłem. Zjadles kilka przecinkow jednak jezykowo jest w porządku.

Masz trochę usterek, poniżej tylko kilka przykładów ich typów: 

 

Sygnał budzika rozdarł ciszę poranka(+,) wdzierając się brutalnie do świadomości Kuby. – przecinek przed imiesłowem 

Zerknął na budzik wskazujący 7:00 i westchnął. – chyba jednak napisałabym słownie siódmą

nie pozwalały mu na załatwienia spraw – literówka

nawet stu dwudziestu km na godzinę – pełnym słowem, nie skrótem

Trochę wody nie mogło być z martwieniem

gorzej było z miejscem parkingowym, których ze względu na wąskie uliczki – zmieniasz liczbę – jest mowa o jednym miejscu, a zaimek odnosi się do liczby mnogiej 

Wyglądał bardziej, jak licealista – zbędny przecinek

A Ty lepiej zamknij drzwi – ty, wy itd. małą literą (dużą tylko w listach)

 

Uważam, że nie jest bardzo źle (jak poprawisz usterki). Czasem też – moim zdaniem – opisujesz zbędne szczegóły, przykład: 

Opuścił nogi na podłogę, chwilę siedział na łóżku przecierając oczy w próbie rozbudzenia.

Przynajmniej jak dla mnie informacja, że opuścił nogi na podłogę, jest zbędna. Tak jak i Wcisnął guzik wyłącznika

 

Chodziło o sen? Czy zapętlenie w czasie? 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Męczy trochę tak drobiazgowa narracja, opisywanie krok po kroku, tego co bohater robi, zwłaszcza, że dobrze ponad połowa tych szczegółów jest zwyczajnie zbędna. I przecinki Ci trochę oszalały, ale pod względem języka jest całkiem w porządku. 

Tylko zakończenie – aaargh – osobiście nie znoszę puenty w stylu “A potem się obudził”/”Na końcu okazało się, że to był tylko sen”. IMHO, to pójście na łatwiznę, zdradzające, że autor nie bardzo wie, jak poskładać opowiadanie do kupy. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Skąd mu się te słowa (”ale zbaw nas od złego”) w głowie wzięły na koniec? Jakieś przygotowanie do tego cytatu w tekście? Ctrl+F i faktycznie, jest ksiądz w radiu, ale wg mnie to za mało – zanim dotarłem do końca tekstu już mi wyparowało. Bohater mógłby jakoś skomentować ten fragment, żeby zapisał się mocniej.

Podobał mi się moment, gdzie zbój wychodzi z rogu pokoju, doceniam przygotowanie “just a typical day”. Ale gdybym miał coś ciekawego do roboty;), to ten typowy dzień sprawiłby, że przestałbym czytać. Jakoś mogłeś urozmaicić, dzień może być normalny nie będąc nudnym:)

No ciekawe, mam nadzieję, że jeszcze przeczytam coś Twojego z bardziej rozbudowaną fabułą.

Przeczytałam bez przykrości, ale i bez satysfakcji. Opowiadanie dość monotonne i chyba nieco przegadane. Mnie także irytował nadmiar szczegółów. Przeczytawszy ostatnie zdania, nie wiem – sen to był, czy jawa… Obawiam się, że chyba nie odgadłam intencji Autora.

Nie zawsze poprawnie skonstruowane zdania i liczne usterki skutecznie utrudniły lekturę.

 

Sy­gnał bu­dzi­ka roz­darł ciszę po­ran­ka wdzie­ra­jąc się bru­tal­nie do świa­do­mo­ści Kuby. – Powtórzenie.

 

Tłu­miąc prze­kleń­stwa ci­sną­ce się mu na usta… – Zbędny zaimek.

 

chwi­lę sie­dział na łóżku prze­cie­ra­jąc oczy w pró­bie roz­bu­dze­nia. – A może: …chwi­lę sie­dział na łóżku i prze­cie­ra­jąc oczy próbował/ starał się rozbudzić

 

Zer­k­nął na bu­dzik wska­zu­ją­cy 7:00 i wes­tchnął.Zer­k­nął na bu­dzik wska­zu­ją­cy siódmą i wes­tchnął.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Wła­ści­wie miał dziś wolne, ale go­dzi­ny otwar­cia pla­có­wek nie po­zwa­la­ły mu na za­ła­twie­nia spraw w banku po go­dzi­nach jego wła­snej pracy. – Powtórzenie. Literówka.

Bardzo skomplikowane i mało zrozumiałe zdanie – co mają godziny pracy placówek do załatwienia spraw w banku?

 

ru­szył do ła­zien­ki – prze­cho­dząc przez ko­ry­tarz włą­czył radio. – Radio w korytarzu?

 

Za­wsze lubił spraw­dzić naj­now­sze wy­da­rze­nia przed roz­po­czę­ciem dnia na dobre. – Słuchając wiadomości, chyba nie można sprawdzić wydarzeń.

 

Tro­chę wody nie mogło być z mar­twie­niem w po­rów­na­niu z próbą prze­bi­cia się przez mia­sto, po­mię­dzy kie­row­ca­mi spie­szą­cy­mi się do pracy. – Rozumiem, że kierowców było bardzo dużo, podążali do pracy pieszo i Kubie trudno było przebić się w tym tłumie. ;-)

 

Pod ban­kiem zna­lazł się aku­rat w pół go­dzi­ny po jego otwar­ciu.Pod ban­kiem zna­lazł się aku­rat pół go­dzi­ny po jego otwar­ciu.

 

Na ze­wnątrz sil­niej po­wiał wiatr, roz­bry­zgu­jąc na szy­bie kro­ple desz­czu. – Czy to znaczy, że wewnątrz wiatr wiał słabiej? ;-)

 

i nie wódź nas na po­ku­sze­nie, ale nas zbaw od złego…Prze­łą­czył sta­cję… – Brak spacji po wielokropku.

 

ale nie na­rze­kał na po­wo­dze­nie wśród płci prze­ciw­nej… – …ale nie na­rze­kał na po­wo­dze­nie u płci prze­ciw­nej

 

do nas za­gląd­nąć. – stwier­dził z roz­bra­ja­ją­cym uśmie­chem. – Zbędna kropka przed półpauzą.

 

Resz­ta sie­dzi grzecz­nie i nie drgnie. – po­gro­ził bro­nią… – Resz­ta sie­dzi grzecz­nie i nie drgnie. – Po­gro­ził bro­nią

Po kropce, nowe zdanie rozpoczynamy wielka literą.

Źle zapisujesz dialogi; zajrzyj tutaj: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Kto ich kurwa mać we­zwał!? – lufa pi­sto­le­tu… – Kto ich, kurwa mać, we­zwał!? – Lufa pi­sto­le­tu

 

Chce­cie po­li­cji!? Pro­szę Was bar­dzo! – zło­dziej pod­szedł… – Chce­cie po­li­cji!? Pro­szę was bar­dzo! – Zło­dziej pod­szedł

Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Ude­rzył w niego, siłą roz­pę­du po­wa­la­jąc go na zie­mię… – Drugi zaimek zbędny.

 

Nie spo­dzie­wał się tak szyb­kiej re­ak­cji z jego stro­ny i pierw­szy cios bo­le­śnie tra­fił go w skroń. – Nie bardzo wiem kto kogo trafił. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie wspomniana przez przedpiśców drobiazgowość mocno zniechęcała do czytania. Jestem pewien, że przycięcie i uproszczenie pomoże tekstowi.

Nie widziałem, żeby ktoś wcześniej o tym wspomniał, a mi akurat rzuciło się w oczy, więc wspomnę, że przekleństwa są oddzielane od reszty zdania przecinakami.

Sądzę, że przedpiścy mają rację.

Do komunikatów o błędach dorzucę to:

Sygnał budzika rozdarł ciszę poranka wdzierając się brutalnie do świadomości Kuby. Tłumiąc przekleństwa cisnące się mu na usta z trudem natrafił na jazgoczące urządzenie i wyłączył je.

Jak już wspominała Śniąca, w zdaniach tego typu (złożonych z imiesłowem) przecinek jest obowiązkowy. Lubisz tę konstrukcję, więc dobrze o tym wiedzieć. Powiedz mi jeszcze, kto jest podmiotem domyślnym w drugim zdaniu. Bo wszystko wskazuje na to, że sygnał budzika… ;-)

Babska logika rządzi!

Dziękuje wszystkim za poświęcony czas na przeczytanie moich wypocin i rozbudowane komentarze.  Dzięki temu na wiele rzeczy, które robię źle zwróciłem uwagę :) Co prawda miałem cichą nadzieję, że chociaż fabularnie jest dobrze, ale po zastanowieniu macie rację, że motyw snu jest ograny i wtórny. I faktycznie, zbyt drobiazgowe opisy i w dużej mierze niepotrzebne. 

Kardynalnym błędem twojego opowiadania nie jest ani zbędna drobiazgowość opisu, ani ogrom technicznych i językowych usterek. Kardynalnym błędem twojego opowiadania jest całkowita mizeria fabularna. Jakiś facet budzi się, idzie do banku, waha się czy wykazać się heroizmem w trakcie napadu, decyduje sie strugać bohatera na skutek czego umiera, ale tak naprawdę nie umiera. Po co, dlaczego i co z tego wynika – nie wiadomo, ale to nie szkodzi, bo nikogo i tak los bohatera, którego nie miał okazji poznać, nie obchodzi.

Jeżeli traktować “Zbaw od Złego“ jako fragment, rozdział, element jakiejś więskzej, nieujawnionej jeszcze całości lub warsztatową wprawkę to jest całkiem w porządku. Przedstawiona przez Ciebie historia nie radzi sobie jednak zupełnie jako samodzielny tekst: brakuje jej rąk, nóg, a zwłaszcza głowy i zębów.

na emeryturze

Dużo już zostało powiedziane na temat tego tekstu. Generalnie zgadzam się z przedpiscami. Małe tu stężenie fabuły, zdecydowanie za mało, by czuć satysfakcję z lektury. Poza tym brakujące przecinki (pamiętaj zwłaszcza, żeby stawiać przecinek zawsze przed “-ąc”). Ale potencjał jest, trzeba go tylko oszlifować.

A to wszystko się przyśniło… Litości! Nie stosuj, Autorze, owego chwytu, bo w ten sposób można zabić nawet bardzo dobre opowieści; dodam, że Twoja do takich nie należy. 

Sorry, taki mamy klimat.

przez chwilę siedział w samochodzie, czekając, aż chociaż trochę ustanie wiać. – niedorzeczne wobec prognozy z radia

Dużo przecinków nie tak, jak trzeba.

Opowiadanie zręcznie napisane, ale strasznie nieoryginalne. Sen – to trochę za mało na fantastykę i to może być tylko element większej historii. Sen powtarzający się – postępujące wyrzuty sumienia, PTSD, depresja albo coś takiego. To służy przede wszystkim konstrukcji głównego bohatera.

Nowa Fantastyka