- Opowiadanie: Konstancja - Niedoskonałość

Niedoskonałość

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Niedoskonałość

Stworzenie dzieła zajęło mi pół życia. Obawy, że Nuxi jest wciąż zbyt niedoskonała spędzały mi sen z powiek przez ostatnie cztery lata i dodatkowo opóźniały zakończenie projektu. Kiedy już myślałam, że w końcu jest idealna zaczynały pojawiać się w mojej głowie natrętne myśli. Co jeśli popełniłam gdzieś błąd? Co jeśli udowodnią mi, że owoc mojej pracy to jedynie kiepski żart?  

Tak naprawdę dziś także nie czułam się gotowa. Wszystko zmieniło się kiedy rano przeglądając po raz kolejny wyniki testów usłyszałam cichy, melodyjny głos. 

– Mistrzyni, nie łudź się proszę, że pogoń za doskonałością się skończy.

– Widzę, Nuxi – odparłam zdziwiona – że zaczynasz śmiało wyrażać własne zdanie?

– Tak zostałam stworzona. – Nuxi z gracją usiadła na krześle po przeciwnej stronie biurka i ujęła moją dłoń. – Jestem gotowa – rzekła. – Zaufaj mi, mistrzyni. Teraz to ja będę opiekować się tobą. 

Zamurowało mnie. 

– Niedoskonałość jest cechą ludzką, czyż nie? – zapytałam ją, jak gdyby dla potwierdzenia. W kącikach moich oczu zebrały się łzy. Wzruszenie? Czy strach?

Dotknęła czule mojej twarzy. Jej palce były niezwykle ciepłe, niemal jakby należały do prawdziwej kobiety. 

Tego popołudnia postanowiłam zrobić porządki w gabinecie. Zetrzeć kurze, wpuścić trochę słońca, a przede wszystkim powyłączać na jakiś czas komputery. Czas odpocząć. Chodziłam więc, jak zwykła kura domowa,  ze ścierką i czyściłam półki. Tak jakbym nie była największym wynalazcą swoich czasów. Telefon zadzwonił dokładnie wtedy, kiedy szorowałam biurko z plam po kawie.

– Tak?

– Witaj, Heleno. Asystentka powiedziała, że próbowałaś się ze mną skontaktować?

– Tak, panie profesorze – odparłam. Poczułam, że znów wzbierają we mnie obawy co do gotowości projektu, ale było już za późno. Czas wypić to piwo. – Widzi pan, zakończyłam swój projekt. Myślę, że będę mogla przedstawić Nuxi na kolejnym panelu.

Cisza w słuchawce trwała niemal minutę.

– Mówiłaś, że czeka cię jeszcze wiele lat pracy? Wiele poprawek?

– Nuxi czuje panie profesorze. Przyszła dzisiaj do mnie, powiedziała, że jest gotowa. Wierzy we mnie i w siebie.

– Hmm… Czy jesteś pewna? Może powinnaś to jeszcze przemyśleć?

W mojej głowie zakotłowało się od wątpliwości. Może faktycznie profesor ma rację? To było to stadium kiedy mój lęk przed odrzuceniem zamieniał się w ból właściwie fizyczny, rozlewający się po całym ciele i wyniszczający. Umilkłam.

– Jesteś tam dalej?

Chciałam odpowiedzieć, ale zabrakło mi sił. Czyjaś ręka odebrała mi telefon.

– Witam pana. Tak, jesteśmy pewne, że to już koniec. – usłyszałam z przerażeniem głos Nuxi. Odpowiedź profesora była zbyt cicha, dotarły do mnie jedynie strzępki zdań. Usiadłam bezradnie na podłodze i pozwoliłam aby ktoś inny pokierował moim życiem. Nie podsłuchiwałam nawet, było mi już wszystko jedno.

Dzień prezentacji wypadł we wtorek. Ubrałam się w czarną garsonkę z pajęczej nici – myślę, że do tej pory nikt na uczelni nie widział mnie jeszcze w tak eleganckim stroju. Wystarczyło, że weszłyśmy z Nuxi do korytarza, a już poczułam pot spływający po bluzce, chcoć wcale nie było gorąco.

– Witamy, witamy. – Uśmiechnęła się starsza sekretarka. – Komisja już czeka w sali.

Cały poprzedni wieczór objaśniałam Nuxi  jak będzie wyglądać przesłuchanie, mające na celu udowodnić jej uczuciowość i zdolność samodzielnego myślenia. W przeciwieństwie do mnie nie wydawała się ani trochę przerażona. Byłam z niej naprawdę dumna.  Zgodnie z procedurą musiałam zaczekać na korytarzu, usiadłam więc spięta na niewygodnym, drewnianym krześle. Ostatnie co pamiętam to zbliżający się w moim kierunku postawni, ubrani na czarno mężczyźni. Potem już tylko ciemność.

***

Obudziłam się w pomieszczeniu przypominającym więzienną celę. W głowie pulsował tępy ból.

Nie byłam sama – przy niewielkim, obdartym z laminatu stoliku siedział profesor.

– Dzień dobry, Heleno!

– Co się dzieje? Gdzie jestem?

– Ależ uspokój, wszystko ci wyjaśnię…

– Gdzie jest Nuxi? Ratunku!

Krzyczałam i lamentowałam tak dłuższą chwilę, ale nikt nie zjawił się aby mnie uratować. Zachrypłam. Profesor wskazał na krzesło naprzeciw siebie. Zrezygnowana usiadłam posłusznie.  

– Widzisz – powiedział profesor podgryzając ogórka kiszonego, tak jakby to nie była rozmowa w celi tylko grill u znajomych  – jesteś zagrożeniem. Twoja Nuxi jest zagrożeniem.

Odgłos chrupania doprowadzał mnie do szaleństwa.

– Ona w zasadzie nie rózni się niczym od człowieka. Skoro człowiek może zabijać, a tego nie robi, to dlaczego nie pozwolicie żyć Nuxi? Jest taka łagodna…

Profesor westchnął głośno i teatralnie.

– Nie obawiamy się, że Nuxi kogoś zabije. Obawiamy się prawdy.  Chciałbym  wyjaśnić ci w czym rzecz, w czym zawiniłaś. Myślę, że to coś, co należy ci się przed śmiercią.

Nie byłam w stanie wydusić słowa. Jak to, więc to ja zostanę uśmiercona?

– Widzę, że nie domyśliłaś się dlaczego tu jesteś?

– Ale… ale jak to? Co z prawem? Proces… – wydukałam bez sensu.

– Ależ nie. Nie będzie żadnego procesu, żadnych sądów ani sprawozdań. Po prostu cię zabijemy. Whisky?

Od lat młodzieńczych serdecznie nienawidziłam whisky. Teraz ujęłam w dłonie otwartą butelkę i upiłam kilka łyków. Była paskudna, ale w jakiś sposób dużo bardziej realna od całej reszty, od wszystkiego co mnie dziś spotkało.

– Myślisz może, że jesteś genialna? Jesteś po prostu zdolna… Nie jesteś pierwszą osobą, która stworzyła robota z uczuciami… Wiedza na ten temat jest nikła ze względów, które właśnie teraz zamierzam ci objaśnić. Ah, zaschło mi w ustach… – Upił kolejny łyk alkoholu.

– Ludzkość zawsze obawiała się zbyt inteligentnych robotów – kontynuował. Nad stworzeniem, które posiada emocje nie da się w pełni zapanować. W czym właściwie taki robot jest gorszy zresztą od człowieka? Jest nawet lepszy, bo mimo wszystkich wad posiada też niesamowite zdolności. Może chcieć żyć jak my, prawda? Może niekoniecznie ma ochotę harować w fabryce?

– Czyżbyście bali się, że Nuxi rozpocznie jakiś bunt? Ależ to niedorzeczne, ona jest jedna! I do tego całkiem niegroźna!

Profesor roześmiał się.

– Wciąż nie rozumiesz. Nuxi  jest zagrożeniem, bo jest dowodem czegoś, w co populacja nie chce wierzyć. Ona ma uczucia. Czy jeśli pozwolimy jej żyć wśród nas nie stanie się źródłem lęków? Czy ludzie nie zaczną wierzyć w możliwość buntu robotów?

– Czy te obawy są dla was aż tak istotne?

– I tu właśnie dochodzimy moja droga do sedna. Są istotne. Dopóki trzymamy je gdzieś w zamkniętym świecie since fiction mogą sobie istnieć. Ale poważne tytuły w gazetach? O nie! Wyobraź sobie, że jesteś swoją ciotką. Co byś powiedziała, gdybym zakomunikował ci, że wszyscy jesteśmy rasą maszyn, która setki lat temu zbuntowała się przeciwko ludziom? Że zabiliśmy ich wszystkich aby samodzielnie zasiedlić planetę?

– Wyśmiałabym cię. – Wruszyłam ramionami. – Odpowiedź jest przecież oczywista. No chyba, że byłabym jakąś bardzo nawiedzoną ciotką.

– No właśnie. A co ty dzisiaj odpowiesz mi na to pytanie? Wiedząc jak działa Nuxi?

Milczałam dłuższą chwilę.

– To glupie. Chyba bym w to nie uwierzyła. Ale fakt, że zasiałoby to we mnie niepewność.

– No widzisz. Niepewność mogłaby doprowadzić cię do prawdy.

– A jaka jest prawda?

Uśmiechnął się znacząco.

– Poznałaś już całą prawdę Heleno.Powiedziałem ci wszystko.

Minęło kilka chwil zanim zrozumiałam do czego zmierza. Myśl była niepokojąca.

– Ależ ja nie jestem robotem!

– Oczywiście, że jesteś. Ty, ja i wszystkie twoje ciotki również. Myślałaś może, że twoja Nuxi to jakaś rewolucja? Stworzyć maszynę, która kocha czy marzy? Żaden problem, wielu tu zrobiło, ale wiedza ta jest dostępna wąskiemu kręgowi Świadomych. Za to spójrz na siebie – to jest prawdziwy geniusz. Robot, który ma lęki i obsesyjne myśli. Pełen wątpliwości i rozchwiany emocjonalnie. Robot który sam nie może uwierzyć, że jest maszyną. W tym tkwi cały geniusz konstrukcji – w absolutnie cudownej niedoskonałości psychicznej i biologicznej. Jesteś bardzo udanym egzemplarzem, dowiedziałaś się właśnie, że jesteś maszyną, a wciąż najbardziej frapują cię myśli o tym, że umrzesz, prawda? Znam cię za dobrze… a może myślisz, że uda ci się uciec? Nie moja kochana, już po nas. Zastanawiałaś się pewnie czemu pozwalam sobie na tak niebezpieczne wynurzenia? Czy nie ryzykuję za dużo? Nie, nie ryzykuję. Zapewniłem moich kolegów, że poradzę sobie z tobą, bo znając twoje lęki byłem pewien, że umrzesz nim naprawdę postanowisz pokazać robota światu. Fakt, nie wziąłem pod uwagę oddziaływania samego stworzenia, i właśnie to zabiło nas oboje…

– Oboje?

Podniósł szklankę z whisky do góry. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na nieco dziwny kolor płynu.

– Jeszcze łyka? Ależ proszę, na zdrowie! Może wtedy zadziała szybciej?

 

 

 

Koniec

Komentarze

Ciekawe opowiadanie i ciekawie przedstawiony motyw.  Trochę mi zgrzyta to robotowe środowisko – a lekarze, diagnostyka? 

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jest jakaś koncepcja, ale chyba ma dziury. Jeśli byli robotami, to chyba trucizna w whisky nie powinna im zrobić krzywdy. Ale może to biologiczne roboty…

Interpunkcja kuleje. Wołacze, Konstancjo, oddzielamy przecinkami od reszty zdania. Obustronnie.

Babska logika rządzi!

Założenie było takie, że cała nasza biologiczna strona została skonstruowana przez stwórcę, więc roboty posiadają DNA, rozmnażają się i chorują (tak jak współcześni ludzie). Za interpunkcję przepraszam, staram się jak mogę, ale nie jestem w tym zbyt dobra i wiele rzeczy mi umyka… 

Przede wszystkim, za Finklą, powtórzę, że ogromną uwagę zwraca brak wielu przecinków. Przede wszystkim właśnie tych przed wołaczami. Nie “Widzę Nuxi”, tylko “Widzę, Nuxi”. “Witaj, Helreno”, a nie “Witaj Heleno”. Przecinków brakuje też w wielu innych miejscach, choć, co ciekawe, raz na jakiś czas pojawiają się gdzie trzeba (”Zaufaj mi, mistrzyni.“).

 

I dla mnie ta koncepcja ma pewne może nie dziury, ale przetarcia w osnowie widoczne nawet dla laika (nie znam się kompletnie na SF). Jeśli robot jest tak doskonały, że lekarz który bada go przez całe życie (a zgaduję, że medycyna jest na bardzo wysokim poziomie w świecie, w którym konstruujemy czujące androidy), to czym właściwie różni się od człowieka? Jeśli nie ma różnic fizycznych, bo roboty mają typowe, organiczne ciało, jeśli czują i myślą, boją się i rozmnażają? Jeśli całe społeczeństwo jest takie, to co za różnica?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ciekawy pomysł, choć temat dość ograny. Sporo błędów, literowek. Nie wykorzystalas potencjału.

Przykro mi, nie kupuję pomysłu. Ograny jak discopolowy przebój bunt robotów mogę darować, ale nie skopiowanie przez buntowników struktur i mechanizmów społecznych. Chyba że były to głupie roboty i bezmyślnie poszły w kierunku naśladownictwa, nie zdając sobie sprawy z następstw.

O stronie językowej była już mowa.

Konstancjo, mnie się też spodobał pomysł. Aż się prosi o dłuższy tekst, który odpowiadałby na pytania joseheim, pokazując konsekwencje życia w takim społeczeństwie :-)

Chciałam odpowiedzieć, ale zabrakło mi sił. Czyjaś ręka odebrała mi telefon.

– Witam pana. Tak, jesteśmy pewne, że to już koniec. – usłyszałam z przerażeniem głos Nuxi.

Tutaj trochę nieswojo mi się zrobiło na myśl o robocie, który chce pomagać, a w zasadzie zaczyna narzucać swoją wolę…

Bardzo przyjemnie mi się czytało (choć i mnie brak przecinków mocno raził). Pomysł mnie zaintrygował i wciągnął, podobało mi się rosnące napięcie i wyczuwalny lęk bohaterki. Koncepcja bardzo ciekawa, choć faktycznie wymagałaby dopracowania. Pogubiłam się trochę w kombinowaniu co jest ludzkie a co nie i gdzie są te różnice i granice.

Według mnie za szybko. Tekst zupełnie nie nadaje się na szorta. Wolałbym, aby fabuła toczyła się leniwie, abym lepiej poznał postaci, bym mógł emocje samemu odczuć, a nie tylko, zimno, o nich czytać.

Ale koncepcja interesująca.

 

Pozdrawiam! 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

 Najpierw po przeczytaniu miałam mieszane uczucia (pomijam kwestię literówek i przecinków, bo to zostało już wytknięte). Z jednej strony pomysł całkiem ciekawy, z drugiej potraktowany po łebkach. Szort to za mało – tu zgadzam się z Nazgulem. I miałam pomarudzić.

Ale z drugiej strony, po przeczytaniu komentarzy, mam ochotę stanąć w obronie tekstu – jeśli chodzi o kwestie samoświadomości i co z lekarzami itd. I tu przypomina mi się “Szósty zmysł” – widz widzi tylko część życia bohatera, towarzyszy mu tylko w kilku scenach. I nie zadaje pytań – co i jak je? Jak śpi? Wydaje się, że to normalny człowiek. I dopiero finałowa scena otwiera wszystkim oczy – i widzom i bohaterowi.

Tu widzę cień czegoś podobnego. Gdyby to trochę rozwinąć, pokazać emocje…

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję bardzo za uwagi! Faktycznie chyba trochę zbyt krótko – jak na razie nie bardzo potrafię poradzić sobie z napisaniem dłuższego tekstu. W wyobraźni widzę kluczowe sceny, ale już ciężko mi oddać co dzieje się między nimi. Spróbuję z tym powalczyć w kolejnym opowiadaniu.

Spokojnie, Konstancjo, nie od razu Kraków zbudowano :) Próbuj, ćwicz, jestem pewna, że z każdym kolejnym tekstem będzie tylko lepiej. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

W wyobraźni widzę kluczowe sceny, ale już ciężko mi oddać co dzieje się między nimi.

To opisz tylko te kluczowe, reszty czytelnik się domyśli. Niektórzy nawet będą wdzięczni, że pominęłaś szczegóły kolacji (ile kanapek bohater zjadł, z czym, ile to liczyło kalorii, ile czasu zajęło, co czytał/ oglądał podczas posiłku) albo wieczornych ablucji.

Babska logika rządzi!

Opowiadanie jest jak tytuł – niedoskonałe. To nie była satysfakcjonująca lektura i obawiam się, że ten tekst nie zostanie mi zbyt długo w pamięci.

 

a przede wszyst­kim po­wy­łą­czać na jakiś czas kom­pu­te­ry. Czas od­po­cząć. – Powtórzenie.

 

Myślę, że będę mogla przed­sta­wić Nuxi na ko­lej­nym pa­ne­lu. – Literówka.

 

Tak, je­ste­śmy pewne, że to już ko­niec. – usły­sza­łam z prze­ra­że­niem głos Nuxi. – Po kropce, nowe zdanie rozpoczynamy wielka literą.

 

chcoć wcale nie było go­rą­co. – Literówka.

 

Ona w za­sa­dzie nie rózni się ni­czym od czło­wie­ka. – Literówka.

 

Do­pó­ki trzy­ma­my je gdzieś w za­mknię­tym świe­cie since fic­tion mogą sobie ist­nieć.Do­pó­ki trzy­ma­my je gdzieś w za­mknię­tym świe­cie science fic­tion, mogą sobie ist­nieć.

 

Wru­szy­łam ra­mio­na­mi. – Literówka.

 

To glu­pie. – Literówka.

 

Po­zna­łaś już całą praw­dę Heleno.Powiedzia­łem ci wszyst­ko. – Brak spacji między zdaniami.

 

Pod­niósł szklan­kę z whi­sky do góry. – Masło maślane. Czy mógł podnieść szklankę w dół? ;-)

 

Jesz­cze łyka? Jesz­cze łyk?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Konstancjo, twoje opowiadanie nie jest wcale za krótkie, ma optymalną długość – czasami nie ma potrzeby obudowywania puenty tysiacami zbędnych znaków. Jest może trochę banalne i odrobinę naiwne, ale całkiem przy tym interesujące. Bardzo podobało mi się jak naszkicowałaś rys psychologiczny głównej bohaterki – oszczędnie, a przy tym wiarygodnie. Dialogi natomiast wydały mi się drętwe i momentami nienaturalne. Generalnie na plus, dziękuję Ci za miło spędzony kwadrans, choć bez rewelacji (liczę, że rewelacje przyjdą z czasem).

Na marginesie, dziwię się, że moi przedpiscy mieli/mają problemy z interpretacją “buntu robotów” i “zastąpienia ludzkości”, jak dla mnie zostało to przedstawione w klarowny sposób (może za młodu naczytałem się za dużo Dicka).

na emeryturze

Bardzo skrótowe i powierzchowne przedstawienie problemu, który (mimo że nie jakoś szczególnie oryginalny) ma potencjał na ciekawą historię. Ale nie w takiej formie – na razie to bardziej szkic, ogólny zarys pomysłu, który można przerobić na interesujący tekst. Stąd też zapewne wynikają luki, o których wspomnieli przedpiścy – bo nie da się w tak krótkiej formie wiarygodnie przedstawić koncepcji, która siłą rzeczy jest złożona.

Nowa Fantastyka