- Opowiadanie: Adenn - Czarne Gwiazdy

Czarne Gwiazdy

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Czarne Gwiazdy

Nadciąga Noc. Zmierzch powoli się zbliża, niosąc z sobą zimne ukłucia palącego chłodu. Czerwona gwiazda chyli się ku horyzontowi w opończy czarnych złowrogich chmur. Nadciąga Noc a z nią nicość i śmierć. Nadciąga Noc i nie ma ucieczki. Niedługo wszystko pochłoną macki ciemności, pochłoną czerwoną gwiazdę i resztki światła niosącego nadzieje. Już teraz czuć zimne fale bijące wraz z jej nadejściem. Powolne i nieustępliwe, jak sztorm na morzu. Miotają okrętami to jedną to w drugą stronę, a nadwyrężone jednostki trzeszczą i jęczą z wysiłku. Załogi walczą z wszystkich sił aby utrzymać statki jak najdłużej na stabilnej orbicie wokół drugiej planety układu. Musieli wytrzymać póki trwała gorączkowa ewakuacja. Niezależnie czy to, mechanik, wachtowy czy żołnierz znajdujący się na powierzchni planety, wszyscy spoglądali na czerwonego karła będącego centralną gwiazdą systemu. Doszukując się pierwszych objawów nadciągającej Nocy. Statki z trudem utrzymywały się w szyku. Potężne transportowce nie posiadają zbyt dobrej manewrowości co widać nawet w trakcie zwykłych misji. Ale ta nie była zwykła. Kapitan największej jednostki, a zarazem dowódca formacji, bacznie obserwował jednostki wojenne, które utrzymywały szyk w połowie odległości po między jego formacją a gwiazdą. One wydawały się praktycznie nie zważać na rozszalałe dryfy grawitacyjne. A były to dużo cięższe jednostki od masywnych transportowców. Formacja składała się z dwudziestu niszczycieli i takiej samej liczny krążowników. Dodatkowo wspierało je pięć pancerników i trzy jednostki będące działami oblężniczymi. Przy tych ostatnich przestrzeń trzeszczała i wirowała od gromadzonej przez nie mocy, która miała być wyzwolona w jednym niszczycielskim strzale. Jeszcze nie teraz, póki Noc nie zapadła, póki trwa ewakuacja. Po między planetą a formacją dwudziestu trzech transportowców krążyło nieprzeliczone mrowie najróżniejszych pojazdów, cywilnych, wojskowych transportowców i kilku przemysłowych jednostek. Wszystkim się śpieszy. Promy lądują w hangarach ze sporym impetem, nim maszyny się zatrzymają, rampa opada i pojazd jest opróżniony, już po kilku minutach startuje i wraca na planetę. Wszyscy chcą tym razem zdążyć przed zmrokiem. Nikt nie ma zamiaru znów go oglądać, nikt nie chce czekać na Noc. Dunn, będący dowódcą formacji transportowców, bezustannie obserwował na wyświetlaczu gwiazdę systemu. Czerwona korona uginała się pod naporem fal grawitacyjnych. Nawet potężne protuberencje uginają się i rozpryskują na ich czołach. Miało się wrażenie że potężne ciało niebieski przeszły dreszcze. Tak jakby gwiazda czuła co się zbliża.  Kolejne fale i pokład zatrzeszczał, pochłaniacze inercji wyją z wysiłku, alarmy krzyczą by opuścić niebezpieczny obszar. Jednak ewakuacja trwa dalej. Nikogo nie można zostawić na pastwę Nocy. Już zbyt wiele systemów pochłonęła ciemność. A tuż za Nocą krok w krok idą oni. Mroczne cienie. Pomroczni. Dunn aż się wzdrygnął na samą myśl o nich. Sam nigdy nie znajdował się bezpośrednio na linii frontu, dowodził jednak ewakuacjami, i widział kilka razy jak Noc zapadała nad systemem. Ale nigdy nie brał udziału w walkach na planecie, wszystko obserwował z pokładu okrętu. Widział jednak nagrania i one wystarczyły aby zakamarki jego umysłu opanowały bezosobowe cienie sunące wraz z nadejściem Nocy. Oderwał wzrok od gwiazdy. Na mostku panowało ogólne poruszenie, wachtowi biegali od stanowiska do stanowiska, sprawdzając odczyty i przekazując dane transportowe dalej. Dunn spojrzał na umieszczony obok jego fotela wyświetlacz. Ukończono siedemdziesiąt osiem procent wszystkich operacji ewakuacyjnych. Mają dobry czas. Od wystąpienia pierwszych fal grawitacyjnych minęły trzy dni. Od dwóch trwa ewakuacja. Jest dobrze może zdążą przed Zmierzchem. Przez kolejne minuty sprawdzał dane napływające z jednostek jego formacji oraz z planety. Jednak nie był w stanie przestać dłużej patrzeć na umieszczony po środku mostka wyświetlacz taktyczny. W jego centrum umieszczono gwiazdę, w odpowiednim miejscu wisiała pierwsza planeta układu – gorąca skała pozbawiona atmosfery. Trochę dalej za jej orbitą stacjonowała formacja bojowa. Prawie na krawędzi wyświetlacza widniała druga planeta układu na której orbicie właśnie się znajdowali. Fale grawitacyjne na hologramie widniały jako drżenie obrazu. Epicentrum znajdowało się trochę ponad płaszczyzną układu z prawej strony gwiazdy – jeśli patrząc na nią od strony kapitańskiego fotela. Kolejne fale i pokładem zatrzęsło. Jeśli siła fal będzie dalej rosła okręty zaczną na siebie wpadać – pomyślał. Spojrzał na wyświetlacz, osiemdziesiąt procent operacji zakończone. By odwrócić swoją uwagę od gwiazdy zaczął przeglądać transmisję nadchodzące z planety. Większość to nagrania nadawane na żywo przez sondy kanałów informacyjnych. Widział miasto z wysokimi budowlami o zawiłych kształtach. Akurat nagrywano na głównym placu miejskim gdzie lądowały kolejne promy ewakuacyjne. Rampy opadały, żołnierze korpusów ochronnych stawiali się po obu ich stronach. Tłum ewakuowanych istot ruszał po opuszczonej rampie popychając się nawzajem i taranując. Zarówno żołnierze i cywile patrzyli w niebo, na gwiazdę wypatrując pierwszych oznak nadchodzącej Nocy. Dano znak że jeden z promów jest pełny, żołnierze oczyścili rampę i zaczęli ją podnosić. Tłum istot które jeszcze nie weszły na prom zaczęła napierać na szpaler uzbrojonych oddziałów chcąc siłą wtargnąć na pokład – po mimo że ten był pełny. Korpus ochrony otworzył ogień, rozległy się krzyki, padły trupy. Tłum cofnął się i skierował do najbliższego jeszcze nie pełnego promu. Idioci czemu nie mogą zrozumieć że przepełniony prom nie wystartuje? – powiedział w pustkę. Rozejrzał się po mostku. Rozległ się alarm. Odruchowo spojrzał na gwiazdę ale nic nie zauważył. Wrócił do wyświetlaczy. To jeden z promów miał problem, jakaś awaria przez którą nie może wystartować.

– Szlak by to… nie mamy czasu na naprawy – stwierdził, zwracając się do wachtowego od komunikacji – Przekaż rozkaz porzucenia promu, niech natychmiast wyślą drugi po nich – Wachtowy przyjął rozkaz i ruszył do swojego stanowiska przekazać go dalej.

Szkoda maszyny ale nie mają czasu na bawienie się w naprawy. Mało czasu, bardzo mało czasu. Najgorsze jest to że nie da się ustalić kiedy dokładnie przylecą Oni, może to nastąpić za pięć minut, za dzień, za tydzień. To jest najbardziej frustrujące, częstotliwość fal grawitacyjnych jest zawsze zmienna w ten sam nieregularny wzór, raz malejący za chwile rosnący. Nic na ich podstawie nie da się ustalić. Prócz jednego, że czas tego systemu przeminął. Jak już wybiorą system pozostaje tylko ewakuacja. Nigdy nie zmieniają zdania. Od gwiazdy do gwiazdy – to ich taktyka. Prosta i skuteczna. Cała flota Imperium jest przy nich jak dzieci błądzące w mroku. W Mroku – tak to im pasuje bo oni właśnie są mrokiem. A z mrokiem nie można walczyć. Ponownie spojrzał na gwiazdę. Koronę przechodziły dreszcze, języki plazmowego ognia uginały się raz za razem pod naporem fali. Protuberencje nikły. Czarne plamy słoneczne pojawiały się i znikały szybciej niż powinny – prócz jednej. Dunn podskoczył z fotela, wszystkie oczy na mostku patrzyły na niego. A on ciągle gapił się w niewielką plamkę na tarczy gwiazdy. Mały pryszcz powoli rósł. Najpierw jako idealnie okrągły punkt potem zaczął rozpuszczać nitkowe ramiona – sieci. Rósł coraz szybciej. Rozległy się alarmy. Formacja bojowa skierowało się na niego. Jej dowódca przysłał zwięzły rozkaz – Mają natychmiast uciekać. Dunn sprawdził wyświetlacz – osiemdziesiąt jeden procent ukończonych operacji. Nie zdążą ewakuować wszystkich. Otworzył kanał łączności do wszystkich statków ewakuacyjnych

 – Tu Kapitan Dunn dowódca czwartej floty transportowej. Nakazuje natychmiastowy powrót wszystkich promów, powtarzam nakazuję natychmiastowy powrót wszystkich promów, Wszystkie okręty Formacji ewakuacyjnej mają przygotować się do natychmiastowego skoku, bez odbioru – zakończył i skupił się na wyświetlaczu taktycznym. Plama była już wielkości drugiej planety. Powierzchnia gwiazdy falowała i darła się na jej krawędziach. Coś wybuchło w około czarnej plamy – to Formacja bojowa otworzyła ogień. Krążowniki i niszczyciele utworzyły pierścień ponad czarnym obszarem. Po środku tej formacji znajdowały się pancerniki i jednostki oblężnicze. Wszystkie statki prócz tych ostatnich prowadziły nieprzerwany ostrzał. Przestrzeń gięła się i pękała gdy potężne kondensatory ładowały strzał. Jednostki oblężnicze stały nieruchomo ponad czarną gardzielą mierząc w jej centrum. Łuki plazmowe otaczały ogromne szyny ładujące się do strzału. Gdy energia przekroczyła maksymalną pojemność kondensatorów, uwolniony został impuls elektromagnetyczny idący wzdłuż szyn nadprzewodnikowych. Ciągną za sobą ładunek supergęstej plazmy . Taki pociski rozpędzone do 0.999999 prędkości światła przy własnej masie i skumulowanej w niej energii były w stanie rozrywać planety. Trzy takie pociski mknęły właśnie w centrum rozrastającej się ciemności. Świetliste smugi traciły w czarny całun, powierzchnia ugięła się i wzdęła. W jądrze ciemności rozbłysło światło. Ognista kula rosła pochłaniając mrok. Z samego centrum eksplozji wytrysnął ogromy gejzer rozgrzanej plazmy. Koronalny wyrzut masy minął pozycję jednostek wojskowych które zeszły mu z drogi. Ciemność znikła. Ognisty pierścień rozprzestrzenił się już na dwie trzecie szerokości tarczy gwiazdy. Coś go zniekształciło na prawo po skosie. Fala ognia ugięła się na czarnej kolumnie wbitej w gwiazdę. Wzrok Dunna podążył wzdłuż kolumny. Z epicentrum rozchodzących dryfów grawitacyjnych zaczynała się Noc. Macki ciemnej materii wiły się w przestrzeni kierując się w stronę czerwonej gwiazdy.

– Cholera, ta plama to był wabik, miał nas zmylić! – wyszeptał gorączkowo śledząc przebieg bitwy. Formacja bojowa ustawiła się w nowym szyku. Pancerniki i działa w centrum, reszta na skrzydłach. Oddalili się od gwiazdy, teraz blaknącej i oplatanej siecią czarnych włókien. Przestrzeń wokół formacji trzeszczała, gotowano się do następnego strzału. Odwrócił wzrok. Wiedział jaki będzie wynik tego starcia. Nie musiał go oglądać. Sprawdził wyświetlacz. Prawie wszystkie promy wróciły, jeszcze kilka i będą mogli uciekać. Okręty jego farmacji są już prawie gotowe do skoku. Otworzył kanał łączności.

– Do wszystkich jednostek Po wykonaniu skoku macie się kierować do systemu Jutar, powtarzam macie się kierować do systemu Jutar! – usiadł ponownie na fotelu – Rozpocząć przygotowania do skoku. Na ile promów jeszcze czekamy?

– Na ostatni, będzie dokował za osiemnaście minut – odparł wachtowy

– Czemu tak długo?

– Dopiero wystartowali, mieli problem z silnikiem ale szybko go uruchomili.

– A co z załogą uszkodzonego promu?

– Prom który wysłaliśmy zabrał ich dobre dziesięć minut temu.

Coś błysnęło na wyświetlaczu taktycznym, Dunn spojrzał i zamarł. Połowa formacji bojowej nie istniała. Zostało ledwie pięć niszczycieli, trzy krążowniki, dwa pancerniki i tyle samo jednostek oblężniczych. Gwiazda prawie cała była już okryta całunem. Gdzieniegdzie przebłyskiwał dawny blask gdy jeszcze nie spętane protuberencje rozrywały czarne włókna. Na tle tych rozbłysków widział ostatnie jednostki wojskowe kryjące się za pierwszą planetą okładu. Jednak czarne macki już ją oplatały. Powierzchnia niewielkiego globu płonęła ostrzeliwana przez niedobitki. Kolejny krążownik został pochwycony przez mackę. Opleciona jednostka wybuchła gdy aktywowano autodestrukcję. W tym czasie jeden z pancerników spotkał ten sam los. Przestrzeń przecięła jasna smuga i trafiła w skupisko macek nad północnym biegunie planety. Pocisk z jednostki oblężniczej rozbłysnął niczym gwiazda i rozerwał ciemne wici. Drugi pocisk uderzył w powierzchnię globu rozrywając niewielki świat na strzępy. Fragmenty planety poszybowały w przestrzeń tworząc ognistą tarczę. Na nic się to zdało. Macki już dopadały resztę jednostek które wybuchało wysadzane przez własne zdesperowane załogi. Kolejna wybuchła jednostka oblężnicza. Rozbłysk tej eksplozji przysłonił na chwilę obraz wyświetlacza. Gdy blask zgasł ujrzał Mrok. Ostatnie na stanowiskach pozostały dwa krążowniki i pancernik. Jednak i one wkrótce rozbłysły w ostatniej agonii. Zostali sami, pozostawieni na pastwę zapadającej Nocy. Gwiazdy już nie było. Pozostała tylko czarna otchłań w jej miejscu. Czarna Gwiazda. Teraz macki kierowały się do drugiej planety.

– Czy prom zadokował? – zapytał z desperacją w głosie.

– Jeszcze nie. dziesięć minuty do dokowania – odparł cicho wachtowy.

Nie zdążą, Oni dopadną ich szybciej. Wstał z fotela – Rozpocząć procedurę skoku! – na mostku nastała cisza. Patrzono to na niego to na wyświetlacz. Napięcie stężało. Ktoś podszedł do fotela kapitańskiego – Gured, pierwszy oficer – Ale.. – zamilkł I spojrzał na wyświetlacz. Mrok spowił już centrum systemu. Czarne wici rozrastał zasilane energią uwięzionej gwiazdy. Tam gdzie była pierwsza planeta teraz widniało obłok rozżarzonych gazów omijanych przez mrok. Ale nawet jego blask gasł. Gured opuścił głowę – Rozumiem… przekazać rozkaz reszcie. – odezwał się stłumionym głosem. Dunn Stał gdy ponownie zapanowała wrzawa. Gotowano się do skoku. Cały czas patrzył na obraz drugiej planety. Tam na dole były jeszcze miliony które nie miały żadnych szans na przeżycie. Zapadająca Noc pochłonie ich wraz z tym systemem. Staną się jej pomiotami, kroczącymi wraz z nią. Przecież nie może do tego dopuścić, jednak czy jest w stanie cokolwiek zrobić. Mimo woli wyobraził sobie jak by wyglądała śmierć na planecie nad którą zapadła Noc. Widział siebie błąkającego się pośród szarych cieni widząc jedynie przytłumione światło lamp. A dookoła niego gęstniał mrok powoli pochłaniając wszystko wokół. A wraz z mrokiem idą oni, czarne widma powstałe z pochłoniętych mieszkańców. Widma sunące wraz z ciemnością, w tej samej niezmiennej pozycji, z ich czarnymi twarzami. Powoli zbliżali się z wszystkich stron, nie było ucieczki ni nadziei. Tylko pustka i bezgraniczny żal do tych co go opuścili, oraz do niego samego że sam chce opuścić tych biedaków. – Nie mogę im tego zrobić, nie mogę ich opuścić, ale w takim wypadku mogę.. pozostaje tylko jedno…

-Przygotować stanowiska ogniowe! – skierował to do wachtowego od uzbrojenia. Ten spojrzał na niego niepewnie – Co ma być celem?

– Miasta i strefy ewakuacji będące w naszym zasięgu– odparł kapitan

– Co pan zamierza? – Wachtowy wydał się przerażony.

– Ostatni akt łaski, przesłać rozkaz dalej, wszystkie okręty jedną salwą mają ostrzelać wybrane cele, a następnie wykonać skok. Przekazać rozkaz do wszystkich jednostek – Gured chwycił go lekko za ramię i pociągnął w ustronne miejsce.

– Oszalał pan?  – rozległ się ściszony głos pierwszego oficera.

– Wole ich posłać w płomienie niż zostawić na pastwę Nocy.

– Ale po co? I tak zginą niech mają ten czas dla siebie..

– Jaki czas? By patrzeć jak umiera ich świat? Jak giną oni sami, w męczarniach, z świadomością że ich kości posłużą tam tym? Ja chcę dać im lepszą śmierć – Gured zbladł i zamilkł, Jego długie uszy opadły wzdłuż czaszki. Milczał wpatrzony przerażonym wzrokiem. Dunn odwrócił się i ruszył do fotela. Stanął przy nim, obiło wzrokiem wszystkich na mostku i przemówił  – Jeśli ktoś nie zgadza się z moją decyzją ma prawo odmówić wykonania rozkazu. Całą odpowiedzialność biorę na siebie – zamilkł, spojrzał po utkwił wzrok w przerażonej twarzy pierwszego oficera – Ja sam wolał bym sczeznąć w płomieniach niż czekać na Nich, nikomu nie życzę takiej śmierci. A jeśli nic nie zrobię to jak spójże moim przodkom w oczy? Co im powiem? Że nic nie dało się zrobić? Że uciekłem z podkulonym ogonem? – wskazał ręką czarne wici oplatające centrum systemu. Zamilkł – Wykonać rozkaz – wrócił na fotel i obserwował. Macki pochłonęły już szczątki pierwszej planety. Teraz dopadały najdalej wysunięty księżyc drugiej. Spojrzał na licznik. Minuta do odpalenia pocisków i skoku. Czas wlókł się niemiłosiernie, wszystko jakby zwolniło. Macki powoli oplotły księżyc wypalając jego powierzchnię niczym kwas. Okręty kończyły wykonywanie ciasnych manewrów. Licznik dotarł do zera gdy macki pochłonęły księżyc. Pokładem wstrząsnęło gdy nieliczne stanowiska ogniowe oddawały salwę. Wszystkie jednostki zrobiły to samo. Świetliste smugi pocisków kinetycznych przecinały atmosferę drugiej. Setki rozbłysków pokryły powierzchnię planety. W niebo wystrzeliły słupy ognia i dymu. Od epicentrów rozchodziły się ogniste kręgi niosące pożogę. I to było ostatnim co zobaczył. Silniki zawyły i statki wykonały skok. Obraz na wyświetlaczu zamarł w momencie gdy macki dotarły do powierzchni planety teraz w większości będącej wypalonym pustkowiem. Ponad obrazem zniszczeń wisiał spóźniony prom. Dunn wpatrywał się w ogniste sfery które jeszcze kilka minut temu były zamieszkanymi miastami.

– Oby Przodkowie przyjęli tych nieszczęśników do swych siedzib – powiedział cicho do siebie – i oby mi wybaczą.

Zastanawiał się ile jeszcze systemów trzeba będzie poświęcić nim nadejdzie świt. Jak wielu pochłonie Noc nim ponownie rozbłysną na nowo gwiazdy? Tego nie wiedział, był tylko prostym kapitanem robiącym co do niego należy. To uczucie niewiedzy napełniało go strachem którym karmiły się mroczne cienie zalegające w zakamarkach umysłu. Pomimo przerażenia jakie odczuwał na samą myśl o nich nie chciał się poddać, wiedział że będzie walczył do samego końca, a gdy będzie umierał chciałby nad sobą zobaczyć błysk pierwszej gwiazdy przebijający się przez całun Nocy. Gwiazdy zapowiadającej nowy świt. 

 

Koniec

Komentarze

Wybacz, autorze, ale ja nie mogę wyobrazić sobie “trzeszczącej przestrzeni”. Ten tekst na pewno nie spełnia kryterium science fiction. Pozdrawiam.

 Błędów jest sporo. Od nieporadności językowych po literówki. Parę przykładów:

 

Na tle tych roz­bły­sków wi­dział ostat­nie jed­nost­ki woj­sko­we kry­ją­ce się za pierw­szą pla­ne­tą okła­du. 

Literówka. Ale zabawna ;)

 

Że ucie­kłem z pod­ku­lo­nym ogo­nem? – wska­zał ręką czar­ne wici opla­ta­ją­ce cen­trum sys­te­mu. Za­milkł – Wy­ko­nać roz­kaz – wró­cił na fotel i ob­ser­wo­wał.

Błędnie zapisany dialog. Poza tym didaskalię kończysz “zamilkł”, a po niej bohater mówi “Wykonać rozkaz” – osobliwe to milczenie ;)

 

Jeśli chodzi o fabułę, to było momentami nawet interesująco. Zaintrygowała mnie ta mroczna rasa. Ciekawy patent. Poza tym pożeranie całych planet… Czy może być coś bardziej epickiego ;)

Za to emocjonalna posucha. Nie poruszyło mnie nic. Nawet “akt łaski” głównego bohatera. Choć sama idea na plus.

 

Ogólne wrażenia po lekturze: średnio, ale potencjał jest!

 

Pozdrawiam!

 

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Druga wersja “Nadchodzącego Zmierzchu”?

“Nad­cho­dzą­ce­go Zmierz­chu”

To prequel “Zmierzchu” Meyer? ;)

Czyli wampiry są z kosmosa ;)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

ryszard: Pisząc “trzeszcząca przestrzeni” miałem na myśli wyładowania energii otaczające okręty. Wiadomo że w przestrzeni jest mniejsza gęstość cząstek niż na ziemi, ale zasada jest ta sama. Jeśli zaczniemy gromadzić gigantyczne ilości energii to część niej ucieknie w przestrzeń ładując cząstki znajdujące się dookoła. A w tym przypadku gromadzona energia musiała być olbrzymia aby osiągnąć wystarczającą energię strzału. Wiem mogłem to napisać bardzie dokładnie.

 

Nazgul: Nie wampirów nie ma w kosmosie, kompletnie nie to miałem na myśli :)

 

AdamKB: Opowiadanie dzieje się w tym samum uniwersum oraz czasach co “Nadchodzący zmierzch”, chciałem pokazać konflikt od strony kosmicznej. Jest to tak jakby kontynuacja poprzedniego (które będzie miało własną kontynuację). Chcę opisać historię tego konfliktu w serii opowiadań.

Zlituj się nad czytelnikami i podziel te gigantyczne bloki tekstu na akapity. Nie da się tego czytać w takiej formie.

 

resztki światła niosącego nadzieje – literówka

Szlak by to = szlag by to

i oby mi wybaczą – i oby mi wybaczyli

 

Masz masę takich dziwnych błędów. Wydaje mi się, że po napisaniu tekst nie odleżał i go przed publikacją nie przejrzałeś.

 

Po przeczytanym fragmencie mam wrażenie, że masz analogiczne podejście do interpunkcji jak Marchewa ;)  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Na szlafmycę Morfeusza! Podziel tekst na akapity!

No nie porwało. Poprzedni fragment był ciekawszy a i chyba napisany o wiele lepiej.

Literówek mnóstwo. Dałeś tekstowi odleżeć i przeczytałeś przed publikacją? Interpunkcja leży i nie ma siły kwiczeć. Przez pierwsze pół tekstu zastanawiałam się, gdzie to już czytałam. Mam wrażenie, że to raczej fragment, scenka niż zamknięta całość.

Aha, język, jak dla mnie zbyt poetycki.

po między => pomiędzy

Miało się wrażenie że potężne ciało niebieski przeszły dreszcze.

Literówka, jedna z mnóstwa. Dreszcze przeszły czy przeszyły ciało? Bo jeśli jednak przeszły, to chyba przez. I tak w wielu miejscach trzeba się zastanawiać, co Poeta chciał przez to powiedzieć.

częstotliwość fal grawitacyjnych jest zawsze zmienna w ten sam nieregularny wzór, raz malejący za chwile rosnący.

A tego już nie jestem w stanie rozszyfrować. Częstotliwość zmienna we wzór malejący albo rosnący? Ale o co chodzi? Że częstotliwość zmieniała się chaotycznie, nie dało się wykryć żadnych prawidłowości w zmianach?

Babska logika rządzi!

Autor za nic miał sobie prośby czytelników – wielki kloc tekstu nadal skutecznie utrudnia czytanie, wskazane błędy nie zostały poprawione, więc nie widziałam sensu wypisywać pozostałych.

Opowieść nie przypadła mi do gustu. Jeśli było w niej coś, co mogłoby zaciekawić, zostało skutecznie pogrzebane fatalnym wykonaniem. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka