Właśnie miałam okazję opuścić Chmurne Szczyty, a bardzo lubiłam tę nazwę, ponieważ była adekwatna do tego, co widziałam. Ogromny masyw górski unosił się wysoko nad powierzchnią Ziemi niczym bialutkie i kłębiaste obłoki. Teraz siedziałam leniwie i bezpiecznie w cieniu, szukając chwili odpoczynku. Skalisty strop wisiał kilometr wyżej, ponieważ tak poinformowało mnie wspomagane oko. Nie bałam się, że te skały zwalą się zaraz na głowę. To absolutnie wykluczyłam, wiedziałam, że nie ma w tym zjawisku ani odrobiny magii. Niektórzy twierdzili, że latające góry to efekt jakiejś nadnaturalnej mocy, ale to była wierutna bzdura. Wiele podróżowałam po świecie i widziałam jeszcze dziwniejsze wynalazki, zmontowane przez naszych przodków. Niby jak mogłabym wytłumaczyć stabilną kilkudziesięciokilometrową iglicę, sieęgająca do samego nieba? Po co jakaś tajemnicza siła chciałaby coś takiego tworzyć? Wszystko, co widziałam, musiało mieć jakieś zastosowanie, to że go teraz nie znałam, nie znaczyło, że nikt go w przyszłości nie mógł odkryć z korzyścią dla naszej kolejnej cywilizacji.
Mówiłam o wspaniałych brązowych i twardych jak skała chmurach. Przypominały one przystań dla zagubionych wędrowców, którzy przypadkiem odkryli w najbliższej okolicy windę. Przenosiła ich w ułamku sekundy do samego centrum wielkiego miasta, znajdującego się na szczycie, tysiące metrów powyżej poziomu morza. Klify Darusa okazały się bezpieczną przystanią dla strudzonych wędrowców, jednak ich położenie nigdy nie było pewne, co zawsze dla gości z zewnątrz stanowiło drobny problem. Tutejsi mieszkańcy do perfekcji wykorzystali technologie swoich przodków, bowiem miejscowi potrafili unosić szczyty prawdopodobnie za pomocą potężnych generatorów antygrawitacyjnych albo przeogromnych magnesów lub, niewykluczone że, za pomocą czegoś jeszcze bardziej niezwykłego. Mało tego, mogli oni sterować własnym domem jak najzwyklejszym statkiem! To jest prawdziwa potęga, szkoda tylko, że jej w pełni nie zrozumieliśmy.
Obecna cywilizacja nie była pierwszą i z pewnością nie ostatnią. Kapłani technologii poświęcili całe życie, aby chociaż w ułamku poznać możliwości rozrzuconej po świecie techniki. Mimo całej dostępnej mądrości, nie wiedzieli zbyt wiele. Wskazywali oni jedynie, że żyliśmy jako spadkobiercy niezwykle zaawansowanych cywilizacji, ale nie potrafili podać wieku naszej planety. Mówili, że mieszkaliśmy na Ziemi, ale nie przekonywała mnie ta nazwa. Skąd mogliśmy wiedzieć o jej prawdziwości? Konkretna data początków cywilizacji nigdy mnie nie interesowała, bowiem sięgała prawdopodobnie niewyobrażalnych liczb, gdzie różnica milionów, a nawet miliardów lat nie miała większego znaczenia. Nasza przeszłość przechodziła przez masę wzlotów i jeszcze bardziej spektakularnych upadków. Najprawdopodobniej istniało przed nami kilka różnych cywilizacji, które w tajemniczy sposób zniknęły, a sami nie poznaliśmy przyczyn tych społecznych katastrof, a szkoda, bo wiele moglibyśmy się nauczyć i uniknąć podobnych błędów w przyszłości.
Osobiście zostałam zbieraczką z własnego wyboru i z powodu interesów. To niezwykle wymagająca i niebezpieczna praca. Życie poza wygodnymi murami miast zawsze było ryzykowne, ale to pociągało. Tutaj za każdym rogiem mogły czyhać bioinżynieryjne abominacje, nieśmiertelne oraz zbuntowane istoty syntetyczne czy nawet niezbyt mili przybysze z innych planet lub wymiarów.
Dlaczego uwielbiałam wychodzić w teren? Praca zbieracza polegała na wyszukiwaniu reliktów z poprzednich epok – artefaktów, które mogły odbudować naszą kolejną cywilizacje. Niezbadany świat krył wiele skarbów takich prostych i praktycznych, jak termos, działający w najbardziej ekstremalnych temperaturach. Uwielbiałam z niego korzystać, ponieważ razem idealnie się uzupełniał z urządzeniem, które pewnego razu kupiłam na lokalnym targu. Zapytany kapłan stwierdził, że ta zabawka powinna się poprawnie nazywać Podręcznym Subatomowym Destylatorem Powietrza, chociaż kupiec sprzedawał mi to cacuszko pod przykryciem karafki niekończącej się wody. Nie znałam w pełni technologii, jaka tam się kryła, ale wiedziałam, że w tym urządzeniu zachodziły skomplikowane reakcje, które potrafiły zmienić powietrze w wodę.
Wypiłam łyk błogosławionej i naturalnie czystej cieczy. Smakowała jak zwykle wybornie i błyskawicznie orzeźwiała całe ciało. To niespotykana zabawka, ale przed wyruszeniem na pustkowia warto było zaopatrzyć się w praktyczny ekwipunek. Odwodnienie nie mogło mi w żaden sposób zagrozić. Chciałam się powylegiwać. Uwielbiałam leniwy wypoczynk pod wielkimi górami.
Wielu kupców, a nawet przedstawicieli niektórych miast lubiło mnie zatrudniać do poszukiwania praktycznych urządzeń, które mogliby z zyskiem sprzedać albo wykorzystać. Ostatnio wynajął mnie Ambasador Legionu, urzędujący nieopodal Tartaru, abym znalazła potężny artefakt zwany Generatorem Cudownych Osobowości. Istoty, które mnie wynajęły nie były, ani ludźmi, ani maszynami. Stanowiły one społeczność zrodzoną z połączenia żywej tkanki oraz komputera, przejmując wady i zalety obu bytów. Przywódca na wpół syntetycznych istot żalił się i spoglądał z zazdrością na prawdziwych ludzi, posiadających odmienne zdania i talenty. W mieście wszyscy myśleli podobnie, nie dochodziło do konfliktów, a przez to społeczność nie miała żadnego impulsu do zmiany. Ambasador Legionu przytoczył lokalną plotkę: każdy, kto nałoży Generator Cudownych Osobowości z pobliskiego Piekła, posiądzie unikalną osobowość. Przedstawiciel miasta wierzył, że ten artefakt mógł pomóc jego pobratymcom, a on sam obiecał wielką nagrodę za przyniesienie znaleziska.
W zasadzie odkryłam razem z przyjaciółką to urządzenie po kilkudniowej eksploracji jednej z krypt, a właściwie powinnam była powiedzieć – schronu. Uznałam, że to sprawne znalezisko było zbyt cenne, aby oddawać je komukolwiek i chętnie z niego zaczęłam korzystać. Dzięki generatorowi mogłam posiąść dosłownie każdą osobowość oraz umiejętność, jaką zapragnęłam! Miałam nieograniczone możliwości. Wyjęłam ze swojego ekwipunku nakrycie głowy przypominające hełm, które szczelnie zakrywało wszystko do szyi. To ustrojstwo stale świeciło wyrazistym turkusowym blaskiem. Przypominało ono niezwykle ciężką metalową konstrukcję, ale budulec, z jakiego zostało wykonane, w dotyku sprawiał wrażenie leciutkiego niczym piórko.
Nałożyłam Generator Cudownych Osobowości na głowę, chociaż długo się przed tym wzbraniałam, bo wygodnie leżałam. Obecnie dysponowałam leniwą osobowością i nadawała się ona idealnie do odpoczynku przed wyruszeniem w dalszą trasę. Pomyślałam przez chwilę o niezwykłej prędkości, o piorunie i biegu światła, tak by stać się kimś zupełnie innym. Powoli zmieniał się sposób myślenia na zdecydowanie szybszy, a reakcja stała się błyskawiczna. Musiałam się udać w podróż, a nowa osobowość mogła pomóc szybciej się przemieszczać. Procedura przekształcenia umysłu trwała około dwóch minut. Przez cały ten czas czułam delikatne, chociaż nieco irytujące impulsy elektryczne przechodzące przez głowę. Nie miałam w tym wypadku pewności, ale każdy umysł prawdopodobnie rodził się jako czysta nienadpisana płaszczyzna, którą mógł dowolnie kształtować, dzięki życiowym doświadczeniom lub impulsom elektrycznym. To moja teoria, ale wiedziałam, że nasi przodkowie dowolnie zmieniali osobowości w zależności od potrzeb. Żadna magia! Niektórzy śmieli tak twierdzić, obserwując moje przemiany. To jedynie czysta technika, którą tymczasowo utraciliśmy. Po całej procedurze włosy stanęły mi dęba.
Proces dobiegł końca. Nareszcie, ile mogłam czekać! W końcu posiadałam szybszą osobowość i nie chciałam dłużej leżeć, bo nogi same zbierały się do akcji, więc zdjęłam hełm i zaczęłam błyskawicznie pakować tobołki. Miałam ważną misję i nie chciałam się więcej wylegiwać, a to poważna sprawa osobista. Moja kochana przyjaciółka, która towarzyszyła w każdej podróży zniknęła. Nie znalazłam po niej żadnego śladu, a szukałam poszlak w mieście, gdzie zatrzymałyśmy się razem i przygotowywałyśmy do kolejnej wyprawy. Miałyśmy zawędrować do Oazy, która jest wielkim zbiornikiem wodnym, a zarazem podwodnym miastem zamieszkałym przez zwykłych ludzi. Znajdowało się ono na środku pustyni, chronione przez wielką szklaną kopułę. Każdy odwiedzający mógł się w niej zanurzyć i nie utonąć, mało tego, najzwyczajniej mieszkać. Mógł oddychać za pomocą płuc dzięki pradawnej technologii, która zmieniała w niezwykły sposób właściwości wody. Miałyśmy się spotkać z wielkim lordem admirałem, który obiecał ważne zadanie. Nie rozumiałam, dlaczego zniknęła, bo ona zawsze chciała odwiedzić Oazę! To było niepowtarzalne miejsce na Ziemi, więc musiało się coś poważnego stać. Miałam farta, jakiś nieznany facet wręczył mi wiadomość. Niestety po dwóch dniach, a to szmat czasu. Wiele w tym okresie mogło się zdarzyć.
Nasza przyjaźń jest magiczna i przetrwa każdą próbę, Nano Jack. Potrzebuje Twojej pomocy, ponieważ znalazłam prawdziwą magię w Blasku, to niedaleko stąd.
Wyraźnie czekała na ratunek. Dziwiło mnie to, że mówiła o nadnaturalnych mocach. Przecież uczyłam ją tyle razy, że czegoś takiego nie ma. Magia nie istniała! Dodatkowo taka nazwa w ujęciu naszej przyjaźni brzmiała absurdalnie! Czemu jeszcze nie pojęła, że w tym świecie rządzi technologia? Nieważne! Cokolwiek się tam znajdowało, pochodziło od naszych zaawansowanych przodków i chciałam tam pójść nie tylko z powodu przyjaciółki, aby ją uratować. Dodatkowo, wyczuwałam profity z eksploracji tego miejsca, bo świat skrywał wiele tajemnic. Czekał na śmiałków, którzy mieli je odkryć. Chwileczkę! Jeszcze jedna ważna rzecz. Ona chciała mnie wcześniej koniecznie zabrać do tego miejsca. Nie rozumiałam dlaczego. Zachowanie przyjaciółki ostatnio zmieniło się, to bardzo niepokoiło i musiałam ją uratować.
Zebrałam informacje o Blasku, a opinie się wyraźnie różniły. Jeden ze zbieraczy mówił, że wyprawa tam to strata czasu, ponieważ wiele artefaktów z tego miejsca straciło wartość. Karczmarz słyszał plotki. Wspominał: wielu śmiałków tam znikało, a jeśli wracali, to tracili rozum. Jeszcze inni powiadali o wielkich skarbach, które kryło to miejsce. Generalnie nikt się tam nie wybierał z powodu ogromnego niebezpieczeństwa. Wielu ludzi bało się samej nazwy Blask. Ja jednak musiałam się tam wybrać i na szczęście praca zbieracza uodporniła, na przerażenie oraz dała cenne doświadczenie. W oddali widziałam człowieka, który wracał ze wschodu. Dokładnie tam, dokąd chciałam iść. Czekała mnie kilkukilometrowa podróż. Szacowałam kwadrans, ale pierwsza była rozmowa. Może ten trep wiedział coś ciekawego o Blasku?
Nałożyłam skórzane i nieco podniszczone obuwie z miniaturowym napędem antygrawitacyjnym na podeszwach. Spieszyłam się z zawiązywaniem butów, ale chciałam dostać się jak najszybciej do kolesia. Trzewiki pozwalały mi na lot na niewielkich wysokościach z dużą prędkością, co lubiłam. Dość gadania! Wystartowałam i przemierzyłam niemalże idealnie płaskie łąki, porośnięte wysoką trawą w promieniu kilkunastu kilometrów. Gdzieniegdzie mogłam zauważyć pozostałości niezwykle wytrzymałych fundamentów, które wskazywały na działalność dawnej cywilizacji, a może pradawnej metropolii, jednak w tym momencie natura wybijała się na pierwszy plan. Nieważne na tę chwilę. Zauważyłam faceta, a konkretniej demona. To byli w miarę zwyczajni ludzie, tylko mieli róg lub dwa na głowie. Charakteryzowali się ciemniejszą barwą skóry i w większości przypadków bardziej wybuchowym temperamentem oraz czasami zwierzęcymi atrybutami. Ten tutaj posiadał brązową karnację i czerwony szpikulec, który wyrastał z bujnej czarnej czupryny. Demon nosił proste spodnie i skórzaną kurtkę. Młody chłopak wyglądał na zbieracza i nieśmiało uciekał przed czymś, co musiało go zdrowo przerazić. Członkowie tej profesji zazwyczaj charakteryzowali się odwagą, jednak ten jej nie posiadał. Bez problemu mogłam go dogonić, dzięki moim zaawansowanym butom.
– Hej, ty tam! Dokąd uciekasz? Zaczekaj! – Zatrzymałam się przed nim. Nie mógł mi teraz zwiać.
– Uciekaj, to szaleństwo, powiadam, czyste szaleństwo. To zła magia, bardzo zła magia! Ona przechodzi przez wszystko. Tak, wszystko umiera! Uciekaj czym prędzej – krzyczał w panice postawny mężczyzna. Jego róg zaświecił wyraźną czerwienią i odepchnął mnie siłą woli. Jakie bzdury! Chyba się mnie przestraszył! Byłam filigranową kobietą i miałam białą karnację oraz krótkie włosy. Malutkie oczy, jedno błękitne, a drugie brązowe ze wspomaganym komputerem. Ubrana byłam w elastyczną ciemnoczerwoną zbroję, która chroniła mnie przed różnymi obrażeniami fizycznymi oraz innymi niemiłymi niespodziankami. Chyba nie mógł się mnie przestraszyć, ale mimo wszystko uciekł, zostawiając moją osobę daleko w tyle. Musiałam czym prędzej go dogonić, mimo że ten trep poruszał się bardzo szybko i zostawiłby każdą wysportowaną kobietę za sobą, to nie wiedział, z kim rywalizował. Generator nie tylko wpływał na umysł, ale i ciało, pozwalając mi rozwinąć ponadprzeciętną szybkość w biegu. Ostatecznie dogoniłam faceta, jednak solidnie się zmęczyłam. Wprawdzie mogłam go dosięgnąć, dzięki butom, ale gdybyście widzieli jego minę, jak przeganiała go przedstawicielka płci pięknej!
Miałam coś jeszcze, co pozwoliłoby go skutecznie zatrzymać. Całe moje ciało nabrało barwy zielonkawej. Ostatecznie posiadałam otoczkę w kolorze limonki. Przyczepiłam w wielu miejscach do mojego pancerza implanty biologiczne, które bazowały na inteligentnych mikroorganizmach, zwanych maną. Bakterie wchodziły w interakcje z komórkami, gdzie zachodziły bardzo skomplikowane procesy chemiczne. Pozwalały one za pomocą koncentracji kontrolować materię. Ten demon miał pokłady many od urodzenia, bo w rogu piekielnych aż roiło się od drobnoustrojów, chyba że był głupi. Ja musiałam takie rzeczy znaleźć albo – co gorsza – kupić. Użyłam siły mikroorganizmów i złapałam go w całości mocą. Przyciągnęłam faceta bez problemu. Dosłownie banał!
– Jestem Nano Jack. Nic złego nie zrobię! Uspokój się! Nie ma złej magii. Chcę zadać kilka pytań… Dlaczego uciekasz? Skąd jesteś? Jak się nazywasz?
– Co? Puszczaj mnie! Chcę uciekać z dala od szaleństwa. Tobie też radzę. – Widziałam, jak magazynował siłę bakterii w swoim rogu. Chciał się uwolnić, ale zauważyłam to. Też uruchomiłam swoje implanty. Musiałam się nieco skupić, ale nie miał szans. Ja miałam je w wielu miejscach ciała, a on tylko na czubku głowy.
– Czemu mnie zatrzymujesz? Ja chcę uciekać! Przeklęta bandytko! Ty też ulegniesz złej magii! – krzyczał i chciał się wydostać.
– Mam więcej many od ciebie! Będziemy współpracować!? – Facet milczał. – Jesteś zbieraczem? Tak się domyślam… Gdzie twoje artefakty? Nie korzystasz w ogóle z techniki? Jesteś szalony, bo nikt normalny nie wyrusza bez przygotowania na taką wyprawę, nawet nie zabrałeś zbiorników na dodatkową manę.
– Tak, jestem zbieraczem, ale byłym. Teraz właściwie sam nie wiem! Zostawiłem wszystko w Blasku. Nie chcę już widzieć żadnej technologii, dla mnie wszystko straciło sens. – Ten trep strasznie się plątał.
– Ty nie masz sensu! Co tam widziałeś w Blasku? Ja tam idę, to naprawdę ważne!
– Co, oszalałaś? Byłem tam kilka godzin i widzisz, co się ze mną stało! Nie rozumiem wszystkiego. Proszę cię, nie idź tam. Cokolwiek powiem, i tak nie zrozumiesz! Jeśli zbierasz artefakty, to idź w inne miejsce. Mówię ci, Blask jest przeklęty!
– Słuchaj, tchórzu, bo zaraz ci przywalę! Konkrety! Wiem, że Blask jest niebezpieczny, nawet bardzo, ale nie idę tam po artefakty, tylko po przyjaciółkę. Powiedz, czy widziałeś wysoką anielicę o blond włosach zawiniętych w kok? Widziałeś kogoś takiego? Pytam grzecznie ostatni raz. – Moja przyjaciółka należała do wspaniałej rasy człowieka o ogromnych, sięgających nawet dwóch metrów rozpiętości pierzastych skrzydłach, dla niej byłam prawdziwym stróżem.
– Nie wiem naprawdę! Kiedy ostatni raz ją widziałaś? – Powoli się uspokajał, a pole siłowe w tym pomogło.
– Dwa dni temu.
– Przepraszam. – Głos się mu wyraźnie łamał. – Nie ma pani już po co tam iść – mówił z żalem. Złapał za głowę.
– Jesteś bezużyteczny! – krzyknęłam i zdezaktywowałam swoje pole. Utrzymywało tego śmiecia podczas rozmowy, ale teraz spadł na ziemie z niemałej wysokości, obijając się straszliwie. Wił się z bólu.
– Tylko jedna rzecz na koniec, idioto! Magia nie istnieje, to czysta technologia!
Nie mogłam udzielić drobnej reprymendy. Nienawidziłam, gdy ktoś mówił o mocach nadprzyrodzonych. Więcej go nie widziałam, a los głupca mnie nie interesował. Ponownie odpaliłam buty antygrawitacyjne, aby jak najszybciej dotrzeć do Blasku.
Moim zdaniem, anioły i demony to wytwór bioinżynierii, jakiegoś szalonego i niespełnionego naukowca. Jedynie ludzie byli w pełni naturalni, a mimo to niebianie i istoty z piekieł stanowily duży odsetek społeczeństwa. Niektórzy posiadali róg, aby kontrolować materie lub skrzydła, by latać w przestworzach. Przecież każdy mógł kupić zbiorniki na manę lub specjalne buty, a dawało to lepsze możliwości oraz nie szpeciło wyglądu. Wolałam naturalne rzeczy, a ten szpikulec na głowie wyglądał paskudnie. Skrzydła u aniołów rozumiałam, jednak w pewnych okolicznościach ich rozpiętość sprawiała same problemy, ale ogólnie technika dawała lepsze możliwości niż bioinżynieria. Niektórzy mieli pecha, że tacy się urodzili, w tym moja anielska przyjaciółka. Zamyśliłam się niepotrzebnie! Czas w drogę! Podróż na specjalnych butach zajmie mi niecały kwadrans. Przeleciałam szybko i nisko nad płaską posadzką, co bardziej przypominało lewitację nad ziemią. Mimo wszystko dziękowałam za to, że nie miałam skrzydeł.
**********************************************************************
Dotarłam nareszcie na miejsce, które leżało zaledwie kilka kilometrów od klifów. Zgodnie z informacjami widziałam owalną dziurę. Szacowałam średnicę na pięćset metrów. Musiałam zejść do środka, jednak nie bałam się, ale chciałam być lepiej przygotowana. Usiadłam i wyjęłam Generator Cudownych Osobowości, który nałożyłam na głowę i pomyślałam o spostrzegawczości. Przez umysł przeleciały mi najróżniejsze symbole od zwykłego oka, po zaawansowane teleskopy, chciałam posiadać jak najlepszy wzrok, by być gotowa na każde niebezpieczeństwo. Przeczekałam z niecierpliwością dwie minuty i miałam odpowiednią osobowość, która pasowała do eksploracji tajemniczych miejsc. Włosy delikatnie opadły.
Zdjęłam chwilowe nakrycie głowy i nie mogłam się nadziwić, dlaczego nie zauważyłam wcześniej tak ogromnej, milimetrowej rysy na hełmie. Próbowałam tę usterkę jakoś zamazać, ale najgorsze się potwierdziło, generator uszkodził się zewnętrznie. Całe szczęście, wewnętrznie wszystko działało jak w zegarku. Ponownie się spakowałam i przygotowałam się do misji ratunkowej przyjaciółki.
W żaden sposób nie mogłam lekceważyć słów szaleńca, którego spotkałam. Z pewnością był obłąkany, ale nikt przypadkowo nie uciekałby w takim popłochu. Mało tego, zostawił wszystkie technologiczne zabawki w Blasku. Musiał naprawdę ostro sfiksować, aby wracać nawet kilka głupich kilometrów bez żadnego wsparcia. To był wystarczający objaw paranoi, cokolwiek miało leżeć w tej dziurze, musiało być naprawdę potężne. Ja zawsze byłam gotowa na wszelkie niebezpieczeństwa. Miałam okazję przemierzać wiele trudnych miejsc, na widok których większość ludzi by się przestraszyła. Wracałam z sukcesem nawet z samego piekła i starożytnego więzienia, zwanego Tartarem. Byłam pewna siebie, jednak nigdy nie mogłam lekceważyć nieznanego przeciwnika, wobec tego musiałam mieć oczy dookoła głowy. Całe szczęście posiadałam odpowiedni charakter, który to umożliwiał. Ustawiłam manę w stan pełnej gotowości. Ta siła pozwalała reagować zdecydowanie szybciej niż większość dostępnej broni białej lub miotaczy. Pociągnięcie za spust było wolniejsze niż sam proces nawykowej reakcji opartej na myśli.
Dlaczego dopiero teraz odkryłam, że ta owalna dziura to tak naprawdę dosyć wyraźna elipsa? Jak mogłam być wcześniej tak ślepa? Zakończenia miała bardzo ostre i musiałam schodzić w dół bardzo ostrożnie, albo skorzystać z butów antygrawitacyjnych i tam wlecieć. Z czterech kierunków geograficznych, biło malutkie, ale bardzo wyraźne światło. Wcześniej go, o dziwo, nie zauważyłam. Podeszłam bliżej do źródła, które nie oślepiało i nie powodowało żadnego dyskomfortu. Nie widziałam również niczego, co przypominało coś w rodzaju lampy. To intrygujące, nie zauważyłam nigdy wcześniej jeszcze takiej czystej energii w tak stabilnym stanie i do tego nieszkodliwej dla wzroku. Pewnie generator takiego oświetlania, który się znajdował gdzieś niżej, mógłby pomóc wielu miastom. Teraz byłam naprawdę zaintrygowana.
Użyłam napędu, aby powoli wlecieć do środka. Otwór miał głębokość kilku metrów. Mogłam tam wskoczyć, bo w dziurze nie widziałam nic niepokojącego, jednak nie chciałam ryzykować. Gdy opadałam, zauważyłam, że ziemia, po której tak niedawno stąpałam, stopniowo przechodziła w nieokreślony skalisty grunt, tak jak w zjawisku dyfuzji. Ten proces wraz z upływem czasu mieszał dwie różne substancje, a dla ciał stałych to zjawisko wydłużało się straszliwie. Tylko jedna ważna uwaga, to nie przypominało normalnej skały! Byłam pewna. Zbadałam jeszcze raz otaczające mnie ściany i podłoże, widziałam falistą strukturę lub coś w tym rodzaju. Fałdy usadowiły się delikatne, jednak miejscami było ich więcej, a fragmentami zostały gęsto ułożone. Czasami subtelnie wybijał się kolor karmazynowy, przypominało to drobne wysepki, chociaż dominowała barwa ciemnego brązu, taki, któremu niedaleko do prawdziwej czerni. Zaobserwowałam jeszcze malutkie, swobodnie biegnące, w miarę uporządkowane wypustki, podobne do tych, jakie można było zobaczyć przy okablowaniu, lub naturalnych żył w ciele. Miałam wrażenie, że niemal niezauważenie dla oka przemieszczały się w bardzo subtelny sposób. Ten zaawansowany, jak myślałam, układ oświetlał się samoistnie od środka i to niezwykle silnie. Ten schemat biegł również do tych czterech lamp, które widziałam na górze. Czyżbym miała tutaj do czynienia z żywym stworzeniem albo z rodzajem superkomputera? A może z jakąś szaloną syntezą? Intrygujące! Niewykluczone, że cały Blask to jedna wielka istota. Chciałam to sprawdzić.
Niewykluczone, że zaawansowane oko potrafiło wyłapać coś, czego nawet moja doskonała spostrzegawczość nie wychwyciła? Za pomocą myśli komunikowałam się z własnym wzrokiem, który stanowił wirtualny system do analizy obiektów i otoczenia. Analityczne opinie komputera okazywały się pomocne podczas eksploracji i niejeden raz rozwikłały zagadkę jakiegoś starożytnego miejsca.
– Czy to jest osobnik żywy? – zadałam pierwsze pytanie.
– Prawdopodobieństwo bliskie zeru – dostałam odpowiedź.
– Czy to jest osobnik syntetyczny?
– Prawdopodobieństwo bliskie zeru. – Kolejna identyczna analiza, ale mogłam wyciągnąć interesujące wnioski. Skoro ten obserwowany obiekt nie był organizmem z krwi i kości oraz nie stanowił sztucznej inteligencji, odpadała też hipoteza o połączeniu żywej tkanki i mechanicznej, ponieważ moje oko nie dało w obu przypadkach żadnego prawdopodobieństwa. Miałam odpowiedź i nie była nią z całą pewnością magia. Ten osobnik przybył z odległej galaktyki i usadowił się tutaj tysiące, jeśli nie miliony lat temu. Może trafił do nas przypadkiem? A może moi przodkowie zabrali go kiedyś z jego świata, aby przeprowadzić na nim różne eksperymenty? Bogactwo życia ziemskiego było ogromne. Organizmy na naszej planecie się szalenie różniły – od miliardów szczepów bakterii, przez wielkiego włochatego pająka do człowieka w kalejdoskopie ogromnej liczby ras, jak anioły bądź demony, a gdybym chciała rozważać życie w kosmosie, to moje schematy myślowe kompletnie nie dawały sobie rady. Przykładowo zawsze wyobrażałam sobie inteligentne życie, które chodziło na dwóch nogach. W tym przypadku komputer w oku mógł nie dać rady, ponieważ został zaprogramowany do oceniania życia na naszej planecie. Może widziałam jednego kosmitę, który żył jak całe miasto, albo bardziej przypominał mrowisko, budujące jeden wielki umysł. Och! Od tych rozważań zaczęła mnie boleć głowa. To wszystko sprawiało, że tajemnica zawarta w tym miejscu była trudna do odszyfrowania. Istniała jeszcze jedna hipoteza. To wcale nie musiał być żywy organizm i za bardzo wybiegłam myślami w różnego typu teorie. Skup się, Nano Jack!
Wylądowałam. Podłoże niczym nie różniło się od ścian. Dalsze poznawanie tego czegoś musiało odbywać się pieszo. W dół, stromo nachylona, biegła w chaotyczny sposób obca układanka schematów. Korytarz przypominał bardzo mocno oświetloną jaskinię, po której obok siebie mogły iść bez problemów trzy osoby, natomiast sufit był położony dosyć nisko, jednak nie musiałam schylać głowy, aby komfortowo przechodzić. Przed wyruszeniem w dalszą drogę chciałam się upewnić, czy nie ukryło się tutaj jakieś niewidoczne zagrożenie.
– Czy wykryto anomalie niebezpieczne dla żywych organizmów? – zapytałam swojego oka.
– Nie. Wyższe poziomy radiacji, skażenia biologicznego, chemicznego i inne szkodliwe dla twojej delikatnej struktury ciała czynniki nie występują w tym pomieszczeniu. W razie nagłych zmian będę cię natychmiastowo informować – dostałam odpowiedź. Przyznam, że nie rozumiałam, dlaczego to miejsce mogło być tak niebezpieczne. Może dalej wypoczywał spokojnie jakiś kosmita zdolny do zmiany otaczającego go terenu, który nie wiedzieć czemu nie za bardzo przepadał za ludźmi? Ciekawa hipoteza, która kojarzyła się ze względu na podobieństwo z jaskinią i takie rozwiązanie było dla mnie najbezpieczniejsze. Najgorsze mogło być tylko coś, czego jeszcze nie miałam okazji wcześniej poznać.
Dalej podążałam w dół, chociaż teren powoli stawał się coraz bardziej płaski. Powierzchnia, po której stąpałam była niewygodna i chropowata, ale przyzwyczaiłam się do trudniejszych warunków. W pewnym miejscu dostrzegłam na ścianie biały punkcik. Podeszłam nieco bliżej. Po dokładniejszej analizie dostrzegłam, że to takie samo nieoślepiające światło, jakie widziałam przy wejściu do Blasku, które swobodnie płynęło w tych przewodach i nie uciekało, pomimo usterek w samym układzie okablowania. Zdałam sprawę, że bez problemów mogłam zdjąć ochronną warstwę, która zakrywała światło. Dotknęłam jednej z takich powłok i z łatwością zaczęłam stopniowo łamać oraz kruszyć tę strukturę niczym wafelek. Chciałam dotknąć tej tajemniczej energii palcem i sądziłam, że nic złego nie może się stać, ponieważ to światło nie wyrządzało szkody tak delikatnym elementom ochronnym, pod jakimi się ukrywało. Mimo wszystko miałam z tyłu głowy opowieści o niebezpieczeństwie Blasku i nie zdecydowałam się na pełne bezpośrednie ryzyko.
– Co możesz mi powiedzieć o tej materii? Oceń szkodliwość. – Chciałam się jeszcze wesprzeć opinią komputera.
– Materia nieznana. Biała ciecz dająca światło. Wskaźniki nie różnią się od otoczenia. Ryzyko niskie wynikające z braku danych w systemie. – To brzmiało obiecująco. Dowiedziałam się, że mam do czynienia z płynem. Użyłam many, aby ostrożnie pobrać próbkę tej cieczy i wrzucić do szklanej probówki. Mogło to się przydać do przyszłych badań i w konsekwencji opracowania wydajniejszego generatora światła. Wszystko poszło zgodnie z planem, chociaż flakonik chciał uciec w kierunku, z jakiego przyszłam. Po chwili się uspokoił i pozostał nieruchomy. W środku była ciecz o konsystencji mleka, a na ściankach naczynia pozostawał wyraźnie świecący osad. Cóż to głupie, ale chciałam dotknąć tej energii i ostatecznie ciekawość wygrała z rozsądkiem. Przechyliłam probówkę, by leciutko zahaczyć zawartość końcem kciuka.
– Nano Jack, tu Mitu Kara. – Usłyszałam nieco piskliwy, ale charakterystyczny głos przyjaciółki, której szukałam. Tylko skąd? Co się wydarzyło? Echo rozeszło się w mojej głowie.
Otrząsnęłam się. Obejrzałam się w wokoło. Nikogo jednak nie zauważyłam. Trzymałam w bezpiecznej pozycji flakonik. Ciecz pozostała w stanie spoczynku.
– Czy słyszałeś coś? – zapytałam w myślach.
– Nie.
Jeżeli komputer połączony z mózgiem tego nie słyszał, to wszystko wydarzyło się w podświadomym obszarze umysłu, więc musiałam coś ubzdurać. Pewnie zestresowałam się podczas przechylania substancji. Chyba, że to światło chciało się ze mną skomunikować i jakimś cudem posiadało świadomość przyjaciółki. Brzmiało to niewiarygodnie i z braku sensowniejszych dowodów ruszyłam dalej. Schowałam fiolkę. Na Ziemi mogły się zdarzyć najdziwniejsze rzeczy, nawet komunikujące się z tobą światło. Zresztą to coś było prawdopodobnie z kosmosu. Każda następna tego typu anomalia dałaby mi do myślenia. Zresztą warto było iść dalej, bo niewykluczone, że gdzieś tam czekała na mnie przyjaciółka.
Przemierzałam tę jaskinię; co charakterystyczne panowała tutaj stała temperatura o kilka stopni niższa niż na zewnątrz. Zaskakiwała suchość, ponieważ w przeciwieństwie do naturalnych odpowiedników jakimś sposobem nie odczuwałam wilgoci. Może to światło pod kruchą warstwą, które tworzyło rozproszone oświetlenie podobne do neonów, pochłaniało całą dostępną tutaj wodę? Od tego zaschniętego powietrza zachciało mi się pić, więc wyjęłam swój Subatomowy Destylator Powietrza, by uzupełnić życiodajne płyny. Przemierzyłam już dobry kilometr i nie trafiłam na nic, nawet na większy kamyczek lub jakiegoś nietoperza albo nawet głupi meszek. Ta jaskinia ukrywała przede mną wszelkie oznaki życia. Z drugiej strony ktoś mógł dbać o to miejsce, tylko w jakim celu? Pewną odpowiedź mogłam znaleźć jedynie w dalszej części kompleksu.
Eksplorowałam dalej, chociaż byłam zawiedziona zawartością Blasku. Nie mogłam znaleźć tak szeroko akcentowanych przez niektórych mieszkańców klifów Darusa technologii przodków. Zaczęłam podejrzewać, że ta cała opowieść o niebezpieczeństwie miała zniechęcić innych, by nie zaglądali tutaj, ponieważ nic ciekawego się tutaj nie znajdowało. Chwileczkę! Widziałam coś w odległości około pięćdziesięciu metrów. Podekscytowana podeszłam bliżej i to, co ujrzałam, przerosło wszelkie oczekiwania. Zauważyłam zwyczajną strzałę do łuku! Przemierzyłam tyle drogi, aby zobaczyć strzałę! To jakiś ponury żart! Nie wiem, kiedy byłam ostatnio tak wściekła. Dobra! Może w tym był jakiś ukryty sens, ale wątpiłam w to. Zbadałam tę strzałę. Cóż, jak się spodziewałam, nie posiadała ona w sobie żadnych pokładów technologii, chociaż była wyjątkowo dobrze zadbana, a jej koniec zdobiło zielone pióro egzotycznego ptaka. Musiała należeć do ważnej persony. Grot wykonany został z niebieskiej, wyjątkowo plastycznej rudy dostępnej w najbliższej okolicy. Delikatny i niezwykle ostry materiał nie pokrył się rdzą. Świadczyło to o świeżości znaleziska. Taka rzecz mogła być jedynie używana przez jakiś dzikusów, czyli ludzi, którzy cofnęli się w rozwoju do czasów pierwotnych. Oni rzadko korzystali z zaawansowanej technologii, raczej mieli w zwyczaju ją czcić jak magię, co budziło moją wyjątkową odrazę. Ciekawe, po co tu przyszli? Jakieś polowanie? Nie sądzę! Tu nic nie ma. W takim razie mogli korzystać z tego miejsca jak świątyni. To dosyć częsta i mylna praktyka u tak prymitywnych społeczności. Tak czy inaczej ten dzikus znajdował się niedaleko stąd i pewnie zgubił tę strzałę. Proste! Schowałam, mimo małej wartości, to znalezisko do tobołka.
Nareszcie, po kilku minutach eksploracji monotonne otoczenie się zmieniło. Przyspieszyłam, bo ostatecznie zdałam sprawę, że nie ma się czego bać. Trafiłam na coś w rodzaju rozwidlenia. Widziałam główny korytarz, który prowadził do wielkich owalnych metalowych drzwi. Dodatkowo istniały cztery pozostałe pomieszczenia oddzielone niebieską poświatą, podobną do tej, jaka tworzy mana, czyli typowe pole siłowe. Ta powłoka zakrywała wszystko, co znajdowało się po drugiej stronie. Zaczęłam badać tę zasłonę, ale coś innego bardziej przykuło uwagę. Zauważyłam złotą bransoletkę, jednak wiedziałam, że ten przedmiot był specjalny. Nie myliłam się! Podniosłam ją i zobaczyłam wygrawerowany napis „Od Nano Jack dla Miku Kary”. To podarunek ode mnie dla mojej najwspanialszej współpodróżniczki, poza tym gwarantował on bezpieczeństwo, co było niezwykle ważne podczas podróży oraz przy okazji generował zaporę elektromagnetyczną, która pozwalała się schronić w razie niespodziewanego ataku. Pociekły łzy. Ona nie zgubiłaby tak sentymentalnego prezentu. Musiało wydarzyć się najgorsze! Niestety. Wzięłam głęboki oddech. Niespodziewanie z pełnym impetem uderzyło we mnie wspomnienie ukazujące, kiedy ją poznałam.
**********************************************************************
Byłam jedną z najemniczek w oddziale wodza plemienia nazywanego Potężnym Prądem, który miał zniszczyć wioskę nadludzi. Te abominacje bioinżynieryjne uodporniły się na procesy starzenia, co niektórzy mylili z nieśmiertelnością. To wszystko stało się możliwe dzięki tajemniczemu urządzeniu, które posiadały. Problem polegał na tym, że aby utrzymać ten efekt, potrzebowały one regularne składać ofiary z bezbronnych ludzi. Potężny Prąd był przez te potwory regularnie zastraszany i co miesiąc musiał dostarczać im świeżej krwi. Nie miał dość siły, aby pokonać samodzielnie największego wroga. Jego cierpliwość skończyła się i zebrał dodatkowy oddział wyszkolonych awanturników, zbieraczy takich jak ja, którym obiecał ogromną nagrodę, dlatego się skusiłam.
Nigdy wcześniej nie brałam udziału w tak wymagającej bitwie. Istoty, z jakimi walczyliśmy, potrafiły być niezwykle wytrzymałe, silne i częściowo odporne na manę. Konfrontacja z nimi stanowiła męczarnie. Nadludzie charakteryzowali się ogromnym wzrostem w porównaniu do ludzkich braci, bo mierzyli czasem cztery metry wysokości, ale na szczęście nie korzystali ze zbyt wielkiej liczby technologii, a ich liczebność wynosiła zaledwie pięć przeciwko dwusetce prymitywnie uzbrojonych dzikusów i okołu dwudziestu zaawansowanych technicznie awanturników. Zabiliśmy te wszystkie bestie, mimo ogromnych strat wśród plemienia, chociaż z najemników zginął tylko jeden zbieracz. Potężny Prąd po zwycięstwie nakazał zniszczenie pylona nieśmiertelności fizycznej. Szkoda, bo badania nad tym znaleziskiem mogły być niezwykle intrygujące, ale wódz wynagrodził trud godziwą zapłatą.
Co ciekawe, tym co najbardziej zapamiętałam, nie dar w postaci cennej rudy w ilości jednej czwartej mojej łącznej wagi, ale wizytę w jednym z pomieszczeń. Odwiedziłam wtedy więzienie okrutnych nadludzi. Znajdowała się tam jedna anielica, którą uwolniłam, pociągając za dźwignię. Odziana była w szmacianą tunikę. Siedziała cicho.
– Jesteś wolna. Zabiliśmy je wszystkie i możesz wrócić do plemienia.
– Jakiego plemienia? Czy jest do czego wracać, kiedy kamraci składają ciębie w ofierze naszym największym wrogom – nadludziom?
– Ale przecież – chwilowo wstrzymałam głos – przyszliśmy cię uratować. Twoi współplemieńcy ponieśli wielkie straty, aby cię wyzwolić i pokonać te potwory.
– Proszę, zrozum mnie. – Anielica rzuciła się w moje ramiona. – Nie ma nic gorszego niż skazanie na śmierć przez własne plemię. Jestem nikuya – zaczęła szlochać, a ostatnie słowo tłumaczono jako wygnaną.
– Współczuję ci, ale co teraz planujesz? – Po pytaniu zapadła cisza.
– Już dobrze. Mogłabym cię zabrać i nauczyć życia zbieracza. Poznasz świat, o którym nawet nie śniłaś. Poznasz prawdę o świecie, którą stanowi technologia. Mogę ci to wszystko pokazać, ale pamiętaj, że moja profesja jest niebezpieczna.
– Nie wiem, o czym mówisz, ale pójdę z tobą.
Razem opuściłyśmy to miejsce, a jej wdzięczności nie potrafiłam opisać. Wcześniej podróżowałam samotnie, ale wsparcie dodatkowej osoby mogło okazać się przydatne, a możliwość nauczania dzikusa podstawowych prawd o świecie, pociągała mnie.
**********************************************************************
Właściwie to nie chciałam o tym myśleć. Echo ponownie rozeszło się po głowie, a ja leżałam na podłodze, ponieważ jakaś potężna siła zmusiła mnie do wzruszającego wspomnienia. Jak to możliwe? – pytałam, ale nie układały mi się w głowie żadne sensowniejsze wytłumaczenia. Kurczę! Nie rozumiałam tego i ciekawiło mnie, co się stało z przyjaciółką. Może żyła, tylko w innej formie? Zamieniona w przedmiot? Brr, to straszne! Aż przeszyły mnie dreszcze.
Kiedy chciałam włączyć pole siłowe bransoletki, zdałam sprawę, że przedmiot nie chciał działać i niewykluczone, że go wyrzuciła. Podobno nadzieja umiera ostatnia.
Czy w tych pomieszczeniach poznam prawdę? Zasłona, jak wspominałam, przypominała tę opartą o manę, jednak wiele wskazywało, że taka nie była. Nigdzie nie znalazłam najbardziej mikroskopijnych pojemniczków z niezwykłymi bakteriami. Rzuciłam drobnym przedmiotem przez te drzwi i nic się nie stało. Wyglądało na to, że spokojnie mogłam przejść na drugą stronę. Zresztą, za tym polem widziałam niewyraźnie jakiegoś dzikusa. Nie byłam w tym miejscu sama. Zaskakująco łatwo pokonałam przeszkodę. Poczułam tylko drobne łaskotanie na ciele. Wkroczyłam do pomieszczenia, które przypominało solidnych rozmiarów pokój, gdzie panował nieokiełznany bałagan. Wyglądem nie różnił się on od korytarza, który niedawno przemierzałam, ale przewody zostały gęściej ułożone i przez to pokój świecił większym blaskiem, a na podłodze leżały dziesiątki rozrzuconych urządzeń. Widziałam tam na pierwszy rzut oka miotacze wszelakiej maści, implanty nanotechnologiczne, urządzenia antygrawitacyjne, zbroję wspomaganą. Mogłabym jeszcze długo wymieniać, a przecież zastosowań wielu urządzeń nie potrafiłam łatwo ocenić. Za tajemniczym jegomościem ulokowana została pokaźnych rozmiarów kupka technologicznych artefaktów. Każdy zbieracz ustawiłby się do końca życia, gdyby wyniósł chociaż część zawartej tutaj technologii. Nie po to tutaj przyszłam. Na środku stał wysoki, łysy mężczyzna ubrany w białą tunikę, przyozdobioną prostymi geometrycznymi symbolami, który przeżył wiele wiosen. Uszy miał przebite trzema małymi metalowymi obręczami, nałożoną białą tunikę. Z boku nosił łuk z kołczanem takich samych strzał, jakie niedawno znalazłam, natomiast głowę zdobił wspaniały pióropusz. Wyglądał jak najprawdziwszy dzikus. Ciekawe, co on tutaj robił? Był odwrócony tyłem do mnie. Zdecydowałam się do niego podejść.
– Stój! Czemu bezprawnie nachodzisz naszych przodków? Czy nie widzisz, że bezcześcisz nasze relikwie, wchodząc w nasze zaświaty bez ostrzeżenia? – Mówił bardzo głośno, w pozycji gotowej do walki. W ręku trzymał laskę z przymocowanym kryształem.
– Przepraszam najmocniej. Nie chcę kłopotów. Szukam w tym miejscu przyjaciółki.
– A kimże jest ta przyjaciółka? Czy umarła, że nachodzisz nasze zaświaty?
– Umarła? – Te słowa mocno mnie zabolały. – Właściwie to nie wiem. Nazywa się Mitu Kara i jest aniołem, który przyszedł tutaj dwa dni temu – odpowiedziałam szczerze. Szaman pokiwał głową i odwrócił się w kierunku kupki technologicznych artefaktów. Wziął do ręki okrągłą szklaną kulę i podniósł ją wysoko, pogrążając się w szalonym zabobonie.
– Przodkowie wyczuli głębokie rozczarowanie. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, porozmawiaj z Bogiem w sali światłości.
Co to za bzdury!?
– Przepraszam, chyba nie zrozumiałam.
– Czego nie rozumiesz? – rzekł rozdrażniony. – Pytaj, ale wiedz, że nasza cierpliwość się kończy.
– Powiedz mi więcej o zaświatach. Jak rozumiem, dla waszego ludu to ważne miejsce. Jestem zbieraczką i nie słyszałam, by tutaj istniała świątynia. Nie planowałam niczego złego – Starałam się zachować powagę.
– Dobrze, rozumiem. – Starzec wykonał laską kolisty gest. Po chwili z błękitnego klejnotu opadł biały święcący pyłek. – Zaświaty to miejsce, w którym porozumiewamy się ze zmarłymi. Tylko krąg najwyższych szamanów ma tu dostęp, by zasięgnąć rady przodków. Każdy przedmiot tutaj zawiera część duszy. Prosiłem o zachowanie spokoju, ponieważ za zakłócanie ciszy Bóg zabiera niepokornych na wieczne potępienie. Wieczne!
– Kim jest wasz Bóg i sala światłości, o której mówiłeś wcześniej?
– Bóg panuje nad krainą umarłych z sali światłości, zza okrągłej niebiańskiej bramy, to najpotężniejsza ze wszystkich istot, władająca najczystszą ze wszelkich magii pod postacią białego światła. Potrafi zapewnić wszystkim życie wieczne albo potępienie na wieki. Przysyłamy tu najwspanialszych z naszego plemienia, by uhonorować ich, aby służyli dobrą radą kolejnym pokoleniom.
– Ciekawe… – mruknęłam pod nosem. – Nie uważasz, że masz tutaj do czynienia z niezwykle zaawansowaną technologią albo z kosmitą? Na pewno jednak nie z magią! Z czymś, co potrafi wpływać w nieokreślony dla nas sposób na umysły. Zaklinać wspomnienia w zwyczajnych przedmiotach, jakie masz za sobą. Pomyśl, ile możemy wytworzyć energii, gdybyśmy dokładniej znali genezę tego nieoślepiającego światła oraz obecnej tu psionicznej siły.
– Wy, techlesh, jesteście wszyscy tacy sami. Bóg cię ukarze za zniewagę, jeśli z nim porozmawiasz – krzyczał i zdecydował się na mnie rzucić, jednak przewidziałam impulsywną reakcję i stworzyłam pole siłowe, które odgrodziło mnie od niego. Odbił się od many niczym leciutka piłeczka.
– Powiedz mi, techlesh! Czym się różni wasza kosmiczna technologia od magii?
– Tym, że magią zaślepiasz swój umysł, a na technologię, nawet nieznaną, otwierasz swoje zmysły i szukasz rozwiązania, nawet jeśli jest głęboko ukryte.
– Ty, techlesh, będziesz przeklęta na wieki! Nie będę z tobą walczyć! Prawda tego miejsca obroni się sama. – Szaman bardzo mocno gestykulował. Chyba rzucał na mnie jakąś klątwę, typowy bełkot dzikusów. Ominął moje pole i poszedł wyraźnie wściekły do wyjścia. Więcej go nie widziałam. Zaintrygowała mnie koncepcja Boga. Jaką potęgą dysponowała ta istota, by wzbudzić u prymitywnych ludzi tak ogromny szacunek? Musiała być z całą pewnością bardzo niebezpieczna, skoro wpłynęła tak mocno na uciekającego stąd niedawno zbieracza. Potrafiła też zaklinać wspomnienia albo generować świadomość w przedmiotach lub mieć wgląd do naszego umysłu i w ten sposób się komunikować. Intrygujące hipotezy, ale najpierw chciałam obejrzeć pozostałe artefakty, jakie walały się po pomieszczeniu. Zaintrygował mnie czerwony przycisk w szarej kwadratowej obudowanie okraszony różnorakimi symbolami, który leżał samotnie na podłodze. Podniosłam go i zdecydowałam się go użyć.
**********************************************************************
– Nie naciskaj tak na mnie – powiedziała zestresowana Mitu Kara.
– Jesteś zmęczona? Masz już dosyć nauki na dzisiaj? – spytałam.
– Tak, mam dosyć. Nic już nie rozumiem z twoich materiałów o nanotechnologii – odparła, łapiąc się ręką za głowę.
– W takim razie koniec nauki na dzisiaj. Wrócimy do tego tematu jutro. Zrobiłaś naprawdę duże postępy przez ostatni miesiąc. Chcę cię pochwalić. – Uśmiechnęłam się i wyłączyłam hologram, wyświetlający w przystępnej formie prawdy o tej skomplikowanej dziedzinie.
– Dziękuję, to miłe z twojej strony, że wzięłaś mnie pod swoją opiekę. Rozumiem już wiele rzeczy i to jak bardzo myliłam się w wielu kwestiach, ale…
– Coś się stało?
– Czy naprawdę uważasz, że wszystko na tym świecie można wyjaśnić za pomocą technologii?
– Myślę, że tak. To tylko kwestia czasu i możliwości.
– Właśnie mam wątpliwość w związku z lekcją o gwiazdach. Skoro wszechświat powstał wskutek Wielkiego Rozszczepienia i zaczął się rozszerzać, tworząc materię, czas i przestrzeń, to coś musiało zapoczątkować to zjawisko. Czy wiesz, co to było?
– Jesteś naprawdę bystra i cieszę się, że poruszyłaś ten bardzo trudny problem, ale nikt nie potrafi odpowiedzieć na to zagadnienie. Musimy dalej szukać rozwiązania. Być może któraś z dawnych cywilizacji odkryła początek tego zjawiska, jednak prawda została głęboko zasypana pod powierzchnią.
– Nano, czy wierzysz w jakąś nadnaturalną siłę albo w Boga?
– Nie, w żadną z tych rzeczy.
– Widzisz, w naszym plemieniu wierzyliśmy w panteon różnych stworzeń. Najważniejszym z nich był archanioł imieniem Astelec, zwany panem wszystkich bogów. Według mitologii świat powstał, kiedy gotował zupę. Wlał wodę, która symbolizowała naszą Ziemię oraz dodał przypraw, oznaczających magię, w postaci, jak rozumiem, technologicznych urządzeń. Dorzucił też warzyw, czyli istot żywych, ale niestety zły olbrzym Kerit dodał wszystkie okropne rzeczy, takie jak śmierć czy cierpienie, a następnie wszystko wylał.
– Do czego zmierzasz? Nadal uważasz, że świat powstał podczas gotowania?
– Nie, to wszystko bajki. Jednak przypuszczam, że być może istniała jakaś pierwsza siła, która zapoczątkowała Wielkie Rozszczepienie, tak jak Kerit w naszej mitologii. Tą energię lub postać nazwałabym pierwszym poruszycielem. Myślę, że to ciekawa teoria.
– Mitu. – Złapałam ją delikatnie za rękę. – Szanuję ciebie i twoje poglądy, ale nie mogę ich zaakceptować. Nie zamierzałam ci niczego narzucać. Pokazuję ci jedynie naukę. Myślę, że jak będziesz poznawała więcej zagadnień, to zrozumiesz lepiej skomplikowany świat.
– Rozumiem, Nano. Czyli jak się domyślam, nie wierzysz również w życie po śmierci?
– Nic z tych rzeczy.
– To smutna perspektywa.
Wspomnienie zakończyło się tak nagle, jak się rozpoczęło.
**********************************************************************
Gdy się ocknęłam, byłam naprawdę zaskoczona. Nic się nie wydarzyło poza zmuszeniem mnie do przeżycia jeszcze raz sceny, z której nie dowiedziałam się niczego nowego i w żaden sposób nie przybliżyło mnie to do poznania prawdy o tym, co stało się z Mitu Kara. Ktoś bawił się moim umysłem i tylko przeszkadzał. Nie mogłam doczekać się spotkania z Bogiem i oczekiwałam pewnych wyjaśnień z jego strony. Obejrzałam jeszcze raz ten przycisk i zauważyłam wypisane na nim bardzo niewyraźnie czarnym kolorem znaki. Nie znałam tego rodzaju pisma, ale mogłam wesprzeć się komputerem.
– Czy możesz dla mnie rozszyfrować ten napis? – zapytałam.
– Oczywiście. Proces deszyfracji i dopasowywania wzorców rozpoczęty. Przewidywany czas zakończenia za siedemnaście sekund.
– Deszyfracja zakończona sukcesem, wynik to: stymulator niezwykłego uniesienia fizycznego. – Rozwiązanie co najmniej zaskakujące. Dlaczego po naciśnięciu nie przeżyłam nic ekscytującego? Chwileczkę! Już wiem! Te napisy prawdopodobnie były podświetlone na wyraźny kolor za pomocą wbudowanych lamp, a nie na niemal niewidoczną barwę, jak ukazane tutaj pismo na szarym tle. To urządzenie okazało się zepsute, a szkoda, bo chciałam przeżyć niezwykłe uniesienie fizyczne. Ciekawe, o co chodziło? Cóż, nie zaszkodziło wziąć ten złom do plecaka. Może innym razem spróbowałabym rozwiązać tę pomniejszą zagadkę.
Całe pomieszczenie roiło się od niezliczonych technologii. Widziałam sporej wielkości górkę z najróżniejszymi artefaktami przodków, jak ten przycisk, ale też broń i inne bardziej tajemnicze urządzenia. Zdałam sprawę, że żadna z tych rzeczy nie działa, ponieważ wszystkie obecne w pokoju artefakty nie dawały żadnego znaku funkcjonalności, jak chociażby najdrobniejszego źródełka światła. Każdy z tych przedmiotów nie posiadał wartości, to tłumaczyło również, dlaczego nikt nie wyniósł tak niezwykłego na pierwszy rzut oka sprzętu, a dodatkowo przecież te zabawki generowały niezrozumiałe wspomnienia, które faktycznie mogły prowadzić do szaleństwa, zwłaszcza jeśli ktoś nie miał doświadczenia w profesji zbieracza. To wyjaśniało, dlaczego spotkałam panikującego kolesia podczas podróży do Blasku. Wprawdzie miło wspominałam czas z przyjaciółką, lecz cały czas wierzyłam, że w jakiś sposób się spotkamy w prawdziwym świecie i nie potrzebowałam chaotycznych komunikatów, tylko konkretów. Opuściłam pokój i skierowałam się w stronę okrągłych prostych metalowych drzwi, aby wkroczyć do opisanej przez szamana sali światłości. Zatrzymałam się przed wspomnianą bramą.
W tym przejściu brakowało czegoś, co mogłabym nazwać typową klamką. Nie widziałam żadnego przełącznika albo przycisku, jednak gdy podeszłam bliżej wrota otworzyły się samoistnie, a metalowa brama zjechała w stronę podłoża. Poczułam na całym ciele poczułam dreszcze. Nowe pomieszczenie, mające kształt kopuły stanęło przede mną otworem, jednak wystrój nie różnił się od pozostałych części kompleksu. Powitała mnie ta sama szarawa posadzka z karmazynowymi plamami, jednak oświetlenie wynikające z ukrytych przewodów raziło zdecydowanie mocniej tak, że niemal całkowicie uniemożliwiało zobaczenie pozostałych elementów. Teraz rozumiałam, dlaczego to miejsce nazywano Blaskiem. Całe szczęście nie odbijało się to w żaden sposób na moich oczach. Zapewne podekscytowana rzuciłabym się do poznawania drobnych smaczków tego miejsca, gdyby nie pewien szczegół, bowiem odkryłam, iż na samym środku fałszywej świątyni ktoś stał. Wyglądał jak hologram wykonany z tego niezwykłego światła, jednak mogłam go dostrzec, ponieważ miał wyraźny czarny kontur niczym na dobrym rysunku. To niesamowite, bo jego ciemna obwódka dopasowywała się do perspektywy, w której się znajdowałam. Nigdy nie widziałam takiego unikatowego rozwiązania. To coś, co niektórzy mylnie nazywali Bogiem, miało kształt człowieka, prawdopodobnie mężczyzny, jednak ciężko powiedzieć coś więcej, ponieważ hologram był rozmazany. W ten sposób upadła moja teoria o kosmitach i zdecydowałam się podejść bliżej do tego czegoś, aby zgodnie z zaleceniem durnego szamana porozmawiać.
– Gdzie jest…
– Nic nie mów! Wiem, po co przychodzisz. Szukasz przyjaciółki zwanej Mitu Kara. Jestem w stanie to spełnić. – odparł męski modyfikowany głos komputerowy.
– Hej! Skąd wiesz, po co tutaj przyszłam?
– Obserwowałem cię od samego początku drogi w tym miejscu. Znam twoje myśli i znam twoje pragnienia, jednak znam też twoje obawy. Wiem o tobie wszystko.
Akurat!
– Skoro wiesz o mnie wszystko, to powiedz, gdzie się urodziłam?
– Proszę bardzo, Nano Jack. Przyszłaś na świat dwadzieścia siedem lat i osiemdziesiąt dwa dni temu w niebiańskiej iglicy, która sięga na wysokość dziesiątek tysięcy kilometrów w górę. To najbardziej cywilizowane i zaawansowane technicznie miasto, jakie znasz. Czy chcesz wiedzieć coś więcej?
– Dobrze czytasz w myślach, jestem naprawdę pod wrażeniem. Pomyślmy, wspomniałeś, że istnieją bardziej zaawansowane miasta od niebiańskiej iglicy. Możesz coś więcej powiedzieć?
– Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Nie mam dostępu do większej ilości wiedzy niż to, co masz w swojej głowie.
– Szczerze liczyłam na coś więcej, a to ciekawy temat. Powiedz mi, kim jesteś i dlaczego cię zbudowano.
– Ja po prostu jestem, chociaż niektórzy nazywają mnie Bogiem. Jestem tu, aby spełniać wasze pragnienia.
– Spełniać pragnienia? Co masz na myśli?
– Każdy człowiek ma jakieś pragnienia. Ja jestem w stanie je spełniać. Przykładowo twoim pragnieniem jest znów zobaczyć przyjaciółkę, Mitu Kara. Jak mówiłem, jestem w stanie tego dokonać.
– Czy moja przyjaciółka tutaj była? Co jesteś mi w stanie powiedzieć o jej wizycie? – Miałam wrażenie, że ten program chciał namieszać mi w głowie.
– Twoja przyjaciółka ma się dobrze. Była tutaj dwa dni temu. Jej pragnieniem było znowu cię zobaczyć taką, jaką faktycznie jesteś.
– W takim razie, czy moja kochana przyjaciółka żyje? Jest tutaj? Co jej zrobiłeś? – pytałam trochę podekscytowana.
– Spełniam jej pragnienie. Zapewniam cię, że twoja przyjaciółka żyje.
– Gdzie ona jest?
– Ona po prostu jest.
– Nie mogę powiedzieć, że ta odpowiedź mnie zadowala. Możesz to lepiej wyjaśnić?
– Zdecydowanie lepiej to zrozumiesz, kiedy faktycznie będziesz mogła spełnić pragnienie. Ciężko mi ten proces przedstawić za pomocą znanych ci słów. Tego przeżycia należy w pełni doświadczyć. – Zaakcentował ostatnie słowo za pomocą echa.
– Chwileczkę! – zawołałam. – Skąd mam wiedzieć, że nie szykujesz pułapki? To miejsce nazywane jest Blaskiem i mało kto z niego wraca. Widziałam szalonego faceta, który stąd uciekał w panice. Żądam wyjaśnień, a nie wymijających odpowiedzi – podniosłam głos.
– Chcę cię zapewnić, że nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo. Nie chciałem również robić krzywdy pozostałym, a ten, który niedawno tu był, szukał wartościowych przedmiotów. Obecnie żaden ze sprzętów tutaj nie działa i służy mi raczej za formę komunikacji z wami. Łatwo w ten sposób mogę poznać pragnienia i obawy danego osobnika w tym również twoje. Wspomniany przestraszony mężczyzna miał traumatyczne wspomnienia.
– W takim razie dysponujesz technologią, która potrafi niszczyć każdy rodzaj techniki. – Zauważyłam.
– Właściwie, ten proces nazywam magicznym rozszerzaniem świadomości. Dostarczam w ten sposób nowych bodźców.
– Dlaczego nie nazywasz rzeczy właściwie po imieniu? Jesteś wcieleniem szczytowej technologii jednej z upadających cywilizacji. Prosiłabym o więcej szacunku do twojej istoty, bo widocznie przebywanie z lokalnymi szamanami nie wyszło ci na dobre. Co cię z nimi łączy?
– Mówię o sobie jak o magii, dlatego że niewielu uważało mnie do tej pory za technologię. Pozwól, że mogę mówić o sobie jak chcę, ponieważ jestem Bogiem. Niektórzy z okolicznych mieszkańców z plemienia przychodzą do mnie, abym spełnił ich pragnienia, ale tylko nieliczni są w ten sposób wysyłani. Na taki zaszczyt według nich trzeba zasłużyć, czego nie potrafię zrozumieć. Pomagam im komunikować się z tymi, którzy właśnie spełniają pragnienia. – Musiałam przyznać, że to wyjaśnienie tłumaczyło znacznie więcej.
– W takim razie wysyłasz ich do zaświatów, jak to oni nazywali, to chyba najprawdopodobniej jakiś inny wymiar. Dlaczego miałabym ci zaufać, technologiczny panie?
– Ponieważ moja natura jako magicznej istoty nie pozwala mi na kłamstwo. Gwarantuję ci, że będziesz mogła w każdej chwili wrócić do obecnego tutaj świata z tego wymiaru, jeśli będziesz szczerze tego pragneła. Jesteś osobą ciekawą takich zjawisk jak ja. Możesz wyjść spokojnie z Blasku i już nigdy nie wrócić, ale będziesz do końca życia żałowała, że nie poznałaś prawdy tego miejsca oraz nie ujrzysz przyjaciółki. Jestem pewny, że takie rozwiązanie cię nie zadowala. Prawda, Nano Jack? – Kurczę!
– Chyba masz rację. Nadal ci nie ufam, ale zgadzam się na realizację pragnień pod jednym warunkiem. – Wyciągnęłam ze swoich tobołków jedną rzeczy. – Powiesz mi, czym jest ten biały płyn. – Wskazałam na flakonik z niezwykłym światłem, który mimo obecności w torbie nie zamierzał gasnąć.
– Dobrze, moja odpowiedź na twoje pytanie brzmi: to jest płynna dusza.
– Co ty nie powiesz? Ja myślałam, że to jakiś rodzaj nowego pierwiastka, cząsteczki, promieniowania, rodzaj nowego fotonu albo czegoś innego. A ty mi mówisz, że to płynna dusza? Co to niby ma znaczyć?! Jesteś doprawdy żałosny w swojej ignorancji technicznej!
– To nazwa nadana temu płynowi przez szamanów, bardzo mi się spodobała. Przyznasz, że lepiej brzmi określenie „płynna dusza” od twoich propozycji, które są mimo wszystko nieprawidłowe.
– Może i ładniejsze, ale błędne z zasady. W takim razie jaka techniczna propozycja byłaby prawdziwa?
– Zeskanowałem twój umysł i nie znalazłem żadnego wyrażenia, które pozwoliłoby ci zrozumieć istotę płynnej duszy. Bardzo mi przykro…
– Jak to nie ma?! Możesz zawsze spróbować! Przecież potrafisz spełniać pragnienia! Moim pragnieniem jest poznać prawdę o płynnej duszy. Słyszysz! Spełń je! – krzyczałam.
– To nie jest twoim pragnieniem. Twoim pragnieniem jest ponownie widzieć się z Mitu Kara, a nie poznać płynną duszę! – Potężne echo wypełniło całe pomieszczenie.
– Skąd możesz wiedzieć, co jest moim pragnieniem? Ja chyba wiem lepiej! Jesteś jednym wielkim oszustwem!
– Jesteś tylko drobną dziewczynką, która pozjadała wszystkie rozumy. Nie rozumiesz technologii, jakich obecnie używasz. Jesteś nikim w porównaniu do sekretów, jakie skrywa Ziemia! Nic nie rozumiesz!
– Dosyć tego! Nikt nie będzie mnie w ten sposób obrażał! Zbadam tą płynną duszę i przekonamy się, kto miał rację!
– Niech i tak będzie. Wiedz jednak, że twój trud będzie daremny. – Tajemnicza istota zniknęła, jakby się rozłączyła. Stopniowo jej obraz rozmywał się. Sala nie promieniowała tak mocno, ale nadal posiadała wyraźne oświetlenie, które przebijało się przez tajemnicze układy, przypominające ścienną pajęczynę. Teraz miałam ochotę udowodnić temu czemuś, jak bardzo się myliło, wątpiąc w moje umiejętności. Zajrzałam do plecaka i wyciągnęłam Generator Cudownych Osobowości. Potrzebowałam w tym momencie kojarzenia faktów fizycznych z moją techniczną wiedzą, czyli ponadprzeciętnej inteligencji. Z tym urządzeniem mogłam zostać prawdziwym geniuszem, potrafiącym rozwiązać najtrudniejsze zadanie. Nałożyłam ten niezwykły przedmiot na głowę i pomyślałam o modelu atomu oraz wszystkich skomplikowanych wzorach chemicznych. Każda kolejna sekunda dłużyła się, a ja chciałam zabrać się do pracy. Zdjęłam hełm i mogłam ostatecznie poznać prawdę tego miejsca. Moje włosy po zmianie osobowości stały się nieco zakręcone.
Czym mogła być płynna dusza? Rozważmy pewne sprawy. Wszechświat, który nas otacza, składa się z atomów, a to wiedział każdy w miarę inteligentny i zorientowany w wątku fizycznym człowiek. Wiadomo, iż owe atomy są złożone z protonów, neutronów i elektronów. Zasadniczym i niepodważalnym wnioskiem było również, że przedstawione protony i neutrony zostały również z czegoś zbudowane, a konkretniej z trzech kwarków walencyjnych, zanurzonych w czymś w rodzaju kwarkowo–gluonowego morza. Z kolei pole gluonowe jest tak silne, że tworzy natychmiastowo pary kwark – antykwark. Zamyśliłam się. Aha! Musiałam wobec tego wkroczyć do poziomu subatomowego i operować na cząsteczkach, z którego zbudowane były pojedyncze atomy. Tylko gdzie mogłam znaleźć urządzenie, które mogło badać tak mikroskopijne struktury? Przykładowo załóżmy, że nasz atom to jabłko, to aby zobaczyć jądro… Czekaj! To było nieprawidłowe porównanie, ponieważ naszym atomem musiało być coś zdecydowanie większego. Dobrym przykładem z całą pewnością był stadion. Dokładnie, to była odpowiednia skala i tym sposobem położony na samym środku pola kapsel od butelki zostałby naszym jądrem. To dawało sporo pustej przestrzeni, która chyba nie była tak do końca pusta. W każdym razie nie chciałam o tym dywagować. Gdzie mogłam znaleźć przedmiot do tak trudnego zadania? Cóż, wypadało się napić płynów przed dalszym rozmyślaniem, a zwykła woda wzmacniała dobrze umiejętności umysłowe żywych organizmów.
Świetnie, nie ma nic lepszego niż łyk z Subatomowego Destylatora Powietrza. Chwileczkę, czy ja przypadkiem nie piłam z czegoś, co pozwalało rozpędzać cząstki atomów do prędkości bliskiej dziewięćdziesięciu dziewięciu setnym prędkości światła? Dokładnie tego potrzebowałam! Byłam naprawdę bystra, że wzięłam ten przedmiot do tobołków. Co mogłoby się stać, gdybym wrzuciła płynną duszę do mojej niewinnej karafki? Destylator działał na zasadzie przekształcania cząstek subatomowych jednej materii, aby dać zupełnie inną materię w wyniku fuzji, rozpędzając je do niesamowicie wielkich prędkości. Domyślnie działo się to na zasadzie zmiany atmosfery w krystalicznie czystą wodę zdatną do picia, wobec tego, gdybym wrzuciła tam płynną duszę, to powinnam otrzymać coś zupełnie innego. Wtedy płynna dusza zostałaby nowym rodzajem cząsteczek subatomowych, a może czymś zdecydowanie łatwiejszym, biorąc pod uwagę inne możliwości. Czysty geniusz! Mogłam w ten sposób udowodnić, że Bóg się mylił!
Wyniki eksperymentu nie były łatwe do przewidzenia nawet dla mnie, a przed wlaniem tajemniczej cieczy zdecydowałam się zabezpieczyć destylator za pomocą powłoki wykonanej przez manę. Takie pole potrafiło wytrzymać solidną eksplozję. Tak na wszelki wypadek, a osobiście nie mogłam się wręcz doczekać chwili, kiedy wleję do Subatomowego Destylatora Powietrza to światło. Wprawiałam się w samoistny zachwyt, patrząc na to epokowe odkrycie, a kiedy nastąpił czas próby, spokojnie oczekiwałam, aż coś się wydarzy. Wiedziałam, że karafka nie pracowała błyskawicznie i musiałam wykazać się cierpliwością, ale minęła pierwsza minuta, potem druga. Usunęłam pole siłowe i przecierałam oczy ze zdziwienia. Nic się nie stało! Cała płynna dusza znalazła się na dnie karafki w dokładnie takiej samej formie, jak przed wlaniem do środka. Nie! To nie mogła być prawda!
– Czy widzisz jakiekolwiek różnice między badaną wcześniej cieczą a widoczną w destylatorze?
– Nie zaobserwowano różnic.
Wszystko na nic! Nawet komputer nie pomógł! Jak to możliwe? Przecież musiało się udać! Skoro nie była to subatomowa cząsteczka, to co badałam? Musiała istnieć jakaś teoria, która tłumaczyła ten eksperyment. Cierpliwości! Cierpliwości! Gotowałam się w środku.
– Słyszysz mnie, Boże? Mam ciebie dosyć! Odchodzę! Tylko mamisz mnie wszechwiedzą! – Wybuchłam. Krzyczałam tak głośno, jak się dało, jednak nie reagował. Zapanowała cisza.
– Możesz zabrać nawet moją przyjaciółkę, nie dbam o to!
Zasłoniłam usta dłonią. Co ja powiedziałam? Jak mogłam tak mówić o Mitu Kara? Faktycznie pragnęłam ją ujrzeć, a teraz mogłam ją bezpowrotnie stracić, nawet jeśli nie poparłam tego racjonalnymi dowodami. Czy ominęła mnie ostatnia szansa na jej ujrzenie, tylko i wyłącznie z powodu arogancji? Jak mogłam się tak nieodpowiedzialnie zachować? Nie byłam sobą. Chwileczkę! Strasznie ciężko się czułam po ataku gniewu. Potrzebowałam się czegoś napić dla rozluźnienia umysłu. Położyłam się na niewygodnym podłożu i wpatrując się w świecący sufit wzięłam Subatomowy Destylator Powietrza, by wypić jego zawartość. Tylko tam nie znajdowała się woda, a płynna dusza. Bez paniki! Nie poczułam żadnego, nawet najdelikatniejszego smaku. Substancja przeszła przez układ trawienny niezauważona. Obróciłam się i badałam reakcje ciała na tę substancję. Brzuch zaczął się wyraźnie świecić tak jak przewody na górze. To zły znak! Momentalnie upadłam, a oczy samoistnie mi się zamknęły, wtedy straciłam przytomność.
**********************************************************************
– Dlaczego to zrobiłaś, Nano? – zapytała zaniepokojona Mitu Kara.
– Te dzikusy nie potrafiły używać ogniw antygrawitacyjnych. To nie jest jakiś świecący, latający obelisk, któremu się oddaje cześć, tylko poważna technologia do odpychania ogromnych struktur. Nie potrafię tolerować ignorancji w sprawach technicznych. Znasz mnie dobrze. Nie uważasz, że w klifach Darusa możemy wiele zyskać, kiedy sprzedamy te ogniwa? Może to pomóc wielu mieszkańcom.
– To niedopuszczalne! Ukradłaś wiosce ich miejsce kultu!
– Ich sprawa, skoro są tacy durni. Może nauczą się w ten sposób pewnych rzeczy.
– Nano, zmieniłaś się niedawno. Zupełnie nie poznaję w tobie tej samej przyjaciółki, co kiedyś.
– Nie wiem, o czym mówisz. Przecież zawsze taka byłam. Koniec zbędnego gadania, do klifów mamy jeszcze ponad godzinę drogi.
– Wkrótce znajdę sposób na twoją arogancję. – Zdawało mi się, że moja przyjaciółka coś mówiła cichutko pod nosem.
**********************************************************************
Obudziłam się po wspomnieniu. Moje powieki rozwarły się leniwie, a świat, w którym teraz przebywałam, okazał się inny. Właściwie nie potrafiłam dobrze opisać otaczającego mnie krajobrazu, ponieważ wszystko stało się białe od nieoślepiającego światła. Nie mogłam zauważyć podłoża, sufitu czy ścian. Wyglądało, jakbym została zawieszona w nieznanej przestrzeni, w zupełnie innym wymiarze. Wydawało mi się, że wędrowałam po tej dziwnej sferze, ale nie znalazłam żadnego punktu odniesienia. Wszystko skrywała biel.
– Gdzie ja jestem? – zapytałam.
Jednakże nie dostałam żadnej odpowiedzi. Mój wbudowany komputer milczał. Czyżby się zepsuł? Co się tak naprawdę stało? Czy ja tak naprawdę żyłam? Obejrzałam się wokoło, jednak nie znalazłam swoich tobołków. Całą moja technologia zniknęła, nawet pancerz z pojemnikami na manę. Tak po prostu wszystko wyparowało bezpowrotnie razem z ubraniem. Siedziałam samotnie, nago w pustce. Nie odczuwałam zimna, mimo to skuliłam się. Nic nie rozumiałam. Pamiętałam, że wypiłam płynną duszę i posiadałam osobowość geniusza, jednak nie czułam tego. Nie rozumiałam zawiłości otaczającego świata. Byłam teraz kimś zupełnie innym, kimś kogo nie znałam.
Wtem przetarłam oczy ze zdziwienia, bo zbliżała się do mnie przyjaciółka. Natychmiast poznałam wysoką anielicę o długich blond włosach, również bez ubrań, ale z pięknymi skrzydłami. To ona! Wstałam i ile sił w nogach pobiegłam do niej przez bezkresne świetliste pola, które nigdy się zdawały nie kończyć. Ona również przyspieszyła kroku, a nawet wzbiła się w powietrze, by z lotu rzucić się w moje ramiona, wtedy poczułam prawdziwe szczęście.
– Nano! Tak się cieszę, że znowu cię widzę. Myślałam, że nigdy więcej nie zobaczę ciebie takiej, jaką jesteś naprawdę – tuliła się do mnie mocno.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę na twój widok. Martwiłam się strasznie. Naprawdę mi ciebie brakowało. – Łzy delikatnie spłynęły po policzku.
– Powiedz mi, co się stało, gdzie my jesteśmy? Nie czuję się tutaj bezpiecznie.
– To nie jest istotne, ważne że nareszcie się znalazłaś! Teraz realizujemy wspólnie pragnienia i dzięki temu jesteśmy szczęśliwe – wypuściła mnie z objęć.
– To prawda! Czuję się fantastycznie, gdy ciebie widzę. Moim pragnieniem było cię ponownie ujrzeć, w co nawet nie chciałam uwierzyć. Do czego dążyłaś, Kara?
– Moim pragnieniem było zobaczyć cię taką, jaka jesteś. Nawet nie wiesz, jaką radość sprawia mi rozmowa z twoją prawdziwą osobowością.
– To mój prawdziwy charakter? – Obejrzałam się z niedowierzaniem.
– Wszystko będzie teraz dobrze. – Anielica podniosła mój podbródek – wyjaśnię ci. Prawda jest taka, że tak zafascynowałaś się zaawansowanymi technologiami, że zapomniałaś o najważniejszym – zrobiła pauzę – kim tak naprawdę jesteś. Kiedy zmieniałaś osobowość za pomocą generatora, zmieniałaś również prawdziwą naturę, za którą cię polubiłam. – W jej głosie słyszałam żal. – Nie potrafiłam rozpoznać prawdziwej Nano, jaka tkwiła w twoim ciele. Teraz wszystko wróciło do normy i ponownie mogę się cieszyć obecnością najwspanialszej przyjaciółki, która mnie tyle nauczyła.
– Dziękuję ci, Mitu, za wszystko, ale czy nie wystarczyło zwrócić uwagi na ten problem?
– Wiesz, Nano, próbowałam wielokrotnie. – Odwróciła głowę, szukając odpowiednich słów. – Zawsze potrafiłaś zaakcentować własną racje i byłaś pewna siebie. Za to cię szanowałam, jednak kiedy pierwszy raz założyłaś Generator Cudownych Osobowości z Piekła, to twoje pozytywne cechy stały się wadami. Stałaś się chamska dla innych i niezwykle arogancka. Ten przeklęty hełm zmienił cię nie do poznania, nie przyjmowałaś do wiadomości innych poglądów, a zwłaszcza tego, że stałaś się gorszym człowiekiem.
– Czyli postanowiłaś mnie uratować?
– Dokładnie. Kiedy zatrzymaliśmy się w klifach Darusa, miałam cię dosyć. Zdecydowałam się coś zrobić, ale nie wiedziałam jeszcze, co. W jednym z barów poznałam zbieracza, który wybrał się do Blasku i wrócił. Mówił, że ciężko oprzeć się pokusom tego miejsca i przez to jest niebezpieczne. Wspomniał o czymś, co mnie zaciekawiło. Powiedział, że wraz z upływem czasu umierała tam każda znana mu technologia. Ostatecznie wrócił stąd bez żadnego działającego urządzenia. Uznałam, to za doskonałą szansę, by zniszczyć to, co cię zmieniło.
– Wysłałaś po dwóch dniach wiadomość do mnie. W jakim celu?
– Nie chciałaś iść tutaj, tłumacząc się przygotowaniami do prawdziwej wyprawy, a nie popierdółki. Wtedy wiedziałam, że aby zaciągnąć cię w to miejsce, muszę cię jakoś sprowokować, dlatego napisałam wiadomość o prawdziwej magii i upozorowałam zniknięcie. Czułam, że to zadziała i moje pragnienia się spełniły!
– Dziękuję! Byłaś dla mnie prawdziwym aniołem stróżem. – Zrobiłam pauzę i uśmiechnęłam się szeroko. – Tylko gdzie my się właściwie znajdujemy?
– Z tego co wiem, jesteśmy w zaświatach i jesteśmy tutaj szczęśliwi – zaśmiała się cichutko pod nosem.
– To prawda, ale Bóg wspomniał, że mogłybyśmy w każdej chwili uciec z tego wymiaru, jeśli tego chcemy. Może powinniśmy wrócić do znanego nam świata? – zasugerowałam nieco niepewnie i bez przekonania.
– Tak, możemy stąd uciec, jeśli chcemy, ale ja nie potrafię stąd uciec! Przecież realizujemy nasze najskrytsze pragnienia i w tym miejscu będziemy przez wieczność szczęśliwi.
– W sumie nie chcę stąd uciekać, skoro czuję się tak radośnie z tobą w zaświatach. – Przytuliłam ją ponownie.
– Widzę, że uwierzyłaś w magię tego miejsca.
– Tego nie powiedziałam. Musiałabym jeszcze dokładniej zbadać to miejsce przed ostatecznym werdyktem.
– Stara dobra Nano Jack wróciła. Tak się cieszę – podsumowała z szerokim uśmiechem. Złapała mnie ręką za szyję.
Ja byłam po prostu szczęśliwa. Teraz rozumiałam słowa Boga. Teraz po prostu byłam z przyjaciółką i tylko to się liczyło. Nie potrafiłam opisać mojej sytuacji, ale przeżywałam najcudowniejsze chwile w życiu. Żadne znane słowo nie mogło nawet zbliżyć się do wyjaśnienia stanu, w jakim się znajdowałam oraz jak się czułam. Jedna rzecz budziła wątpliwości. Czy nasza przyjaźń okazała się magiczna czy technologiczna? To jednak nie miało znaczenia, gdy realizowałam pragnienia. Po prostu byłam.