- Opowiadanie: Emelkali - Nie ten Święty

Nie ten Święty

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Nie ten Święty

Od dzieciństwa nie pisałam listów do Świętego Mikołaja.  Właściwie nigdy tego nie robiłam. Nawet mając kilka lat. Najpierw nie umiałam pisać, a i mama tłumaczyła mi, że Mikołaj jest święty, więc o wszystkim wie… Potem byłam już za stara i przestałam wierzyć w jakichkolwiek świętych, z Mikołajem na czele.

Życie dawało mi w dupę przez sporo ponad trzydzieści lat. Tak po prostu bywa. Mówią, że raz pod wozem, raz na wozie. Mój jest jakiś dupiaty, bo wciąż jestem pod. Ot, fatum. Niewiele rzeczy mi się udało. Jakby tak spojrzeć wstecz… a nie wiem, czy uzbierałoby się chociaż tyle, by policzyć na palcach u jednej ręki. Przywykłam. Przestałam rozpaczać, a zaczęłam akceptować rzeczywistość. Zero dramatów, zero łez… Ot, kolej rzeczy. Nie liczyłam na zajebistą pracę – każdego dnia szłam do biura i przez osiem godzin, z piętnastominutową przerwą, klepałam fakturę po fakturze. Nie szukałam wspaniałego faceta – tacy bywają tylko w książkach i to takich straszliwie naiwnych. Tak… tamci mężczyźni są przystojni, bosko zbudowani, wrażliwi, z historią i jednocześnie twardzi. Są doskonali.

Skąd wiem? Czytam romanse nałogowo. I oglądam filmy… tak, filmy też. Łykam każdą romantyczną bzdurę. Pomaga mi trwać.

Pomagała.

Tak więc, pewnego grudniowego, szarego i bezśnieżnego wieczoru, wróciłam po pracy do domu. Do domu rodziców. Nie, nie miałam własnego. Witamy w rzeczywistości, w której pracującą singielkę nie stać na wynajem, czy kupno mieszkania. Bogatej babci, dziadka, wujka, czy ciotki, którzy zeszliby zostawiając mi dom, lub przynajmniej jakiś spadek, akurat nie miałam na podorędziu. Wróciłam więc do domu, zjadłam tłusty, prawdziwie polski obiad – dziedzictwo przodków i specyfikę kuchni mojej matki – i zamknęłam się w swoim pokoju. Cudowne siedem metrów kwadratowych. Wersalka, meblościanka młodzieżowa – bo dwadzieścia lat temu tatuś stał pół nocy w kolejce i nie wypada mu powiedzieć, że ani ci się ten mebel nie podoba, ani już nie pasuje – i mały telewizor na ścianie. Cały mój szalony świat. Usiadłam na wersalce i zapatrzyłam się w okno.

Ciągnące się setkami metrów blokowisko. Szare, odrapane bloki sprzed czterdziestu lat. Światła lamp i kolorowych ekranów sączące się przez maleńkie okienka. Takie jak moje. Straszliwa codzienność wielkiej płyty i zamknięte w niej małe dramaty. Pieprzony realizm niemagiczny.

Przez niedawno wymienione okna nie dobiegał żaden dźwięk. Cokolwiek dręczyło moich wielkopłytowych współbraci, wytłumił nowy plastyk i metry uszczelek. Mogłam sobie wyobrazić, że sąsiadka z naprzeciwka, ta ruda i długonoga, kręci tyłkiem dla niewidocznego w mroku drugiego pokoju przystojniaka. Że śpiewa dla niego jakąś wyuzdaną piosenkę. Że zaraz zgasi światło w kuchni i pójdzie uprawiać szalony seks. Tak, mogłam to sobie wyobrazić, a nie myśleć, że tamta dziewczyna – tak jak ja – spędzi kolejną samotną noc.

Telewizor szemrał cicho wiadomościami z kraju i świata, a większość z nich nasączona była bożonarodzeniowym aromatem. Niemal go czułam, przyglądając się znaczkowi śnieżynki zdobiącej logo stacji i wielobarwnym ozdobom krzyczącym z każdej informacji. Nawet prezenter tego wieczoru mówił wyjątkowo ciepłym, aksamitnym głosem, przywodzącym na myśl choinkę, czerwień mikołajowego stroju i złocistość bombek.

Rzygałam od świątecznego nastroju. To był ten moment w roku, kiedy jakoś nie potrafiłam godzić się z rzeczywistością, liczyć na przyszłe ”na wozie”, czy przestać się nad sobą użalać. Kiedy przychodziła Wigilia… Tego jednego dnia nie mogłam przestać myśleć, że jestem sama. Całkiem, kompletnie, absolutnie sama. Z każdym dniem starsza, z każdym dniem brzydsza. Mieszkam w M-3, z matką i ojcem, wykonuję badziewną robotę… Nigdy nie poznam nikogo, nigdy mnie nikt nie pokocha.

Boże, jak nienawidziłam świąt.

– Dzieci ze szkoły w Krzeszowicach napisały najdłuższy list do Świętego Mikołaja – miękki głos spikera bynajmniej nie wyrwał mnie z rozmyślań. Wsunął się w nie, gdzieś w podświadomości. Zupełnie jak wiadomość podprogowa. Nie usłyszałam jej, a wryła się w mój umysł i wyrżnęła w nim ścieżkę.

Wstałam i sięgnęłam po papeterię. Pozostałość z czasów nastoletnich. Robiłam ostatnio porządki w okropnej meblościance i znalazłam resztkę kopert i ozdobnego papieru w różyczki. Kiedyś, jak pamiętam, nawet pachniał kwiatami. Dusznym, przyprawiającym o ból głowy, zapachem. Wtedy mi się podobał. Tak, jak spódnice do podłogi i przesadnie wydekoltowane sukienki z lycry.

Drogi Pieprzony Święty Mikołaju – zaczęłam pisać.

Drogi Pieprzony Święty Mikołaju… Taaa… wiem, że cię nie ma. A skoro cię nie ma, nie muszę z dużej litery, prawda? Więc pieprzony święty Mikołaju, skoro czytasz w myślach, nie mogłeś przez ostatnich kilkanaście lat, podarować mi jakiegoś faceta? I pracę, od której nie dostawałabym cholernie swędzącej wysypki? I jakiegoś, choćby niewielkiego, ale własnego mieszkania? Przecież, kurwa, marzę o tym nieustannie, więc mógłbyś się, jasna dupa, domyślić!

A skoro się nie domyśliłeś, to ci podpowiem: Faceta, pracy, domu… Tego chcę pod choinkę.

I matce powiedz, że nie potrzebuję rajstop. Od pięciu lat nie chodzę w kieckach.

Twoja

Laura.

Złożyłam starannie, wsunęłam do koperty i odłożyłam pod małą sztuczną choinkę, którą matka ubierała dla mnie każdego roku i stawiała w kącie mojego pokoju. Jakby, cholera, nie był wystarczająco ciasny!

A potem przepłakałam pół nocy. Póki nie zasnęłam wyczerpana, z twarzą wciśniętą w mokrą poduszkę.

Rankiem koperty nie było. Matka lubiła sprzątać.

 

Dawniej po kolacji wigilijnej szliśmy do dziadków. Tam, z wujostwem i kuzynostwem, śpiewaliśmy kolędy, objadaliśmy się, gadaliśmy, aż do północy. Wtedy grzecznie, całą rodziną, szliśmy na Pasterkę. Dziadkowie zmarli, kuzynostwo rozjechało się po świecie, a moi rodzice byli zbyt schorowani, żeby dotrwać do północy. Zjedliśmy, wymieniliśmy się podarkami – tak, znowu rajstopy, tym razem kabaretki – potem mama coś tam próbowała śpiewać, ale ucichła z braku wsparcia. Włączyła telewizor i jakaś usłużna piosenkarka wykonała za nią całą robotę.

Patrzyłam na nich, siedząc w fotelu zapewne starszym ode mnie. Gdzieś w przedpokoju zabrzęczała kilka razy komórka – znajomi przypomnieli sobie o życzeniach. Z roku na rok SMS-ów było mniej.

Moja przyszłość… Tak, naprawdę nie lubiłam Wigilii.

Znów kompletnie przemoczyłam poduszkę.

 

Obudził mnie trzask, brzęk i przekleństwo. Wypowiedziane miłym, niskim głosem. Nieznajomym i męskim głosem. Półprzytomna sięgnęłam do lampki nocnej. Stara trzydziestowatówka rozświetliła pokój.

Mężczyzna był nagi i z trudem wygrzebywał się spod przewróconej choinki. Zmrużył oczy pod wpływem światła.

– Zgaś, dziewczyno! – sapnął cicho. – Jak znam twoją matkę, zaraz przyleci sprawdzać, co się dzieje.

Gapiłam się w milczeniu. Był młody i przystojny. Wyglądał jak spełnienie wszystkich moich gorących snów. Jakby ktoś przeniósł go do mojej sypialni wprost z kart romansidła. Doskonały w każdym calu.

– No, Laura, zgaś światło! – powtórzył, uśmiechając się.

– Kim pan…? – odchrząknęłam, bo szok najwyraźniej uszkodził moje struny głosowe. Charczałam, jak jedna ze starych gramofonowych płyt ojca.

– Jak to kim? – obruszył się lekko. – Pieprzonym Świętym Mikołajem, kochanie. Gaś światło, ale już!

 

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Jakoś nie potrafiłam się wczuć w bohaterkę. Marudzi i marudzi…

Ale napisane w miarę porządnie.

Babska logika rządzi!

Och, Finklo, bo Ty twardzielka jesteś :)

 

I w miarę?

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

I w miarę?

Ano w miarę, bo jakbym chciała się przyssać, to coś bym znalazła. Na przykład to:

Charczałam, jak jedna z płyt ojcowskiego gramofonu.

Czy to oznacza, że gramofon ojca był właścicielem płyt? No, gdyby je zawzięcie kolekcjonował, to byłby element fantastyczny, jak się patrzy. ;-)

Bo ja jestem nie tylko twardzielka, ale jeszcze upierdliwa bestia. ;-)

Babska logika rządzi!

Bo ja jestem nie tylko twardzielka, ale jeszcze upierdliwa bestia. ;-)

Ba! Bo ja nie wiem… :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

To właściwie bardzo optymistyczny, pocieszający tekst. Taki jasny i wyraźny przekaz, że ktoś kogo styl życia opiera się na marudzeniu, mędzeniu i kompletnej bierności, może całkiem sporo osiągnąć. Znaleźć przystojnego faceta, który chodzi do pracy tylko w jedną noc w roku, zamieszkać w miłej, spokojnej okolicy, różniącej się nieco od typowego blokowiska, dostać dyrektorskie stanowisko w branży zabawkarskiej… No, humor od razu mi się poprawił, mimo zimnego i deszczowego popołudnia. Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No dobra, przyznaję, ostatnie linijki czytałem w pewnym pośpiechu. Umknął mej uwadze fakt, jakże istotny dla fabuły, że Pieprzony Święty Mikołaj to zupełnie inny koleś… Okej, ale zdania nie zmieniam. To wciaż optymistyczna opowiastka.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Widzisz, thargone, i takiego podejścia oczekiwałam ;)

Dzięki.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Faktycznie bohaterka jęczy i marudzi jakby była nastolatką.:) Końcówkę odebrałam pozytywnie, uśmiechnęłam się. I tyle.

A ja całe opowiadanie odebrałam bardzo pozytywnie. Bo jest takie życiowe, prawdziwe aż do bólu. I bohaterka jest zwykłą dziewczyną, tylko taką troszkę z mniejszą ilością szczęścia w życiu. Właściwie pogodzoną z beznadzieją egzystencji, bo przecież jedynie przez kilka dni w roku ma napad złości i buntuje się przeciwko rzeczywistości. To, niestety, bardzo prawdziwy obrazek.

A Mikołaj jest mniamuśny, niech zostanie z dziewczyną na stałe; my sobie wymyślimy nowego świętego.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Rooms – no, przykro ;)

Bemik – TEN Święty może i zostanie :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Hm. Może powinienem napisać do pieprzonego świętego Mikołaja? Aż tak marudny jak bohaterka nie jestem, aż tak zdołowany nie czuję się, ale gdyby mi rzeczony święty wrzucił nowy zestaw komputerowy, który umiałby czytać moje myśli i od razu pisać za mnie bez błędów…

Spodobał mi się “chwyt” – opitolić Mikołaja, to się wreszcie ruszy…

Adamie, ale wiesz, że zestaw upominkowy zawiera świętego gotowego do udowadniania swojego przydomku? ;-)

Babska logika rządzi!

Adamie, obawiam się, że Pieprzony Święty Mikołaj spełnia tylko jeden rodzaj życzeń… i to raczej nie taki, jakim mógłbyś być zainteresowany ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Chyba nie chciałabym, żeby Laura była moją koleżanką.

 

Usia­dłam na wer­sal­ce i za­pa­trzy­łam się przez okno.Usia­dłam na wer­sal­ce i za­pa­trzy­łam się w okno. Lub: Usia­dłam na wer­sal­ce i pa­trzy­łam/ gapiłam się przez okno.

 

Z roku na rok sms-ów było mniej.Z roku na rok SMS-ów było mniej. Lub: Z roku na rok esmes-ów było mniej.

 

Stara trzy­dzie­sto­wa­tów­ka roz­świe­tli­ła pokój. – O ile pamięć mnie nie zawodzi, nie było żarówek trzydziestowatowych. Były dwudziestopięciowatowe i czterdziestowatowe.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobrze, że tekst skończył się akurat w momencie, w którym się skończył. Bo byłoby kolejne osobliwe pięćdziesiąt mordek. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Regulatorzy – a dlaczego byś nie chciała? Bo marudna raz do roku i przerażona perspektywą samotnego życia?

Nie pamiętam mocy starych żarówek (a powinnam ;)), ale znalazłam w kilku miejscach w necie trzydziestowatówki, więc poczekam czy inni zgłoszą błąd.

 

Szyszkowy – czyżby przesyt konkursowy? A co ja mam powiedzieć?!

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Bo nie robi nic, by cokolwiek zmienić. Jest taka bezwładna i bezwolna. I zgadza się tłusto jeść, zamiast samej coś ugotować. A dla świętego spokoju, żeby nikomu nie robić przykrości, nie mówi prawdy ani o meblościance, ani o rajstopach. Czy ona żyję na świecie innym niż wszyscy? Ludziom się udaje, a jej nie? Dlaczego nie udaje się Laurze?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja, niestety, też nie polubiłam bohaterki. Czułam, że mnie oszukuje, mówiąc, że przywykła do swoich nieszczęść. Potem w zasadzie to potwierdziła. Pod przykrywką akceptacji kryje się bierność. To fajnie, że w końcu zdecydowała się na działanie – choćby takie, jak list do Mikołaja. Szkoda, że zrobiła to pod wpływem podprogowego przekazu.

Czytało się dobrze :o)

Jaki był związek nagiego faceta z matką Laury?

 

Narracja była bardzo przekonująca i za to wielki plus. Zakończenie takie sobie – prawdę mówiąc, liczyłem na coś ambitniejszego.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Musisz mieć rację, Nevazie, bo, cholibcia, zapomniałam, że to napisałam :D

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

A ja dalej nie wiem skąd golas znał mamę, Sprzątali razem pokój córki? Mr. Muscle? ; )

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nevaz, bo to był (Pieprzony) Święty Mikołaj. A nawet król Julian wie, że Święty Mikołaj wszystko to widzi ;P

I, rzecz jasna, zna wszystkich ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Nowa Fantastyka