- Opowiadanie: Anna Kowalska - Dar Phaedry

Dar Phaedry

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Dar Phaedry

Ten świat, na pozór surowy i wymagający wysiłku, był idealny dla istot w nim zamieszkujących. Pełen delikatnego prostego piękna, jak Humani i strasznej nieodgadnionej potęgi, jak Dragoni.

Słońce gościło w nim jedynie przez kilka godzin na dobę, a przez większą część roku panował tam półmrok, przerywany czasem rozbłysków, zabarwionych amarantowo i szmaragdowo iluminacji na nieboskłonie.

Nie było w nim zbyt zimno, ani zbyt upalnie, nie brakowało wody i czystego powietrza, przez co żyjące tam istoty czuły się swobodnie. Nie musiały podejmować nadzwyczajnego wyzwania, by w naturze przetrwać. Nie walczyły o pożywienie, bo nie stanowiły dla siebie konkurencji. Natura składa się jednak z dopełniających się przeciwieństw. Jeśli jest sielanka, musi też być groza.

Dwie naczelne rasy żywiły do siebie czystą, pierwotną nienawiść.

Humani zamieszkiwali rozległe niziny, usiane krystalicznie czystymi jeziorami, z których wyławiali ryby, mięczaki, wodorosty i inne dary. Na żyznych terenach uprawiali niezwykle pożywne rośliny przypominające pękate kalafiory i zbierali pachnące grzyby. Potrafili wytworzyć odzież, nawet bardzo strojną, z przędzy pajęczaków i ogromnych liści muślinowych roślin o przepięknych barwach.

Ich ciała były smukłe i sprężyste. Skóra w kolorze miodu, o fakturze przywodzącej na myśl misterne fraktale, z wiekiem ukazywała mieniące się, nie barwą lecz strukturą, wzory świadczące o charakterze i talentach osobniczych, intuicyjnie rozpoznawane przez współplemieńców. Niektóre budziły szacunek dla mądrości, inne lęk przed porywczością i bezwzględnością, albo podziw dla sprawności rąk lub umysłu, a jeszcze inne dawały obietnicę szczególnie udanych kontaktów fizycznych. Nikt nie musiał udawać kogoś, kim nie jest.

W lekko skośnych oczach dostrzec można krystaliczny turkus, szafirową toń, bursztynowe bogactwo, a tylko wyjątkowo kobaltową tajemnicę. Włosy miękkie i jasne jak len, często także rude lub kasztanowe, upinali w misterne warkocze przylegające do głowy lub kity spływające kaskadą na ramiona.

Humanki były delikatniejsze, z subtelniejszymi rysami twarzy i mniej wyraźnymi wzorami na skórze, o głosach nieco wyższych i bardziej śpiewnych, o gestach pełniejszych gracji. Większość czasu spędzały na poszukiwaniu odpowiedzi. Czynnościami praktycznymi zajmowali się Humani. Dbali o schronienie, pożywienie, bezpieczeństwo i odpoczynek, opiekowali się dziećmi, których wychowanie na dobrej drodze i pielęgnowanie odpowiednich wzorów, spoczywało jednak na Humankach.

If był jeszcze bardzo młody, gdy jego ojciec zabierał go na poszukiwanie szczególnie cennego muślinu, do czego miał niezwykły talent, a także stosowne wzory. Tylko on miał tyle odwagi i sprytu, by zapuszczać się w strefę surowych szczytów, tak blisko siedlisk Dragonów, że graniczyło to z brawurą głupców. Tam, gdzie w granitowych skałach, w wykutych pałacach rezydowali odwieczni i niebezpieczni wrogowie, gdzie niebo rozbłyskiwało już nie tyle amarantem, lecz przede wszystkim budzącym grozę szkarłatem, tłamszącym bezpieczne barwy szmaragdowe.

Wzory Ifa jeszcze się nie wykształciły, choć jego ciało było już silne, sprężyste i umięśnione jak u dorosłego mężczyzny. Jego rodzice ukrywali zmartwienie zbyt powolnym procesem dojrzewania skóry syna, nie mogąc kształtować młodzieńca w dobrej drodze, której przebiegu nie zdradzały wystarczająco widoczne cechy. Jakby jego losy jeszcze się ważyły, jakby świat nie zdecydował o jego przeznaczeniu i talentach. Sam If, bez wyraźnej przyczyny, był przekonany, że tak jest dobrze, że samodzielnie będzie mógł kiedyś zdecydować, co chce w życiu robić i że taki stan rzeczy czyni go wyjątkowym, choć wcale nie lepszym od innych.

Ojciec i syn wyczekali na półmrok, w którym ich postacie były mniej widoczne dla oczu Dragonów, niż w rozbłyskach szkarłatu. Czas ten był nieco bezpieczniejszy, ale też bardziej skrywał muślin i tylko wyjątkowy talent ojca dawał nadzieję na sukces w jego poszukiwaniu.

Dochodzili już, osłonięci cieniem, do pierwszych podnóży szczytów, zapowiadających obecność Dragonów, gdzie muślin był najdorodniejszy. Ojciec zbierał go już tam nie raz i jak zwykle miał nadzieję, że wykona zadanie bez problemów, choć jego serce wypełniał niepokój. Odwieczna wrogość dwóch skrajnie różnych ras zamieszkujących ten świat, postawiła je na dwóch biegunach, pomiędzy którymi panowała tak skrajna niechęć, że żadna z ras, nie nękana obecnością drugiej, nie zniżała się do walki, do próby zdominowania słabszego. To było powodem naturalnego stanu nie wchodzenia sobie w drogę, lecz odkrycie przez Dragonów wtargnięcia na ich teren, dla Humana oznaczało tragiczny koniec.

Dragoni byli ucieleśnieniem siły. Mroczni i straszni. Spojrzenie w szkarłatne oczy, barwą przypominające niebo, było dla Humanów ostatnim, czego mogli doświadczyć. Ich postacie były wyższe o połowę, równie smukłe, a ciała wydawały się twarde, gładkie i zimne, jak spiż. Kolor skóry, ciemny niczym heban, potrafił rozżarzyć się ciepłem ognia tylko w euforii, której doświadczali w wyjątkowych chwilach. Kroczyli niemal płynąc, jakby w następnej sekundzie zamierzali wzbić się do lotu. Ramiona zaopatrzone w skrzydła, w spoczynku owiewające postać jak jedwabna peleryna, prężyły się potęgą mięśni, gdy je rozpościerali, wzlatując w powietrze, do lotu i zawładnięcia przestworzami, albo spadając na wroga, by go dopaść i zniszczyć. Porozumiewali się mentalnie. Głosu używali jedynie do wyrażania największych emocji, w walce, w gniewie, albo śpiewając w miłości.

Humanom jawili się jako bezduszni i bez wątpienia przewyższający ich inteligencją, przypadkowi goście tego świata.

Obie rasy nie miały sobie nic do zaoferowania, tak dalece sobie zbędne i antagonistyczne, że wzajemną wrogość miały wkodowaną w genach, że nie było cienia szans na współistnienie.

If skradał się za ojcem, naśladując jego ruchy. Podpełzli do otworu w skale, ziejącego ciemnością i budzącego pierwotny lęk. Tam, nawet w półmroku, ciepłą słoneczną barwą, tak bardzo przez Humanów upragnioną, pysznił się dorodny muślin.

Zabrali się w pośpiechu do jego pozyskania. Ojciec zdjął z pleców kosz, do którego mieli złożyć swą zdobycz i szybkimi, wyuczonymi ruchami ścinał muślin i układał delikatne zwoje. Młodzieniec próbował go naśladować i zasłużyć na pochwałę. Zapomniał o przestrogach ojca i w zapamiętaniu stracił go z oczu. Wszedł głębiej w mroczny tunel, gdzie muślin miał już mniej słoneczną barwę. Dostrzegł szybki ruch, nie mogąc pojąć co on oznacza.

Ukazał mu się mrożący krew w żyłach obraz. Ogromna ciemna postać wzleciała w górę i z łopotem potężnych skrzydeł spadła na inną skrzydlatą postać. Przywarła do niej i owinęła swoimi skrzydłami, prężąc się, jakby chcąc połączyć się z tą nieco mniejszą i delikatniejszą, by doświadczyć dominującego zespolenia. Mniejsza postać próbowała się wyrwać, wydając rozdzierający krzyk, usiłując wzlecieć w górę, co uniemożliwił uchwyt stalowych dłoni silniejszego, raniący ciało i uszkadzający jedwabne skrzydła, przydający zapewne bólu nie do zniesienia, któremu towarzyszył pełen żalu skowyt. Mniejsza postać upadła na podłoże, kalecząc ręce i pewnie twarz. Usiłowała się podnieść, bronić, lecz nie wystarczyło jej sił. Silniejszy odgarnął jej zwiędłe słabością skrzydła, chwycił za kruczoczarne włosy, zniewalając ją ostatecznie, silnym gestem pochylił ją i klęcząc za nią wszedł w nią gwałtownie. Wyprężył się, pchnął kilka razy władczo i bezlitośnie, delektując się posiadaniem. Jego skrzydła sterczały dumnie i słychać było ni to pieśń, ni złowieszczy warkot. W pewnym momencie okolice brzucha i serca rozżarzyły się świetlistą purpurą, warkot przerodził się w niesiony po jaskini krzyk dominacji.

Trwało to kilka chwil, po czym olbrzym, wyczuwalnie usatysfakcjonowany, wstał. Spojrzał złowieszczo na drugą postać, przekazał jej jakąś raczej niedobrą myśl i odszedł, krocząc pewnie, zadowolony z tego co się stało, co zawłaszczył.

If nie rozumiał czego był świadkiem. Obserwując zajście, odczuwał niemoc i jednoczesną potrzebę ochronienia leżącej na skalnej podłodze postaci, zniewolonej i chyba krzywdzonej, tak wielką, że niemal uległ bezmyślnemu instynktowi. Ledwie dał odpór chęci podbiegnięcia i próby powstrzymania ogromnego i śmiertelnie niebezpiecznego Dragona. Ten na szczęście go nie zauważył, zaprzątnięty sobą i swoją potęgą.

Zdominowana postać podniosła się powoli i wyprostowała uszkodzone skrzydło, które w miejscu, gdzie było zranione, płakało kilkoma karmazynowymi kropelkami. Do Ifa dotarła cichutka, bardzo żałosna i pełna  smutku pieśń. Stał i słuchał urzeczony, a jednocześnie sparaliżowany strachem. Przecież to także Dragon. Mimo, że skrzywdzony i zraniony, to jednak nadal śmiertelnie niebezpieczny i nadal odwiecznie wrogi. Młodzieniec był bardzo ciekaw kim jest ta postać, dlaczego tak została upokorzona i jak wygląda z bliska. Wśród jego współplemieńców krążyły legendy na temat wrogiej rasy. Mówiono, że Dragoni są przeraźliwie brzydcy, niezgrabni, a wręcz pokraczni, wydzielają cuchnący zapach, pożerają złapanych Humanów i nie mają żadnych uczuć. Jego oczom zaś ukazała się postać nad wyraz proporcjonalna, dziko piękna, choć to co widział wykraczało poza wszelkie znane mu kanony.

Owiewające smukłą, wysoką postać skrzydła budziły podziw. Sama postać była dużo większa, lecz nie utraciła na gibkości i zwinności, a jej ruchy i gesty były pełne gracji. Nie wyczuwał tez żadnego smrodu. Co do upodobań kulinarnych i uczuć, wolał w tym momencie nie przekonywać się o ich istnieniu bądź o ich braku.

Zaczął się powoli wycofywać, by niezauważony wrócić do ojca i jak najszybciej opuścić niebezpieczną strefę. Podłoże cichutko zachrzęściło pod jego stopami, ale nawet tak cichy szmer zwrócił uwagę hebanowej postaci, która z kocią zwinnością przypadła do Ifa i chwyciła go za gardło silną dłonią.

Jej długie palce zakończone były ostrymi szponami. Nie próbował się wyrywać, strach i poczucie ostateczności tej chwili, odebrały mu zdolność do jakiegokolwiek ruchu, czy przedsięwzięcia. Zdołał jedynie spojrzeć w migdałowe oczy zabarwione szkarłatem i poczuć napastliwe wtargnięcie do swej jaźni. Nie słyszał żadnych słów, ale poczuł w myślach zadane mu pytanie.

Kim jesteś marna istoto i czego tu szukasz?

Nie umiał odpowiedzieć, nie wiedział jak, a głos nie mógł się wydobyć z zaciśniętego gardła. Był tak przestraszony, że nawet najprostsza myśl nie mogła się uformować w jego umyśle. Hipnotyzujące oczy wpatrywały się w niego natarczywie i z pewną ciekawością. Oglądały jego ciało, zaciekawione fakturą skóry, na której zarysowane były delikatne wzory. Ciekawie wpatrywały się w jasne i miękkie włosy upięte blisko głowy i szukały oznak inteligencji w kobaltowych, przerażonych oczach. Poczuł myśl Dragona, który ocenił go jako pozbawione zdolności umysłowych dzikie stworzenie, nieprzydatne do niczego, które należy zniszczyć. Zdołał pokręcić głową i wycharczał krótkie słowo sprzeciwu. To zaintrygowało wrogą postać i jej uścisk nieco zelżał.

Umiesz się porozumiewać stwierdziła zaskoczona.

Nie dostrzegła w porę, że u wylotu tunelu pojawił się jeszcze jeden osobnik, podobny do trzymanego. To ojciec Ifa nadbiegł zdesperowany i stawiając wszystko na szalę bezpieczeństwa syna, z krzykiem rzucił się na czarną postać, mierząc w nią ostrzem noża do pozyskiwania muślinu i nawołując młodzieńca do ucieczki.

W umysłach obu Humanów rozległ się ogromnej mocy krzyk, który aż zachwiał starszym i wytrącił mu oręż z ręki.

Stój głupcze, nie waż się!

Po chwili obaj poczuli, że czarna postać sama zadrżała z obawy. Puściła Ifa i ze strachem w oczach, nasłuchując, zaczęła się wycofywać w głąb skały. Wróciła jednak, szybka jak myśl, którą zdążyła im przekazać. Uciekajcie głupcy!

Nie czekali na lepszą zachętę i najszybciej jak mogli wydostali się ze skały na ukrytą ścieżkę wśród muślinu, którą tu dotarli. Biegnąc usłyszeli rozpaczliwy wizg bólu i upokorzenia, jeszcze przed chwilą budzącego trwogę wroga. Musiała się tam rozgrywać scena jeszcze okropniejsza, niż ta, której niemym świadkiem był If.

Uciekali tak szybko, jak mogli już dłuższy czas, gdy nagle, w jednym mgnieniu serca, If opadł z sił, stracił równowagę i padł bez świadomości. Poczuł wtargnięcie bez ostrzeżenia do swego umysłu i nie mógł rozpoznać co się w nim dzieje. Jakby stracił rozum i wszelką kontrolę nad sobą, jakby ktoś brutalnie przerwał kontakt jego jaźni z jego ciałem i umysłem.

Ojciec ostatkiem sił zarzucił jego bezładne ciało na swe ramiona i dociągnął ich obu na skraj młodego zagajnika. Ułożył syna wśród gęstych i wysokich krzewów i sam padł obok, niemal całkowicie wyczerpany. If powoli odzyskiwał kontrolę nad umysłem, choć czuł, że nie jest mu zupełnie posłuszny, że ktoś nadal go trzyma w mocy. Kiedy sobie to uświadomił, dotarła do niego myśl obcej istoty. Nie od razu ją poznał. Dopiero, gdy przestał się bronić, zyskał pewność, że to czarna postać Dragona kontaktuje się z nim. Muszę Ci dać coś cennego, co przechowasz dla mnie, potem ukryjesz się, by nikt z moich cię nigdy nie odnalazł i nie dowiedział się o twoim istnieniu. Kiedyś po to przyjdę, gdy będę już silna. Teraz uciekaj!

Po tych uzmysłowionych mu słowach, wypełniła go nieznana energia, pokrzepiające ciepło, błogość, namacalne piękno, poczucie potęgi i panowania nad mocą, pewności świata, rozlewająca się wewnątrz przyjemność, tak ekscytująca, że aż odbierająca oddech, zapowiadająca wybuch. Wydawało mu się, że za chwilę jego brzuch i klatka piersiowa rozżarzą się jak u olbrzymiego Dragona w skalnej grocie i że zaśpiewa nieznanym dotąd głosem, a może nawet wyrosną mu skrzydła, a oczy zapłoną szkarłatem. Jego wzory na skórze stały się przez moment wyraźne, jak te u ojca. Gdy pomyślał, że to jest przyjemne i dobre, jego jaźń zaakceptowała złożony w niej dar. Po chwili wszystkie odczucia wróciły już do normy.

Ojciec nie był świadom co się stało, nie dostrzegł zmiany w synu, który nie przyznał się do kontaktu z Nią. Nie wiedział dlaczego, ale był pewien, że tak będzie lepiej.

Dopiero teraz uświadomił sobie, że ta czarna postać to ona, a nie on i może w sposób złudny, odpędził od siebie nieco strachu.

Wracali do swojego szmaragdowego świata, a strach powoli z nich opadał. Ojciec był dumny z Ifa i z przekonaniem zapewniał go, że prawdopodobnie są jedynymi istotami, które przeżyły spotkanie z Dragonami i będą mogły o tym opowiedzieć. Dostrzegł także, że wzory syna stały się nieco wyraźniejsze, co wprawiło go w dobry nastrój i przez co nie mógł doczekać się chwili, gdy pokażą to matce.

Do tej pory miał nadzieję, że syn posiada niezwykłe uzdolnienia, które wkrótce się ujawnią i które będzie rozwijał. Teraz był już tego pewien. Może odziedziczył po ojcu zdolność do pozyskiwania muślinu i spryt wykazywany przy tym zajęciu. To byłby powód do zasłużonej dumy. Nie dałby może szansy na przywództwo, lecz zapewniłby wystarczająco godną pozycję wśród współplemieńców. If mógłby wybrać dobrą i wiele znaczącą partnerkę, z którą spłodziłby wspaniałego syna, lub piękną i mądrą córkę, jego wnuki i z którą stworzyłby silną rodzinę. W tak dobrym nastroju ojciec jeszcze nie wracał ze zbiorów i zupełnie mu nie przeszkadzało, że nic, prócz dumy i tych krzepiących myśli, ze sobą nie przyniosą.

Po powrocie, malowniczo i ze szczegółami opowiedzieli o tym co im się przytrafiło. Ściślej mówiąc, ojciec opowiedział, a If ograniczył się do potakiwania i podkreślania grozy opowieści milczeniem i zadumą, świadczącymi o tym, że nie wyszedł jeszcze z szoku. Matka przypatrywała mu się z troską. Widziała, że coś się w synu zmieniło, lecz odpowiedź nie przychodziła łatwo. Zauważyła wyraźniejsze wzory, nie umiała jednak ich zinterpretować, co przydawało zmartwienia. Nie była pewna, czy to zdolność odziedziczona po ojcu. On nie dostrzegał ich wyjątkowych splotów i nie wiedział, że nie powinny w tak krótkim czasie i tak nagle zwiększać swej wyrazistości. Takiej anomalii jeszcze nie spotkała i nie umiała sobie odpowiedzieć, o czym to świadczy.

Po tym zdarzeniu obserwowała go niemal nieustannie, starając się tego nie pokazywać, żeby mógł zachowywać się swobodnie i naturalnie. Wydoroślał. Stał się mniej dokazującym młodzieńcem, a bardziej młodym mężczyzną. Zaczął zwracać uwagę dziewcząt i młodych kobiet, które go adorowały i oferowały swoje towarzystwo, chcąc go sobą zainteresować bardziej niż inne. Nie unikał ich, lecz nie dawał im nadziei na intymniejsze relacje, traktując wszystkie jednakowo, bez szybszego bicia serca, bez okazywania, że któraś może stać się jego wybranką. Próbowała nakłaniać go do zwierzeń, mając nadzieję, że pozna istotę tej zmiany. Na próżno. Podejrzewała, że syn skrywa mroczną tajemnicę, której nikomu nie odda.

Patrzył teraz na świat z mądrością i dystansem, których nie doświadczają młodzieńcy w jego wieku. Dawało mu to możliwość spojrzenia z bardzo pożytecznej perspektywy na wszelkie problemy ich życia i rozwiązywania ich najprostszymi metodami. Taka umiejętność, już wkrótce zapewniła mu wysoką pozycję wśród współplemieńców, ich szacunek i podziw. Nadal chętnie chodził z ojcem na zbiory muślinu. Od pamiętnego zdarzenia nie zapuszczali się jednak tak głęboko w strefę Dragonów.

Niekiedy nocami, szczególnie amarantowymi, śnił o hebanowej postaci, a im bardziej sny te stawały się realistyczne, tym bardziej sprawiało mu to przyjemność, dawało niemal fizyczne zadowolenie i ukojenie młodych zmysłów. Śnił, że patrzy w te migdałowe, szkarłatne oczy i dotyka gładkiego hebanowego ciała, a potem otula się jedwabistymi skrzydłami i przywiera całym sobą do Niej. Ona mu się oddaje i śpiewa tak zmysłowo, że sam także zaczyna śpiewać, a ich ciała, splecione, zaczynają żarzyć, wymieniając swoją rozkosz.

Tęsknił i zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś Ją zobaczy i czy przyjdzie po dar, który mu zostawiła na przechowanie. Nie wiedział dokładnie co to jest, ale zdawał sobie sprawę, że to jest coś bardzo dla Niej cennego. Dostrzegał, że to go zmieniło, że sprawia tęsknotę coraz trudniejszą do zniesienia. Zastanawiał się też, czy nie wyruszyć na poszukiwanie Jej, by oddać, co mu podarowała, albo, jeśli pozwoli i go zechce, by zostać z Nią. Obawiał się, że nie będzie chciała zostawić dla niego swojego świata. I gdzie mieli by się podziać. Nie było miejsca, dla nich razem, ani w szmaragdowym świecie, ani tym bardziej w szkarłatnym. Te myśli stawały się nie do zniesienia, zadręczały i czyniły go posępnym.

Za namową rodziców, którzy szczerze zmartwieni, próbowali mu pomóc, postanowił znaleźć jakąś sympatyczną i mądrą dziewczynę, którą może uda mu się chociaż polubić.

Najmilej spędzał czas z Kat o zmysłowych oczach w kolorze bursztynu i przepięknych kasztanowych włosach, której delikatne wzory na skórze świadczyły o łagodnym usposobieniu, mądrości życiowej i gotowości do poświęceń w przyjaźni. Wiedział, że zaoferowałaby mu nie tylko przyjaźń, gdyby ją zachęcił. Nigdy nie brakowało im tematów do rozmów i żartów, potrafili też razem pomilczeć bez skrępowania. Była piękna i choć samą myślą i obecnością nie rozpalała w nim ukrytego ognia, to musiało mu to wystarczyć.

Zaprosił ją na spacer w noc spadających meteorów, co w ich kulturze oznaczało pewnego rodzaju deklarację lub niedwuznaczną propozycję. Zgodziła się, z jeszcze piękniej, niż zwykle błyszczącymi oczami. W okresie spadających meteorów, dzień był bardzo krótki i przez większą część doby panowały ciemności rozświetlane kaskadami szafirowych błysków na niebie. Można było wtedy pójść na bezkresne łąki, umościć sobie gniazdo z miękkich, pachnących traw, przytulic się do kogoś i podziwiać iluminacje natury na czarnym niebie. W taki przyjemny sposób spędzało tę noc wiele par.

If nigdy jeszcze tego nie doświadczył, tak jak jeszcze nie doświadczył bliskości z realną dziewczyną.

Kat wydawała się podobnie onieśmielona. Włożyła nową, podkreślającą ponętne dziewczęce atrybuty sukienkę, wykonaną ze szczególnie dobrego muślinu, który jej podarował. Kiedy ją zobaczył, stwierdził, że mógłby jej zapragnąć. Wzięli ze sobą słodkawy napój o rozluźniających właściwościach, którego moc potrafiła zniweczyć każde spięcie i poszli w bezkresne morze traw.

Gdy znaleźli się już wystarczająco daleko od innych par, innych oczu i uszu, które mogłyby ich peszyć, If umościł dla nich wygodne gniazdo, w którym ułożyli się nieśmiało obok siebie.

If nie wiedział jak zbliżyć się do tej pięknej dziewczyny, co powinien zrobić, co powiedzieć. Ona okazała się bardziej odważna. Tylko z odrobiną skrępowania przytuliła się do niego, położyła głowę na jego torsie i wsłuchana w przyspieszone bicie jego serca, obserwowała z zachwytem rozbłyski.

Jej ciepło, zapach, miękka i przyjemna w dotyku skóra, podkreślały wyjątkowość sytuacji i sprawiły, że zapłonął dla niej. Głaskał delikatnie jej włosy, twarz, szyję. Wodził dłońmi po ramionach, wyczuwając pod palcami strukturę jej wzorów, teraz wyraźniejszych z podniecenia. Palce wkradły się pod muślin i napotkały sterczące, pełne piersi, co wprawiło w zachwyt jego męskie ciało.

Kat także się to podobało. Wyginała gibkie ciało poddając je jego elektryzującemu dotykowi i mrucząc cichutko. If poznawał każdy jej skrawek dotykiem, a wreszcie odważył się posmakować jej ust, a potem całej reszty. Pachniała i smakowała oszałamiająco. Jego zmysły reagowały na to pożądaniem, widocznym w przyspieszonym oddechu, w jeszcze głębszym kobalcie w oczach, zachłanności pocałunków i wyprężonej męskości. Chciał się zanurzyć w tym tajemniczym, niepokojąco pachnącym i wilgotnym miejscu ukrytym między jej nogami, lecz nie chciał się okazać nachalny i niecierpliwy.

Trawa miękko uginała się pod nimi, łaskocząc i jeszcze bardziej pobudzając. W chwilach rozbłysków, z całkowitej ciemności wyłaniały się ich pałające podnieceniem oczy, a napotkany wzrok przyzwalał na więcej. W tej ciemności rozpłynęła się początkowa nieśmiałość. Jej dłonie odnalazły pragnącą męskość i sam ich dotyk przyprawiał o szaleństwo. Jego dłoń także odważyła się dotknąć jej dziewczęcego źródła. Cichutkim westchnieniem i subtelnymi ruchami bioder pokazała mu, że sprawia jej to ogromną przyjemność i że tam właśnie go pragnie.

Drżąc z podniecenia, niepewności i odrobiny zawstydzenia, bo robił to pierwszy raz, przywarł do niej i delikatnie rozsunął jej smukłe nogi. Powoli wsunął prężącą się męskość w to najcudowniejsze z sekretnych kobiecych miejsc i gdy poczuł jej wilgotne ciepło na sobie, jego ciało samo odnalazło rytm i zatańczyło. Instynktownie poruszał się w niej, wiedząc jak sprawić przyjemność im obojgu.

Wiedział, że wkracza coraz wyżej i nie będzie mógł przestać dopóki nie osiągnie szczytu, nie posmakuje spełnienia. Ona nie protestowała, przeciwnie, objęła jego biodra silnymi udami i zachęcała do szaleństwa. Poczuł, że chce, by to trwało jeszcze kilka chwil, lecz już nie opanuje swego pożądania. Myśli uleciały jak rozbłyski na niebie. Kat dodała do nich swoje i podążała za jego pragnieniem. Szeptała, mruczała, jęczała i wreszcie krzyknęła, by ją wypełnił i został. I tak się stało. Iluminacje na niebie smagały barwami ich nagie splecione ciała, a oni oboje wiedzieli, że znów ich zapragną i że będą je oglądać całą noc.

Z każdym następnym dniem Kat stawała się dla Ifa coraz ważniejsza. Spędzali ze sobą wszystkie wolne chwile. Sny o hebanowej istocie sprawiały mniej bólu i nie pielęgnowały tęsknoty.

Wreszcie postanowił, że ma już swoją wybrankę i wypowiedział magiczne słowa. Stał się teraz jednym z najbardziej szanowanych członków społeczności i wkroczył w szczęśliwe życie. Zajmował się przede wszystkim doradzaniem innym i rozstrzyganiem ich sporów. Nadal też chodził z ojcem po muślin. Rodzice byli z niego dumni i cieszyli się jego ustatkowaniem, choć matka wciąż miała wątpliwości, których nie umiała wyjaśnić. 

 Chciał zrobić Kat niespodziankę i podarować jej najpiękniejszy muślin, jaki można zdobyć. Ojciec nie był już tak wytrwały i odporny na trudy jak kiedyś. Zaczynało mu brakować sił na długie wędrówki do strefy szczytów. Postanowił więc wybrać się tam samodzielnie, by korzystając z doświadczenia nabytego przy ojcu, pozyskać najcenniejszy skarb dla swej wybranki. Zapuścił się niemal tak daleko, jak w pamiętny półmroczny dzień cudem przeżytego spotkania z Dragonami.

Rozłożył kosz i rozpoczął pozyskiwanie muślinu o przepięknej barwie żółtobrunatnej ochry z kremowymi akcentami, widząc w wyobraźni radość jaką sprawi Kat. Był początek pory półmroku, idealny moment na zrealizowanie wyzwania. Nie był wystawiony na widok ze szczytu, a światła wystarczało do pozyskania pięknej materii. Uwijał się sprawnie i zamierzał pozostać tu tylko tak długo, jak to było absolutnie konieczne. Wiedział bowiem, że kusi los po raz drugi. Ledwo o tym pomyślał, znad szczytu na ponurym niebie wyłonił się czarny skrzydlaty kształt. Stawał się co raz większy, nadzwyczaj szybko przybliżał się do miejsca, w którym If starał się wtopić w tło i stać się niewidzianym. Zmierzał wprost w kierunku kępy muślinu, za którą ukrył się If, jakby to było zaplanowane spotkanie. Tak w istocie było, co If zrozumiał w chwili, w której rozpoznał czarną postać lądującą z niezwykłą gracją tuż przy nim.

Serce zabiło mocniej, nie wiadomo czy bardziej z obawy, czy radości ze spotkania, o którym tak długo marzył.

Dragonka wyglądała bardzo dostojnie. Stała przed nim górując, dumna, budząca grozę i jeszcze piękniejsza, niż ją zapamiętał. Patrzyła na niego inaczej, niż podczas pierwszego spotkania. Nie widział pogardy i zainteresowania jedynie zjawiskiem, za jakie wtedy go miała i nie widział też zamiaru zniszczenia go. Patrzyła jak na kogoś, kogo szukało się po całym świecie i wreszcie znalazło, lecz jeszcze się nie wie, czy to dobrze, czy raczej jest to zapowiedź końca. Patrzyła i nic nie myślała do niego, a on stał jak urzeczony i nie chciał przerywać tak pięknego milczenia.

Nie zdążyłam cię przywołać, a ty już jesteś.

Sama myśl doświadczona w umyśle spowodowała, że krew zaczęła krążyć emocjami i w środku rozgrzewały się te same wrażenia, które poczuł otrzymując Jej dar.

Ona też je poczuła, tak jakby ten dar ją przywoływał, jakby wyrywał się by do Niej wrócić.

W Ifie szalała burza, nie mógł okiełznać pragnienia tej istoty i chciał mu ulec. W Jej oczach czaiła się też jakaś wątpliwość, zabarwiona smutkiem. Nie łatwo było zdecydować o odebraniu tego, co mu podarowała, bo nie wiedziała, jakie będą tego konsekwencje. Dotąd żaden Dragon nie złożył cząstki siebie w istocie obcej rasy. Wycofanie daru nawet zdeponowanego w innym Dragonie, było co do zasady niedopuszczalne i możliwe jedynie w bardzo wyjątkowych sytuacjach. Nie było całkowicie pewne i w niektórych przypadkach kończyło się fatalnie nie tylko dla powiernika ale i dla darczyńcy. Cóż dopiero w tym jedynym przypadku, w którym związane zostały losy dwóch całkowicie różnych od siebie istot.

Przestudiowała wszystkie dostępne informacje na temat wycofania daru i wypytała o to wiedzącą, która ostrzegła, że wycofanie bez akceptacji powiernika wywoła komplikacje nie do powstrzymania.

Nie mógł wiedzieć czym jest ten dar, więc nie mógł szczerze zaakceptować jego zwrotu. Była zmuszona wyjaśnić mu to, co nie było łatwe, zważywszy na kompletny brak wzajemnej znajomości podstawowych zasad rządzących ich odrębnymi światami.

Złożyła swe imponujące skrzydła, usiadła obok niego i pomyślała najprościej, najszczerzej jak mogła.

To, co ci dałam na przechowanie, to cząstka mnie, zdolność do miłości i  zdolność do oddania się drugiemu. Jeśli ten dar zostaje przekazany, nikt inny, kto go nie otrzymał, nie może mnie posiąść, być moim partnerem lub mnie zdominować. Musiałby najpierw wykraść go tobie, niszcząc cię.

Przekazanie go tylko na przechowanie sprawiło, że stałam się pusta, ale pożądający mnie nie mogli mnie mieć. Zyskałam czas, by się wzmocnić. Nie mogli mnie dostać, więc dali mi spokój. Teraz nikt już mnie nie ruszy, jestem najważniejsza.

Możesz mi go oddać, ale nie mogę ci go zabrać. Nie wiem, co się stanie, gdy dostanę go z powrotem, nie wiem, co będzie z tobą, nie jesteś Dragonem. Może stracisz życie, albo zdolność do miłości i wszelkiej radości, a może nic się nie zmieni. Jeśli mi go nie oddasz, może się uaktywnić tylko, gdy będziemy blisko siebie, co nie jest raczej możliwe, nie jesteś Dragonem. Aktywny sprawi, że będziesz mnie pragnął. Nie jesteś Dragonem, jak mam być twoja? Zdecyduj, możesz to zrobić tylko ty, dobrowolnie.

Patrzył na Nią i wiedział, że dar uaktywnił się niemal od razu. Sny i tęsknota przy Kat nieco zelżały, ale wciąż sprawiały, że jego wzory były nienaturalnie piękne i wyraźne. Czuł zamęt w sercu. Pragnął Jej, chciał Ją poznać, posiąść, być z Nią, dzielić z Nią życie. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nic o Niej nie wie, nawet jakie nosi imię. W chwili, gdy o tym pomyślał usłyszał w całkowitej ciszy

Phaedra

I opowiedziała mu o swym życiu. Myślała dla niego o swoim świecie, o zwyczajach Dragonów, o tym jak żyją i mieszkają, o tym kim dla nich jest i jak ważne jest, by była i dlaczego najsilniejsi próbowali ją zdominować.

Gdy do niego myślała, wydawała się delikatna i subtelna, co było kontrastem dla siły i dzikiego piękna jej postaci. Słuchał i czuł wewnątrz ożywające ciepło rozlewające się po ciele. Patrzył w szkarłatne oczy z budzącą się, dotąd uśpioną namiętnością i pragnął dotykać hebanowej gładkiej skóry, pod którą zarysowywały się cudownie skomponowane kształty. Chłonął Jej zapach o nieznanych i niepokojących, lecz ekscytujących wręcz nutach. Zachwycał się skrzydłami, które erotycznie Ją opływały, utkane z magicznej materii Jej ciała, gładkie niczym jedwab, z ledwo dostrzegalnymi cieniutkimi niteczkami, szkarłatnymi i błyszczącymi, jak Jej oczy. Siedział przy Niej i choć przecież nie wykonywał żadnej pracy, czuł, że jego oddech stał się łapczywy, a serce przyspieszyło swój rytm. Dotknął nieśmiało jej smukłej dłoni, bojąc się, że Ją spłoszy lub narazi się na Jej gniew. Poczuł się tak, jakby ten dotyk zmienił go w najbardziej szkarłatny rozbłysk na niebie tego obcego świata. Uwolnił całe swoje pragnienie z okowów, w których je zamykał przez cały czas spędzony bez Niej. Odważył się i pocałował Ją, dostrzegłszy w Jej oczach odbicie własnego pragnienia. Oddając pocałunek przypieczętowała złożenie w nim swego daru.

Całował Ją zachłannie, namiętnie, nie dbając o to, że być może przesądza o końcu swego istnienia.

Ona także całowała, rozpalając pożądanie w nich obojgu. Jej skrzydła stały się jeszcze bardziej ponętne. Falowały i opływały zmysłowo jej zgrabne ciało, jakby żyły własnym życiem i zachęcały do zbliżenia. Muskały jego skórę, a on odbierał tę cudowną pieszczotę z westchnieniem rozkoszy.

Ich dłonie oswajały siebie nawzajem. Jego ulegały zachwytowi tym alabastrowo gładkim i idealnie umięśnionym ciałem. Jej smukłe palce zakończone karminowymi szponami zachwycały się jego wzorami na miodowej skórze, co sprawiało mu przyjemność odbierającą poczucie rzeczywistości. Przylgnęła do niego.

Teraz on do niej myślał. O tym, że dar już jest aktywny, że Jej pragnie, że chce żeby się z nim kochała bez zahamowań i nie ważne co będzie potem. Myślał co czuje, a ona choć nie wszystko rozumiała, pojęła, że chce zaryzykować i zaznać erotycznego spełnienia z tą obcą istotą, której los sama wybrała.

Położyła się wśród muślinu, wyglądając na jego tle, jak cenny klejnot na aksamitnej podusze. Rozłożyła swe dostojne skrzydła, teraz trochę sztywniejsze i drżące z podniecenia, a na nich smukłe ramiona i długie zgrabne nogi, zapraszając, by ją posiadł. I zrobił to, tonąc w migdałowych oczach pałających taką samą jak jego żądzą. Gdy w nią wszedł, odebrał jeszcze raz wszystkie wrażenia jakie towarzyszyły złożeniu w nim jej daru, tylko teraz, z każdym ruchem one ulegały zwielokrotnieniu. Zdawało mu się, że zaraz eksploduje, że jego zmysły nie są w stanie wytrzymać tak intensywnych doznać, że ostatecznie popadnie w nicość. Dojście do tej granicy było samo w sobie silnym bodźcem erotycznym i zdawał sobie sprawę, że nigdy nie zaznałby tego z istotą swojej rasy. Ona także reagowała intensywniej, niż mogłaby z każdym innym. Gdy w niej był, gdy wyprężony i coraz bardziej odważny, tańczył w jej wnętrzu, chwyciła go w potężne ramiona i oplotła silnymi udami. Twarz jeszcze wypiękniała spazmem rozkoszy, z oczu posypały się iskry szkarłatnego zadowolenia, a z ust wydobyła się dotykająca duszę pieśń spełnienia. Trzymając go mocno, wygięła zachwycające ciało i wzleciała razem z nim w mroczne niebo. To było dla niego tak niespodziewane i tak podniecające, że lecąc w górę szczytował razem z nią, wtórując jej pieśni swym krzykiem rozkoszy.  

Mimo spełnienia nadal jej pragnął. Każda sekunda w locie pobudzała i wzmagała pożądanie. Przywiodła go na szczyt surowej skały, której otoczenia nie mógł zobaczyć w gęstym mroku.

Opuściła go delikatnie, a on pomyślał, że nadal jej pragnie. Uśmiechnęła się pięknie i z łobuzerskimi iskierkami szkarłatu wykonała piruet falując drżącymi skrzydłami, na zakończenie którego uklęknęła przed nim zbliżając usta do wciąż prężącej się męskości. Dotknęła gładkim jak jej skóra językiem i zlizała kropelkę na jej końcu. Posmakowała i zamruczała z zadowolenia. Gdy znalazł się w jej ustach, mało nie stracił przytomności i nie popadł w rozkoszny niebyt. Pieściła go tak przez chwilę, wiedząc że sprawia mu przyjemność i że błaga o jeszcze. Wyczuła, że on jest już na skraju szczęścia.

Nadal klęcząc odwróciła się do niego tyłem i pomyślała Teraz chcę, żebyś mnie posiadł naprawdę.

Odgarnął falujące i drżące skrzydła, przysunął się do spiżowo pięknych bioder i wszedł w nią, w jednej chwili doznając ekstazy, na którą nałożył się jej spazm, a towarzyszyły temu najpiękniejsza jej pieśń i jego najszczęśliwszy krzyk, uniesione w przestworza.

Przytulił ją do siebie i spokojnie pomyślał dla niej, że chce jej oddać otrzymany dar. Zrozumiał to, co i ona wiedziała. Nie ma dla nich razem miejsca w obu światach, a nie chciał, by ta cudowna istota stała się przez niego wyrzutkiem.

W jej spojrzeniu zgasło szczęście goszczące jeszcze przed chwilą i pojawiło się smutne zrozumienie, takie jak w jego oczach.

Dobrze, to Twoja decyzja. Odprowadzę Cię bliżej twojego świata i tam się rozstaniemy, na zawsze. Dziękuję za ….wszystko.

Zaprotestował w myślach, chciał żeby to uczyniła teraz, tu na dachu świata, którego nie mógłby bez niej zdobyć.

Wahała się przez moment, po czym podeszła do niego uroczyście, przygarnęła do gładkich piersi, a on objął jej ponętną kibić. Trwali tak przez chwilę w czułym splocie. Wreszcie pocałowała go delikatnie, myśląc do niego intensywnie i otwierając swe serce na dar, który miał do niej wrócić. Jego jaźń uwolniła część Jej, przechowywaną dotąd z pietyzmem.

Oboje rozżarzyli się purpurą. Wiedział co ma robić. Wiedział, że oddaje jej część, którą już uważał za swoją.

Zanim ta potężna energia uleciała z niego na zawsze, spojrzał z jeszcze nie wygasłym uczuciem w smutne szkarłatne oczy, pomyślał dla niej życzenie szczęścia, szybkim ruchem uwolnił się z ukochanych objęć. Krzyknął Żegnaj i skoczył w mroczne przestworza.

Nie mogła tego zrozumieć i nie mogła tego przewidzieć, bo tego nie planował. To się stało tak szybko, że zanim się zorientowała, co uczynił, było już za późno, by mogła go odnaleźć i ocalić przed upadkiem i roztrzaskaniem się o ostre krawędzie surowych skał. Bała się, że skazała się na samotność i pustkę. Oddał jej dar, lecz ona nie była pewna, czy chciała go odzyskać, a teraz nie można już cofnąć zdarzeń i wyrażonej za mało stanowczo woli.

Dar, który jej oddał, nie uchronił przed rozpaczą targającą duszę.

Otulona zwiędłymi ze smutku i tęsknoty skrzydłami, zapłakała, zaśpiewała najbardziej rozdzierającą serce pieśń. Pieśń żałoby, słyszalną w obu światach. Kończącą życie, zanim się na dobre zaczęło. Pieśń, która będzie śpiewana także w jego świecie, jeszcze przez długie lata.

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Stworzyłaś ładny świat, uczuciową opowieść. Ale jak dla mnie – tekst jest zbyt poetycki i za dużo w nim erotyki i romansu. Nic to, może jeszcze zjawią się amatorzy.

Słońce gościło w nim jedynie przez kilka godzin na dobę, a przez większą część roku panował tam półmrok, przerywany czasem rozbłysków, zabarwionych amarantowo i szmaragdowo iluminacji na nieboskłonie.

No to mamy niesamowitą anomalię astronomiczną. Albo świat mieszczący się w jaskini.

co nie było łatwe, zwarzywszy na kompletny brak wzajemnej znajomości

Ojjj! Paskudny ortograf.

 

Babska logika rządzi!

Erotyka jednocześnie wysublimowana i wyuzdana – mieszanka odrobinę niestrawna, bo za mocno przesłodzona. Pozdrawiam autorkę, życząc jej choć odrobinę podobnych, erotycznych uniesień.

Tjaa, pomarzyć dobra rzecz w niedzielę wieczorem przy kominku… :-)

Love story z tragicznym finałem, pasującym do wizji podzielonego między dwie wrogie sobie rasy świata. Tylko to dopasowanie ratuje – w moich oczach – ten tekst.

 

A dlaczego ma tag konkursu Czy boisz się ciemności?

 

Niestety, nie moja bajka. Według mnie przekombinowany język przytłacza całą resztę.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Kurna, kolejne opko na Ciemność? A myślałem, że mam już ten konkurs za sobą… No nic, no. Trzeba będzie przeczytać.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dziwna opowieść o seksie międzygatunkowym, okrutnie – jak zauważył Ryszard – przesłodzona. Rozpoetyzowany język w pierwszych fragmentach nawet mi się podobał, ale potem niektóre określenia/sformułowania/metafory wydały mi się niedopasowane, zbyt wzniosłe i wsadzane na siłę. Poza tym trafiały się nielogiczności: był taki fragment, w którym opisywałaś współistniejące obok siebie rasy, by chwilę później napisać, że tak się genetycznie nie trawiły, iż nie mogły współistnieć…

I jeszcze jedno; to tylko przykład:

Gdy do niego myślała, wydawała się delikatna i subtelna, co było kontrastem dla siły i dzikiego piękna jej postaci. Słuchał i czuł wewnątrz ożywające ciepło rozlewające się po ciele. Patrzył w szkarłatne oczy z budzącą się, dotąd uśpioną namiętnością i pragnął dotykać hebanowej gładkiej skóry, pod którą zarysowywały się cudownie skomponowane kształty. Chłonął Jej zapach o nieznanych i niepokojących, lecz ekscytujących wręcz nutach. Zachwycał się skrzydłami, które erotycznie opływały, utkane z magicznej materii Jej ciała, gładkie niczym jedwab, z ledwo dostrzegalnymi cieniutkimi niteczkami, szkarłatnymi i błyszczącymi, jak Jej oczy. Siedział przy Niej i choć przecież nie wykonywał żadnej pracy, czuł, że jego oddech stał się łapczywy, a serce przyspieszyło swój rytm.

Sorry, taki mamy klimat.

No dobra, czas zacząć nadrabiać zaległości. Przyznam, że podczas kwietniowych dyżurów nie natrafiłem na ani jeden tekst, który zachwyciłby mnie na tyle, żebym mógł zaproponować go do biblioteki. Tutaj na przykład mamy przepełniony poezją międzygatunkowy erotyk (o tyle oryginalny, że wampira zastąpiła dragonka ;-) ). W “Gazecie Telewizyjnej” przy tego rodzaju produkcjach piszą zwykle: dla koneserów.

Dziękuję za wszystkie komentarze, które nie wprawiają w euforię, ale jednak radująwink

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka