Moje życie zakończył wybuch. Supernowa i towarzysząca jej jasność blaknie każdego dnia, wkrótce stanie się pewnie niewidoczna. Pamiętam dobrze z astrofizyki, w jaki sposób swój żywot kończą niektóre ciała niebieskie: „W jądrze masywnej gwiazdy przestają zachodzić reakcje termojądrowe i pozbawiony ciśnienia promieniowania obiekt zaczyna zapadać się pod własnym ciężarem.” Dokładnie tak się teraz czuję.
Pogrążam się w mroku nie wiedząc gdzie i w jaki sposób się znalazłem. Analizuję swoje położenie. Bezskutecznie. Zmysły dają sprzeczne sygnały, zupełnie jakby nie działały tu wcale. Moje ciało nie reaguje właściwie, a myśli gubią się w chaosie niezrozumiałych bodźców. Brak światła powoduje dezorientację. Zapach sterylnej nicości przenika wszystko.
Dziwne miejsce. Tak odmienne od wyobrażeń o życiu po życiu. Cisza i mrok. Czy na to właśnie zasłużyłem? Wierzę, że nie. Czuję, że coś ze mną robią, jednak nie mam na to żadnego wpływu. Przygotowują mnie do czegoś? Pytania mnożą wątpliwości, a te potęgowane są brakiem odpowiedzi.
W mroku niczego nie potrafię dojrzeć. Pochłania całą moją energię, gdy próbuję przebić go wzrokiem. Rezygnuję. Poddaję się próżni. Nie widzę nadziei, jednego choćby promienia. Wypatruję go każdego dnia.
*
Wyczuwam ich ciągle. Przenoszą mnie z miejsca na miejsce. Czasem szarpią moje ciało zupełnie tak, jakby chcieli mnie rozłożyć i poskładać na nowo. Na szczęście nie czuję bólu. Wierzę, że chcą dla mnie dobrze. To co robią, miesza mi jednak w głowie. Często wówczas zasypiam. Śnię długo, a każdy powrót świadomości daje nadzieję na odnalezienie sensu.
Nim zasnę zadaję sobie pytanie: Czy są aniołami? Jeśli tak, to dlaczego milczą?
Gdy się budzę, desperacko szukam odpowiedzi.
Głęboka cisza. Stwierdzenie to definiuję na nowo. Wydaje się, że jeden realny dźwięk mógłby przebić mur, odgradzający mnie od prawdy. Zawsze myślałem, że zaświaty to miejsce wszechogarnięte muzyczną euforią. Serafiny, chóry anielskie głoszące chwałę Pana. To wszystko zdaje się obecnie jedynie fantastycznym wyobrażeniem absolutu.
Anioły, wysławiające Jego sprawiedliwe panowanie, milczą. W tej pustce drażniąco wybrzmiewa pytanie, czy pieśni wychwalające Jego istnienie kiedykolwiek powstały? Wypieram myśli niechciane, koszmary o wieczności w ciszy i mroku, lecz milczące anioły coraz bardziej mnie przerażają.
*
Zapach. Znajomy, wręcz bliski. Dotyk. Ciepły i energetyzujący. Próbuję zidentyfikować źródło doznań, powiązać ze wspomnieniami. Mrok wciąż pochłania wszystko. Walczę z nim. Nie chcę zgubić tych ciepłych emocji podtrzymujących wolę życia.
Szukam schronienia dla wspomnień, wypieram mrok z wnętrza duszy. Godzę się z ciszą. Znajduję ukojenie od nachalnych pytań i przerażających niemych odpowiedzi. Zaczynam od nowa. Tabula rasa. Zapisuję każde skojarzenie, odnotowuję wrażenia. Szukam sensu w sposób systematyczny i uporządkowany. Zamykam oczy i widzę wszystko czarno na białym. Mrok nie ma tu wstępu.
Dotyk, który rozprasza ciemność. Czuję go na powierzchni dłoni. Rozchodzi się po ciele i szybko odnajduje serce. Jest jak promień słońca o poranku. Kojące uczucie nadziei na nowy dzień. Pielęgnuję je, a ono wypełnia moją samotnię.
Każdy Twój gest przemawia do mnie. Pomaga przywrócić wspomnienia. Jesteś tu, choć nie było Cię ze mną, gdy to wszystko się stało. Jakim więc cudem jesteś tutaj? Czy wybuch był początkiem końca wszystkiego? Słyszysz mnie? Ja siebie nie słyszę.
Znajdę w końcu sposób, by się z Tobą porozumieć. Piszę listy do Ciebie, takie jak te. Są dziwne, bo pisane emocjami na dnie mojej duszy. W pustce, która mnie ogarnia, są zaskakująco trwałe i pomagają się odnaleźć. Zaczynam też wierzyć, że może je odczytasz i odpowiesz.
*
Każą mi się poruszać, próbują postawić na nogi. Nie pozwalają upaść. Milczące anioły są nieugięte. Uczucie bólu przypomina prawdziwe życie. Wspomnienie złamanej nogi, wyrostek, kanałowe leczenie. Wszystko to wraca, jak mgliste wspomnienie. Jest jednak realne, jak nigdy przedtem. Zawieszony między niebem a ziemią wciąż szukam wyjaśnienia. Jeśli żyję, dlaczego nic nie jest takie jakie być powinno? Dlaczego tak trudno zebrać myśli?
Mrok napiera, gdy nie wspierasz mnie swoją obecnością. Gdy zostaję sam, zaczyna mnie wzywać. Tłumaczę, że nie mogę teraz. Że kiedyś tak, ale teraz mam Ciebie. Nastaje. Jest zaborczy, nie chce ustąpić. Wmawia mi, że jest realny, a nasze listy to tylko sen. Twierdzi, że nie należę już do świata żywych.
Trwam nadzieją i przekonaniem, że należę do Ciebie.
*
Ciepło Twojej dłoni na moim policzku. Całuję ją. Chłonę Twój zapach i ciepło.
Posilam się życiodajną energią, którą się ze mną tak szczodrze dzielisz. Nie wiem kiedy znów się pojawisz, jak długo będę musiał przeżyć o własnych siłach.
Dlaczego twierdzę, że to Ty? Tylko Ty mogłaś napisać mi na dłoni: „Kocham Cię, małpiszonie”.
Mogę już chodzić. Trzymasz mnie za rękę i prowadzisz w nieznane.
Pierwsze od wypadku wyjście na zewnątrz było nieziemskie. Ciepło promieni słonecznych i wiatr na twarzy odczuwałem, jakby to był pierwszy raz. Odetchnąłem pełną piersią i poczułem, że moje życie może choć w części wrócić do normalności.
Poskładali mnie idealnie. Odkąd wiem, jakie są szanse na względną normalność, daję z siebie wszystko. Kręgosłup mam cały, złamań nie było wiele. Nie umarłem.
Wierzę Ci. Nigdy mnie nie okłamałaś.
Żyję, choć wiem, że mrok będzie mi towarzyszył do końca życia. Rozwiewam ciemność radosną myślą, że znów mogę być z Tobą.
Piszemy do siebie nie zwracając uwagi na interpunkcję i formę. Komunikaty nie są długie, ale wiem wszystko, co powinienem, by całkowicie poddać się trudnej rehabilitacji. Mam tu dobrą opiekę. Choć to wiedziałem, potwierdzenie było kojące.
„Jesteś latarnią, która wskazuje kierunek. Za Twoim światłem pójdę wszędzie.”
Nie potrafię pisać prosto, zwłaszcza do Ciebie. Listy pisane na dłoni są krótkie, jednak pełne głębi. Wierzę jednak mocno, że kiedyś będę mógł Ci przekazać wszystko w formie, na którą zasługujesz, pełnej i kwiecistej.
*
Komunikat: „wracamy do domu” odbieram jak wyciągniętą dłoń. Tonę, a ty mnie ratujesz. To takie baśniowe.
Senne marzenie? Nieprawda!
Mrok podsuwa jednak wciąż wątpliwości. Kusi brakiem bólu i rozczarowań. Osacza mnie. Próbuje wedrzeć się do mojego serca, gdy odchodzisz.
Czy zawsze zdążysz na czas? Czy starczy sił, by czekać na każdy Twój powrót?
„Bardzo Cię kocham” odpisuję drżącą ze wzruszenia ręką, a potem całuję twoją dłoń, dając sygnał: prześlij wszystko.
Wiem, że nigdy nie dałem Ci tyle, na ile zasługiwałaś. Zbyt mało słów wypowiedzianych w czasach, gdy było łatwiej wyrazić uczucia. Brak gestów tak ważnych każdego dnia, by zobaczyć Twój uśmiech. Dziś zostają wyznania malowane palcem na dłoni. Tak gorące, że czuję ich subtelne płomienie. Ogrzewają mnie, gdy zostaję sam. Podsycam je uczuciami, które są silne jak nigdy wcześniej.
*
Dom, bezpieczna przystań. Szybko uczę się po nim poruszać. Znajome krawędzie, obicia mebli wyrażają dziś więcej. Piszą na moich dłoniach swoje imiona, zupełnie jakby wiedziały, że nie mogę ich zobaczyć, ani usłyszeć odgłosu ich naturalnych właściwości. Wołają: „uważaj, zaraz za mną jest ten wredny próg”. Prowadzą mnie bezpiecznie wszędzie tam, gdzie potrzebuję dotrzeć. Pomagają odnaleźć wszystko, czego potrzebuję. Prócz Ciebie.
Gdy wyjeżdżasz na dłużej, zostaję sam na sam ze swym mrocznym przeciwnikiem. Wypalona gwiazda z deficytem energii kontra zimna przestrzeń, której nie mam siły sam wypełnić.
***
Nigdy nie zdecydowaliśmy się na psa. Wiedziałem, że duże zwierzęta wzbudzały Twój strach. Ja nigdy nie akceptowałem „kieszonkowców”. Gdy na moich kolanach pojawiła się kudłata mała kulka, wszystkie wątpliwości zniknęły. Pełne niedookreśleń kłębowisko emocji wyparło pytania czystą radością.
Dzięki Kulce przestałem tak szybko ulegać odrętwieniu. Pilnowała mnie, godnie próbując zastąpić Ciebie. Gdy tylko pojawiał się mrok, Kulka podgryzała delikatnie moją dłoń albo ciągnęła za nogawkę. Gdy miałem ją na rękach, wypełniała moją przestrzeń zapachem i ciepłem, które malowały na ścianach świadomości barwy i kształty absorbujące uwagę.
Już nie wskakuje mi na kolana. Urosła. Głaszczę jej łeb, który często podsuwa pod moją dłoń. Myślę, że Kulka dobrze wie, jak bardzo jej potrzebuję. Razem łatwiej przegonić cienie, zniechęcić mrok i czekać na Ciebie.
*
Pierwszy spacer po lesie przywołuje mroczne lęki. Jest swego rodzaju testem zaufania i niełatwą lekcją orientacji w otwartej przestrzeni. Boję się, ale trzymasz mnie ciągle za rękę. Drugą pewnie prowadzę Kulkę. Razem zakładaliśmy uprząż, bym wiedział, jak nierozerwalni jesteśmy. Czuję się z Wami bezpiecznie. Zapachy, wibracje i doznania odbierane przez skórę, pozwalają wypełniać wyobraźnię nowymi doznaniami. Wzmacniają mnie.
Każda szczęśliwie zakończona wyprawa w nieznane jest jak ucieczka od dobrze znanego wroga. Nowe wspomnienia są tym, co mogę przywołać, gdy zaczyna się odrętwienie.
Po treningach dla psów przewodników i ich właścicieli staliśmy się niezależni. Kulka jest już przygotowana, by móc wyprowadzać mnie na spacer, gdy zostajemy sami. Możemy uciec w każdej chwili, a nawet odnaleźć Ciebie, jeszcze nim wejdziesz do domu.
*
Nie miałem pojęcia, gdzie jedziemy. Samochód już wyczuwałem, ale przez mdłości długo budził moją niechęć. Znalazłem jednak sposób na zajęcie myśli i koncentrację zmysłów. Próbuję określić swoje położenia na podstawie wibracji i czasu, jaki upłynął od każdego manewru. Trzymam rękę na Twoim ramieniu. To niemal tak, jakbym sam prowadził.
Wskazówki nanoszę na wyimaginowaną mapę. Ułożyłem ją z miejsc, które zapamiętałem, punktów orientacyjnych mających znaczenie dla stałego poruszania się po miejskiej dżungli. Wiele rzeczy przywoływała podświadomość. Nigdy bym nie podejrzewał, że tyle detali zarejestrował mój umysł. Szczerze współczuję tym, którzy są głuchoniewidomi od urodzenia. Jak oni sobie radzą z tyloma niewiadomymi?!
Z początku myślałem, że się pomyliłem. Nie wierzyłem, że możesz chcieć mnie tu przywieźć. Filharmonia była ostatnim miejscem, które mogłem sobie zamarzyć. Wydawało się to prawie niedorzeczne. Zaufałem Ci jednak, a Ty dałaś mi kolejny powód, by kochać Cię jeszcze mocnej.
*
Zawsze wiedziałem, że muzyka jest czystym uosobieniem emocji, a technicznie po prostu wibracją dźwięku. Dziś obie te prawdy objawiły mi się na nowo. Gdy prowadziłaś mnie od instrumentu do instrumentu, nie miałem problemu, by rozpoznać, z jakim mam do czynienia. Czułem, że uśmiecham się całym sobą, a dowartościowany muzyk dawał z siebie wszystko.
Najpiękniejsze było to, że grający wydawali się być wyłącznie dla mnie. A mój świat zatrzymał się w tym cudownym miejscu, tętniącym i wibrującym emocjami. Nie mam pojęcia, jak Ci się to udało i ile Cię to mogło kosztować. Mam nadzieję, że uśmiech na mojej poranionej twarzy wyrażał w wystarczający sposób wdzięczność dla nich wszystkich, a dla Ciebie w szczególności. A potem, gdy już myślałem, że wzruszenie sięgnęło najwyższych poziomów położyłaś mi dłoń na ramieniu, a drugą umieściłaś w mojej ręce. Staliśmy twarzą w twarz, a ja mogłem tylko przypuszczać, co może się wydarzyć.
Gdy poczułem uderzenie fal i wibracje dźwięków, nie miałem wątpliwości. Poprosiłaś ich o wykonanie utworu, który tańczyliśmy na naszym weselu. Wyraźnie wyczuwałem znajomy rytm, a harmonijne współbrzmienie instrumentów, prowadziło nas przez wspomnienia. Były niemal namacalne. Pamiętałaś, że zawsze, słysząc tę piosenkę, brałem Cię w ramiona, zapraszając do sentymentalnych uniesień.
Tańczyliśmy rytmicznie, a mnie szczęście ściskało za gardło. Nigdy bym nie pomyślał, że będzie to jeszcze możliwe. Gdy utwór się skończył, przytuliłem Cię i poczułem łzy na Twoim policzku. Ty też to odczuwałaś tak silnie jak ja? Wierzę, że tak właśnie było, a także w to, że anioły może i są milczące i niewidoczne, ale starają się przemawiać do mnie w sposób, który mogę zrozumieć.
*
Warsztaty garncarskie również mi się podobały, ale nie tak bardzo, jak wspólna jazda na rowerze. Zastosowanie tandemu odkryłem ze zdziwieniem i satysfakcją, a wspólna przejażdżka była kolejną rzeczą, która zdawała się być nieosiągalnym marzeniem. Aktywność sprawia mi coraz większą radość. Wiatr na twarzy i możliwość korzystania z ciała w dostępnym jeszcze zakresie, wyzwala we mnie entuzjazm dotąd nieznany.
Biegam po parku, asekurowany przez Kulkę. Niesamowite, jak dobrze potrafimy się dostosować ruchowo. Czuję wibracje, gdy szczeka, a nawet, gdy zawarczy. Dostrajam się do jej emocji, podobnie jak ona do moich. Wspaniałe zwierzę. Mam nadzieję, że pokochałaś je tak, jak ja, że już się nie boisz dużych psów. To przecież Kulka u mojej nogi, która nie pozwala mi zatonąć. Pomaga, gdy nie ma obok Twojej wyciągniętej dłoni.
Teraz jesteś o krok przed nami. Nigdy nie biegałaś, ale czuję, że podobnie jak ja doceniasz jak nigdy przedtem, możliwość robienia różnych rzeczy wspólnie. Czasem się zrównujemy, a Ty dotykasz mojego ramienia, by dać mi znać, że jesteś. Ale ja i tak czuję zapach Twojego ciała i wiem, że mnie strzeżesz. Każdego dnia odkrywam nowe możliwości ludzkiego powonienia.
Stopniuję intensywność doznań, grupuję i nadaję im nazwy. Z każdym dniem pogłębiam swoje możliwości poznawcze, definiując odcienie doznań, tworząc paletę barw i malując obrazy, zapełniając świadomość kolorami pięknej egzystencji. Zapach Twojej skóry, szczególnie po słonecznym i aktywnym dniu, jest jak narkotyk, który uaktywnia we mnie artystę. Rozciągam płótno wyobraźni. Mam go pod dostatkiem. Codziennie mogę zapełniać kolejne i nigdy nie mam dosyć. Najbardziej lubię malować emocje, które wyczuwam, gdy jesteście blisko.
Maluję wówczas anioły. Jeden jest kudłaty, a drugi gładki jak jedwab. W środku jestem ja. Supernowa uczuć, której blask nie gaśnie, bo dawkowane umiejętnie emocje podsycają skutecznie ogień życia.
*
Lubię, jak prosisz mnie o zawiązanie oczu apaszką. Jest bardzo delikatna i przyjemna w dotyku. Dajesz jasny sygnał, czego oczekujesz. Jest czytelnym zaproszeniem i deklaracją, które rozumiem bez słów. Niesamowite, że znaleźliśmy na nowo nasz wspólny język, a mój świat Cię nie przeraża.
Mam nadzieję, że podobnie jak ja odkrywasz nowe receptory na swoich dłoniach. Razem czytamy siebie, przeszukując karty rozdziałów naszych otwartych ciał. Mam swoje ulubione fragmenty, które nigdy mi się nie znudzą. Znam już każde zagłębienie na Twojej skórze. Dostrzegam piękno, które przez wiele lat widziałem w sposób niepełny. Każdy centymetr Twojego ciała odsłania wdzięcznie swoje tajemnice. Razem piszemy wspólne historie. Bez fabuły i zawiłości. Proste opowieści o miłości z banalnym happy endem.
Naszych fantastycznych powieści uczę się na pamięć, a potem przywołuję w myślach, gdy jesteś nieobecna. Wciąż piszę do Ciebie listy. Tak pielęgnuję emocje – skarby i oręż do walki o każdy dzień. To dzięki nim moja samotnia stała się twierdzą nie do zdobycia. Jest azylem, w którym się odnajduję, gdy tęsknota za życiem przybiera siłę niszczącej grawitacji umierającej gwiazdy. Tu jestem spokojny i szczęśliwy. Wiem, że moje milczące anioły nigdy nie pozwolą, bym zginął w samotności.