Ayyuki stała kilka metrów od krawędzi klifu. Lodowaty wiatr wiejący od oceanu rozwiewał jej długie, jasne włosy. Z szarych oczu dziewczyny z wolna spływały samotne łzy. To nie tak miało się skończyć. Pół roku temu poznała młodego mężczyznę, Tsukita, szczupłego bruneta o ostrych rysach twarzy. Zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Zresztą, on także twierdził, że ją kocha.
“Kłamał, moja droga”, szepnęła bezlitosna i jak zawsze spóźniona Pani Spostrzegawcza.
Oczywiście, że kłamał. Ale skąd miała o tym wiedzieć? Mamił obietnicami, przyrzekał, że kiedyś zamieszkają gdzieś na prowincji. Co dzień przychodził do niej, spędzali razem wiele godzin. Najpierw na rozmowach, ciepłych słówkach, żarcikach. Potem zaczęli się do siebie zbliżać, wciąż mocniej wkraczając w swoją intymność.
Kiedy straciła z nim dziewictwo, zostawił ją. Porzucił jak brudną szmatę, jak zużytą zabawkę. Widywała potem Tsukita jeszcze wiele razy. Każde jego spojrzenie zdawało się wtedy pytać z perfidią: “I co teraz, maleńka?”
Ona wiedziała, co teraz. Pragnęła śmierci już o wiele wcześniej, jeszcze zanim poznała tego-sukinsyna-Tsukita. Od dawna wyobrażała sobie siebie, długowłosą, ponoć piękną Ayyuki, frunącą z klifu między skały, w zimne wody oceanu. Tak chciała umrzeć. By nikt nie słyszał ani nie widział, że ginie.
Dziewczyna zrobiła krok do przodu. Nogi zdawały się być ciężkie, jak z ołowiu. A przecież nie raz uciekała z domu i biegła wiele kilometrów, aby w końcu paść nieprzytomną ze zmęczenia. Zawsze wtedy, kiedy się budziła, jak żywy stawał jej przed oczyma ojciec z pasem w ręku, katujący na przemian matkę i starsze siostry. Ona była najmniejsza, zawsze udawało się jej uciec. Ale pas ojca dosięgnął i ją – pulsujące ślady na psychice przemieniły się z czasem w białe blizny, które teraz szeptały jej wewnątrz umysłu: “Dalej, dasz radę, biegnij, tak, jak wtedy, prosto przed siebie”.
“Boisz się” skomentowała Pani Spostrzegawcza.
Tak, Ayyuki się bała. Ale nie był to ten paraliżujący strach, który odczuwa większość ludzi na chwilę przed śmiercią. Oni boją się stracić przeszłość, tych, którzy byli im bliscy. Boją się stracić życie. Ayyuki bała się tylko zrobić te kilka kroków. Dlaczego? Tego nie wiedziała. Nie chciała wiedzieć. Pragnęła śmierci i każdą myśl, każdą wątpliwość, która mogłaby oddalić ten moment, wyrzucała poza obszar świadomości.
Teraz musiało się udać. Nie mogła dopuścić kolejnej porażki. Jako mała dziewczynka, podczas jednej z ucieczek z domu, próbowała powiesić się na sznurku od fartucha przywiązanym do konaru starego dębu. Niestety, gałąź była całkowicie spróchniała i złamała się pod ciężarem jej z wolna zamarzającej duszyczki. Ayyuki stchórzyła po raz pierwszy. Potem, kiedy zaczęła się ciąć, tylko dwukrotnie omal się nie wykrwawiła. Lecz los ciągle z niej drwił. Zawsze wtedy, gdy jej dusza wyrywała się już z okowów ciała, ktoś musiał ją do niego wrócić.
Rok wstecz znalazła się przypadkiem na skalistym wybrzeżu. Stanęła wtedy dokładnie w tym samym miejscu. I zapragnęła umrzeć skacząc w ryczące w dole fale oceanu. Pół roku zwlekała, bo jeszcze miała nadzieję. Ostatnią iskrę nieśmiało tlącą się na dnie serca. Wtedy pojawił się Tsukito. Dał jej wiarę. Dał jej ogień, który potem zgasił, zasypując swą okrutnością, jak ognisko piachem.
Obecnie serce Ayyuki było ciemne i zimne. Zniszczone i pozbawione nadziei zamieniło się w kamień. Dziewczyna zrobiła jeszcze jeden krok. I kolejny. Krawędź klifu była coraz bliżej.
Ayyuki odbiła się i ze smutnym uśmiechem na twarzy skoczyła ze skały. Doznała prawdziwej ulgi. Przez te kilka sekund czuła się niemal szczęśliwa, widząc zbliżającą się w zawrotnym tempie granatową toń oceanu. Siła uderzenia wyrwała jej z płuc powietrze. Dziewczyna chwilowo straciła przytomność, lecz odzyskała ją w porę, by rozkoszować się śmiercią. Ayyuki czuła lodowate igły kłujące ciało i wysysające z niej życie. Nie stawiała oporu. Otwartymi oczyma odprowadzała ku powierzchni tańczące nad nią przezroczyste pęcherzyki. Uśmiechając się szerzej wykonała wdech. Płuca wypełniły się wodą. Jeszcze przez moment młoda, dwudziestoletnia dziewczyna czuła otaczający ją chłód. A potem nie było już nic.
*****
Słońce powoli wtoczyło się na firmament, rzucając leniwe promienie na Yashiwę. Tsukito, jak co rano, szedł na uczelnię. Z daleka ujrzał znajomą postać. Ayyuki. Zaczął się zastanawiać, dlaczego nie widział jej przez ostatni tydzień.
Tymczasem ubrana w swój szary płaszcz dziewczyna podążała widocznie w jego stronę. Oczy miała zamknięte, zaś głowę spuszczoną, lecz pomimo to szła krokiem zaskakująco pewnym. Tsukito zatrzymał się zdziwiony. Po raz pierwszy, od kiedy ją zostawił, Ayyuki zmierzała wprost ku niemu.
– Hej, Ayyuki! – zawołał chłopak. – Dawno cię nie widziałem, kochanie – dodał delektując się spływającym z ust jadem.
Dziewczyna milczała. Stanęła około metr od niego. Powoli podniosła głowę. Jej twarz była nienaturalnie blada i złowieszczo spokojna. Powieki drgnęły i odsłoniły zasnute bielmem oczy. Choć nie było widać, gdzie dokładnie patrzy, Tsukito wiedział, że dziewczyna wwierca mu się spojrzeniem w źrenice. Co więcej, chłopak spostrzegł, że pomimo słonecznej pogody, wszytko dookoła zaczęło ciemnieć. Ale nie zdążył zarejestrować nic więcej. Jego wzrok całkowicie przykuły oczy Ayyuki, które powoli stawały się czarne jak węgiel. Po chwili Tsukito poczuł ból w klatce piersiowej. Najpierw tępy. Potem coraz ostrzejszy.
“Tak boli łamane serce” odezwał się w jego głowie głos Ayyuki, zniekształcony, wydobywający się jakby spod wody.
Ból potężniał. Tsukito chciał krzyknąć, ale gdy tylko otworzył usta, zachłysnął się zimną, słoną wodą, która znalazła się w nich znikąd. Chłód w mgnieniu oka ogarnął całe jego ciało. Ale zanim zaczął uświadamiać sobie, że czuje się jakby pływał wczesną wiosną w oceanie, jego klatka piersiowa eksplodowała. Pęknięte serce upadło do nóg dziewczyny. Chłopak spojrzał w dół nie rozumiejąc, co się stało, po czym osunął się martwy na ziemię.
Ayyuki stała nad zwłokami na środku ulicy ponownie spuściwszy głowę. Dookoła zgromadził się zaciekawiony i zarazem przerażony tłum. Ktoś zadzwonił po policję i chwilę później na miejscu zjawiło się kilku uzbrojonych funkcjonariuszy.
– Co się tutaj stało? – zapytał jeden z nich, łysy grubas z wąsami, otwierając szeroko oczy. Ponieważ dziewczyna nie odpowiadała, policjant wyciągnął pistolet z kabury i powoli zbliżył się, stając kilka kroków od niej.
– Czy to ty go zabiłaś? – zwrócił się do dziewczyny. – Ręce na kark! – krzyknął poirytowany brakiem reakcji funkcjonariusz. – Ręce na kark, mówię, bo strzelam!
Ayyuki wciąż stała jak posąg. Czoło grubasa zrosił pot. Uniósł broń i, cofając się kilka kroków, wycelował w ramię dziewczyny. Strzelił. Huk przetoczył się ulicą, po czym zapanowała grobowa cisza. Dziewczyna wciąż stała – kula przeleciała przez nią jak przez hologram.
Nagle uniosła głowę. Na jej twarzy malował się delikatny półuśmieszek. Grubas stał z otwartymi ustami, gapiąc się na nią. A potem spojrzał ze strachem na swoją prawą dłoń, która powoli zaczęła kierować ściskany pistolet w kierunku jego głowy. Ayyuki otworzyła oczy i zbliżyła się do policjanta. Pogłaskała go bo okazałym brzuchu.
“Jak ty zapinasz na tym swój pas, papo?” usłyszał w myślach funkcjonariusz. Wybałuszył oczy. Dopiero teraz poznał swoją najmłodszą córkę, która uciekła z domu dwa lata temu. Córkę, która wymazał z pamięci. I, za pomocą znajomości, z kartotek.
– Ayyuki… – wyszeptał, lecz ona przyłożyła mu delikatnie palec do ust uśmiechając się słodko. Tymczasem lufa pistoletu dotknęła skroni. Funkcjonariusz poczuł nagle setki bolących pręgów na plecach.
“To pozdrowienia od rodziny” ton głosu w jego myślach stał się lodowaty.
Ale zanim policjant zrozumiał, o co chodzi, nieposłuszny palec nacisnął spust. Huk znów napełnił ulicę. Grubas, ze zdumieniem wymalowanym na pulchnej twarzy, upadł na asfalt. Tłum dookoła stał bez ruchu, jakby był zaczarowany. Jedna dziewczyna – dwie ofiary. I to zabite najwyraźniej przy pomocy magii. Nikt nie był w stanie pojąć tego, co właśnie się zdarzyło.
I nagle Ayyuki znikła. Jeszcze przed momentem stała pomiędzy dwoma ciałami, a chwilę później już jej tam nie było. Ludzie przecierali oczy ze zdumienia. Niektórzy drżącymi ustami zaczęli szeptać modlitwy. Ale nikt nie ruszył się z miejsca. Czekali, bo bali się jej powrotu.
Ale dziewczyna nie wróciła. Ulica znów upodobniła się do innych ulic Yashiwy. Tylko plamy krwi pozostały na swoim miejscu.
*****
Stary grabarz spacerował późnym wieczorem między kolumnowymi nagrobkami. Zatrzymał się nad jednym z nich, gdzie tego dnia pochowano prochy policjanta, ostatniego członka rodziny. Starzec słyszał opowieści o tym, jak zginął. Ale nie był w stanie w nie uwierzyć.
Nagle oślepił go błysk. Zamrugał. Kilka kroków od niego pojawiła się młoda, długowłosa dziewczyna. Na rękach trzymała ciało, które wyglądało tak, jak ona sama. Z tą tylko różnicą, że było całe mokre. Grabarz stał z otwartymi szeroko ustami, nie rozumiejąc tego, co się działo. Tymczasem zjawa ułożyła ciało przed owym grobem i skłoniła się lekko. To tutaj spoczywały prochy jej matki, która zmarła dwa lata temu, niedługo po ucieczce najmłodszej córki. Oficjalnie na zawał serca. Nieoficjalnie… ojciec miał wielu znajomych. Poza rodzicami dziewczyny w grobie znajdowały się szczątki jej starszych sióstr. Obie zginęły w wypadku samochodowym kilka tygodni temu. Zwykły przypadek.
Leżące obok grobu ciało zajęło się ogniem. Wciąż stojący z otwartymi ustami grabarz zarejestrował niemal machinalnie, że spłonęło nienaturalnie szybko, tym bardziej, że było mokre. Ale to, co stało się potem, zajęło myśli starca bardziej niż owo spostrzeżenie. Kiedy tylko zgasł ogień, wiatr, pojawiwszy się znikąd, uniósł prochy i kości. Przez chwilę szczątki wirowały wokół grobu, po czym wniknęły weń, jakby marmur nie stanowił dla nich przeszkody. Tymczasem dziewczyna podeszła do kolumny i przyłożyła dłoń na lewym jej boku. Gdy cofnęła rękę, na czarnej powierzchni widniało kilka nowych, białych znaków. Ayyuki uśmiechnęła się smutno, po czym, zamknąwszy oczy, wzniosła się ku rozgwieżdżonemu niebu. Wolna.
Grabarz długo jeszcze stał, nic nie rozumiejąc. W końcu, kiedy wydało mu się, że pojmuje, uwierzył w opowiadania o śmierci policjanta i tego chłopaka, pochowanego dwie alejki dalej. Wciągnąwszy głęboko powietrze starzec podszedł do grobu. Przeczytał nazwisko. Potem najświeższe imię.
– Ayyuki Shi Karma… – szepnął. A potem uciekł szybciej, niż wydawałoby się to możliwe w jego wieku.