- Opowiadanie: Derz - Sierociniec

Sierociniec

Pierw­szy tekst, krót­ki, na­pi­sa­ny ot tak, żeby się spraw­dzić. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

bemik, AlexFagus

Oceny

Sierociniec

Wiele ja w życiu widziałem, panie, ale tamtej nocy… Wsiadaj pan na wóz, szkoda nóg, bo do starego sierocińca kawał drogi, a ja i tak będę przejeżdżał niedaleko. Poza tym, chyba już gdzieś pana widziałem, jakaś taka znajoma ta facjata. Bez urazy oczywiście, he.

To mówisz pan, że nie wierzysz w pożar? To powiem panu, że masz pan rację. O tak, masz pan cholerną rację. Ale o tym lepiej nie mówić tu głośno. Ludzie nie lubią wracać pamięcią do tamtej nocy. Zupełnie jakby się nic nie wydarzyło. Był sierociniec i nie ma sierocińca. Osiemnaścioro dzieci i dwie opiekunki. Stara Sopałowa jaka była taka była, ale żaden dzieciak głodny, ani brudny nie chodził. Twardą łapę miała, to fakt, ale to przecie dla ich dobra wszystko. Tak musiała rządzić, żeby nauczyć ich moresu, tak czy nie?

Podaj mi pan fajki, z prawej strony, w kabzie są schowane. Poczęstuj się pan, jak masz ochotę.

Pieprzony trzynasty listopada. Pamiętam, że wróciłem do domu późno, u Klimków świniobicie było. Ledwie oczy zamknąłem, a mnie moja stara budzi, że coś złego po drugiej stronie gościńca się dzieje, bo łuna na pół nieba. Obudziłem młodego i zaraz byliśmy już na drodze. Chyba wszystkie chłopy się zebrały, żeby pójść zobaczyć co się tam dzieje, żeby pomóc. No, wszystkie zdrowe i trzeźwe chłopy.

A paskudna to była noc. Wiatr na gościńcu wiał prosto w mordę, jakby chciał nas powstrzymać, opóźnić. Łuna taka, że całe pola oświetlone, a na polach tyle ptactwa o tej porze roku, jakby je z całego kraju zebrać i do nas wypuścić. Czuć było, że nic dobrego tam nie zastaniemy. Całą drogę w ciszy szliśmy. Ze dwa razy odezwał się tylko ten szurnięty Maruś, że może Bóg pokarał w końcu Sopałową i piorun w nią pizdnął. Wykrakał, kurwa jego mać. Z tym że Boga tam nie było. Zapomniał.

Zaraz będziemy wjeżdżać na gościniec, ale pod same zgliszcza pana nie podwiozę. Trzeba będzie przejść z pół kilometra.

Jak doszliśmy na miejsce, to nie było już czego ratować. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Cały budynek pochłonięty ogniem, cały. Jakby ktoś naftą oblał dokładnie każdą ścianę, a i wtedy nie wiem, czy płomień nie byłby mniejszy. Staliśmy tak otumanieni, żaden nie wiedział do czego się zabrać, co robić. Ze środka nie dobiegały żadne krzyki, zupełnie jakby nikogo tam nie było. Nawet mi tak przez myśl przeszło, że może się uratowali? Że może ich tam nie było, może wyszli gdzie? Naiwne myślenie.

Staliśmy tak może z dziesięć minut, zanim pojawili się oni. Siedmiu chłopa. Wyglądali jak zbieranina przypadkowych ludzi. Jeden wielki skurwiel, z łapą taką, że mógłby mnie w pasie złapać. Dwóch łysych bliźniaków, jakby prosto z rynsztoka wyszli. Był jeszcze taki, co można byłoby go wziąć za dziecko gdyby się nie odzywał, bo głos miał taki, jakby z tydzień chlał bez przerwy. Do tego jakiś zielarz, którego szmaty waliły kadzidłem na odległość. O, i jeszcze klecha był, chyba klecha. Bo krucyfiks na piersiach nosił, ale sznyty na mordzie miał takie, jakby ktoś go porządnym batem pieścił w młodości. No i siódmy, herszt ich chyba. Ale najporządniejszy się wydawał z nich wszystkich. Zupełnie jakby się z nimi nie zadawał, ubrany schludnie, cały na czarno.

Nawet nie zapytali co tu się stało. Przyszli, popatrzyli, poszeptali między sobą. Rozejść się kazali, że niby nic tu po nas, że im już nie pomożemy. Większości nie trzeba było długo namawiać. Przerażeni byli, trudno im się dziwić. Ale ja zostałem, ten herszt poprosił. Grom na niego wołali. Nie o mnie prosił, o kogokolwiek kto zna wioskę, kto zna ludzi. Panie, gdybym nie czuł się w obowiązku, to byłbym pierwszym, który zacznie wracać. Ale kto zna lepiej okolicę niż sołtys? Zostałem ja, mój młody i stary Żmuda, świętej pamięci już.

Wiesz pan, że on do sześćdziesiątki nie miał ani jednego siwego włosa? Żadnego. A po tej nocy skończył siwiutki. Pewnie zabrała mu parę ładnych lat życia. Pieprzony trzynasty listopada.

No i jak już zostaliśmy, to stoimy i czekamy w milczeniu. Ogień wcale nie ustaje, a my stoimy w środku nocy i patrzymy na to wszystko. Jak kretyni. Ale za chwilę Grom coś mówi do Klechy, a ten kuca i zaczyna coś rysować. Obok niego pojawia się Zielarz, pochyla się obok niego i zaczynają coś szeptać. I wierz mi pan lub nie, nie dbam już o to, ale za chwilę na niebie pojawiła się taka chmura, że gwiazd wcale nie było widać. Czary panie, czary, jak Boga kocham. A po trzynastym listopada naprawdę zrobiłem się w tych kwestiach uczuciowy, he. Jak szybko lunęło, tak samo szybko padać przestało. Tylko ogień zniknął, zniknęła chmura.

Weszliśmy do tych ruin. Panie, co to był za widok… Kilkanaście zwęglonych ciał tych dzieciaków, wszystkie obok siebie, obok drzwi… Łzy mi stanęły w oczach w moment. Takie cierpienie na koniec, a przecież dość się one w życiu już nacierpiały. A my tak staliśmy w tych ruinach i wiesz pan co? I nagle słyszymy, że coś w krzakach się czai. Cała siódemka tych przyjezdnych od razu się najeżyła, część powyjmowała ostrza, a tu wychodzi dziewczynka, mała dziewczynka, prosto na nas. Ale tak jakby nie bardzo wiedziała co tu się stało. Zapłakana, przemarznięta. Zaszlochała ze dwa razy i padła. Padła na ziemi jak długa, no jak martwa, panie.

Poczęstowałbym pana fajką, ale ostatnia mi została. Jak coś to na spółę spalimy.

Nic już nie robiliśmy w nocy, nie było sensu, w środku własnych rąk się nie widziało. Nikt oprócz tej dziewczynki nie przeżył, no a przynajmniej nikogo nie widzieliśmy, a obeszliśmy całą posesję dokładnie. Rozbili obóz, a my zostaliśmy tam z nimi, żeby z samego świtu się do roboty zabrać i pochować zmarłych. Niech im ziemia lekką będzie. Dzieciak siedział przy ognisku, opatulony kocami, ten Zielarz się nim zajmował. A ona nic nie mówiła, nic. Jakby jej mowę odjęło. Tyle że po takim szoku to zrozumiałe. Ale wiesz pan, czuć było, że to nie koniec. Wszyscy siedzieli tam na szpilkach, jakby tylko czekali na jakieś uderzenie. A ja zacząłem się zastanawiać co jeszcze złego może tu się stać. Pożar to pożar, tragedia okropna, tyle ofiar, no ale piorun dwa razy w to samo miejsce nie walnie, tak czy nie? A może to z tymi dzieciakami coś? Może ktoś chciał je wszystkie pozabijać? Może nie ktoś, tylko coś? Może tę dziewczynę też będzie chciało wykończyć? Ale za chwilę pomyślałem, że mam stary i durny ten łeb, że w ogóle rozmyślam o takich rzeczach.

Tylko jedno mi spokoju nie dawało. Grom. Grom cały czas patrzył na dziewczynę. Pilnował jej. A ona cały czas wzrok w ziemie, tylko się bujała lekko i tymi rączkami kubek z herbatą ściskała. Wiesz pan, wszyscy się tam o nią troszczyli, ale tylko ten Grom jej z oka nie spuszczał. Siedział i patrzył.

A, co mi tam. Podjedziemy pod same ruiny sierocińca. I tak chciałem to jeszcze kiedyś zobaczyć, a zawsze to raźniej z kimś. Chociaż uprzedzam, że nic ciekawego pan tam nie znajdziesz.

No i Grom tak siedział i patrzył, ale jak wstał, to już wiedziałem, że nie bez powodu. Zaczął krążyć wokół obozu i poklepał obydwu bliźniaków po ramionach. A oni jakby zdziwieni, ale też zaczęli krążyć wokół tego obozu. W końcu stanęli tak, że Grom stał naprzeciwko dzieciaka. Powiedział Klesze, że dziewczyna powinna dzisiaj spać z krucyfiksem na szyi, tak na wszelki wypadek. I pierwszy raz się odezwała ta dziewuszyna. Wzrok podniosła na Groma i zaprotestowała, że to niepotrzebne. A ten się tylko uśmiechnął. Uśmiechnął się i zaczął iść w jej kierunku, mówiąc przy tym coś, ale nie wiem co. Nie w naszym języku na pewno. A wtedy, dobry Boże… Dziewczyna syknęła, jakby ją obraził w najohydniejszy ze sposobów, a Grom wtedy jeszcze głośniej! Gówniara zerwała się z miejsca, ale w moment złapał ją ten największy z całej bandy. Zaczęła się rzucać, pluć i ciskać takie klątwy, że aż strach było tego słuchać. I śmiała się, o tak, śmiała się jak szalona, jak w jakiejś niesamowitej euforii.

I nagle ten wielkolud ją puszcza, jak gdyby nigdy nic. Myślę sobie – dobry Boże, teraz ten bies co w nią wstąpił nas wszystkich pozabija. Może opętał też tego olbrzyma? Demon zaczyna się śmiać jeszcze głośniej. Zaczyna iść w kierunku Groma, a ten nawet nie drgnie. Stoi i recytuje te swoje formułki, a z nim już wszyscy pozostali. Demon ma go już na wyciągnięcie łapska. Mówię łapska, bo po dziewczynce już niewiele zostało. Morda jej się zrobiła krzywa, szaleńcza jakaś, a rączki zamieniły się jej w szpony bestii. Już się próbuje zamachnąć, już stawia ostatni krok przed ciosem, i wiesz pan co? I demon zamarł. A Grom się uśmiechnął, ale nie przestał recytować. Panie, jak oni tak chodzili po tym obozie, to nie chodzili sobie ot tak, dla przyjemności. Oni jakieś znaki tam rysowali. Jakby kwadrat w kole, a koło w trójkącie jeszcze.

Demon się wkurwił porządnie i widać było, że już mu to radości nie sprawia. Skóra zaczęła mu się topić, a przeraźliwy śmiech zamienił się przeraźliwe wycie. A wycie zamieniło się w kwilenie, coraz słabsze. Omiótł nas wzrokiem po raz ostatni. Wielkie, przerażające, zielone ślepia. Potem bestia zaczęła się kurczyć, jakby wtapiać w tę ziemię. Zdążyła jeszcze coś krzyknąć, ale nie po naszemu, w ogóle jej nie rozumiałem. Grom odkrzyknął coś, wyjął sztylet zza pasa, podszedł do tego monstrum, które zostało z połączenia dziewczyny i tego czarta, i jednym szybkim ruchem ręki załatwił sprawę. Podciął gardło. Podciął? Urżnął łeb prawie.

Powiedział nam potem, że dziewczyny się uratować już nie dało, a tylko skrócił jej cierpienie. A ja stałem tam, obsrany niemal, bo o takich rzeczach to słyszałem wcześniej tylko od starej guślarki, jak podlotkiem byłem, a i jej historie traktowałem z przymrużeniem oka, sam pan wiesz jak to jest.

Założę się, że zastanawiasz się pan pewnie, co oni tam do siebie krzyczeli, tak czy nie? No, ja też się zastanawiałem. Prawdę mówiąc nie tylko ja, bo tego ich języka nie znali też bliźniacy. Ale podsłuchałem ich rozmowę z Klechą, nad ranem już, niecelowo rzecz jasna. Usłyszałem tylko co miał niby demon powiedzieć. Nazwał Groma głupcem. Powiedział, że zła nie da się pokonać złem. Że znajdzie nas wszystkich i powyrzyna. Jak Boga kocham, tak powiedział Klecha.

No, dojechaliśmy. To tutaj. Tu wszystko się zaczęło. I wszystko się skończyło, dzięki Bogu. No i dzięki tym ludziom. Panie, gdybym był tu wtedy tylko z młodym i ze Żmudą… ta bestia chyba naprawdę by nas powyrzynała.

A wiesz pan, że jak patrzę na pana, to naprawdę mam wrażenie, że już się kiedyś spotkaliśmy. Nie zaglądał pan do naszej gospody nigdy przedtem?

No i z czego się pan cieszysz, co? Wiedziałem, że się wcześniej spotkaliśmy! Ten pana wzrok, to spojrzenie, no musiałem je już gdzieś widzieć. Tylko gdzie!? Ha, oto jest pytanie!

Tutaj? Jak to, tutaj…?

Oczy… Te oczy… Dobry Boże, nie! Błagam, nie! 

Koniec

Komentarze

Nie jestem genialnym znawcą tematu, ale podzielę się wiedzą, którą sam tutaj zdobyłem. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy ( in minus) to dialogi. Brakowało mi w nich tych magicznych “ – “. Może to taki styl i myślniki nie są potrzebne w tym przypadku ale bardzo mi ich tutaj brakowało i przynajmniej na początku skupiałem się bardziej na tym, że ich nie ma, niż na tekście. Ale niech się wypowie, ktoś kto ma większą wiedzę na ten temat. 

Po drugie wyobraziłem sobie tego sołtysa i jestem w stanie uwierzyć, że tak mógł chłopina mówić. Cały pomysł według mnie spoko. Fajna historia, ciekawie opowiedziana ( specjalnie używam słowa opowiedziana, ponieważ w dalszym ciągu razi mnie brak tych myślników).

Końcówka fajne nawiązuje do początku tekstu. Widać znajoma gęba nie zawsze oznacza coś miłego.

 

Ogólnie na plus.  Pozdrawiam.

Choćbym szedł ciemną doliną zła się nie ulęknę, bo to ja jestem największym s...nem w tej dolinie

Powiedział Klesze, że dziewczyna powinna dzisiaj spać z krucyfiksem na szyi, tak na wszelki wypadek. I pierwszy raz się odezwała ta dziewuszyna. Wzrok podniosła na Groma i zaprotestowała, że to niepotrzebne. A ten się tylko uśmiechnął. Uśmiechnął się i zaczął iść w jej kierunku, mówiąc przy tym coś, ale nie wiem co. Nie w naszym języku na pewno. A wtedy, dobry Boże… Dziewczyna syknęła, jakby ją obraził w najohydniejszy ze sposobów,

Prawie identyczna scena jest w filmie “Salomon Kane pogromca zła”, ale to tylko taka luźna uwaga i skojarzenie, bo akurat wczoraj leciał na którymś z kanałów. 

 

Co do “dialogów” ja osobiście zastrzeżeń nie mam. Nie ma ich, bo opowiadanie to jeden wielki monolog, opowieść snuta przez chłopa ze wsi. Mnie taka forma nie razi. 

W wykonaniu nie znalazłam większych błędów, jakiś brakujący przecinek lub dwa, już nie pamiętam gdzie. Czytało mi się lekko i szybko, chociaż sam pomysł nie powala.

Jednak jak na debiut – moim zdaniem – całkiem nieźle. 

 

Edycja

Aha, jeszcze mnie zastanowił ten podlotek. Wg SJP oznacza dorastającą, nastoletnią dziewczynkę – czyli to co z dawien dawna znam i nie kojarzę innych znaczeń. Zamiast tego dla chłopaka określenie analogiczne to wyrostek

Jeśli ktoś zna inną definicję podlotka, to chętnie się zapoznam. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Podobało mi się, ale oczywiście trzeba zmienić podlotka na wyrostka – Śniąca ma rację. Też na to zwróciłam uwagę.

Ciekawa forma tego tekstu. Jeden wielki monolog, ale nie nuży, bo użyty język jest żywy i barwny. Nawet powtórzenia w opowiadaniu nie rażą, bo to w końcu zwykły chłop opowiada. 

I duuuuży plus za zakończenie.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Adam, co do braku dialogów – uznałem, że taki styl narracji najbardziej pasuje do tej opowieści. Przybysz miał pozostać tajemniczy, a jego postać powinna być zależna od tego, jak sobie wyobraża ją czytelnik. 

Odnośnie do podlotka, to faktycznie, mój błąd. Sądziłem, że można użyć tego terminu zarówno w stosunku do dziewczyny, jak i chłopaka. Choć z drugiej strony opowiada to prosty chłop, nie oczekujmy od niego zbyt wiele ;) 

Cieszy mnie też docenienie zakończenia, bo obawiałem się trochę, że może trącać banałem. 

Dziękuję za wszystkie uwagi. 

Nie mam zastrzeżeń do formy, nie ma dialogów, bo to monolog.

Nie pasowało mi słowo “euforia” – jakoś nie współgra ze słownictwem sołtysa. Dodałbym wzmiankę o uzbrojeniu bandy na początku opisu. Kiedy chwytali za ostrza byłem zaskoczony, że mają jakieś ostrza.

A ogólnie, to czytało się przyjemnie ;).

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Choć z drugiej strony opowiada to prosty chłop, nie oczekujmy od niego zbyt wiele ;) 

Co jak co, ale chłop odróżni kobitkę od faceta,, choćby nie wiem jak  był prosty :)

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nevaz, słuszne uwagi, dzięki!

Śniąca, nie jestem przekonany czy się do końca zrozumieliśmy ;) Chodziło mi o sam rzeczownik ‘podlotek’, który jest rodzaju męskiego, stąd skojarzenie, że podlotkiem jest mężczyzna. Nabrałem się na to ja, można założyć, że mógł nabrać się też sołtys ;)

Bardzo przyjmnie się czytało. W paru miejscach zabrakło przecieków – powtarzam to co inni napisali. ;) Jedno mi się, rzuciło w oczy. Gdzieś w środku masz "ziemie", a powinno być "ziemię". Parę powtórzeń, ale myślę, że zamierzonych. Zakończenie nieco przewidywalne, ale opowiadanie wykonane w bardzo fajnej formie. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Fajna opowieść – przede wszystkim ze względu na sposób wypowiedzi tego dziada, co prowadzi narrację. Zauważyłem jednak, że trochę stylizacja siada przy opisie akcji z dziewczynką. Fabuła jest dość standardowa – no ale takich historii nie czyta się dla fabuły, lecz dla klimatu. A klimat ogólnie wyszedł dobry. 

I po co to było?

Czytałam jakiś czas temu i rozważałam klepnięcie w Bibliotekę. Z pamięci się nie ulotniło, szaloną oryginalnością może nie powala, ale jest klimat, czyta się przyjemnie… klap.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Spodobała mi się forma takiej tyrady i chociaż istota wydarzeń zostało niejako zrelacjonowana, nie przeszkodziło mi to w pozytywnym odbiorze tekstu. Zakończenie również na plus.  

Taaak, forma jednego wielkiego monologu wypada interesująco, dzięki barwnemu językowi sołtysa – udana stylizacja. Ale fabuła jak dla mnie zbyt mocno przewidywalna.

Nieźle, jak na debiut. Co dalej?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka