- Opowiadanie: exile - Cztery Dary

Cztery Dary

Krótka bajka o prostym przesłaniu.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Cztery Dary

Dawno temu była sobie tętniąca życiem wioska. Na uliczkach tłoczyli się ludzie, a między nimi biegały bawiące się dzieci. Rozwijał się handel i przemysł, każdy żył dostatnio, ciężko pracując. Pomimo z pozoru sielskiej atmosfery w powietrzu dało wyczuć się dziwną oziębłość. Mieszkańcy rozmawiali ze sobą, lecz tylko wówczas, gdy mieli w tym jakąś korzyść. Nie potrafili prowadzić luźnych konwersacji, nawet się wzajemnie nie witali. Nie istniała między nimi żadna więź, żyli w jednym miejscu, lecz byli sobie zupełnie obcy. Po prostu czegoś im brakowało.

Tylko czego? Pewnego dnia trójka dzieci bawiła się nieopodal wioski. Zawsze spotykały się w tym samym miejscu. Było nim wzgórze, na którym rósł ogromny kasztanowiec. Mimo, iż każdego roku obrastał pięknymi liśćmi, to nigdy nie zakwitł, zupełnie jakby na coś czekał. Legenda mówiła, że owo drzewo ma swojego duchowego patrona, który bacznie obserwuje wioskę i żyjących w niej ludzi. Krążyły pogłoski, że ten duch nie pochwalał obecnego zachowania mieszkańców, przez co kasztanowiec nigdy nie pokrył się kwieciem.

Dzieci jak zwykle bawiły się w najlepsze, chłopcy walczyli na drewniane miecze, zaś ich koleżanka miała ocenić który zostanie zwycięzcą. Jednak tego dnia ktoś jeszcze odwiedził wzgórze i przyglądał się im bacznie. W pewnym momencie dziewczynka usłyszała dziwny szelest dochodzący spod potężnych korzeni drzewa. Zaciekawiona podeszła bliżej i zajrzała w otwór znajdujący się u podnóża pnia. Pochyliła się, aby spojrzeć uważniej i nagle dostrzegła parę lśniących oczu. Natychmiast odskoczyła.

– Coś tam jest! – krzyknęła przerażona.

Chłopcy przerwali zabawę i czym prędzej podbiegli do przyjaciółki.

– Co się stało? – zapytał jeden z nich.

– Tam coś jest i się na mnie patrzy!

Chłopcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo i uznając, że ich towarzyszka ma przywidzenia, zaczęli się śmiać. Dziewczynce nie spodobał się brak wiary w jej słowa, dlatego z nadąsaną miną powtórzyła:

– Nie śmiejcie się! – krzyknęła – Naprawdę coś tam jest!

– Tak, tak…– odparł jeden śmiejąc się.

– Nie wierzycie mi?

– Nie… tylko co dokładnie widziałaś? – zapytał drugi, próbując udawać poważnego.

– Parę zielonych oczu wpatrujących się we mnie – odparła.

Tym razem nie wytrzymali i parsknęli śmiechem, widząc jednak minę koleżanki postanowili się uspokoić. Ze złości napłynęły jej łzy do oczu, a twarz stała się czerwona jakby miała zaraz wybuchnąć.

– Już dobrze, sprawdzę co tam siedzi – rzekł jeden z nich.

Po tych słowach zwrócił się w kierunku drzewa, podszedł do nory i zajrzał do niej. Nie zauważył jednak nic podejrzanego.

– Tu nic nie ma, musiały ci się przywidzieć.

W tym momencie z dziury wyskoczył jakiś zwierz, rzucając się chłopcu na twarz. Ten upadł na ziemię, zaś tajemnicze stworzenie oddaliło się na kilka kroków i zaciekawieniem obserwowało rozwój sytuacji. Cała trójka patrzyła z niedowierzaniem. Nigdy żadne dzikie zwierzę nie zbliżało się do wioski, więc dzieci nie wiedziały nawet, z czym mają do czynienia. Dotychczas wiedzę o zwierzętach czerpały z ilustrowanych książek, jednak nie miały okazji zobaczyć żywego przedstawiciela na własne oczy. Dzięki rysunkom z podręczników były w stanie, rozpoznać do jakiego gatunku należy stworzenie. Nie miały wątpliwości, przed nimi stał szop. Zwierz nastroszył się, gotów do ataku.

– Może go złapiemy? – powiedział jeden z chłopców.

– Będziemy mieć zabawkę – rzekł z aprobatą drugi.

Dziewczynka nie podzielała entuzjazmu swych przyjaciół. Według niej stworzenie było wyraźnie przestraszone. Patrzyła na nie uważnie, gdy tak szczerzyło małe kły by wyglądać groźniej. Zauważyła wówczas, że szop ma zranioną przednią łapkę. Zrobiło jej się żal i postanowiła powstrzymać kolegów.

– Poczekajcie! – krzyknęła – On jest ranny, nie róbcie mu krzywdy.

Chłopcy zatrzymali się słysząc te słowa, zaś dziewczynka podeszła powoli do zwierzęcia. Stawiając krok za krokiem stopniowo zmniejszała dzielący ich dystans. Szop, choć wciąż w pozycji bojowej, w końcu pozwolił dziecku się zbliżyć.

– Nie bój się, nic ci nie zrobię – powiedziała wyciągając rękę w jego stronę.

Zwierzę zaczęło się uspokajać, nie spuszczając oczu z dziecka ostrożnie obwąchiwało jego dłoń by w końcu pozwolić się pogłaskać.

– Ładnie, oswoiłaś go! – krzyknęli z radością chłopcy.

– Nie róbcie tyle hałasu – zbeształa ich, widząc strach zwierzęcia – Trzeba mu pomóc. Na pewno jest głodny.

– To ty zajmij się nim, a my przynieśmy coś do jedzenia.

Dziewczynka została sama z szopem, zaś jej koledzy pobiegli do wioski po jedzenie. Postanowili po drodze wejść do jednej z publicznych bibliotek, by sprawdzić czym dokładnie żywi się stworzenie. Zrobili listę potrzebnych rzeczy i czym prędzej zaczęli kompletować potrzebne artykuły. W tym samym czasie ich koleżanka troskliwie zajmowała się nowym towarzyszem. Łapka szopa krwawiła. Zwierzątko musiało bardzo cierpieć. Dziewczynka nie myśląc wiele, zdjęła swoją wstążkę z włosów i zaczęła opatrywać ranę. Na szczęście wstęga okazała się wystarczająco długa do owinięcia zranionego miejsca. Pogłaskała go, uśmiechając się.

– Spokojnie, niedługo przyjdą moi koledzy z jedzeniem – powiedziała.

Po chwili wrócili jej towarzysze z zapasem pożywienia dla szopa. Cała trójka usiadła dokoła zwierzątka i podziwiała jak ten z entuzjazmem pochłania wszystko co przynieśli. Gdy napełnił swój brzuszek, spojrzał na nich i przemówił.

– Dziękuję za waszą pomoc.

Dzieci były zszokowane, że szop potrafił mówić ludzkim głosem. W dodatku użył słów, jakich dotąd nie znali. Spojrzeli na siebie, a po chwili jedno z nich zapytało.

– Ty mówisz?

– Tak – odparł szop – choć wolę nie chwalić się tym wśród ludzi. Czy moglibyście zachować to w tajemnicy, proszę?

Kolejny nie zrozumiały zwrot obił się o uszy dzieci. Nie miały pojęcia co znaczą zdania którzy używał szop, dlatego też patrzyły na niego w osłupieniu.

– Szopie? – zapytała dziewczynka.

– Mam na imię Miro – odparł natychmiast.

– Miro… – kontynuowała – co znaczą te słowa, których używasz? – zapytała poważnie.

– Słowa? – powtórzył zaskoczony.

– No, to „dzię-k-uję” – odparła, jąkając się.

– A, masz na myśli „dziękuję” jest używane, gdy chce się wyrazić swą wdzięczność na przykład za pomoc.

Cała trójka patrzyła z jeszcze większym niezrozumieniem. Widząc to Miro usiadł i przyjrzał się bacznie dzieciom.

– Przecież te zwroty są powszechnie używane, na pewno je słyszeliście.

– Nie, to pierwszy raz – powiedziały zgodnie.

– To jak u was się dziękuje czy prosi?

– My tego nie robimy.

Miro aż otworzył pyszczek ze zdziwienia. Jeszcze się z czymś takim nie spotkał. Patrzył na całą trójkę z niedowierzaniem, mrugając oczami.

– To jak wy się porozumiewacie? – zapytał.

– Normalnie. Jak czegoś chcemy mówimy „daj”, a jak ktoś coś nam daje, bierzemy bez słowa – odparł dumnie jeden z chłopców.

– A witacie się chociaż ze sobą?

– Że co? – zapytali wspólnie.

Szop wziął głęboki wdech, potrząsając głową z niedowierzaniem.

– W takim razie dam wam prezenty, w zamian za waszą pomoc. To coś z mojego świata, na pewno wam się przyda.

W tym momencie przed każdym dzieckiem pojawił się pakunek, jeden dla każdego. Te nie czekając natychmiast wzięły je do rąk, zaczęły potrząsać, próbując wybadać co jest w środku.

– Spokojnie – powiedział Miro patrząc na ciekawskie dziatki. – Otwierajcie je po kolei. O każdym z nich opowiem wam coś ciekawego.

Pierwszy był najstarszy chłopiec. Wziął swój podarek i pociągnął za wstążkę, którą był owinięty. Ze środka wydobyło się dziwne światło, które spowiło go od stóp do głów. Jednak jak szybko się pojawiło, tak też raptownie zniknęło. Chłopczyk wydawał się zawiedziony, spojrzał na Miro oczekując odpowiedzi.

– Właśnie otrzymałeś pierwszy dar, słowa przywitania. Od teraz będziesz mógł powitać swych kolegów i koleżanki, przywitać się z rodziną, dodając wszystkim otuchy na początek każdego dnia.

Dziecko spojrzało na swych towarzyszy i jakby po wpływem tajemniczego impulsu z uśmiechem na twarzy powiedziało:

– Witajcie, przyjaciele. – Słowa te nie znane pozostałej dwójce wydały się magiczne i pełne ciepła.

– Tak dokładnie powinieneś to robić – rzekł szop. – teraz będziesz mógł witać się ze wszystkimi ludźmi, a pewnego dnia oni również zaczną się nawzajem pozdrawiać – powiedział, po czym spojrzał na młodszego z chłopców. – Teraz kolej na ciebie.

Drżącymi rękoma otworzył pakunek, uwalniając zawartość. Otoczyła go jasna aura, lecz była nieco inna niż u kolegi.

– To drugi dar, słowa podziękowania – rzekł Miro – Teraz możesz dziękować za pomoc, czy też prezent. Dzięki tym słowom poruszysz serca, które już dawno zamknęły się na uczucia.

– Dziękuję ci bardzo – powiedział chłopiec.

W końcu przyszła kolej na dziewczynkę. Jak dotąd była zafascynowana wszystkim co usłyszała od nowego towarzysza. Widząc jego aprobatę, szybko uwolniła zwartość swego pudełeczka. Tak jak myślała jej światło różniło się od dwóch poprzednich.

– Ty zaś otrzymujesz trzeci dar, słowa uprzejmości i pocieszenia. Dzięki nim będziesz mogła poprawić humor nawet najbardziej przygnębionym ludziom. Wlejesz do ich serca ciepłe uczucia, których dotąd nie zaznali. Przypomnij im czym jest przyjaźń i miłość tak, by nigdy już nie zapomnieli.

– Oczywiście, zrobię co w mojej mocy – odparła ochoczo.

Od tego dnia trójka dzieci uczyła wszystkich w swojej wiosce nowych zwrotów oraz uczuć jakie niosą ze sobą. Nie zapomniały o Miro, zawsze przynosiły mu jedzenie i opiekowały się nim, opowiadając o każdym nowym dniu. Coraz częściej w wiosce dało się usłyszeć słowa „dziękuję”, „proszę” oraz wiele, wiele innych. Dystans między mieszkańcami zmniejszył się, zupełnie jakby powoli zaczęli tworzyć jedność. Trójka przyjaciół była z siebie dumna, że mogła zmienić panującą w wiosce atmosferę. A wszystko dzięki pomocy zwierzęcia żyjącego u podnóża kasztanowca.

Jednak czas był nieubłagany, mali przyjaciele Miro stali się dorośli. Dwaj mężczyźni i kobieta już nie przychodzili pod ulubiony kasztanowiec, teraz to oni byli rodzicami. Jednak szop cały czas czekał, aż chociaż jedno z nich powróci, nim jego czas dobiegnie końca.

Pewnego wiosennego dnia, gdy tylko ustąpiły zimowe śniegi, pod drzewem pojawiły się dwie postacie. Była to kobieta, oraz jej mała córeczka biegająca radośnie wkoło. Z początku zwierzę nie chciało wychodzić z nory, jednak w twarzy niewiasty dostrzegło coś znajomego. Tak, to była ta dziewczynka sprzed lat, której zawdzięczał życie. Wiedząc, że to ostania możliwość opuścił swoje leże i podszedł do niej, nie był jednak pewien, czy upływający czas nie zatarł wspomnień o nim.

Zauważywszy go, kobieta uśmiechnęła się tak jak za dawnych lat.

– Witaj Miro, jak dobrze cię widzieć – powiedziała z wdziękiem.

– Ciebie również – odparł szop.

– Przepraszam, że tak długo mnie nie było, musiałeś czuć się samotny?

– Przyszłaś, więc już jest dobrze.

– Wiesz, twoje dary naprawdę odmieniły naszą wioskę. Teraz jest lepiej, jakby bardziej rodzinnie niż wcześniej.

– Cieszę się – odparł krótko.

– Miro, coś się dzieje? – dociekała.

– Tak naprawdę, to mam jeszcze jeden prezent, który podaruję tobie.

W tym momencie tuż przed kobietą pojawił się pakunek przewiązany wstążką. Chwyciła pudełeczko w dłonie. Przepełniona nostalgicznym uczuciem spojrzała na małego przyjaciela.

– Co to? – zapytała otwierając zawiniątko.

– To ostatni dar: słowa pożegnania – odparł. – Dzięki nim pożegnasz się z każdym, pozostając w nadziei, iż kiedyś znów ujrzysz drogą ci osobę.

– Miro, czy ty…

– Tak, odchodzę i właśnie od ciebie chciałbym usłyszeć te słowa, jako podziękowanie za wspólne lata i dawną pomoc.

W tym momencie sylwetka szopa stawała się coraz mniej wyraźna, znikając z tego świata. Kobiecie napłynęły łzy do oczu, lecz nie chciała by jej drogi przyjaciel, widział ją w tym stanie. Wzięła głęboki wdech i unosząc wzrok ku niebu odparła:

– Dziękuję ci Miro, za wszystko co dla nas zrobiłeś. Mam nadzieję, że kiedyś znów się spotkamy całą czwórką jak dawniej, do tego czasu bywaj przyjacielu. Dbaj o siebie i do zobaczenia.

Mimo, iż jej serce pękało ze smutku, na twarzy gościł promienny uśmiech żegnający starego towarzysza. Tego dnia zwierzę podarowało ostatni prezent, po czym opuściło wioskę. Jednakże pamięć o nim była wciąż żywa dzięki trójce przyjaciół, przekazujących jego dary kolejnym pokoleniom.

Wiosna miała zostać zapamiętana już na zawsze. Stary kasztanowiec, wieloletni obserwator zdarzeń, po raz pierwszy zakwitł. Ogromne drzewo pokryło się pięknym kwieciem, którego zapach unosił się po okolicy. Właśnie na to czekało, aż ludzie otworzą swe serca dla innych i przestaną żyć samotnie. Do dzisiejszego dnia potomkowie trójki przyjaciół chodzą po świecie, przypominając każdej napotkanej na swej drodze osobie o naukach, które otrzymali ich przodkowie. Dzięki nim Miro wciąż żyje w wielu sercach, w każdym zakątku świata. „Dziękuję”, „proszę”, „nie martw się” oraz „żegnaj” w tych słowach spoczywa jego dusza. Jeśli nie zapomnimy o nich, może pewnego dnia spotkamy się wszyscy pod kwitnącym kasztanowcem, by móc mu podziękować za jego wspaniałe dary.

 

Koniec

Komentarze

Ładna, ciepła koncepcja. Odrobinę moralizatorska, ale da się wytrzymać.

Interpunkcja kuleje. Jeśli masz w zdaniu dwa czasowniki, to potrzebujesz dobrego powodu, żeby nie oddzielić ich przecinkiem.

W tekście masz bardzo dużo “natychmiastów”. Może spróbuj niektóre czymś zastąpić?

“Dzieci” są rodzaju niemęskoosobowego.

nie długo => niedługo

Wioska niepostrzeżenie zamienia się w miasteczko, a dzieci ciągle są dziećmi. Tak miało być? Chyba jednak nie, bo na końcu znów staje się wioską.

Babska logika rządzi!

Miłe. Zarzutu z moralizatorstwa nie będę czynił – wszak to cel i sens bajki.

Exile razem z Lycoris – po kwadransie klęczenia na grochu (może być rozgotowany) za interpunkcję.

Ojojoj! Betowanie stało się niebezpiecznym zajęciem. ;-)

Babska logika rządzi!

:-) A co, tylko autorki i autorzy mają zbierać cięgi? Betujący nie są współwinni w takich przypadkach, hę? :-)

To autor decyduje o ostatecznym kształcie dzieła i to na nim powinna spoczywać odpowiedzialność. Przynajmniej w głównej mierze. Ale jeśli betaczytacz też się poczuwa, to czemu nie miałby też oberwać… ;-)

Babska logika rządzi!

Już rozsypuje groch i zaczynam swą karę. :-) A potem poprawki raz jeszcze, mam tylko nadzieję że grochu nie zabraknie.

Nie lubię takich rzeczy, ale czytało się fajnie. Tylko imię tego szopa brzmi jak popularna ksywka i trochę to się gryzie.

 

Zauważywszy go kobieta, uśmiechnęła się tak jak za dawnych lat.

Przecinek powinien być po “go”.

 

Miro coś się dzieje?

Zabrakło przecinka po imieniu, podobnie jest w zdaniu “Miro czy ty”, gdzie brakuje również wielokropka , a znak zapytania jest zbędny.

 

 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Cały urok opowieści zabiło i pogrzebało wykonanie, przez co lektura, niestety, nie sprawiła mi należytej przyjemności. A szkoda.  

Poza wspomnianą interpunkcją, bardzo przeszkadza nadmiar zaimków, zdarzają się powtórzenia, zdania nie zawsze są poprawnie skonstruowane. :-(

Brakło mi jeszcze jednego daru – słowa przepraszam. Pewnie dlatego ludzie tak niechętnie je wypowiadają.

Mam nadzieję, że kolejne opowiadanie napiszesz znacznie staranniej. ;-)  

 

Było nim wzgó­rze, na któ­rym rosło ogrom­ne drze­wo kasz­ta­now­ca. – Wystarczy: Było nim wzgó­rze, na któ­rym rósł ogromny kasz­ta­nowiec.

Wiadomo, że kasztanowiec jest drzewem, a i Ty wspominasz o tym nieco dalej.

 

Mimo, iż każ­de­go roku ob­ra­stał w pięk­ne li­ście… – Wolałabym: Mimo, iż każ­de­go roku ob­ra­stał/ porastał pięknymi liśćmi… Lub: Mimo, iż każ­de­go roku wypuszczał pięk­ne li­ście

 

Za­cie­ka­wio­na po­de­szła bli­żej i zaj­rza­ła w norę znaj­du­ją­cą się u pod­nó­ża pnia. Zbli­ży­ła swą twarz, aby przyj­rzeć się uważ­niej, aż wtem za­uwa­ży­ła parę lśnią­cych oczu. Na­tych­miast od­sko­czy­ła od nory. – Czy mogła pochylić cudzą twarz? Powtórzenia.

Proponuję: Za­cie­ka­wio­na po­de­szła bli­żej i zaj­rza­ła w otwór znaj­du­ją­cy się u pod­nó­ża pnia. Pochyliła się/ Kucnęła, aby spojrzeć uważ­niej i nagle dostrzegła parę lśnią­cych oczu. Na­tych­miast od­sko­czy­ła.

 

Chłop­cy prze­rwa­li swoją za­ba­wę… – Wystarczy: Chłop­cy prze­rwa­li za­ba­wę

 

Chłop­cy spoj­rze­li na sie­bie po­ro­zu­mie­waw­czo i uzna­jąc, że ich to­wa­rzysz­ka ma prze­wi­dze­nia, za­czę­li się śmiać. – …że ich to­wa­rzysz­ka ma przywi­dze­nia

Za SJP: przewidzieć, przewidywać – 1. «przeczuć, domyślić się co będzie, co może nastąpić»

2. «określić, oznaczyć coś z góry»

przywidzenie – «złudzenie wzrokowe»

 

Tak, tak…– od­parł jeden przez śmiech.Tak, tak… – od­parł jeden, śmiejąc się/ ze śmiechem.

Brak spacji po wielokropku.

 

Tu nic nie ma, mu­sia­łaś się prze­wi­dzieć.Tu nic nie ma, mu­sia­ł ci się przywidzieć.

 

więc dzie­ci nie wie­dzia­ły nawet, z czym mają do czy­nie­nia. Do­tych­czas wie­dzę o zwie­rzę­tach czer­pa­li z ilu­stro­wa­nych ksią­żek, jed­nak nie mieli oka­zji zo­ba­czyć ży­we­go przed­sta­wi­cie­la na wła­sne oczy. – …wie­dzę o zwie­rzę­tach czer­pa­ły z ilu­stro­wa­nych ksią­żek, jed­nak nie miały oka­zji

Piszesz o dzieciach, więc bądź konsekwentna.

Podkreślenie moje.

 

Za­uwa­ży­ła wów­czas, że szop ma ranną przed­nią łapkę. – Wolałabym: Za­uwa­ży­ła wów­czas, że szop ma zranioną przed­nią łapkę.

Ranny był szop, łapka zraniona.

 

Po­gła­ska­ła go z uśmie­chem na twa­rzy. – Wolałabym: Po­gła­ska­ła zwierzątko, uśmie­chając się.

Czy uśmiech mogła mieć uśmiech gdzie indziej?

 

Po chwi­li wró­ci­li jej to­wa­rzy­sze z za­pa­sem je­dze­nia dla szopa. – Nie znając zwierzątka, skąd wiedzieli, co mu przynieść do jedzenia?

 

Szo­pie? – za­py­ta­ła dziew­czyn­ka. – Wcześniej napisałaś: …żadne dzi­kie zwie­rzę nie zbli­ża­ło się do wio­ski, więc dzie­ci nie wie­dzia­ły nawet, z czym mają do czy­nie­nia.

Skąd dziewczynka, nie znając zwierzątka, wiedziała, że to szop?

Podkreślenie moje.

 

co zna­czą te słowa, któ­rych uży­wasz?– za­py­ta­ła po­waż­nie. – Brak spacji po pytajniku.

 

No te „dzię..k..uję” – od­par­ła dziew­czyn­ka ją­ka­jąc się. – Jeśli to miały być wielokropki, brakuje im po kropce. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

Proponuję: No, to „dzię-k-uję” – od­par­ła dziew­czyn­ka, ją­ka­jąc się.

 

Pa­trzył na całą trój­kę kil­ka­krot­nie mru­ga­jąc ocza­mi. – Patrzył na trójkę kilkakrotnie, czy kilkakrotnie mrugał oczami? ;-)

Proponuję: Pa­trzył na całą trój­kę z niedowierzaniem, mru­ga­jąc ocza­mi.

 

Że co? – od­par­li wspól­nie.Że co? – zapytali wspól­nie/ chórem.

 

Szop wziął głę­bo­ki od­dech… – Oddech to wdech i wydech. Nie można wziąć głębokiego oddechu.

Proponuję: Szop wziął głę­bo­ki wdech… Lub: Szop nabrał głę­bo­ko powietrza

 

Wzię­ła głę­bo­ki od­dech i uno­sząc wzrok ku niebu od­par­ła… – Jak wyżej.

 

przy­po­mi­na­jąc każ­dej na­po­tka­nej na swej dro­dze oso­bie o na­ukach jakie otrzy­ma­li ich przod­ko­wie. – …o na­ukach, które otrzy­ma­li ich przod­ko­wie.

 

w każ­dym za­kąt­ku świa­ta. „dzię­ku­ję”, „pro­szę”, „ Nie martw się” oraz „ że­gnaj”… – Po kropce, nowe zdanie rozpoczynamy wielka literą. Zbędna spacja po otwarciu trzeciego nawiasu. Dlaczego trzeci dar jest napisany wielką literą?

 

spo­tka­my się wszy­scy po kwit­ną­cym kasz­ta­now­cem… – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przyznaje się – literówki i kulawa interpunkcja to moja wina, bo obiecałam, że po wstępnej korekcie przeczytam całość jeszcze raz, ale zupełnie o tym zapomniałam :(

Exile, następnym razem nie bój się na mnie krzyknąć i trochę potupać nogami. To wprawdzie mało przyjemne, ale za to czasem jedyne skuteczne lekarstwo na sklerozę i lenistwo ;)

She would always like to say: "Why change the past, when you can own this day?"

Lycoris.Caldwelli dobra będę pamiętać o tupaniu, tylko uważaj wtedy na monitor :-)

 

Jeśli chodzi o to skąd dziewczynka wiedziała, że to szop miałam na myśli że z książek. Tak jak my co bardziej egzotycznych gatunków nie widzieliśmy nigdy na żywo, jednak dzięki książkom wiemy jak wyglądają i co jedzą. Po to są ilustracje, to miałam na myśli.

Chyba jesteśmy trochę za duzi na takie opowieści ; )

Myślę natomiast, że opowiadanko niesie całkiem wartościowe treści i można by je dać dziecku do przeczytania – co niewątpliwie jest plusem. Przydałoby się jednak wpierw powalczyć z bublami językowymi, które wciąż się pałętają po tekście. 

I po co to było?

Na dobrą sprawę każdy z nas ma w sobie coś z dziecka. Nigdy nie jest za późno na bajki, w końcu tworzą je dorośli:)

Nowa Fantastyka