- Opowiadanie: wikdrago.pl - (Nie) Odwołalna noc zemsty

(Nie) Odwołalna noc zemsty

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

(Nie) Odwołalna noc zemsty

Carawely nigdy nie było spokojnym miejscem. I chociaż w ciągu roku codziennie toczyło się tam normalne życie, to mieszkańcy nie mogli żyć w równowadze. Dręczyło ich jedno coroczne wydarzenie, jedna noc. Bowiem co roku w dzień wiecznej pełni, dokładnie o godz. 12, gdy dwa księżyce spotkały się w prostej linii, zaczynał się horror. Tej nocy nikt nie mógł czuć się bezpieczny. Wieśniacy już za dawnych czasów wymyślili dla niej nominał. Nazwa przyjęła się dosyć szybko a ludzie wymawiali ją z najwyższym strachem, odrazą i powagą. Nazwali ją „zemstą czarnych demonów”.

***

– Lawia! Lawia! Szybko, spóźnisz się!

Dziewczyna podniosła zaspane oczy. Rzeczywiście, przecież dzisiaj był pierwszy dzień nauki medycyny u jej nowego profesora. Dzieci od dziecka uczyły się w szkołach. Dziewczynki zwykle w leczniczych i zielarskich, gdzie doskonaliły się w odpowiednim stosowaniu i właściwości roślin, opatrywania ran, robienia mikstur leczniczych, a chłopcy w wojennych szkołach poznawali odpowiednie uzbrojenie, czułe punkty u diabolicznych stworzeń. Od najmłodszych lat każdy uczył się też anatomii, rodzajów i poszczególnych rodzajów jadów u smoków. Bo tak właśnie nazywały się stworzenia, przed którymi co roku musieli się bronić. Właściwie mało kto mógł je dokładnie obejrzeć, były błyskawiczne. Ci, którym udało się to zrobić szkicowali je i oddawali rysunki do kartoteki – specjalnego budynku ksiąg i rysunków smoków. Niektórych nie było stać na żadne szkoły. Uprawiali oni role i bydło. Ten czy ów dołączał do nich później, po ukończeniu swoich nauk. Aby funkcjonować normalnie każdy brał się zwykle za jakieś zajęcie jak. choćby kowalnictwo. Przez wielkie latające gady wielu ludzi głodowało: nie było odpowiednio dużo rąk do pracy a uprawy zostawały niszczone.

Lawia przeciągnęła się i spojrzała na drewniany sufit. Ona zapisała się trochę późno na nauki u starego medyka i zielarza. Jej rodzina tylko na taką formę nauki mogła sobie pozwolić. Większość społeczeństwa była raczej biedna, ale i tak podejrzewała, że na zajęcia do Tego człowieka będzie chodziła tylko ona. Malery Twaier uchodził w wiosce za dziwaka. Często nazywano go nawet „czarodziejem”. Wiedział pewnie więcej niż inni, ale rzadko chciał się tym dzielić. Mieszkał w chatce w pobliżu lasu, raczej oddzielnie od ludzi. Lawia pożegnała się z mamą i wyszła z domu. Spojrzała na słońce – był jeszcze ranek przed 9. Przeszła przez wioskę uśmiechając się do wszystkich napotkanych i przyjaźnie machając. Niektórzy odpowiadali przyjaźnie, inni trochę smutno. No tak. Już się przygotowują. Westchnęła. To wszystko jej się naprawdę nie podobało, ale nic nie mogła poradzić. Przeszła dróżką, dalej koło strumyka i zobaczyła w oddali skromny, ale solidny dom swojego nauczyciela.

Gdy tylko przekroczyła próg wiedziała, że jednak nie będdzie na naukach sama. Usłyszała krzyk i usprawiedliwienia ze strony jakiegoś chłopaka. Oczywiście nawet nie widząc tego kto zawinił, wiedziała już kto to jest. Z tonu jego głosu słychać było, że nie żałuje tego co zrobił. Rayan. Oczywiście. To się nazywa szczęście– Lawia przygryzała wargę zastanawiając się czy ewentualnie teraz jeszcze nie wycofać się. Przecież jest jeszcze wielu nauczycieli. Gdy odwróciła się w stronę drzwi zatrzymał ja lekko ochrypły, dorosły głos:

– Gdzie się wybierasz moja panno? Nie jesteś przypadkiem Lawią McGregory?

– Ja… tak, właściwie to…– nie zdążyła jednak dokończyć.

– Doskonale – rzekł twardo nauczyciel – nie będę sam musiał znosić tego idioty, to znaczy urwisa – uśmiechnął się nieszczerze do wyłaniającego się z drugiego pomieszczenia, najprawdopodobniej pracowni, Rayana.

– Cześć – Rayan odsłonił szereg idealnych zębów – jestem Rayan.

– Wiem. Mam na imię Lawia

Chłopak dostrzegł pewną niechęć w głosie dziewczyny, ale tylko się roześmiał.

– No tak, wszyscy wiedzą.

Dziewczyna przewróciła oczami a Malery zaprosił ich gestem do środka.

-Szybciej, czeka nas dużo pracy -zaczął kiedy dwoje uczniów zajmowało miejsca – Lawio żebyś się nie dziwiła, zawczasu ci powiem, że rodzice zapisali Rayana na zielarstwo jako dodatkowe zajęcia, żeby opcjonalnie mógł pomóc. Chodzi normalnie do szkoły rycerskiej jak wszyscy chłopcy, dlatego nie będzie go na zajęciach codziennie.

– Aha, dobrze – Lawia próbowała ukryć uśmiech.

Nie lubiła Rayana ani jego rodziców. Był on podrywaczem do tego zarozumiały i popisywalski, zawsze miał to co najlepsze. Jego rodzice byli bliskimi przyjaciółmi barona. Pomiatali i nieszanowani ludzi biedniejszych od nich.

– Oprócz tego chcę ci powiedzieć też kilka zasad: nie można ściągać, wychodzić bez mojej zgody, zaglądać do prywatnych pomieszczeń między innymi do tej piwnicy – wskazał palcem na jakieś drewniane drzwi oraz brudzić. Wszystko jasne? Świetnie, tak więc nauczymy się dziś kilku rodzajów ziół leczniczych rosnących w lesie, jakie można przykładać do drobnych ran, jak po skaleczeniu smoczym pazurem. Za chwilę przyniosę wam konietka lekarskiego, a tym czasem otwórzcie podręczniki na stronie 31 i zacznijcie czytać o właściwościach – gdy skończył wyszedł na zaplecze.

– To co? Jesteśmy na siebie skazani – Rayan spojrzał na Lawie a ta aż się wzdrygnęła.

– Wcale nie, mamy razem zajęcia, a w ogóle czemu chodzisz tutaj? Są specjalne, droższe szkoły.

-Aaa wiesz, nie było miejsc. Po za tym chodzę do szkoły rycerskiej i z tych zajęć mogę się „zrywać” a tam muszę być na każdych zajęciach.

Lawia prychnęła i otworzyła swoją książkę.

Przez kilka następnych dni ciągle było to samo. Teraz miał się odbyć sprawdzian ze wszystkich roślin poznanych od początku działu. Dziewczyna szła na zajęcia podenerwowana i powtarzała sobie wszystko w myślach. Przy drzwiach spotkała Rayana, który grzecznie przepuścił ją w drzwiach.

– O dzięki, umiesz?

– Ale co?

– No na sprawdzian tak na przykład…

– Aha no tak.. ja to tak sobie.

Szesnastolatka roześmiała się. Nie pomyślałaby nawet, że zaledwie przez tydzień całkiem przyzwyczai się do Rayana a nawet, no może nie to, że polubi, ale nie będzie uważała go za zupełnego głąba, jak wcześniej.

– Witam was serdecznie – nauczyciel uśmiechnął się naprawdę szczerze, bo zdążył już przywiązać się do młodych uczniów, chłopaka również odkąd pojawiła się dziewczyna. Dawno już zauważył, że ma ona na niego dobry wpływ– dzisiaj krótki sprawdzianik, a następnie pierwsza maść dokładniej z wywaru nagietka czerwonego. Najlepiej zacznijmy od razu; więc Lawio podaj mi proszę 3 rośliny rosnące w pobliżu wioski działające antyzakażeniowo.

Zaskoczona tak szybkim podejściem zastanowiła się i wyrecytowała:

– Trawa cytrynowa, modla i.. owoce romanu.

– Świetnie dostajesz punkt. Rayan, która z tych roślin może działać uspokajająco na Ramusa Tyra – czerwonego smoka parzącego?

– Eee ee owoce romanu?

– Chłopcze przygotowałeś się?

– Noo…

– Tak, pewnie, że nie.

Po kilkunastu minutach Lawia uzyskała wynik 17 punktów a Rayan 3.

– Cóż chyba ktoś będzie cię musiał pouczyć.

Rayan spojrzał pytająco na Lawie, ale ta pokręciła głową.

– Zapomnij, panie profesorze czy ja mogę już iść? Obiecałam mamie, że pomogę jej dziś na targu.

– Dobrze pod warunkiem, że nadrobisz tą miksturę, trzeba mieć to zaliczone.

– Dziękuję, do widzenia.

Chłopak i nauczyciel wpatrywali się w wychodzącą dziewczynę. Gdy drzwi się zamknęły Molery wybuchnął śmiechem a Rayan zapatrzył się w niego nic nie rozumiejąc.

– Gdybyś widział swoją minę kiedy się nie zgodziła też byś się śmiał – nauczyciel nie mógł powstrzymać chichotu – jeszcze nigdy żadna cię tak nie abstrahowała prawda? – udało mu się opanować dopiero po dłuższej chwili.

Rayan nie odpowiedział, zaczerwieniony wbił wzrok w ziemię i spróbował zmienić temat:

-To możemy już robić te maści czy coś?

-Jasne już się zabieramy.

***

Na targu Lawia dowiedziała się wielu rzeczy, ale głównie o naprawdę pesymistycznym nastawieniu do życia zarówno wieśniaków jak i baronów i zarządców. Wszyscy sprzedawcy wymieniali coraz to drastyczniejsze wydarzenia jakie ich spotkały albo jakich byli świadkami. Po 2 godzinach sama zniechęciła się do życia. Przecież to samo może spotkać ją i jej rodzinę w coraz bardziej zbliżającą się noc pełni. A to co opowiadały gospodynie było potworne: całkowicie zmasakrowane ciała, spalone wioski zboża i całe plony. Sama nigdy jeszcze nie miała okazji uczestniczyć w tej rzezi. Zawsze na miesiąc przed nią zostawała odsyłana no odległego bezpiecznego schronu razem z innymi dzieciakami, ale w tym roku miała już skończone 16 lat, była uznana za dorosłą. Szkoda że do końca się taka nie czuła.

***

Tygodnie pracy i nauki były naprawdę trudne i wymagające wysiłku. Dzisiaj Rayan i Lawia zastali sami w pracowni. Nauczyciel pojechał na jakiś zjazd a oni mieli przeczytać tylko 2 działy ksiąg i mogli wracać. Na razie siedzieli tu pół godziny, ale nie szło im zbyt szybko. W pewnym momencie usłyszeli jakiś stukot.

– Ej słyszałaś to?

– Co? A rzeczywiście coś się chyba przewróciło na dworze.

– Wcale nie, to dochodziło z piwnicy. -Chłopak wstał z miejsca i podszedł do wielkich drewnianych drzwi.

– Nie, Rayan, nie wolno nam tam wchodzić, pamiętasz?

– Daj spokój. A co jak coś się właśnie wylewa a przez nas będzie… powódź?

– Nie gadaj bzdur to raczej nie to– nie otwieraj powiemy później profesorowi.

Ale Rayan wcale nie zamierzał jej słuchać. Otworzył właśnie drzwi i wchodził do środka.

– Chodź no!

– Rayan stój! – dziewczyna pobiegła za nim – to się źle skończy.

Zeszli po kręconych schodach na sam dół. Teraz już wyraźnie słyszeli stukotanie a także coś jakby szuranie i zgrzytanie zębami. Chłopak zapalił świece, a gdy światła było już wystarczająco wszystko wokół nabrało kształtów. To co zobaczyli w pomieszczeniu odebrało im mowę na dobre 10 minut. W środku było dużo ksiąg, bardzo, bardzo dużo. Książki te były stare i dawno już nie czytane przez nikogo jeśli w ogóle były inne egzemplarze. Ale nie stare książki zatkały uczniów. Na środku podłogi bowiem leżała przewrócona klatka. Najprawdopodobniej spadła ze stołu stojącego obok. W środku wił się mały, czarny… smok.

– To, to.. czy to?

– Na to wygląda – Rayan przyjrzał się małej czarnej kulce. Miało ostre zęby, czarny płaski ogon, podłużne wypustki. Zobaczył też, że brakowało mu połowy skrzydła.

-To straszne… biedactwo – Lawia pochyliła się nad klatką.

– Zwariowałaś?!- Rayan odepchnął ją szybko, akurat gdy zwierze wypluło strumień ognia – To cię zabija każdej nocy co roku, a ty co?

– Dobrze, uspokój się. Lepiej popatrz na te księgi. Nikt już takich nie ma, nikt o tym nie słyszał. Wzięła do ręki jedną z nich i przekartkowała.

– Lawia! Tu jest smok! Facet trzyma w piwnicy prawdziwego smoka a ty.. zachowujesz się…

– Racjonalnie? Posłuchaj „na początku XVI wieku smoki i ludzie żyli ze sobą w harmonii. Wszystko zmieniło się kiedy pojedynczy nowo przybyli mieszkańcy postanowili atakować je dla pożywienia. Odwieczny akt zgody został unieważniony i odtąd stali się największymi wrogami. Smoki zamieszkały w jaskini na dzikiej skale i wylatują po dziś dzień w noc zabicia pierwszego smoka, aby postraszyć mieszkańców wioski”.

-Jaki znowu akt zgody? Co to za księga? I co za postraszyć? To żadne straszenie, to zabójstwa, mordy, spustoszenie i to nie..

– Niee, to się zmieniło z czasem. Wszystko przez ludzi – Moler wszedł do piwnicy podpierając się laską. Nastolatkowie zamarli.-Kto wam pozwolił tu wejść? Mężczyzna był wyraźnie wściekły.

– Przepraszamy, usłyszeliśmy hałas i…

-To niedopuszczalne, powinienem was wyrzucić z zajęć – uczniowie spuścili głowy– ale nie zrobię tego, za dużo wiecie– mogę wam wszystko opowiedzieć, ale na razie to ma pozostać miedzy nami-gorliwie przytaknęli i sprzątacie mi dom przez tydzień.

– Tak jest, przepraszamy.

– Ja też byłem w waszym wieku ciekawski więc wam wybaczę. Westchnął– właściwie dostrzegam w was jedyny ratunek dla ludzkości więc nie mam wyboru.

– Ratunek? O czym pan mówi?

– Nie przerywaj! Moler skoncentrował się– musicie wiedzieć, że przez te lata wszystko się zmieniło. Akt zgody, o który pytałeś to starodawny dokument. Zawiązywał on więź między smokami a ludźmi. Obie strony zobowiązywał do bezwzględnego szanowania siebie nawzajem, ale ludzie nie posłuchali. Człowiek to jedyna istota, która lamie wszelkie prawa, spojrzał znacząco na uczniów. Smok zawsze jest wierny temu co przysięga. Jednak ludzie… Gdy zaatakowali dla pożywienia i cennych łusek akt został przerwany. Wściekłe stworzenia zamieszkały daleko od nich w skalnej grocie. Co roku w noc zabicia tego pierwszego wyfruwają z niej i pustoszą. Tak straszne zniszczenia są przez to, że ludzie je okaleczają ciągle coraz bardziej.

– Jak to? Czy nie widzą, że przez to bardziej atakują?

– Nie, sama się teraz dowiedziałaś no nie?

– To trzeba to zakończyć! Ile jeszcze smoków i ludzi ma zginąć żeby…?

– Nie, nie Lawia czy tobie już kompletnie odbiło? Co my możemy, mamy po 16 lat, nic nie zdziałamy– Rayan zaprotestował.

– Z takim podejściem rzeczywiście nie. Istnieje sposób, który mógłby zakończyć ten spór. Odkryłem go po wielu latach odczytywań ksiąg.

– Jaki?– równocześnie krzyknęli Lawia i Rayan.

– Akt zgody. Nadal istnieje, nadal może być podpisany, ciągle jest szansa na przywrócenie pokoju. Ale to niebezpieczne. Musicie ostro przemyśleć waszą decyzję,

-Tak.

-Nie.

Dwa głosy zakrzyknęły równocześnie.

– Rayan no co ty? Przecież i tak możesz zginąć w noc zemsty.

– A no jasne! To lepiej wcześniej?

– Mamy tylko 2 tygodnie, z resztą jak nie to pójdę sama.

– O nie ma mowy, nie pójdziesz.

– Nie zabronisz mi – Lawia rzuciła mu wyzywające spojrzenie.

– W takim razie zgoda, pójdę -rzekł twardo Rayan i zapatrzył się w przestrzeń.

– To świetnie – w sercu starego nauczyciela od dawna już zgaszony wreszcie zapłonął płomyk nadziei. Kiedyś, dawno temu wygłosił o tym mowę przed ludem. A raczej próbował. Powiedzenie teraz komukolwiek o tym, że smoki mogą być przyjazne kończyło się gniewem, wręcz wściekłością. To co próbował przekazać od razu uznano za herezje, a jego samego z początku chciano skazać na śmierć. Po tym nigdy więcej nikomu nie mówił o swoich odkryciach, ale też nie chciał co roku się bać, patrzeć na coraz bardziej smutne życie, które tylko będzie się pogarszać-nie mamy wiele czasu. 10 dni nieustannych przygotowań i 4 dni na podróż w obie strony. Zaczynamy! – profesor aż promieniał.

– Chwila! Jeszcze jedno, co u Pana robi ten przeklęty smok??!

Trzy pary oczu zastygły ma przewróconej klatce. W środku maluch nie szarpał się już niesfornie. Z przekrzywionym łebkiem przysłuchiwał się ich rozmowie i strzygł uszami. Lawia podeszła do niego a ten natychmiast odskoczył na pręty. Znowu zaczął się wić, syczeć i pluć.

–  To dziecko jednej z atakujących mam z ostatniego roku. Wyruszył razem z nią i najprawdopodobniej trafiła go kula armatnia. Chciałem go oswoić, ale mały ma już widocznie wbudowaną nienawiść w swoje serce. Przed podpisaniem tego aktu był jednym z najbardziej przyjaznych smoków.. cóż gdybym go wypuścił zniszczyłby całą wioskę. A wy, wy musicie go zabrać ze sobą.

– No nie i co jeszcze? Nie dość, że się narażamy stworzeniom w tym całym lesie to mamy targać największego wroga!

– Daj spokój. Może się jeszcze z nami zaprzyjaźni– Lawia jak zwykle szukała pozytywów.

– O pewnie, zaproś go na herbatę ze słomką, będzie zachwycony…. Że może cię pożreć i popić!

– Co? No jasne, a ty jak zwykle musisz przesadzać.

– Nie przesadzam! To nie ja chcę wędrować do tajnej krypty z największym przeciwnikiem pod rękę.

– Dzieciaki, przestańcie. To nic nie da. A Rayan tu masz racje: jego nie da się oswoić. Może jednak nie powinienem wam tego powierzać…

– Ależ nie, już nie będziemy.

– Więc dobrze, jutro zaczynamy. Na razie macie wolne.

No i zaczęło się. Żadne z nich nie przypuszczało, że to będzie takie wyzwanie. Codziennie przychodzili wcześnie rano i wracali w nocy. Rayan zaniedbywał nawet swoją szkolę rycerską. Szkolili się teraz w rozpoznawaniu nie tylko wszelkich roślin, lecz także gatunków zwierząt w puszczy. Musieli zapamiętać chociaż względnie swoja trasę do groty, tak jak i używania broni, rzucania do celu. Dzień w dzień utrwalali rośliny trujące jak i takie zdatne do jedzenia. Już wtedy myśleli że to jedne z najcięższych dni w ich życiu.

Pracowali tak intensywnie, że nie jeden wojownik po roku ćwiczeń mógłby się z nimi zmierzyć. Każdego dnia Lawia próbowała też zaprzyjaźnić się z Drako, jak nazwala małego smoka. Patrząc na nich nauczyciel nie mógł się nadziwić. To właściwie nierealistyczne. Te dzieciaki po dziewięciu dniach doszły prawie do perfekcji. Nie to, żeby nie wierzył w swoich uczniów, ale to niemożliwe. Do takiego stopnia dochodzi się po latach ćwiczeń. Dziwiło go też zachowanie smoka. Był jakiś spokojny, jakby wręcz zadowolony. Na dodatek emanował też jasnym, czerwonym światłem. Będzie musiał jeszcze nad tym pomyśleć. A jutro, jutro oni wyruszają po zbawienie, przygodę i ratunek.

Lawia od rana się szykowała. Strój już maila przygotowany przez Molera, w plecaku natomiast umieszczała jeszcze narzędzia, pożywienie, maści, lecznicze napoje, koce i wszystkie inne rzeczy. Gdy do jej pokoju weszła mama. Dziewczyna szybko zaciągnęła sznurek przy plecaku.

-Hej, moja mała – uśmiechnęła się – wiem, że to już mówiłam, ale uważaj na siebie, nawet jeśli to zwykła wyprawa po zioła.

– I nie daj się Rayanowi – tata również chciał się pożegnać – poza tym wracaj przed, no wiadomo, TĄ NOCĄ.

– jasne wiadomo; jeśli ona się odbędzie, dodała w myślach.

Uściskała rodziców i szybko pospieszyła do chatki. Rayan już był i machał z daleka. Medyk dał im ostatnie wskazówki, mapę, smoka i szczęśliwe amulety, a później zastrzegł, że jeśli nie dotrą w ciągu 2/3 dni do kryjówki, mają wracać i już trudno, ale nie mogą ryzykować. Skinęli głowami, pożegnali się i ruszyli.

– Rayan, myślisz, że nam się uda?

– No oczywiście. Widziałaś jak nam szło na treningach, damy radę.

Szli dobrych kilka godzin. Na początku dróżka była prosta, później stawała się kręta. Z czasem drzewa zakryły ją w ogóle i musieli polegać tylko na swojej wiedzy i mapie. Robiło się coraz ciemniej w miarę zagłębiania się w las. Na zmianę zmieniali się niosąc smoka, lecz częściej robiła to dziewczyna mimo protestów chłopaka, ponieważ u niej Drako był mniej nerwowy niż u Rayana.

– Może zatrzymamy się na chwilę, co? Tylko napoimy smoka i siebie.

– Tak to dobry pomysł. Kto by pomyślał, że tyle nam to zajmie. A właściwie nie jesteśmy nawet w połowie, wszystko przez tego małego.

– No trudno. Tylko Drako może otworzyć kryjówkę.

Po zaspokojeniu głodu i pragnienia ruszyli dalej. Punkty orientacyjne rozpoznawali coraz słabiej bo w gęstym lesie szybko następowała ciemność. Po jakiejś godzinie nie widzieli już nic i zatrzymali się na spoczynek.

– Będziemy się zmieniać co 2 godz. Zacznę pierwszy.

– Zgoda. Lawia ułożyła klatkę, rozłożyła im posłanie i zaczęła studiować mapę.

– Wiesz, może nawet nam się uda. Idziemy cały dzień a jeszcze nic nas nie zaatakowało.

– Tak, to trochę dziwne, ale może mamy farta, idź lepiej spać. Obudzę cię.

Około godz. później Lawia została wybudzona ze snu mocnym potrząsaniem.

– Już? Tak szybko?

–  Nie było by tak szybko ale..

–  Mamy towarzystwo? Lawia zerwała się na równe nogi.

–  Tak jakby. Towarzystwo nadciągającego żywiołu.

–  To znaczy..

– Że idzie cholernie wielka burza. Chowaj wszystko! Musimy znaleźć jakąś jaskinię cokolwiek, szybko!!

Spojrzała w niebo. Rzeczywiście miało ciemnogranatową barwę i nie było widać gwiazd. W Corawely zawsze były gwiazdy a burze zdarzały się rzadko. Ale teraz zapowiadało się na bardzo porządną wichurę z piorunami. Wiatr coraz bardziej przybierał na sile. Niektóre drzewka pozginały się lub złamały najlżejsze gałązki. Rayami i Lawia zabrali się za pakowanie. Zwinęli szybko rzeczy i spojrzeli na mapę. Jaskinia była. Szkoda tylko, że w odwrotnym kierunku niż się kierowali.

– Nie mamy wyjścia zawracamy,

– Ale Rayan, przed nami też jest grota.

– Zanim tam dojdziemy zmiecie nas z powierzchni ziemi– Lawii wystarczyło spojrzeć w jego stanowcze oczy, żeby wiedzieć, że to nie pora na kłótnie.

– No więc ruszajmy mamy chyba pół godz., inaczej naprawdę nas rozerwie.

Śpiesząc się pół szli pół biegli do w miarę bezpiecznego miejsca.

– Boże, Boże nie zdążymy– Lawia zaczynała panikować, te drzewa zaraz się na nas zwalą. Krzyknęła, gdy jedno z nich faktycznie poleciało na ziemię

– Lawia tylko spokojnie – Rayan w jednej ręce trzymając smoka objął ją drugą– podbiegnijmy kawałek.

Gdy z daleka dostrzegli skalną jamę, Lawia ledwo trzymała się na nogach.

– Rayan biegnij, musi być ktoś kto ocali ten świat, ja nie mogę.

– Widać grotę, widzisz przed tobą? Poza tym bez ciebie nie pójdę dalej.

– Musisz!

– Nie zabronisz mi– Rayan wziął ją na ręce.

Burza szalała w najlepsze. Dookoła trzaskały pioruny, deszcz lał jak z cebra. Trwało to chyba wieczność, ale doszli. Rayan położył dziewczynę na skalnej posadzce i odstawił smoka. Lawia spojrzała na niego. Zamrugała. Później zrobiła to jeszcze raz, aż w końcu podeszła szybko do chłopaka i oderwała koszulę z jego pleców. Zasłoniła usta dłonią, ale nie chcąc straszyć chłopaka stłumiła krzyk.

– Co się stało?

– Nie nic takiego.. Masz drobne skaleczenie. Nie ruszaj się.

W rzeczywistości chłopak miał 15-asto cm ranę na biodrze. Obejrzała ja dokładniej. No tak, Drako. Zwierzęta w klatce podczas burzy szaleją musiał uszkodzić pazurami Rayana. Wyjęła z plecaka płyn odkażający i polała nim ranę.

– Aaa!!! Co to? – Rayan krzyknął zaskoczony.

– Nie ruszaj się mówię. Lawia przemyła ranę i nałożyła delikatnie maść.

– Masz szczęście, to nie jakaś śmiertelna rana, ale my mamy teraz utrudnienie.

– Jaka rana? Chłopak dopiero poczuł ból rozdartego ciała.

– Zabandażowałam, powinno wystarczyć. Tylko, że musi obejrzeć to lekarz. Jeśli jutro wyrobimy się ze znalezieniem to wracamy jak najszybciej.

– Dziękuję. Jesteś niesamowita.

Lawia spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Rozłożyła się koło chłopaka. Noc spędzili wtuleni w siebie.

***

Tej nocy Malery nie spał prawie w ogóle. Zadręczał się tysiącami różnych pomysłów co mogło im się stać, może nawet nie żyją. Co ja narobiłem? Nie miałem prawa ich tam wysyłać. Pocieszał się jedynie myślą, że jest z nimi Drako. Niedawno przeklinałby się za to, ale teraz dowiedział się bardzo wielu rzeczy o tym smoku. Znalazł jedną zapomnianą już książkę. Całą noc nie spał czytając ją, ale opłaciło się. Smok którego znalazł był trafikiem modusem– bardzo rzadkim gatunkiem. Miał on kiedyś najlepszy kontakt z ludźmi. Potrafił nawiązywać z nimi szczególną więź objawiającą się emanowaniem czerwonym światłem. Ten, dla którego je przeznaczył stawał się silniejszy, sprawniejszy i mądrzejszy. To właśnie dlatego tak dobrze im szło. Niesamowite co mogą dzieciaki, zwalczą nawet największą nienawiść dobrymi chęciami, miłością i zapałem. To go pocieszało, jak również to, że światło w pewnym stopniu ochraniało ludzi od np. niebezpiecznych zwierząt; ale nie przed burzą. Jeśli na czas nie dotrą do jakiejś jaskini nie mają szans. Nie pozostawało mu jednak nic innego jak czekać.

***

Tym czasem Rayan i Lawia obudzili się rano z dużo większym problemem niż burza. Smoka nie było. Szukali go wszędzie, ale klatka po prostu została otwarta, jeśli można tak nazwać szereg wyrwanych prętów. Po godz. poszukiwań i nawoływań wszystko stało się jasne. Nic nie mówiąc zebrali wszystko co mieli i powoli ruszyli w stronę domu. Po chwili marszu Rayan gwałtownie się zatrzymał.

– Słyszałaś? Co do…

Nie dokończył, nie zdążył. Z krzaków wyskoczyło na niego nagle jakieś zwierzę. Wielkie jak niedźwiedź jednak z krótkim ciemnym futrem i kopytami zamiast łap.

– O nie! Rayan! – Lawia zareagowała szybko. Wyciągnęła z plecaka nóż i celnie rzuciła w zwierze. Jak się okazało jego skóra była zbyt gruba, mimo to zwierzę skierowało teraz agresję na dziewczynę. Ta zaczęła uciekać. Zwierz zbliżał się jednak coraz szybciej. Nadal biegnąc przerażona usłyszała rumor, kwilenie i stukot kopyt. Obróciła się. Nie było już goniącego ją wielkiego byko – niedźwiedzia . Był Rayan, równie zdumiony jak ona. Patrzył się na coś koło nich. Rozejrzała się. Niedaleko stał mały Drako wytwarzający wokół siebie jakąś dziwną czerwoną poświatę. Lawia przykucnęła.

– Drako, chodź do mnie maleńki. Nikt cię nie skrzywdzi. Rayan przechylił głowę z powątpiewaniem.

-Akurat Ci się to uda.

Smok zaczął małymi krokami zbliżać się do Lawii. Ta wyciągnęła rękę i ułożyła dłoń w stożek. Czarne oczy Draka były w nią zapatrzone. Podszedł bliżej i wsunął głowę w jej smukłe palce. Rayanowi opadła szczęka. Gapił się przez chwilę na tą scenę próbując coś zrozumieć.

-Jak ty to…? – wydukał

– Nie wiem. Mamy mało czasu, dzięki temu zwierzęciu trochę go nadrobiliśmy biegnąc we właściwą stronę – wcisnęła mu do ręki mapę i pociągnęła, bo oniemiały miał problemy ze zrobieniem jakiegokolwiek kroku.

Znów wędrowali długo. Nie czuli się jednak już w takim niebezpieczeństwie odkąd Drako szedł z nimi. Było ciemno bo byli pewnie gdzieś w centrum lasu. Nagle Lawia uszczęśliwiona krzyknęła:

– Patrz to to! Ten głaz! Przecież tak wygląda właśnie na mapie – chłopak ujrzał przed sobą zarośniętą gąszczem, dużą kolumnę. Wyglądała dokładnie tak jak na rysunku. Zdobiły ją liczne hieroglify i niezrozumiałe znaki – smok i dwoje nastolatków podeszło do niego jak w transie. Rayan wyją skórzane rękawiczki i delikatnie podniósł smoka do kamiennej płaskiej płytki na której wydrążone były 2 odciski: ludzkiej dłoni i smoczej łapy. O dziwo Drako nie protestując położył swoją na odpowiednie miejsce.

Rayan uśmiechnął się – teraz ty. Lawia powoli wyciągnęła rękę w stronę skały. Gdy położyła ją w odcisku dłoni, płytka przesunęła się. Usłyszeli głośny zgrzyt i wolno wysunęła się skrytka. Lawia wyciągnęła ze środka zwój zawinięty czerwoną wstążką.

– Nie wierzę! Udało nam się! Naprawdę się nam udało.

– O rany! Wiesz czego dokonaliśmy? Tak po prostu. Teraz ludzie mogą być ocaleni. Rayan wziął Lawie w ramiona.

– Tak to niesamowite. Zamilkła zapatrzona w oczy chłopaka.

Od dawna nie widziała w nich takiego błysku. Zawsze, gdy popisywał się przed kolegami były puste. Nie tak jak teraz. Rayan pochylił się i najdelikatniej jak umiał, pocałował ją. Przez głowę przemknęło jej tysiąc myśli na raz. Zamknęła oczy. Jeszcze tydzień wcześniej wolała by śmierć niż pocałunek z takim chłopakiem. Teraz, to właśnie za taki moment dała by się pokroić. Rayan spoglądał na dziewczynę niepewnie. Nie planował tego on też nigdy by nie pomyślał, że się w ogóle zakocha. Wszystkie dziewczyny podrywał tak sobie. Nawet ich do końca nie znał. Lawia przygryzła wargę.

– Wracamy. Jutro musimy dotrzeć do wioski bo mamy opóźnienie. Jeśli się spóźnimy możemy nigdy więcej nie zobaczyć naszych rodzin. Po za tym jesteś ranny.

Rayan skinął głową.

– Dobrze, chodź.

Dotarcie do wioski zajęło im bite 4 godziny. Nie spali, przedarli się przez gąszcze na skróty

– Do domu Molera?

– Tak. Na razie nikt nie może nas zobaczyć.

Do chatki medyka wpadli pewnie przed północą. Z początku profesor nie mógł uwierzyć, że ich widzi.

– Matko droga! Dzieci, kochane! Wręcz rzucił się żeby je uściskać.

– O rany to Drako? To on…?

– To zasługa Lawii, oswoiła go.

– Ja byłem pewny, że to was wybrał, ale on się też do was przywiązał. Przecież mógł być wolny a przeszedł tu za wami jak widzę, sam. Ale teraz; macie dokument?

– Proszę oto on – Staruszek odebrał papier z najwyższą godnością

– W takim razie chyba nie może być lepiej.

– To znaczy, że ocaliliśmy ludzi i przyszłe pokolenia?

– Może, nie wolno jednak nam przypuszczać musimy mieć pewność. Jutro z rana ogłosicie to wszystkim. Trzeba być wypoczętym idźcie się położyć, jutro być może ostatni dzień męki.

– Chętnie, ale najpierw… Rayan odsłonił zraniony bok.

Po obejrzeniu rany natychmiast rozpoczęła się kuracja. Ran nie była głęboka, jednak w pazurach smoka okazało się, że jest pewien rodzaj jadu, który trzeba usunąć z organizmu.

Ranek nie był zbyt słoneczny. Niebo było szare i przysłaniały go chmury. Moler od rana ciężko pracował. Rozwiesił ogłoszenia, które informowały wszystkich o zebraniu pod głównym rynkiem 30 min przed corocznym przemówieniem barona. Wszystko było zaplanowane, nie wszystko poszło zgodnie z planem. Rano na platformie stali już: profesor i jego 2 uczniów. Rayan trzymał na razie zasłonięta klatkę ze smokiem, przykrytą purpurowym materiałem. Zbierało się przed nią coraz więcej zaciekawionych ludzi. Gdy Malery uznał, że jest ich wystarczająco, by sobie wszystko przekazać oraz w tłumie dostrzegł pociągłą twarz barona, przełknął ślinę i zaczął:

– Wiem, że gdy zacznę moją wypowiedź nie będziecie zachwyceni, ale proszę pozwólcie mi skończyć… Jak wiecie dzisiaj jest noc zemsty. Dla wielu stała się ona nieodwołalna, zachowują się jakby coroczny jednodzienny mord był przymusowy. Więc słuchajcie mnie: nie jest!! Można temu zaprzestać

– A jakim to cudem? – ktoś z licznego już tłumu zabrał głos.

– To proste: rozwiązanie to akt zgody– mieszkańcy wstrzymali oddech i poruszali się nerwowo nie rozumiejąc – pozwolicie, że przeczytam wam pewien fragment starej księgi, zielarz kontynuował czekając na reakcje po czy odczytali ten sam fragment, który czytali Rayan i Lawia w księdze znalezionej w piwnicy.

– Co? Czy ty nam każesz godzić się ze smokami?

– Właśnie to szaleństwo, to mordercy one nie chcą pokoju!

Wtedy Rayan i Lawia odsłonili materiał i otworzyli klatkę z której dostojnie wyszedł mały Drako. Szok był ogromny. Ludzie zaczęli krzyczeć, niektórzy rzucali się do ucieczki inni biegli po jakieś narzędzia obronne. Nie takiej reakcji oczekiwał Malery. Lawia chciała uspokoić biegających ludzi, ale jej próby nic nie dały. Sam baron rozkazał by pojmać smoka. Wszystko się sypało. Wieśniacy okrążali platformę z 2 stron, nie czaili się tylko na smoka. Lawia w tłumie dostrzegła swoich przerażonych rodziców. Ktoś złapał ją od tyłu, chciała się wyrwać, ale uścisk był za mocny.

STAAĆĆ!!!!!!!- potężny głos dotarł chyba w każdy zakątek wsi, lasu, pewnie nawet na zamk barona. Wszyscy momentalnie się odsunęli– chcecie pokoju czy grozy? Wasza decyzja. Poznałem tych ludzi i wiem, że nie są oni źli, jeśli potraficie być tacy jak oni sam podpiszę akt zgody przed koleją pełnią, ale to zależy tylko od was!- Drako stojąc na platformie błyszczał w blasku zachodu słońca.

Teraz już wszyscy ze skruchą wpatrywali się w smoka– to właśnie ich wróg postawił się w obronie kilku z nich. Smok potrafił wyczytać żal z ich twarzy. Na platformę wstąpił baron – głupio mi teraz, ale powinniśmy wszyscy przeprosić. Kto jest za podpisaniem pokoju?

Pierwsi unieśli do góry dłonie rodzice Rayana i Lawii. Nawet tak zaborcza kobieta jaką była matka Rayana miała łzy w oczach. Powoli zaczęły się podnosić kolejne ręce. W końcu nikt nie został obojętny.

Zaraz potem nastąpiło podpisanie rozerwanego dokumentu. Gdy tylko to się stało

rozbłysła linia na niebie, bardzo podobna to tej, którą widywało się w noc zemsty. Smoki wypłynęły ze swojej groty. Nie jednak z zamiarem zadania bólu i cierpienia. Już nie. Lawia ścisnęła mocno dłoń Rayana. Udało się. Tak właśnie zmienili przeznaczenie. Odwołali coś nieodwołalnego. Właśnie powstał nowy świat.

Koniec

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Nie jest dobrze. Sam pierwszy akapit:

Carawely nigdy nie było spokojnym miejscem. I chociaż w ciągu roku codziennie toczyło się tam normalne życie, to mieszkańcy nie mogli żyć w równowadze. Dręczyło ich jedno coroczne wydarzenie, jedna noc. Bowiem co rokudzień wiecznej pełni dokładnie o godz. 12, gdy dwa księżyce spotkały się w prostej linii zaczynał się horror. Tej nocy nikt nie mógł czuć się bezpieczny. Wieśniacy już za dawnych czasów wymyślili dla niej nominał. Nazwa przyjęła się dosyć szybko a ludzie wymawiali ją z najwyższym strachem, odrazą i powagą. Nazwali ją „zemstą czarnych demonów”.

Powtórzenia. Wieczna pełnia? Nie wiem, czy coś takiego jest fizycznie możliwe. Dzień pełni dziwnie brzmi – pełni w dzień nie widać. Liczby zwykle piszemy słownie. Nie używamy w tekście skrótów, których nie użyłoby się w mowie. Przez dwa punkty zawsze da się poprowadzić linię, nawet prostą, więc nie wiadomo, o co chodzi ze spotkaniem księżyców. Co według Ciebie znaczy słowo “nominał”? Przecinki po “pełni”, “linii” i “szybko”.

Dziewczynki uczyły się medycyny, chłopcy walki. Kto zajmował się rolnictwem, rzemiosłem… Z czego to społeczeństwo żyło?

Myślniki oddzielamy spacją od reszty zdania. Interpunkcja kuleje, zdania nie zawsze kończą się kropką (albo czymś analogicznym), literówki, niektóre nawet śmieszne, błędy w zapisie dialogów…

dowidzenia => do widzenia

zniszczył by => zniszczyłby

w ciągu 2/3 dni

No i nie wiem, czy chodziło o dwie trzecie dnia, czy o dwa, góra trzy dni.

Lepiej trzymać wartę przez pół nocy niż na zmianę po dwie godziny. To morderczy schemat. W lesie tak dobrze było widać niebo, że można było prognozować pogodę?

tym czasem => tymczasem

Czemu wszyscy nie chowali się w bezpiecznych schronach?

Jesteś pewna, że to science fiction?

Babska logika rządzi!

Hmmm. Ale z plakietką konkursu to nie przesadzaj – opowiadanie jest wstawione prawie dobę po upłynięciu terminu.

Jakieś reklamy Ci wskoczyły do tekstu. Usuń.

Babska logika rządzi!

Miałam w porę, tylko że wysłałam w złe miejsce bo na e-maila. Ja tu jeszcze nie wiedziałam co i jak… frown Powiedzieli mi że mam wstawić, mimo że po terminie. Ale teraz to i tak już nieistotne.

 

Jak powiedzieli, to niech na razie tak zostanie… A komu posłałaś tekst?

Babska logika rządzi!

Dzień wiecznej pełni to jakaś nazwa własna ? Pytam się z ciekawości, bo gdyby był z wielkiej litery, to zadnie na początku byłoby bardziej zrozumiałe :)

Scio me nihil scire

Spotkały w linii prostej? Dzieci uczyły się od dziecka? Tą miksturę?

Cóż, mówiąc szczerze – nie jest dobrze. Masz tu naprawdę sporo błędów, które wynikają z niedostatecznego opanowania tajników posługiwania się językiem polskim. Zakładam, że to niedostateczne opanowanie wynika z młodego wieku. Jeśli nie, cóż, to tym bardziej nie jest dobrze. 

Fabularnie do przeczytania.

Z całym szacunkiem, ale regulamin konkursu jest krótki i jasny. Jest w nim wyraźnie napisane, że teksty należy publikować na stronie. Przeczytanie regulaminu wymagało znacznie mniej wysiłku niż odnalezienie maili do Redakcji.

 

Tak czy owak, tekst jest pod względem technicznym napisany bardzo niestarannie, na co już zwrócili uwagę poprzedni komentujący. Literówki, błędy interpunkcyjne i powtórzenia to jedno, pamiętaj jednak też, by sprawdzać znaczenie słów, zanim wpleciesz je w zdanie…

 

Przykłady:

“Wieśniacy już za dawnych czasów wymyślili dla niej nominał.“ – tym bardziej wali po oczach, że jest na samiutkim początku.

 

“jeszcze nigdy żadna cię tak nie abstrahowała prawda?“ – a to mój zdecydowany faworyt.

 

Fabuła jest dość naiwna, ale generalnie chwali Ci się, że próbujesz pisać. Tylko że wszystko po kolei. Najpierw opanuj należycie język, w międzyczasie dużo czytaj, a potem próbuj przelewać na papier swoje pomysły.

 

Powodzenia.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Zacząłem czytać, lecz daleko nie dojechałem. Błędy i błędziki okazały się tak liczne, że jęłem “skanować” tekst fragmentami, by sprawdzić, czy dalej jest podobnie – i, niestety, było podobnie. Przeskoczyłem do komentarzy – i bez czajenia się cytuję joseheim: […] chwali Ci się, że próbujesz pisać. Tylko że wszystko po kolei. Najpierw opanuj należycie język, […].

Powinnaś z tym opanowaniem poradzić sobie w miarę szybko i bez katorżniczego trudu, bo dla chcącego nic trudnego, więc zechciej, namawiam… Tworzenie światów i postaci to świetna i mądra zabawa dla piszących – i czytających też – więc nie rezygnuj po pierwszej próbie.

Autorka musi być młoda i to tłumaczy wiele spraw, o których wspomnieli przedpiścy. Czytaj i pisz, a w końcu wyrobisz pisarski warsztat.

Sorry, taki mamy klimat.

Czy tekst był inspirowany filmem Jak wytresować smoka? ; )

Jak na kogoś, kto ma 14 lat, to wydaje mi się, że językowo jest z Tobą lepiej niż u wielu osób dorosłych. Oczywiście, tekst ma sporo błędów, szczególnie składniowych, ale jesteś na dobrej drodze.

Nie zgodzę się z Joseheim i popierającym ją Adamem – ucz się języka, czytaj książki, ale również pisz. Ile wlezie. Odkładaj swoje teksty na parę dni, potem zaglądaj do nich i staraj się sama znaleźć błędy.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka