- Opowiadanie: kotktóryprzenikaściany - Chodźmy w dół rzeki

Chodźmy w dół rzeki

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Chodźmy w dół rzeki

 

Podłączone napięcie: 230 V

Prędkość przetwarzania danych: 1150 s-1

Odliczanie do impulsu reanimacyjnego:

4

3

2

1

------------------------------------------------– ODCZYT -------------------------------------------------

Na spacer idealnie nadaje się ścieżka prowadząca w dół rzeki. Kręcisz nosem? Wiem, że tutaj wszędzie tylko rzeki, delty i woda. Wszędzie woda. Ale świeże powietrze posłuży Ci. Pójdźmy w dół rzeki a opowiem Ci historię. Wiem nie przepadasz za legendami. Obiecuje, że ta Ci się spodoba, tylko chodź ze mną.

 

Wiesz, w dolinie tego rozlewiska była kiedyś całkiem spora osada. Zamieszkiwał ją lud dumy i silny…

 

 Znowu coś Ci nie pasuje? Przeglądasz swoje papierki, swoje książki historyczne, mapy, pomiary. Gdyby była tu osada, już byś ją znalazł. Wykopał. Opisał znalezione groty strzał, określił wiek datowaniem węglowym. No dobrze. Może ona dopiero będzie? Nie opowiadam bajek. Co za różnica, była, będzie, w tym wymiarze czy w następnym, jedną sekundę dalej na ścieżce innej rzeczywistości? Marszczysz czoło. Nic nie poradzę na swoją poetycką duszę. Mam opowiadać dalej?

 

Zamieszkiwało dolinę plemię odważne, skore do zabawy. Nikt nie odmówiłby ich kobietom, smukłym jak te trzciny, gracji. Mężczyźni zaś byli odważni, pełni siły. Co rano wyruszali na polowanie. Łowcy ludu mielizn zawsze wracali ze zdobyczą. Produkowali łuki tak doskonałe, że okoliczne plemiona oddawały tuziny paciorków, wszystkich niewolników i całe stada, za jeden, choć jeden egzemplarz. Wyprawiali się w gorę rzeki, na jej lewy brzeg, ale nigdy na prawy. Wśród tego ludu był jeden…. Co znowu? Czemu nie wyprawiali się na prawy brzeg rzeki? Przyjacielu, jaki ty jesteś przewidywalny. Poczekaj zaraz do tego dojdę.

 

Na samym obrzeżu wioski żył sobie Mataύ. Nie silniejszy ani zwinniejszy od swoich pobratymców. Mataύ znaczy – "walczący z prądem". Bowiem był on jak wielu młodzieńców tego ludu, pełen młodzieńczego buntu. Nieświadomości kruchości ludzkiego losu. Rzucał się w największy wir rzeki, po czym ledwo uchodził z życiem, wyciągany przez towarzyszy. To przez jego brawurę, po przyłączeniu się przez niego do straży, w czas nadania imienia wojownika, w ogniu naznaczono go mianem Mataύ. Naznaczono go w ogniu nie w wodzie, bo słowem "mataύ" zwracano się także do błaznów i szaleńców. Bowiem to woda, rzeka, daje życie a ogień, słońce, jest tylko pochodnią oświetlającą jej wielkie dzieło.

 

Znalazłeś grot strzały? Obejrzyj go sobie. Dokończę za chwilę. Ile mówisz pięć tysięcy lat? I wygląda jak muszla, czy też łuska? Bardzo ciekawa faktura. Na czym to ja skończyłem? A tak…

 

Wielki to był afront dla chłopca dopiero wkraczającego w dorosłość. I choć prześmiewcze miano miało go pouczyć, uspokoić, nie spełniło swojego zadania. Gorycz paliła go bardziej niż ból poparzonych stóp, którymi przekroczył ogień. Czy byli okrutni? Nie. Plemię nie bywało okrutne, karało na miarę winy, z resztą rany na każdym z nich goiły się szybko i po ranach młodzieńca niedługo nie było by śladu. Wódz myślał też o zmianie imienia Mataύ za dwa wylewy rzeki. Nie byli okrutni. Może dla nas wydaję się to brutalne, ale ich świat rządził się innymi prawami. Jedynym błędem było to, że nie wzięli pod uwagę niepokorności duszy Mataύ.

 

Zgorzkniały Mataύ dołączył do oddziałów plemienia, udał się strzec prawego brzegu rzeki. Nie przerywaj już mówię. Prawy brzeg rzeki niósł śmierć. Dawno, dawno temu zamieszkały go stwory przebiegłe i krwawe. Skrzydlate demony. Nie były ogromne. Od pyska do końca ogona powiedzmy jak od końca twoich palców do łokcia. Miały jednak ostre pazury do rozszarpywania. Skórę twardszą niż krzemień. Spustoszyły swoje ziemie. Wypaliły je do cna. Zjadły wszystkie zwierzęta, zadeptały rośliny. Ich jedynym wyjściem była ekspansja. Jedynym kierunkiem – drugi brzeg rzeki.

 

Walka toczyła się już od dziesięcioleci. Odkąd pierwszy łuskoskóry zbezcześcił rzekę zanurzając w niej swoje podłużne ciało.

Mataύ nie bał się swojej pierwszej walki. Wyruszył wraz z innymi o świcie. Walcząc, Mataύ ciągle słyszał w głowie głosy współplemieńców. Wspominał Dzień Nadania. Ciągle widział jak jego bracia przyjmują chrzest w wodzie. On sam daje się podjudzić: Czym dla Ciebie jest chrzest w ogniu? Dla tak odważnego Triblektύѓu?.

Och, żebyś wiedział jak oni walczyli, przyjacielu! Pełni gracji, niepowstrzymani. Odpowiednio dobranym machnięciem włóczni potrafili rozpołowić demona. Mimo swego mizernego wzrostu – najwyższy z nich mierzył jakieś metr sześćdziesiąt. Nie patrz tak na mnie, z wyrzutem. No dobrze, byli średniego wzrostu, lepiej? Nic nie poradzę na twoje kompleksy. Szczerze uważam że, masz dobre życie. Zazdroszczę Ci. Tej wolności. Współczuję trochę braku brawury i odwagi charakterystycznej dla Twojego gatunku. Nieważne. Mam mówić dalej?

 

Było ich jednak zbyt mało by powstrzymać bestie, które zdawały się pojawiać znikąd. Każdego zabitego potwora zastępowały dwa nowe. Lata walki z plemieniem delty sprawiły, że stały się sprytniejsze, bardziej zaciekłe. Nauczyły się przewidywać poczynania wojowników. Pewnego dnia oddział Mataύ został wybity, a on sam zniknął. W wiosce odczekano trzy wylewy rzeki. Nocą wódz oddał prądowi ich ulubione przedmioty, ubrania, ukochane zwierzęta, a plemię snuło modlitwę do wody, która wszystko daje i wszystko przyjmuje.

Następnego dnia po pogrzebie zjawił się Mataύ. Poraniony. Zgorzkniały. Nie wziął udziału w uroczystości na jego cześć. Ledwo zanurzył usta w dzbanie podanym przez wodza. Wywołał oburzenie plemienia, nie klękając przed matką i nie oddając jej tykwy. Nie dopełniając świętych rytuałów. Brak okazania należytego szacunku spotkał się z oburzeniem starszyzny. Władca plemienia jednak uciszył oburzone szepty, uznając, że powodem zachowania wojownika jest utrata towarzyszy broni. Niech odpocznie, zaleczy swój smutek. Woda zmyje z niego słabość.

 

Znów coś znalazłeś przyjacielu? Co to? Naczynie? Według wszystkich standardów jest chyba ładne? Mówisz, że będzie można je dobrze sprzedać? To cudownie, szczęście się do nas uśmiecha.

A właściwie do Ciebie. Pozwolisz, że będę mówił dalej…

 

Mataύ zamieszkał w domu na skraju wioski. Nie odwiedzał rodziny, nikt nie widział go przez wiele tygodni. Co robił? Chwileczkę, przyjacielu… Już mówiłem, że wszystko w swoim czasie? Czyżbyś jednak miał uczucia? To taka ludzka przywara – niecierpliwość. Nie spotkałem jej u żadnego innego gatunku. A więc, kontynuując…

Niedługo po powrocie młodzieńca dla plemienia rozpoczęły się wyjątkowo ciężkie czasy. Wojowników było za mało, stwory podchodziły coraz bliżej i bliżej. Odważniejsze zanurzały swe pokryte łuskami odnóża w lśniącej życiodajnej wodzie. Wyciągały swe długie szyje, a na lśniącej powierzchni rzeki odbijał się ich gorący oddech.

Wódz posyłał posłów do sąsiednich plemion. Obiecywał zapłatę w łukach, w naczyniach (o ściankach cienkich tak bardzo, że podnosząc je do słońca można było zobaczyć przez nie zarys trzymającej je dłoni), w złocie, paciorkach, w małych szarych zwierzątkach o smacznym mięsie. Jak się nazywają te zwierzęta? Przyjacielu powiedzmy, że nie mają jeszcze nazwy. Są tym, czym króliki mogłyby się stać, lub czym się staną. Niech twój analityczny umysł na chwilę się uspokoi. Nie patrz tak na mnie, przecież nigdy nie zmyślam. Nikt inny nie umiał wytwarzać takich drobiazgów, nie miał takiego bogactwa. Plemiona jednak wiedziały, że jeśli demony osłabią lud mielizn, będą mogli zabrać wszystkie te rzeczy nie poświęcając ani jednego człowieka.

 

Jedynie Mataύ się nie martwił odmową plemion. Kiedy nadszedł dzień, w którym pierwszy kłąb pazurów, spirala łusek niosąca śmierć pojawił się na lewym brzegu rzeki, plemię dowiedziało się, dlaczego. Mężczyzna wypuścił na wolność swego ulubieńca. Demon znaleziony przy martwej matce, nieumiejący jeszcze samodzielnie jeść, przez miesiące karmiony mięsem pobratymców zasmakował w nim. Mataύ został okrzyknięty wybawcą. Święto na jego cześć trwało od jednego wylewu rzeki do drugiego. Mimo to świeżo upieczony bohater nie czuł zadowolenia. Wyprawił się ze swoim podopiecznym na drugi brzeg rzeki, zniszczyć odwiecznego wroga na zawsze.

Nigdy nie wrócił. Plemię smuciło się, ale jednocześnie radowało, gdyż ilość potworów malała za każdym pożywieniem się pupilka Mataύ. Demon rósł i rósł, widać mięso własnego gatunku działało na niego korzystnie. Już na początku był większy niż większość pobratymców, nie musiał jak oni walczyć o każdy kęs jedzenia. Z czasem urósł jeszcze bardziej, a jego dwie pary skrzydeł, gdy się wznosił, zdawały się przesłaniać niebo.

Pewnego dnia, na prawym brzegu rzeki został tylko jeden demon. Bez właściciela. Bez pożywienia. Wreszcie plemię dowiedziało się, czemu Mataύ nie wrócił. I tak już nikt nie usłyszał o ludzie, który modlił się do rzeki – matki, osiedlał się tylko na dobrej wilgotnej ziemi.

***

„Bajki” mówisz.

Może. Wszystko odczytałem z kamiennych tabliczek, które znalazłem w ruinach. Nie popełniłem błędu w tłumaczeniu. Wiesz, że moje cyfrowe obwody się nie mylą. Nie fantazjuję. No, może trochę. Sam mnie przecież takiego wolałeś przyjacielu. Uczącego się robota. Takiego, co umie kłamać żeby wytargować lepszą cenę. Z wyobraźnią. Z czymś, czego tobie brakuje, racjonalisto. Przyjacielu nie gniewaj się, nie chciałem. Przyjacielu? Czy ja wiem, co to słowo znaczy? Znam jego definicję. I mam nadzieję, że do tej pory byłem dobrym towarzyszem. Tak to historia wyczytana z tabliczek w wiosce. Nie było tam nic więcej. To pewnie tylko legenda bajka dla dzieci. Może twórców tych pięknych ludowych rzeźb wytrzebiła jakaś zaraza? Jesteś pewien, że jest tu bezpiecznie? Kręcisz głową. Nie wykryłeś nic swoimi czujnikami. Ja też nie. No nic. Doszliśmy do pagórka daleko za deltą. Wiesz, że tutaj według legendy skrył się demon Mataύ, kiedy zabrakło mu pożywienia? Chcesz wejść do środka? Nie bój się przecież to tylko legenda. Śmiejesz się. Nic nie ma w środku. Tylko, muł, muł i woda.

„Dosyć mam tej planety” mówisz. „Zbierz robocie jak najwięcej tych przezroczystych dzbanków, dostaniemy za nie dobrą cenę. Tylko bacz by nie były zniszczone”. „Zobaczysz zarobimy mnóstwo słonecznych, kupię Ci więcej RAM, nowe paliwo, a sobie jakieś miłe kobiece towarzystwo.”

„Skąd Ci w ogóle przyszło do głowy, że mieszka tu pupilek Mataύ? Przecież te przedmioty należą do bardzo prymitywnej cywilizacji, a po drugiej stronie globu znaleźliśmy, co prawda puste, ale bardzo rozwinięte miasta. Między tymi cywilizacjami musiały minąć wieki”

Skąd wiem? Z kryształowych dysków z drugiej strony globu. Z miasta, które według Ciebie zostało zniszczone przez zarazę. Czemu jesteś taki przerażony? Oni go obudzili. Tak jak my teraz. Popatrz tam. Woda wrze. Zaraz będzie na powierzchni. Wynurzy się. Pozwolisz, że Cię przytrzymam nie możesz się teraz oddalić. Mam do odbycia bardzo ważną rozmowę.

– Witaj Czteroskrzydły, Pogromco Rzeki, Władco Ognia. Składam Ci w ofierze to oto jedzenie byś obdarzył mnie największą łaską. Łaską wolności.

 

Oddaliłem się szybko. Jednak nie dość szybko, by nie dotknął mnie gorący oddech smoka. Z kamery ciekł mi olej. Dziwne miejsce na wyciek, ale wydzielina z gardła demona była szkodliwa nawet dla robota zwiadowczego mojej klasy. Przetarłem swoje „oko” wmontowaną migawką i dalej oddalałem się od legowiska potwora. Gorący oddech spalił jednak więcej niż podejrzewałem. Muszę znaleźć jakieś miejsce żeby naprawić swój główny silnik.

Chyba mam za mało sił. Musze ograniczyć, swoje funkcje do podstawowych, a nawet obawiam się zapaść w chwilową hibernację. Sen bez snów.

 ----------------------------------------– KONIEC ODCZYTU ---------------------------------------------

DANE POCHODZĄ OD WYSPECJALIZOWANEGO ROBOTA ZWIADOWCZEGO III GENERACJI. JEGO KORPUS ZOSTAŁ ZNALEZIONY WE WRAKU STATKU, NALEŻĄCEGO ZAPEWNIE DO ŁUPIEŻCY. W NAWIĄZANIU DO NAGRANIA Z KAMERY ODCZYTANEGO Z TWARDEGO DYSKU ZALECA SIĘ ZBADAĆ DOKŁADNIE CZWARTĄ PLANETĘ OD SŁOŃCA W UKŁADZIE G16.01.709.211. MIESZCZĄCYM SIĘ W GWIAZDOZBIORZE STRZELCA. ZE WZGLĘDU NA NIEZWYKŁE WŁAŚCIWOŚCI KWANTOWEGO MÓZGU ROBOTA NIE MOŻEMY WYKLUCZYĆ ZAFAŁSZOWANIA NAGRANIA, WYNIKAJĄCEGO Z CELOWYCH DZIAŁAŃ LUB PRZYPADŁOŚCI DOTYKAJĄCEJ, ZAZWYCZAJ JEDNOSTKI NALEŻĄCE DO RASY ZWANEJ „LUDŹMI”, CHOROBA UJAWNIA W WYNIKU TRAUMATYCZNYCH ZDARZEŃ. PRZYPADŁOŚĆ TA NOSI NAZWĘ: SZALEŃSTWO.

Koniec

Komentarze

No i zajebiście zabrakło spacji w tytule. Jak to edytować?

wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną

Prawy górny róg, zaraz nad tagami do twojego opka jest opcja “edytuj”.

And one day, the dream shall lead the way

Podoba mi się, ciekawy pomysł, umiejętnie prowadzona narracja.

 

Wódz posyłał posłów do sąsiednich plemion. Obiecywał zapłatę w łukach, w naczyniach

( o ściankach cienkich tak bardzo, że podnosząc je do słońca można było zobaczyć przez nie zarys trzymającej je dłoni), w złocie, paciorkach, w małych szarych zwierzątkach o smacznym mięsie. 

Ta przerzutnia po “naczyniach” to błąd, czy zwyczajnie nie zakumałam jej sensu? Po otwarciu nawiasu nie stawiamy spacji.

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Nie,  rozjechało się po przeklejeniu z Worda. Już poprawiłam.

wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną

Bardzo fajny pomysł. Nieszablonowe podejście do tematu konkursy. Od strony technicznej jest trochę średnio. Czasem trafiają się niefortunne zdania i literówki, a poza tym gubisz przecinki (zapominasz np. oddzielać człony zdań złożonych). Sądzę, że porządne przeczytanie własnego tekstu przed publikacją pozwoliłoby na wyeliminowanie większości z tych potknięć.

Konkurs trochę się zbiegł z pisaniem inżynieki, więc na ten tekst nie zostało niestety wiele czasu.

wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną

Ciekawy pomysł na narrację, końcówka też zaskakująca.

Warsztatowo – faktycznie, można było jeszcze doszlifować (ach, ta inżynierka): literówki, czasem piszesz rozdzielnie coś, czego człowiek nie powinien rozłączać, interpunkcja szwankuje.

Babska logika rządzi!

Bardzo miło czytać takie komentarze :)

wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną

Sporo tych potknięć interpunkcyjnych i literówek. Szkoda, bo przez to tekst się gorzej czyta, każdy drobiazg dziabie oko. Pomysł zaiste ciekawy, ale jakoś mnie nie porwała ani ta legenda, ani los robota-oszusta. Chociaż ma to pewien potencjał. Tylko co ten robot chciał zrobić ze swoją wolnością…? Cóż, najwyraźniej nic mądrego nie wymyślił, skoro “umarł”…

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przybyłam tu z polecanki i nie żałuję. Fajny pomysł, wykonanie trochę gorsze, ale to zawsze da się podszlifować.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A dziękuję. Pierwszy raz coś napisałam do końca, więc i tak uważam to za sukces :)

 

Ale rzeczywiście jak teraz przeczytałam na spokojnie (nie między pisaniem kolejnych rozdziałów inż.  z myślą: O matko ja się nie wyrobię!) to sporo błędów zauważyłam.

No nic następnym razem nie będzie pisane na kolanie :)

wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną

Następnym razem wrzuć na betę!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Pomysł  – i to nie tylko na fabułę, ale też, a może przede wszystkim, na narrację – oryginalny. Mimo usterek tekst i tak całkiem porządnie napisany, a mimo tego nie porwał mnie. Być może dlatego, że w Twojej opowieści głównym bohaterem wydaje się być sama historia, a nie ktoś/coś z osobowością.

Sorry, taki mamy klimat.

@Sethrael Dziękuję za komentarz i miłe słowa. Co do tego że głównym bohaterem jest sama historia,  miało tak być, bo historia Matau to bajka, legenda. Ale może rzeczywiście należałoby dodać trochę dynamiki do wątku.

wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną

Fajny pomysł :)

Przynoszę radość :)

To może byś rozwinęła komentarz aż do poziomu merytorycznego i biblioteknęła? ;-)

Babska logika rządzi!

 Ale świeże powietrze posłuży Ci. Pójdźmy w dół rzeki[+,] a opowiem Ci historię. Wiem[+,] nie przepadasz za legendami. Obiecuje, że ta Ci się spodoba, tylko chodź ze mną.

Podoba mi się pomysł, ale wykonanie już mniej :/

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka