- Opowiadanie: Skoneczny - Przyspieszenie

Przyspieszenie

“W dziewiątym - same tuczone świnie,
W dziesiątym - kufry, paki i skrzynie,
A tych wagonów jest ze czterdzieści,
Sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści.”

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Przyspieszenie

Budzisz się. Koła pociągu monotonnie stukają o przerwy w szynach. Stoisz w rogu wagonu pełnego bagaży, a przynajmniej tak Ci się wydaje. Nic nie widzisz przez walizki po Twojej prawej i przed Tobą. Masz niedużo miejsca na jakikolwiek ruch, ale próbujesz się rozpychać. Nie krzyczysz, nie wołasz „pomocy”, zawsze rozwiązywałeś swoje problemy samemu. Nie jesteś przecież klaustrofobikiem, wcale nie przeraża Cię fakt bycia uwięzionym na przestrzeni mniejszej niż metr kwadratowy. Dajesz radę. Jest ok. Nie kończy Ci się powietrze. Rzucasz się jak zwierze w potrzasku ale walizki wydają się być za ciężkie. Co tam jest? W akcie desperacji szarpiesz za kłódkę walizy przed Tobą.

Jesteś zbyt brutalny. Za rzadko myślisz nad tym co robisz, za często myślisz, że coś robisz. W rezultacie nie robisz nic istotnego i do tego starasz się to pokazać wszystkim dookoła, a przecież dookoła Ciebie znajdują się tylko bagaże.

Próbujesz delikatniej pociągnąć za kłódkę a ona znika. Masz za mało miejsca by otworzyć walizką na zewnątrz, więc wpychasz drzwiczki do środka, te ku Twojemu zdziwieniu otwierają się na oścież właśnie w tę stronę. Wchodzisz do środka krętymi schodami w dół. W całkowitej ciemności macasz po ścianach starając się nie spaść. Pod palcami wyczuwasz lakierowane drewno, przed sobą widzisz ciepłą, nieregularną poświatę. Świecznik? Owszem, świecznik, jeszcze kilka kroków niżej. Nawet nie jeden, bo od tego momentu świeczki pojawiają się na ścianach regularnie co kilka metrów. Widzisz teraz, że na schody położono piękny fioletowy dywan, mniej więcej taki sam jaki sprzedałeś miesiąc temu, gdy skończyły Ci się pieniądze. Nie dostajesz pensji, bo zostałeś zwolniony. Mogłeś się tego spodziewać, „bycie w pracy” oraz „bywanie w pracy” to dwa zupełnie odmienne stany, podobnie jak stan trzeźwości i upojenia, a przynajmniej tak widział to Twój szef.

Dywan należał do Twojego brata, nie miałeś prawa go sprzedawać. Czy kupił go właściciel schodów w walizce? Czy to on ubrudził go krwią, czy Ty?

Przeszedłeś już kilkanaście metrów wgłąb i z każdym następnym stopniem czujesz się bardziej pijany. Ściany spiralnej klatki schodowej wydają się falować a Ty stajesz się coraz głupszy, co gorsza obserwujesz to wszystko z dystansu, jakby z perspektywy narratora. Nie masz pojęcia co ostatnio jadłeś ale czujesz, że zaraz się dowiesz. Siadasz na stopniu i wymiotujesz sobie pod nogi. Zwracasz słoną wodę. Pot? Łzy? Owszem, łzy. Odwracasz głowę w bok i zauważasz, że kobieta na obrazie płacze.

Znasz ją, starasz się jej nienawidzić, alkohol Ci w tym przeszkadza.

Spaczona wódką grawitacja przechyla Cię w dół, zaczynasz turlać się po schodach, ale nie masz pojęcia w którym kierunku, nie chcesz krzyczeć, a jednak oddałbyś wszystko by chcieć. Nie jesteś pewien, czy to co słyszysz to stukot kół pociągu czy odgłos pękających kości ale z sekundy na sekundę wydajesz się bardziej spływać, ściekać niż spadać. Wyciemnienie może oznaczać utratę świadomości, ale czy nie utraciłeś jej już dawno?

Uderzasz w ceglaną ścianę.

 

* * *

 

– Och, zobacz Scarlet, gentelman wydaje się budzić.

– Doprawdy? Miałaś opowiedzieć gdzie kupiłaś swoją maskę Jane. Czy starasz się trzymać mnie w napięciu?

– Ależ nie kochana, coś musiało zbić mnie z tematu. A więc kupiłam ją od Baltazara, to ten tęższy jegomość we fraku.

– Jak możesz w ten sposób psuć zabawę? Maski balowe mają coś na celu, jak każde inne zresztą. Apropos, wiesz może czy Baltazar jest kawalerem?

– Ma najukochańsza matka stwierdziła, że zaleca się on do Mary Anne.

– Och jaka szkoda. Czy w tym wagonie podają wino?

– Wygląda na to, że niektórym podali nawet za dużo.

– Domyślam się, że nazwanie tego jegomościa gentelmanem było tylko gorzkim żartem?

– Ależ oczywiście Scarlet, nie uważasz mnie chyba za amatorkę pijaków?

– Skądże moja kochana. Rozpoznajesz może młoda damę w niebieskim gorsecie i króliczej masce?

– To chyba luba naszego „gentelmana”. Nazwiska nie znam, zamożni być nie mogą, nie wiem nawet z jakiego są hrabstwa.

– Zobacz jak pięknie tańczą Johnsonowie!

– Doprawdy.

 

– Współczuję młodej damie.

– Dlaczego od niego nie odejdzie?

– Bo ma z nim dziecko, moja droga.

– A on ma taką piękną maskę.

– Przejdźmy się może w stronę Marry Anne, a następnie po wino.

– Pomysł niemal tak wyborny jak tutejsza orkiestra. Niemniej jednak wpierw wolałabym zedrzeć „gentelmanowi” jego maskę, w jego obecnym stanie i tak nici z paradowania po sali.

– Powinnaś zacząć nacinanie od okolic brody, a nie od czoła, tylko się pobrudzisz.

– Och, racja. Swoją drogą, nie wydaje Ci się, że jedziemy coraz szybciej?

– W istocie, może tak być. No i popatrz co robisz!

– A niech to, będzie plama.

– Jego ręce zaciśnięte na kierownicy, uderza w ceglaną ścianę.

 

* * *

 

– Halo, proszę pana, kontrola biletów – konduktor klepnął Seweryna w bark.

– Już, już… – zreflektował się jeszcze zaspany pasażer.

Seweryn w pośpiechu przeszukując kieszenie spodni i marynarki zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia dokąd jedzie ani skąd wziął się w przedziale pociągu PKP. Co więcej, wyglądało na to, że nie miał biletu.

– Czyżby pasażer na gapę? – kontroler nachylił się ciekawie.

– Na to w…– gapowicz odchrząknął nerwowo – Na to wygląda. Ile będę płacił?

– To zależy gdzie pan jedzie.

Masz Ci los. Seweryn rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu czegokolwiek. Zaskoczyło go, ze dopiero teraz zauważył siedzącą naprzeciw niego Azjatkę. Ubrana była dość zwyczajnie ale jej brązowa kurtka z futrzanym kapturem wydawała się dziwnie znajoma.

– Jadę tam gdzie ta Pani. Tak się składa, że właśnie jedziemy razem. – Mrugnął porozumiewawczo do Azjatki

– Ale ta Pani nigdzie nie jedzie – odrzekł zdziwiony wąsacz.

Seweryn kilka razy zamknął i otworzył oczy. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że szyby w przedziale były zamalowane. Wziął głęboki oddech i podrapał się po głowie.

– Dlaczego szyby są zamalowane?

– A co to mój pociąg? Panie, gdzie pan jedziesz, nie mam całego dnia!

– No tam gdzie ona…

– Ale ona nie jedzie tym pociągiem, ona jest tu przez ten pociąg.

Azjatka byłą teraz nienaturalnie wygięta do tyłu, jedna z jej nóg zgnieciona na miazgę, skóra trupio blada. Seweryn zerwał się z fotela i wyskoczyłby z przedziału na korytarz, gdyby nie żelazny uścisk kontrolera.

– Ale przecież pan się pomylił – powiedział potulnym tonem. – Ona żyje.

Gapowicz zamknął oczy i czekał na, jak się domyślał, nieuchronną i brutalną śmierć. Nie doczekał się. Powoli otworzył jedno oko.

Właścicielka brązowej kurtki siedziała na swoim miejscu i wyglądała zupełnie normalnie. Zdawała się obserwować krajobraz przez zamalowane okno.

– Co? – wydusił Seweryn.

– Przyspieszamy – powiedziała Azjatka.

– Nie ma pan biletu.

– Ale ja nie chcę jechać tym pociągiem!

– Ale przecież my już dojechaliśmy… – odpowiedział z wyraźnym smutkiem kontroler.

Pociąg jechał teraz bardzo szybko.

– Pana pasy są zapięte, ręce zaciśnięte na kierownicy. Skręca pan gwałtownie i uderza w ceglaną ścianę.

 

* * *

 

Klęczę, dookoła mnie zupełnie nieokreślona przestrzeń, która wydaje się być źródłem światła. Bez ścian, bez konkretnego koloru a jednocześnie przejrzysta, nieskazitelna.

Słysze stukot kół pociągu, widzę unoszące się w powietrzu odłamki szkła. Są ich tysiące, swobodnie lewitują dookoła mnie, niekiedy tnąc moją skórę. Nie odczuwam bólu. Krew wyciekająca z moich ran zachowuje się jakby była w stanie nieważkości. Obserwuję falującą bańkę, która na moich oczach zwiększa objętość, pokrywając całą przestrzeń, w której się znajduję. Moje myśli są inne niż zazwyczaj. Nie przypominają już bagna, są teraz krystalicznie czystym potokiem, którego jestem częścią, świadkiem, podmiotem.

Ale nadal nie widzę sensu.

Wiem, że rozwiązanie jest dookoła mnie, czy jak podejrzewam we mnie. Spoglądam w dół, by dowiedzieć się na czym klęczę ale nie poznaję odpowiedzi. Wydaję się teraz zapadać w głąb podłoża, które to też zapada się w siebie, jednocześnie nie zmieniam pozycji. Klęczę.

Oddaję pokłon, czy błagam o przebaczenie?

Nie potrafię znaleźć odpowiedzi nawet w tym miejscu, które ewidentnie jest moim własnym dziełem. Dochodzące do mnie bodźce nie wydają mi się z natury entropiczne, a raczej twórcze, mają cel, którego nie dostrzegam bo koncentruję się na swojej niewiedzy a nie na znalezieniu rozwiązania.

Zauważam coś.

Otaczająca mnie krew nie jest moja. Nie czuję bólu, bo to nie ja doznałem obrażeń, kawałki szkła nie poharatały mnie tylko jakąś inna osobę. Moje pasy były zapięte, moje ręce zaciśnięte na kierownicy. Pozostaje jeszcze stukot kół. Przysłuchuję się chwilę, staram się oswoić ten dźwięk, sprawić by był jak najbliższy mojemu…

Sercu.

Ten odgłos to bicie mojego serca. Boję się ale jestem pewien, że nie o siebie. Życie nie jest dla mnie zbyt wiele warte, ale z jakiegoś powodu nie chciałbym go utracić. Czy to dlatego tu jestem? Bicie serca ma coraz wyższą częstotliwość, przyspiesza. Czy jest tu ktoś, kto wie dokąd jedzie pociąg?

Musze porozmawiać z maszynistą.

 

* * *

 

– Halo, proszę pana, kontrola biletów – konduktor klepnął Seweryna w bark.

– Już, już… – zreflektował się jeszcze zaspany pasażer.

Seweryn w pośpiechu przeszukując kieszenie spodni i marynarki zdał sobie sprawę, że znalazł się już kiedyś w identycznej sytuacji. Kontrolnie rzucił okiem na siedzącą przed nim Azjatkę w brązowej kurtce i przyjrzał się patrzącemu spod krzaczastych brwi kontrolerowi. Wszystko wyglądało tak samo jak poprzednim razem.

– Czyżby pasażer na gap… – wąsacz dokończyłby gdyby nie został zaskoczony siarczystym prawym sierpowym.

Seweryn wyskoczył z przedziału i popędził przez korytarz post-PRLowskiego pociągu w stronę kierunku jazdy. Z kroku na krok drzwi przedziału wydawały się odleglejsze, kroki goniącego go kontrolera cięższe a krzyk Azjatki bardziej przeszywający, nie pozwalający myśleć. Słyszał go już przedtem, ale w tej chwili starał się za wszelką cenę o tym nie myśleć. Po kilku minutach biegu dopadł do drzwi i zaczął szarpać za klamkę.

Błąd.

Odczuł żelazny uścisk dłoni kontrolera na swoim barku.

– Nie ma Pan biletu! – kontury pracownika PKP były niewyraźne, postać zdawała się rozpływać w rzeczywistości, zapominać o utrzymywaniu spójnego koloru i konsystencji.

Seweryn był przerażony,błagalnym tonem rzucił pierwsze co przyszło mu na myśl.

– Ale ja jadę z Adą.

– Z Adą?

– T-tak…

– W takim razie w porządku.

Konduktor uśmiechnął się, ukłonił i odszedł w przeciwnym kierunku. Seweryn mimowolnie odprowadził go wzrokiem zauważając przy tym, że przedział, z którego wybiegł jakiś czas temu znajdował się teraz tuż za rogiem. Po kilku sekundach doszedł do siebie. Opierając się o zamalowane drzwi wyjściowe zastanawiał się czy po prostu mu się poszczęściło czy też nie. Miał nieodparte wrażenie, że imię, które wypowiedział miało dla niego jakąś wagę. Azjatka w przedziale obok? Wątpliwe. Nie dochodząc do żadnych wniosków delikatnie otworzył drzwi oddzielające przedziały.

Jego oczom ukazało się brudne od sadzy pomieszczenie pełne śnieżnobiałych kartek. Na jego krańcu znajdował się nieduży piecyk, a przed nim skrajnie osmolony mężczyzna. Gdy Seweryn podszedł kilka kroków bliżej dostrzegł, że mężczyzna zgniata leżące dookoła kartki i spala je w piecyku. Był on do tego stopnia zaabsorbowany swoją pracą, że wydawał się nie zauważać gościa.

– Przepraszam… – zaczął nieśmiało Seweryn.

– Nie ma za co – odburknął pracownik. – Proszę się tu nie kręcić, ja tu pracuję, żeby ten pociąg w ogóle jechał.

– Co jest na tych kartkach?

– Nie moja sprawa. Jak już Pan tu jesteś to podaj mi Pan tamtą stronę z łaski swojej.

Seweryn nie za bardzo wiedząc co robi schylił się po leżąca przed nim kartkę. Ta, podobnie jak wszystkie inne tutaj była cała zadrukowana. Zaczął czytać:

 

 

Znowu przyszedłem do pracy pijany. Mój szef powiedział, że nie chce ze mną rozmawiać i żebym wrócił jak wytrzeźwieje. Następnego dnia mnie wyrzucił. Powinienem był zostać w domu i poczekać aż wytrzeźwieję, najwyżej bym się spóźnił albo nie przyszedł ale przynajmniej miałbym pracę. Teoretycznie w tej chwili mam jeszcze ponad tysiąc złotych, ale wiszę znajomym ponad dziewięćset. Coraz częściej myślę o…

 

 

– Nie czytaj tylko podawaj! – maszynista wyrwał mu kartkę z dłoni, zgniótł i wrzucił do piecyka, który Seweryn rozpoznał jako zabytek należący kiedyś do jego ojca. Niestety musiał się go pozbyć by mieć za co żyć.

– Nie wie Pan może gdzie jest ostatnia strona?

– Nie – rzucił szybko robotnik zajęty spalaniem kolejnych kartek. – Ale i tak już się kończą, także zaraz pójdzie w cholerę…

Pasażer zaczął nerwowo przeglądać wszystkie strony jakie wpadły mu w ręce. Przypominał sobie wszystko, widział pasmo swoich porażek , miał klarowny obraz równi pochyłej, po której stoczyło się jego życie. Nie znał tylko zakończenia…

Nagle znalazł. Zaczął czytać:

 

 

Jestem skrajnie pijany, prowadzę samochód, kłócę się z Adą, krzyczę na nią. Jest późno, ciemno, ledwo widzę gdzie jadę. Ciągle przyspieszam. Przebijam się przez szlaban przejazdu kolejowego i prawie wpadamy pod pociąg. Słysze go zza siebie, jesteśmy już dużo dalej. Ada jest przerażona, ja chce już być w domu, chcę spać. Zbliżam się do przejścia dla pieszych, nikt nie idzie, więc jadę dalej.

Pomyliłem się.

Jednak ktoś idzie. Przez ułamek sekundy widzę dziewczynę w brązowej kurtce. Skręcam w którąkolwiek stronę, żeby jej nie zabić. Gwałtownie hamuję.

Ups.

Pomyliłem pedały. Przyspieszamy. Uderzamy w ceglaną ścianę. Zapięte pasy ratują mi życie ale ostatnie co widzę przed utratą świadomości to Ada wylatująca przez przednią szybę.

Przez trzy miesiące leżała w śpiączce, a ja wiedziałem, że nie chciałaby żeby jej życie było sztucznie podtrzymywane. W dniu, w którym miałem podjąć ostateczną decyzję zapiłem się na śmierć czyniąc naszego pięcioletniego syna sierotą.

Koniec.

 

 

Seweryn osunął się na podłogę szorując plecami o ścianę. Coś wewnątrz mówiło mu, ze słowa, które przed chwilą przeczytał nie były prawdą. Nigdy nie popełniłby samobójstwa. W przeciwnym rogu pomieszczenia maszyniście powoli kończył się opał.

– Jak Pan skończysz czytać to możesz mi Pan dać tę kartkę.

– A mogę coś zmienić? – spytał ponuro.

– Absolutni nie. Jak Pan coś zmienisz to ten pociąg nigdzie nie jedzie – odrzekł tamten z miną profesjonalisty. – Ale może jakiś inny pojedzie…

– A co to w ogóle za pociąg?

– To? No to jest Pana pociąg do alkoholu. Ale jak Pan coś chcesz zmieniać to masz Pan niedużo czasu bo zaraz dojedziemy.

– Gdzie?

– Tam gdzie dojechaliśmy…

Seweryn wziął głęboki wdech. Pociąg jechał z zawrotną prędkością. Granica pomiędzy ścianami a podłogą zaczęła się zacierać, sadza ściekała ze ścian przypominając smołę. W pomieszczeniu robiło się coraz zimniej. Kiedy pociąg się zatrzyma wszystko się skończy. Może to nie byłoby takie złe?

Pasażer szybko odrzucił tę myśl. Pamiętał już jak to było. Wyjął z kieszeni długopis i zaczął pisać. Smolista substancja coraz bardziej wypełniała wagon, dookoła było zimno. Gdy skończył maź sięgała już do pasa. Zziębnięty, ostatkiem sił dobrnął do maszynisty.

– Wrzucaj – wypowiedział z trudem.

– Teraz to już nie – odrzekł tamten i pociągnął za awaryjny hamulec.

Pociąg zahamował gwałtownie przewracając Seweryna i topiąc go w czarnej cieczy. Uderzył w ceglaną ścianę.

 

 

* * *

 

Blask. Czy tak wygląda koniec? Zależy o co pytasz. Z niespodziewanym trudem otwierasz oczy i przekonujesz się, że światło, które zaatakowało Cię z ogromną siłą, to promienie słońca wdzierające się przez okno do pokoju. Stoi nad Tobą Ada, wygląda jakby długo nie spała. Otwierasz usta ale nie możesz nic powiedzieć. Po chwili udaje Ci się sformułować pytanie „jak długo spałem” a ona płacze i odpowiada, że spałeś od wypadku, trzy miesiące.

Koniec

Komentarze

Ciekawa, schizofreniczna podróż “pociągiem” bohatera;)

 

Chyba najlepszy z Twoich tekstów. Choć wykonanie mogłobyć lepsze.

 

 Pozdrawiam!

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Interesujący pomysł, ale jak dla mnie trochę chaotycznie podany. Cóż, może tak miało być, zakończenie coś tam wyjaśnia (ale już nie kontrolera biletów). Przekaz raczej moralizatorski.

Z wykonaniem kiepsko – literówki, interpunkcja… I chyba za bardzo oszczędzałeś na didaskaliach.

wcale nie przeraża Cię fakt bycia uwięzionym na przestrzeni mniejszej niż metr kwadratowy.

Nie jestem pewna, ale pisałabym “cię” i inne małą literą. To na pewno miał być metr kwadratowy?

Babska logika rządzi!

A cholera wie, co to miało być… Ciężko mi się odnosić do własnej twórczości sprzed prawie trzech lat. Niemniej dzięki za wizytę, skrajnie niespodziewaną :D

No nieźle.

Biedactwo ma strasznie mało komentarzy. W paskudnym okresie wrzuciłeś.

Babska logika rządzi!

Przerażające doświadczenie, ale bohater dostał drugą szansę. Ciekawe jak to na niego wpłynie, jakie decyzje podejmie?

Się czytało, ogólnie na plus.

 

Dość chaotyczny ale całkiem niezły pomysł, niestety, mocno skrzywdzony wykonaniem. Szkoda.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To był jeden z czterech tekstów, które wrzuciłem tu jak tylko pojawiłem się na portalu, cztery na raz, nic dziwnego, że przeszło bez echa. No, wykonanie wiadomo, cztery lata gorsze niż by było teraz ;]

No nieźle.

No, ale od czegoś musiałeś zacząć. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Trochę dziwaczne, ale nie czytało się źle ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka