- Opowiadanie: Ataner - Biały Smok

Biały Smok

Witam. Pierwszy raz napisałam coś od początku do końca. Czekam na komentarze.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Biały Smok

Biały smok

 

Dwóch jeźdźców wspinało się na wzgórze zza którego unosiły się słupy dymu. Po emblematach na opończach można w nich było rozpoznać łowczych. Ludzi którzy za pieniądze polowali i zabijali istoty łamiące prawo lub stanowiące zagrożenie dla ludzi.

Starszy z nich, brązowowłosy z przydługą brodą i miodowymi oczami, przeglądał czujnie okolicę trzymając dłoń na gotowej do strzału kuszy. Był potężnie zbudowany a cała jego postać wzbudzała respekt. Młodszy, był gładkolicy o długich jasnych włosach i błękitnych oczach, gdyby nie brud, krew i blizny po walkach mógłby uchodzić za szlachcica cytującego poezję a o śmiertelnych walkach słysząc jedynie w pieśniach.  

Wjechali ostrożnie na szczyt w każdej chwili gotowi do ucieczki lub walki.

– Smoki – rzekł Gary rozglądając się po spustoszonej dolinie pełnej dogasających płomieni.

– Nie smoki tylko jeden smok i to bardzo zły – poprawił towarzysza młodzieniec o blond włosach i niebieskich oczach – ciekawe co go tak rozsierdziło

– Lepiej pojedźmy inną drogą – odparł Gary zawracając konia.

– Nie ciekawi się co się wydarzyło– zdziwił się Duncan.

– Bardziej interesuje mnie bezpieczny powrót do domu. Nie mam zamiaru zajmować się humorami gada

– Ja zostają – odparł Duncan i ruszył przez polanę w stronę widocznej na horyzoncie warowni

– Kiedyś przez ciebie zginiemy– odparł Gary i z rezygnacją ruszył za przyjacielem.

Wiedział, że Duncan nie odpuści. Ciekawość była jego wadą i jednocześnie zaletą, potrafił dostrzegać prawdę w najbardziej zawiłej sytuacji tylko, że często kończyło się to walką na śmierć i życie. Sam już dawno by zawrócił, nie chciał stanąć między złym smokiem a tym co go wkurzyło. To nie mogło się skończyć dobrze. Jednak nie zostawi Duncana samego, zbyt wiele razem przeżyli. Więc jechał za swym młodym towarzyszem przez spaloną dolinę przeklinając swój los .

 

 

Wjeżdżając do twierdzy niemiał już wątpliwości że będą kłopoty. Ludzie byli wymizerowani i zalęknieni ze strachem się im przyglądali. To akurat niebyło dziwne, dwóch łowców uzbrojonych po zęby na koniach bojowych i ubraniach pokrytych czarną juchą – niemieli kiedy ich wyczyścić, zresztą krew trolli tak zwyczajnie nie da się uprać – wzbudza lęk. Byli też tacy w których oczach strach był tylko pozorny. Gary wiele razy spotykał takich ludzi, cała swoją postawą mówiących że są nietykalni, że nic im nie można zrobić, jednak pierwszy raz spotkał się z tym wśród zwykłych ludzi. To niebyli szlachcice ani nikt z królewskich rodów, i było ich wielu.

– Kto tu rządzi – zapytał jednego z mieszkańców. Człowiek wskazał mu największy dom i wychodzącego z niego małego mężczyzną w spiczastej czapce zarządcy.

 

 – Od kilku dni nęka nas ten smok – mówił zarządca – pali pola i wioski, większość ludzi uciekła lub schroniła się za tymi murami. Smok nikogo nie wypuszcza po za teren doliny. Jeśli tak dalej pójdzie to pomrzemy z głodu.

– Smoki się tak nie zachowują – powiedział Gary – są pokojowo nastawienie do ludzi szczególnie jeśli mają legowiska tak daleko od Smoczego Jaru.

– Nie wiem jak inne, ale ten się tak zachowuje – odparł zarządca.

– A co na to król

– Wysłaliśmy posłańca ale nim dotrze do stolicy i nim król zdoła powziąć jakieś kroki minie jeszcze kilka tygodni. Oczywiście jeśli udało mu się uciec przed smokiem.

Zarządca przez chwilę przyglądał się łowczym i wreszcie podjął decyzję.

– Złota nam nie brakuje , zapłacimy 200 monet za zabicie smoka – zwrócił się do łowców.

– Stoi – odparł z uśmiechem Gary i przybił ze zarządcą rękę na potwierdzenie umowy. 

Zarządca nie wzbudził jego zaufania, po wjeździe do miasta miał zamiar zabrać młodego nawet siłą i wynosić się zanim wpakują się w kłopoty, w tym miejscu było coś dziwnego. Gary spojrzał na Duncana i z rezygnacją stwierdził że przyjaciel ma podobne myśli tylko, że żadna siła go teraz stąd nie zabierze dopóki nie dowie się co się tu dzieje. A więc skoro już mają tu zostać to nic nie stoi na przeszkodzie by trochę zarobić.

 

Łowcy stali na murach  twierdzy przyglądając się wzgórzom za którymi ukrywała się zielona bestia.

Obaj wiedzieli że smoki nie atakują ludzi, nawet zwierzęta hodowlane zabijają tylko w ostateczności. I przede wszystkim smoki to nie ludzie, nie popadają we wściekłość z byle powodu i nie są bezmyślne w swych działaniach. Duncan wiedział jeszcze coś, a mianowicie że istnieje pradawne prawo zabraniające smokom zabijania ludzi pod karą utraty magicznej macy.

– Czegoś chce od tych ludzi – bardziej stwierdził niż spytał Duncan.

– To może go zapytaj czego się ich czepia, i poproś żeby na chwilę przestał.  Zgarniamy kasę i wracamy do domu zanim się zorientują, że smok ciągle żyje.

Blondyn roześmiał się, oczywiście żaden z nich nie był na tyle głupi żeby w ogóle brać pod uwagę zabicie smoka ale przecież zarządca nie musiał o tym wiedzieć, w końcu musieli jakoś zarabiać na życie.

– Od kiedy to jesteś tak pokojowo nastawiony– powiedział – i skąd przypuszczenie że w ogóle będzie chciał ze mną rozmawiać

– A czemu nie w końcu masz w sobie smoczą krew – odparł Gary wzruszając ramionami.

Smocza krew dawała Duncanowi pewną umiejętność bardzo przydatną w pracy a mianowicie dar języków. Potrafił porozumiewać się ze wszystkimi istotami w ich ojczystych językach. Niewiele osób o tym wiedziało, gdyż smoki to jedna z najstarszych ras i najbardziej magiczne stworzenie a wielu chciało by posiąść ich magię. Nieraz zabijano mieszańców lub torturowano by wydobyć z nich tę esencję lub w inny sposób wykorzystać tę moc. W końcu dużo łatwiej złapać mieszańca niż żywego smoka dlatego tacy ludzie jak Duncan to rzadkość i zazwyczaj żyją ukrywając swe pochodzenie. Blondyn miał prostsze zadanie gdyż nie odziedziczył po ojcu zielonych włosów ani czerwonych oczu, a po tym można rozpoznać smoka w ludzkiej formie.

Młodzieniec nigdy nie spotkał swego smoczego ojca jednak od matki wiedział sporo o nim i jego gatunku, sam też się wiele nauczył i wiedział że smoki jak nikt inny znają wartość życia i nie zabijają dla kaprysu, szczególnie jeśli mogą stracić swą moc.

– Spróbuję , choć nie wiem czy mnie wysłucha, jednak najpierw musimy go znaleźć.

Gary wyciągną zza pasa sznur z uwiązanym na końcu idealnie okrągłym kamieniem z dziurką. Łowca wypowiedział zaklęcie a kamień zawirował na sznurze i znieruchomiał

– Pokazuje że smok jest w twierdzy – zdziwił się

– Może chodzi mu o mnie

– Nie, twoja krew jest za słaba by czar mógł ja wychwycić

– Robi się coraz ciekawiej – powiedział Duncan – ja zajmę się naszymi przyjaciółmi a ty znajdź tego drugiego smoka – powiedział i ruszył w stronę gdzie już wcześniej zauważył śledzącego ich człowieka.  Po chwili powrócił do towarzysza, nie musiał nic mówić, Gary wiedział że już nikt ich nie obserwuje.

 

 

Smok był uwięziony w podziemiach, przykuty do ściany magicznymi łańcuchami przez co nie mógł zmienić swej formy.

Wyglądał mizernie, był wychudzony jego skóra była blada a włosy dawno straciły swój blask i kolor, znak dla wszystkich że jest smokiem jednak Duncan niemiał wątpliwości kim jest ten strzęp człowieka.

– To już wiesz co rozgniewało smoka. I to by było na tyle jeśli chodzi o zarobek – westchną Gary sprawdzając grubość łańcuchów – Znowu pracujemy za darmo. Powinieneś wziąć kilka lekcji biznesu inaczej w końcu umrzemy z głodu.

– Musimy go zabrać za powierzchnię – odparł blondyn, ignorując narzekania przyjaciela  – on umiera. Ile lat musieli go tu trzymać , wygląda na staruszka.

Na korytarzu rozległo się echo zbliżających kroków

-Proponuję się wynosić póki jest czas. – odparł Gary

Duncan rozciął kajdany podniósł leciutkie ciało i ruszył biegiem za Garym w głąb korytarza.

Kilka godzin przedzierali się przez tunele i jaskinie. Niebyło w tym nic dziwnego biorąc pod uwagę że ludzie zakładali swe osiedla w miejscach gdzie mogli zarobić na przykład nad brzegami rzek, przy ruchliwych trakt kupieckich lub w pobliżu źródeł minerałów.

W tym przypadku twierdzę zbudowano w pobliżu dawnej kopalni, zapewne mieli nadzieję że jeszcze coś z niej wyciągną. Lochy łączyły się z kopalnią a te tunele mogły się ciągnąć wiele kilometrów w głąb wzgórza.

– Mam wrażenie że całe miasto za nami zeszło – krzyknął w biegu Gary gdy ukrywali się po pokonaniu następnej zbrojnej grupy – jak na zwykłych mieszczuchów to trudno ich zabić.

– Musieli czerpać moc magiczną od smoka i to przez długi czas

– Cholerni głupcy przecież smoki ich spalą – przeklął Gary – a nas pewnie razem z nimi

– Nie spalą – zaprzeczył Duncan – według smoczego prawa niewolo im krzywdzić ludzi pod groźbą utraty magicznej mocy

– Akurat – prychnął Gary – przecież żaden człowiek nie powrócił ze Smoczego Jaru, raczej trudno uwierzyć, że zostali tam na herbatce i ciastkach.

– Smoki stwarzają pozory, by ludzie trzymali się od nich z dala – wzruszył ramionami – myślisz że ten ze wzgórz nie zburzył by miasta zabijając tych kretynów gdyby mógł.

– Też prawda – dobrze że przynajmniej ci ludzie nie wiedzą o tym prawie, i jest szansa że tan na zewnątrz do czegoś nam się przyda gdy będziemy w pośpiechu opuszczać te wzgórza.

– Skąd wiesz że nie wiedzą – spytał Duncan, poprawiając jęczącego w jego ramionach staruszka.

– Gdyby wiedzieli o tym prawie – powiedział Gary – to teraz wyciągalibyśmy dwa smoki.

Gary podniósł się z ziemi trzymając w jednej ręce zakrwawiony miecz a w drugiej magiczny kamień.

– Skora nie ma co liczyć na pomoc smoków lepiej ruszajmy i znajdźmy wyjście póki ci kretyni łażą po tunelach.

 

 

– Rozumiem, że to jakiś twój daleki kuzyn – powiedział Gary po następnej wyczerpującej walce – jednak twoja chęć ratowania świata i bycia szlachetnym sprowadza na nas wysokie prawdopodobieństwo utraty życia i to za darmo.

– Czyś byś miał zamiar umrzeć za pieniądze – odciął się Duncan.

Był równie zmęczony jak przyjaciel, i świetnie zdawał sobie sprawę że znowu wpakował ich w kłopoty. W dzieciństwie wiele razy obrywał za stawianie się nieodpowiednim osobom. Zaczął pracować jako łowczy dlatego iż miał nadzieje że ludzie widząc kim jest nie będą go zaczepiać. I się to sprawdziło jednak dopiero wtedy gdy zaczął pracować z Garym. Mu ludzie zawsze schodzili z drogi i nie podważali jego słów, wszyscy czuli przed nim respekt i przede wszystkim on nie pakował się w tak beznadziejne sytuacje. Jednak Duncan wiedział że przyjaciel nie pozwoli zabić staruszka ani go nie zostawi, może i się do tego nie przyznawał jednak Gary był mądry i sprawiedliwy, jak już coś zaczął to zawsze doprowadzał to do końca.

– Co on robi – zapytał Gary, gdy staruszek zaczął niezrozumiale mamrotać.

– Usiłuje wzywać pomocy pewnie woła tego smoka co podpalił dolinę

– Usłyszy go – zapytał z nadzieją Gary ich sytuacja nie wyglądała zbyt wesoło

– Wątpię jesteśmy za głęboko pod ziemią a on jest wyczerpany

–  musimy liczyć na siebie – dodał młodzieniec

Stary smok poruszył się w ramionach Duncana i złapał go za rękę

– Pochyl się bracie– szepnął

Młodzieniec bezwiednie pochylił się nad nim i dotknął czołem jego czoło. Nagle poczuł jakby cały świat chciał go zgnieść, trwało to tylko chwilę lecz przejmujące uczucie duszenia trwało jeszcze kilka chwil.

– Znalazłeś sobie niezły czas na mdlenie – odparł Gary usiłując go posadzić – co do licha się dzieje

– Zdaje się – powiedział niepewnie Duncan patrząc na nieprzytomnego starca – że podzielił się ze mną swoją wiedzą i mocą

– I co to niby nam daje oprócz tego że zaraz zginiemy bo nie dam rady nieść was obu i walczyć jednocześnie.

– Jeśli się wydostaniemy na powierzchnie będziemy bezpieczni. Powietrze jest żywiołem smoków pod ziemią nie mogą w pełni wykorzystać swej mocy

– Świetny plan musimy tylko minąć dziesiątki uzbrojonych ludzi.

– Jest prostsza droga– blondyn wskazał na górę – możemy się przebić

– Mów – powiedział Gary. Przez wiele lat pracy jako łowca nauczył się, że najpierw się działa a potem będzie czas na dziwienie się niedowierzanie.

– Tylko się nie przestrasz – rzekł a potem zmienił się w smoka.

Dziwnego smoka,  nie miał kolców na grzbiecie i był mniejszy niż smoki które Gary widywał. Najbardziej niesamowity był kolor, wszystkie smoki były odcieniach zieleni z czerwonymi wypustkami a przed nim stał biało błękitny gad o opalizującej łusce.

– Jesteś smokiem – stwierdził Gary wpatrując się w przemienionego przyjaciela

– Wierzę na słowo – odpowiedział niskim i chrapliwym głosem Duncan – starałem się

– I co teraz – zapytał Gary podnosząc ciągle nieprzytomnego starca, wierny zasadzie że zdziwi się później, oczywiście jeśli przeżyje.

– Wsiadajcie przebijemy się

– Marzyłem o przejażdżce na smoku pod ziemią – powiedział Gary przywiązując się pasem do szyi przyjaciela i zasłaniając swym ciałem starca – tylko mnie nie zgub

Duncan zawirował w miejscu i zaczął łapami kruszyć skały nad nimi. Korzystając z magii i wiedzy przekazanej mu przez Drejka, też już wiedział, że stary smok ma tak na imię i należy do starożytnych, wiedział teraz bardzo dużo, jeszcze nie wszystko sobie uświadamiał ale to była tylko kwestia czasu.

Jego ciało działało automatycznie. Bez większych przeszkód przebił się na powierzchnię tuż przy murach twierdzy, przy okazji burząc całą ścianę.

– Czy ty aby na pewno umiesz latać – usłyszał zduszony krzyk Garego, gdy wzbili się w powietrze.

Tylko się roześmiał i ruszył na spotkanie smoka ukrywającego się wśród wzgórz.

 

 

 

Miesiąc później na trakcje przy wspólnym ognisku z grupą kupców, Duncan i Gary słuchali historii jak smoki zniszczyły całą warownię z zemstę za zabicie jednego z nich, a najbardziej zajadły był niezwykły biały smok. Świadkowie opowiadali że pojawiły się jak duch sfruną z nieba i pluną ogniem zemsty na miasto inni opowiadali że zrodziła go ziemia a on zburzył miasto jednym machnięciem skrzydeł.

Łowcy słuchali z zaciekawieniem czasem dopytując o szczegóły, a w przypadku Garego dodając coraz bardziej niesamowite elementy wymyślane na bieżąco. Byli wdzięczni za ciepły posiłek i bezpieczny odpoczynek Duncan ciągle nie mógł przebywać dłużej niż pół dnia w formie smoka a jeszcze długa droga przed nimi. Zasypiając ciągle słyszał głosy kupców i Garego który oczywiście musiał wymyśleć nową bajkę o białym smoku a opowiadając ją zerkał czujnie na towarzysza i leżącą u jego boku torbę ze smoczym jajem, które odebrali magom. Nie będąc w pełni smokiem mógł walczyć z ludźmi bez konieczności łamania pradawnych smoczych praw. Co Pradawni wykorzystywali bez żadnych skrupułów.

– Przynajmniej dobrze płacą, i mogę latać – pomyślał Biały Smok zasypiając z uśmiechem na ustach.

 

KONIEC

Koniec

Komentarze

Mile widziane konstruktywne komentarze.

Hmmm. Fabuła przypomina scenariusz gry komputerowej – chodzi mniej więcej o to, żeby uciec, po drodze zabijając licznych wrogów i zdobywając artefakty.

Język… Ejkum kejkum. Jeszcze mnóstwo pracy przed Tobą. Interpunkcja leży, trafiają się źle skonstruowane zdania, dużo literówek, powtórzenia, błędy w pisowni nie z czasownikami (ale nie tylko), zgubione podmioty… Liczby zwykle piszemy słownie.

Babska logika rządzi!

Dzięki za komentarz. Mam dużo pomysłów w głowie i przynajmniej wiem że przelewanie ich na papier w moim wykonaniu nie jest najlepsze.

Odniosłem wrażenie, że opowiadanie nie zostało poddane korekcie; sporo literówek, błędów, interpunkcja leży. Takie teksty czyta się słabo.  

Dun­can wie­dział jesz­cze coś, a mia­no­wi­cie że ist­nie­je pra­daw­ne prawo za­bra­nia­ją­ce smo­kom za­bi­ja­nia ludzi pod karą utra­ty ma­gicz­nej macy.

Literówka: macy.

W całym tekście jest ich trochę.

 

Wy­glą­dał mi­zer­nie, był wy­chu­dzo­ny jego skóra była blada a włosy dawno stra­ci­ły swój blask i kolor, znak dla wszyst­kich że jest smo­kiem jed­nak Dun­can nie­miał wąt­pli­wo­ści kim jest ten strzęp czło­wie­ka.

Jedno zdanie, a masz dwa powtórzenia: był i jest.

 

– Mu­sie­li czer­pać moc ma­gicz­ną od smoka i to przez długi czas

Jest i sporo zdań, którym brakuje… kropki.

 

Fabuła niestety również mnie nie porwała. Nawet przemiana Duncana nie zaskoczyła.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Ataner, bardzo proszę, zawrzyj bliższa znajomość z polszczyzną…

Brakuje znaków interpunkcyjnych: kropek, znaków zapytania, przecinków…

Liczebniki zapisujemy słownie!

Niezręczne, długaśne zdania.

Mnoho drobnych nielogiczności. “Rozcinanie kajdanów” jest piękne – wszak kajdan to metalowa obręcz + łańcuchy… Czym to rozciął nasz bohater, szlifierką kątową?

Błędy ortograficzne.

 

Nie da się przeczytać :-(

 

 

Koniecznie zapoznaj się z tym wątkiem, powinien pomóc: 

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550 

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Rzeczywiście, PsychoFish ma rację. To tekst z gatunku nieczytliwych i trzeba naprawdę mocno się zmobilizować, by dotrzeć do końca.

Nie mam pojęcia, w jakich czasach umieściłeś to opowiadanie –  z jednej strony jeźdźcy, jakieś lochy, a z drugiej – wyrażenia typu “lekcja biznesu”. Fabuła sztampowa, ale wychodzę z założenia, że nawet ze sztampy da się coś wycisnąć. Ale nie przy takich umiejętnościach, takim warsztacie.

Językowo jest bardzo źle. Bardzo. Proponuję najpierw poczytać, posprawdzać, jak konstruowane są zdania, a potem dużo ćwiczyć.

Nowa Fantastyka