- Opowiadanie: Hipnotyzer - Bime

Bime

Zbliża się termin, więc wypada wreszcie przestać poprawiać i wstawić tu moje dzieło. 

 

Posłowie wstawione w formie komentarza. Jeśli przeczytasz je przed opowiadaniem ryzykujesz zmniejszeniem przyjemności z czytania.

 

Dziękuję M. S. i A. za cenne uwagi. 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Finkla, PsychoFish, Dreammy

Oceny

Bime

Zmrużyłem oczy. Zmieniający co chwilę kierunek suchy wiatr unosił drobinki piasku, co razem z ostrym słońcem sprawiało, że oczy łzawiły, gdy tylko próbowało się rozewrzeć powieki. Dawid podniósł dłoń i nagle wszystko się uspokoiło. Słońce przestało tak razić, a wiatr i piasek po prostu znikły. Dopiero teraz mogłem się dokładnie przyjrzeć miejscu, w którym się znaleźliśmy. Staliśmy na wieży zbudowanej z kwarcu, chyba jedynej budowli w tym „mieście” naprawdę zbudowanej, a nie wykutej w ogromnych kryształach sterczących na różne strony . Poniżej ciasne uliczki biegły pomiędzy wystającymi bryłami. Okna i drzwi były tylko dziurami, za którymi kryła się ciemność. Uderzał brak jakichkolwiek ogrodów, podwórek czy balkonów. Wszędzie tylko te kryształy, aż do granicy. Tam znajdował się cienki pasek czarnego kamienia, który opasywał miasto niczym obręcz. Dalej, aż po kres horyzontu, dostrzec można było tylko piasek.

  Pokaż, co stworzyłeś.

Uspokoiłem oddech, wyczułem bicie własnego serca i skoncentrowałem się.

  Bime.

Spojrzałem w dal, na wydmy. Po chwili pojawił się. Przybył jako wiatr, z piachu pustyni wytworzył materialne ciało. Był ruchem, zmianą, siłą. Był smokiem, a właściwie zmaterializowaną ideą smoka. Podleciał do wieży i zawisł na niej, chwytając się blank przednimi łapami, a łeb położył koło mnie i delikatnie prychnął dymem z wielkich nozdrzy. Dumny spojrzałem na Dawida. Jedyne, co zobaczyłem, to smutek w jego oczach.

 

***

 

Postawiłem przed nami po kolejnym piwie.

 – Mówisz więc, że są ludzie, którzy wierzą w tę jakąś magię chaosu i tworzą serwicosie? – zapytałem, wracając do przerwanej rozmowy.

 – Serwitory, Andrzeju, serwitory. Tak, poświęcono temu całe książki, fora i strony w sieci . Założenie jest takie, że tworzysz ze swojej energii coś w rodzaju ducha, który ma być twoim sługą. Chociaż bliższe by było może porównanie tego do duchowego programu. – Dawid upił łyk piwa.

 – I ludzie faktycznie w to wierzą?

 – Tak. Ale to nic nowego. Wikingowie wychodzili na tydzień do lasu medytować nad runą, aby wywołać wizję swojego duchowego zwierzęcia. Z kolei w metodzie Silvy tworzy się dwa byty – mężczyznę i kobietę. Ich zasadniczą rolą jest doradzanie swojemu twórcy.

– A w chrześcijaństwie zapewne tę rolę pełnił jakiś święty, który objawiał się podczas modłów? Ma to jakieś wyjaśnienie na gruncie psychologii? Faktycznie to jakoś pomagało?

 – Pomagało. Podczas hipnozy lub innego rodzaju transu można po prostu stworzyć kogoś w głowie, taką drugą osobowość. Możesz z nią rozmawiać – ma to być coś w rodzaju personifikacji podświadomości ze wszystkimi jej zasobami. Możesz więc na przykład pytać ją o to, czego nie pamiętasz, albo rozkazać, aby odgoniła senność lub zmobilizowała cię do działania.

 – I ty, wielki hipnotyzerze i znawco transów, pewnie masz już cos takiego w głowie? Masz tam pałac pamięci, a w nim pokój, w którym zgromadziłeś ileś narzędzi do zmiany stanów umysłu i ciała. Teraz się dowiaduję, że masz też osobową podświadomość, która ci tam hula. – Na twarzy Dawida wykwitł charakterystyczny szeroki Dawidowy uśmiech.

 – Wszystko to możesz sobie załatwić autohipnozą, a te ezoteryczne cuda to bujda. Dawałem ci już kiedyś materiały, jak to się robi. Albo przyjdź do mnie, ułożysz się wygodnie na kanapie, wprowadzę cię w trans i porobię ci tam coś przyjemnego… – Okazało się, że uśmiech może jednak jeszcze się poszerzyć, po tym jak nawiązał do naszego starego żartu.

 – Dziękuję, przypominam, że dalej jestem hetero i te twoje końskie zaloty na mnie nie działają – rzuciłem, wystawiając język i kończąc tym samym żart.

 – A co tam słychać u…

 

Rzuciłem okiem na prezentację wyświetlaną przez psora. Chwilę jeszcze posłuchałem, aby mieć pewność, że dalej nie mówi nic ponad to, co napisał na slajdach. Zająłem się tym, co robiła większość studentów w sali, czyli robieniem czegokolwiek, byle tylko przetrwać do końca. Gdybym tak mógł jakoś magicznie wyłączyć mu mikrofon albo sprawić, żeby już skończył… Dawid na pewno by stwierdził, że można uzyskać takie coś hipnozą, że można wejść w trans, wyłączyć świadomość i obudzić się tuż przed końcem. Poprawiłem się na niewygodnym krześle. A może by się tak w to pobawić? Nie zaszkodzi spróbować, skoro i tak wszystko to działoby się w moim umyśle. Z drugiej strony widziałem, co wyczyniał z osobami, które hipnotyzował. Sprawiał, że zapominały, jak się nazywają, odbierał im umiejętność liczenia, upijał wodą, a nawet unieruchamiał. Widziałem też, że kładł kogoś między dwoma krzesłami, tworząc z tej osoby most. Następnie stawał na takiej osobie, a ona wciąż pozostawała sztywna jak kłoda. W dodatku nie doznawała żadnych obrażeń. Dawid niby twierdzi, że to zawsze odwracalne i czasowe, ale kto go tam wie…

 – I tym kończymy dzisiejszy wykład. – Upragniona, magiczna fraza wypowiedziana zachrypniętym głosem profesora wyrwała mnie z rozmyślań.

 

Jakoś udało mi się zachować kamienną twarz.

– No i była u Anki prawie cała nasza grupa. Świetnie wyszedł też pomysł z tą grą z rzeczami, które mieliśmy przynieść. A tak właściwie dlaczego nie przyszedłeś?

„Wiesz, chętnie bym przyszedł, gdyby ktoś czasem o mnie pamiętał i mówił mi o wspólnych wyjściach”, pomyślałem. Zamiast tego powiedziałem jak zwykle:

 – Ech, coś mi wypadło i nie mogłem przyjść.

 

Napisać do niej? Niby to tylko propozycja, ale co jeśli mnie tak naprawdę nie lubi? Po prostu się zbłaźnię! Może lepiej więc zaprosić grupę osób? Pewnie wszyscy odpowiedzą, że pomyślą, nie dadzą jasnej odpowiedzi i finalnie nikt się nie zjawi albo, co gorsza, przyjdzie tylko jedna osoba i będzie niezręcznie. Już raz tak było – zaproponowałem wyjście do baru. Nikt nie przyszedł, a wracając do domu, zobaczyłem idących dokądś „znajomych”. Beznadzieja. Chyba znów zostało mi wyjście na piwo z tym pedałem, który bezczelnie mnie podrywa. Ach, mam jednego kolegę, który chce ze mną wyjść na piwo! Świetny wynik Andrzeju! Gratuluję!

Uśmiechnąłem się smutno.

 

I znów nudy. Wszystko jest bez sensu. Nie mam co robić. Przejrzałem już wszystkie strony ze śmiesznymi obrazkami w sieci, odpaliłem jakieś filmidło, w którym główny bohater jak zwykle wygrywa. Nawet lubię te głupie filmy, w których udaje się, że ktoś mierny może być lubiany, dobry i oczywiście jest zdolny uratować świat.

 

Ciekawe… Faktycznie ktoś wierzy w magię chaosu, serwitory i inne świrnięte rzeczy. Może warto się w to pobawić, mimo że będzie to tylko część mojego umysłu albo podświadomości. Dawid już wielokrotnie pokazywał mi, że ezoteryczne cuda nie działają i wskazywał, ile można by wygrać, gdyby działały. Właściwie nie mam nic lepszego do roboty, a taki przewodnik czy sługa duchowy zapewne mi nie zaszkodzi. Skoro właściwie wszystkie metody tak naprawdę odnoszą się, z tego co pamiętam, do tego samego, to mogę wykorzystać i magię chaosu. Przynajmniej ciekawie to brzmi. Z tego, co piszą na forach, trzeba się wprowadzić w trans, wyobrazić sobie kulę energii i zrobić z niej „sługę”. Wydaje się proste. Fascynujące jest to, że ludzie zdają się faktycznie w to wszystko wierzyć.

 

Bime, takie imię dobrze brzmi oraz wydaje się odpowiednio tajemnicze i magiczne. Musi to być stworzenie sprytne, silne, zwinne, takie, które zawsze wychodzi z każdej konfrontacji zwycięsko. Niemal od razu na myśl przyszedł mi smok. Przejrzałem mnóstwo obrazów, aby mieć wzorce. Ułożyłem sygil – znak zawierający każdą literę imienia oraz cech, które miał posiadać smok. Ostatecznie wydawał się tylko chaotyczną plątaniną kresek, ale miał być symbolicznym rdzeniem serwitora. Matki nie będzie w domu jeszcze przynajmniej przez godzinę, więc mam czas. Metody wprowadzania się w trans przeczytałem w książce, którą otrzymałem od Dawida, więc powinny być skuteczne. A więc pobawmy się…

 

Oddech uspokojony, serce wolno i miarowo bije. Wyobrażam sobie, że stoję na plaży. Pozwalam, aby bujał mną szum fal na morzu. Dociera zapach soli. Dotyk ciepła słońca, wiatru na ciele. Otwieram oczy i przyglądam się plaży. Staram się ją zapełnić jak największą liczbą szczegółów. Na pięknym białym piasku leży parę kokosów, kamyków i muszelek. Gdzieś w oddali przebiegł krab. Za mną jest gęsta dżungla i wysoki wulkan, z którego unosi się cienka strużka dymu. Kładę się na piasku. Widzę teraz kawałek palmy i parę małych chmurek, pod którymi latają skrzeczące ptaki. Koncentruję się na dotyku piasku i pozwalam, aby jego ciepło przechodziło na ciało. Ciekawe jest to, że nie czuję realnego ciała… No kur…

 

Muszę koniecznie zapamiętać, aby nie myśleć o realnym ciele. Chociaż trzeba podobno unikać słowa „nie”.

 

Znów stoję na plaży. Z mojego ciała unosi się złota mgiełka i powoli płynie niczym dym, aby na końcu uformować kulę. Kiedy jest już dostatecznie duża, zaczynam ją przekształcać w smoka. Lepię niczym z plasteliny kształt ciała, długą szyję zakończoną łbem, ogon, cztery łapy i oczywiście wielkie skrzydła. Gdy mam ogólną bryłę, skupiam się na szczegółach. Na głowie pojawiają się oczy, nozdrza i wielka paszcza z niebezpiecznie wyglądającymi zębami. Przemieszczam się dalej, tworząc kolce , które wychodzą tuż zza czaszki. Zwiększam powoli długość w miarę zbliżania się ku miejscu, z którego wyrastają skrzydła, a potem znów je skracam bliżej ogona. Na łapach dwa paluchy i jeden przeciwstawny, wszystkie zakończone ostrymi pazurami. Nogi umięśnione i grube. Wyobraziłem sobie, jak macha skrzydłami, wznosi się, zatacza koło, by nagle zapikować i wylądować tuż przede mną. Ale to ja kierowałem jego każdym ruchem niczym swego rodzaju lalkarz. Każde machnięcie skrzydeł następowało tylko dlatego, że je sobie wyobraziłem. Nie różnił się niczym od krabów które chodziły po plaży, był po prostu elementem krajobrazu. To nie było to… Jakby mu czegoś brakowało, jakby był źle stworzony…

 

„XmagChaot napisał:

Chciałbym udzielić małej rady. Po pierwsze: mało osób o tym wie, ale warto dostosować wizualizacje do tworzonego serwitora. Przecież musi on się odwoływać do waszej podświadomości, więc nie ograniczajcie się do sygila, ale też wypełnijcie symboliką proces tworzenia. Powiedzmy, że chcecie stworzyć serwitora atakującego i wybieracie do tego celu wygląd armaty. Czy dla waszej podświadomości bardziej groźna będzie armata delikatnie wyrzeźbiona ze światła na łące wśród kwiatków i pszczółek czy wytworzona w wielkiej kuźni wśród stukotu młotów, maszyn albo brodatych, groźnych krasnoludów? Albo jeśli planujecie serwitora, który ma do was przychodzić, kiedy śpicie i wywoływać supersny erotyczne to bardziej symboliczne będzie tworzenie w haremie, otoczonym przez piękne dziewczęta, przy zapachu zmysłowego kadzidła i na płatkach róż czy wśród sarenek? (chyba że jesteście zoofilami :P)

Druga spawa, którą chciałbym poruszyć to rozkazy. W większości instrukcje tworzenia serwitora wyglądają tak: energia, kula z energii, kształt serwitora, recytacja rozkazów. A pomyśleliście kiedyś, aby rozkazy wpleść w proces tworzenia? Najlepiej, aby miały one odzwierciedlenie w wyglądzie serwitora. I tak np. nasza armata ma strzelać do wskazanych wrogów negatywną energią i mamy rozkaz „atakuj wrogów, w których ciebie wyceluję”, to afirmujemy ten rozkaz, tworząc celownik albo radar itd.”.

 

Wpis z forum nie chce opuścić mojej głowy. Przeczytałem go parę dni temu, a za każdym razem, gdy myślę o niebieskich migdałach, wracam do tego tematu. Po co w ogóle czytałem to forum? Wiadomo przecież, że to chłam. Chociaż jeśli nie spróbuję jeszcze raz, to znów będę miał wrażenie, że za szybko się poddałem. Już za dużo wyzwań porzuciłem po pierwszej porażce.

 

Stoję na platformie. Szaleje burza. Przede mną wyrzeźbiona z kamienia wielka głowa. Moja głowa. Nieproporcjonalnie długi język z ostrym zakończeniem sięga miejsca, w którym stoję. Wokół bulgocze lawa. Ledwo słyszę bębniarzy zza załomu krateru. Całe miejsce wydaje się pulsować wielokrotnie odbitym rytmem. Naostrzonym krzemieniem nacinam nadgarstki. Energia pod postacią krwi spływa czerwoną strugą w dół języka, by zebrać się w małym wgłębieniu, które znajduje się w miejscu gardła. W miejscach, przez które przepłynęła ta życiodajna struga, kamień stawał się na chwilę żywą tkanką. Tempo wzrasta.

  Tworzę cię z mojej energii!

Cieknąca kula krwistej energii uniosła się i zaczęła lekko wirować. Wewnątrz niej zaświecił sygil. Tempo wzrasta.

  Masz być silny, sprytny, niezależny!

Język się schował, usta zamknęły. Na obu moich twarzach pojawił się niemal szaleńczy uśmiech. Tempo wzrasta.

  Wychodzisz ze mnie i będziesz mi podległy, lecz będziesz bytem niezależnym!

Słychać ryk dochodzący zza zębów. Światło wydobywa się z wnętrza kamiennej twarzy.

  Przybędziesz, ilekroć wyrzeknę twe imię – Bime! Odlecisz, ilekroć powiem emiB!

Odgłos bębnów przeszedł w kakofonię. Wszystko pulsuje, łącznie z lawą, światłem i ze mną.

  Mówię zatem: przybywaj, Bime!

Cisza. Słychać trzask. Widać pęknięcie na zębach. Wylewa się z niego oślepiające światło. Kolejne pęknięcie. Bębny znów zaczynają grać, najpierw powoli i cicho, by zaraz odważniej zaznaczyć swoją obecność. Zęby pękają, a następnie cała głowa rozpada się. Początkowo widać jedynie cień wśród jaskrawego światła. Lawa zaczyna się burzyć. Słychać kolejny ryk. Poczułem tylko uderzenie powietrza. Wzleciał.

 

Jestem wielki. Wulkan jest u mych stóp. Moja biała szata powiewa na wietrze. Na wulkanie siedzi Bime. W niego wycelowana jest moja świetlista włócznia.

  Bime, pokłoń mi się! Jam jest twym panem i stworzycielem!

Nawet nie drgnął. Gdyby pokłonił się po pierwszym wezwaniu nie byłby wystarczająco niezależny.

  Bime, pokłoń się albo zakończę twe istnienie!

Zamyka oczy, schyla łeb na długiej szyi.

 – Dobrze, na razie możesz odejść. emiB!

 

Siedzę cały mokry od potu. Dopiero po przebudzeniu poczułem lepiącą się do ciała koszulkę. Jestem z siebie dumny. Coś stworzyłem. Teraz trzeba będzie to wypróbować. Znów wchodzę w trans.

 

Stoję na zboczu wulkanu. Przede mną rozpościera się duży taras wyrzeźbiony w skale.

  Bime!

Najpierw słyszę jego ryk. Po chwili wylatuje zza chmury. Przez moment krąży nad moją głową, by zaraz wylądować z łoskotem. Pokłonił się.

  Masz moc mojej podświadomości. Spraw, abym był lubiany w grupie na studiach. Spraw bym poznał nowych ludzi. emiB!

 

Uch, ale kac. Chyba nie byłem na takiej imprezie od czasów liceum. I jeszcze ta Monika… Ciekawe, że wystarczył tak prosty rozkaz wydany podświadomości, by wszystko zaczęło mi się układać. Z tego, co się orientuję, to po prostu przez myślenie, że mam być lubiany, podświadomie zacząłem się tak zachowywać, aby być w ten sposób postrzeganym. To prosty mechanizm psychologiczny, ale efekt i tak mnie mile zaskoczył. Gdyby jeszcze nie ten kac, byłoby cudownie. Właściwie… skoro ból istnieje tylko w umyśle…

 

  Bime, spraw abym nie czuł kaca! emiB!

 

Tak jak myślałem. Przerosło go to zadanie. Przerosło… A gdyby urósł?

 

To fascynujące, że mała wizualizacja picia mojej krwi oraz rozkazanie, by smok mógł zmieniać moje fizyczne odczucia, wystarczyły, abym czuł się jak nowo narodzony. To całkiem potężne narzędzie! Dlaczego dopiero teraz zacząłem się w to bawić?

 

Egzamin. Koszmar każdego ucznia. Studenci z mikrosłuchawkami w uszach tylko potwierdzali zasadność moich obaw, że bez oszukiwania trudno będzie zaliczyć. Psor był znany z ostrego oceniania i tego, że nigdy nie zdawało u niego więcej niż dziesięć procent przystępujących do każdego podejścia. To znakomita okazja, by wypróbować kolejne możliwości smoka. Wczoraj, ucząc się, umieściłem mu na skrzydle zmieniające kolor łuski, dzięki którym możliwe jest „wyświetlanie” informacji, które do niego „wgrałem”. Wybrałem potem parę zadań i sprawdzałem, czy potrafię na nie odpowiedzieć, korzystając z pomocy smoka. Pozytywny wynik testu nie był dla mnie zaskoczeniem. Pytanie brzmi, czy nie wybierałem podświadomie takich zadań, na które akurat znałem odpowiedź. Na egzaminie nie będę miał wpływu na to, o czym będę pisał, więc to będzie prawdziwa próba. Drugie ulepszenie poczynione na potrzeby egzaminu to możliwość przywołania smoka do świata realnego, kiedy nie jestem w transie. Oczywiście to tylko nakładka mojego umysłu, rodzaj hologramu, który widzę tylko ja, ale wystarczy to do bezpośredniego odczytywania odpowiedzi z jego skrzydła.

 – Każdy, gdy zajmie miejsce, czeka, aż podejdzie do niego jeden z egzaminatorów, sprawdzi, czy kartka jest czysta, i złoży swój podpis czerwonym długopisem. Kartki bez podpisu jednego z doktorów nie będą sprawdzane. – Spojrzał na nas jakbyśmy już byli winni co najmniej trzech morderstw ze szczególnym okrucieństwem i seksualną profanacją zwłok. Strażnicy Sprawiedliwości Egzaminacyjnej zaczęli zostawiać krwawe ślady na kartkach.

 – Pytanie pierwsze: wyprowadzić wzór na szereg Fouriera sygnału w przedziale skończonym, korzystając z piątego aksjomatu Peano, wraz z twierdzami oraz interpretacją w dziedzinie liczb zespolonych. Proszę nie zapomnieć o twierdzeniu Dirichleta oraz wyliczeniu jednego przykładowego szeregu. Dwadzieścia minut.

 

Rezultat nie jest tak idealny, jak bym chciał. Okazuje się, że smok, czyli tak naprawdę podświadomość, nie zapamiętała wszystkiego. Będę musiał zapytać Dawida o tę pamięć permanentną, w której niby nic nie ginie. Spojrzałem jeszcze raz na wyniki na wypadek, gdyby przez tę sekundę zamyślenia jednak się coś zmieniło. Cztery mniej. Całkiem niezła ocena.

 

Ile razy ten ksiądz może powtarzać, że powinniśmy być grzeczni, kochać bliźnich, ale tylko tak, jak nakazuje nam Kościół? Nudy. I, broń Boże, nie wolno kwestionować tego, co mówi biskup, bo największym grzechem jest wiara w własne przemyślenia. Co z tego, że co jakiś czas dogmaty się zmieniają? One od zawsze były i na zawsze będą właściwe.

 – Bime. – Wywołałem smoka, szepcząc cicho pod nosem. Następnie w myślach kazałem mu latać po kościele i robić ósemki między wiszącymi kandelabrami. Po chwili wzrok skierowałem na ołtarz i kazałem dmuchnąć smokowi w świeczkę. Zgasła.

 

  Bime, od teraz będziesz mógł mówić. Dlaczego świeczka zgasła, gdy kazałem ci w nią dmuchnąć?

  Świeczki zwykle gasną, kiedy się na nie dmucha.

  Wiesz, że nie o to mi chodziło.

  Przypominam, że ja jestem tylko częścią ciebie i wiem tyle, co ty. Ostatnio czytałeś o teorii, według której magia wyzwala ukryte zdolności umysłu.

  Wiem doskonale, że to bujda na resorach. Jedyne wytłumaczenie to przypadek. To, że po przeczytaniu horoskopu dzieje się to, co zostało w nim opisane, nie oznacza od razu, że horoskopy działają.

  Przypominam o ślepych próbach. Sprawdźmy, ile możemy. Jeśli to przypadek albo rodzaj jakiegoś błędu poznawczego, to losowe próby z przypadkowymi ludźmi nie powinny wychodzić.

 

Kawałek kartki na szpilce kręcił się nawet po tym, gdy położyłem miski nad konstrukcją. Jednak jakiekolwiek inne poruszanie obiektów nie wychodziło, nawet w przypadku wahadełka na stojaku z drutu oraz zapalania zapałek na odległość. Ale skoro smok może mieć wpływ na świat realny, to zakładam, że w jakiejś postaci w nim istnieje. Tylko czy mógł zdobywać informacje, których nie posiadałem?

 

 – A więc mówisz, że znasz sztuczkę?

 – Tak. Trzymaj karty, potasuj, jak chcesz, i wybierz dowolną kartę. Nie dawaj mi jej do rąk, nie ma takiej potrzeby. Już wybrana? Nie kierowałem twoim wyborem w żaden sposób, prawda? Widzisz, że karty nie są znakowane? Znakomicie. Zobacz, jaka to karta, i mi jej nie pokazuj. To trójka trefl.

 

 – Kolejny trik? Poprzedni był imponujący, co tym razem?

 – Będę przewidywał, który z tych dziewięciu kubków podniesiesz. Odwrócisz się, w tym momencie ja pod jednym schowam twój pierścionek, a ty wybierzesz dowolny kubek i pod nim znajdziesz pierścionek.

 

Niespokojnie krążę po pokoju. Smok może zdobyć informacje, których nie posiadam. Mogę wpływać na wybory innych. Telekineza i wpływ na materię mają ograniczone możliwości. Chyba że po prostu wariuję, ale skoro nie wiem, jak sprawdzić, czy to nie jest tylko wytwór mojego umysłu, jedynym rozsądnym wyjściem wydaje się zachowywać tak, jak gdyby to wszystko było prawdą.

 

Nowa wiadomość od Dawid:

„Mój ty ukochany, dawno nie byliśmy na piwie. Masz czas jutro? Poznałem fajną knajpkę, w której można pograć w gry i coś wypić”.

 

Smok zmniejszył się do rozmiaru figur. Na planszy wybrał pionek, a następnie pole, na którym ma stanąć. Dawid oczywiście wskazany ruch wykonał. Teraz ja się ruszę damą…

 – Czekaj, przecież ty już zrobiłeś ruch! – Dawid uśmiechnął się i wskazał konia, który faktycznie zmienił położenie i został wystawiony na atak laufra. Musiałem się zagapić. Ale na szczęście, jeśli on zrobi ruch wieżą, to ja będę mógł go zaszachować. Teraz muszę…

 – Znów chciałeś zrobić dwa ruchy, nieładnie – mimo że miał rozbawiony głos, załapałem, co się dzieje. Przecież to oczywiste, że skoro on mnie nakierował na serwitory, to też takiego ma. Zapowiadała się ciekawa rozgrywka. Tylko jak wygrać, skoro mogę kierować tylko jego ruchami, a każdy mój ruch należy tak naprawdę do niego?

 

 – Dobra partia! – Dawid obdarował mnie swoim uśmiechem.

 – Byłaby lepsza, gdybym wygrał. – Pokazałem język.

 – Nie marudź, jestem po prostu lepszy w te klocki.

 – Zauważyłem, zacząłeś kontrolować to, jak chciałem na ciebie wpłynąć, prawda?

 – Oj tam, oj tam, ale się kapnąłeś, po chyba pięciu ruchach.

 – Ale przez te pięć ruchów zjadłeś mi połowę figur!

 – Powtarzam, nie marudź. I tak zacząłem oszukiwać dopiero, gdy sam zacząłeś to robić. A teraz powiedz, kto cię tego nauczył?

 – Samemu się nauczyłem. Stwierdziłeś, że wiele metod prowadzi do tego samego efektu. Swojego serwitora stworzyłem go zgodnie z prawami magii chaosu.

Takiej reakcji się nie spodziewałem. Twarz momentalnie zmieniła mu się w napiętą maskę. Jego oczy zaczęły zmieniać kolory. Nie mogłem przestać na to patrzeć. Moja dłoń sama uniosła się w jego stronę. Szarpnął nią, a ja zapadłem w trans.

 

***

 

Nie rozumiałem tej reakcji. Liczyłem, że będzie zachwycony moim smokiem, a nie smutny. Oderwał ode mnie wzrok i spojrzał gdzieś w przestrzeń. Pewnie ma tam jakiś inny byt, który widzi tylko on.

  Niestety będę musiał zniszczyć to, co możemy umownie nazywać serwitorem bądź demonem.

  Dlaczego? Przecież to tylko część mojej osobowości. I poza tym pojawiał się w kościele.

  Święte miejsca działają tylko dla tych, dla których mają one symboliczne znaczenie. To niestety niczego nie dowodzi.

Za Dawidem wzleciał anioł. Sześcioskrzydły, piękny mężczyzna o idealnie wyrzeźbionych mięśniach prześwitujących spod zwiewnej szaty. Hełm szczelnie zasłaniał twarz, szpikulce przebijały jego ciało, a w miejscu genitaliów miał wielką cieknącą ranę, co nadawało mu niepokojącego wyrazu. Po chwili, niczym podmuch, uderzyło mnie cierpienie, odrzucenie, ból, ale także intensywna słodycz miłości. Domyśliłem się, z czego, jako gej, go stworzył. Świetlistą ręką anioł wyciągnął z ciała jeden drut, by po chwili zamienić go w miecz. W miejscu rany, po kilku krwawych bąbelkach, wyrósł kolejny szpikulec.

Anioł zaatakował, celując mieczem w szyję mojego smoka.

Bime chwycił kawałek bluzy w zęby i gwałtownym szarpnięciem wyrzucił mnie w powietrze. Sam zanurkował między kryształami, gubiąc na chwilę wroga. Po chwili, gdy już zacząłem opadać, niespodziewanie się wynurzył i podleciał tak, że mogłem chwycić się jego kolców. Pędziliśmy dość szeroką aleją, na końcu której widać już było pustynię. Na blokach pojawiła się wielka twarz Dawida.

  Tworzenie serwitorów wymaga przestrzegania paru zasad, o których ci nieszczęśni amatorzy piszący w Internecie nie wiedzą. Zdradzę ci trzy z nich.

Nagle usłyszeliśmy łopot skrzydeł. Przed nami pojawił się anioł. Byliśmy zmuszeni do odbicia w mniejszą uliczkę. Po chwili udało się nam zostawić go za zakrętem.

  Pierwsza: zabronione jest używanie w wizualizacjach energii z siebie, co uczyniłeś. Powinny to być raczej emocje, a nie twoja własna esencja życiową, a jeśli już koniecznie potrzebujesz takiej energii, powinna ona być pobrana z innego stworzenia.

Tym razem głos dobywał się zewsząd, jakoby każdy budynek był równocześnie głośnikiem. Z głośnym brzdękiem spadł przed nami wirujący miecz, który zaraz po tym wrócił do niepozornej formy szpikulca. Zapewne anioł unosi się nad miastem i rzuca nimi tam, gdzie podejrzewa, że jesteśmy. Musimy lawirować.

  Druga sprawa to nietworzenie serwitorów do wszystkiego naraz. Powinno się tworzyć je do każdego z zadań oddzielnie. Zbyt skomplikowane zyskują niepożądaną niezależność.

Nie wiadomo kiedy uliczki wypełniły się rtęcią, z której dobywał się głos. Zaczęła wspinać się na ściany budowli, zmieniając je w wielkie lustra. Nagle zostaliśmy otoczeni odbiciami anioła. Chyba tylko szczęście sprawiło, że i tym razem udało nam się uniknąć nagłego ataku, jednak zostaliśmy zmuszeni do zanurkowania do dziury. Po chwili ukazała nam się wielka pieczara. Była tak ogromna, że nie potrafiłem określić jej rozmiarów. Całe dno stanowiło jezioro, w którym parę filarów rozszczepionego światła tworzyło migoczące kwiaty.

  Trzecia sprawa to zakazane imiona. Niektóre z nich poprzez zbiorowe skojarzenia nabrały niebezpiecznej mocy. Imię twojego smoka to imię dwudziestego szóstego ducha z Lemegetonu zwanego też mniejszym kluczem Salomona.

Dostrzegłem, że tym razem źródłem głosu była mała postać stojąca na środku tafli. Musiałem porozmawiać ze smokiem. Jednak przez pęd powietrza nic bym nie usłyszał. Nadgryzłem nadgarstek i smugą krwi zostawionej na łuskach stworzyłem małą twarz.

  Jesteś jakimś strasznym demonem? Przecież ty mi pomagasz, sprawiłeś że wreszcie zacząłem żyć.

  Ty wiesz tyle, ile ja. Przypominam, że zostałem stworzony jako część ciebie. To niemożliwe, abym się zbuntował lub był nie wiadomo czym. Nie wiemy, dlaczego Dawid za pomocą anioła koniecznie chce mnie zabić, ale podejrzewam, że nie ma on czystych intencji.

Czekał w cieniu, aż będziemy pod nim przelatywać, aby spaść na nas. Zaczął się zbyt szybki dla oka taniec skrzydeł, ognia, krwi, mieczy i pazurów.

  Pokonasz go?

  Skoro pytasz, to wiesz, że obaj nie wiemy. Wzmocnienie mnie na pewno by nie zaszkodziło.

Dałem się napić ludzkiej twarzy krwi z mojego już i tak nadgryzionego nadgarstka. W tym momencie zauważyłem zmianę. Woda zaczęła się podnosić, a słupy światła zaczęły się kurczyć. Wyloty się zamykały. To była od początku zaplanowana pułapka.

  Zdążysz?

  Nie wiem, daj mi jakieś przyspieszenie.

Głowa smoka przekształciła się, upodobniając do smukłej ptasiej głowy.

Ledwo zdążyliśmy. Przejście zatrzasnęło się tuż za ogonem. Wzlecieliśmy nad miasto. Wieża wydawała się mniejsza. Nie, to Bime od tego karmienia urósł niesamowicie.

  Dobra, teraz potrzeba czegoś, co pozwoli nam znaleźć wyjście.

Pies. One wszystko znajdują. Smok teraz miał trzy głowy, przy czym ludzka cały czas piła krew z mojego nadgarstka.

  Niee… Usłyszałem szept. Jakimś cudem, mimo odległości, zobaczyłem Dawida klęczącego na szczycie wieży. Łzy ciekły po jego twarzy. Opadł hełm anioła. Miał moją twarz. Stworzył swego najsilniejszego sługę z niemożliwej miłości do mnie. Może on szczerze chciał mi pomóc, może miał rację. W takim razie…

  Przestań! – próbowałem wyrwać nadgarstek, ale ze zgrozą zobaczyłem, że nie mogę się ruszyć.

  em…– tylko charknąłem gdy głowa psa gwałtownie wyrwała mi język.

Wylecieliśmy na pustynię. Za którąś wydmą znajdowała się dziwna dolina. Wydawało się, jakby jej dno było widzianymi od środka ustami, nawet dało się wyróżnić język. O, w dziurach nawet coś prześwitywało. Smok zapikował, zbliżając się ku skałom.

 

Poczułem tylko ból wyłamywanych zębów, rozrywanej szczęki, a następnie ciche chrupnięcie kręgosłupa złamanego przez materializującego się smoka.

 

Koniec

Komentarze

***

CZYTAĆ PO LEKTURZE OPOWIADANIA

 

Uwagi do opowiadania:

1)  http://pl.wikipedia.org/wiki/Bune jedno z imion, pod którym jest znany, to Bime. Zachęcam do zwrócenia uwagi na opisywany wygląd, pod którym się objawia.

2) Są ludzie którzy wierzą w magię chaosu, metodę Silwy i szamanizm. Dość łatwo znaleźć informacje na ten temat w google. 

3) Hipnoza w przeciwieństwie do powyższych działa. Hipnoza magnetyczna działa ale nie tak jak myślą osoby, które ją stosują. Energie, fluidy ect. to bzdury.

4) Chociaż… https://www.youtube.com/watch?v=lTTu4tPqf5o

Oryginalne podejście do smoka. Ciekawa historia, wprawdzie wstęp nieco się ciągnie, ale za to jest zaskoczenie w końcówce.

Język w porządku, tylko masz niepotrzebne dywizy w kilku miejscach.

Babska logika rządzi!

Dziękuję. Już poprawione :)

Nie wierzę w wymienione przez Autora zjawiska i rzeczy i chyba dlatego jedynie poczucie obowiązku kazało mi doczytać do końca.

@AdamKB 

 

“Nie wierzę w wymienione przez Autora zjawiska i rzeczy i chyba dlatego jedynie poczucie obowiązku kazało mi doczytać do końca.”

 

Słusznie, że nie wierzysz. Są jednak ludzie, którzy wierzą, dlatego pozwoliłem sobie stworzyć świat, w którym to działa. Jeśli ktoś chce, to opowiadanie może być obierane jako ośmieszenie tych wierzeń.  :)

 

Przykłady ludzi “wierzących”:

 Forum, na którym ludzie się wymieniają doświadczeniami z tworzenia serwitorów.

 Strona oferująca, oczywiście płatne, szkolenia z metody Silvy. Adepci uczą się tam telepatii, leczenia na odległość oraz oczywiście tworzenia przewodników. Opinia o tej metodzie dla dominikańskiego ośrodka informacji o nowych ruchach religijnych i sektach.

 

Jedynie hipnoza jest udokumentowana empirycznie. Oczywiście w opowiadaniu, jako że jest to fantastyka, została ona przerysowana.

 

Poza tym nie rozumiem jednego: Co ma do rzeczy wiara czy niewiara w zjawiska wplecione do opowiadania fantasy? Czy z samej definicji fantastyki nie zakładamy, że dzieją się tam rzeczy, w które normalnie byśmy nie uwierzyli?

 

PS. Dla tych, co nie wyczuli podpuchy związanej z filmikiem w ostatnim punkcie w posłowiu: wyjaśnienie, dlaczego ludzie próbujący powtórzyć efekt pokazany na filmiku, mogą odnieść sukces, samych siebie oszukując, że mają "moce".

Jest intrygująco – nawiązanie do pseudonauki, okultyzmu, nietypowa relacja. Są emocje – związane z odkrywaniem możliwości serwitora, kulminujące w mocnej scenie akcji. Podobało się!

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Znakomity tekst!

Dziękuję Autorowi, za tą wspólną, z bohaterem, podróż  do świata, z którego istnienia nie zdawałem sobie sprawy.

Znikam tworzyć własnego serwitora. Gdybym nie wrócił… 

;-)

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

@jeroh @Nazgul

 

Wielkie dzięki za pozytywne komentarze  :) 

Podobnie jak AdamKB, nie wierzę w dużą część opisywanych zjawisk. Nie przeszkadza mi to jednak docenić researchu, jaki wykonałeś i sprawności, z jaką sfabularyzowałeś te wierzenia do postaci fantastycznego opowiadania. Muszę przyznać, że czytałem z zaciekawieniem, jakkolwiek kołatało się we mnie przeczucie, że słowo ciałem się stanie. Autosugestia czy też automotywacja to mocne narzędzia, ale ich “oswajanie” za pomocą rytuałów trąci, jak dla mnie, tzw. myśleniem magicznym.

 

Mimo wszystko – brawo! Nietypowy smok, dobrze poplecione motywy rzeczywiste i nierzeczywiste,  nieźle skomponowane, złozyły się na smaczne opowiadanie.

 

Czytelniku, który tu wkroczysz: pamiętaj, że masz do czynienia z fikcją! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dammit, na 100% komentowałam już ten tekst i komentarz zniknął… w każdym razie podobało mi się. Mam wrażenie że ezoteryka to słabo eksploatowany motyw w fantastyce, dzięki czemu ciągle można tu być oryginalnym i Tobie się udało. A co do wiary/niewiary poruszonej w komentarzach powyżej to jakie to ma znaczenie na portalu który nazywa się fantastyka.pl? 

@PsychoFish 

Dzięki za bibliotekę i komentarz  :)

“Autosugestia czy też automotywacja to mocne narzędzia, ale ich “oswajanie” za pomocą rytuałów trąci, jak dla mnie, tzw. myśleniem magicznym.”  Zgadza się. Jest to myślenie magiczne, pewnego rodzaju współczesny folklor, który mnie ciekawi. Kiedyś wierzono w dusiołki, latawce  bądź utopce, a teraz inne rzeczy są na topie.  Szczególnie ładnie widać na ich podstawie błędy poznawcze wspomniane nie tak dawno temu w NF  :)

 

@Dreammy

Dziękuję, kolejny punkt do biblioteki, dwa jednego dnia. Nie wiem czy będę mógł zasnąć z szczęścia :D

 

“Mam wrażenie że ezoteryka to słabo eksploatowany motyw w fantastyce(…)” też mam takie wrażenie i dlatego będę się starał się wykorzystywać ją, bądź efekty psychologiczne,  które jej towarzyszą, w kolejnych opowiadaniach. Ambitny plan brzmi, że zrobię to na konkurs SF, który właśnie trwa :P

Dość oryginalne podejście do tematu, tekst na pewno różni się od innych konkursowych. Przeczytałam z pewnym zainteresowaniem, natomiast sama historia jakoś specjalnie mnie nie ruszyła.

Ale to jest zapewne w znacznej mierze kwestia gustu.

@ocha 

Dziękuję za pozytywny komentarz. Szkoda ze  nie trafiłem w Twój gust ale za cieszę się, że doceniłaś pomysł :)

Nowa Fantastyka