- Opowiadanie: Finkla - Kontakt

Kontakt

Tych, któ­rzy pa­mię­ta­ją Szma­rag­do­we po­lo­wa­nie na pte­racz­ki, in­for­mu­ję, że mój bo­ha­ter do­rósł. Po­zo­sta­łych za­wia­da­miam, że zna­jo­mość tam­te­go opo­wia­da­nia wcale nie jest ko­niecz­na (acz na pewno nie za­szko­dzi).

Mam na­dzie­ję, że tekst do­cze­ka się kon­ku­ren­cji. :-)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Kontakt

– Co już wiemy o tej pla­net­ce?

– Pełno związ­ków or­ga­nicz­nych na po­wierzch­ni. Tam może być życie. Jesz­cze spraw­dzam.

– Pięk­nie! Pa­no­wie, na­gro­dy za od­kry­cie nowej pla­ne­ty chyba wła­śnie po­szły w górę! Co z at­mos­fe­rą?

– Spek­tro­metr nie zna­lazł nic tru­ją­ce­go, tlenu ledwo, ale wy­star­czy­ło­by do nor­mal­ne­go od­dy­cha­nia. Mimo wszyst­ko ra­dził­bym nie ścią­gać heł­mów.

– Się wie! Cią­że­nie?

– Sześć dzie­sią­tych gie.

– Ma­ła­wo, ale przy­jem­nie bę­dzie wresz­cie po­czuć, jak dół skie­ro­wa­ny jest za­wsze w jedną stro­nę. Ci­śnie­nie i takie tam?

– Wy­sy­łam ci wszyst­kie dane fi­zycz­ne na prawy mo­ni­tor. Pa­sjan­sa skoń­czysz innym razem.

– Dobra, chło­pa­ki, jesz­cze ze dwa kółka nad rów­ni­kiem i scho­dzi­my. Na kogo tam kolej, żeby dy­żu­ro­wać na stat­ku?

– Na An­der­sa.

– Resz­ta przy­go­to­wać się do lotu. Ruchy! Za go­dzi­nę zbiór­ka w zmien­no­pła­cie. Kom­pu­ter, uru­cho­mić pro­ce­du­ry; lą­do­wa­nie pio­no­we bez wspo­ma­ga­nia na­ziem­ne­go.

 

***

 

– Tato! Ta­to­ooo!

– Co ci tam znowu na ogon spa­dło?

Ode­rwa­łem się od sor­to­wa­nia ziół i spoj­rza­łem na La­br­ka. Jesz­cze nigdy nie wi­dzia­łem, żeby aż tak się czym­kol­wiek prze­jął. Nie­cier­pli­wie pod­ska­ki­wał przed wej­ściem do gniaz­da niby pi­sklak przed pierw­szym po­lo­wa­niem.

– Z nieba spa­dło ogrom­ne jajo! Szyb­ciej!

– Nie ro­zu­miem. Ja­kieś zwie­rzę zrzu­ci­ło pta­sie jajo z drze­wa?

– Nie, nie pta­sie! Gi-gan-ty-czne! – Teraz mło­kos bie­gał nie­cier­pli­wie w kółko. – Żadne drze­wo by go nie utrzy­ma­ło! Leć za mną! Pręd­ko!

To brzmia­ło in­te­re­su­ją­co… Po­fru­ną­łem za synem na pół­noc­ny wschód.

 

Wy­lą­do­wa­li­śmy wśród nie­wiel­kich ska­łek. Sie­dzia­ły tu już ze dwa tu­zi­ny mło­dych smo­ków. Sam­czy­ki i sa­micz­ki prze­mie­sza­ne ze sobą, bez żad­ne­go ładu i skła­du. Samo to świad­czy­ło o oso­bli­wo­ści sy­tu­acji, która po­tra­fi­ła prze­ła­mać zakaz kon­tak­tów mię­dzy płcia­mi, zwy­kle ści­śle prze­strze­ga­ny przez doj­rze­wa­ją­ce smocz­ki. I nawet nikt nie zwra­cał uwagi na pte­racz­ki po­pi­sku­ją­ce w po­bli­żu. Wy­da­rze­nie za­iste mu­sia­ło być nadzwyczajne.

Kil­ka­na­ście moich dłu­go­ści przed nami, na środ­ku pła­skiej łącz­ki leżał powód ca­łe­go za­mie­sza­nia. Jajo. Rze­czy­wi­ście było ol­brzy­mie. To, co się z niego wy­klu­je, bę­dzie wiel­kie i bar­dzo głod­ne. Ka­za­łem dzie­cia­kom po­cho­wać się i nie wy­chy­lać bez po­trze­by. Wo­lał­bym, żeby obok mnie sie­dzie­li do­ro­śli przy­ja­cie­le, ale nie dało się skło­nić któ­re­go­kol­wiek mło­dzi­ka, żeby ode­rwał choć­by oczy od obiek­tu na tra­wie. Chwa­ła La­bra­do­ro­wi, że w ogóle po­le­ciał po ojca!

Wiatr wiał od jaja do nas. Niósł za­pach roz­grza­nych ka­mie­ni z do­miesz­ką dymu z pło­ną­ce­go drew­na i jesz­cze jakąś lekką nutką, któ­rej nie po­tra­fi­łem spre­cy­zo­wać. Ta­jem­ni­cza bryła roz­pa­la­ją­ca nasze za­in­te­re­so­wa­nie wy­glą­da­ła… dzi­wacz­nie. Uch, współ­czu­łem sa­mi­cy, która coś ta­kie­go znio­sła. Za­miast gład­kie­go, owal­ne­go bądź okrą­głe­go kształ­tu, jak wszyst­kie znane mi jaja, to miało ster­czą­ce na boki skrzy­dła z pio­no­wy­mi pła­ta­mi zwień­czo­ne czymś, co przy­po­mi­na­ło na­sion­ka dmu­chaw­ca. Sko­ru­pę po­kry­wa­ły nie­ty­po­we, bo bar­dzo re­gu­lar­ne wzory mocno kon­tra­stu­ją­ce z tłem. No, ale zwie­rzę, które miało pi­skla­ki tej wiel­ko­ści, nie mu­sia­ło oba­wiać się dra­pież­ni­ków.

Na na­szych oczach osłon­ka pękła i pro­sto­kąt­ny frag­ment za­czął bar­dzo po­wo­li opa­dać. To zna­czy, górny ko­niec opa­dał, dolny trzy­mał się na ja­kiejś bło­nie.

– Wy­klu­wa się! – do­no­śnie szep­nę­ło kilka gło­sów.

Kiedy wresz­cie ka­wa­łek sko­rup­ki do­tknął ziemi, ze­szło po nim pi­skląt­ko. Jak na takie ogrom­ne jajo – za­ska­ku­ją­co ma­lut­kie, o wiele mniej­sze od każ­de­go z nas. Całe białe, tylko z nie­licz­ny­mi nie­bie­ski­mi i czer­wo­ny­mi plam­ka­mi. Cho­dzi­ło na dwóch ła­pach, jak ptak. Chude, nie­opie­rzo­ne jesz­cze skrzy­deł­ka zwi­sa­ły mu po bo­kach. Łebek miało kulisty i gład­ki, z jed­nym wiel­gach­nym okiem. Zaj­mo­wa­ło chyba pół głowy, za to w ogóle nie wi­dzia­łem pyska ani dzio­ba. Jak to zwierzątko jadło?

Stwo­rek nie­po­rad­nie drep­tał po ziemi. Prze­wró­cił się, ale wstał, pod­sko­czył kilka razy. Zuch ma­lu­szek!

Po chwi­li prze­sta­łem za­sta­na­wiać się nad pro­ble­ma­mi i suk­ce­sa­mi pta­szy­ny, bo w otwo­rze po­ja­wi­ło się dru­gie pi­sklę. Coś ta­kie­go! Dwa w jed­nym jaju! Nim do­czła­pa­ło do ziemi, uj­rze­li­śmy trze­cie! A potem jesz­cze jedno! Ileż ich tam sie­dzia­ło w środ­ku? A może to nie po­je­dyn­cze jajo, tylko zle­pek wielu, jak żabi skrzek? To by tłu­ma­czy­ło nie­re­gu­lar­ny kształt.

Kiedy po tra­wie ła­zi­ło już pięć pi­skla­ków, ko­lej­ne prze­sta­ły się wy­klu­wać.

Pta­szę­ta nie wy­glą­da­ły groź­nie, ale oba­wia­łem się, że lada mo­ment mogą przy­le­cieć ich ro­dzi­ce, aby na­kar­mić po­tom­stwo. Dziw­ne, że jesz­cze ich nie uj­rze­li­śmy. Młode smoki naj­wy­raź­niej nie my­śla­ły w tych ka­te­go­riach, bo z każdą chwi­lą trud­niej było skło­nić je do po­zo­sta­nia w ukry­ciu. Coraz śmie­lej wy­chy­la­ły łby i szyje zza skał.

 

***

 

– No! Jak to miło roz­pro­sto­wać nogi po dwóch mie­sią­cach na stat­ku.

– I dół wresz­cie wró­cił na swoje miej­sce; tam, gdzie trawa.

– Weź, nie pitol! To nie­bie­ska­we coś z fa­li­sty­mi list­ka­mi, to ma być trawa?

– Oj tam, oj tam… Robi z sie­bie łąkę i ma coś po­dob­ne­go do kło­sków. I jest bar­dziej zie­lo­ne niż nie­bie­skie. Nawet fajny kolor.

– Trawa, nie trawa, grunt, że żyje, czyli pra­cu­je na naszą pre­mię. Już po­bra­łem trzy prób­ki. Się ja­jo­gło­wi ucie­szą…

– No i pięk­nie. Jesz­cze ja­kieś pół go­dzin­ki na akli­ma­ty­za­cję i za­czy­na­my wy­pra­wy we wszyst­kie stro­ny. Jest życie, mogą być dra­pież­ni­ki, więc pa­tro­le trzy­oso­bo­we, dwóch chło­pa wy­po­czy­wa w bazie i robi za odwód. Cel: ze­brać jak naj­wię­cej pró­bek z róż­nych ga­tun­ków. Ale o mi­ne­ra­łach i grun­cie też nie za­po­mi­naj­cie!

– Wy­lu­zuj, Leo! To, że jesz­cze nigdy nie od­kry­li­śmy ży­ją­cej pla­ne­ty, nie ozna­cza od razu, że zdur­nie­li­śmy. Nie mu­sisz wszyst­kie­go tłu­ma­czyć jak ja­kimś nie­do­ro­zwo­jom!

– O kurwa!!!

– Co jest? Ożeż… Za­bi­łeś to?

– Ja pier­dzie­lę! Smok! Chyba za­strze­li­łem gada!

– Od razu smok! Może jesz­cze Wa­wel­ski? Coś po­dob­ne­go do skrzy­dla­tej jasz­czur­ki i tyle!

– Nie za­bi­łeś go, cią­gle się rusza!

– Kuźwa! To ma ma­muś­kę! Wiel­ką i wkur­wio­ną na maksa! Spier­da­lać do zmien­no­pła­tu! Tylko spo­koj­nie, żad­nych prze­py­cha­nek na tra­pie.

 

***

 

Świe­żo wy­klu­te pi­skląt­ka oka­za­ły się groź­ne. Zra­ni­ły Bi­xbi­ta. Nie ro­zu­mia­łem, jakim spo­so­bem. Znaj­do­wa­ły się bar­dzo da­le­ko od mło­dzień­ca. Wie­dzia­łem, że nie­któ­re zwie­rząt­ka ży­ją­ce na drze­wach po­tra­fią rzu­cać ga­łąz­ka­mi i łu­pi­na­mi, ale prze­cież nie na taką od­le­głość! I drzew­ne stwor­ki ra­czej nie ce­lu­ją, a pi­skla­ki tra­fi­ły. Mimo że nie wi­dzia­łem, jak schy­la­ją się po jakiś ka­mień. Zresz­tą, przed le­cą­cym ka­mie­niem Bi­xbit zdą­żył­by się uchy­lić. I po co go za­ata­ko­wa­ły? Prze­cież jest za duży, żeby mogły go zjeść, nawet wszyst­kie razem. Co to za ga­tu­nek, który po­lu­je na zdo­bycz wie­lo­krot­nie więk­szą od sie­bie?

Jesz­cze zanim po­my­śla­łem o tym wszyst­kim, sko­czy­łem tak, aby osło­nić ran­ne­go smocz­ka przed agre­so­ra­mi. Mój widok chyba prze­ra­ził ptasz­ki, bo za­czę­ły wy­co­fy­wać się w stro­nę jaja. Prze­stra­szo­ne czy nie, wo­la­łem nie tra­cić ich z oczu nawet na mo­ment.

– Bi­xbit! Co ci jest? – za­ry­cza­łem.

– Mam prze­dziu­ra­wio­ne skrzy­dło. – Usły­sza­łem wy­ję­cza­ną od­po­wiedź. – W dwóch miej­scach. – Do­biegł do mnie sze­lest z lek­kim po­świ­stem. – Nie mogę wzbić się w po­wie­trze!

– Ale cho­dzić mo­żesz? Wy­co­faj się za skały, scho­waj przed tymi par­szy­wy­mi pi­skla­ka­mi. – Ech, już kie­dyś prze­ży­wa­łem po­dob­ną sy­tu­ację… – Kto tam wśród was jest naj­młod­szy?

– Hid­de­nit!

– Niech leci po do­ro­słe smoki! Mi­giem. Hid­de­ni­cie, ścią­gnij tu ko­niecz­nie uzdro­wi­cie­la Gra­na­ta, jakąś do­świad­czo­ną sa­mi­cę i kilka sta­rych smo­ków. A, i przy­nieś moje zioła na zra­nie­nia. Thu­li­ta po­ka­że ci, które to. I sta­raj się, żeby cię te wred­ne pi­skla­ki nie za­uwa­ży­ły. Star­tuj!

– Już, Szma­rag­dzie! – Tupot łap i sze­lest skrzy­deł.

– Bę­dzie­my po­trze­bo­wać sieci, cze­goś w ro­dza­ju ogrom­nej pa­ję­czy­ny, żeby prze­nieść Bi­xbi­ta. Sa­micz­ki, po liany. Tylko mocne i dłu­gie. Sam­czy­ki, oto­czyć ran­ne­go i chro­nić przed tymi dziw­ny­mi pta­ka­mi! W razie ko­niecz­no­ści ziać ogniem. To po­win­no po­wstrzy­mać te be­stie. Jeśli Bi­xbit zgłod­nie­je, to niech dwóch z was zaj­mie się po­lo­wa­niem.

– Tak, Szma­rag­dzie! Już się robi, Szma­rag­dzie! – sły­sza­łem z róż­nych stron.

Dźwię­ki smo­ków roz­cho­dzą­cych się, aby speł­nić moje po­le­ce­nia, nie­mal za­głu­sza­ły Bi­xbi­ta, ale jed­nak od czasu do czasu do­cie­rał do mnie jakiś stłu­mio­ny jęk. Mu­sia­ło mło­de­go bar­dzo boleć. Za­pew­ne i skrzy­dło, i zra­nio­na duma. Żeby tak dać się po­ko­nać w ogóle bez walki!

Przy­dzie­li­łem mło­ko­som za­da­nia. Od­po­wie­dzial­ne na miarę sy­tu­acji, trud­ne na miarę sił. To po­win­no po­wstrzy­mać dzie­cia­ki przed pcha­niem się, gdzie im ktoś może ogon przy­dep­nąć. Czyli przed wiel­kie śle­pia świe­żo wy­klu­tych.

Sam nie spusz­cza­łem oczu z bia­łych stwo­rów. Sku­pi­ły się przed sko­ru­pą. Coś ta­kie­go! Jeden wlazł z po­wro­tem do środ­ka! Po kilku chwi­lach znowu się po­ka­zał, tym razem pod­trzy­mu­jąc coś du­że­go skrzy­deł­ka­mi. To wcale nie jajo! To… prze­no­śne gniaz­do! Ale skoro tak, skoro te stwo­ry po­tra­fi­ły zbu­do­wać mo­bil­ne schro­nie­nie, to mają rozum. Nie są zwie­rzę­ta­mi, tylko smo­ka­mi! Może nawet to do­ro­słe osob­ni­ki, nie żadne pi­skla­ki?

I jak wy­tłu­ma­czyć tym dzi­wacz­nym istotom że nie wolno na nas po­lo­wać, bo mamy dusze?

Wiem! Ma­te­ma­ty­ka! Każdy smok zna fi­lo­zo­fię i ma­te­ma­ty­kę, ale bez słów ła­twiej prze­ka­zać po­ję­cia z tej dru­giej dzie­dzi­ny. Zgar­ną­łem garść ka­my­ków i za­czą­łem je ukła­dać w grup­ki.

 

***

 

– Me­ga­bla­ster go­to­wy!

– Świet­nie. Na razie nie strze­laj. Nie chce­my wkur­wić ma­muś­ki jesz­cze bar­dziej.

– Ależ skrze­czy ta po­czwa­ra!

– A jeśli woła ta­tuś­ka? Do­pie­ro bę­dzie­my w czar­nej dupie!

– Spoko, za­wsze zdą­ży­my scho­wać się do zmien­no­pła­tu. A jakby co, po­trak­tu­je­my gada ga­za­mi wy­lo­to­wy­mi. Miał­by drob­ny pro­blem, nawet jeśli ma łuski z azbe­stu!

– Co ona wy­ra­bia?

– O kurwa!

– Co się stało?

– Wrzuć­cie po­więk­sze­nie i po­pa­trz­cie, co ta smo­czy­ca robi!

– No co? Ukła­da ka­mie­nie. Pew­nie sobie szy­ku­je amu­ni­cję.

– Kuźwa! Weź i po­licz ka­mie­nie na kup­kach. Jeśli ogar­niasz takie duże licz­by!

– Osiem, pięć, trzy, dwa, jeden, jeden. Czym tak się pod­nie­ci­łeś?

– Noż w dupę palec! Wy też nie ro­zu­mie­cie?!

– O co ci cho­dzi?

– Ale z was ma­to­ły! Te licz­by to bar­dzo ważna se­kwen­cja. Czy­ta­łem kie­dyś o tym w jed­nej za­rą­bi­stej książ­ce dziad­ka. Jakiś znany ma­te­ma­tyk je wy­my­ślił.

– Pew­nie Pi­ta­go­ras.

– Pew­nie tak.

– Chcesz po­wie­dzieć, że ma­muś­ka jest in­te­li­gent­na i zna Pi­ta­go­ra­sa?!

– Wresz­cie do­tar­ło!

– Ja pier­dzie­lę! Ro­zum­na rasa! Chło­pa­ki, po po­wro­cie na Zie­mię bę­dzie­my usta­wie­ni do końca życia.

– Naj­pięk­niej­sze dupy świa­ta, łap­cie się prze­ście­ra­deł! Nad­cho­dzi­my! Czy to wszyst­ko na pewno się na­gry­wa?!

– No ba!

– Wy­pa­da­ło­by się teraz z nimi jakoś do­ga­dać.

– Naj­pierw mu­si­my po­ka­zać, że zro­zu­mie­li­śmy prze­kaz.

– Czyli?

– No, naj­le­piej bę­dzie uło­żyć na­stęp­ną kupkę. Teraz po­win­no być, cze­kaj­cie… Trzy­na­ście ka­mie­ni!

– Jak je­steś taki mądry, to idź i ułóż.

– Dla­cze­go ja?!

– Bo jeśli w mię­dzy­cza­sie ma­muś­ka do­ło­ży jesz­cze jeden sto­sik, to zgad­niesz, co ma być dalej. Za­pier­da­lasz, mó­zgow­cu!

– Kuźwa, jeśli mnie przy­gnie­cie łapą, to sami bę­dzie­cie się do­ga­dy­wać z ga­dzi­na­mi. Ubez­pie­czaj­cie mnie!

 

***

 

Od grup­ki pi­skla­ków ode­rwał się jeden i ma­sze­ro­wał w moją stro­nę. Bar­dzo po­wo­li, jakby z nie­chę­cią. Może go prze­ra­ża­łem? Od­su­ną­łem się ka­wa­łek, żeby nie pło­szyć ma­lu­cha. Ryk­ną­łem sam­czy­kom, żeby na wszel­ki wy­pa­dek scho­wa­li się głę­biej mię­dzy ska­ła­mi.

W końcu pta­szek do­tarł.

Z bli­ska zo­ba­czy­łem, jaki jest ma­lut­ki – nie dłuż­szy niż moja przed­nia łapa. Za­uwa­ży­łem rów­nież inne in­te­re­su­ją­ce rze­czy. Ogrom­ne oko nie miało po­wie­ki. Cie­ka­we, jak w takim razie do­sto­so­wu­je się do zmien­nej ilo­ści świa­tła. Skóry nie po­ra­sta­ły mu ani łuski, ani pióra. Je­że­li miał sierść, to bar­dzo krót­ką. Nie mar­z­nie? Skrzy­deł­ka stwor­ka koń­czy­ły się pal­ca­mi, cał­kiem jak smo­cze łapy. Tylko pal­ców miał o jeden wię­cej niż my i wy­glą­da­ły dziw­nie mięk­ko i bez­rad­nie – ich końce w ogóle po­zba­wio­ne były szpo­nów. Jak on mógł tym po­lo­wać? Pew­nie to jed­nak pi­sklak jesz­cze nie­zdol­ny do sa­mo­dziel­ne­go życia.

Może i jego łapy nie nada­wa­ły się do roz­szar­py­wa­nia zwie­rzy­ny, ale za to ma­ni­pu­lo­wał przed­mio­ta­mi jesz­cze zgrab­niej niż nasze sa­micz­ki. Jed­nym od­nó­żem zła­pał garść drob­niut­kich ka­mycz­ków, a dru­gim brał po sztu­ce i ukła­dał, for­mu­jąc ko­lej­ny sto­sik, obok moich. Do­rzu­ciw­szy trzy­na­sty ka­wa­łek, od­su­nął się o krok i spoj­rzał na mnie, aż zo­ba­czy­łem wła­sne od­bi­cie w jego ogrom­nej źre­ni­cy.

Udo­wod­nił, że roz­po­znał mój ciąg i po­tra­fi go kon­ty­nu­ować. Brawo pi­sklak! Zna ma­te­ma­ty­kę, jest praw­dzi­wym smo­kiem. Mia­łem ocho­tę go uści­skać, ale bałem się, że zgnio­tę ma­leń­stwo jak po­dłu­sko­wą we­szkę. Tylko za­ry­cza­łem ra­do­śnie:

– Słu­chaj­cie, ten pi­sklak jest smo­kiem!

Za­cie­ka­wio­ne sam­czy­ki po­rzu­ci­ły Bi­xbi­ta i zbli­ży­ły się do nas. Pi­sklak od­wrot­nie – od­biegł o kilka kro­ków, ale zaraz za­trzy­mał się i pa­trzył na nas z za­in­te­re­so­wa­niem. Dziel­ny, cie­kaw­ski ma­luch. Po­wie­dzia­łem mło­dzi­kom, żeby nie pod­cho­dzi­li bli­żej niż trzy moje dłu­go­ści. Razem mu­sie­li­śmy przy­tła­czać ma­łe­go smoka. Lecz nie pro­te­sto­wał. W ogóle nic nie mówił. Nie ocze­ki­wa­łem oczy­wi­ście, że bę­dzie po­słu­gi­wał się na­szym ję­zy­kiem, ale nie wy­da­wał żad­nych dźwię­ków oprócz ha­ła­su po­wo­do­wa­ne­go cho­dze­niem. Tego wy­twa­rzał aż nadto. Pew­nie na czte­rech ła­pach mógł­by prze­miesz­czać się ci­szej, ale naj­wi­docz­niej wolał kro­czyć na dwóch tyl­nych. Wró­cił do mnie. Zgar­nął wię­cej żwiru i za­czął ukła­dać dro­bi­ny w kupki. Dwa ka­mycz­ki, trzy, pięć, sie­dem, je­de­na­ście, trzy­na­ście… Kiedy prze­stał, zbli­ży­łem się ostroż­nie, żeby nie wy­stra­szyć pi­skla­ka. Do­ło­ży­łem sie­dem­na­ście odłam­ków skal­nych. Biały stwo­rek po­ki­wał łeb­kiem, jakby coś dzio­bał i od­szedł do swo­ich.

 

***

 

– Alwin wraca!

– No, opo­wia­daj, co usta­li­li­ście!

– Spoko, dojdę do was, to po­ga­da­my spo­koj­nie. Nie­nor­mal­ne to cią­że­nie, chusteczkowo się idzie…

– Co tam tak długo ro­bi­łeś?

– Do­cho­dzi­łem do sie­bie. Wiesz, jakie to bydlę jest wiel­kie? Ma chyba ze dwa­dzie­ścia me­trów dłu­go­ści! I z pięć w kłę­bie. Ale nie­agre­syw­ne. Chyba się ma­muś­ka nie po­gnie­wa­ła za młode. Szczę­ście, że go nie za­strze­li­łeś, pa­lan­cie!

– Pieprz się! Każdy by się wy­stra­szył…

– Cho­le­ra, głu­pio wy­szło. Spo­tka­li­śmy isto­tę ro­zum­ną i od razu bla­ste­rem ją… I to jesz­cze dzie­cia­ka…

– Głu­pio… Alwin, co z tym po­strze­lo­nym smo­kiem?

– Nie wiem, nie wi­dzia­łem go, gdzieś się scho­wał. Pew­nie liże rany.

– Może po­win­ni­śmy pójść do nich i za­pro­po­no­wać pomoc? Dać ja­kieś le­kar­stwa…

– Nawet nie pró­buj! Dia­bli wie­dzą, jaki mają me­ta­bo­lizm. Zwy­kła głu­pia woda utle­nio­na może oka­zać się tru­ją­ca i do­pie­ro byśmy mieli po­za­mia­ta­ne…

– Alwin, ru­szaj się! Ile mamy cze­kać?!

– Na­wi­jaj!

– No i co smo­czy­ca zro­bi­ła, jak uło­ży­łeś te swoje ka­my­ki?

– Za­ry­cza­ła. Chyba za­wo­ła­ła inne gady, bo nagle zo­ba­czy­łem ich mnó­stwo.

– Bez jaj!

– Tego nie spraw­dza­łem. A co, ty znowu o dup­cze­niu my­ślisz?

– I jak wy­glą­da­ły te inne? To wszyst­ko były jej młode?

– Nie mam po­ję­cia. Chyba nie, bo róż­no­ko­lo­ro­we. Nor­mal­nie, cała cho­ler­na tęcza! Ze dwa razy mniej­sze od sta­rej. Ale wszyst­kie bar­dziej ja­skra­we, ma­muś­ka jakaś taka przy­ga­szo­na.

– No po­patrz, nasze baby mają to samo!

– Ty! Ale mię­dzy ry­cze­niem a twoim po­wro­tem to tro­chę czasu mi­nę­ło. Co tam jesz­cze ro­bi­łeś?

– Spraw­dzi­łem, czy stara smo­czy­ca roz­wią­że moją za­gad­kę!

– Jaką za­gad­kę?

– Ona po­ka­za­ła licz­by Pi­ta­go­ra­sa, a ja po­ukła­da­łem ka­mie­nie w licz­by pierw­sze. Cwana be­stia, bez na­my­słu od­ga­dła, o co cho­dzi.

– No to, pa­no­wie, idzie­my za cio­sem i pró­bu­je­my po­znać ich język. Jeśli po­tra­fią li­czyć, to muszą uży­wać słów.

– My­śla­łem, że smoki po­ro­zu­mie­wa­ją się te­le­pa­tycz­nie…

– Taaa, spró­bo­wa­ła z tobą, ale nie mogła zna­leźć mózgu.

– Ani tego w heł­mie, ani tego w spodniach…

– Ba­aar­dzo śmiesz­ne… Długo nad tym ske­czem pra­co­wa­li­ście?

– Dobra, po­żar­to­wa­li­śmy, teraz do ro­bo­ty. Edgar i Luka, przy­go­tuj­cie kompa. Ma mieć fest ba­te­rie i po­rząd­ne gło­śni­ki. Mocy ob­li­cze­nio­wej, ile tylko się uda. Alwin, po­szu­kasz ja­kie­goś softu do nauki ję­zy­ków. Ja za­dbam o naszą kaskę, uzu­peł­nię dzien­nik po­kła­do­wy i wyślę kopie na­grań do An­der­sa. Tom, zo­sta­jesz na łące i ob­ser­wu­jesz. Mel­duj, jak coś się za­cznie dziać. Jasne?

 

***

 

Wresz­cie mo­głem zająć się skrzy­dłem Bi­xbi­ta. Na szczę­ście nie wy­glą­da­ło źle. Błona lotna roz­dar­ta w dwóch miej­scach. O wznie­sie­niu się smo­czek chwi­lo­wo nie mógł ma­rzyć, ale pęk­nię­cia po­win­ny za­ro­snąć w pół okrą­głe­go księ­ży­ca, a za ko­lej­ne pół nasz mło­dziak bę­dzie latał z ró­wie­śni­ka­mi. Rany lekko krwa­wi­ły. Po­szu­ka­łem sko­łoj­ny, na­rwa­łem garść list­ków, roz­tar­łem w szpo­nach, przy­ło­ży­łem do ska­le­czeń. Ka­za­łem ran­ne­mu żuć pa­pa­wer­ki – ga­tu­nek in­ten­syw­nie czer­wo­nych kwiat­ków, które na szczę­ście rosły w po­bli­żu – dla zmniej­sze­nia bólu. Bez moich ziół nic wię­cej nie mo­głem zro­bić.

Wkrót­ce za­czę­ły wra­cać sa­micz­ki z lia­na­mi. Nie­ste­ty, za nic nie mo­głem sobie przy­po­mnieć, ja­kich wę­złów po­trze­ba do zro­bie­nia sieci. Wtedy, wiele se­zo­nów lę­go­wych temu, kiedy Karn zła­mał skrzy­dło, bar­dziej in­te­re­so­wa­łem się sło­wa­mi Gra­na­ta niż ple­cion­ką Bursz­ty­ny.

Pi­sklak, który ukła­dał ze mną ka­my­ki, zdą­żył już wró­cić do to­wa­rzy­szy. Po­sta­li chwi­lę razem, po czym więk­szość scho­wa­ła się w prze­no­śnym gnieź­dzie.

Wkrót­ce po­ja­wił się Hid­de­nit z grup­ką do­ro­słych smo­ków. Nie­źle się młody spi­sał – spro­wa­dził, kogo trze­ba i to dość szyb­ko. Wresz­cie udało się za­pa­no­wać nad roz­gar­dia­szem. Gra­nat sta­ran­nie obej­rzał uszko­dzo­ne skrzy­dło, po­chwa­lił moje de­cy­zje. Oli­wi­na po­ka­za­ła dzier­lat­kom, jak za­pla­ta się sieć, która za­czę­ła szyb­ko ro­snąć. Po­zo­sta­li ura­dzi­li, że trze­ba na­uczyć przy­by­szów, jaka zwie­rzy­na na­da­je się do po­lo­wa­nia. Czte­ry samce wy­ru­szy­ły na łowy, aby spre­zen­to­wać bia­łym stwor­kom do­rod­ny okaz cze­goś smacz­ne­go a po­zba­wio­ne­go ro­zu­mu.

Pi­skla­ki chyba do­strze­gły przy­lot du­żych smo­ków, bo wy­ro­iły się przed gniaz­dem. Trzy z nich za­czę­ły zmie­rzać w na­szym kie­run­ku, cią­gnąc ze sobą coś spo­re­go (w sto­sun­ku do ich mi­krych roz­mia­rów). Przy­ja­cie­le wy­co­fa­li się odro­bi­nę, aby nie stra­szyć pło­chli­wych ma­lu­chów i cze­ka­li­śmy.

W końcu na­de­szli. Cią­gnię­te coś się­ga­ło jed­nej trze­ciej wy­so­ko­ści pta­sząt i nie przy­po­mi­na­ło ni­cze­go, co zna­łem – ro­śli­ny, zwie­rzę­cia, skały, krysz­ta­łu… Pach­nia­ło nie­zna­jo­mo, ale po­dob­nie jak przy­by­sze. Mimo to ra­czej nie mogło być ich jajem – zbyt nie­re­gu­lar­ne i kan­cia­ste, aby dało się znieść, tylko frag­men­ty były gład­kie. I wy­sia­dy­wa­ło­by się coś ta­kie­go dość nie­wy­god­nie. Z bli­ska wi­dzie­li­śmy, że pi­skla­ki są do sie­bie nie­sa­mo­wi­cie po­dob­ne – iden­tycz­ny od­cień skóry, nawet wzor­ki zdo­bią­ce ciała trud­ne do od­róż­nie­nia. Jak one się wza­jem­nie roz­po­zna­wa­ły?

Jeden ze stwor­ków do­tknął skrzy­dłem brzu­cha. Czyż­by chciał jeść? Dzi­wacz­ne coś za­pisz­cza­ło bar­dzo nie­przy­jem­nie, roz­dzie­ra­ją­co, jak głod­ne pi­sklę. Drugi przy­bysz mach­nął koń­czy­ną, pisk się po­wtó­rzył. I jesz­cze raz to samo, z trze­cim osob­ni­kiem. Cie­ka­we, to… nie­wia­do­me mówi za każ­de­go z na­szych gości? Jest ich duszą? Ale wspól­ną dla wszyst­kich? Do­praw­dy, nie­zwy­kły ga­tu­nek smo­ków… Stały teraz i wpa­try­wa­ły się we mnie tymi swo­imi wiel­ki­mi ocza­mi. Po chwi­li po­now­nie wy­ko­na­li całe przed­sta­wie­nie.

– Ro­zu­mie­cie, o co im cho­dzi? – zwró­ci­łem się do przy­ja­ciół.

– Nawet na jeden kieł! – od­burk­nął Chry­zo­be­ryl. – Za każ­dym razem trzy iden­tycz­ne piski.

– Nie, nie są iden­tycz­ne – wtrą­cił się Hid­de­nit. Ko­niu­szek ogona aż drżał mu z emo­cji.

– Te isto­ty chyba jakoś mo­du­lu­ją dźwię­ki – po­parł go któ­ryś mło­dzie­niec, bo­daj­że Agat.

– Ha! Młode uszy są mniej wraż­li­we na te draż­nią­ce piski. Wy­chwy­ci­li­ście coś jesz­cze? – za­in­te­re­so­wał się Kar­ne­ol.

– Wy­da­je mi się, że obie se­kwen­cje dźwię­ków brzmia­ły tak samo.

– Może one po pro­stu wy­mie­nia­ją swoje imio­na?

Roz­sąd­ny po­mysł. Do­brze wy­cho­wa­ny smok w ta­kiej sy­tu­acji pró­bo­wał­by się przed­sta­wić. Ja też przy­ło­ży­łem przed­nią łapę do brzu­cha:

– Szma­ragd.

– Szma­ragd – po­wtó­rzy­ło nie­wia­do­me.

– Tato! – krzyk­nął pod­eks­cy­to­wa­ny La­brek. – To mówi twoim gło­sem!

Smoki za­mru­cza­ły, zga­dza­jąc się z moim synem.

– Na­praw­dę? Ja się sły­szę cał­kiem ina­czej.

Coś ta­kie­go! Nie­wia­do­me po­tra­fi­ło prze­ma­wiać także w moim imie­niu! Jak ono to zro­bi­ło?

Tym­cza­sem stwor­ki usy­pa­ły kilka sto­si­ków ka­my­ków. Teraz wska­zy­wa­ły je po kolei, a nie­wia­do­me pisz­cza­ło ża­ło­śnie za każ­dym razem. Może i fak­tycz­nie, te dźwię­ki czymś się róż­ni­ły? W każ­dym razie, wy­da­wa­ło mi się, że wiem, czego ocze­ku­ją nasi go­ście. Sam za­czą­łem ce­lo­wać szpo­nem w stert­ki.

– Jeden, dwa, trzy, czte­ry…

Nie­wia­do­me po­wta­rza­ło bez­błęd­nie.

Przy po­mo­cy sa­mych li­czeb­ni­ków ni­cze­go się od bia­łych smo­ków nie do­wie­my. Czas na na­stęp­ny krok. Po­ło­ży­łem na tra­wie dwa ka­my­ki.

– Dwa plus jeden – do­ło­ży­łem ko­lej­ny – równa się trzy.

Jeden ze stwor­ków zła­pał za odłam­ki. O dziwo, tym razem nie­wia­do­me prze­mó­wi­ło na­szym ję­zy­kiem:

– Dwa plus trzy równa się pięć.

 

***

 

– Dobra, spa­da­my już? Łeb mnie na­pier­dzie­la od tego ich dud­nie­nia.

– Trud­no, żeby takie by­dla­ki ćwier­ka­ły jak wró­bel­ki.

– Co one tam wy­ra­bia­ją?

– Ja nie mogę! Wi­dzie­li­ście to?! Pod­nio­sły tego ma­łe­go w sieci!

– A co miały zro­bić? Ed go po­strze­lił, mu­sia­ły bied­ne ga­dzi­ny we­zwać po­go­to­wie.

– Rany, nie wie­dzia­łem, że to in­te­li­gent­ne stwo­rze­nia, OK? Jak komp roz­gry­zie ten język, to je prze­pro­szę.

– No to, jak do­brze pój­dzie, jutro mo­żesz do­stać szan­sę. Cią­gle coś tam ryczą mię­dzy sobą, wszyst­ko się pięk­nie na­gry­wa, może uda się to prze­ana­li­zo­wać do rana.

– OK, na dzi­siaj fak­tycz­nie styk­nie. Zwi­ja­my za­baw­ki.

– Pa­trz­cie! Wra­ca­ją?

– Kto? Nie, to chyba ja­kieś inne. Tych jest mniej i nie dźwi­ga­ją smoka, tylko coś mniej­sze­go.

– Co to jest?

– Jakby osioł czy coś…

– Osioł z ro­ga­mi?

– No to bawół. Nie wszyst­ko ci jedno?

– Co oni ga­da­ją? Luka, komp coś wy­ła­pał z tego po­ry­ki­wa­nia?

– Coś tam wy­ła­pał. „Wy”, „do­brze”, „dużo”. I jakiś cza­sow­nik. Po­wtó­rzo­ne kilka razy.

– O kurde! Wi­dzie­li­ście to?

– Jak ten ja­sno­nie­bie­ski ode­rwał ni­by-osioł­ko­wi nóżkę i zio­nął na nią ogniem? Wy­obraź sobie, że nie wi­dzia­łem, bo aku­rat prze­glą­da­łem twoje zdję­cia spod prysz­ni­ca.

– Ja pi­to­lę… Praw­dzi­we smoki z ogniem bu­cha­ją­cym z pasz­czy… My­śli­cie, że one kie­dyś były na Ziemi i stąd wzię­ły się nasze le­gen­dy?

– Tak, jasne. A w wol­nej chwi­li do­ko­na­ły na mał­pach paru eks­pe­ry­men­tów ge­ne­tycz­nych i w ten spo­sób po­ja­wi­łeś się na świe­cie. Bo na nor­mal­ne­go czło­wie­ka to jed­nak je­steś za głupi.

– Wie­cie, co? Myślę, że one chcą, że­by­śmy zje­dli tego osioł­ka…

– Roz­czu­la­ją­ce dzi­ku­sy. Dzie­lą się z rasą panów tym, co mają naj­lep­sze.

– Super! Zro­bi­my sobie ogni­sko i upie­cze­my na pa­ty­kach?

– Tak, ale do­pie­ro po tym, jak prze­bie­rzesz się za elfkę i od­śpie­wasz od­po­wied­nią pieśń. Za­mro­zi­my i za­wie­zie­my do domu. Się Agen­cja ucie­szy! Nor­mal­nie ogło­si li­cy­ta­cję bi­le­tów na wi­wi­sek­cję.

– Dobra, dali, to ła­du­je­my osioł­ka na le­wi­san­ki!

– Po­rą­ba­ło cię?! Żeby to za­krwa­wio­ne ścier­wo za­pa­sku­dzi­ło mo­je­go kompa?

– W sumie racja, naj­pierw od­wie­zie­my sprzęt, potem wró­ci­my po pa­dli­nę. Alwin, zo­sta­niesz, przy­pil­nu­jesz pre­zen­tu, żeby się nie ob­ra­zi­li, że wzgar­dzi­li­śmy czy coś…

 

***

 

Jed­no­okie smoki ro­bi­ły za­ska­ku­ją­ce po­stę­py w nauce na­sze­go ję­zy­ka. Wpraw­dzie prze­ma­wia­ło tylko nie­wia­do­me, ale po pię­ciu dniach znało o wiele wię­cej słów niż pi­sklak po pię­ciu se­zo­nach lę­go­wych. Mnó­stwo opo­wia­da­ło o swo­ich wła­ści­cie­lach.

Wkrót­ce za­bra­li­śmy gości do na­szej osady. Za pierw­szym razem prze­nie­śli­śmy ich w szpo­nach, ale wy­ja­śni­li, że ten spo­sób po­dró­ży im nie od­po­wia­da. Zdo­by­li ma­lut­kie mo­bil­ne gwiazd­ko i przy­la­ty­wa­li w nim. Gniazd­ko było bar­dzo cia­sne; mie­ści­ło tylko dwóch przy­by­szów i nie­wia­do­me. Na grzbie­cie, czy ra­czej dachu, miało dzi­wacz­ny wy­ro­stek z trze­ma wą­ziut­ki­mi skrzy­dła­mi, które nie ma­cha­ły, lecz ob­ra­ca­ły się, jak spa­da­ją­ce z wy­so­kie­go drze­wa na­sion­ko z dwoma skrzy­deł­ka­mi, tylko znacz­nie szyb­ciej. Wów­czas ca­łość uno­si­ła się w po­wie­trzu, wy­twa­rza­jąc strasz­li­wy hałas i silny wiatr.

Gniazd­ko przy­fru­wa­ło do osady co­dzien­nie, ma­lut­kie smoki wy­ska­ki­wa­ły z niego i roz­ma­wia­ły z nami za po­śred­nic­twem nie­wia­do­me­go.

Do­wie­dzie­li­śmy się, że białe stwor­ki miesz­ka­ją bar­dzo da­le­ko (zbyt da­le­ko, aby kto­kol­wiek z nas mógł do­trzeć tam za życia) w miej­scu, gdzie wszyst­ko jest tak cięż­kie, że smoki nie po­tra­fią unieść się w po­wie­trze. Koń­czy­ny, które bra­li­śmy za nie­opie­rzo­ne skrzy­deł­ka, są spe­cy­ficz­nym ro­dza­jem łap. Bar­dzo spraw­nych łap, muszę dodać – przy po­mo­cy ma­lut­kich, po­zba­wio­nych szpo­nów pa­lusz­ków mogą zro­bić nie­zwy­kłe rze­czy. Jak na przy­kład nie­wia­do­me albo duże mo­bil­ne gniaz­do, któ­rym tu przy­le­cie­li. Ko­lej­na za­gad­ka: na ich te­ry­to­rium smoki latać nie po­tra­fią, ale znacz­nie cięż­sze od nich gniaz­do – ow­szem. Przy­by­sze są do­ro­śli i nie ma wśród nich ani jed­nej sa­micz­ki; te cze­ka­ją w gnieź­dzie, bo nor­mal­ne, nie­ru­cho­me lę­go­wi­ska też mają. Jak się oka­za­ło, nie­wia­do­me po­tra­fi nie tylko wy­da­wać głos, ale także po­ka­zy­wać ry­sun­ki. Wi­dzie­li­śmy więc mnó­stwo ja­skiń, jedna obok dru­giej. Mają szczę­ście, że tra­fi­li na skały tak do­sko­na­le na­da­ją­ce się do za­miesz­ka­nia.

 

***

 

– Ile można oglą­dać na­gra­nia ze smo­czej wio­ski?

– Nie ma­rudź, przy nas nie za­cho­wu­ją się na­tu­ral­nie. Do­pie­ro przed ka­me­ra­mi mogą być sobą. Faj­nie wie­dzieć, co wtedy robią.

– Wiel­ki brat się zna­lazł!

– Za­zdro­ścisz, że to nie ty sprze­dasz te na­gra­nia Hol­ly­wo­od.

– Taaa, bo oni jesz­cze nigdy re­ali­ty show nie wi­dzie­li. Prę­dzej Ani­mal Pla­net się za­in­te­re­su­je.

– O w mordę jeża! Chodź tu! Edgar, mu­sisz to obej­rzeć!

– Czego dupę za­wra­casz? Ja nie mogę! Za­trzy­maj i daj po­więk­sze­nie.

– Pro­szę bar­dzo.

– Ja pier­dzie­lę! Czy ty też są­dzisz, że to sza­fir?

– Nie, kurde, oszli­fo­wa­ne szkieł­ko! Skąd te pry­mi­ty­wy wzię­ły­by pod­rób­kę?

– Czad! Stary, ty masz po­ję­cie, ile jest wart ka­mień tej wiel­ko­ści? Nie­waż­ne, czy to sza­fir, akwa­ma­ryn czy inny topaz!

– Nie mam. Ile?

– Też nie wiem, nie ma ka­ta­lo­gów z ta­ki­mi rze­cza­mi, ale pew­nie mi­lion bak­sów to cena wyj­ścio­wa.

– Fiu-fiu!

– Cof­nij. Skąd on to wyjął?

– Z tej dziu­ry w ska­łach. My­ślisz o tym samym, co ja?

– Pew­nie. Zo­bacz, jak czule głasz­cze ten ka­mień. Z wła­snej woli nie odda, a po co dzi­ku­so­wi sza­fir wart mi­lio­ny?

– Pa­su­je mu do łusek, patrz, to ten sam od­cień.

– Pew­nie to sa­mi­ca, facet by tak bi­żu­te­rii nie ści­skał. Kur­czę, wy­no­si poza za­sięg ka­me­ry! Obej­mu­jesz ten rejon jakąś inną?

– Nie, tam nic nie ma, nie było po co mon­to­wać.

– Prze­wiń, może odło­ży na miej­sce!

– No! Po­rząd­na dziew­czyn­ka! Nie lubi ba­ła­ga­nu. Je­ste­śmy w domu!

– Jest tylko jedno py­ta­nie: jak to zro­bić?

– My nie damy rady. Za bar­dzo nas ga­dzi­ny pil­nu­ją, jak przy­la­tu­je­my. Zresz­tą, dia­bli wie­dzą, kiedy Leon raczy wy­słać nas razem…

– Po­tra­fisz skon­stru­ować sa­mo­bież­ne­go ro­bo­ci­ka, który wła­mie się do tej skryt­ki?

– Stary, za pół mi­lio­na to ja ci zro­bię sek­san­dro­ida lep­sze­go w łóżku niż dziw­ka ze stu­let­nim sta­żem!

 

***

 

Nikt nie miał po­ję­cia, jak to się stało, ale Sza­fi­ro­wi zgi­nę­ła dusza.

Żal było pa­trzeć na bie­da­ka – nie spał ze zgry­zo­ty, zmar­niał strasz­li­wie, łuski mu zma­to­wia­ły. Du­ma­li­śmy, co mogło się stać z pie­czo­ło­wi­cie oszli­fo­wa­nym po­jem­ni­kiem duszy. Wielu z nas wie­dzia­ło, gdzie Sza­fir chowa swój skarb, ale prze­cież nigdy żaden smok nie ośmie­lił­by się za­brać isto­ty in­ne­go. Ba! Samo do­ty­ka­nie czy­je­goś oso­bi­ste­go ka­mie­nia było czyn­no­ścią tak in­tym­ną, że ucho­dzi­ło je­dy­nie w naj­bliż­szej ro­dzi­nie, w osta­tecz­no­ści wśród od­da­nych przy­ja­ciół.

Dusze nie zni­ka­ją same z sie­bie. Nawet naj­star­sze smoki nie sły­sza­ły o takim przy­pad­ku. Gdzie się po­dzia­ła nie­bie­ska jaźń Sza­fi­ra? Wszy­scy spraw­dzi­li wła­sne skryt­ki, ale tylko tego jed­ne­go ka­mie­nia bra­ko­wa­ło.

 

***

 

– Co tam sły­chać u ga­dzin?

– Wy­ro­iły się, naj­wy­raź­niej szu­ka­ją tego sza­fi­ru.

– Przy­spiesz tro­chę, wolno łażą.

– Teraz le­piej? Tro­chę mają tych skry­tek, nie?

– No… Stop! Za­trzy­maj! Cof­nij tro­chę. Po­patrz!

– O, w pytę! Ten też ma ka­wa­łek nie­złe­go ka­mul­ca. Cze­kaj, po­więk­szę obraz. Takie czer­wo­ne to ru­bi­ny?

– Nie­ko­niecz­nie. Ale ta­kiej wiel­ko­ści to skar­by. I zo­bacz, znowu do­bra­ne do ko­lo­ru łusek.

– My­ślisz, że każdy smok ma swój… amu­let?

– Chło­pie, je­ste­śmy bo­ga­ci. Dorób wię­cej tych ro­bo­ci­ków, z jed­nym to za długo po­trwa.

 

***

 

Dusze za­czę­ły prze­pa­dać ma­so­wo. Były w schow­kach, były, były, a potem zni­ka­ły bez śladu, jak dymek iry­ta­cji. Coraz wię­cej smo­ków po­nu­ro włó­czy­ło się po osa­dzie, po­war­ku­jąc na sie­bie. Nie tylko zna­czą­cej czę­ści moich krew­nych i zna­jo­mych gro­zi­ła śmierć. Dzia­ło się coś jesz­cze gor­sze­go – tra­ci­li­śmy za­ufa­nie nawet do naj­bliż­szych. Co­dzien­nie wy­bu­cha­ły ja­kieś kłót­nie, do­cho­dzi­ło do ab­sur­dal­nych oskar­żeń.

Mu­sie­li­śmy coś zro­bić i to szyb­ko.

Akwa­ma­ryn za­pro­po­no­wał, aby zna­leźć ja­ki­kol­wiek krysz­tał, wło­żyć do jed­nej z opu­sto­sza­łych skry­tek, a potem pil­no­wać bez­u­stan­nie. Po­mysł przy­padł do gustu wszyst­kim, a naj­bar­dziej smo­kom pod­stęp­nie po­zba­wio­nym wspar­cia ze­wnętrz­nej jaźni. Czym prę­dzej wy­sła­li­śmy jed­ne­go z mło­dych i sto­sun­ko­wo nie­du­żych, ale do­ro­słych już sam­ców na po­szu­ki­wa­nia. Wkrót­ce wró­cił z po­kaź­ną brył­ką ma­la­chi­tu. Opo­wia­dał, że bar­dzo dziw­nie zdo­by­wa się ka­mień nie dla bez­i­mien­ne­go pi­skla­ka, a tak po pro­stu, nie przej­mu­jąc się barwą ani żad­nym innym po­do­bień­stwem do syna czy córki. Mówił wszyst­kim, że naj­gor­szy jest mo­ment ode­rwa­nia ka­mie­nia od ma­cie­rzy­stej skały – tak bez celu, bez duszy cze­ka­ją­cej na sie­dli­sko. Wie­rzy­łem mu. Taki akt bez­sen­sow­nej de­struk­cji przy­po­mi­nał za­bi­ja­nie, kiedy nie je­steś głod­ny. Ani ty, ani twoja ro­dzi­na. Ale tym razem powód ist­niał. Nie­ty­po­wy, ale jed­nak.

Po­wie­rzy­li­śmy ma­la­chit Chry­zo­ko­li, a ona umie­ści­ła ciem­no­zie­lo­ną bryłę w szcze­li­nie mię­dzy ska­ła­mi, którą widać było z kilku gniazd, mię­dzy in­ny­mi z mo­je­go i Thu­li­ty. Po­cho­wa­li­śmy się i za­czę­li­śmy ob­ser­wo­wać.

Do­brzy z nas łowcy. Każdy smok po­tra­fi długo czaić się w ukry­ciu, cze­ka­jąc na zwie­rzy­nę. Ale jesz­cze nigdy emo­cje zwią­za­ne z po­lo­wa­niem nie były tak silne. Tu nie cho­dzi­ło o zwy­kły po­si­łek – staw­ką było życie kil­ku­na­stu smo­ków, a może nawet prze­trwa­nie całej osady.

W końcu się za­czę­ło.

W nocy, po za­pad­nię­ciu ciem­no­ści, ale jesz­cze przed wscho­dem księ­ży­ca.

Ja­kieś ma­lut­kie stwo­rze­nie pod­peł­zło do skryt­ki. Po­war­ku­jąc, pod­nio­sło ma­la­chit. Jakim cudem go udźwi­gnę­ło? Prze­cież to dość cięż­ki mi­ne­rał! Po chwi­li wrzu­ci­ło brył­kę do wiel­kiej pasz­czy na ple­cach. In­truz roz­mia­ra­mi nie­wie­le prze­wyż­szał ka­mień. Czyż­by skła­dał się nie­mal z sa­me­go żo­łąd­ka? I co za zwie­rzę od­ży­wia się ska­ła­mi? Albo du­sza­mi? Czyż­by na­wie­dził nas po­twór ze strasz­nych opo­wie­ści, które małe pi­skla­ki szep­czą jesz­cze młod­szym, wciąż bez­i­mien­nym ko­le­gom? Co dalej zrobi nie­wiel­ki zło­czyń­ca? Czy pozna, że w jego zdo­by­czy nie ma jaźni?

Za­in­try­go­wa­ny, bez­sze­lest­nie wy­la­złem z gniaz­da, od­ru­cho­wo usta­wi­łem się tak, aby wiatr wiał od po­two­ra w moją stro­nę. Po­że­racz dusz pach­niał tak samo jak nie­wia­do­me i ru­cho­me gniazd­ko. A więc to białe smoki go zro­bi­ły i na­sła­ły!

W ni­kłym świe­tle gwiazd wi­dzia­łem nie­wy­raź­ne syl­wet­ki to­wa­rzy­szy, któ­rzy rów­nież opu­ści­li do­mo­stwa. Nikt nie po­wie­dział ani słowa. W ciszy po­dą­ża­li­śmy za stwo­rem.

A mon­strum peł­zło prze­raź­li­wie wolno. Wła­ści­wie, trud­no się dzi­wić. Ja nie dał­bym rady zjeść zwie­rzę­cia, które waży nie­wie­le mniej niż ja. A po dużym ob­żar­stwie tra­wię po­si­łek przez pół okrą­głe­go księ­ży­ca i przez kilka pierw­szych dni w ogóle nie chce mi się ru­szać. Ale może ru­cho­me kon­struk­cje zro­bio­ne przez białe pi­skla­ki, a nie zwy­czaj­nie wy­klu­te, po­bie­ra­ją po­karm jakoś ina­czej, szyb­ciej?

Okrut­ny dro­biazg prze­miesz­czał się w kie­run­ku mo­bil­ne­go gniaz­da przy­by­szów. A za nim kilka ro­słych smo­ków, kry­ją­cych się za skał­ka­mi. Trzy ko­lej­ne samce pa­tro­lo­wa­ły oko­li­cę z góry, raz po raz prze­sła­nia­jąc sku­pi­ska gwiazd.

Wszy­scy wy­tę­ża­li­śmy zmy­sły, chci­wie ło­wi­li­śmy sze­le­sty i za­pa­chy nocy, jed­no­cze­śnie sta­ra­jąc się nie za­kłó­cić żad­ne­go z nich. Nawet owady nie prze­rwa­ły swo­je­go uwo­dzi­ciel­skie­go kon­cer­tu. Tylko stłu­mio­ny war­kot po­że­ra­cza dusz nie pa­so­wał do sy­tu­acji, draż­nił uszy. W pew­nym mo­men­cie po­czu­li­śmy woń świe­żej krwi tra­wo­żer­cy – to jakiś dra­pież­nik szczę­śli­wie za­koń­czył po­lo­wa­nie na prawo od na­szej trasy. W my­ślach ży­czy­li­śmy po­wo­dze­nia w ło­wach bez­ro­zum­ne­mu bratu. My mie­li­śmy dziś znacz­nie waż­niej­sze za­da­nie.

W końcu cichy po­chód do­tarł na miej­sce, do ru­cho­me­go gniaz­da. Nie­ste­ty, marsz trwał tak długo, że księ­życ zdą­żył wzejść, a w jego świe­tle by­li­by­śmy do­sko­na­le wi­docz­ni na otwar­tej prze­strze­ni. Po­zo­sta­li­śmy więc wśród skał, w tym samym miej­scu, z któ­re­go tak nie­daw­no mło­dzi­ki pod­glą­da­ły ta­jem­ni­czy obiekt. Wszy­scy wi­dzie­li­śmy, jak do ma­lut­kie­go stwo­rze­nia wy­szedł jeden biały smok, a po­sła­niec oddał mu nie­na­ru­szo­ną bryłę ma­la­chi­tu. A więc wcale jej nie po­żarł! Ist­nia­ła na­dzie­ja, że dusze moich ko­le­gów i ko­le­ża­nek nie zo­sta­ły jesz­cze znisz­czo­ne! Co przy­by­sze za­mie­rza­li uczy­nić ze skra­dzio­ny­mi jaź­nia­mi?

Na­pręd­ce opra­co­wa­li­śmy plan dzia­ła­nia.

 

***

 

– Jak to, kurwa, nie chcą wy­pu­ścić Al­wi­na?!

– No, jeden duży nie­bie­ski po­rwał go w szpo­ny i gdzieś za­niósł. Na po­łu­dnio­wy wschód. Da­le­ko, poza za­sięg radia w ska­fan­drze. Ale może to w tych pie­przo­nych ska­łach fala się gubi. Albo wrzu­cił Ala do ja­kiejś cho­ler­nej ja­ski­ni. Boże, Boże, co ja mam teraz zro­bić?

– Nie hi­ste­ry­zuj. Wra­caj do bazy. Coś wy­my­śli­my. Już zwo­łu­ję wszyst­kich. Ala­aarm!!! Zbiór­ka na most­ku!

– Co jest?!

– Tom mówi, że smoki po­rwa­ły Al­wi­na!

– Luka! Po­szu­kaj tego mo­men­tu na na­gra­niach! Ruchy! Ile mamy czasu? Tom, ile tlenu zo­sta­ło ci w bu­tlach?

– Na ja­kieś trzy go­dzi­ny.

– No to le­piej, że­by­śmy do tego czasu go zna­leź­li. Bo jak zdej­mie hełm, to dia­bli wie­dzą, czy prze­ży­je…

– Mam na­gra­nia!

– Pokaż! No, rze­czy­wi­ście, bydlę nie­sie Ala w pizdu. Nie masz tam kamer?

– Nie, tylko we wio­sce.

– Mo­że­my go jakoś po­szu­kać?

– Wy­sy­łam drony. Ale jeśli fak­tycz­nie sie­dzi w ja­kiejś ja­ski­ni, to przez mie­siąc go nie znaj­dzie­my.

– Ale zo­bacz­cie, de­li­kat­nie go nie­sie, nie jak tego upo­lo­wa­ne­go osioł­ka.

– Czyli nie chce go ze­żreć. Dobre i to…

– No to po co mu czło­wiek?

– Smoki za­wsze po­ry­wa­ły dzie­wi­ce…

– Taaa, bo z Ala taka dzie­wi­ca jak ze mnie kar­dy­nał…

– Tom, te su­kin­sy­ny co­kol­wiek tłu­ma­czy­ły? Cze­goś żą­da­ły?

– Coś bre­dzi­ły o od­da­niu im dusz.

– Ja­kich znowu dusz, do kurwy nędzy?!

– Nie wiem! Bez sensu bia­do­li­ły, raz o za­bra­nych du­szach, raz o ja­kichś ka­mie­niach…

– Ka­mie­niach?! O kur…

– Luka, chcesz o czymś opo­wie­dzieć swo­je­mu do­wód­cy?

– Stul pysk!

– Tak, a co z Al­wi­nem? No, za­uwa­ży­li­śmy z Edem, że smoki mają szla­chet­ne ka­mie­nie wiel­kie jak stru­sie jaja.

– O ja pier­dzie­lę!

– Pod­pro­wa­dzi­li­śmy im parę…

– Pięk­nie, kurwa, pięk­nie… A kiedy za­mie­rza­li­ście po­dzie­lić się z nami kasą?

– Eeee, no… Na Ziemi, po sprze­da­ży, jak już bę­dzie wia­do­mo, ile do­sta­nie­my.

– Który trzy­ma fanty?

– Obaj, mniej wię­cej po po­ło­wie…

– Przy­nieść. Tylko wszyst­kie! Bie­giem, do kurwy nędzy!

– O matko i córko!

– To nie pod­rób­ki?

– No skąd, prze­cież jasz­czur­ki nie mają żad­nej tech­no­lo­gii.

– Ale pięk­nie oszli­fo­wa­ne! Jak one to zro­bi­ły?

– To na tej pla­ne­cie są takie skar­by, a my się pi­to­li­my z my­ślą­cy­mi ga­da­mi, za­miast prze­szu­ki­wać góry?

– No wła­śnie, de­bi­le. Mu­sie­li­ście kraść smo­kom amu­le­ty?

– Skąd, kurwa, mo­gli­śmy wie­dzieć, że to dla nich coś waż­ne­go?!

– No to teraz prze­sy­pu­je­cie to do jed­ne­go pudła i za­pie­prza­cie z nim do smo­czej wio­ski. Tam prze­pro­si­cie i wy­tłu­ma­czy­cie, co mo­gli­ście wie­dzieć, a czego nie. I nie za­po­mnij­cie o za­pa­sie tlenu dla Ala! A jak was jasz­czur­ki zeżrą, to pa­mię­taj­cie, że umie­ra­cie za grube mi­lio­ny!

 

***

 

Nasz plan za­dzia­łał.

Po krót­kim ocze­ki­wa­niu na re­ak­cję ob­cych, w osa­dzie po­now­nie zja­wi­ło się ru­cho­me gniazd­ko. Wy­sko­czy­ły z niego dwa białe smoki z dziw­ną, bar­dzo gęstą sie­cią za­wie­ra­ją­cą za­gi­nio­ne dusze. Były tam wszyst­kie nasze zguby, nawet bez­war­to­ścio­wa brył­ka ma­la­chi­tu. Ura­do­wa­ne smoki czule gła­dzi­ły od­zy­ska­ne skar­by. Naj­cię­żej do­świad­czo­ny Sza­fir przy­tu­lił do łusek na pier­si swój błę­kit­ny ka­mień, zwi­nął się w kulę i wresz­cie, ze szczę­śli­wym uśmie­chem na pysku, za­padł w spo­koj­ny sen. Le­d­wie zdą­ży­łem spy­tać, gdzie scho­wał po­rwa­ne­go przy­by­sza. Ko­le­dzy bez prze­rwy się o niego do­po­mi­na­li, jakby bar­dzo się za nim stę­sk­ni­li. A nam ka­za­li cze­kać na skra­dzio­ne jaź­nie przez tyle dni!

Pro­si­li, żebym prze­ka­zał coś scho­wa­ne­mu dwu­no­go­wi, ale się nie zgo­dzi­łem. Nie ufa­łem łaj­da­kom, a to, co pró­bo­wa­li we­tknąć mi w szpo­ny, pach­nia­ło pra­wie tak samo, jak śle­dzo­ny przez nas w nocy po­że­racz dusz.

Kiedy wró­ci­łem z więź­niem, naj­star­szy z nas, Tan­za­nit, wciąż roz­ma­wiał z dwoma bia­ły­mi smo­ka­mi:

– Ale jak to? Oj­ciec mło­de­go pi­skla­ka nie wy­ru­sza na wy­pra­wę, aby zna­leźć ka­mień jak naj­bar­dziej od­po­wia­da­ją­cy bar­wie mło­de­go?

– Nie – od­po­wie­dział jeden z dwu­no­gów.

Drugi w tym cza­sie pod­szedł do smoka, któ­re­go do­pie­ro po­ło­ży­łem na ziemi. Za­czął go gła­skać po grzbie­cie. Od­pra­wia­li gody? Ale dwa samce? Może to ry­tu­al­ny seks?

– A młody smok nie szli­fu­je ka­mie­nia? – kon­ty­nu­ował Tan­za­nit. – Nie wy­do­by­wa ze swo­jej duszy bla­sku? Nie uczy się w ten spo­sób cier­pli­wo­ści, kon­cen­tra­cji oraz dba­ło­ści o wła­sne ja i o in­nych?

– Nie, nie mamy ta­kich zwy­cza­jów.

Le­żą­ce­mu ob­ce­mu smo­ko­wi nagle zro­bi­ła się rana na ple­cach. Nie, to ra­czej nie mogła być rana – w ogóle nie krwa­wił. Pysk na grzbie­cie? To chyba nie­zbyt wy­god­ne. Wpraw­dzie przy­by­sze mieli sto­sun­ko­wo dłu­gie i ru­chli­we przed­nie łapy, ale mimo wszyst­ko… Wiel­ko­oki wsa­dził do tych dziw­nych, bez­zęb­nych ust to, co przed­tem chciał dać mnie. Czyż­by tak wy­glą­da­ło po­ży­wie­nie dwu­no­gów? Nie­zwy­kłe. Sza­fir zo­sta­wił upro­wa­dzo­ne­mu dużo mięsa w ja­ski­ni, ale wy­glą­da­ło na nie­na­ru­szo­ne. Może biali nie po­tra­fi­li jeść sa­mot­nie?

– Wobec tego nie je­ste­ście smo­ka­mi, tylko zwie­rzę­ta­mi, które na­uczy­ły się ma­te­ma­ty­ki – pod­su­mo­wał Tan­za­nit. – Nie chce­my was na na­szym te­ry­to­rium. Nie zja­wiaj­cie się wię­cej w na­szej osa­dzie. Od­leć­cie swoim wiel­kim ru­cho­mym gniaz­dem i nigdy tu nie wra­caj­cie. Dzi­siaj jesz­cze mo­że­cie tu miesz­kać, jutro zo­sta­wi­my was w spo­ko­ju, ale po za­cho­dzie dru­gie­go księ­ży­ca na wszyst­ko, co pach­nie wami, bę­dzie­my ziać ogniem. O, tak!

I naj­star­szy smok skie­ro­wał pło­mień na nie­wia­do­me.

Wszy­scy trzej przy­by­sze w mil­cze­niu i po­pło­chu po­bie­gli do ha­ła­śli­we­go gniazd­ka i z tru­dem się do niego wci­snę­li.

Koniec

Komentarze

No nareszcie!

A teraz wezmę przykład z Regulatorzy i napiszę – przeczytałam ;)

 

PS. bardzo mi się :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

No, nareszcie ktoś skomentował.

Ech, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom…

Dzięki. :-)

 

Edit: Chwila, moment! Ty (jeszcze) nie jesteś w jurorach, spokojnie możesz komentować… ;-)

Babska logika rządzi!

Najpiękniejsze dupy świata, łapcie się prześcieradeł! – FINKLO, ZABIJĘ CIĘ!

Stary, za pół miliona to ja ci zrobię seksandroida lepszego w łóżku niż dziwka ze stuletnim stażem! – ło matulu!

Powierzyliśmy malachit trafił Chryzokoli – tutaj coś nie tak

Obaj, po trochę… – po trochu? nie wiem, tylko pytam

A jak was jaszczurki zeżrą, to pamiętajcie, że umieracie za grube miliony! – PIĘKNE!

Odprawiali gody? Ale dwa samce? Może to rytualny seks? – przezornie już odstawiłam na bok jedzenie

Finklo, po prostu piękne. Żałuję, że nie potrafię pisać komentarzy, jak robi to Cień Burzy, bo moje zachwyty zajęłyby Ci pół godziny czytania. Jest tu wszystko – fantastyczna akcja, fantastyczne smoki prawie dwóch rodzajów, kapitalny humor, który sprawił, że porykiwałam i pokwikiwałam z zachwytu. Po prostu WSZYSTKO.

Jedyne zastrzeżenie jest takie, że mądre smoki powinny były zjeść ludzi i spalić pojazd, żeby nikt więcej o nich się nie dowiedział. Chociaż z drugiej strony przekaz już poszedł… to daje szansę na kolejną opowieść.

Tekst oceniam na 9 i dodaję jeszcze siedemdziesiąt pięć setnych (bo do doskonałości coś musi przecież brakować)!!!

EDIT: To my też nie możemy na razie komentować i oceniać? E, chyba nie!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dzięki, Bemik. Cieszę się, że przypadło do gustu. :-)

Oj, od razu zabijać… Wytrzesz monitor i wszystko będzie dobrze… ;-)

Z malachitem masz rację – efekt niedorobionych przeróbek. Zaraz poprawię. Nad po trochu się zastanowię.

Nie krępuj się, pisz zachwyty, jak umiesz. Z przyjemnością przeczytam, choćby i miało to zająć pół godziny. :-)

A widzisz Bemik, ktoś by jednak wiedział… Na orbicie został Anders, gdyby coś poważnego stało się ludziom, smoki miałyby przechlapane.

 

Edit: A jak sobie chcecie. Przy takiej liczbie jurorów chyba nie ma znaczenia, że X woli fantasy w wersji bohaterskiej, Y trzeba złapać za serducho, a Z patrzy przede wszystkim na piękny język.

Babska logika rządzi!

Wieeeeem, ale tak bardzo polubiłam Twoje smoki, że wytłukłabym wszystkich ludzi, którzy chcą zrobić im krzywdę.

Bardzo Ci jestem wdzięczna za te chwile rozrywki w końcówce starego roku. Po Tobie zaczęłam czytać inne opowiadanie, ale już mi się odechciało, bo nijak ma się do Szmaragdowego i innych. Chyba poprasuję koszule, żeby sterta nie straszyła mnie w Nowym Roku.

Edit: Doczytałam w zasadach konkursu dla loży: będą głosować użytkownicy, którzy brali udział w dragonezie.  Nie ma nic na temat pochwalnych komentarzy pod opowiadaniami.

Jestem tylko ciekawa, kto z Lożowników jeszcze będzie startował w konkursie. Głupio by było gdyby Finkla nie miała żadnego przeciwnika, chociaż i tak wygra!

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

O rany, moje smoki dorobiły się fanki i obrończyni? Miłe z nich gadziny, ale aż tak? Hmm, cieszę się. :-)

Cała przyjemność po mojej stronie.

Aua! Jak teraz Autorzy wszystkich tych nieprzeczytanych i nieskomentowanych opowiadań się na mnie rzucą…

 

Edit: Bemik, nie przesądzajmy. Może jeszcze pojawią się lożowskie teksty i może będą lepsze.

Babska logika rządzi!

Jestem w trakcie, ale to uderzyło mnie mocno:

Kazałem rannemu żuć pewien rodzaj intensywnie czerwonych kwiatków dla zmniejszenia bólu.

Sory, ale nie powiedziałabyś w życiu “a dałam dzieciakowi do żucia coś czerwonego” – mam wrażenie, że to stwierdzenie wynika tylko i wyłącznie z faktu, że mamy do czynienia z obcą ludziom planetą ;) ale skoro narratorem jest rdzenny mieszkaniec no to… to stwierdzenie pasuje słabo.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Bo Szmaragdowy swoje lata ma i nie jest zielarzem i nazwa wyleciała mu z głowy.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Szmaragd właśnie jest zielarzem i wie, co robi. Ale nie chciałam napisać wprost, że to były analogi naszych maków. I tak przyroda podejrzanie przypomina ziemską. A gdybym wymyśliła jakąś nazwę własną dla kwiatków, to nie mam szans na wywołanie właściwych skojarzeń.

Jakieś propozycje ominięcia problemu?

Babska logika rządzi!

Może nazwa Papaver Eaton – kto będzie chciał, to sprawdzi albo zmień na korę drzewa Łupucupu (wymyśl nazwę), a gdzieś dalej dodaj, że odmierzył starannie ilość, bo zbyt duża mogłaby spowodować odlot albo cuś.

Wiecie ile jest opowiadań na dragonezie użytkowników? 38 sztuk, a jeszcze trochę czasy zostało!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

OK, ok, brakło mi po prostu słów do skomentowania :)

Czytałam w pracy i klęłam w duchu na klientów, którzy przerywali mi lekturę :)

Nie będę, jak Bemik, przytaczać wprawiających w zachwyt i zazdrość cytatów, bo za dużo miejsca by to zajęło :) Szalenie spodobała mi się forma narracji, pokazująca spotkanie, relacje i pogląd z dwóch stron.

Więcej rozpisywać się nie będę, żeby mi ktoś nie zarzucił, że przymilam się jurorowi ;)

 

Ja jurorem jeszcze nie jestem, ale lada moment będę, bo mój smok dojrzewa sobie z wolna, czeka na ostatnie poskrobanie za uchem i przycięcie zbyt wyrośniętych pazurów :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ooo, pomysł z łaciną mi się spodobał. Chyba coś w tym kierunku zakombinuję. Drzewo nie, smoki wśród skałek siedziały, a Szmaragd nie miał głowy do szukania właściwego drzewka.

Babska logika rządzi!

O, Śniąca rozwinęła wypowiedź…

Bezczelni klienci! Jak oni mogą?

Forma narracji stanowiła mały eksperyment. Miło, że przypadła do gustu.

A, faktycznie – można się czepiać o podlizywanie. Ale uznajmy, że jestem nieprzekupna. :-) No to podrap smoczka za uchem od cioci Finkli. ;-)

Babska logika rządzi!

Szmaragd właśnie jest zielarzem i wie, co robi. Ale nie chciałam napisać wprost, że to były analogi naszych maków. I tak przyroda podejrzanie przypomina ziemską. A gdybym wymyśliła jakąś nazwę własną dla kwiatków, to nie mam szans na wywołanie właściwych skojarzeń.

Jakieś propozycje ominięcia problemu?

Przypomina ziemską? Mnie bolało w całym opowiadaniu, że jest ziemską! Wybacz, Finklo, ale ta obca planeta to jest Ziemia 2.0 z niebieską trawą i smokami z legend. I tyle. Nic mnie nie przekonało do inności tego świata, szczególnie że te smoki to kropka w kropkę takie nasze, europejskie legendy. Można unikać nadmiarowego słowotwórstwa, ale tu go nie ma wcale i jakoś tak… lipa. Smoki jak ludzie, tylko mniej zaawansowani technologicznie. 

Narracja mi nie podpasiła, bo wyszedł efekt gadających głów. Nawet wydarzenia bywają wciśnięte do dialogu:

– Jak ten jasnoniebieski oderwał niby-osiołkowi nóżkę i zionął na nią ogniem? Wyobraź sobie, że nie widziałem, bo akurat przeglądałem twoje zdjęcia spod prysznica.

Załoga też mnie nie przekonuje. 

– Rany, nie wiedziałem, że to inteligentne stworzenia, OK?

Przepraszam bardzo, odkąd na astronautów wybierają skrajnych debili?:P Przecież smoki już zaczęły z nimi nawiązywać dialog, a ten się dziwi, że są inteligentne.

I jakoś nie chce mi się wierzyć, że robocik, którym ludzie podpierdzielali kamienie, nie miał kamery – czemu zaskoczyła ich reakcja smoków? Czemu podpierdzielili malachit skoro smoki obserwowały robocika? Powinni go wycofać albo coś… No, skrajni debile, wybacz. Jak z amerykańskiej komedii ;]

Takie naiwne i średnio do uwierzenia opowiadanie. Kawały zarąbiste, te z prześcieradłem i dziwkami mnie zabiły. No i sam sposób nawiązywania dialogu, moim zdaniem, wyszedł ci bardzo udany. Ale to jednak dla mnie za mało ;)

 

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

A ja będę bronić opowiadania. 

Zapewne tekst nie należy do tych, które niosą głębokie przesłanie (choć takowe też udałoby się w nim znaleźć). Za to należy do tych lekkich, z dużą dawką humoru. 

Jeśli chodzi o miejsce akcji – może to Ziemia miliony lat temu albo z dalekiej przyszłości. Akurat miejsce akcji nie ma tu chyba większego znaczenia. 

Astronauci to faktycznie nie debile, ale myślisz Tenszo, że ludzie tak od razu uznają inteligencję innych istot, a nawet stwierdzą, że są bardziej rozwinięte – choć może nie technologicznie – od nich? Dla mnie to jak najbardziej prawdopodobne – ludzie w swoim zadufaniu nie chcą uznać łuskowatych za równych sobie, dlatego ich lekceważą, dlatego wysyłają robocika, który jest ukierunkowany na zdobycie kamienia, a nie na obserwację otoczenia. Bo jakież stworzenie może być mądre jak człowiek i przeciwdziałać człowiekowi? Astronauci nie dopuszczają do siebie takiej myśli.

Ale – wydaje mi się – Finkla przedstawiła to wystarczająco wiarygodnie.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Fakt, te dialogi tych “przybyszy\kosmonautów jakby wyrwane żywcem z… gimnazjum:(

Według mnie niepotrzebne to było.

 

Co do wizji Ziemi 2.0 (pozwolę zacytować Tenszę), to mi ona nie przeszkadzała. To 90% zawsze, ZAWSZE jest Ziemia 2.0. Ile znacie światów( książka, film, gra, cokolwiek), gdzie wymyślono coś naprawdę oryginalnego. Nawet Pandora z Avatara to Ziemia 2.0.

 

Sam pomysł ciekawy. Przeczytałem z zaintetesowaniem.

Choć ja zostawiłbym tego Alego i zatrzymał kamyki ;)

Ale ze mnie już taki zimny drań. I końcówka też trochę naiwna.

 

Tekst oceniam na 7.

Pozdrawiam!

 

Aha, z wszystkich tekstów loży na dragonezę, ten jest najlepszy 

;-)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Dzięki, Tenszo.

Tak, mogłam wymyślać nazwy dla wszystkich omawianych gatunków, ale po co? “Beghowina“ brzmiałaby lepiej niż “trawa”? Na planecie jest życie i jakaś jego część bazuje na energii gwiazdy. Dobra, nie przekonało, to nie, i nie ma co dyskutować.

Narracja – Tobie eksperyment się nie spodobał. OK, przyjęłam do wiadomości.

Rany, nie wiedziałem, że to inteligentne stworzenia, OK?

W momencie strzału nie wiedział. Teraz tylko się tłumaczy.

Przepraszam bardzo, odkąd na astronautów wybierają skrajnych debili?:P

Zaczęło się gdzieś tak w połowie XXIII wieku, wtedy to przestał być elitarny zawód. A potem to już w ogóle trudno było znaleźć chętnych do tej roboty. Zwłaszcza dojrzałych facetów – żony się strasznie wkurzały, że mężowie wybywają z domu na całe lata.

I jakoś nie chce mi się wierzyć, że robocik, którym ludzie podpierdzielali kamienie, nie miał kamery – czemu zaskoczyła ich reakcja smoków? Czemu podpierdzielili malachit skoro smoki obserwowały robocika? Powinni go wycofać albo coś… No, skrajni debile, wybacz. Jak z amerykańskiej komedii ;]

Miał kamerę, skierowaną do przodu, żeby operator widział, co jest przed robocikiem. Smoki to drapieżniki, zachowywały się jak na polowaniu; chowały z tyłu, nie podchodziły z wiatrem, skradały cicho. A poza tym – była noc, początkowo nawet bezksiężycowa.

Mam nadzieję, że nie potrzebujesz reanimacji po morderczych kawałach. ;-)

Babska logika rządzi!

Bemik, dzięki za obronę. Tak, właśnie takie podejście ludzi do obcych chciałam pokazać. A bo w historii inaczej się działo? Bwana kubwa kontra dzikusi, których dusze natychmiast należy zbawić, w zamian zabierając bogactwa naturalne, ewentualnie jeszcze niewolników.

Nazgulu, też dzięki.

Dialogi. Hmmm, zarzucano mi wcześniej hiperpoprawność. Tak też niedobrze? Co gorsza, nie mam pojęcia, jak zachowują się i mówią młodzi faceci w czysto męskim gronie. A jak to wygląda według uczestnika takich spotkań?

Ziemia 2.0. No, zdarzają się niezłe wizje – Łukianienko bodajże w “Spektrum” kombinował nawet ze stałymi fizycznymi. Ale to miało być opowiadanie bardziej o smokach, niż o ich środowisku naturalnym. Owszem, podobne do ziemskiego. Dla ludzi pisałam. ;-)

Jeden wolał zatrzymać kamienie. Ale jak drugi się wygadał, to już nie miał wyjścia…

Końcówka naiwna? Hmmm, może i tak. Lubię swoje smoki, nie chciałam zrobić im krzywdy. Ale i one swoje zasady mają – nie zabijają bez potrzeby, nie jedzą stworzeń inteligentnych. To co miały zrobić ze złodziejami relikwii?

Babska logika rządzi!

Co do zarzutów Tenszy odnośnie Ziemi – ubiegł mnie Nazgul, więc nie będę się powtarzać.

Co do dialogów między astronautami – mnie nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie – wprowadzały luz i humor. Myślę, że gdyby je zamienić na poważne konwersacje poważnych ludzi, tekst straciłby. Gatunek ludzki tak ma, zwłaszcza jeśli chodzi o męską część, że takie dialogi – w wewnętrznym gronie (a takie tu mamy) – tak wyglądają. Piszę to z całą odpowiedzialnością z własnego doświadczenia.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca, to Twoje własne doświadczenie zabrzmiało dziwnie. Przyklejałaś sobie brodę? ;-)

Ale fajnie, że według Ciebie dobrze zgadłam, co i jak mówią panowie.

Babska logika rządzi!

Dialogi to nie minus. Przecież konsekwentnie trzymasz się tej stylizacji.

To po prostu moje subiektywne odczucie.

 

“Spectrum”, mówisz? Cholercia, nie słyszałem. Ale to może tylko świadczyć o tym, że zbyt oryginalne wizje nie cieszą się popularnością…

 

To co miały zrobić ze złodziejami relikwii?

ZABIĆ! ZABIĆ wszystkich. Niech ich ścierwa spopieli smoczy ogień sprawiedliwości!

;-)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

A, to w porządku.

Łukianienko dosyć dużo napisał, trudno przeczytać wszystko, a ostatnio jest bardzo niemodny.

ZABIĆ! ZABIĆ wszystkich. Niech ich ścierwa spopieli smoczy ogień sprawiedliwości!

;-)

Czy mam zacząć się Ciebie bać? Kumpla by zostawił, niech się dusi albo szybko uczy oddychać w obcej atmosferze, podobnych sobie by zabił… ;-)

Babska logika rządzi!

Mroczne i zimne me serce.

Choć może to moja (niedojrzała?) awersja do happy endów?

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Ojoj, ileż prawdy jest w Twoim nicku? ;-)

A dobre zakończenia są dobre, bo są dobre. :-)

Babska logika rządzi!

Przyklejałaś sobie brodę? ;-)

Hahaha! Nie, ale pracuję z facetami, którzy nie zważają na obecność nas kobiet i zapodają takie teksty, że Twoi astronauci mogliby się uczyć :) A poza tym, na zewnątrz to poważni specjaliści.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

To chyba wszyscy tak mają. Inaczej z ziomami, inaczej z klientami, inaczej z szefostwem. Kobiety też, tylko mniej bluzgają we własnym gronie. Mam nadzieję.

To czego moi astronauci mogliby się dowiedzieć od Twoich kumpli? ;-)

Babska logika rządzi!

Dobre opowiadanie, Finklo ;) Takie subiektywne odczucie: pierwsza połowa rewelacyjna, druga dobra. Szczególnie wydarzenia podczas pierwszego kontaktu, opisane z dwóch perspektyw, przypadły mi do gustu. Widzę że nadal trzymasz się swojej koncepcji z matematyką przy kontakcie z inną cywilizacją, od razu skojarzyło mi się to z jednym z Twoich starszych tekstów.

Smoki polubiłem, a ludzie rzeczywiście trafili się niezbyt odpowiedni do swojej roli (ale kupuję wytłumaczenie z komentarza).

Narracja, według mnie, na plus. Jednak zdodzę się z Tenszą, że troszkę – choćby najkrótszych – opisów można byłoby wpleść w niektóre fragmenty, gdzie są "ludzkie" dialogi. I nie, aż takie teksty nie pojawiają się tak bardzo często w rozmowach młodych facetów :P Czasem się zdaży, ale też bez przesady i nie w takich sytuacjach jak tutaj opisane. Ale to tylko taka uwaga co do rzeczywistości – w opowiadaniu język bohaterów i humor uważam za bardzo udany! Kogo obchodzi, czy wszystko jest tak w 100% realne i możliwe, skoro tekst jest w dużej części humorystyczny i lekki?

I przede wszystkim – tekst wciąga, jak już zacznie się czytać trudno się od niego oderwać. Mimo wszystko, po zakończeniu poczułem mały niedosyt, chętnie przeczytałbym kontynuację ;)

Części nie da się zacytować publicznie, bez obrazy moralności ;) A część brzmi, jakby padła z ust dziesięciolatka (to do porównania dialogów do rozmów gimnazjalistów). Też nie zacytuję, bo nie pamiętam. Czasem mnie ich rozmowy bawią, częściej jednak zniesmaczają, więc po namyślę dochodzę do wniosku, że lepiej, żeby nikt się od nich nie uczył.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Perrux, cytując Ciebie “Czasem się zdarzy, ale też bez przesady i nie w takich sytuacjach jak tutaj opisane” – ostatnio w metrze jechało koło mnie trzech młodych ludzi i uwierz mi, że ich rozmowa (poziom) nie bardzo odbiegał od poziomu rozmów astronautów. A pod pachą mieli podręczniki akademickie z drugiego roku. Nie krępowali się wcale moją obecnością (a jestem już w tym wieku, że grzeczniejsi w autobusie ustępują mi miejsca), kobiety z dzieckiem, ani kilkunastu innych osób. 

A tutaj – znaczy w opowiadaniu – nie krępuje ich niczyja obecność, czują podekscytowanie, bo odkryli planetę z życiem, więc adrenalinka też dodaje skrzydeł ich wypowiedziom.

Dobra, przestaję zrzędzić.  I tak Ci się podobało, więc już więcej w obronie opowiadania nie wystawiam piersi przed Finklę wink

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Pewnie masz rację, zależy kto w jakim towarzystwie się porusza. Bardziej chodzi mi o to, że część facetów lubi tego typu żarty jeśli są dobre, ale nie używają ich możliwie gęsto :) jak mówię, wszystko zależy od grupy ludzi, w końcu nie wszyscy są tacy sami.

Dzięki, Perruksie. A jeśli nie matematyka, to co? Masz jakieś koncepcje na dialog dwóch obcych ras? I jeśli pomocy naukowych pod ręką jak na lekarstwo? Szmaragd myślał jeszcze o filozofii, ale tego przy pomocy kilku kamieni nie wyjaśnisz…

Narracja. Gdybym dodała chociaż kropelkę didaskaliów, musiałabym wprowadzać drugiego, wszechwiedzącego narratora. Wolałam skoncentrować się na szmaragdowej wersji zdarzeń. Drugiego narratora nie ma. Trochę przez to stoję w rozkroku i zdaję sobie sprawę, że dziura po nim może uwierać. Z drugiej strony, nie dowiedziałabym się tego, gdybym nie sprawdziła, prawda? :-)

Fajnie, że wciągnęło. Miło pisać bagienne teksty. :-) Ale co tu kontynuować? Ludzie zwiali w panice. Owszem, mogli wylądować na innym kontynencie i połazić po górach w poszukiwaniu kryształów, ale to już nie to samo…

Ale chodzi o gęstość żartów czy bluzgów? Jeśli to pierwsze, to po prostu wybrałam dla Was najciekawsze fragmenty dialogów. Kosmonauci rozmawiali znacznie więcej, ale przeważnie nieciekawie.

Śniąca, czyli z edukacji moich ludków nici? Ech… ;-)

Bemik, tak, znowu masz rację (rany, jak Ty się w mój tekst wczytałaś!) – starałam się, żeby chłopcy bluzgali w chwilach największych emocji. Większość dam lekkich obyczajów pada po porwaniu Alwina.

Babska logika rządzi!

Finklo, czy Ty to czytałaś? -Trochę przez to stoję w rozkroku i zdaję sobie sprawę, że dziura po nim może uwierać.

No po prostu rewelacja!!!!!!!!!!!!!!!!!

EDIT: A co na to zerknę, to bawi mnie to niezmiernie! A moje zwierzaki gapią się na mnie jak na wariatkę! Dobrze, że męża nie ma jeszcze w domu.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik, wydawało mi się, że czytałam… Ale rozrechotałam się dopiero teraz. Aż się popłakałam ze śmiechu. :-)

Nie będę edytować, niech inni też mają ubaw.

Chodziło oczywiście o dziurę po drugim narratorze. Cholerne zaimki…

Babska logika rządzi!

Kuźwa, co zajrzę to ryję, mnie też łzy lecą!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Taka szybka odpowiedź: z matematyką nie jest źle, po prostu przypomniał mi się Twój brązowopiórkowy tekst i o tym wspomniałem ;)

Byś się jeszcze zdziwiła, jakie kontynuacje przychodzą mi do głowy :D I to wcale nie na innych kontynentach. Wiem, opowiadanie jest skończone, ale jakoś tak wszystko szybko się stało i poczułem mały niedosyt. Sam nie wiem czemu.

Chodziło o gęstość żartów, ale tylko w odniesieniu do komentarzy (jak to w czysto męskim gronie włącza się kreatywność), a nie do tekstu. W opku wszystko zagrało jak trzeba. A same bluzgi w takiej sytuacji by chodziły na lewo i prawo, i to nie jakieś ja pierdzielę czy inne w mordę jeża. Ale oczywiście nadmiar wulgaryzmów nie wyszedłby tekstowi na dobre.

Z wiadomych względów muszę lecieć. Szczęśliwego ;)

Bo czasami matematyka stanowi optymalne rozwiązanie i już. :-)

Jak to mawiają mądrzy ludzie: “zupa dobra, bo mało”. ;-) Ale może jeszcze kiedyś do tematu tych smoków wrócę. O Szmaragdzie w młodości już czytałeś?

Masz rację – po porwaniu kumpla to po pominięciu wulgaryzmów mogłoby się okazać, że nic nie powiedzieli… ;-) Ale w tekstach taki rynsztokowy realizm dobrze nie wygląda. Trzeba szukać jakiegoś złotego środka.

Niech Ci jutro kac lekkim będzie.

I wszystkim pozostałym takoż. :-)

Babska logika rządzi!

No, chciałam wczoraj odpisać, ale co zajrzałam to mnie coś odciągało. A teraz będę odpisywać na kacu, więc może być słabo -.-

Tak, mogłam wymyślać nazwy dla wszystkich omawianych gatunków, ale po co? “Beghowina“ brzmiałaby lepiej niż “trawa”? Na planecie jest życie i jakaś jego część bazuje na energii gwiazdy. Dobra, nie przekonało, to nie, i nie ma co dyskutować.

To z trawą było jeszcze ok – astronauci stwierdzili, że to coś przypomina trawę, ale przecież trawą dokładnie nie jest. Nie, dla mnie kłujące strasznie było to, że wszystko po stronie smoka-kosmity było takie ziemskie. Szczególnie nazwy. Szmaragdy, szafiry, malachity… wiem, że jako kontrargument można podać “ale w ich języku to jest inaczej, tylko Autor nazywał ich tak by czytelnik zrozumiał, bla bla bla” – ale dla mnie to zwyczajnie pójście na łatwiznę. Ba, jestem tego pewna, bo sama poszłam na taką łatwiznę – Alex mi to wytknęła jako dosyć konkretny błąd i miała rację, więc wysiliłam komórki i zmieniłam nazwy na takie sugerujące, jaki może być ziemski odpowiednik, ale nie 1:1.

 

Astronauci to faktycznie nie debile, ale myślisz Tenszo, że ludzie tak od razu uznają inteligencję innych istot, a nawet stwierdzą, że są bardziej rozwinięte – choć może nie technologicznie – od nich?

Niech oni sobie mają te smoki za durne jak konie (nie lubię koni). Bardziej chodzi o to, że astronauci, jakby standardów nie obniżono, raczej nie zachowywaliby się jak licealiści pod monopolowym planujący wydębić piwo od starej sprzedawczyni. 

 

Zaczęło się gdzieś tak w połowie XXIII wieku, wtedy to przestał być elitarny zawód. A potem to już w ogóle trudno było znaleźć chętnych do tej roboty. Zwłaszcza dojrzałych facetów – żony się strasznie wkurzały, że mężowie wybywają z domu na całe lata.

Trudno nie trudno, jakoś wątpię, że do tej roboty biorą wyłącznie infantylnych głupków ;]

 

Miał kamerę, skierowaną do przodu, żeby operator widział, co jest przed robocikiem. Smoki to drapieżniki, zachowywały się jak na polowaniu; chowały z tyłu, nie podchodziły z wiatrem, skradały cicho. A poza tym – była noc, początkowo nawet bezksiężycowa.

Ok, jakoś nie do końca mi to zaświtało z treści. Ale teraz masz tak – oni schowali ten kamień w wiosce – w skrytce czyjejś. Astronauci wcześniej widzieli jak smoki chowają do skrytek kamienie (stąd wiedzieli, gdzie leżą do podpierdzielałki) własnie, dzięki nagraniom z kamer. Czyli kamery było rozsiane po całej wiosce, plus była jedna na czubku robocika. Trzeba by chyba jakoś lepiej zaznaczyć, że smoki ukryły się przed tym całym monitoringiem – bo jak dotąd tego nie robiły. Chyba że debilizm astronautów to deux ex machina i zakładamy, że na odczyty z kamer lali sikiem prostym :P

 

Trochę nie pasuje m iw tym opowiadaniu po prostu, że przecież nie jest groteską, a zachowanie astronautów jest bardzo groteskowe. Z kolei sam kontakt z użyciem matematyki jest super! Nie wiem, pozostaję rozdarta po lekturze, bo niektóre elementy opowiadania podobały mi się bardzo :) ale niektóre niestety ni w ząb :(

 

Pzdr,

Niewyspana i skacowana Tensza -.-

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Nazwy – wymieniasz nazwy kamieni szlachetnych (czy tam minerałów). Sądzę, że to raczej proste związki/ kryształy i duża część na innych planetach będzie identyczna – ten sam układ takich samych atomów. Wierzę, że chemia i fizyka są wspólne dla całego Wszechświata. Spokojnie można zachować ziemskie nazwy. OK, inne ciążenie, ciśnienie itp, więc na przykład kryształy mogą rosnąć innej wielkości lub trochę innego kształtu. Zapewne na innych planetach powstają również minerały niespotykane na Ziemi – ale ich nie wymyślałam. Żeby każdy zainteresowany mógł sobie sprawdzić, jakiego koloru był ten czy tamten smok. Gorzej z kamieniami pochodzenia organicznego. Na szczęście pereł nie mam. W tekście wspominam Bursztynę, ale to spadek po pierwszej części pisanej jakieś półtora roku temu, kiedy “innoplanetarność” moich smoków była bardzo mglistą ideą.

Bardziej chodzi o to, że astronauci, jakby standardów nie obniżono, raczej nie zachowywaliby się jak licealiści pod monopolowym planujący wydębić piwo od starej sprzedawczyni.

A jak zachowywali się konkwistadorzy i setki innych odkrywców? Aby na pewno jak odpowiedzialni mężowie stanu, reprezentanci wyższej kultury i ludzie cywilizowani?

Trudno nie trudno, jakoś wątpię, że do tej roboty biorą wyłącznie infantylnych głupków ;]

Do żadnej roboty nie biorą wyłącznie infantylnych głupków. Chyba. Czy to wystarcza, żebyś nigdy takiego nie spotkała? Żadnego “fachowca”, który skitolił robotę, że aż słów brak? Kosmonauci przynajmniej (pomijając okradanie smoków) swoje robią – pobierają próbki, prowadzą dziennik, jak jest potrzebny, to składają przenośny komputer, nawiązują kontakt… Przy tym cieszą się z farta i często się wygłupiają. Inna rzecz, że od myślenia i przeprowadzania obliczeń, to oni mają maszyny (”Komputer, uruchomić procedury; lądowanie pionowe bez wspomagania naziemnego“), sami czują się zwolnieni z tego przykrego obowiązku.

Aaaa, ogólny monitoring wioski. Pamiętaj, że śledzenie malachitu odbywało się w nocy, nawet księżyc jeszcze nie wzeszedł. A zainstalowanie oświetlenia w osadzie tak, żeby smoki nic nie zauważyły, to już raczej magia. Nie wspominam o tym wprost, ale smoki są zmiennocieplne, więc w podczerwieni mało fotogeniczne. Pytanie: co w takich warunkach było widać na nagraniach? Nie zdziwiłabym się, gdyby w ogóle wyłączali kamery na noc. Szkoda prądu. A jeśli nawet nie wyłączali, to czy któryś ze złodziejów (którzy lekko zarywali noce z racji sterowania robocikami i odbierania towaru) przejrzał nagrania. A jeśli tak, to czy zrobił to na tyle uważnie, żeby odróżnić tropienie malachitu od normalnego zbiorowego wyjścia na polowanie.

Ale cieszę się, że przynajmniej kontakt Ci się spodobał.

Też pozdrawiam. Noworocznie. :-)

Babska logika rządzi!

Trawa trawą, jednak zbiło mnie z pantałyku, że smok porównał helikopter do owocu klonu (btw – klon jest OK, a mak Ci nie pasował?). Rozumiem, że przyroda na tej smoczej planecie miała być podobna do ziemskiej, ale mimo wszystko.

Dialogi trochę sztuczne moim zdaniem, ale opowiadanie generalnie dobrze się czyta, jest sympatyczne, dość zabawne i (oczywiście) bardzo porządnie napisane.

Dodatkowy punkt za ładną koncepcję. Znaczy podoba mi się, jak zderzyłaś swoje polujące na pteraczki baśniowe smoki z fantastycznonaukowymi astronautami.

Tekst oceniam na 8.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Dzięki, Jerohu.

Z klonem masz rację – jakoś mi to umknęło. Tylko… jak inaczej opisać drzewo wytwarzające nasiona podobne do klonu, żeby czytelnik zrozumiał? Zastanowię się nad tym…

A trochę sztuczne, to znaczy co z nimi nie tak? Za dużo żartów? Zbyt gimnazjalnie? Coś innego?

Babska logika rządzi!

A trochę sztuczne, to znaczy co z nimi nie tak? Za dużo żartów? Zbyt gimnazjalnie? Coś innego?

Się nie przejmuj za bardzo, to chyba naprawdę trudna sztuka napisać dobre dialogi męskie-prostackie ;-)

Nie brzmiały mi te dialogi, cóż poradzę, zdaje się, że to trochę kwestia wyczucia. Osłuchania się? ;-) Może za bardzo starałaś się wpleść do niemal każdego zwyczajnego pytania i każdej odpowiedzi jakąś dupę jeża czy pierdzielenie. [EDIT: zerknąłem na dialogi ponownie i widzę, że mocno przesadziłem z “niemal każdym”. Kwestia wrażenia; widać – tak czy tak – za dużo tego było]. Nienaturalnie to jakoś wyszło. To są w ogóle mało poważne bluzgi, żenujące trochę wręcz w prawdziwym męskim towarzystwie ;-) A z drugiej strony Twoi astronauci co chwila rzucają kurwami, czyli jakby brak konsekwencji.

Tylko… jak inaczej opisać drzewo wytwarzające nasiona podobne do klonu, żeby czytelnik zrozumiał? Zastanowię się nad tym…

Taki pomysł rzucę – a gdyby pozapisywać te zbyt swojskie nazwy roślin kursywą?

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Czyli za dużo miękkich bluzgów? Dobra, przejrzę i spróbuję część wywalić. Nie no, nie rzucają co chwila kurwami! Tylko w dużych emocjach, kiedy już nic innego nie da się powiedzieć. ;-)

Nie, pomysł z kursywą mi nie leży – tylko podkreślałaby podobieństwo. Na razie klon zastąpiłam bardziej ogólnym opisem.

Babska logika rządzi!

No, tak, Finklo – można to założyć, ale to nadal jest w moim odczuciu pójście na łatwiznę z nazwami i kreowaniem wyobrażeń czytelników też :P

 

A jak zachowywali się konkwistadorzy i setki innych odkrywców? Aby na pewno jak odpowiedzialni mężowie stanu, reprezentanci wyższej kultury i ludzie cywilizowani?

Okrucieństwo i egoizm łyknęłabym bez mrugnięcia powieką, ale tutaj bohaterowie wykazują taką trochę naiwną, zabawną głupotę, która potem usprawiedliwia większość wydarzeń. Po prostu mi to nie leży. Z jednej strony mamy smoka, który jest jak najbardziej rozumny i taki rozważny, a po drugiej bandę głupich dzieciaków-astronautów. 

 

Czy to wystarcza, żebyś nigdy takiego nie spotkała? Żadnego “fachowca”, który skitolił robotę, że aż słów brak?

Mam w robocie świetnych fachowców i mam paru hmmm…. niefachowców. Ale gdy przychodzi pora do zrobienia czegoś bardzo ważnego (a odkrycie nowej planety chyba się wpasowuje?) to niefachowcy ani się nie kwapią do zadania, ani nikt ich o wykonanie go nie prosi. Ba, mnie do klienta z takim strachem puszczali (powiedzmy, że nie mam oporów, by kazać komuś iść się pier… iść sobie, jak mnie wkurzy), że dopiero ostatnio przestali patrzeć mi przez ramię, jak to robię :P Ja rozumiem, że w grupce znalazłby się jeden mądry inaczej, ale ta grupka to w sumie brzmi, jakby pięć klonów ze sobą gadało, tyle że jeden zna matmę, pozostałe się nie różnią.

 

Co do monitoringu – wytłumaczenie jest trochę długie i zawiłe, nie uważasz?:) Jakoś po treści opowiadania, nie wyłapałam tego wszystkiego. Może za słabo się wczytałam.

 

 

Ale ogólnie, po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że mogłam trochę zbyt surowo ocenić opowiadanie. Czasami tak mam, gdy uważam, że autora/kę stać na dużo więcej. Ale po namyśle – Tekst oceniam na 7. I klepię bibliotekę.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Z życiem – masz rację, skopiowanie ziemskich wzorców jest pójściem na łatwiznę. Mogłam bardziej przyłożyć się do wymyślania. Tylko że narratorem jest smok. Jakich słów ma użyć, żeby Czytelnicy zrozumieli? Z całą pewnością nie może powiedzieć “podobny do ziemskiego czegoś tam”. Nazwa własna wzięta z sufitu też nic nie da. A bez sensu, żeby w swojej opowieści rozpisywał się na temat roślinek i zwierzątek. To dla niego nic nadzwyczajnego i nie o tym ta bajka.

Z minerałami – będę się upierać, że na wielu planetach mogą występować identyczne. Tylko na przykład kryształy większe albo wyższe, albo częściej się pojawiają.

Smok rozważny, bo stary. Smocze nastolatki już takie bystre i przewidujące nie są – wychylają się niepotrzebnie zza skał itd.

Fachowcy i niefachowcy – moi kosmonauci to grupka awanturników latających po kosmosie i odkrywających nowe planety dla nagrody. Nikt ich z misją do rasy rozumnej nie wysyłał. Nie wydaje mi się, żeby ten typ poszukiwaczy skarbów miał jakieś wysokie kwalifikacje.

Monitoring – zgoda, nie napisałam, że po zmierzchu nie/ słabo działał. Ale o bezksiężycowej nocy wspomniałam.

No i pięknie, dzięki. Może, jak jeszcze trochę się pokłócę, to do dychy dojdziemy? ;-)

Babska logika rządzi!

No i pięknie, dzięki. Może, jak jeszcze trochę się pokłócę, to do dychy dojdziemy? ;-)

Wybacz, acz tak się nie dam :P

 

Z minerałami – będę się upierać, że na wielu planetach mogą występować identyczne. Tylko na przykład kryształy większe albo wyższe, albo częściej się pojawiają.

Tja, ale po dodaniu tych samych nazw to jest takie… mało klimatyczne dla mnie. Sama np. dałam nazwę “płetwice” w SF, które niedługo wypuszczę. Niby nazwa inna, ale daje jakieś tam wyobrażenie czytelnikowi, że no cóż… to coś ma płetwy ;P

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Żartowałam… Ale jesteś pewna? ;-)

Płetwice… Ładna nazwa. Nasuwa skojarzenia z rybami. Czy płetwica puszkowa to będzie… tuńczyk? ;-)

Wzięłaś się za SF? No to czekam z niecierpliwością.

Babska logika rządzi!

Mnie to wbrew pozorom do SF bardziej ciągnie niż do fantasy. Mam jakąś tam wiedzę techniczną, trochę o kosmosie sobie pooglądam programów, sci show też, a o średniowieczu wiem, że się ludzie rzadko myli i że Kazimierz Wielki zastał Polske drewnianą i zostawił murowaną :P Bardziej się historią starożytną jaram jak już.

A moje SF będziesz musiała przeczytać, bo to na Dragonezę :D

Dobra, już nie offtopuje…

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Tak, ale pisałaś kiedyś, że za SF się nie bierzesz, bo zbyt dużo wiesz, żeby nabrać nawet siebie. Albo jakoś tak… ;-)

Przeczytałabym niezależnie od jurorowania.

Babska logika rządzi!

Przeczytałem z rozbawieniem. Witam znajome pteraczki. Rozbawił mnie też ten festiwal “czepialstwa”, w komentarzach. Pozdrawiam noworocznie.

Dziękuję, Ryszardzie.

Pteraczki wystąpiły tylko przelotnie. Za to wszystkie przeżyły odcinek. ;-)

Też pozdrawiam.

Babska logika rządzi!

Tak, ale pisałaś kiedyś, że za SF się nie bierzesz, bo zbyt dużo wiesz, żeby nabrać nawet siebie. Albo jakoś tak… ;-)

Ja to wtedy zbyt ogólnie ujęłam. Chodzi o opowiadania związane z siecią – wiesz, jakieś tam życie w sieci, telekomunikacja mentalna i inne podobne. Jeśli jest to tylko element poboczny – to ok. Ale nie umiem się zebrać, by napisać coś głównie o tym, mimo że w temacie mam wykształcenie  ;] Choć sądzę, że i tak przebiłam się przez jakąś barierę z opkiem na Dragonezę, bo jest tam więcej technikaliów niż w jakimkolwiek innym moim tekście.

 

Przeczytałabym niezależnie od jurorowania.

To miło :)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

No to życzę dalszego udanego niszczenia barier. :-)

Babska logika rządzi!

A ja, żeby nie popełnić konkursowego harakiri, powiem tylko, że z większą satysfakcją odebrałbym zakończenie w stylu Nazgula. Nie kupuję bajki z morałem: „i wszyscy żyli długo i szczęśliwie”.

Źli odlatują w spokoju, a dobrzy nieświadomie czekają na swój koniec, wierząc, że smoczy ogień uchroni ich przed atomówkami kierowanymi z orbity, czy napalmem zrzucanym z owoców klonu. Ludzie wrócą po bogactwa. Będzie ich więcej i będą lepiej przygotowani. Mając na uwadze zaawansowanie technologiczne opisanych tubylców, nie będzie co zbierać. A szkoda, bo rzeczywiście urocze gadziny. Rozwiązanie Nazgula byłoby bliższe szczęśliwemu zakończeniu, niż można oceniać po pozorach. SPOPIELIĆ WSZYSTKICH TU I TERAZ!!! To jest happy end dla miłośników smoków.

Wracam wzrokiem do pierwszego swojego zdania i obaw co do wpisu pod opkiem Lożonki;) A niech tam. Raz się żyje;) gdzie ten nóż?

W opowiadaniu brakowało mi też dramaturgii, czy jakiegoś choćby napięcia. Historia bardzo wciągnęła na początku, ale potem zaczęło wszystko siadać – humor, jako paliwo nie wystarczyło. W połowie myślałem, że dojdą prawdziwe emocje. Kiedy smoki przyleciały z prezentem dla pisklaków. Liczyłem na to, że te dzikie stworzenia bez duszy to będą człekokształtni. Wówczas wytworzyłoby się fajne napięcie – odkryją kim są jednookie pisklaki, czy nie.

Idąc dalej. Mnie też Ziemia 2.0 nie podpasowała. Uważam, że lepszym rozwiązaniem (bez komplikacji) było by przyjęcie, że odkryta planeta to sobowtór Ziemi, albo co lepsze, to Ziemia sprzed tysięcy lat, a ci awanturnicy to nie my, tylko jacyś obcy (może łatwiej byłoby przełknąć, że to po prostu kretyni nie z tej ziemi:). Wówczas moglibyśmy się domyślać, czy tak wyginęły smoki. Były za dobre? Czy tacy byli nasi wybawcy? Czy my jako ludzie jesteśmy jako mieszkańcy Ziemi naprawdę lepsi?

Myślę, że opowiadanie mogłoby być dużo lepsze. Chyba, że źle odebrałem Autorkę i opek miał właśnie być taki lekki i całkowicie nieziemski. Wówczas się nie czepiam, nie szukam logiki i większej ambicji, a moje harakiri było całkowicie bezsensowne;)

Niemniej moje serce krwawi. Nie wiem, czy to efekt schrzanionego seppuku, czy niespełnionych oczekiwań.

empatia

Dziękuję, Empatio.

Cholera, proszę mi tu nie demolować mojej planety i nie wybijać smoków! Bo pteraczki naślę, a one na śmierć załaskoczą! A Bemik Cię dobije. ;-)

A ja lubię HE, nie lubię przemocy i koniec zostanie, jaki jest. I już.

Jako optymistka spróbuję trzymać się jasnej strony i znaleźć dziury w Twojej mrocznej wizji.

Planet w Kosmosie jak mrówków, na wielu znajdują się minerały. Za to planet z życiem, podejrzewam, jak na lekarstwo. A z inteligencją… Wydaje mi się, że bez sensu jest walka o surowce naturalne. Znacznie prościej byłoby znaleźć podobnie wyposażoną w klejnoty planetę bez mieszkańców. Atomówki też kosztują, a jeszcze trzeba to przetransportować na miejsce. Nieopłacalny biznes. Jeśli już – to jakiś handel w przyszłości. O ile znajdzie się coś, co smoki chciałyby kupić… Tym bardziej, że dochodzi jeszcze zjawisko psucia rynku; jeżeli przywieziesz pudło różnych kamieni szlachetnych, to jesteś milionerem albo i lepiej. Ale jeśli te kamienie zaczną przylatywać całymi kontenerami, to cena szybciutko pójdzie w dół.

Gdyby smoki spaliły kosmonautów, to tak – wtedy Anders mógłby doprowadzić do wysłania karnej ekspedycji. Żeby usunąć agresywną rasę, zanim zacznie latać w kosmos. Ale dla kamieni? Nieeee…

A poza tym, to mój świat, przywiązałam się do swoich smoków i jeśli nie będzie innego wyjścia, to rakieta z wracającymi na Ziemię kosmonautami będzie miała jakąś paskudną awarię. Albo spotka agresywne ufoludki. Dwie gwiazdy dalej to chyba ogry mieszkają… ;-)

Człekokształtna małpa zaproponowana do jedzenia… Przyznaję, to byłby niezły pomysł. Ale na niego nie wpadłam. Oprócz tego – dużym, latającym smokom lepiej poluje się na przeżuwacze pasące się na otwartym terenie niż na zwierzątka pochowane w koronach drzew (te bajkowe owieczki to nie przypadek). Ale w sumie – małpy czasem schodzą na trawę…

Ziemia 2.0 się nie spodobała? No trudno. Nie, Twoja wersja ze smokami i obcymi mi nie leży. Potrzebuję jakiegoś znajomego elementu, który Czytelnik mógłby rozpoznać. Spotkanie smoków z myślącymi meduzami z Aldebarana byłoby równie ciekawe, jak mecz Peru z Koreą. Oglądasz?

Mówicie, że astronauci to debile i kretyni. A co oni właściwie zrobili tak głupiego? Oprócz dostania małpiego rozumu na widok wielkiego szafiru. Nie oni jedni, ile zbrodni popełniono dla znacznie mniejszych kamieni?

Oj, daj spokój z harakiri. Taki wnikliwy Czytelnik to skarb. Wysłać karetkę?

Babska logika rządzi!

Bemik to już nawet noże naostrzyła. Leżą rządkiem w kuchni i czekają.

A propozycje Empatii ciekawe, ale całkowicie zmieniłyby opowiadanie. I rację ma Ryszard mówiący o festiwalu czepialstwa.

Czy Wy zawsze musicie chcieć coś zmieniać i poprawiać? Opowiadanie Finkli jest leciutkie, zabawne, a Wy na siłę próbujecie zrobić z niego Pirxa albo jakiegoś innego Srebrnego Globa. Ja odnoszę wrażenie, że powaga Was powolutku zabija i sprawia, że każdy tekst próbujecie na siłę “dociążyć”, bo już Was nie radują proste, ładne opowieści.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ja straszę Bemik, Bemik powagą (dzięki!)… Robi się groźnie. ;-)

Babska logika rządzi!

Morał jest jeden:

 

Każdy wczuł się tak wielce w tekst, że potraktował jak swój i własne wizje chce przemycać.

 

Możnaby ogłosić nowy konkurs:

Napisz opko Finkli po swojemu. Mogę się założyć, że tekstów byłoby mrowie i każdy inny.

;-)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

LOL!

Czyli jednak tekst budzi wielkie emocje. Z serii “Kurde, ja bym to napisał dużo lepiej!”. ;-)

Ciekawy pomysł na konkurs, ciekawy… Ale ja się do jurorów nie piszę. Obawiam się, że czytanie mrowia wersji jednej śpiewki by mnie wynudziło. A i tak najbardziej spodobałaby mi się ta najmojsza. ;-)

Babska logika rządzi!

A ja też już odpuszczam, bo mnie trochę poniosło. A Finkla i tak nie zmieni swojego opowiadania, prawda, Finklo?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik, zasadniczo prawda. Jakieś szczegóły mogę poprawić (jak to z makami było), ale bez żadnych rewolucji.

Babska logika rządzi!

I to rozumiem. Tak trzymaj!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Przecież napisałem, że jakby miało być lekko i przyjemne z założenia, to kulą w płot trafiłem;) Ale prawda jest, że apetyt po ciekawym początku miałem na co innego. Stąd refleksje. Nie napisałem, że trzeba coś zmieniać. Ja nawet ocen opkom nie daję, bo uważam, że za mały żuczek jestem. Ale jak coś przyciągnie moją uwagę do piszę, co czuję.

Co nie tak z astronautami? Z początku myślałem, że to ludzie i szukałem ludzkiej logiki, ale teraz mam wątpliwości, czy słusznie. Może właśnie tak ma być. Może to nie ludzie. Ale broniąc swojej tezy z pierwszej wypowiedzi dam przykłady, które skłoniły mnie do takiej a nie innej opinii.

1. Piszesz, że to zwykli awanturnicy, którzy liczą na zysk za odkrycie planety. Jako obserwator ludzkiej natury nie rozumiem tego, co wydarzyło się w finale. Uważam, że jak na przyjęte warunki brzegowe (ludzie i awanturnicy liczący na zysk) zachowali się nielogicznie. Nie kupuję wyjaśnienia, że nie zostawia się swoich. Tak postępują tylko nieliczne szlachetne jednostki. Większość ludzi zostawiłoby kolegę (jedna głowa mniej do podziału;) i zwiała z bogactwem. Klejnot, który trzyma w swych szponach smok, to nie byle jaki kamyszek. (Na marginesie minerały, które by dla nas coś znaczyły, na planetach, gdzie nie ma życia – nie sądzę. Jeśli astronauci są ludźmi, to znają minerały oparte na węglu, a więc szukają planet podobnych do naszej.) Wyprawy badawcze zawsze są dla jakiegoś zysku a nie dla laurów. Ktoś inwestuje w badanie / wyprawę, oczekuje zwrotu inwestycji. Czy oni reprezentują jakiegoś filantropa, przyrodnika? Sama pisałaś, że spodziewają się coś dostać za zasługi? Uważam, że na pewno nie tyle, ile mogliby dostać za kosztowności.

2. Naiwne było sądzić, że jak się skradło najcenniejsze rzeczy jakie miała ta społeczność, to ta społeczność im wszystko wybaczy i puści wolno.

3. Kolega ma mało tlenu, a oni uważają, że zdążą uprzątnąć bałagan, jaki narobili dwaj roztropni inaczej – oddać skradzione przedmioty, wyjaśnić i przeprosić ładnie tak, by smoki były tak łaskawe i jeszcze zdążyły odprowadzić astronautę z miejsca, które znajdowało się poza zasięgiem kamer, czyli dość daleko. Uważam, że logika mózgowca wskazywałaby na poświęcenie jednostki. Ale geniusze uważali, że dadzą radę i co gorsza dali;) Kiedyś jeden z wybitnych profesorów powiedział mi – nigdy nie mów, że coś jest niemożliwe, bo zawsze może znaleźć się jakiś idiota, który nie wie, że to jest niemożliwe i to zrobi. Czy astronauci wykazali się profesorską mądrością? Mam wątpliwości.

4. Najpierw strzelaj, potem się zastanawiaj, to nie domena inteligentów.

5. Świetnie zorganizowana kradzież, również, ale to może jeszcze być kwestia chciwości, która zaślepia. Przestali być ostrożni. Nadmierna pewność siebie. Ale jak obserwowali siedlisko, by wyłapać najcenniejsze kamienie, to bystrością wybitną się wykazali w tym, że nie zauważyli, że to nowe coś zostało podrzucone? Do tej pory obserwowali, jak smoki wyciągały coś ze skrytek, oglądały i chowały. A tu mamy ewidentnie podrzutka na wabia. Pomijam wątek śledzenia, bo przegadany.

6. O dialogach onych też już wiele zostało napisane.

Podsumowując, astronauci z „Kontaktu” to ludzie, którzy nie postępują jak ludzie inteligentni, ani w ogóle, jak ludzie. A ludzie są tacy, jacy są. Rabują i mordują, zwłaszcza jeśli wiedzą, że nie poniosą konsekwencji. Ci tutaj mogli wszystko. Choćby wrócić z pięknym kłamstwem o agresywnych tubylcach, własnym męstwie i poświęceniu załogi oraz niewysłowionym bogactwie. Uważam, że natura ludzka nie została w pełni wyrażona. Chyba, że astronautami nie byli ludzie, lub też natura ludzka została „zbajkolona” celowo. Jeśli tak to wszystko powyższe też kulą w płot;)

 

Gdyby smoki spaliły kosmonautów, to tak – wtedy Anders mógłby doprowadzić do wysłania karnej ekspedycji. Żeby usunąć agresywną rasę, zanim zacznie latać w kosmos.

Nie sądzę, żeby smoki miały taką motywację. To raczej smocza, bajkowa naiwność. A tą, co by nie było, kupuję bez dyskusji. To natura ludzka mi tu zgrzytała. Co do argumentacji, to ludzie bardziej boją się nieznanego zagrożenia, niż wizji smoków nad Los Angeles. Brak powrotu astronautów mógłby być zinterpretowany wielorako i nikt by nie przedsięwziął karnej ekspedycji dla pomsty za kilku awanturników zwłaszcza, jak nie wiadomo co tam się czai. Ale jak bohaterowie powrócą i opowiedzą, jakie naiwne istotny tam są i co posiadają, to zawsze znajdzie się taki, który mimo zebranych dowodów powie „oni mają broń chemiczną musimy ich zabić, zanim oni zabiją nas”, a wiadomo, że będzie chodziło o bogactwa naturalne. Ot, nasze ziemskie piekiełko;)

 

Cholera, proszę mi tu nie demolować mojej planety i nie wybijać smoków!

Człowiek chce dobrze i ocalić smoki, a tu się na niego Bemik nasyła;)

 

I rację ma Ryszard mówiący o festiwalu czepialstwa.

Ja tu nie z czepialstwa piszę, ale z sympatii. Jak uważam, że opowiadanie jest do kitu, to nie poświęcam na nie czasu. Tylko te dobre są warte uwagi i dyskusji, zwłaszcza jak uważam, że mogłyby być lepsze. Ale to tylko mój punkt widzenia. A z łatwymi, lekkimi opowieściami zawsze mam problem. Celna diagnoza.

 

Edit

Rację ma Nazgul twierdząc, że to wszystko z powodu zaangażowania w tekst.

Refleksja z konkursem również w dychę:D

empatia

Tak, to mieli być ludzie. Wspominają o Pitagorasie.

Nie kupuję wyjaśnienia, że nie zostawia się swoich. Tak postępują tylko nieliczne szlachetne jednostki.

Poważnie? Przerażasz mnie. Zostawić kumpla, który pewnie nie raz i nie dwa tyłek człowiekowi uratował?

I weź pod uwagę, że kradła tylko dwójka, nie wszyscy. Z tego jeden ma ochotę tak właśnie zrobić, ale drugi puszcza farbę. A wtedy dowódca (słusznie na nich wściekły) każe oddać smokom kamienie. I dowódca jeszcze nie zdążył oswoić się z myślą, że teraz to i on miałby działkę. I ten dialog rozgrywa się na mostku. Tam mogą być jakieś kamery, czarne skrzynki, trzeba by było później kombinować z zapisem…

Zysk. A kto inwestował w wyprawy wielkich odkrywców? Mieli statki i pływali… Dobrze, Kolumb miał sponsorów, ale i wiedział z grubsza, czego szuka. Piraci napadali na innych. Niektórzy mieli mapy do skarbów na wyspach… Moi ludzie włóczą się po Kosmosie.

Na marginesie minerały, które by dla nas coś znaczyły, na planetach, gdzie nie ma życia – nie sądzę. Jeśli astronauci są ludźmi, to znają minerały oparte na węglu, a więc szukają planet podobnych do naszej.

Nie. Rubin – Al2O3, szafir – Al2O3, szmaragd – Al2Be3[Si6O18], akwamaryn i beryl – to samo, chryzoberyl – BeAl2O4… Tylko diament jest z węgla i nie wiem, czy on musi być pochodzenia organicznego; to i tak przez wulkan przechodzi. Bursztyny, perły, korale, bezoary i co tam jeszcze to oczywiście inna bajka.

Naiwne było sądzić, że jak się skradło najcenniejsze rzeczy jakie miała ta społeczność, to ta społeczność im wszystko wybaczy i puści wolno.

Patrz, a Cortezowi się udało. A Montezumę i tak zabił. Nie ukrywam – zobaczyli cenne kamienie i zgłupieli. Ale najpierw jeszcze społeczność musiałaby się zorientować, kto ją obrobił. A chyba każdemu przestępcy wydaje się, że jego ten problem nie dotyczy, bo on jest bystrzejszy od ofiar. Przecież kamienie ginęły w nocy, kiedy ludzi nie było w osadzie… Woleliby przehandlować za jakiś perkal i paciorki, ale smok wyglądał na bardzo przywiązanego do szafiru; lepiej było nie zdradzać się z zainteresowaniem.

Kolega ma mało tlenu, a oni uważają, że zdążą uprzątnąć bałagan, jaki narobili dwaj roztropni inaczej – oddać skradzione przedmioty, wyjaśnić i przeprosić ładnie tak, by smoki były tak łaskawe i jeszcze zdążyły odprowadzić astronautę z miejsca, które znajdowało się poza zasięgiem kamer, czyli dość daleko.

Kolega ma tlenu na trzy godziny. A i tak może przeżyć dłużej – tlen w atmosferze jest (mało, ale od biedy wystarczy), tylko nie wiadomo, co jeszcze by mu do płuc wleciało… Kamery były tylko w osadzie – gdzie indziej nikomu nie były potrzebne. Drugie zbocze góry na skraju wioski już byłoby poza zasięgiem. Ludzie latają helikopterem a smoki mają skrzydła od wyklucia. Przez trzy godziny można kawał drogi przefrunąć.

Najpierw strzelaj, potem się zastanawiaj, to nie domena inteligentów.

Tak, tu masz rację. Zobaczył wielkie zwierzę, spanikował i strzelił. To nie było mądre. Ale bezdennie głupie też chyba nie.

nie zauważyli, że to nowe coś zostało podrzucone? Do tej pory obserwowali, jak smoki wyciągały coś ze skrytek, oglądały i chowały.

Czepiasz się. A jak smoki zareagowały na zginięcie kilku pierwszych dusz? Podejrzliwością wobec siebie – niektórzy znali skrytki najbliższych przyjaciół. W takich warunkach zmiana schowka wydaje się naturalna. Mogło się zdarzyć, że któryś przeniósł kamień z bezpiecznego miejsca poza zasięgiem kamer w jakieś nowe, gorsze. Smoki zadbały, żeby kolor łusek się zgadzał.

 

Kurczę, naprawdę uważasz, że moi ludzie są bardziej szlachetni niż oryginały? Masakra…

Nie sądzę, żeby smoki miały taką motywację.

Owszem – to była obrona mojej końcówki, że zabicie wyprawy mogłoby być gorsze w skutkach. I nie chodziło mi tylko o zemstę za kilku awanturników, bardziej o usunięcie zagrożenia ze strony wyraźnie agresywnej obcej rasy. Jak najszybciej, póki jeszcze nie nauczyła się budować statki kosmiczne.

Smoki miały inną motywację – nie wolno im jeść istot inteligentnych, “innych smoków” i nie powinno się zabijać, kiedy ktoś nie jest głodny. O odwodzie na orbicie w ogóle nie wiedziały.

Człowiek chce dobrze i ocalić smoki, a tu się na niego Bemik nasyła;)

A bo takie dosyć niebezpieczne to ocalanie… Ale witam w klubie obrońców smoków. ;-)

Babska logika rządzi!

A propos tlenu: jeśli w pokoju (w miarę szczelnym) zapaliłabym całą masę świeczek, to czy przebywając w tym pokoju odpowiednio długo naraziłabym się na zatrucie czadem. Wie ktoś i pomoże???

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Wydaje mi się, że to możliwe. Zależy jeszcze od liczby i wielkości świeczek, objętości pokoju, szczelności… Ale ja się nie znam.

Babska logika rządzi!

Zrobiłam z synem doświadczenie – 1 świeczka przykryta żaroodpornym naczyniem o objętości ok 0,5 litra paliła się tylko 30 sekund.  Wydaje mi się, że takie zatrucie jest możliwe – poczytałam w Internecie – warunki do powstania czadu wydają się być spełnione.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nie wiem. Ale wydaje mi się, że jeżeli tlenu w zbiorniku zostało już mało, ale jeszcze trochę, to może dojść do spalania niezupełnego. Podobno turystycznych butli z gazem nie należy używać w pomieszczeniach, bo odrobinę czadu produkują.

Babska logika rządzi!

Wiesz, generalnie to do opowiadania o Frączku – trochę nielogiczności chyba może być, w końcu to absurdalne opowiadania.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No, gdybyś napisała, że któreś z nich w takiej sytuacji zatruło się czadem, to ja bym się nie czepiała. ;-)

Babska logika rządzi!

Udana parodia klasyki SF. Bardzo udana! Pastisz pierwszego kontaktu. Niby wszystko to jaja, ale z precyzyjną dbałością o szczegóły, jak w klasycznej powieści fantastyczno naukowej. Świetna kompozycja – obraz sytuacji, widziany naprzemiennie – raz z ludzkiej, raz smoczej perspektywy. Dowcipne i luźne dialogi. Sam pomysł, nawiązujący z kolei do klasyki powieści przygodowej, znakomicie się tutaj wkomponowuje. Wykonanie techniczne – na najwyższym poziomie. Generalnie – bardzo dobre!

 

Tekst oceniam na 9.

Dziękuję, miło, że aż tyle rzeczy Ci się spodobało. I kompozycja, i dialogi, i pomysł… :-)

Babska logika rządzi!

Dobre były; musiały się podobać.

Oj, niekoniecznie. Ale to już guściki i nie ma co się nad tym rozwodzić. ;-)

Babska logika rządzi!

Jasne… o gustach podobno się nie dyskutuje.

Przeczytałam opowiadanie, komentarzy mi się nie chce… takam leniwa :)

Dobre, FInkla, bardzo dobre. No, ale czego innego się spodziewać?

 

Tylko to zakończenie… jakieś takie… nie dostające do reszty.

Ale i tak bardzo dobre.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Dzięki, Emelkali.

Ech, wyraźnie rozpuściłam Czytelników. No trudno. Możesz rzec, co Ci w zakończeniu nie pasuje?

Zaiste, namnożyło się komentarzy. One jakoś tak same, bez mojej wiedzy… ;-)

Babska logika rządzi!

Takie… bo wiesz, cała opowieść dynamiczna, rozwojowa, czytasz i czytasz i czytasz i… ups, a kiedy to się skończyło?

Mam trochę tak, jak co poniektórzy moi czytelnicy. Wydawało mi się, że mogę odłożyć resztę na później, a tu, o, już KONIEC napisali.

Chudzina taka, to zakończenie. O, właśnie, chudzina.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Aaaa, że za chude i przez to nie widać, jak się czai za węgłem… No trudno, nie będę tuczyć na siłę i dopisywać ciągu dalszego. Chociaż, może kiedyś…

Dzięki. :-)

Babska logika rządzi!

– Najpiękniejsze dupy świata, łapcie się prześcieradeł! Nadchodzimy! Czy to wszystko na pewno się nagrywa?!

Zdobyłaś moje awanturnicze serce tym cytatem. Esencja łotrzykowatych odkrywców światów w trzech zdaniach. Złota ramka i na ścianę! :D I pomylenie Fibonacciego z Pitagorasem, ubawne, ubawne, ale jakże prawdziwe :-)

 

Rany lekko krwawiły.

 

Zaraz zaraz, po przygrzaniu z lasera rany krwawiły? To przy tej energii nie następuje od razu koagulacja tkanki? Pytam, bo nigdy nie sprawdzałem.

 

– Stary, za pół miliona to ja ci zrobię seksandroida lepszego w łóżku niż dziwka ze stuletnim stażem!

Dalej masz moje serce. :-)

 

 

– Wobec tego nie jesteście smokami, tylko zwierzętami, które nauczyły się matematyki – podsumował Tanzanit.

Och, jakże smutna, acz trafna puenta…

 

Przychodzą mi do głowy takie określenia:

 – lekkie

 – parodia… a może satyra?

 – ironiczne, ale tak smutno ironicznie.

 – trąci taką radosną, dziecięcą naiwnością – przez dialogi…

 

Masz “przejrzyste” pióro – czytelnik czyta, a jakby nie czuł tych zdań, leci przez tekst, w ogóle nie czując ciężaru słów, mimo, że je połyka, praktycznie, każde jedno, bez wyjątku – bo piszesz przy tym oszczędnie, bez nadmiaru ozdobników, więc trzeba pilnować wyrazów, by jakiś nie uciekł i nie namieszał w zrozumieniu.

 

Pomysł, moim zdaniem, świetny – zderzenie smoków z saj faj astronautami. Aj waj, a miałem taki szorcik o smokach na podorędziu, żeby tylko dać sobie prawo do oceniania Lożowej Dragogenezy, i teraz będę musiał przemyśleć… Temat kontaktu wraca u ciebie ponownie, ponownie platformą porozumienia staje się matematyka (piękne, uniwersalne, prawdziwe). Smoki i ich świat trącą mi nieco Wielkim Przenikającym Wszystko Duchem Wspólnej Koegzystencji I Życia w Harmonii, ale jak pokazał Cameron w “Avatarze” – to bardzo efektowna i nośna formuła. Szczególnie przypadł mi do gustu patent z kamieniem-duszą, pal go sześć, czy coś w sobie miał, czy też stawał się “duszą” przez wysiłek i cierpliwość, jakie smoczątko musi włożyć w jego obrobienie, by nabrać szacunku do tego i owego. Również motyw astronauty, który nie jest uberprzech…m, ale zwykłym zjadaczem chleba, szukającym w pocie czoła żywego świata w pogoni za tak prozaiczną sprawą, jak bogactwo i wygodne życie – moim zdaniem, bardzo wiarygodny.

 

Przypadła mi tez do gustu przemieszana narracja, dwa punkty widzenia, “ciągnące” akcję do przodu, splatające się w finalnej wymianie kamieni za człowieka. Lubię taki podział tekstu, ułatwia czytanie, dzieli go na strawne fragmenty, nie pozwala się nudzić, dawkujesz zmiany z wyczuciem.

 

Będę też krytykował. Alwin, czyli hamerykańsko brzmiące imię, a w rozmowie wzmianka o smoku wawelskim? Hmmm, wierzę w naszą kulturę, ale nie aż tak ;-)

 

Generalnie – dialogi/monologi chłopców-odkrywców, a nie wyjadaczy-przeczesywaczy kosmosu.  Nie, żebym był mistrzem dialogów, bo nie jestem, ale…

Panowie rozmawiają niczym banda nastoletnich szczeniaków, buszująca w zakazanych rewirach zamkniętej fabryki, a nie jak dorośli, zahartowani pożeracze przestrzeni. Za to na pewno lepiej niż w kawkowym opowiadaniu, bardziej wpasowuje się w ton tekstu. 

Wyjadacze, tak jak mi się wydaje, nie ekscytowaliby się tak straszliwie, a nieco bardziej stonowanie, wyjadacze przeżyli za dużo rozczarowań, by łatwo dawać upust radości, wyjadacze dlatego są wyjadaczami, że trzymają emocje na wodzy, a wszelkiej maści kurwy, pieprzniki i pierdolonka, zwłaszcza gdy są we własnym towarzystwie, opuszczają ich usta od niechcenia i zawsze trafnie. :-) A mamy bodajże do czynienia z wyjadaczami, którzy po wielu lotach trafiają na żywy świat i chcą zainkasować ogromną premię. Męska szatnia toto nie jest, raczej liceum – a skłaniałbym się ku szatni, w końcu spędzili ze sobą sporo czasu w latającej puszce. Zgryźliwość i wzajemne złośliwości to dobra obserwacja i dobry trop, ale nie w takiej szkolnej formie.

Chyba w NF czytałem, że któryś komiksowy scenarzysta, chcąc odświeżyć jakąś serię dla młodego czytelnika, chadzał do galerii handlowej i słuchał, słuchał jak ci młodzi rozmawiają, żeby potem jego dialogi w dymkach były dla nich naturalne i strawne. I, niestety, chyba musiałabyś popracować z tzw. technicznymi, może osłuchać się z ekipą remontową (no dobra, to była wersja hard), żeby udanie oddać zespół, znających się jak łyse konie, kosmicznych roboli, w dodatku łasych na świecidełka.

Smocze  myślologi takie bardzo, bardzo wyważone, bez emocji. Takie… Finklowe. :-) Ale tu akurat nie kłuje, bo smoki są obcymi.

 

Tekst oceniam na 8 i klepam, klepam z przyjemnością.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki, Psycho.

Ty ramkę na ścianę, ja serducho do lodówki. Dawno gulaszu nie jadłam… ;-)

Zaraz zaraz, po przygrzaniu z lasera rany krwawiły? To przy tej energii nie następuje od razu koagulacja tkanki? Pytam, bo nigdy nie sprawdzałem.

Cholera, też się nigdy laserem nie bawiłam. Ale nie chciałam utrudniać życia Szmaragdowi. Dopiero by się facet zdziwił, gdyby zobaczył zwęgloną tkankę. Dobra, zmienię na ogólny blaster i się zastanawiajcie, czym to strzela.

 – parodia… a może satyra?

Pewnie znowu nikt mi nie uwierzy, ale nie myślałam specjalnie o humorze. OK, dialogi kosmonautów miały być miejscami zabawne. Reszta jakoś tak… sama wyszła.

Dawaj ten szorcik o smokach. Nie ma już czasu na radykalną zmianę koncepcji.

Matematyka jako platforma porozumienia. A co innego nadawałoby się w tym przypadku? Jeśli spotykają się dwie cywilizacje techniczne, na dwóch statkach kosmicznych, to widać na pierwszy rzut oka/ czułków, że te drugie to istoty rozumne. Ale co ma zrobić myśliciel nie noszący ubrań? Matma albo telepatia. I to szybciorem.

Duch Koegzystencji i Harmonii. Może i tak. Pewnie wynika to z tego, że nie lubię przemocy i nie chciałoby mi się opisywać smoczej walki. Więc moje stwory się nie tłuką. Ale pamiętam, że są drapieżnikami. Pewnie prowadzą z sąsiednimi stadami jakieś wojny o terytoria łowieckie, ale to zamiotłam pod dywan.

Co ma w sobie kamień-dusza? Ha! Mam swoją koncepcję, ale nie chcę jej narzucać Czytelnikom. :-)

Alwin i Smok Wawelski. A skąd wiesz, że to Alwin powiedział? Może bardziej uniwersalny Tom albo Leon? Luca od biedy może być Łukaszem. A Alwin i Edgar pochodzić z Chicago i mieć polskich dziadków. Czepiasz się.

Dialogi kosmonautów. Ależ oni są młodzi! Jeszcze nie pozakładali rodzin, nawet dziewczyn nie mają, tylko te przylotne/ przelotne dupy… No dobrze, może przesadziłam ze szczeniakowatością. Trenuję. I wybacz, nie będę dla jednego opowiadania robić remontu. ;-)

Smocze  myślologi takie bardzo, bardzo wyważone, bez emocji. Takie… Finklowe. :-) Ale tu akurat nie kłuje, bo smoki są obcymi.

Ech, to miał być komplement czy obelga? Dobra, uznam za komplement. :-) Chociaż, przemyślenia wyważone, bo smoki długo żyją. Te dzieciaki na początku to prawie naszą setkę mają. Może jednak powinnam się obrazić? ;-)

Dzięki. Fajnie, że Ci się podobało. :-)

Babska logika rządzi!

A Alwin i Edgar pochodzić z Chicago i mieć polskich dziadków. Czepiasz się.

…a czytelnik tego nie wie – bo skąd ci biedni czytelnicy mają to wiedzieć – i mu zgrzyta. Oczywiście, że się czepiam, bo  rysa na ładnym lakierze kole w oko ;-) 

 

Szczeniaki szczeniakami, ale szukanie nowych światów tyo nie robota dla maturzystów, zresztą – chłopaki sami konstruują robota, niech i to będzie konstrukcja na poziomie większych klocków Lego, ale jakiejś tam wiedzy nieco wyższej lub praktyki wymaga. Z dialogami jestem po prostu szczery – masz coś takiego, na razie, że ci międzymęskie dialogi bardzo chłopięce wychodzą. Albo kabaretowe. Ale – niemęskie. I nie mam na myśli macho w typie Putamadre, pendejo! ;-)

 

Smocze mono-/dialogi – w sensie, ze pasują do długowiecznych smoków. Nie zastanawiaj się, komplement.

 

Matematyka – no przeca się z tobą zgadzam, więc nie pokłócimy się, nie porzucamy w siebie latającymi spodkami i nie podyskutujemy o wyższości macania nad matematyką przy pierwszym kontakcie ;-)

 

Podobało mi się. Zakończenie może i chude, ale przez kwestię smoka – lekko dociążone, przynajmniej dla mnie. Tak… gorzko.

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

No dobrze. Jeśli nie Wawelski, to jaki jeszcze smok jest rozpoznawalny na całym świecie? Tych z dwudziesto– i dwudziestopierwszowiecznych książek wolałabym nie brać, bo zaraz ktoś zacznie marudzić, że za dwieście lat to o Smaugu będą pamiętać tylko pasjonaci.

Męskie-niemęskie dialogi. Hmmm. Może i faktycznie trzeba połazić po sklepach i popodsłuchiwać… Jakim Wy językiem mówicie, złośliwcy? ;-) Toż ja nawet Twoich męskich typów macho nie rozróżniam. Putamadre to będzie skurwysyn? A tego drugiego to nawet nie wiem, z której strony ugryźć.

Skoro się wyjaśniło, że jednak komplement, to dziękuję. :-)

Ta matematyka. Ani nie uciekniesz, ani się nie pokłócisz…

Chudzina dociążona przez smoka – :-) Dobrze, że się nie złamała…

Babska logika rządzi!

Putamadre to będzie skurwysyn? A tego drugiego to nawet nie wiem, z której strony ugryźć.

Finklo, jeżeli ty nie wiesz, z której strony ugryźć pendejo… :-D To chyba strasznie konserwatywna jesteś! :-D 

 

Chudziny, wbrew pozorom, sporo wytrzymują ;-) Ciasteczko? :-)

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zdaje się, że znowu coś głupiego chlapnęłam. Coś ma ten tekścik farta.

Możemy założyć, że jestem konserwatywna. No, wybulgotałbyś, co to znaczy. Może być w pw.

A poproszę, przynajmniej z gryzieniem zagadek nie ma. ;-)

Babska logika rządzi!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki! :-D

Mmmm, pyszne!

Babska logika rządzi!

Smok, którego zabił święty Jerzy jest rozpoznawalny i znany na całym świecie. Najczęściej jako “Smok, którego zabił święty Jerzy”.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

:-D

Faktycznie. Ale długie imię ma… Fraza mi źle brzmi. ;-)

Babska logika rządzi!

Bardzo zgrabnie napisane. Panowanie nad światem przedstawionym i kompozycją “skontaktowania” godne podziwu (przynajmniej dla tak rozbieganej pomroczności pisarskiej jak ja).

Dziękuję. :-)

Widzisz, ludzie są różni. Ja nie zrozumiałam Twojego wiersza, ale z opanowaniem świata i precyzyjnym językiem nie mam problemu. ;-)

Babska logika rządzi!

Precyzyjny i logiczny język oswaja świat i jego strachy. Porządkuje. Łagodzi nastroje i uczucia. Ale, tak sobie myślę (sic!), czasami nie wystarcza (albo wręcz niszczy) od określenia w sposób jednoznaczny i rzeczowy tego, co umownie można nazwać “pomrocznością życia”. Lub uczuciami, emocjami….

Możliwe, możliwe… Ale chyba nigdy mnie do tego nie przekonasz. Wiesz, precyzja i logika dokonały zbyt dużych zniszczeń. ;-)

Babska logika rządzi!

Zdaje się, że komentarze powyżej są osobną, warto przeczytania lekturą, ale to już może na kiedy indziej.

Odsłona druga przygód Szmaragda, jest już o wiele mniej bajkowa. Dorósł smok, a razem z nim dorosła literatura. Nie jestem jednak pewien, czy to dobrze. To co wcześniej było sympatyczną dobranocką, teraz stało się o wiele cięższe i bardziej przyziemne. Ludzcy bohaterowie, choć niepozbawieni pewnych zalet i w gruncie rzeczy wcale tak naprawdę nie “źli”, a jedynie głupi i małostkowi, wypadają wobec zacofanych cywilizacyjnie autochtonów jak prawdziwi barbarzyńcy i dzikusy.

Niezależnie od miejsca i czasu, schemat wciąż się powtarza bez większych zmian. Imperium Rzymskie, Hiszpanie, Anglicy, brać krzyżacka na ziemiach polskich… Gdzie by nie pojawił się “cywilizowany człowiek”, tam zostaje jedno wielkie gówno. Kosmos, jak się okazuje, też jest zagrożony.

Kontrast między obiema cywilizacjami jest tak ogromny, zasadniczo przejaskrawiony, że aż zacząłem mieć cichą nadzieję, że smoki jednak spalą statek i jego załogę, zażegnując tym samym niebezpieczeństwo ze strony człowieka. Przynajmniej na jakiś czas. Ale końcówka, mimo, że rozmija się z moimi oczekiwaniami, jednak nie rozczarowuje. Ludzie ostatecznie okazują się lepsi, niż ich przez cały czas malujesz, a smoki – nie okazują się gorsze. Zetknięcie ze złem nie zostawiło skazy na ich charakterach. Podobało mi się to.

Trochę męczy natomiast ordynarne prostactwo załogi. Dobrze kombinuję, że to jacyś “wolni strzelcy”, panoszący się po kosmosie na własną rękę, a nie oficjalna ekspedycja naukowa z ramienia NASrA? Bo nie chcę mi się wierzyć, żeby jakiś szanujący się instytut wysłał w podobną misję takich głąbów i troglodytów, którzy wyraźnie nie mają żadnego przygotowania do takiej misji. Zresztą wszystkie wzmianki o losach i planach bohaterów zdają się wskazywać na to, że są oni jakimiś najemnikami. Jako tacy, nie tylko mają rację bytu, ale są wręcz przekonywujący. Choć teksty, to mają momentami straszne.

Co tu jeszcze dodać? Warsztatowo – wiadomo. Twój styl; oszczędny, lekki, nienachalnie naukowy i wyraźnie inteligencki, a przy tym zabawny, choć znów nie stricte “komediowy”, jak u Emi, nieodmiennie cieszy.

Jest dobrze. Nawet bardzo dobrze.

 

Tekst oceniam na 8.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dzięki, Cieniu.

Tak, komentarze też warto przeczytać. Choćby dla tych śmiesznych głupot, które niezamierzenie pisałam. :-)

Tak, schemat kontaktów cywilizowanych z barbarzyńcami pozostaje od wieków bez zmian. Pewnie dlatego tak się ta opowieść potoczyła.

Końcówka Ci się spodobała? Alleluja! Bo dotychczas raczej pojawiały się głosy, że ludzie powinni zabrać kamienie, a zostawić Alwina u smoków.

Czy smoki zetknęły się ze złem? Trudno jednoznacznie powiedzieć. Nie wiemy dokładnie, o czym rozmawiał Tanzanit z ludźmi w ostatniej scenie. Nie wiadomo, jak ludzie wyjaśnili zabranie dusz. Podejrzewam, że nałgali. Znamy tylko efekt: najstarszy smok doszedł do wniosku, że rozmówcy jeszcze nie osiągnęli odpowiedniego poziomu, że nie chce mu się z nimi gadać i ich wyprosił. A dla pewności postraszył. Jak zwierzęta. Ale czy myślał, że są źli? A czy myszy/ szpaki/ bakterie, które zrobią nam coś niedobrego, uważamy za złe?

Kosmonauci. Tak, bardzo dobrze zinterpretowałeś. To nie są naukowcy, nie czują się odpowiedzialni za los ludzkości. Teksty straszne? Wielkich zmian już wprowadzać nie będę, ale chociaż na przyszłość: co uważasz za straszne?

Babska logika rządzi!

Właśnie to, jak smoki zinterpretowały owo zło – jako coś zbyt prymitywnego, by było zamierzone, dowodzi, że to zło ich nie skaziło. A przecież, niezależnie od tego, co smoki sobie myślały, zło było jak najbardziej prawdziwe i realne.

I kto mi teraz zagwarantuje, że muchowatość muchy jest tylko muchowatością, a nie – Pani wybaczy – perfidnym skurwysyństwem? Może much babra się w odchodach i padlinie z rozmysłem, a potem świadomie i dobrowolnie naciera na moje kanapki?

Co do “strasznych tekstów” to źle się wyraziłem. Nie chodzi o to, że były “złe” i wymagające edycji, tylko po prostu… straszne. Humor i odzywki zbyt prostackie nawet jak na mój gust, ale to nie znaczy, że błędne. Wręcz przeciwnie – pasują tutaj jak ulał.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Aaaa, w ten sposób. No to tak – zło w ogóle nie dotarło do smoków. To wielkie drapieżniki, nie przyjmują do wiadomości, że coś może im zagrozić fizycznie (to postrzelenie Bixbita to jakiś wypadek, a może nawet cud). Ukraść duszę – z tym gorzej. Ale przepędziły te małe, sprytne zwierzątka i niebezpieczeństwo zostało zażegnane.

Muchy – o świadome kalanie Twoich kanapek bym ich nie oskarżała. Ale że robią to dobrowolnie – nie mam wątpliwości.

Skoro teksty pasują, to dobrze. :-)

Babska logika rządzi!

O, ja teraz poczytałem komentarze i ubawiłem się na całego. :-) Warto :-)

Widzę, że jeroh moje wrażenie z dialogów ładniej ujął:

 

Nie brzmiały mi te dialogi, cóż poradzę, zdaje się, że to trochę kwestia wyczucia. Osłuchania się? ;-) (…) Nienaturalnie to jakoś wyszło. To są w ogóle mało poważne bluzgi, żenujące trochę wręcz w prawdziwym męskim towarzystwie ;-)

Nienaturalnie – to słowo mi uciekło przy krytyce dialogów.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Czyli dopisujesz się do opinii Jeroha. Dobrze.

Miło, że komentarze się spodobały. :-)

Babska logika rządzi!

Masz tu całą Ligę Obrony Smoków… LOS włada naszymi żywotami… Ja cię pierdziu… Co za miejsce, tajne organizacje, smoki, płaszcz, szpada i trucizna, mamma mia! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Liga rządzi, Liga nam radzi, Liga smoków nigdy nie zdradzi!

Witamy na stronie www.fantastyka.pl :-)

Babska logika rządzi!

Ja też przebrnąłem przez całe komentarze i ujmę to tak. Najlepszy był początek

Żałuję, że nie potrafię pisać komentarzy, jak robi to Cień Burzy

i generalnie bemikowa krucjata na rzecz obrony smoków – mądra i tak pełna ekspresji, że aż ujęła za serce. Potem mocno przegadane dysputy o rzekomych mankamentach opowiadania (nuuuuda!) i dopiero zakończenie robi się ciekawe. Tak mniej więcej od pendejro.

Wypowiedź Fisha, – “Finklo, jeżeli ty nie wiesz, z której strony ugryźć pendejo… :-D To chyba strasznie konserwatywna jesteś! :-D” jest do tego stopnia zajebista, że aż cieszę się, że nie przeczytałem opowiadania wcześniej, bo to stwarzałoby ryzyko, że ją przegapię. Do tego niewielki, acz równie ujmujący epizodzik beryla i nie mam innego wyjścia, jak stwierdzić, że jestem na TAK.

Przy czym nie należy zapominać o wkładzie własnym Autorki, która, prócz niezaprzeczalnego talentu literackiego, ma również ogromny talent do przyciągania komentarzy; zdają się lgnąć do Ciebie jak pszczoły do miodu. Podziw budzi również determinacja i logika, z jaką bronisz swoich smoków. Ale szczuć ludzi bemikiem? Nie wiem, czy to przejaw geniuszu, czy mizantropii.

 

Komentarze oceniam na 7.

 

Peace!

 

P.S.

Bemik, to będzie TO opowiadanie o Frączku?

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Proszę! Doszliśmy do oceniania komentarzy! Ciekawe, kiedy pojawią się postulaty stworzenia biblioteki dla komentarzy. Ty, Cieniu, miałbyś w niej cały regał dla siebie.

Tak, zebrało się tu kilka wyjątkowo wypasionych komciów. No, lubią mnie. Sztuka polega na tym, żeby nie więzić komentarzy w sobie, tylko je wypuszczać. Ku pokrzepieniu serc, ku radości, ku nauce.

Stworzyłam swoje smoki, lubię je. A Wasze komentarze uświadomiły mi, że w starciu z człowiekiem te łagodne drapieżniki mają niewielkie szanse. No to kto ma ich bronić, jak nie ja? Dobra, Bemik zachowam w odwodzie i użyję dopiero w ostateczności. ;-)

Babska logika rządzi!

Parafrazując: Mam Bemik i nie zawaham się jej użyć! 

 

:-D

 

Cieniu… Kładziesz mnie na łopatki oceną komentarzy :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Parafrazując: Mam Bemik i nie zawaham się jej użyć! 

Może tak: Mam Bemik po swojej stronie i nie zawaham się jej użyć!

Ale spokojnie – dopiero, kiedy ktoś spróbuje skrzywdzić moje smoki, a ja nie dam rady.

Babska logika rządzi!

Mnie też masz po swojej stronie. A jeśli będzie trzeba je ukryć, odstąpię im swój regał w bibliotece dla komentarzy. Albo u Fisha pod łopatkami się je upcha.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dzięki!

Ale ten, czytałeś uważnie tekst? Szmaragd ma ze dwadzieścia metrów, pięć w kłębie… Psycho ma aż takie plecy? ;-)

Babska logika rządzi!

Psycho ma ogromne plecy – w końcu zna mnie.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

:-D

Babska logika rządzi!

Jeden dzień nie zaglądałam, a tu takie piękne wpisy na mój temat!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Cieniu, zrewanżuję się komplementem – ja myślę, że już się żartu z wątku nie da wycisnąć, a tu jak nie padnie taki Cień Burzy na komentarz, jak nie strzeli piorunującym dowcipkiem… ;-)

 

I jeszcze bemik połechtana – mistrzostwo świata ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Jakoś tego łechtania nie czuję devil Jak się człowiek sam nie zatroszczy…

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

LEŻĘ :-D

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Łechu, łechu, moi drodzy Czytelnicy. :-)

 

Edit: Specjalnie dla Psycho: łechu, łechu on.

Babska logika rządzi!

Hi, hi, nie łachocz tak, bo ja jestem wrażliwa!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Łechu, łechu off. ;-)

Babska logika rządzi!

No i znów spóźniłem się na łechotanie… :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Marudzisz. Przewiń tak, żebyś widział mój komentarz sprzed 19, ale nie następny i będzie w porządku. ;-p

Babska logika rządzi!

Finklo, ale ja już zaobserwowałem ten późniejszy, czyli nie ma superpozycji… Szlag by to! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie mieszajmy do smoków fizyki kwantowej, bo jeszcze im zaszkodzi.

Spróbuj teraz.

Babska logika rządzi!

Oooooo… Dobre łechanie to jest to :-D Spasiba!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Pażałsta.

Babska logika rządzi!

Dobry tekst, jak i komentarze zacne. No dobra, towarzyswo się łechoce dalej, a ja lecę czytać co innego ;)

 

Edit: Zapomniałabym. Do svidania!

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Dziękuję, TurboTombo. Miło, że Ci się spodobały i komentarze, i (pre)tekst. Ściastliwa! ;-)

Babska logika rządzi!

Prikrasnaja diewuszka – ściastliwa. Ot, TurboTomba gieroj… ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Pa majemu – diewuszka ściastliwaja. A priekrasnyje wsje. Wot! ;-)

Babska logika rządzi!

Da? ;-)

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Kanieszna! ;-)

Babska logika rządzi!

Da, da, prikrasnaja, a skramnaja jaka! ;-)

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

I zaraz przyjdzie regulatorzy i tę naszą kulawa transkrypcję też poprawi… :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nu, prosta ciudo! ;-)

Ale o kim właściwie mówimy, o Tobie czy o mnie, bo się trochę pogubiłam. ;-)

 

Edit: Albo Adam porozstawia po kątach. ;-)

Babska logika rządzi!

O obadwa :-) 

Wot, t’echnika!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dalej nie wiem: czy obie z TurboTombą takie jesteśmy niezwykłe, czy też duet Regulatorzy-Adam zrobi z nami porządek… ;-)

Babska logika rządzi!

Хахаха, руске вы мое, до спаня, мэнды. Конец спаму.

To macie, że tak powiem, nocne wyzwanie. Czytajcie sobie.

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Turbo, dziewczę drogie, skąd znasz takie brzydkie słowa? >:-/

Babska logika rządzi!

мэнды? To na koniec szychty tak sobie do narodu plwasz, gadzino, grażdanką? :-D

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Finklo, języki to jedna z wielu moich pasji, obecnie uczę się łącznie czterech, między innymi języka brzydkich wyrazów :P

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Proponuję turniej na polskie wiązanki… :-D 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Och, podłe ze mnie stworzenie. Pokornie proszę o wybaczenie. Grzeszne, brzydkich wyrazów się uczy, ludzi na NF wyzywa…

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Psycho, nie jestem pewna, czy Finkla by się ucieszyła z turnieju na wiązanki pod jej opowiadaniem ;)

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Gdyby wiązanki nie były skierowane do oponentów, a gdzieś w przestrzeń, to Finkla jakoś by to przeżyła, a może nawet czegoś nauczyła. Ale nie mam pojęcia, jak zareagują moderatorzy.

 

Edit: Częstowanie się ciasteczkami to jedno, a obrzucanie mięsem – drugie.

Babska logika rządzi!

Myślę, że te turniej możemy odłożyć, zwłaszcza że już i tak naspamiliśmy nie na temat :P

Po tej szalonej nocy moderatorzy i tak będą odcyfrowywać ruskie znaczki spod opowiadania, po co jeszcze kalać ich umysły takiemi brzydkiemi słowy ;-)

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Ech, bywały bardziej szalone noce… W obcym narzeczu, to może się nie zorientują.

Babska logika rządzi!

Och, i mięso zjeść można, i smaczne nawet ono bywa, a takie piękne słowa zaczerpnięte z lektury Sapkowskiego, jak na ten przykład “okurwieniec” i w życiu się przydać mogą ;D

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Hmmm. Może i tak… Wolałabym jednak, żeby się nie przydawały. :-)

Babska logika rządzi!

Owszem, życie byłoby wtedy o wiele mniej … Hmmm … Stresujące? :)

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Prawda.

Dobra, Turbo, zdaje się, że Twój oponent przysnął. Ale jeśli dojdzie do pojedynku na wiązanki, to chcę sędziować! ;-)

Babska logika rządzi!

Ok, powiadomimy cię w razie czego ;P

Ja też już się ledwo kiwam, na konkursy wszelkiej maści chyba lepiej być przytomnym ;-)

Barwnych snów życzę!

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

przespałem, ale wyzwanie nadal aktualne… Pomyślimy nad formą… ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Czas się przygotować, “Wiedźmin” w dłoń ;D

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

No to gdzie i kiedy? ;-)

Babska logika rządzi!

Byłem tu. Czytałem to. Wszystko, od góry do dołu.

Aha. Jakieś wrażenia?

Babska logika rządzi!

Chyba spore, skoda Adam zaniemówił. Jaka stawka w pojedynku na gnojenie? Może bym się przyłączył…

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Może i spore. Pytanie, czy Adama zatkało z zachwytu, czy też szkoda gadać…

Bluźnierczy trójkącik? Szczegóły pojedynku wciąż do omówienia.

Babska logika rządzi!

Nie, nie i nie. Interesujące mnie trójkąciki mają to do siebie, że muszą zawierać co najmniej dwa kąty rozwarte.

Jestę srogo pokrakowski, więc całą resztę wypowiedzi zostawię sobie na lepsze czasy. Niemniej pomysł na konkurs przezacny.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dwa kąty rozwarte? Nie, dziękuję, zostanę przy matematyce euklidesowej.

Babska logika rządzi!

Pytanie, czy Adama zatkało z zachwytu, czy też szkoda gadać…

…sam jeszcze nie wiem… :-)

Hi hi :-)

 

Turbo Tombo i ochotnicza sędzino Finklo: w dobrym tonie jest kląć bohaterami, ba, lżyć ohydnie.  Bez odrobiny pieprzu tekst nie smakuje… A mam w pamięci scenę z trylogii husyckiej, gdzie pewien egzorcyzm kończył się wulgaryzmem tak ładnie, że kwiczałem ze śmiechu.

 

Myślę więc, że konkurs powinien wyglądać tak, że w HP powstanie wątek. W wątku tym, w najbardziej parszywej knajpie Wszechświata, każdy ochotnik animuje jakieś alter-ego, siedzące przy dzbanie piwa i smażonych giczałach z Obcego. Owo alter-ego ma trzy kwestie dialogowe do wypowiedzenia, didaskalia, umowny się, nie więcej niż 30% objętości tekstu. Różne alter-ego mogą się obrażać nawzajem lub narzekać ogólnie, ale mają po prowadzić dialog na temat: “Poczucie humoru bywa śmiertelne”. Albo inny, to luźna propozycja.

O ile szanowna moderacja się zgodzi, wulgaryzmy dopuszczone w ramach kwestii dialogowych, acz nie wymagane. Zadaniem konkursowiczów byłoby stworzyć w trzech wypowiedziach jak najbardziej błyskotliwą i zabawną wiązankę lub najeżoną obelgami wypowiedź. Oceniają użytkownicy. Ćwiczymy umiejętność literackiej brutalizacji słowa w ustach bohaterów tak, by rozbawić czytelnika – bo to najtrudniejsze. Co wy na to?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ah, Narrenturm … Cały rozdział pięknych przykładów i to z jakim skutkiem :D

Myślę, że pomysł przedni, jestem jak najbardziej za.

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Swoją drogą w podstawówce będąc miało się takie podwórkowe zabawy. Zasady były takie, że ani jedno słowo – poza spójnikami – nie mogło być cenzuralne. Czas przypomnieć sobie stare wyzwiska :P

Już chyba tak zostanie. Trza się przyzwyczaić, że Tomba bywa na NF mocno nieregularnie. "Gdy ktoś pyta, czy może coś wziąść, należy mu odpowiedzieć że owszem, może to braść."

Adamie, przemyśl problem i daj znać. Zanim mnie niepewność z ciekawością skonsumują.

Chętni do stawania w bluźniercze szranki: napiszę do Beryla i spytam, czy moderacja przeżyłaby taki konkurs.

 

Edit: Beryl zareagował… bez entuzjazmu. Wobec tego zorganizuję imprezę zamkniętą, w ramach betowania. Chętni, oprócz Turbo i Psycho, bo o nich już wiem, mogą zgłaszać się na PW. Przez, powiedzmy, ponad dobę – jutro wieczorem wyślę zaproszenia do betowania.

Babska logika rządzi!

Bardzo mię się podobało. Ci astronauci to trochę jak z nowego Prometeusza – jakaś moda na wysyłanie półgłówków w kosmosy. ;)

Ale…

Komputer, uruchomić procedury; lądowanie pionowe bez wspomagania naziemnego.

Na podstawie tego komunikatu uznałem, że wytracą całą prędkość orbitalną, a potem zejdą pionowo. Trochę szkoda wachy. Samo lądowanie bez wspomagania chyba by wystarczyło, szczególnie że “jajo” ma i sterówki, i autożyro, więc w pewnym stopniu może kierować opadaniem.

 

Opko świetne. Aż przejrzę to szmaragdowe.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Dziękuję. :-)

No tak – zawód stracił na romantyzmie i renomie, ci bystrzejsi siedzą na Ziemi. ;-) A gości z Prometeusza nie znam.

Lądowanie. Chodziło mi o to, że nie mogą lądować jak samolot, bo nie ma pasów, ani nawet płaskiej powierzchni – w pobliżu skałki, za którymi siedzą smoki. Więc dałam ludziom zmiennopłat i mają zrobić to jak helikopter. Ale nie znam się na tym absolutnie, kabinę pilota widziałam tylko na filmach.

Do szmaragdowego oczywiście zapraszam. :-)

Babska logika rządzi!

W takich lądownikach, które mają spadać jak pocisk można zainstalować spadochrony, ale jeżeli pojazd jest wielokrotnego użytku, wówczas lepsze będzie autożyro, tzn. śmigło, które jest pozbawione silnika, ale od oporu powietrza się rozkręca i nabiera siły nośnej. Podobnie płaty można wykorzystać do sterowania. Dziś już się wykorzystuje obie metody w bombach kierowanych. Tylko do przyziemienia potrzebne są silniki, bo kapsuła może i wytrzyma przyglebienie, ale mózg się rozpłaszczy o czaszkę (i kilka innych organów też popęka). Silniki to akurat radzieckie rozwiązanie. Amerykanie lądowali kapsułami w wodzie, żeby zamortyzować uderzenie, dlatego Rosjanom został tylko drugi wariant. Silniki na paliwo stałe odpalają na odpowiedniej wysokości, żeby wyhamować do znośnej prędkości.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

“Jajo” zdecydowanie jest wielokrotnego użytku. Wolałabym, żeby nie siadało na wodzie. To autożyro mi się podoba. Czy możemy założyć, że mój pojazd je ma, a komputer właśnie tak zinterpretował słowa kosmonauty? Tak czy siak, do ogłoszenia wyników nie wypada mi nic w tekście zmieniać. Ale jakbym znowu lądowała na planecie, to doczytam o tym autożyro. Dzięki. :-)

Babska logika rządzi!

Proszę uprzejmie. :)

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Super opowiadanie!

Można powiedzieć – opowiadanie z duszą:)) 

Dla mnie na 10. (ale chyba dam 6, bo to max na skali)

Kocham Twoje smoki!

Też będę ich bronić! ( jak Bemik)

Bardzo sie cieszę, że jest osobny konkurs dla Loży, inaczej nie mielibyśmy szans.

Zakończenie jest piękne. Trochę mi przypomina Avatara ( i jest to komplement) a tam przecież nie miało się wrażenia, że ludzie wrócą, prawda? Te smoki są zbyt szlachetne, by je krzywdzić.

Jeśli chodzi o czerwone kwiatki, to Szmaragd mógłby poprosić o ich zebranie jakiegoś młodego smoka i mu je opisać, albo opisać jak wyglądał pacjent z czerwonymi kwiatkami, wystającymi spomiędzy zębów. 

Czytam teraz Twoje wcześniejsze opowiadanie. Najchętniej bym przeczytała wszystko, co napisałaś, zwłaszcza o smokach. 

Fanka

O rany! Aż tak Ci się spodobało? Dziękuję. :-)

No to mamy kolejną obrończynię do Ligi. I członkinię fanklubu. ;-)

To nie chodziło o szanse, tylko o konflikt interesów i zapewnienie, że zostanie ktoś do sędziowania. Bo gdyby można było wymigać się od czytania tych wszystkich tekstów, pisząc szorcik o smokach… ;-)

Avatara tak dobrze nie pamiętam. Może dlatego, że podczas oglądania testowałyśmy z koleżanką drinki. A końcówka to już mętna jak pina colada… ;-)

Czerwone kwiatki – kurczę, że też sama na to nie wpadłam. To byłoby świetne rozwiązanie. Nic to, zapamiętam na przyszłość.

Do czytania innych moich tekstów oczywiście zapraszam. :-)

Babska logika rządzi!

To znowu ja.

Na razie przeczytałam tylko Szmaragdowe polowanie na pteraczki.:) i myślę, że wolę to opowiadanie, choć tamto też jest piękne, tu jest więcej napięcia.

Tak się zastanawiam, czy mogę coś powiedzieć, ale nurtuje mnie, że początek jest typowo s.f.

a reszta taka bajkowa, więc jeśli ktoś kto lubi science fiction zacznie czytać, to się nieźle zdziwi, ale co jeśli zacznie je czytać ktoś kto lubi tylko i wyłącznie fantasy i ma na tyle short attention span, że przeczyta tylko pierwszy akapit? Wtedy straci bezpowrotnie super opowiadanie.

 

 

 

Avatara naprawdę warto jeszcze raz obejrzeć!

To jeden z moich ulubionych filmów. Polecam. :)

W tamtym opowiadaniu Szmaragd jest dorastającym samcem i ma nastolatkowe problemy – że koledzy go nie szanują, że są głupi, nieodpowiedzialni, że dziewczynie chciałoby się zaimponować… Może jestem naiwna, ale uważam, że dobrze, kiedy młodzież ma właśnie takie kłopoty. Od rozwiązywania poważniejszych powinni być dorośli. W ogóle tworzę raczej światy jasne, sympatyczne, czasami śmieszne. Głównie takie, w których sama mogłabym żyć.

Zawsze możesz coś powiedzieć. :-)

I miłośnicy SF, i fantasy mogą zauważyć etykietkę “Dragoneza”. Dalej niech sami kombinują. Ale czyste fantasy to to nie jest, bo magii nie uświadczysz ani kropli.

 

Edit: Ja bardzo rzadko oglądam filmy. Uważam, że książki dają znacznie więcej frajdy. I wolności.

Babska logika rządzi!

Nie, no. To fajna i zabawna historia, nie żaden avatar. Proszę mię tu Autorki nie obrażać. Gorzka piguła.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Nie no, nie przesadzaj, nikt mnie nie próbował obrazić. Ludzie lubią różne rzeczy. I niech tak zostanie. :-)

Babska logika rządzi!

Sympatyczne, lekko i sprawnie napisane, z miłymi nawiązaniami do “Pteraczków” i “z = z^2 + c“

Chyba że miało być na poważnie, to zacznę się czepiać:)

Tekst oceniam na 7 (o ile to jeszcze istotne)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Dzięki. :-)

Sama nie wiem, jak miało być. Na pewno chciałam zawrzeć elementy humoru. Ale tak całkiem w satyrę czy parodię to nie celowałam. Ech, pod tym względem odbiór moich tekstów zwykle stanowi dla mnie zaskoczenie i nijak nie potrafię przewidzieć, czy publiczność będzie się śmiała, i jak głośno.

Nawiązanie do “z=z^2+c” przypadkowe – nie znalazłam nic innego, co dałoby się w takiej sytuacji wykorzystać. Może i ta matematyka to jakaś uniwersalna prawda?

Babska logika rządzi!

Podobało mi się. Zwłaszcza druga połowa. Dialogi odkrywców… jak się przymknie oko, to nie są złe, pomysł kompozycją tych rozdziałów (same dialogi) całkiem ciekawy.

Dzięki. :-)

No dobrze, a bez przymykania ocząt, to co konkretnie poprawiłbyś w dialogach? Nie mam pojęcia, jak rozmawiają faceci, kiedy są sami. Potrzebuję informacji.

Fajnie, że się pomysł spodobał.

Babska logika rządzi!

Nie mam pojęcia, jak rozmawiają faceci, kiedy są sami

Hmm… podobnie :)

A tak naprawdę, to zależy gdzie. Przy piwie oczywiście można tak gadać, ale w pracy, podczas ważnej misji, która wiąże się z ryzykiem, chyba trudno sobie pozwolić na tak luźną atmosferę. Pisząc z “przymrużeniem oka”, miałem na myśli, że traktuje się ten wątek jako humorystyczny i wtedy nie razi. W komediach jest ten sam zabieg – humorystyczne są nawet te sceny, które w prawdziwym życiu na pewno nie są zabawne.

Aha. To Wy kiedykolwiek jesteście poważni dłużej niż pół godziny? Zaskakujące…

Dzięki. :-)

Babska logika rządzi!

Przeczytałam, nawet nie wiem kiedy. Bardzo ciekawa koncepcja. Interesujące połączenie ludzi i smoków. Najbardziej podobały mi się dusze smoków. Wyobraźnią widziałam wszystkie te piękne kamienie. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

To Wy kiedykolwiek jesteście poważni dłużej niż pół godziny? Zaskakujące…

Ja jestem!

W pracy. Czasem. No dobra, z raz w miesiącu. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dziękuję, Morgiano. :-)

Miło, że Ci się spodobało. Taaaak, kobiety nie mają najmniejszych problemów z wizualizacją szlachetnych kamieni dowolnej wielkości. ;-)

Psycho, no to po prostu nie mam farta i jakoś nie mogę się wstrzelić w efemeryczne okienko… ;-)

Babska logika rządzi!

Ale chyba sama autorka lubi niebieskie kamienie. Bo sporo było topazów, szafirów, akwmarynów.;) Te kamienie są piękne. Teraz aktualnie marzę o takiej jednej rzeczy z topazem… ;p

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Sama autorka lubi niebieski. :-)

Tak, szafiry i im podobne są piękne. :-)

Babska logika rządzi!

Świetna bajeczka dla maluchów. Umoralnia, uczy tolerancji, i nieoceniania po okładce, i pewnie czegoś tam jeszcze, ale tak jakoś lekko, nienachalnie. Super! Kurcze, szkoda, że nie jestem już pięciolatką i nie mogę tego tak jak one przeżyć… Zaraz, coś mi się tu nie zgadza… Już wiem! Te dialogi panów w skafandrach! 

Nie chodzi tylko o to, że pięciolatka by nie skumała tego dowcipu, raczej o to, że on by ją znudził śmiertelnie i zniechęcił. I mi się też nie podoba, jeśli mogę być szczera. Taki prymitywizm pod pseudointeligencką maską. Wystarczyłaby mi niewielka próbka, już bym wiedziała, z jakimi typkami mam do czynienia, ale żeby tak się tym… rozkoszować? No, ale to raczej subiektywna uwaga, nie zarzut.

A wracając do zarzutu. Zastanawiałam się, Finklo, do kogo adresowany jest ten tekst. Do pięciolatka? Trzydziestolatka? Trzydziestolatka z umysłem pięciolatka? :/

Wolałabym, żeby jednak do pięciolatka. Kurcze, tak zepsuć taką świetną opowiastkę dla maluchów! A wbrew pozorom wcale niełatwo taką napisać, bardzo trudno o dobre opowiadanie dla dzieci na księgarnianych półkach. Wiem, bo nieraz szukałam. I nie chcę nawet komentować tego, co tam znalazłam… 

Мама, я знаю, мы все сошли с ума...

Dziękuję, Rozalio.

Do kogo adresowałam opowiadanie? Dobre pytanie. :-) Podczas pisania nie zastanawiałam się nad tym. Spośród proponowanych przez Ciebie opcji wybrałabym trzydziestolatka. Pięciolatki (stuprocentowe czy tylko umysłowe) nie zastanawiają się nad problemami towarzyszącymi nawiązywaniu kontaktu ani nie myślą, ile jeszcze kamieni będą musiały oszlifować, zanim dorosną.

Ale trochę racji masz – lubię happy endy oraz jasne i sympatyczne światy, bez prawdziwego ZŁA. Ten też taki jest.

Żeby adaptować tekst dla pięciolatków, trzeba by go było nieco ocenzurować i dużo rzeczy wytłumaczyć. “A dlaczego ten pan zabrał smokowi kamień?”… Nie, chyba nie podjęłabym się odpowiedzi na wszystkie “a dlaczego”. :-)

Babska logika rządzi!

Najwidoczniej zupełnie inne pięciolatki żyją w naszych światach :) Znam na przykład jednego takiego, który jest mega fanem “Hobbita” (filmu, fakt, nie książki). Chyba 10 razy oglądał każdą część. I bardzo dobrze rozumie motywy działań Krasnoludów i Smauga :)

Мама, я знаю, мы все сошли с ума...

A może pięciolatki podobne, ale my całkiem inaczej je postrzegamy? Nie żywię co do tego wątpliwości: mam we łbie jakiś filtr. I chyba dobrze mi z nim. :-)

Babska logika rządzi!

Wszyscy mamy takie filtry :)

 

Cieszę się, że nie przejęłaś się zbytnio moim komentarzem. U Ciebie skupiłam się bardziej na czymś, co mi się nie spodobało, u Nazgula wyszło odwrotnie. Bo sił i czasu nie starczyło, żeby napisać porządnie o wszystkim.

Мама, я знаю, мы все сошли с ума...

Spokojnie, większości czytelników (chyba) się raczej podobało (acz uwag mieli sporo). Ten jeden marudny zachowuje równowagę w przyrodzie. :-)

Do tego starzy znajomi już mniej więcej wiedzą, czego się można po mnie spodziewać. Ty jesteś nowa. :-)

Babska logika rządzi!

Nie taka znowu nowa. Już się trochę zaczynam sypać :)

Мама, я знаю, мы все сошли с ума...

Wolisz określenie “świeża krew”?

No to cementuj ten proszek, cementuj. ;-)

Babska logika rządzi!

Mądre, cierpliwe, pokojowe, szlachetne i w zgodzie z naturą żyjące istoty na nowo odkrytym lądzie i głupi, pazerni, małostkowi ludzie z zaawansowaną technologią którzy przylecieli ten ląd podbijać… zaraz, skąd ja znam tę historię? ;)

 

Miałam pewien problem z dialogami załogi. Są napisane tak, żeby było zabawnie i momentami naprawdę jest. Ale bywa też gorzej: po pierwsze, jak praktycznie każde zdanie ma być bon motem to jest duże prawdopodobieństwo, że część wyjdzie tak sobie, nawet jeśli pozostałe są trafne i śmieszne. Po drugie, jako całość robi to wrażenie rozhisteryzowanych gimnazjalistów rozsadzanych przez hormony a nie dorosłych mimo wszystko facetów z jakiejś kosmicznej misji badawczej. Do tego kontrast z tymi spokojnymi i mądrymi smokami jest tak duży, że aż nienaturalny. Jakieś przełamanie by się przydało, trochę pozytywów dla ludzi, coś negatywnego o smokach bo inaczej robi się to wszystko bardzo stereotypowe i czarno-białe. Mnie w każdym razie trochę nudzą takie “Avatarowe” przypowiastki.

 

Fajny pomysł z duszą zamkniętą w kamieniu, rozumiem że to rozwinięcie poprzedniego opowiadania. Podoba mi się też podział narracji na dialogi ludzi i przemyślenia smoka. Pasuje do zawartej w opowiadaniu sugestii, że ci ludzie to za dużo nie myślą ;) I podobało mi się, że te smoki są inteligentne i miłe (nawet jeśli za miłe). Też mi się zawsze wydawało, że to sympatyczne stworzenia.

 

 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Dziękuję, Mirabell. :-)

A bo miałam dosyć tego, że smoki to bezmyślne bestie, a zabijające je rycerze są bez skazy… No tak, ta historia coś lubi się powtarzać…

OK, przyjęłam do wiadomości, że z dowcipami astronautów trochę przeszarżowałam. No trudno.

Kontrast między ludźmi a smokami częściowo wynika z tego, że smoki żyją o wiele dłużej. Młodziaki na początku są niecierpliwe, nie myślą, że stworzenie, które wykluje się z ogromnego jaja, będzie głodne, ryzykują niepotrzebnie. Nawet stary i mądry Szmaragd nie zdaje sobie sprawy, że ludzie mają na sobie ubrania. A ludzie wcale nie są jednoznacznie źli – przecież oddają łupy, żeby uratować życie koledze. Chociaż inni Czytelnicy krytykowali, że to zbyt naiwne. Ech…

Dusza w kamieniu to pomysł nowy, w poprzednim opowiadaniu nic o tym nie wspominam – tam Szmaragd jest “nastolatkiem” i smokom zdarza się podejmować głupie decyzje. :-)

A czy ludzie myślą za dużo? ;-)

Babska logika rządzi!

Taki “przedmiot inicjacyjny” pasuje do koncepcji smoków jako, jak by nie patrzeć, społeczności tradycyjnej. Mógłby jeszcze np. przechowywać prawdziwe imię delikwenta, takie którego nikomu się nie zdradza. Taki luźny pomysł :)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Tak, to jest jakiś proces inicjacyjny – dopóki smoczek nie oszlifuje swojego kamienia, uważany jest za gówniarza.

Ale koncepcja tajnego imienia do mnie nie przemówiła – przecież wszyscy widzą, jakiego koloru łuski ma smok. No i do czego miałoby to im służyć? W takiej małej osadzie wszyscy wiedzą o sobie wszystko…

Babska logika rządzi!

To nie moja koncepcja, w wielu mniejscach na świecie tak jest lub było: prawdziwe imię daje pewną magiczną władzę nad właścicielem i nie podaje się go byle komu. Można je zdobyć w trakcie inicjacji najczęściej.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

No tak, ale wtedy moje smoki musiałyby wierzyć w magię. Na razie dałam im tylko religię. No i musiałyby jeszcze istnieć przypadki, że jeden smok wykonuje polecenia/ praktycznie staje się własnością innego. Czyli co? Poluje i znosi mu mięso?

Nie tak łatwo zdobyć władzę nad potężnym drapieżnikiem.

Babska logika rządzi!

Przeciwstawienie magii i religii to dość kontrowersyjny temat ;) Władza to władza chociaż u tych smoków brakuje negatywnych cech by jej nadużywać. Prędzej chodziłoby np o leczenie. Tak czy tak to luźne skojarzenie, nie ma o co kopii kruszyć.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Hmmm. Do leczenia to faktycznie można byłoby wykorzystać… OK, pomysł wart rozważenia, może w którejś kolejnej odsłonie przygód Szmaragda… 

Babska logika rządzi!

Przeczytałam bez przykrości, bo rzecz zabawna i tylko zastanawiam się, kto miałby być odbiorcą opowiadania – dorośli chyba nie, bo jest ono dość infantylne; dzieci też raczej nie, bo rozmowy astronautów brzmią kabaretowo, a i treści zgoła nie dla dzieci zawierają. No i doszłam do wniosku, że właściwymi odbiorcami mogą być chyba tylko fantaści. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Reg. :-)

Podoba mi się Twój wniosek na temat targetu. Chyba faktycznie to o nich, gdzieś tam w podświadomości, chodziło. ;-)

Babska logika rządzi!

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Była taka gra Spore…

 

Trochę bawi mnie rozumowanie smoków, będących o włos od “wynalezienia” własnej cywilizacji (czy aby już teraz nie znają pisma?). Kiedy widzę ich argumenty odnośnie szlachetności, tego, że atakuje się zdobycz mniejszą od siebie itd., mam w tyle głowy: wasze prawnuki będą was miał za ciemniaków. Ale ja nie o tym…

To, co urzeka na samym początku, to niezwykle klimatyczne zmiany perspektywy. Zarówno obraz ukazany oczami ludzi jak i gadów jest niezwykle subiektywny, ale też bardzo swoisty. Brawo. A jeśli chodzi o matematykę, dobrze, że choć jeden z przybyszów uważał na lekcjach…

Drażnią mnie natomiast rozmowy ziemskiej załogi. Rozumiem, że luz, że naturalizm, ale skoro to mają być goście, którzy są w stanie obsługiwać międzygwiezdny wehikuł, oczekiwałbym czegoś więcej niż “pojazdy z gimbazy”, zwłaszcza, że to nie są jacyś prości wojacy tylko coś na kształt eksploratorów.

Kolejna kwestia to ciążenie. Tutaj duży plus, że zgrabnie wyszłaś z odwiecznego problemu fantasy dotyczącego nielotności smoków (za ciężkie są).

Nieco rozczarował mnie wątek kradzieży świętego klejnotu. Tutaj zawiało sztampowością rodem z filmów o archeologach kradnących złotą figurkę z najwyższego piedestału, a później dziwiących się, dlaczego to to się wali i czemu ci tubylcy tacy niemili. Trochę mnie też dziwi kumatość smoków – przecież najbardziej odruchową, prostą reakcją jest skojarzenie nowego wydarzenia (zniknięcie kamienia) z pojawieniem się nowego bodźca (przybycie ludzi).

Końcówka trochę smutna, ale z fajnym morałem. Pokazuje też na czym polega myślenie plemienne (może jednak smokom nie aż tak blisko do cywilizacji?). By być człowiekiem, musisz mieć cechy człowieka, należeć do nas. Smoki początkowo wzięły ludzi za smoki, jednak później okazało się, że nie spełniają wszystkich niezbędnych cech (czyli można ich zjadać). I właśnie dlatego dla wszelkiej maści Inuków czy Mansów człowiekiem jest jedynie współplemieniec.  

Ale Ci ludzie, podczas ostatniej rozmowy, to tacy trochę mało bystrzy. Przecież my też mamy liczne rytuały, co niektóre bardzo plemienne.

Był też opis żucia “smoczego maku” – wyszedł bardzo sztucznie. Dla smoka wygląd i działanie tych roślin jest oczywista, a wyglądało to tak, jakby tłumaczył sam sobie o co chodzi. 

 

A teraz psychologiczna analiza tekstu:

W opowiadaniu przedstawiono dwie perspektywy. Plemienne smoki symbolizują honor, tradycję, mądrość i harmonię. Ludzie to materializm, pycha, chciwość. Tak naprawdę wszystkie te cechy są stricte ludzkie. Smoki można potraktować jako superego – to, jakimi chcielibyśmy być. Ludzie to id, nasze dążenia, instynkty, żądze. Z jednej strony współczujemy filmowym Mohikanom czy innym Avatarom, zachwycamy się honorem Toma Crouza w Ostatnim Samuraju, jednak gdy przychodzi co do czego, to my, ci sami ludzie, karczujemy lasy, kradniemy, czynimy konsumpcję życiowym celem.

 

Jak na razie to mój ulubiony tekst Twojego autorstwa. :D :D :D

6/6

 

PS: Ja też się słyszę całkiem inaczej, niż podobno brzmię. Czy to znaczy, że jestem smokiem? 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Dziękuję, Arhizie. :-)

Nie znam gry. Żadna nowina. ;-)

Z pismem to sama nie wiem. Chyba nigdzie o tym nie wspominałam i nie zastanawiałam się nad problemem. Ale jeśli znają abstrakcyjną matematykę, to chyba pismo już by im się przydało.

Fajnie, że udało się pokazać różne perspektywy. Chyba to lubię – pokazywanie, że różne istoty bardzo różnie postrzegają świat. Nosimy na mózgach okulary fizjologiczne, kulturowe, autohistoryczne…

Rozmowy ludzkiej załogi. No, możliwe, że przegięłam w pokazywaniu męskich żarcików. Ale – z drugiej strony – Twoje żarty o gaciach w ostatnim opowiadaniu nie wydawały mi się przesadzone. Kupiłam je.

Niekumatość smoków po kradzieży. Niby jakoś się to zbiegło w czasie z wizytą ludzi na planecie. Ale tysiące innych wydarzeń też – ktoś tam zwichnął skrzydło, miesiąc był wyjątkowo upalny… No i skąd biedactwa miały wiedzieć, że ludzie ich zdalnie podglądają? Przecież nikt przy obcych nie zdradzał własnych skrytek.

Podobają mi się Twoje rozważania o plemienności smoków. Coś w tym jest.

Żucie maku. Możliwe, że to zdanie wyszło niezgrabnie. Jakoś kombinowałam, żeby przekazać Czytelnikowi informację, co to za roślinka, bez mówienia wprost “to taki odpowiednik naszego maku”.

 

No proszę! Doczekałam się psychoanalizy swojego tekstu. Mam nadzieję, że dobrze o mnie świadczy fakt, że próbuję chronić smocze superego, ale i id nie chciałam pozabijać. ;-)

 

Autosłyszenie. Niestety, to tylko oznacza, że podlegasz prawom fizyki – dźwięk rozchodzi się również wewnątrz czaszki i do ucha trafia trochę od środka, a trochę z zewnątrz.

Babska logika rządzi!

Kiedy mówisz o różnych istotach, przypominają mi się Twoi Ergatesi z rafy. ;)

No teraz mi te gacie będą wypominać. ;) Będę się upierał, że moi bohaterowie to jednak – teoretycznie - jeden, lub nawet kilka poziomów niżej niż Twoi. To jest zwykła piechota, która ma wykonywać rozkazy (co nie znaczy, że wszyscy są od razu tępymi osiłkami).

Upał i zwichnięte skrzydło bladną przy wizycie obcych, bo to jest naprawdę coś. Fakt, że nie wiedzieli, że ludzie mają kamery, ale czy na pewno każdy będzie od razu analizował mechanizm przyczynowo-skutkowy? Doskonale widać to w naszych czasach, w dobie homeopatii, nowotworów, które są grzybami i szczepionek powodujących autyzm.

Hmm, faktycznie oszczędziłaś id. Grunt, żeby się obie strony jakoś dogadały (nie pozabijały nawzajem). ;)

 

Współczuję tym, co muszą mnie słuchać. Od środka brzmię lepiej. 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Trochę tych ras po drodze nawymyślałam… :-)

Nie wiem, czy Twoi są niżej. Moi to zbieranina awanturników. Coś pośredniego między bandą Corteza a piratami. Tacy kosmiczni cwaniaczkowie.

No, może smoki mają nad nami tę przewagę, że jeszcze nie wymyśliły populizmu. Źle się żyje? Iksy kradną! Zaraza? Igreki zatruły studnie!

Moje superego odcięło się od id, po czym je wygnało. To chyba nie wróży dobrze… ;-)

Babska logika rządzi!

Hmm, w tym wypadku Id powróci z laserami i rozniesie tę całą utopię w drobny mak. :>

 

PS: Wciąż myślę o tekście konfrontującym Twoje smoki z moimi. 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Istnieje takie ryzyko… Id źle się czuje, zepchnięte do głębokiej defensywy.

No to, jak już przestaniesz myśleć, weź i napisz. :-)

Babska logika rządzi!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet. :-)

Babska logika rządzi!

Droga Autorko. Dobrze, że piszesz również shorty, bo od twoich tekstów nie potrafię się oderwać. Muszę uważać, kiedy zaczynam czytać, bo i komentarzy potem wiele, i ciekawe. Dzięki za przyjemność. Ja też chcę do LOS.

Dzięki, Koalo. :-)

Jak miło mieć wiernego fana. :-)

Śpieszę donieść, że piszę również dribelki. Marne 50 słów, ale pod nimi bywa mnóstwo komentarzy.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka