- Opowiadanie: Rex87 - Najbliżsi

Najbliżsi

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Najbliżsi

Było chwilę po dwudziestej trzeciej, kiedy znaleźli go pośród dziesiątek jednakowych grobów. Na zarośniętej mchem mogile palił się jeden znicz. Jeremiah Ogwin, ze wszystkim co po nim pozostało.

Przyglądali się przez chwilę w milczeniu. Na cmentarzu panowało przenikliwe zimno, mimo że ledwo co minęła połowa lata.

– Mój tata mi o nim opowiadał. – Przerwał ciszę Andrew. – Ześwirował, kiedy jego syn Jonathan zginął na wojnie. Trzydzieści lat temu, w noc taką jak ta, wziął z domu myśliwski nóż i zamordował trójkę dzieci.

Rex pokiwał głową.

– Rozpruł ich jak szmaciane lalki, a potem wyjął serca. Podobno policjanci znaleźli go klęczącego pośrodku narysowanego kredą trójkąta. Trzymał na dłoniach niemowlę.

– Mówią, że był czarnoksiężnikiem – odezwała się cicho Mary. – Oddał diabłu duszę, żeby odzyskać syna.

Andrew wzdrygnął się.

– Czarnoksiężnicy nie istnieją. – Sięgnął do plecaka i wyciągnął młotek. Oczy błyszczały mu w ciemnościach. – To co, ja pierwszy?

 

Kiedy skończyli, chłopak spojrzał w oczy pozostałej dwójce i uśmiechnął się z satysfakcją. Jutro będą…

W tym samym momencie zauważył jakiś ruch po drugiej stronie ogradzającego cmentarz mosiężnego płotu. Po chwili do ich uszu dotarł warkot silnika samochodu.

– Gliny! – szepnął z przestrachem.

Schowali się pomiędzy granitowymi płytami, obserwując radiowóz. Przetaczał się leniwie po ulicy. W końcu zatrzymał się z cichym skrzypnięciem i zza szyby rozbłysło światło latarki.

– Chodu! – wrzasnął Rex i potykając się o nagrobki, cała trójka wypadła w ciemność.

 

***

 

Kate zaklęła, kiedy Jon zdał jej relację. Był okropnie blady i miał przekrwione oczy, jakby nie kładł się spać przynajmniej od kilku dni. Co gorsza, podejrzewała, że sama nie wygląda lepiej. Dochodziło wpół do szóstej nad ranem, a na jej biurku piętrzył się już mały stosik urzędowych dokumentów. Dziesięcioosobowa załoga komisariatu rzadko starczała na codzienne potrzeby, a teraz, kiedy w przeddzień rocznicy tragedii sprzed lat do miasteczka zjeżdżały hordy żądnych wrażeń miłośników grozy, Kate odnosiła graniczące z pewnością przeczucie, że jeden nieprzemyślany ruch może doprowadzić do całkowitej katastrofy.

– Ależ sobie wybrali termin – westchnęła zrezygnowana.

– No cóż, na pączki raczej dziś nie skoczymy.

Uśmiechnęła się mimo woli na tę uwagę. Z Jonem Eaganem znała się już od czasów akademii. Razem przeszli przez gówno i trafili do tej dziury mającej własne Halloween w środku lata, bo "we Fairbanks zabrakło etatów". Choć wiedziała, że to samolubne, cieszyło ją, że ma go po swojej stronie.

– Powiedz mi Jon, dlaczego nigdy ze sobą nie byliśmy?

– Bo jestem na ciebie ewidentnie za dobry, mała.

Już otwierała usta żeby odpowiedzieć jakąś kąśliwą uwagą, kiedy zadzwonił telefon. Kate odebrała i przez dłuższą chwilę słuchała w milczeniu. Kiedy skończyła, poczuła, że kręci jej się w głowie. Spojrzała na kolegę.

– Mówiłeś, że jak nazywały się te dzieciaki?

– Mary Issie, Andrew Hoult i Re…

– Rex Edler – przerwała mu lodowatym tonem.

Źrenice Jona rozszerzyły się gwałtownie w przypływie zrozumienia.

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że…

– Musimy jechać nad zatokę. Natychmiast.

 

***

 

Młodszy aspirant Garreth Mulroney wyglądał jakby przed chwilą zwrócił śniadanie.

– Znalazły go tamte dzieciaki – zachrypiał, pokazując na grupkę trupiobladych, ubranych w przydługie szaty chłopców i dziewczynek. –  Podobno unosił się na wodzie. Jak balon.

Kate spojrzała ukradkiem na JC, który uniósł brwi w wyrazie powątpiewania.

– Chcielibyśmy go obejrzeć.

Mulroney skinął głową i wytarł dłonią usta. Miał dwadzieścia cztery lata, w tym dwa praktyki i jak obstawiała Kate, zwłoki widział do tej pory w tylko policyjnych aktach.

– Zanim pójdziecie… jest jeszcze coś.

Spojrzeli na niego pytająco.

– Serce – skrzywił się Mulroney. – Ktoś wyrwał mu serce.

 

***

 

Było już po piętnastej, kiedy Jon stanął w drzwiach jej gabinetu. Kate od razu zobaczyła to w jego oczach. Posłaniec złych wieści.

– Znaleźli Mary – opadł zrezygnowany na krzesło naprzeciwko.

Kate skryła twarz w dłoniach. Przed oczami migotały jej ciemne plamy, ale zmusiła się do koncentracji.

– A co z ostatnim z trójki?

– Andrew jest w domu. Wygląda jakby ktoś spuścił mu niezłe manto, ale oprócz tego jest cały i zdrowy.

Pokiwała głową.

– Zawiadomiłam już FBI. Mają tam wydział oddelegowany do takich przypadków.

– Kiedy się pojawią?

– Jutro z rana.

– Do jutra może już być po wszystkim. – Jon sięgnął do torby. – Wpadłem po drodze do archiwum. Poszperałem trochę po szufladach i znalazłem to.

Rzucił na biurko teczkę wypełnioną pożółkłymi kartkami.

– Akta sprawy? – Kate pokręciła z powątpiewaniem głową. – Poważnie myślisz, że mamy do czynienia z naśladowcą?

– Nie jestem pewien. Ale cała ta sprawa jest dziwna. Mamy trójkę dzieciaków dewastujących grób legendarnego mordercy. Następnego dnia odnajdujemy ciała dwójki z nich, okaleczone w dokładnie ten sam sposób jak przed laty.

– Jest jeszcze Andrew – zauważyła Kate posępnym tonem.

– Owszem. Tyle, że "jeszcze" może być bardzo odpowiednim słowem. Wiesz w co było przyozdobione wnętrze chaty Custera kiedy znaleziono jego ciało?

– Nie mam pojęcia.

– Trójkąty. Ściany, sufit, podłoga. Wszystkie pokrywały trójkąty o równych bokach. Na rogach każdego Custer wyrysował inicjały tamtej biednej trójki. Słuchaj, jeśli w tym co mówią jest choć odrobina prawdy, Custer próbował odtworzyć jeden z rytuałów Goecji.

– Goecji?

– Opus magnum okultystów, napisane na początku dwudziestego wieku przez niejakiego Aleistera Crowleya. W istocie to jeden wielki opis przyzywania demonów.

– Chyba nie wierzysz w takie rzeczy?

Popatrzył jej w oczy.

– Nie, nie wierzę. Ale jeśli ktokolwiek próbuje naśladować te morderstwa sprzed lat, jest przekonany, że to może być prawdziwe.

– W takim wypadku nie mamy wyboru. – Kate uśmiechnęła się blado i opierając się o biurko zdołała się podnieść. – Musimy…

To wydarzyło się tak nagle, że zmęczony umysł policjantki omal nie zdążył tego zarejestrować. W jednej sekundzie grunt usunął się jej spod nóg, a w następnej leżała w silnych ramionach przyglądającego się jej z troską przyjaciela.

– Ty musisz odpocząć – wyszeptał nie znoszącym sprzeciwu tonem.

– Żartujesz sobie.

– Mówię poważnie. Jedź do domu, prześpij się przez chwilę. Nie podoba mi się to tak samo jak tobie, ale przypilnuję tego dzieciaka. To tylko kilka godzin.

Chciała zaoponować, ale wiedziała, że ma rację. Spojrzała na niego z wdzięcznością.

– Wiesz, że cię kocham, Jon.

– Pamiętaj, że wciąż jestem na ciebie za dobry – pocałował ją w policzek, delikatnie posadził na krzesło i wyszedł, nie spoglądając za siebie. 

Patrzyła przez okno komisariatu, jak wsiada do radiowozu i odpala silnik. Kiedy wreszcie straciła go z oczu, poczuła dziwny ucisk w żołądku.  

Zupełnie tak, jakby widziała go po raz ostatni

 

***

 

Było ledwie pól godziny przed pólnocą, ale Kate nie mogła zasnąć. Wierciła się w łóżku, mając niejasne przeczucie, że przeoczyła coś bardzo ważnego.

W końcu zapaliła nocną lampkę i wzięła do rąk teczkę którą Jon przyniósł na komisariat.

Jeżeli miał rację, morderca próbował w jakiś sposób odtworzyć rytuał sprzed trzydziestu lat. Przerzucała stronę za stroną, aż w końcu jej wzrok padł na zdjęcie jednego z wymalowanych na ścianie trójkątów. Jon mówił, że na każdym z rogów Ogwin umieścił inicjały zamordowanych dzieciaków. Powodowana bardziej instynktem niż żelazną logiką, spisała je na kartkę:

 NA TH AN

Jonathan, przemknęło jej przez głowę. Tak miał na imię syn Jeremiah Ogwina. Zamrugała dwukrotnie. Jeremiah Ogwin. To on był ostatnim elementem układanki!

Umysł Kate pracował teraz na zwiększonych obrotach. Jeżeli zabójca działał według tego samego schematu, myślała gorączkowo,  kluczem musiały być inicjały obecnych ofiar.

RE MI AH

Kiedy uświadomiła sobie co to oznacza, poczuła zawroty głowy. Jedynym brakującym elementem, były dwie litery. Dokładnie takie, jakie składały się na inicjały jej partnera.

O mój Boże, pomyślała.

Byli tam razem, w ciemnościach. A Andrew Hoult nie był jedynym celem.

 

***

 

Piętnaście minut do północy.

Jon na zmianę przyglądał się to śpiącemu chłopcowi, to zawieszonemu na ścianie wiekowemu zegarowi. Nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek miało się wydarzyć. Rodzice chłopaka dawno spali, z wdzięcznością przyjmując jego pomoc. Nic dziwnego, skoro po miasteczku z prędkością huraganu rozniosła się wieść o tajemniczych morderstwach i teraz przed domem Houltów koczowały małe tłumy fanatyków, wymachujących podnoszącymi na duchu tabliczkami w rodzaju: "Ty będziesz następny!". Doprawdy, Jon uśmiechnął się pod nosem, ludzie potrafili…

Nagle wyczuł za sobą jakiś ruch. Odwrócił się, napięty jak struna, ale w pokoju nie było nikogo oprócz jego i chłopaka. Westchnął i ponownie zerknął na zegar. Dopiero wtedy to zauważył.

Było ciemniejsze niż noc. Kłębiło się pod sufitem, niczym burzowa chmura przybierając najróżniejsze kształty.

Kiedy ruszyło w jego stronę, Jon otworzył usta w bezgłośnym krzyku.

 

***

 

 Jeszcze masz czas Kate. Wciąż może ci się udać, myślała, kiedy z wyjącą na dachu syreną pędziła na granicy przyczepności po serpentynie dróg.

Kiedy z piskiem opon zaparkowała przed domkiem Houltów, zegar na desce rozdzielczej wskazywał dwie minuty przed północą.

Puściła się biegiem. Nie pozwolę ci umrzeć, Jon. Za bardzo cię…

Właśnie wtedy, nocną ciszę rozdarł krzyk.

 

***

 

Wciąż żył, kiedy zimne ostrze myśliwskiego noża rozpruwało go od krocza po mostek. Próbował krzyczeć, ale z jego otwartych ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Andrew Hoult cierpiał w bezgłośnej agonii i dokładnie tak powinno być.

Po ułożeniu trójki serc w rogach rozrysowanego kredą trójkąta, Jonathan Eagan pozwolił sobie na chwilę odprężenia. Od zawsze był finalnym elementem układanki a teraz… teraz miał wreszcie szansę się odwdzięczyć.

Zapalił świece i czekał.

Kiedy jakiś czas później zarejestrował za sobą ledwo wyczuwalny ruch, przepełniło go szczęście. Odwrócił się i z jego ust wyrwał się okrzyk radości.

– Cześć, tato.

Koniec

Komentarze

Masz parę literówek i raz źle postawioną spację. "Tata" w pierwszym dialogu chyba powinno być małą literą. Klimat jest, ale, za przeproszeniem, d. nie ury… No dobra, przy opisie chmury bałem się spojrzeć na sufit (leżę sobie w ciemnym pokoju). Nie spodobało mi się zdanie z wydziałem FBI, w sensie takim, że to powinno być oczywiste dla rozmówczyni, a brzmi jakby bohater odkrył ten wydział (rozumem konieczność przekazania informacji czytelnikowi). Musiały być pączki? :)

Nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem. Końcówka zamieszała.

SPOILER:

?oksiwzan enni am umezc ot ,kat ilśeJ ?ahaimereJ nys ot nagaE tnajciloP

 

Tekst oceniam na 6.

 

Odpowiem Ci na priva. :)

Miło, że jakiś klimat się stworzył, bo ciąłem scenariusz jak leci i żałuję, że z części właśnie budujących atmosferę scen musiałem zrezygnować – ale sprawa jest rozwojowa, na pewno jeszcze kiedyś za podobną tematykę się zabiorę, bo co tu dużo mówić – lubię (w sensie, sam się ich boję) takie klimaty.

Pączki  – wiadomo, dla rozluźnienia klimatu pociągnąć z typowo polskim skojarzeniem zawsze warto. ;)

Do literówek zajrzę za momencik i postaram się coś wyłowić.  Ten Tata, to też nie wiem skąd się mi z wielkiej litery tam wziął ;)

 

EDIT. Jeszcze kilka powtórzeń wyłapałem i podreperowałem. 

Zdanie z FBI też delikatnie przemodelowane, ta pierwotna wersja aż do przesady waliła banałem między oczy.

And one day, the dream shall lead the way

Horror nie wystraszył, ale i wcale tego się nie spodziewałam. Za to pomysł fajny, było zaskoczenie w finale i spodobały mi się zabawy z inicjałami.

Nie rozumiem przemiany policjanta – w swojej przedostatniej scenie nic nie kuma, przestraszony bezgłośnie krzyczy, a w ostatniej już on rozdaje karty. Jak będziesz wysyłał pw z wyjaśnieniem, to i odpowiedź na pytanie Lorda możesz dołączyć. :-)

Tekst oceniam na 6.

Babska logika rządzi!

Okay, zaraz coś tam podeślę ;)

And one day, the dream shall lead the way

O, jeszcze nie tylko ja nie śpię? Jeszcze mi się przypomniało, że chciałam spytać, co sprawiło, że dzieciaki o właściwych inicjałach polazły na cmentarz.

Babska logika rządzi!

Ja zawsze byłem nocnym markiem, a teraz tym bardziej mam ku temu okazję – korzystam z uroków dni wolnych od pracy :)

Odpowiedź dot. dzieciaków poleciała :)

And one day, the dream shall lead the way

Hm dobra, co do inicjałów i nazwiska syna się chyba domyśliłam sama

*

*

*

*

*

[kluczem jest trzymany przez mordercę niemowlak, w którego ‘wciela się’ syn, right?]

*

*

ale czemu dzieciaki o odpowiednich inicjałach poszły na cmentarz, czemu policjant najpierw przerażony a potem ‘rozdaje karty’, czemu policjantka nie skojarzyła oczywistych faktów – dat, imienia i wieku wspólnika, to nie wiem :(

 

PS. Gdzie tu jest opisana fobia?

Dzięki za odwiedziny, Bello :)

Fobia – rzeczywiście, żaden z bohaterów nie boi się jakiegoś konkretnego zjawiska itd. Treścią przechodzę jakby dookoła tematyki, zahaczając o jeden z naszych najbardziej pierwotnych strachów – czyli obawą przed  ciemnością.

 

Co do reszty, za momencik wyślę Ci priv, a jakże! ;)

And one day, the dream shall lead the way

– Mówią, że był czar­no­księż­ni­kiem. – Ode­zwa­ła się cicho Mary. 

Jest kilka źle zapisanych dialogów.

 

Faktycznie, ten moment z cieniem pod sufitem – najlepszy:)

 

Tekst przypomniał mi czasy szkolne i pierwszą lekcję matematyki w gimnazjum. Wchodzę do sali, a tam…

Trójkąty! O, mój Boże! Wszędzie trójkąty!

Aaaaaaaaaaa…!

;-)

Horror;)

 

Nie najgorzej.

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

.

 

Wesołości Świąt!

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

@Nazgulu – haha :D

@Cieniu – ! ;)

 

Dzięki za wpadnięcie, Panowie. Również pozdrowienia, również Wesołych Świąt! :)

And one day, the dream shall lead the way

Faktycznie, ten moment z cieniem pod sufitem – najlepszy:)

^^

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

– Znaleźli Mary – opadł zrezygnowany na krzesełko naprzeciwko.

o biurko zdołała podnieść się z krzesełka. – Musimy…

posadził na krzesełko i wyszedł, nie spoglądając za siebie. 

 

A nie może być po prostu krzesło…? Bo to brzmi jakby ona siedziała na takim kolorowym krzesełku, jak masz w knajpach, gdzie są kąciki dla dzieci.

 

I też poproszę na PW wytłumaczenia, wtedy się wypowiem szerzej o tekście. Na razie muszę przyznać, że czuć cięcia :( Mam wrażenie, że limit dał fajnemu opowiadaniu po d*pie.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Już wysyłam, Tenszo :) Pomyślę nad tymi krzesełkami. :)

And one day, the dream shall lead the way

Lubię takie straszne opowieści, przeczytałam z zainteresowaniem.

Na zarośniętej mchem mogile palił się jeden znicz. Jeremiah Ogwin, ze wszystkim co po nim pozostało.

Tu mi wyszło, że znicz nazywał się Jeremiah Ogwin…

Miał na dłoniach niemowlę.

…wytatuowane? :) Jakoś bardziej pasowałoby mi: trzymał w dłoniach niemowlę.

Teraz się zastanawiam: Jona też znajdą z niemowlęciem?

Dzięki za wizytę, rooms :)

Niemowlę na dłoniach edytowane, znicz o imieniu Jeremiah Ogwin zostawiam. ;) Mimo wszystko, jakoś mi się podobają te dwa zdania.

@Tenszo – małe, kolorowe krzesełka poprawione. ^^

 

Miło, że tekst się wam w miarę podoba – z horrorami jeszcze nie skończyłem (a wręcz dopiero zacząłem), a jeśli w ciągu tych 10k znaków udało mi się stworzyć jakiś tam klimacik, znaczy, że pobawić się w tym gatunku będzie jeszcze warto.

And one day, the dream shall lead the way

Też mi czegoś zabrakło. Interesujący tekst, który stracił przy cięciach parę fajnych scen. Odniosłam wrażenie, jakby całkiem dobre opowiadanie zostało zniszczone przez ograniczenia konkursowe.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Cóż, podzielam wątpliwości wyrażone w komentarzach m.in. przez Lorda Vedymina, Finklę i Bellę – nagła przemiana policjanta, pełniona przez niego rola, niesamowity zbieg okoliczności, że dzieciaki o właściwych inicjałach polazły na cmentarz itp… Trochę klimatu jest, ale też wszystko to takie trochę po łebkach się wydaje – to zapewne kwestia limitu znaków. Myślę, że gdybyś miał więcej czasu na rozwinięcie historii to dałbyś radę opisać wszystko tak, by było zrozumiałe, by zależności między bohaterami i ich motywacje były widoczne itp.

 

Na razie… Tekst oceniam na 5.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Morgiano, joseheim – dzięki za odwiedziny ;)

 

Z demonami i horrorami w ogóle, jeszcze coś pokombinuję z pewnością. Dla mnie to opko jest nauczką, żeby nie fiksować się na konkursach, jeśli pomysł wymaga znacznego wykroczenia poza wyznaczony limit.

And one day, the dream shall lead the way

Powodzenia. Jak coś napiszesz, chętnie przeczytam. Lubię horrory. Co do konkursów jak dla mnie czasem mogą być dobrą motywacją, ale najfajniejsze w nich jest to, że mogą podsunąć one nam świetne pomysły. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ech, jestem złym targetem dla takich tekstów. Paradoksalnie, bo uwielbiam horrory. I tu właśnie leży pies pogrzebany. Przeczytałem bardzo dużo bardzo podobnych opowiadań, więc od opowieści z dreszczykiem wymagam przede wszystkim powiewu świeżości: zabawy z formą, niekonwencjonalnego pomysłu bądź pomysłu oklepanego, jednak wykorzystanego w niekonwencjonalny sposób. Tu dostałem typowy horrorek à la Graham Masterton lub Stephen King (jakkolwiek uwielbiam powieści Kinga, jego opowiadania, imo, pozostawiają wiele do życzenia). Druga sprawa to brak fobii; strach przed ciemnością, choć gdzieś tu się faktycznie pojawia, jest obecny jeno na dalszym planie. Najbliżsi, jako opowiadanie konkursowe, imo, nie sprawdza się wcale. Poza konkursem: do poczytania, dla zabicia paru chwil, bo w pamięć raczej nie zapadnie – tu podkreślam, że pisze tylko o sobie, ktoś z uboższym zapleczem, jeśli chodzi o opowieści grozy, może podejść do tematu zgoła inaczej :)

Tekst oceniam na 5.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Fajne klimaty, lubię takie zagadki, ale zgodzę się, że całość wydaje się za szybka i pocięta. Nie przemówił do mnie wątek miłości policjantów, takie to typowe. Może gdybyś ich mocniej zarysował, i całą resztę przy okazji też, wyszłoby naprawdę świetnie. Ale kolejna próba będzie na pewno bardziej udana :)

 

pośród dziesiątek jednakowych grobów – wydaje mi się, że “dziesiątków” jest bardziej poprawne

opowiadał. – Przerwał ciszę – tu też dyskusyjnie, ale dałbym bez kropki i małą literą

w tym dwa praktyki i jak – dałbym przecinek przed “i”, żeby domknąć wtrącenie

Wygląda jakby – przecinek przed “jakby”

w tym co mówią jest – “co mówią” oddzieliłbym przecinkami

opierając się o biurko zdołała się – przecinek przed “zdołała”

Tekst oceniam na 6.

Patrząc na to opowiadanie przez pryzmat regulaminu, nie mam innego wyjścia, jak tylko uznać je za spalone. Nie dostrzegam tu bowiem żadnej fobii. Nawet najmniejszej. Ani tyciutkiej, maciupeńkiej fobijki – nic! Przykro mi.

Abstrahując jednak od konkursu, opowiadanie mi się nawet podobało. Napisane porządnie, pomysł interesujący, jakiś klimacik też się znajdzie… Może „Najbliżsi” nie powodują uścisku w dołku, ale z pewnością czuć od nich atmosferę małomiasteczkowego strachu, zrodzonego z wsłuchiwania się w nie tak znowu odległe echa przerażającej miejskiej legendy. Freddy wiecznie żywy. A może: wiecznie martwy?

Problem z tym tekstem jest taki, że Autor, przepraszam za określenie, wygłupił się, szlachtując go niczym terminator rzeźnicki młodego wieprzka, byle tylko się na talerzu zmieścił. Jest to tym bardziej przykre, że muszę zwrócić tego świniaka razem z talerzem, gdyż zamawiałem zupełnie inne danie.

Po oskubaniu z idiotycznych metafor, ta moja myśl wygląda mniej więcej tak: tekst naprawdę wiele stracił na wszystkich cięciach… Tak mi się przynajmniej wydaje – w końcu nie widziałem wersji pierwotnej. Tak czy inaczej, jest sporo luk fabularnych i pewnych nielogiczności, które dosyć mocno rzutują na obraz całości.

Żeby nie być gołosłownym:

Z tekstu wynikałoby, że dzieciaki zabijał duch czarnoksiężnika, który jakimś nieznanym czytelnikowi sposobem wydostał się z grobu. Pytanie, jak stamtąd uciekł? Profanacja wystarczyła? A może to ma coś wspólnego z „przypadkiem”, który kazał zdewastować grób dzieciakom o odpowiednich inicjałach? Zaskoczenie Jona pojawieniem się ducha w pokoju Andrew zdaje się potwierdzać, że policjant o niczym nie wiedział i nie miał z tymi zbrodniami nic wspólnego. Z drugiej jednak strony mamy „wreszcie” w końcowym fragmencie opowiadania, które dosyć jednoznacznie sugeruje, że to jednak on był za wszystko odpowiedzialny i to on przygotował rytuał i zabił ofiary. Lecz jeśli to faktycznie on, to dlaczego dopiero profanacja grobu ojca skłoniła go do działania? Nie mógł zrobić tego wcześniej?

No i Andrew. Z pierwszego starcia ze sprawcą wyszedł poobijany, ale żywy. Dlaczego więc nie powiedział, co go spotkało i kto próbował go zabić? Był zbyt poturbowany, by dało się cokolwiek z niego wyciągnąć? To dlaczego był w domu, a nie w szpitalu? Dlaczego w ogóle przeżył? Jeśli atakował go duch, to nie miał prawa wyjść z tego cało. Chyba że – jak sugerujesz w tekście – duch chciał za jego pomocą ściągnąć Jona. Ale jeśli tak, to po co? Skoro upiór był w stanie zabić pozostałą dwójkę, to i z nim by sobie poradził. A jeśli zaatakował go Jon – co usprawiedliwiałoby ten „wypadek przy pracy”; człowiekiem jestem jedynie i po ludzku popełniam błędy – to dlaczego potem grzecznie pilnował dzieciaka, zamiast skończyć robotę? Więc jednak – chyba – zabijał upiór. Tylko dlaczego zostawił ostatnią ofiarę synowi? Kolejne niedopowiedzenie. Kluczem musi tu być sam rytuał wskrzeszenia. Ale o nim też nie wiemy zupełnie nic. Jon musiał osobiście zabić ostatnią ofiarę i dopełnić dzieła? Dlaczego? No i co z tymi inicjałami? Dzieciaki zginęły, by ich imiona i nazwiska nabrały odpowiedniej „mocy”, żeby przyzwać zmarłego z powrotem. Ale co z czarodziejem/czarodziejami, który/którzy również użyczyli do czaru swoich inicjałów? Oni nie muszą opłacać tego swoim życiem? Ten rytuał to jedna wielka niewiadoma, pozostawiająca całą masę drażniących umysł pytań.

Nazwisko Jona, różniące się od nazwiska ojca, też jest niewiadomą – może był N/N i takie imię i nazwisko nadano mu z urzędu? A może duch synka wstąpił w ciało jakiegoś niemowlaka o imieniu Jon Eagan? Jest to kolejna informacja niedostępna dla czytelnika, w dodatku znów wonieje mi szczególnym zbiegiem okoliczności. A od tego zapachu dostaję lekkich mdłości.

Kate. Kolejny zgrzyt. Po co była ta ostatnia scenka z nią, skoro zupełnie nic nie wniosła do fabuły? Babka podjeżdża pod dom Andrew, słyszy krzyk i tyle, koniec, finito, ende, dziękujemy za współpracę, spasiba, jest pani wolna, proszę iść do buzdżetówki, Tereska wypłaci pani gażę, dwieście złotych, tak jak się umawialiśmy. I pięć dych premii świątecznej. Wesołych, wesołych, oczywiście. Aha, jak będzie następna bezużyteczna rola do odegrania, to się odezwiemy.

Poza tym, jeżeli Kate kapnęła się, że pan ojciec – czarodziej i morderca – wykorzystał swoje inicjały, by uzupełnić imię JONATHAN, to dlaczego zaraz potem przekręciła wszystko do góry nogami? Skoro schemat był identyczny jak za pierwszym razem, to czy nie logiczniej było założyć, że i teraz brakujące inicjały będą wskazywać mordercę, a nie kolejną ofiarę?

Generalnie wiele sprzecznych i niejasnych przekazów, które czynią opowiadaniu ogromną krzywdę, przylepiając mu łatkę z napisem „Niedopracowane”. Sam się ze dwadziescia razy pogubiłem we własnych domysłach, pisząc ten komentarz. A to już wyczyn nie lada, tak mnie załatwić^^.

 

Tekst oceniam na 6.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Fobia – moim zdaniem za mało konkretów

Fantastyka – jest

 

Uwagi ogólne – Ciekawe opowiadanie, wartka akcja, fajny pomysł. Podobało mi się, chociaż wydaje mi się, że jak na horror, to jakoś tak za mało się bałam :D Poza tym nie mam się do czego przyczepić.

 

Tekst oceniam na 7.

Nie dostrzegam w tym tekście fobii, a choć dobrze się czytało, nie powaliło mnie na kolana. Mam wrażenie, że w taki sposób i w takiej tematyce tekstów już kilka przeczytałem, może nawet sam napisałem ;). I na horror to chyba trochę za mało, aczkolwiek ja w swoim życiu horrorów za wiele nie przeczytałem.  5,5/10.

Mee!

Zacni jurorzy, dziękuję za wyczerpujące i bardzo pouczające komentarze. Bardzo fajny konkurs, nieoceniony, merytoryczny feedback. Chylę czoła.

 

Morgiano – również dzięki. Może na Dragonezę uda się coś wysmarować. Ale to raczej nie w horrorowym sosie :)

And one day, the dream shall lead the way

Ciemność, zobaczyłam ciemność. Dużo ciemności. I jeszcze coś, co chyba wymuszało tempo w pisaniu. A może to ja przeczytałam Najbliższych za szybko…

Jak by na to nie patrzeć, opowiadanie czytało się nieźle i ciszę się, że w końcu do niego dotarłam. :-)

 

Było le­d­wie pól go­dzi­ny przed pól­no­cą… – Literówki.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka