- Opowiadanie: SzyszkowyDziadek - Ofidiofobia

Ofidiofobia

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Ofidiofobia

Nie mam zamiaru wyjaśniać, że nie chodzi o szparagi. Nigdy też nie bałem się cukinii, nie odczuwałem irracjonalnego lęku przed ogórkami. Ani razu nie przyśnił mi się przerażający koszmar z bakłażanami w roli głównej.

Trudno byłoby przekonać psychoanalityka, że moja fobia nie ma absolutnie żadnego związku z symbolami fallicznymi. A może jednak ma, tylko superego skutecznie chroni umysł przed poznaniem prawdy? Pewnie wprawny terapeuta potrafiłby wyciągnąć na światło dzienne głęboko skrywaną obsesję na punkcie phallusa. Oczywiście, nie mógłbym zaprzeczyć, bo przecież tak właśnie funkcjonuje mechanizm wyparcia.

Może i się mylę. Nawet jeśli, to, abstrahując od tego, czy moja wizja psychoanalizy to stereotyp, czy może jednak jungowski archetyp, nie planuję w najbliższym czasie zgłębiać tego odłamu psychologii. Odkąd pamiętam, sprzęt do elektrowstrząsów wydawał mi się przytulniejszy niż kozetka.

Znajomy polecił mi zajęcia grupowe. Powiedział, że poznam tam ludzi o jeszcze dziwniejszych lękach. Miałem co do tego wątpliwości.

Zgromadzeni w poczekalni wyglądali zupełnie normalnie. Trudno było na pierwszy rzut oka odgadnąć, co ich tu sprowadza. Bałem się, że ktoś spyta, co mnie tu zagnało. Prędzej czy później i tak się dowiedzą. Ale lepiej później niż prędzej. Zadrżałem, gdy zagadała do mnie kobieta o twarzy obficie pokrytej zmarszczkami.

Lubię ludzi, którzy dużo mówią. Bez przerwy trajkoczą, nie dając nikomu dojść do słowa. Wyrzucają serią wyrazy, kropki i wykrzykniki, za to bardzo rzadko wypluwają znaki zapytania. Na szczęście kobieta o wyglądzie shar peia była właśnie takim typem człowieka.

– Pan jest tu pierwszy raz. Spokojnie, naprawdę nie ma się czego bać. Rafał, nasz terapeuta, to bardzo przyjazny człowiek. Umie słuchać.

Jęknąłem w duchu. Nienawidziłem ludzi, którzy umieją słuchać. Kobieta kontynuowała.

– Tu nic panu nie grozi. Też za pierwszym razem się bałam. Bo, wie pan, mój problem polega na tym, że odczuwam lęk przed wizytą u lekarza…

– Psycholog to nie lekarz – wtrąciłem.

– Naprawdę? – kobieta zmarszczyła czoło, zapewne żeby jeszcze bardziej przypominać pogniecionego chińskiego pieska. – Na czym to ja… A, więc boję się lekarzy. Nieważne, czy trzymają strzykawkę, czy stetoskop. Nadal nie wiem, skąd mi się  to wzięło. Czasem, gdy strach jest nie do wytrzymania, zadaję sobie jedno proste pytanie…

– Tak?

– Czy wąż Eskulapa jest jadowity?

Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo właśnie zjawił się terapeuta i zaprosił naszą wesołą gromadkę cykorów do środka.

 

***

 

Co za kretyn wymyślił, żeby w trakcie sesji grupowych pacjenci siedzieli w kółku. Wszyscy na mnie patrzyli i oczekiwali, aż się przedstawię. Zamienili się w jeden wielki słuch.

Dlaczego ja pierwszy mam o sobie opowiedzieć? Mężczyzna o wyglądzie lacanowskiego postmodernisty też jest nowy. Niech on zacznie. No dobra. Raz kozie śmierć.

– Mam na imię Sylwester i…

Zawahałem się. Na pewno mnie wyśmieją. Wolałbym już powiedzieć “Mam na imię Sylwester i jestem alkoholikiem”. Niestety, nie byłem alkoholikiem. Piłem tylko okazjonalnie. Fakt faktem, że ostatnio wspomniane okazje zdarzały się coraz częściej. Zwłaszcza po incydencie w warzywniaku, po którym rzuciła mnie dziewczyna. Od tego czasu miałem cholernie dużo okazji.

Zorientowałem się, że cisza w niczym mi nie pomoże. Tą niepotrzebną pauzą tylko buduję napięcie. Policzyłem w myślach do pięciu, nabrałem powietrza i wypaliłem:

– Mam na imię Sylwester i lękam się kalafiorów.

Facet o fizjonomii postmodernisty wydał z siebie dziwny dźwięk. W tej krótkiej chwili znienawidziłem gnojka. Wszędzie poznam odgłos stłumionego śmiechu.

– Proszę powiedzieć coś więcej – zachęcił Rafał, niezwykle przyjazny terapeuta, który umiał słuchać. – Śmiało – dodał, wyjmując z kieszeni niewielki notes.

– Tak… Zatem boję się kalafiorów. Dokładniej nieprzetworzonych kalafiorów. Weźmy taką zupę. Mogę ją nawet zjeść, pod warunkiem, że nie będą w niej pływać żadne większe kawałki. Z zupą krem nie mam żadnego problemu. Albo purée ziemniaczano-kalafiorowe. Nawet mi smakuje. Podejrzewam, że przestaję się bać, kiedy warzywa są na tyle zgniecione, że tracą swą kalafiorową postać…

Lacanowski postmodernista wydawał osobliwie odgłosy ze zwiększoną częstotliwością.

– Tak… – kontynuowałem, starając się ignorować chichoczącego idiotę. – Początkowo się tym nie przejmowałem. Po prostu omijałem stoiska z kalafiorami. Ale jakiś czas temu zacząłem chodzić z pewną dziewczyną. Miała na imię Sandra i była cudowna. Okazało się, że uwielbia kalafiory. Kocha je tak bardzo, że gdyby założyły zespół, kupiłaby ich wszystkie płyty. Ona chciała mi pomóc, wyleczyć mnie, nawrócić na swój kalafiorianizm. Poszliśmy razem do sklepu z warzywami. Tam właśnie odbyła się konfrontacja. Sandra podała mi najdorodniejszy okaz. Patrzyłem na niego, a on nie patrzył na mnie, bo przecież warzywa nie mają oczu. Zaczęło się od zawrotów głowy. Nie wiem, jak opisać to uczucie. To było takie dziwne. Jakby w jednej chwili mój mózg zapragnął wybuchnąć, a moja czaszka w tym samym momencie nabrała ogromnej ochoty na implozję. A potem… Potem zwymiotowałem prosto na kalafiory. Na oczach Sandry zbeszcześciłem ołtarz, zniszczyłem album jej ulubionego zespołu. Nic dziwnego, że ode mnie odeszła.

Ryknąłem płaczem, a postmodernista ryknął śmiechem.

– Proszę się nie śmiać! – krzyknął psycholog. – Wszyscy chętnie posłuchamy, z jakim problemem pan do nas przyszedł.

– Właśnie – dodałem, ocierając łzy. Kobieta o twarzy shar peia podała mi chusteczkę. – Pewnie odczuwa patologiczny lęk przed strukturą dyskursu – dodałem ciszej.

Postmodernista poprawił okulary i zaczął swój wywód. Mówił z irytująco poprawną dykcją.

– Mam na imię Seweryn. Pozwolę sobie rozpocząć od zacytowania słów Marilyn Monroe: “Niczego nie należy się bać, oprócz samego lęku”. To właśnie mój problem. Już samo przyjście tutaj to dla mnie nie lada wyzwanie. Nie boję się pająków, wysokości, tłumu ani pogrzebania żywcem. Nie rozumiem, jak można obawiać się kalafiorów. Bez urazy, ale to zwyczajnie głupie. Nie potrafię pojąć, jak to jest odczuwać strach przed czymś konkretnym. Ale boję się, że kiedyś będę taki jak wy. Boję się bać. Wiem, to dosyć oryginalna fobia.

– Niezupełnie – zauważył terapeuta. Patrzył w swój notesik. – Spotkałem już jednego fobofoba. A właśnie! Zapomniałem wpisać kalafiorofobię. Z tym spotykam się po raz pierwszy.

Seweryn spojrzał na mnie z zawiścią. Chyba mi zazdrościł.

– Fobofoba?

– Tak. – Terapeuta kiwnął głową. – Fobofobia, od greckiego phobos, a nawet phobos phobos, to lęk przed lękiem.

– Strach przed strachem?

– Tak. Banie się, że będzie się bać. Jak pudełko w pudełku.

Przysłuchując się temu specyficznemu dialogowi, odczułem lekki niepokój, jakby gdzieś w pobliżu znajdowały się te wstrętne warzywa. Rozejrzałem się wokół, ale nie znalazłem żadnego kalafiora.

Już kiedyś przydarzyła mi się podobna sytuacja. W lesie. Było to o tyle dziwne, że przecież kalafiory nie rosną w lesie. Wokół widziałem tylko jagody, grzyby i paprotki. A mimo to poczułem lęk, jak podczas spotkania z moim warzywnym arcynemezis. Tylko w mniejszej skali. Innym razem napadły mnie nudności po tym, jak zafascynowany analizowałem kształt śnieżnego płatka. Czy to ma jakikolwiek sens? A teraz jeszcze to. Fobofobia. Pudełko w pudełku.

Kliknięcie.

Coś kliknęło w mojej głowie. Olśniło mnie. Jakie to oczywiste! Pudełko w pudełku. Fobia w fobii. Płatek w płatku. Paprotka w paprotce. I wreszcie kalafior w kalafiorze. Wszędzie ten sam powtarzający się wzór. A w każdym wzorze następny wzór. A potem kolejny i kolejny…

Więc to nie kalafiorów się lękałem! Warzywo stanowiło po prostu najjaskrawszy przykład obrzydliwego kanibala, który pożarł sam siebie. Niektórzy boją się schodów bez poręczy. Ja bałem się schodów pozbawionych końca.

Jakże byłem szczęśliwy. W końcu diagnoza to wstęp do wyleczenia. Może Sandra do mnie wróci? Miałem ochotę wybiec na środek koła i opowiedzieć o swoim odkryciu. Postanowiłem posłuchać historii kolejnego pacjenta, a potem oznajmić wszystkim wesołą nowinę.

Następna była kobieta o aparycji shar peia.

– Mam na imię Joanna i jestem tu po raz czwarty. Wcześniej mówiłam o moim lęku przed lekarzami, ale właśnie coś sobie uświadomiłam. Istnieje rzecz, której obawiam się nawet bardziej niż chirurgów. Może niezupełnie rzecz, raczej uczucie. Moim największym koszmarem jest, że kiedyś obudzę się taka, jak pan Seweryn. Boję się bać czegoś tak nienamacalnego, jak sam strach. Dokładniej boję się bać się bać.

Szarpnięcie.

Psycholog uśmiechnął się i zapisał w notesie jakieś bardzo długie słowo.

– Arcyciekawe. Pierwszy raz spotykam się z przypadkiem fobofobofobii. Strach przed strachem przed strachem to prawdziwa rzadkość. Jak pudełko w pudełku w jeszcze jednym pudełku.

Trzaśnięcie. Ścisnąłem chusteczkę.

Coś było nie tak. Coś było bardzo nie tak. Kręciło mi się w głowie. Nawet nie wiem, w którą stronę. Może w obie jednocześnie. Ale przecież tutaj nic mi nie grozi.

Kolejna osoba w kółku. Jak obracający się bębenek rewolweru.

– Mam na imię Przemek i boję się strachu przed strachem przed strachem.

Skręcenie.

– Fascynujące – krzyknął zachwycony terapeuta. – Kolejny do kolekcji. Fobofobofobofobia…

Wyżymanie. Wbiłem paznokcie w skórę.

Następny obrót bębenka.

– Mam na imię Paulina i boję się pająków… Ale to nic w porównaniu z lękiem przed lękiem przed lękiem przed lękiem przed lękiem.

Zmiażdżenie.

– Fobofobofobofobofobia. Od greckiego phobos phobos phobos phobos phobos. Jak pudełko w…

Bulgot.

Ćwierćprzytomny wytoczyłem się na środek koła. Cały świat wirował. Kręcił się w pionie, w poziomie, w poprzek, na wylot, w wymiarach nieznanych ludzkości. Jakby ktoś mnie wrzucił do bębna pralki. A tę pralkę do jeszcze jednej pralki. I tak dalej.

Widziałem twarze pacjentów. Coraz to nowsze, jakby to nigdy nie miało się skończyć. Jakbym znalazł się w wielkim kalafiorze.

W moich skołtunionych dendrytach pulsowało jedno krótkie pytanie.

Czy Uroboros jest jadowity?

Koniec

Komentarze

.

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Ależ ciekawa fobia! A od niewinnych kalafiorów się zaczęło. Za tę zagadkę masz u mnie plusa. :-)

Tekst oceniam na 7.

 

Edit: Co Ty, Szyszkowy, wiesz o pisaniu na krawędzi… ;-)

Babska logika rządzi!

Cieniu Burzy, wielce dziękuję za kropencję. Cenniejsza nawet niż słynna kropka nad i. ;)

Finklo, dzięki za siódemkę w magicznej nowej skali i bibliotekę. No tak, aż tak precyzyjnie na krawędzi jeszcze nie pisałem. ;)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Bardzo ciekawy pomysł: fobia jako wąż zjadający swój ogon. Ciekawy klimat – atmosfera terapii grupowej. Przypomniało mi to “Lot nad kukułczym gniazdem”. Bardzo dobre wykonanie – lekkie pióro.

 

Tekst oceniam na 8.

Finklo, ale Twoje pisanie na krawędzi było takie trochę oszukiwane. ;)

 

Bardzo fajne opowiadanie. Zaprawdę, SzyszkowyDziadku, jesteś mistrzem nienachalnego, inteligentnego humoru.

 

Tekst oceniam na 7.

A ja tekst oceniam na osiem. Nawet osiem i pół. Może nie opek miesiąca, ale przecudnie prosto zabawne. I moje nowe ulubione słowo: kalafiorianizm. Zgadzam się z Ochą, Szyszkowy, jesteś mistrzem takiego deczko brytyjskiego humoru.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

taką zupę. Mogę ja nawet zjeść,

ją?

 

Hm, podobał mi się humor i potem ten zakręt w stronę uroborosa, ale nie pojmuję, co do tego wszystkiego mają kalafiory! Jednak lektura miłą mi była, więc: Tekst oceniam na 7.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Finklo, ale Twoje pisanie na krawędzi było takie trochę oszukiwane. ;)

Ocho, ale dlaczego tak sądzisz?

Babska logika rządzi!

Zabawny test. To dopiero była interesująca fobia! :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

No wiesz, Finklo, te buty! :)

Spróbuj połazić jesienną nocą po mieście na bosaka i zobaczymy. ;-) Niektórzy Czytelnicy twierdzili, że o butach jest za dużo, ale to jeszcze nie oszustwo.

 

Szyszkowy, przepraszam za offtop.

Babska logika rządzi!

Tekst oceniam na 8 – bardzo mi się podobał. Świetny pomysł na przejście do faktycznej przyczyny lęku bohatera, choć największy lęk chyba powinien odczuwać widząc kalafiory zielone – te mają wyraźniejsze fraktale ;) Nienachalny humor i żelazna logika tekstu mnie urzekły :)

Finklo, ale Ty wiesz, że nie chciałam Cię urazić?

No wiem, ale mimo uśmiechajki zarzut zabrzmiał poważnie. Ale nie uraziłaś. :-)

Babska logika rządzi!

Podobało mi się; nie jakoś wybitnie, ale to być może dlatego, że miałem nachalne skojarzenia z tekstem o niebieskim flamingu (ze względu na występowanie terapeutów), co z kolei przywiodło mi na myśl opowiadanie o sklepie z zabawkami (ze względu na humor), a to przypomniało mi o szorcie na temat przyborów szkolnych (ze względu na tytuł, bo akurat treści nie znam), co z kolei… Przepraszam… kręci mi się w głowie; nie wiem nawet, w którą stronę. 

;)

Tekst oceniam na 7 i przyklepuję bibliotekę.

Hej ho!

Sorry, taki mamy klimat.

Wbrew pozorom wcale nie taki zabawny ten tekst. 

Tekst oceniam na 8

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Mam podobne odczucia co bemik. Wcale nie taki zabawny tekst jak mogłoby się pozornie wydawać. Jak dla mnie mógłby być jeszcze bardziej rozbudowany. Świetny styl sprawia, że czyta się bardzo szybko.

 

Tekst oceniam na 8

Jagiellon – Twój awatar siedzi u mnie pod biurkiem!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jagiellonie – taka uwaga techniczna: testujemy tu alternatywny system oceniania i organizator prosił o używanie ściśle określonej formułki. Żeby łatwo było później znaleźć oceny w tłoku komentarzy.

Babska logika rządzi!

@bemik

To komplement czy oblega? :P

@Finkla

Już poprawiłem, mam nadzieję że już wszystko w porządku :)

Ale się uzbierało komentarzy. I już biblioteka. Super. Pora na zagregowany komentarz:

Ambroziaku, dzięki za ósemkę. Nie czytałem nigdy “Lotu…”, ale kiedyś muszę to nadrobić.

Ocho, normalnie muszę sobie gdzieś to zapisać. “mistrz nienachalnego, inteligentnego humoru” – piękne. ;)

Emelkali, też lubię kalafiorianizm. :)

Tenszo, dzięki za wyłapanie literówki. Związek kalafiorów z uroborosem jest tu szalenie ważny. Może powinienem to bardziej rozjaśnić w tekście, ale zostało mi tylko niecałe trzydzieści znaków. Z grubsza chodzi o to.

Morgiano, dzięki za komentarz i docenienie pomysłu na fobię.

Bellatrix, tak, zielone kalafiory to są dopiero bezwstydne rekurencyjne bydlaki. Docenienie logiki w absurdzie to zawsze największy komplement. Dzięki. ;)

Sethraelu, jestem pod wrażeniem Twojej pamięci o moich skromnych tekstach! Hmmm… czytałem jakiś czas temu jedną książkę Vonneguta i tam też bez przerwy było to “Hej ho”. To ma jakiś związek? Tak czy inaczej: Hej ho!

Bemik, Jagiellonie, wielkie dzięki za ósemki. Tak, ten tekst, podobnie jak wcześniejszy o flamingu, nie do końca jest humoreską.

 

Ale się tego zebrało. Dzięki za wszystkie siódemki i ósemki, no i za bibliotekę! ;)

 

 

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Intrygujące. Straszne.

Tekst oceniam na 7.

 

I pół. Zaokrągliłbym w górę, ale ósemka trochę mi się kojarzy z kalafiorem (brr).

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Fajne. Jak czekolada z chili.

Strach w lesie to przez paprotki?

Tekst oceniam na 7

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Co tu dużo mówić, kiedy wszyscy już wszystko napisali. Mogę tylko dodać, że to szalenie satysfakcjonujące opowiadanie!

 

Po­li­czy­łem w my­ślach do pię­ciu, wzią­łem głę­bo­ki od­dech i wy­pa­li­łem: – Oddech, to wdech i wydech. Nie można wziąć głębokiego oddechu, choć można głęboko oddychać. Można też nabrać głęboko powietrza lub zrobić głęboki wdech.

 

Tekst oceniam na 7.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jagiellon – 

@bemik

To komplement czy oblega? :P – OCZYWIŚCIE, że komplement. Mój pies (sunia) jest najpiękniejszy na świecie. 

Sorry, Dziadku za offtop. Już znikam.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Szyszkowy Dziadku, Twoje opowiadanie nie jest straszne. Ale jest tak oryginalne, absurdalne w idealny dla mnie sposób i przyjemne w odbiorze, że serdecznie dziękuję Ci za to, że je napisałeś, bo dzięki temu ja mogłam je przeczytać ; )

 

Tekst oceniam na 8.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Świetne :D Naprawdę ciekawe.

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

PS. Uroboros nie jest jadowity – w końcu gryzie swój ogon :p

Szyszkowydziaduniu, bardzo fajnie napisałeś. Lektura twojego sympatycznego opowiadanka dostarczyła mi dużo przyjemności i niewymuszonej radości:) Kalafiorowa fobia wywołała u mnie reakcje godne postmodernisty;) Wiem… jestem okrutna, ale w niektórych momentach po prostu nie dało się nie parsknąć śmiechem (oczywiście tłumionym w sobie) ;) Chyba twój bohater by mnie nie polubił… ;/ Tekst oceniam na 9.

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Wielkie dzięki za nowe komentarze. ;)

Jerohu, siedem z plusem też jest spoko. Rozumiem lęk przed ósemkami. Zwłaszcza tymi przewróconymi. ;)

Alex, owszem, chodzi o paprotki. Takie paskudne jak na moim poprzednim avatarze.

Regulatorzy, całe życie brałem głębokie oddechy i nawet nie wiedziałem, że to niemożliwe. Całe życie w błędzie. Dzięki, jakoś to poprawię. ;)

Joseheim, bardzo dziękuję za przeczytanie mojego opowiadania. Po to je napisałem, żeby można było je czytać. ;)

Melo, dzięki. Super, że się spodobało.

Wiwi, dzięki za komentarz i aż dziewiątkę. ;)

 

Aha, nie ma co przepraszać za offtopy. Jak wiadomo większy ruch pod tekstem generuje… hmmm… większy ruch pod tekstem. I tak dalej. ;)

 

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Miło i oryginalnie ;)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Dziękuję, dj-u. ;)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

– Czy wąż Eskulapa jest jadowity?

I zrobiło się ciężko. To jest sztuka, zadać takie pytanie, po którym na chwilę człowiek przestaje czytać, a zaczyna się zastanawiać…

 

Cóż mogę powiedzieć… pewnie powinienem powiedzieć: rekurencja → patrz: rekurencja.

Ale mógłbym wtedy mieć twojego bohatera na sumieniu.

 

Bardzo oryginalna fobia i świetny punkt wyjścia z tym kalafiorkiem – foreshadowing jak się patrzy. Przy tym to porównanie kalafiorów do ulubionego zespołu, duży plus za oryginalność metafory (zapaskudzony ołtarz), niejako przy okazji phobos od niechcenia zahaczający o chorobliwą filia – mocne. Podane w ciekawy sposób. Wydaje mi się, że odrobinę, o jeden przypadek za długo pociągnąłeś fraktal fobii podczas sesji, ale to ja. Końcowe pytanie po prostu domyka obraz, spajając strukturę miniatury z jej treścią – bardzo udany zabieg.

 

Bellatrix – a gdyby tak Uroboros był odporny na swoją truzinę, przynajmniej na tyle, by go nie zabijała…? A gdyby…?

 

Tekst oceniam na 8 – ta końcówka, coś za łatwo, za szybko ci ludzie w kółku boją się bać się bać się bać…

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

@PsychoFish: Wąż Eskulapa to jadowity nie jest na pewno – to stworzenie żyje naprawdę ;) Węże są odporne na swoją truciznę, pod warunkiem, że jest ona w układzie pokarmowym – gryzienie ogona to raczej już trucizna do krwiobiegu by weszła ;p No i gryzie on ten ogon w nieskończoność, więc dawka trucizny byłaby olbrzymia, ergo jadowity nie jest ;)

A może po prostu łyka bez gryzienia – to byłoby właśnie po wężowemu, bo węże przecież nie żują, nie rozdrabniają. I cały czas musi uważać, żeby się nie dziabnąć przypadkiem, czego boi się strasznie, i ze strachu rozwiera paszczę na maksa. Męczy się biedak.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Biedulek Uroboros :-(

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Fraktal. Zapętlenie. Fajne.

...always look on the bright side of life ; )

PsychoFishu, bardzo dziękuję za rozbudowany komentarz. Lubię takie. Cieszę się, że doceniłeś wątek kalafiorofilii. Z tym jak długo pociągnąć fraktal miałem trochę dylemat. Za długa pętla mogła znudzić i przedawkować absurd. Znowu za krótka nie spowodowałaby aż takiego zakręcenia bohatera. I jeszcze ten paskudny, nieludzki limit znaków. Jakoś tak mi wypadło na pięć iteracji. Dzięki za ósemkę. ;)

Jacku, dzięki za lakoniczny acz treściwy komentarz. Też takie lubię. ;)

Jaka ciekawa dyskusja. Jestem pod wrażeniem Waszej wiedzy na temat mitologicznych wonszy. Pamiętam, że w Snake’u na starej Nokii każdy wunsz, który pożarł własny ogon zaraz zdychał. A ten uroboros biedaczek przez całą wieczność wygląda jak gra w Snake’a zacięta na Game Over. ;)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Ha, a ja z tą pętlą miałam problem. Bo chciałam napisać to samo, co Psycho, i uznałam, że jeżeli doliczę się poczwórnej pętli, to napiszę, a jak tylko potrójnej – to jednak nie. I doliczyłam się potrójnej, co mnie nieco rozczarowało, bo koniecznie chciałam się czegoś czepić. I nie wyszło. :(

bo koniecznie chciałam się czegoś czepić. I nie wyszło. :(

No proszę, jakie to lożowanie ma destruktywny wpływ na ludzi. ;)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Ale o co Ci chodzi z tą destrukcją? Że Ocha chciała się czepić, czy że nie dała rady? ;-p

Babska logika rządzi!

Przeczytałem. Komentarz po zakończeniu konkursu.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Rozumiem, patrząc na Twój avatar, że opowiadanie mało autobiograficzne? :)

Tekst super, świetnie napisany jak zawsze. Ładnie się to wszystko zazębiło (jak niejeden fraktal) pod koniec.

 

Wszyscy chętnie posłuchamy, z jakim problemem pan do nas przyszedł – przecinek

 

Tekst oceniam na 9.

Wielkie dzięki, Zygfrydzie, za komentarz i dziewiątkę. Przecinek dodany. ;)

Bellatrix, dzięki za nominację. ;)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Siła sugestii w grupie terapeutycznej – strach się udać na terapię :)

Fajna lektura.

Tekst oceniam na 7.

Dzięki za komentarz. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Rewelacyjny tekst! Jakkolwiek zawarta w nim głębia nie jest wcale zabawna, forma, w jakiej został podany, doprowadziła mnie do kilku niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Podobnie jak w przypadku Flaminga… narracja prowadzona jest w sposób przejrzysty, lekki i inteligentny. Nie pozostaje mi nic, jak rzec:

Tekst oceniam na 9. *

* Niestety, wyłącznie poza konkursem, ponieważ opowiadanie nie spełnia warunków: brak tu elementu fantastycznego.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Mam mieszane uczucia. W tym szaleństwie jest jakaś metoda, to na pewno. Nie umiem jednak jasno określić, czy więcej jest szaleństwa, czy metody, i czego tak naprawdę bym sobie w tej kwestii życzył.

Historia, zarówno klimatem jak i stylem bardzo przypomina mi Twojego “Flaminga”. Równie przewrotne, zabawne, inteligentne i popyrtane. To dobrze; “Ofidiofobia“ dowodzi tylko, że poprzednie opowiadanie nie było jedynie “przebłyskiem”.

Nie powiem, żebym śmiał się w głos podczas lektury, ale nie sposób nie docenić zabawnych akcentów i przewrotności zawartej w tym opowiadaniu logiki. Nie sposób też nie zadrżeć przed głębią, ukrytą w pytaniu:

Czy (tutaj chyba mamy do czynienia z nazwą własną konkretnej gadziny, a nie symbolem, więc raczej: u U)roboros jest jadowity? (ale z drugiej strony – co ja tam wiem?)

Mnie jednak bardziej intryguje kwestia ostatniego etapu trawienia w wydaniu tego biednego gada. Nieskończoność nieskończonością, ale srać, za przeproszeniem, też gdzieś trzeba…

No i, niestety, zero w tym fantastyki – zdrowy, niegłupi absurd, i owszem, ale fantasy? Nie widzę…

 

Tekst oceniam na 9.

 

Peace!

 

P.S.

Jestem winny zarówno Tobie, drogi Dziadku, jak i szerszej publiczności, dodatkowe wyjaśnienie. Tekst, mimo formalnej dyskwalifikacji z powodu braku fantastyki, został wyróżniony, bo okazał się tak fenomenalny, że jednego z Jurorów – nie powiem którego, bo mi trochę jednak wstyd – na (dłuższą) chwilę przyćmiło i zapomniał wziąć ten drobny niefart pod uwagę podczas nominowania najlepszych opowiadań. A że inni Juryści byli łaskawi również nie zauważyć tej pomyłki, to znak widoczny i wyraźny, że opowiadanie jednak zasłużyło na swoje wyróżnienie.

Serdecznie przepraszam wszystkich zainteresowanych (zwłaszcza tych, dla których Jury nie było tak łaskawe w kwestii trzymania się regulaminu) za to zamieszanie.

Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone.

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Fobia – dużo, dużo fobii, lubimy to :)

Fantastyka – ano właśnie… ja niestety nie bardzo widzę.

 

Uwagi ogólne – bardzo fajne opowiadanie, w zasadzie przeczytało się samo. I trochę śmieszne i trochę straszne, dla każdego coś dobrego. Warsztatowo – świetne, pomysł też ciekawy, do tej pory czasem myślę o pofraktalowanych kalafiorach. Ale – brakuje niestety fantastyki. Co nie zmienia faktu, że…

 

Tekst oceniam na 8.

Fobofo… Dobre. Biedny kalafior z warzywniaka. Ja też lubię kalafiory, mniam! 7/10

 

edit: To chyba nie był zbyt merytoryczny komentarz, ale ten tekst za bardzo robi mi apetyt!

Mee!

Wielkie dzięki za komentarze szanownych jurorów. Jakoś tak sobie wymyśliłem, że absurdalne skręcenie rzeczywistości wystarczy za (bardzo) szeroko pojętą fantastykę, ale faktycznie żadnego konkretnego elementu fantastycznego doszukać się tutaj nie sposób. ;\

Po namyśle zmieniłem uroborosa na Uroborosa. Nad trawieniem gadziny wolę nawet nie myśleć, bo przypomina mi się film “Ludzka stonoga”, a wolałbym o nim zapomnieć. ;)

A, dziękuję też Zygfrydowi i Bogusławowi za zgłoszenia do piórka. :)

 

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Muszę powiedzieć, że podoba mi się Twoje poczucie humoru : ) Tekst lekki, zakręcony, ciekawy. 

Dzięki za komentarz. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Bardzo mi przykro, że jestem w opozycji do znakomitej większości – matrioszka fobofobofobo(…)fobii zwyczajnie mnie znudziła. Autor, niestety, rozpędził się ciut za bardzo tym razem…

W sumie ciekawe podejście do tematu fobii. Ze szczyptą refleksji, odrobiną humoru i dozą oryginalności. Zdecydowanie na plus.

Opowiadanie oceniam na 7.

Adamie, no trudno, ale dzięki za przeczytanie. Strach pomyśleć, jakbym się rozpędził, gdyby nie limit znaków. ;)

Vyzarcie, dziękuję za wizytę i komentarz. ;)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Podoba mi sie Twoje poczucie humoru. Tekst bardzo dobry.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Zastanawiam się, ile iteracji kalafiorowych byłby w stanie znieść mój prosty umysł…

 

Zabawne. Lekkie. Niestraszne ;)

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Bardzo dziękuję za komentarze. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

I znowu jestem pod wrażeniem. Sprytnie odwróciłeś uwagę kalafiorem, przez co nawet się nie spodziewałam, że opowiadanie aż tak fraktalnie się rozrośnie. Świetna końcowa sugestia (o ile to już nie nadinterpretacja :P), że wszystkiemu winna podobnie fraktalna struktura neuronów. Nie ma ucieczki przed kalafiorem.

Po przeczytaniu przyszło mi do głowy, że być może bardziej odpowiednim tytułem byłaby ‘Apeirofobia’, ale po namyśle stwierdzam, że całkiem zręcznie uniknąłeś spoilera. Zresztą jako nawiązanie do Uroborosa jest jak najbardziej na miejscu.

Pozdrawiam! ;)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Dzięki za kolejną wizytę. :) Tekst już trochę stary, ale z tego, co pamiętam, nie nawiązywałem do fraktalności neuronów. Także chyba jednak nadintepretacja, ale fajnie, że można znaleźć w tekście takie nieplanowane drugie dno.

Tak, tytuł już celowo nawiązuje do Uroborosa i wcześniej wonsza Eskulapa. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Aha, bo myślałam, że taką sugestią była wzmianka o dendrytach. Ale może dla dobra narratora lepiej mu nie podsuwać podobnych pomysłów. :P

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Ja po prostu lubię takie wstawki, jak ta o skołtunionych dendrytach. Tak, narrator mógłby na to źle zareagować. :) 

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Miś nie lubi kalafiorów bardzo, ale bardzo lubi fraktale. Opowiadanie zabawne i z lustrami w lustrach.

Nowa Fantastyka