- Opowiadanie: Werwena - Pomiędzy

Pomiędzy

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Pomiędzy

W oddali, za plecami – ogień, gorące płomienie osuszają setki łez na pomazanych czernią policzkach, nie pozwalają ostygnąć ciałom. Łkanie matki słyszy najwyraźniej, płacz innych to tylko szum, gdzieś na granicy świadomości. Na razie. Patrzy na kawał spalonej kłody, wolno przesuwający się z nurtem rzeki. To jeszcze niedawno byłeś ty, myśli. Twoja podobizna, twój dom. Twoja siła.

Tak naprawdę, to nie to jest powodem tlącego się w jej sercu przerażenia. Rozbicie posągu nie zabija boga, wyłącznie głupcy mogą tak myśleć. Ale jest jeszcze głaz u jej stóp, wielki i zimny. Martwy. Drzewa w oddali milczące nieruchomo, ciężkie, bure niebo. I coś nieuchwytnego w powietrzu – zapach, którego nikt inny nie czuje, silniejszy od woni spalenizny. Przypomina zapach więdnących róż, suchych liści, mgły i rozpaczy.

Gdzieś ponad światem tak właśnie pachną pożegnania.

Wie, co to oznacza, choć rozpaczliwie nie chce się na to godzić. Ale rozpacz powoli przestaje być jej udziałem. To już się dzieje – jej skóra chropowata, pachnie sokiem ze złamanej gałęzi. We włosach pełgają iskry. Twarz sztywnieje i trudno jej skrzywić się czy uśmiechnąć. Oczy ma suche, widzące zbyt wiele. Z całych sił pragnie zanieść się szlochem, ale tylko elektryczny wstrząs wzdryga jej ciałem. To nie boli, to po prostu się dzieje. I już.

Ani przez chwilę nie pozostawiono jej wyboru, dlatego nie musi się wahać. Pochyla się, kładzie obie dłonie na płaskim głazie, wytrzymuje jego parzące zimno. Dotyka chropowatej powierzchni kolanami, powoli opiera się na przedramionach. Wreszcie przytula policzek do kamienia, kładzie się na nim, obejmując ramionami ugięte nogi. Nie czuje już na plecach gorącej poświaty, jedynie przejmujący chłód, który stopniowo, bardzo powoli słabnie, by w końcu przejść w pulsujące, krzepiące ciepło.

Szepty i szlochy nacierają na nią brutalnie. Cierpienie ludzi jest bolesne, kłuje i gniecie jej czaszkę. To zaraz minie, powtarza sobie. Przecież jego nie mogło boleć – nie wytrzymałby tych wszystkich nocy, kiedy jej matka wyła z rozpaczy, kiedy darła na sobie ubranie i rzucała się na ziemię, próbując uciszyć serce – siedemnaście lat temu zdruzgotane w drzazgi przez boga.

Broni się jeszcze przez chwilę, zanim stanie na cienkiej granicy człowieczeństwa i boskości, na której teraz musi balansować. Czuje, jak oba światy zamykają się przed nią, nie znajdując dla niej miejsca. Nie jest już sobą, choć wciąż nie potrafi być nim (głosy w głowie nie cichną, widzi dziesiątki oczu, bezdennie smutnych). Wykrzykuje pytania, ale one powracają, odbijają się w jej głowie nieznośnym echem, przez nikogo więcej nie słyszane.

To ona jest teraz odpowiedzią.

Powoli wstaje, odwraca się, podąża w stronę płonących domów. Czuje ciepło ognia i ludzkich istnień. Słyszy, jak opłakują swoich bliskich i swego boga. Z każdym jej krokiem tysiące kropel spada z ciężkich chmur. Setki tysięcy, miliony, niewypowiedziane liczby. Strugi deszczu uciszają płomienie i znikają, zostawiając po sobie tylko oszałamiający zapach i mętne kałuże.

Więc tak to jest. Ona jest ziemią, ona jest niebem. Skórę ma już brunatną, twardą. Nie potrafi sięgnąć dłonią do twarzy – czym jest jej twarz?

Jeszcze jeden, ostatni krok, nim obróci się w drewniany posąg. Ostatni krok, w trakcie którego słońce i księżyc pięciokrotnie malują świetliste łuki na niebie. Czuje ich ciężar, prędkość i ruch. To tak, jakby kiedyś czuła krew, krążącą w żyłach.

Gdy ma już nową formę – drewniane, nieruchome ciało, którym jest i nie jest – zaczynają przychodzić. Składają u jej stóp dary: zaśniedziałe błyskotki, uratowane ze zgliszcz, polne kwiaty, którym dała życie sprowadzając deszcz. A kiedy tłum błagalników niknie, zjawia się kobieta, która drugi raz straciła miłość swego życia.

 

Zajęłam jego miejsce, matko. Wiedziałaś, że kiedyś może tego zażądać. Obie wiedziałyśmy. Dla mnie będzie to zaledwie tchnienie, dla ciebie całe lata. Ale wiedz, że zanim twoje kruche ciało zgaśnie, przyjdę do ciebie. Przyjdę pod ludzką postacią, tak jak kiedyś on przyszedł, byście mnie poczęli.

 

Klękają przed nią. Błagają, zaklinają, żądają i proszą. Ci, z którymi kiedyś dzieliła losy.

Patrzą na nią. Wyczekują. Milczą. Ci, którzy nadal wzbudzają w niej lęk, choć jest już jedną z nich. 

Koniec

Komentarze

Cholernie dobre!

 

Napisane bardzo dobrze w tematyce, którą lubię (i której nieraz sam próbuję).

Szort mile mnie zaskoczył.

 

Co robią ludzie, gdy ich bóg umrze? Rodzą na jego miejsce kolejnego. 

Podoba mi się, że bóg ma tutaj symbol drewnianego posągu. Ta łatwość zniszczenia go jest bardzo alegoryczna.

 

Tekst oceniam na 8.

 

Pozdrawiam!

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Niezły pomysł, dobre wykonanie. Tylko trochę zbyt łatwo odgaduje się, co będzie dalej, a trochę za trudno, co było przedtem. ;-)

Tekst oceniam na 6.

Babska logika rządzi!

Nazgulu, Finklo, dziękuję za komentarze.

To dla mnie specyficzny tekst – baaardzo długo dojrzewał, przez co teraz zupełnie nie potrafię przeczytać go z zachowaniem ułamka obiektywizmu. Najbardziej martwiłam się właśnie o to, czy da się zrozumieć o co w nim chodzi ;)

Wydaje mi się, że pojmuję co się wydarzyło, ale nie wiem, dlaczego tak się stało.

 

Tekst oceniam na 6.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dobry tekst. Krótki i treściwy, choć muszę przyznać, że na początku odrobinę zbyt zagmatwany. Ale pokazuje to, co – jak sądzę – autor chciał pokazać i to w sposób w zasadzie godny pochwały.

Tekst oceniam na 7

Czytam właśnie “Inne pieśni” Dukaja i jestem pod wpływem jego stylu (albo bardziej adekwatnie: Formy) – Twój w niczym mu nie ustępuje. Jeżeli chodzi o samą fabułę, to odczucia miałem podobne, jak przy “Lio i Królu”: nastrój tajemniczości, niedopowiedzenia, ot, kilka klocków rzuconych czytelnikowi, żeby sam sobie ułożył z nich właściwą budowlę. Przy czym o ile w przypadku poprzedniego tekstu ich niekompletność była dla mnie zaletą, tu jednak jakiegoś klocka wciąż mi brakuje. Wydłużyłbym szorta.

I jeszcze uwaga techniczna:

Tak naprawdę, to nie to jest powodem tlącego się w jej sercu przerażenia

– tu nie stawiałbym przecinka.

Dziękuję za kolejne komentarze i oceny. Podoba mi się metafora klocków i będę ćwiczyła dobieranie właściwej ich ilości – bo dobrze mi z tą  tajemniczością ;)

Dobrze, że wreszcie opublikowałaś. Bardzo dojrzały tekst, dobrze się czyta. FORMA przypomina wczesne poczynania Pana Dukaja, a treść moim zdaniem sprawia wrażenie wycinka większej całości. Czekam na dalsze publikacje.  Dobrze Ci z tą tajemniczością;) 

Też dopiero co czytałem Inne Pieśni i nie dostrzegam podobieństwa, ba, uważam wręcz, że powieść Dukaja i opowiadanie Werweny, różnią się skrajnie – podczas gdy pierwsze z rzeczonych dzieł literackich przede wszystkim męczy, drugie dostarcza wyłącznie przyjemności. Ale to tylko moja opinia opierająca się na moim guście, a w ten Twoja proza, Werweno, wpasowuje się idealnie. Przyznam że za pierwszym podejściem mało pojąłem z treści, a jednak, urzeczony formą, z przyjemnością przeczytałem Pomiędzy raz jeszcze. A i pewnie na dwukrotnej lekturze ne poprzestanę, ponieważ, jakkolwiek wciąż jestem daleki od rozwikłania jego fabularnej łamigłówki, budowa opowiadania wprawiła mnie w podziw.

Czekam na kolejne teksty (trzymając kciuki za nieco dłuższą formę) :)

Tekst oceniam na 8.

Pozdrawiam.

 

Dwie sugestie na koniec:

Tak naprawdę, to nie to jest powodem tlącego się w jej sercu przerażenia.

Wywaliłbym “to”. Tak naprawdę, nie to jest powodem (…)

Czuje, jak oba światy zamykają się przed nią, nie znajdując dla niej miejsca.

Bardziej pasowałoby mi nie pozostawiając.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Bardzo to dobrze napisane, widać że panujesz nad językiem. Opis jest tak plastyczny, że od razu widziałam wszystko, o czym czytałam. A potem przeczytałam drugi raz ;-)

Dziękuję, dziękuję :)

I za pochwały i za cenne sugestie. 

I za solidny zastrzyk motywacji – strasznie, strasznie fajnie jest przeczytać, że ktoś czeka na moje teksty :)

Odczytane jako proces przekształcania się w bóstwo – dobre, interesujące. Ale brak, nie jakoś dokuczliwie, lecz jednak brak wyraźniejszej, motywującej retrospekcji.

Ładnie napisane.

W komentarzach pojawiają się rozważania, czy tekst jest trudny.

Mnie wydał się względnie łatwy, więc teraz się zastanawiam – zrozumiałem, czy nie ;) ?

Odebrałem go jako przemianę dziewczyny, córki boga, (siedemnastoletniej?) w boginię. Tytułowe pomiędzy, jako moment przejścia. Nie wiem, czy przemiana miała coś symbolizować, ja odebrałem ją dosłownie (w końcu to portal fantastyczny, czyż nie?).

Bartosz Nysler napisał o długości tekstu. Myślę, że dokonałaś pewnego wyboru. Napisałaś ładnego, ale jednak szorta. Przeczytałem go raz dwa i kiwnąłem głową z uznaniem, ale z pewnością nie wywrze na mnie takiego wpływu, jak ta sama historia opowiedziana w formie pełnokrwistego opowiadania. Szort może zwalać z nóg, ale to już naprawdę wyższa szkoła jazdy. Czytanie o przemianie człowieka w boga było interesujące, ale nie zaoferowało mi odpowiedzi na żadne z “fundamentalnych pytań”, tekst ma raczej naturę opisu, niż rozwiązania zagadki.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dzięki, Nevaz. Masz racje, dokonałam wyboru – i muszę przyznać, że niełatwego. Tekst baaaardzo długo leżał w szufladzie i moje pierwotne plany wobec niego obejmowały właśnie stworzenie dłuższego opowiadania. Przez lata nie wyszło, zdecydowałam więc, że ujrzy światło dzienne w takiej formie.

Tekst zupełnie inny od tego, co czytałam. Jestem wiernym czytelnikiem, bo tylko ten czekał w kolejce. Szort moim zdaniem Ci wyszedł. Zwłaszcza dlatego, że jest ładnie napisany. Prowadzi nas za rączkę, choć wiemy, co czeka nas na końcu. Mnie się podobało i tylko szkoda, że nie został należycie doceniony. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dzięki, Morgiano! Cieszę się, że tu zajrzałaś i dziękuje pięknie za wierne czytelnictwo ;)

Bardzo poetycki tekst. Nasycony emocjonalnie. Niesamowity klimat. Nie mogę się powstrzymać przed rozbiorem teologicznym. Bóstwo jest tożsame ze swoim posągiem – czyli oczywista idolatria, najprymitywniejszy poganizm. Nie ma czegoś takiego jak relacja prawzoru i obrazu, które dzieli otchłań ontologiczna, ale łączy imię, jak w ikonie. Tym ciekawsze jest to, że tekst jest napisany z perspektywy bóstwa– rzeźby. Jeśli dobrze zrozumiałem, takie bóstwo jest posągiem tymczasowo, a potem zostaje swobodnym duchem, albo kimś jeszcze.

Dziękuję za odwiedziny, Nikolzollernie. Cieszę się, że tekst skłonił Cię do wnikliwszej analizy. Bardzo mnie pociąga boskość we wszelkich odmianach. Pociąga ku literackiej interpretacji oczywiście :)

Klimatyczne bardzo. Jakbym Ursulę Le Guin czytał. Ode mnie klik i pozdrówka :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Takie porównanie to mnie bardzo zaszczyca :)) dziekuje, tsole!

Nie za górami, nie za lasami, ale w potężnej zatęchłej poczekalni, żył sobie szorcik, imieniem “Pomiędzy”. Miał ów szorcik klimat cudowny, językiem pięknym był napisany. Emocje wzbudzał, do myślenia skłaniał. A jednak utknął był w poczekalni, smutkiem i strachem najszczerszym zasłanej. Aż przybył naraz, szorcikiem ujęty CM, co z klikami nigdy nie zdążał. I złożył wniosek o czwarte kliknięcie, piątego cierpliwie patrzeć polecając, co wrót biblioteki czekanej uchyli.

Wizyta w ramach akcji “Przytul zapomnianego szorcika”.

Pozdrawiam.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Jejciu, jaka szlachetna akcja! :))

Szorcik jest wzruszony i szczerze dziękuje! 

Dobrze mi się czytało :)

Przynoszę radość :)

Anet, cieszę się! :))

Nowa Fantastyka