- Opowiadanie: LukaszMorawski - Nieskończona ilość ciebie

Nieskończona ilość ciebie

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Nieskończona ilość ciebie

Lekko skołowany Michał podniósł się z ziemi. Rozejrzał się dookoła, otrzepał z kurzu i ruszył przed siebie. Chciał jak najszybciej oddalić się z tego przeklętego miejsca, choć na dobrą sprawę nie był w pełni przekonany gdzie obecnie się znajduje. Mimo to szedł do przodu w podartych ciuchach i z rozkwaszonym nosem. Z oczu spływały mu łzy, a w głowie kłębiło się milion myśli. W ogóle nie mógł się skupić, potrzebował jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia obecnej sytuacji, jednak nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Słyszał jedynie niewyraźne szmery i kobiecy głos przenikający przez jego umysł.

 

***

 

– Cześć, wpadnij dzisiaj do mnie wieczorem. Planujemy z Czarkiem wybrać się na domek nad jeziorem i musimy ustalić kilka szczegółów oraz zrobić dokładną listę osób. Oczywiście nie przyjmuję odmowy – rzekł Bartek znajdujący się po drugiej stronie słuchawki.

– Ok, wpadnę – rzucił od niechcenia Michał, mający już wcześniej zaplanowany wieczór.

Miał go spędzić ze swoją partnerką Sonią, siedząc na grillu u jej znajomych z pracy. Z jednej strony było mu na rękę wyrwać się z tego nudnego towarzystwa, ale nie chciał po raz kolejny słuchać narzekań swojej narzeczonej. Nie zastanawiał się jednak zbyt długo, tylko spakował tablet do plecaka i wyciągnął z balkonu rower. E, nie pogniewa się – pomyślał i wyszedł z mieszkania. Sonia była w tym czasie na zakupach z przyjaciółką i wybierała dla Michała koszulę na długi rękaw w sklepie, który tak bardzo uwielbiała. Była to jednocześnie ostatnia kupiona dla niego koszula.

Chłopak jechał rowerem po wyznaczonej ścieżce, nie spiesząc się zbytnio i rozglądając na boki za większością ładnych dziewczyn przechadzających się po chodniku. Był środek lata, na dworze skwar, dlatego rzesze licealistek oraz studentek odwiedzających dom rodzinny w wakacje, odziane były w skąpe jeansowe szorty, luźne podkoszulki z dużymi dekoltami i sandałki. Istny raj dla młodzieńca w ciemnych okularach, zasłaniających ruch gałek ocznych. Jedna z dziewczyn wyróżniała się od reszty, co od razu zainteresowało ciekawskiego Michała. Akurat stał na czerwonym świetle, dzięki czemu mógł dokładnie przyjrzeć się nieznajomej. Ta, w przeciwieństwie do innych ludzi w okolicy, zdawała nic nie robić sobie z upału, jaki panował na dworze. Miała założony gruby, czarny sweter z kapturem naciągniętym na głowę, bordowe materiałowe spodnie i rozpuszczone włosy opadające na większą część twarzy. Stała tuż obok Michała, który co chwilę na nią zerkał, zastanawiając się, jak ona wytrzymuje w takiej temperaturze. Dziewczyna również nie ukrywała zainteresowania chłopakiem, choć widać było, że czuła z tego powodu lekkie zażenowanie.

– Jesteś stąd? – spytała w końcu.

– Tak, mieszkam tutaj od urodzenia. Czemu pytasz?

– Po prostu, byłam ciekawa. Nie pasujesz mi do reszty tutejszego społeczeństwa.

Ciekawe – zaśmiał się w myślach, zerkając jednocześnie na jej ubiór.

– W sumie nie bardzo rozumiem czemu usłyszałem to akurat od ciebie, ale skoro rzuciłaś takim hasłem, to może rozwiniesz swoją myśl?

– Nie muszę, za jakiś czas przekonasz się o co mi chodzi – spuściła w dół wzrok i zaczęła nerwowo szarpać już i tak rozciągnięty rękaw swetra. – I byłabym wdzięczna gdybyś nie śmiał się z mojego ubioru.

Michał nie ukrywał zaskoczenia, zanim zdołał cokolwiek powiedzieć zaświeciło się zielone światło i dziewczyna ruszyła przed siebie pewnym krokiem. Podjechał do niej i próbował kontynuować rozmowę.

– O czym ty gadasz? Możesz wyrażać się trochę jaśniej?

– Nie mam czasu, daj mi spokój – odpowiedziała spokojnym głosem.

– Nie d…

– Odwal się ode mnie do cholery! – przerwała gwałtownie Michałowi, nie pozwalając mu dokończyć. – Nic więcej nie mogę powiedzieć, naprawdę – zatrzymała się. – Proszę, daj już mi spokój.

Chłopak czuł się zmieszany. Chciał coś dodać, jednak dziwna reakcja dziewczyny wybiła go z rytmu. Postanowił usłuchać jej prośby i się oddalić. Ona poszła w lewą stronę, a on kontynuował swoją drogę jadąc wzdłuż ulicy. Przez cały czas rozmyślał o wcześniejszej sytuacji. Próbował sobie przypomnieć czy już wcześniej ją spotkał. Studia? Raczej nie, na pewno bym ją rozpoznał. Może jakaś znajoma Sonii? Dokładnie zapamiętał jej wygląd. Miasteczko jest stosunkowo małe, więc z pewnością ktoś z jego znajomych będzie ją kojarzył. Może nawet Bartek, albo ten przygłupi Czarek.

W tym momencie okazało się, że Michał znajduje się na środku jezdni, a pędzący w jego stronę samochód hamuje niosąc ze sobą przeraźliwy pisk opon. Twarz kierowcy sugeruje, że za chwilę będzie za późno.

Kruche życie.

 

***

 

Chłopakowi w ostatniej chwili udaje się odbić w prawo. Samochód bezpiecznie zatrzymuje się na chodniku, a Michał wpada z pędem na trawnik. Udaje mu się zachować równowagę, chociaż nogi trzęsą mu się niczym galaretki.

– Zwariowałeś?! O mały włos, a bym cię rozjechał! – wrzeszczał roztrzęsiony mężczyzna. – Kurwa, ale mi napędziłeś stracha dzieciaku.

– Przepraszam bardzo, ja… ja… – łzy napłynęły mu do oczu. – Kurwa mać… naprawdę przepraszam.

– Tym razem ci się upiekło. Na przyszłość – patrz jak jedziesz. Zaoszczędzisz ludziom niepotrzebnego stresu…

– Będę pamiętał. Jeszcze raz przepraszam, zamyśliłem się.

Muszę się skupić, nie mogę zawracać sobie głowy durnostwami. Ja pieprzę, mało co a teraz zdrapywaliby mnie z asfaltu. Dobrze, że nie widziała tego Sonia. Srałaby sie o to przez miesiąc. Nie zdążył dobrze usiąść na siodełku, gdy do jego uszu dobiegł potężny huk i dźwięk zgniatanego metalu. Mężczyzna, chwilę po tym jak wjechał z powrotem na ulicę, zderzył się z przecinającym skrzyżowanie wariatem pędzącym nowiuśkim kabrioletem. Ludzie zaczęli zbiegać się na miejsce wypadku, z którego dobiegały ciche pojękiwania. Michał rzucił rower na ziemię i czym prędzej ruszył w stronę skrzyżowania. To co zobaczył na miejscu przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Starszy, siwy facet jadący żółtym kabrioletem, siedział z głową spuszczoną w dół, a z jego czoła wystawał fragment małego, metalowego krzyżyka przyczepionego wcześniej do lusterka. Krew spływała ciurkiem po całej twarzy, skapywała na buty. Większość ludzi stała dookoła samochodów, sparaliżowana tym co zobaczyła, garstka z nich biegała bez sensu wołając Boga, a kilka osób szukało nerwowo swoich komórek, żeby jak najszybciej cyknąć fotki.

– Ludzie ogarnijcie się! Trzeba pomóc im się wydostać! – krzyknął ktoś z tłumu. To był Michał, który już teraz czuł się winny za to, co się przed chwilą wydarzyło. – Ej, wy dwaj! – wskazał na dwóch wysportowanych chłopaków – Sprawdźcie co z tym w kabrio, ja idę do tego drugiego.

W międzyczasie ktoś zadzwonił po pogotowie. Ci mieli przyjechać w ciągu kilku minut, ale już teraz wiadomo było, że dla jednej z ofiar jest za późno. Michał podbiegł do drugiego samochodu i zajrzał do środka. Mężczyzna był nieprzytomny, ale nic nie wskazywało na to, że nie żyje. Chłopak sprawdził puls, tak jak uczyli go w szkole i rzucił szybko okiem na ciało faceta, czy aby i w niego nie wbił się jakiś przedmiot. Gdy stwierdził, że wszystko jest w porządku odetchnął z ulgą.

– Proszę pana, słyszy mnie pan? – potrząsnął go za ramię. Starał się robić to jak najdelikatniej, żeby za bardzo nie szarpać ciała. Uszkodzenie kręgosłupa nie było wykluczone. – Niech pan się odezwie. Pomoc już jedzie, za chwilę zabiorą pana do szpitala. Obiecuję.

Część ludzi nadal stała obserwując biernie całą sytuację. Była wśród nich osoba nerwowo szarpiąca rękaw swetra i drapiąca się nieustannie po nadgarstku.

Po kilku minutach od zdarzenia, ratownicy medyczni wsuwali właśnie nosze do karetki na których znajdował się facet z założonym na szyję kołnierzem. Nic mu nie będzie, był tylko trochę poobijany. Na miejscu wypadku zjawiła się policja odciągając niepotrzebnych gapiów od miejsca zdarzenia. Dwukolorowe taśmy poszły w ruch, a droga została tymczasowo zamknięta. Jedna osoba spisywała protokoły, a inna w tym czasie rozwijała plastikowy worek. Dziewczyna ubrana na czarno cały czas obserwowała sytuację, nie dając jednocześnie spokoju swojemu nadgarstkowi.

– Słuchaj stary, ja dzisiaj odpadam. Wracam do domu, później wam opowiem co się stało. To były jakieś jaja… – Michał wywinął się ze spotkania z kolegami, którzy niechętnie słuchali jego wymówek. Nie obchodziło go to zbytnio i bez słowa pożegnania przerwał połączenie. Postanowił wrócić spacerem, prowadząc rower u boku. Za dużo wrażeń jak na jedną przejażdżkę. Chwilowo idziesz w odstawkę roweryku.

Temperatura zdawała się być jeszcze większa niż gdy wychodził z domu. Pot lał mu się po czole, a siwa koszulka jaką miał na sobie, cała się lepiła. Żałował, że nie posłuchał rano Sonii, narzekającej na jego duży zarost. Broda w taką pogodę to nie jest dobry pomysł, buzia swędziała go i paliła, a alergia na wszelkiego rodzaju pyłki tylko pogłębiała jego dyskomfort. Miał dosyć tego dnia. Jedyne czego pragnął to uwalić się w fotelu, otworzyć zimne piwo i obejrzeć kilka odcinków serialu pod rząd. W swoich planach nie przewidywał miejsca na narzeczoną. Ostatnio układało im się coraz gorzej i coraz częściej się zastanawiał czy aby warto robić kolejny krok. Rodzice chcą, Sonia chce, babcie są zachwycone. Tylko czy kurwa ktoś pomyśli czego ja chcę? Od dłuższego czasu marzyło mu się spakować wszystkie swoje rzeczy i wyjechać z tego miasta. Nic go tutaj nie trzymało, narzeczoną miał gdzieś, z rodzicami średnio się dogadywał już od chwili, gdy wypowiedział pierwsze słowo, a i dwie młodsze siostry nieszczególnie go interesowały. Michał był typem samotnika robiącym wszystko pod siebie i z myślą o sobie. Zazwyczaj nie obchodziło go co pomyślą sobie inni ludzie, szydził także z czyjegoś cierpienia czy niepełnosprawności. Dzisiejsze wydarzenie wzbudziło u niego pewne wątpliwości. Zazwyczaj przeszedłby koło takiego wypadku obojętnie, rzucając przy tym jakimś ciętym żartem. Tymczasem nie tylko zainteresował się ofiarami, ale starał się im pomóc. Czuł się odpowiedzialny za to, co się wydarzyło. Jeśli nie wyjechałby wcześniej facetowi rowerem, ten już dawno przejechałby przez skrzyżowanie omijając pędzące kabrio.

Starał się za wszelką cenę uciec myślami z dala od tego nieszczęsnego miasteczka. Udało mu się to tylko na chwilę, jednak ponownie wróciło do niego wspomnienie spotkania z dziwną dziewczyną w bordowych spodniach.

– Jak mogłeś do tego dopuścić? – usłyszał w oddali cichy głos – Ja mogłeś do tego dopuścić?! – tym razem był donośniejszy, dochodził tuż zza jego pleców.

– Co u licha?! – wzdrygnął się Michał po ujrzeniu osoby, która nie chciała uciec z jego głowy.

– Nie możemy ich skrzywdzić, przynajmniej na razie. Niedługo wracamy, pamiętaj o tym – zniżyła ton. – Teraz oboje zostaniemy ukarani. Nie pasujemy tutaj – z każdym kolejnym wypowiedzianym zdaniem jej głos stawał się coraz bardziej paranoidalny, zahaczający powoli o obłęd.

– Kim ty jesteś? Dlaczego mnie śledzisz? Nie mam ochoty na takie rozmowy. Jestem zmęczo…

 

 

***

 

– Przestań to rozdrapywać. Wytrzymaj jeszcze trochę, nie możesz zniszczyć tej skóry. Wiem, że jest ci w niej niewygodnie.

– Mieliśmy szczęście. Co byśmy zrobili gdyby potrącił go ten samochód?

– Nie wiem, ale teraz to nieistotne. Musisz dowieść go na miejsce. Jeśli to na pewno on, to będziemy mogli wrócić do domu. Sprawdziłaś to dobrze?

– Tak, to on, pamiętam go z odprawy. To musi być on.

– Obyś miała rację, w przeciwnym razie spędzimy tutaj wieczność. Pan już na niego czeka.

– Uda nam się, muszę tylko przestać się drapać.

– Dojeżdżamy na miejsce. Obudź go.

 

***

 

Michał otworzył oczy skierowane w stronę ściany zrobionej z wymalowanych bejcą desek. Nie pamiętał jak się tu znalazł, ale sprawiał wrażenie wypoczętego. Czuł lekki ból w okolicach kości czołowej, ale to nie przeszkadzało mu w wesołym podrygiwaniu i nuceniu sobie piosenki. Podszedł do okna, otworzył je na oścież, a jego oczom ukazał się piękny lasek i mieniące się słońcem jezioro. Wciągnął potężny haust powietrza i uśmiechnął się pod nosem. To będzie dobry dzień – pomyślał i zaczął szukać czystych ubrań.

Chłopak rozprostował kości i podszedł do drzwi. Przez moment poczuł się nieswojo, jakby coś uciskało mu klatkę piersiową. Musiałem odgnieść sobie podczas spania, pora na zmianę materaca. Pojedynczy ścisk pojawia się regularnie co kilka sekund, aż w końcu skurcze całkowicie ustały. Michał przystanął na chwilę i gdy już był pewien tego, że wszystko jest w porządku przekroczył próg domku.

– W końcu wstałeś. Już myślałem, że zapadłeś w jakąś śpiączkę – odezwał się ktoś stojący koło grilla. – Łap!

W stronę Michała poleciała puszka ze schłodzonym piwem. Otworzył ją bez zastanowienia i pociągnął dwa ogromne łyki

– Oj tego mi było trzeba. Miałem cholernie dziwne sny – westchnął. – Jakiś wypadek, dziwna dziewczyna… Przeze mnie chyba ktoś zginął.

– Przestań pierdolić – syknął Czarek. – Chlej szybciej tego browca, bo zaraz ruszamy w teren. Kiełby już gotowe i możemy się zwijać.

– Gdzie idziemy?

– No jak to gdzie, kurwa? Na najebundę. Na plaży zacznie się zaraz ostra impreza. Na pewno będą chętne dupcie – Bartek nie ukrywał swojego zadowolenia.

– I zapomnij o tamtej suce. W końcu się uwolniłeś – dodał Czarek i zarzucił plecak na ramię. Następnie chwycił za wysmażoną kiełbasę i wchłonął ją praktycznie za jednym zamachem.

Sonia. Chyba nie dam rady.

– Już nic mnie z nią nie łączy. Nie musisz cały czas o niej wspominać – mruknął pod nosem Michał, chociaż pod koniec miał wrażenie, ze jego głos zaczyna lekko drżeć. Zakończył zatem dyskusję i również podszedł do grilla – Dobra, chodźmy. Szkoda czasu. Mam ochotę zaliczyć.

– I o to chodzi brachu! O to chodzi! – dobry humor Bartka urósł w tym momencie do niebotycznych rozmiarów.

 

***

 

– Startujemy za 3… 2… 1… Trzymajcie się mocno! Za chwilę będziemy na miejscu!

Owalny pojazd znajdujący się wewnątrz małej groty zaczął migotać nieograniczoną liczbą świateł. Kamyki znajdujące się dookoła niego uniosły się do góry i lewitowały kilka centymetrów nad ziemią. W kabinie dochodziło do coraz większych drgań, a gdy wydawało się, że pojazd za chwilę się rozpadnie, natychmiast wszystko ustało. Mężczyzna i dziewczyna siedzący z przodu nie ukrywali swojej radości. Nie mogli jednak ruszać kończynami, ponieważ znajdowali się w dziwnych baniakach, z których wystawały wyłącznie głowy. Swoboda ruchów była ograniczona do zera, co zaczęło przeszkadzać Michałowi, który również utknął w podobnym pojemniku.

– Mamy wszystko czego potrzebowaliśmy. Zebrałem mnóstwo danych potrzebnych do kolejnych badań. Za jakiś czas tam wrócimy. Ziemia to szalenie interesująca planeta.

Ziemia?

– Już myślałam, że nigdy nie wrócimy do domu. Mam dosyć tego ciała, cały czas swędzi mnie nadgarstek – dziewczyna zaczęła nerwowo drapać się po ręku.

– Podobno komary to niebezpieczny gatunek. Sama się o tym przekonałaś, następnym razem musisz zwrócić na nie większą uwagę.

Michał próbował wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowo, jednak nic nie przechodziło mu przez gardło. Nie rozumiał o czym oni gadają, ani nie kojarzył miejsca, w którym się znajdował.

– Kazi'Rot Ugtu uruchom transformację cielesną – zwinięty w kłębek mężczyzna przerwał rozważania Michała. Nikt natomiast nie zareagował na jego polecenie.

– Kazi'Rot Ugtu uruchom transformację cielesną. Powtarzam ostatni raz – nadal cisza.

– Kazi' Rot…

– Poczekaj – przerwała mu dziewczyna. – Ugtu ma niezwykłą zdolność całkowitego przenikania do środowiska innych cywilizacji. Dlatego wysyłamy go na większość misji rozpoznawczych. Czasem niestety potrzeba czasu żeby ponownie zaklimatyzował się w swoim środowisku. Przez pewien czasu będzie odczuwał dyskomfort i zmieszanie, nie naciskaj więc na niego. My skupiamy się wyłącznie na badaniach ilościowych, Ugtu robi coś więcej.

– Co takiego? Nie miałem okazji przejrzeć jego bazy danych, wszystko działo się tak szybko – Michał bacznie obserwował to co dzieje się pomiędzy dwójką znajdującą się z przodu pojazdu.

– Przenika bezpośrednio do społeczeństwa, tworzy sobie całą przeszłość, nie tylko pamięciową, ale także emocjonalną. Dlatego potrafi kochać i nienawidzić. Nie przestaje również myśleć o tym przez jakiś czas. Musi minąć trochę czasu, żeby jego umysł powrócił na nasze myślenie. Na razie będzie funkcjonował jako Michał. Pewnego razu, po wizycie w Putyk pracowało nad nim kilku specjalistów. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że zamordował tamtejszego stwórcę, co znacząco wpłynęło na jego psychikę i utrudniło powrót do własnej świadomości…

– Wystarczy, wystarczy – przerwał jej mężczyzna. – Resztę sobie wyczytam.

Nie czekając na reakcję Michała, wypowiedział kilka wyrazów w nieznanym chłopakowi języku, co jak się za chwilę okazało, uruchomiło proces transformacji. Ponownie kabina zaczęła się trząść, ich ciała skurczały się jakby miały spazmy. Po chwili cała trójka wyglądem przypominała małe okrągłe istoty, które bez problemu wyskoczyły ze szklanych kapsuł. Otworzyły się drzwi pojazdu i dwójka siedząca z przodu udała się do wyjścia. Jeden z nich ruszył przed sebie nie czekając na resztę.

– Chodź Ugtu, pora zjeść normalny obiad. Ludzkie żarcie smakowało jak truchło ustryka. Nie wiem jak oni mogą to jeść – rzekła jedna z kulek i podreptała do przodu na małych nóżkach.

 

***

 

Powoli dochodził zmrok, ale rozbawionym na plaży ludziom zdawało się nie sprawiać to problemu, wręcz przeciwnie. Na piasku walało się pełno butelek i puszek po piwach wszelakich marek, a gdy zrobiło się już praktycznie całkowicie ciemno, dodatkowo na ziemi sukcesywnie pojawiały się opakowania po prezerwatywach. Zazwyczaj w okolicach krzaków czy niewielkich wzniesień.

– Tego mi było trzeba. Chlańsko i ruchańsko. W końcu po to tutaj przyjechaliśmy tak? – Bartek spojrzał pytająco na swoich kumpli. – Tak?!

– Tak, tak – odparł Michał i wstał z ławki. Koło tlącego się ogniska zauważył nieznajomą brunetkę ogrzewającą dłonie o ostatnie wydobywające się z wypalonych gałęzi płomyki.

– Może chcesz bluzę? – spytał nieśmiało. – Mnie jest w sumie ciepło, a z tego co widzę, masz gęsią skórkę.

– Dziękuję, ale nie. Chłopak poszedł mi po sweter do domku.

– Proszę cię, obserwowałem cię od początku imprezy. Przyszłaś z koleżankami, które już dawno się skuły i leżą teraz na trawie – wskazał palcem na dwie upite do nieprzytomności dziewczyny.

– Nie twój interes… – prychnęła i odeszła od ogniska.

– Przepraszam, nie tak powinienem zacząć – uśmiechnął się i wyciągnął w jej stronę dłoń. – Jestem Michał. Również przyjechałem z dwójką znajomych, i również nie mam już zbytnio ochoty spędzać z nimi czasu.

Brunetka uśmiechnęła się zalotnie. Po jej oczach widać było, że także nie oszczędzała się dzisiejszego dnia. Zionęło od niej piwem, jednak bez problemu utrzymywała się jeszcze na nogach. Łatwo pójdzie.

– Chodźmy do mnie, porozmawiamy na spokojnie, poznamy się trochę bliżej – następnie szepnął jej do ucha. – Dzisiaj zrobiłem sobie przerwę, zgubiłem maczetę i do czasu wykucia nowej mam przerwę od zabijania. Co ty na to?

– A, pierdolisz – zaśmiała się. – Prowadź, mam ochotę się zabawić.

Zaskoczony taką bezpośredniością, ruszył czym prędzej w stronę chatki. Nie mogę przegapić takiej okazji. Olać Sonię.

Nie minęła godzina, a już było po sprawie. Brunetka leżała na łóżku cała spocona, a Michał siedział w tym czasie na tarasie i dopijał kolejne piwo. Czuł wyrzuty sumienia i choć wiedział, że z Sonią to już koniec, nie mógł odpędzić od siebie myśli, że to zbyt szybko. Nie miał ochoty wracać do domku i patrzeć na swoją drugą, piękną brunetkę leżącą nago w jego łóżku. Żałował, że zaprosił ją do siebie. Trzeba było zrobić to gdzieś w lesie… Wymknąłby się po cichu i teraz miałby już spokój. Zawsze miał problem z odmawianiem kobietom. Do tej pory jego hamulcem była Sonia, trzymająca jego jaja głęboko w swojej bezdennej torebce. Miał do niej żal o wiele rzeczy, ale teraz gdy posmakował innej dziewczyny, nie pragnął zaznać tego ani razu więcej. Potrzebował swojej byłej narzeczonej. Powoli zaczynało do niego docierać, że wina leżała po jego stronie. Że to on zaczął panikować przed ślubem, nie chciał go, nie był jeszcze gotowy. A może jestem zwykłym tchórzem? Cipą, która nawet nie potrafi porozmawiać szczerze ze swoją ukochaną?

Powoli wzbierała się w nim złość. Ścisnął mocno butelkę, z każdą kolejną chwilą czując do siebie coraz większą odrazę. Nikt nie może się dowiedzieć.

 

***

 

– Gdzie my dokładnie jesteśmy? – spytał nadal skołowany Michał.

– W domu – odparła mu istota stojąca przed nim. – Spokojnie, za chwilę zaczniesz sobie wszystko przypominać. Tymczasem, dopóki jesteś jeszcze mentalnie ziemianinem zaspokój swoją żądzę poznania prawdy, która jest tak skrzętnie przed wami ukrywana.

– Co sugerujesz?

– Istoty pozaziemskie. To temat nurtujący ludzi od pokoleń. Obserwujemy was już od bardzo dawna. I nie tylko my. Nasza rasa to badacze, za wiele nie potrafimy zmienić, ale jak nikt inny we wszechświecie potrafimy kumulować najróżniejsze dane. Są natomiast inni, doskonale znający się na czymś co wy określacie matematyką czy geografią. Pomogli wam wielokrotnie, mnóstwo znaków na ziemi o tym świadczy. Ludzie niestety na razie są zbyt prymitywni, nie potrafią dostrzegać niektórych szczegółów. A gdy im się uda, to ukrywają to przed resztą społeczeństwa. Rządzi wami masowe kłamstwo, brak prawdy uważany jest za czynienie dobra. Niektórzy twierdzą, że robią to, żeby was chronić, co jest kompletnie dla nas niezrozumiałe. My pragniemy porozumiewać się z innymi, tak samo jak inni pragną porozumiewać się z nami. W ludziach też widoczna jest potrzeba nawiązania kontaktu, niestety jesteście hamowani. Hamowani przez innych ludzi, ponieważ technologicznie możecie sobie pozwolić na bezpośredni kontakt. Przecież właśnie w taki sposób trafiliśmy na Ziemię.

– Kosmos od zawsze mnie fascynował, ale nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie mi dane poznać prawdę – z oczu Michała popłynęła galaretowata maź, prawdopodobnie będąca odpowiednikiem ludzkiej łzy. – Nie mogę w to uwierzyć. To najwspanialsza chwila w moim życiu – rozpłakał się.

– Rozumiem cię Ug… to znaczy Michał. Bądź jeszcze przez chwilę Michałem. Naciesz się tą chwilą, wiem ile to dla ciebie znaczyło jako człowieka – wyglądający niczym piłka lekarska stworek spojrzał w rozświetlone niebo – Życie jest wszędzie. Nie na każdej planecie, nie zawsze jest taka możliwość. Ale istnieją miliony galaktyk, gdzie żyją nasi przyjaciele oraz wrogowie. Wiele układów nie zostało jeszcze odkrytych, ale wiem, że uda nam się dotrzeć do wszystkich. Aż na kraniec wszechświata – dawna dziewczyna w bordowych spodniach odpłynęła myślami.

– Czyli wy także się zastanawiacie co jest dalej? Czy nie wystarczy wam wiedza, którą już teraz posiadacie? Przecież odkryliście tyle planet, dlaczego nie zbadacie dokładnie każdej z nich, tylko skupiacie się na innych?

– Niedokładnie? Błąd. Każda z "nowych" sprawdzana jest praktycznie pod każdym kątem. Każdy z wysłanych mukoków ma swoje zadanie do wykonania, a w ciągu roku wysyłamy ich aż po cztery tysiące jednostek na każdą planetę. Następnie przybieramy formę tubylców i wtapiamy się w społeczeństwo. Większość z nas zamyka się w laboratoriach czy innych fabrykach, skupiając wyłącznie na badaniach. Zdarzają się również jednostki takie jak ty Ugto… Michale. Jednostki te dosłownie stają się częścią tamtego społeczeństwa, szukają partnerów życiowych, chodzą do tamtejszych szkół i żyją tak jak reszta mieszkańców danej planety. Mimo to, starają się nie wpływać zbytnio na życie innych jednostek. Dlatego z przykrością stwierdzam, że przed tobą nie lada kłopoty. Pozwoliłeś na śmierć jednego z ludzi, wpływając jednocześnie na losy ziemi. Zmarły był ważną osobą, która wiedziała więcej niż reszta społeczeństwa. Jego śmiercią wstrzymałem badania na co najmniej kilkanaście kolejnych lat. Z tego powodu nasz Pan ma obowiązek cię skazać. Ty Michale już tego nie doświadczysz, do tej pory powrócisz jako Ugtu.

Michał miał wyrzuty sumienia z powodu śmierci tego mężczyzny. Szczególnie teraz gdy dowiedział się, że ten pracował nad czymś, na co zawsze tak bardzo czekał. Chociaż z drugiej strony, czy jego wspomnienia nadal miały sens. Z tego co mówi istota stojąca przed nim, Michałem był tylko przez jakiś okres czasu. Jego uczucia, marzenia, między innymi marzenie o odkryciu wszechświata, to tylko iluzja. Wykreował sobie taką osobowość, żeby bardziej zrozumieć specyfikę gatunku ludzkiego. To wtedy pokochał piękną ziemiankę, z którą planował spędzić resztę życia. To dlatego miałem wątpliwości. Negatywne emocje narastające w ostatnich dniach w stosunku do Sonii, były wyłącznie próbą pogodzenia się z nieuniknionym rozstaniem. To dla jej dobra ją znienawidził i krzywdził w ostatnim czasie.

– Na Ziemi miałem kobietę. Miałem się z nią ożenić, ale pod koniec mojego pobytu na planecie z dnia na dzień odpychałem ją coraz bardziej od siebie. Miałem coraz to potworniejsze myśli, powoli przestawałem ją kochać – przerwał żeby zebrać myśli. – Skoro zostawiłem ją tak nagle i zniknąłem bez śladu, to przecież miałem na nią bezpośredni wpływ. Nie można wkroczyć do ludzkiego życia i nie wpływać na inne osoby. Na tym polega ludzkość. Jedna osoba jest uzależniona od drugiej. Nic nie dzieje się bez przyczyny, tak funkcjonujemy.

– Nie rozumiem – okrągły kosmita nie ukrywał zainteresowania wypowiedzią Michała.

– Może uważacie, że jesteśmy prymitywni, że nic nie osiągnęliśmy. Nie mogę się z tym zgodzić. W naszym dorobku można znaleźć wybitną literaturę, pouczające filmy czy ambitne gry wideo. Dzieła sztuki, jak rzeźby czy obrazy również poruszają naszą duszę i umysły.

– Duszę? Co to jest dusza?

– To… to… Nie wiem co to. To coś w głębi ludzi, coś co sprawia, że człowiek jest dobry albo zły, coś o co trzeba dbać, to integralna część naszego ciała. Podobno po śmierci oddziela się od ciała i wędruje gdzieś, gdzie nie sposób dotrzeć żywym ludziom. Albo po prostu całkowicie zanika, nie mam pojęcia.

– To bardzo cenne informacje. Muszę przekazać badaczom, żeby zwrócili uwagę na duszę podczas kolejnych testów.

– Tego nie da się zbadać, dusza nie jest materialna. Nie można jej poczuć ani dotknąć. Ona po prostu w nas istnieje, każdy człowiek to czuje. Każdy ma swoją własną duszę. Tak po prostu.

– Wszystko można zbadać, nie ma rzeczy niezbadanych – oburzyła się istota.

– To dlaczego do tej pory tego nie zrobiliście?

– Ponieważ nie wiedzieliśmy o jej istnieniu. Gdy odnajdziemy duszę poddamy ją dogłębnej analizie.

– Życzę powodzenia. Może jako pierwsi w kosmosie dowiecie się, co się dzieje z duszą po śmierci człowieka – prychnął Michał.

– Czy w tym momencie masz duszę Ugto? Czy jak wrócisz do swojego umysłu, to dusza Michała odejdzie?

 

***

 

Brunetka podniosła z podłogi ubrania, które w chwili uniesienia zostały porozrzucane po całym pokoju. Kiedy schylała się po stanik poczuła ukłucie w okolicach lewego płuca. Obcy obiekt wpijał się coraz głębiej w ciało dziewczyny powodując okropny ból. Nie było jej dane wydać jakiegokolwiek okrzyku, ponieważ czyjaś dłoń została dociśnięta do jej ust. Ostrze przesuwało się w dół wzdłuż kręgosłupa. Po plecach zaczęła spływać krew, a brunetka z każdą sekundą traciła coraz więcej siły. Spiczaste narzędzie powoli zaczęło się wycofywać i opuszczać zranione ciało. Dziewczyna osunęła się na kolano, a następnie bezwładnie runęła twarzą na ziemię. Stał nad nią Michał z zakrwawionym nożem w ręku. W jego oczach widać było przerażenie przeplatające się z ulgą. Wiedział, że to co zrobił było konieczne, że nie pozbycie się brunetki byłoby problemem. Mogłaby sprawić zbyt dużo kłopotów, przez które już nigdy nie udałoby mu się wrócić do Sonii.

Teraz już mi nie zagrozisz, już nie istniejesz.

Wyjrzał przez okno zorientować się czy nikt nie zbliża się w stronę domku. Gdy upewnił się, że są całkowicie sami, zdjął z łóżka prześcieradło i ukrył w nie dziewczynę. Potem owinął "pakunek" fioletową izolacją i wyciągnął za nogi na zewnątrz. Wrócił do domku, dokładnie wytarł krew z podłogi, a brudną szmatę wrzucił do plecaka, zarzucając go następnie na ramię. Podniósł zwłoki obiema rękoma i udał sie w stronę lasu. Kiedy odszedł około kilometr od domku, rzucił trupa na ziemię i wpatrywał się w niego nie ujawniając żadnych emocji. W tym czasie Michał miał w głowie pustkę. W końcu czuł, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a jego umysł i dusza się oczyściły. Potrzebował tego, ciężar jaki dźwigał przez ostatnie dni zszedł z niego w mgnieniu oka. Miał ochotę iść się bawić, tańczyć, pić i śpiewać. Wiedział, że zanim może pozwolić sobie na odrobinę swobody musi dokończyć to, co zaczął. Schylił się zatem i zaczął rękoma odgarniać ziemię. Gdy dół nabrał głębokości, zepchnął nogą ciało zawinięte w prześcieradło. Zsypał ponownie piach do dziury i przyklepał go butem. Z uśmiechem na ustach obrócił się na pięcie i ruszył z powrotem w stronę domku.

– Gdzie idziesz? Nie zostawiaj mnie tutaj – usłyszał głos, ale nie mógł zlokalizować skąd pochodził. – Proszę, boję się. Co się stało? Dlaczego tutaj jest tak ciemno? Chcę się stąd wydostać – głos jakby zaczął tracić na sile. Do Michała dochodziły wyłącznie ciche szepty i nie był w stanie ich zrozumieć – Udało mi się.

Chłopak poczuł chłód przenikający przez jego ciało. Odwrócił się gwałtownie, ale niczego nie dostrzegł. Zimno tym razem ogarnęło jego prawą dłoń. Cofnął się.

– Nie uciekaj. Mam ochotę na więcej, chodźmy się bawić. Chyba nie miałeś ochoty mnie tutaj zostawić? – w głowie Michała rozległ się przenikliwy kobiecy śmiech. – Ta drabina zabierze mnie do góry, nie boję się wysokości – Śmiech nie ustępował, robił się coraz głośniejszy i głośniejszy, aż w końcu całkowicie ucichł. Zimno opuściło jego rękę, nie słyszał również szeptów.

Obecnie jego jedynym marzeniem był powrót do chatki i wypicie piwa w samotności. Ochota na imprezę go opuściła, potrzebował chwili na uporządkowanie myśli. Zdawało się, że przez stres miał omamy, uważał, że słyszy głosy, ale nie mógł ustalić skąd dochodziły. Czuł się zmęczony, rozłożenie się w leżaku to bardzo dobry pomysł.

Kiedy otwierał drzwi pogrążony był w swoich myślał, dlatego to co zobaczył w środku tym bardziej nim wstrząsnęło. W miejscu gdzie wcześniej znajdowała się plama krwi brunetki, obecnie leżały dwa ciała młodych chłopaków. Prawdopodobnie należące do Bartka i Czarka, ich identyfikacja była możliwa wyłącznie poprzez ubrania. Kumple Michała zostali całkowicie pozbawieni twarzy, ich miejsce zastąpiły czerwone plamy przez które przebijały się białe fragmenty czaszki. Michał widząc ten okropny widok nie wytrzymał i zwymiotował. W chwili podnoszenia głowy miał nadzieję, że to tylko kolejne omamy, jednak prawda okazała się brutalna. Jeszcze kilka godzin temu pił z nimi wspólnie piwo i pałaszował kiełbaski, a teraz patrzył na nich leżących bez ruchu na podłodze, z wywiniętymi nieludzko kończynami i zmasakrowanymi twarzami. Bał się zbliżyć do ciał, dlatego czym prędzej wyszedł na zewnątrz. Wciągał powietrze jak oszalały licząc cały czas, że to nie prawda, że za chwilę się ocknie. Tak się niestety nie stało.

– Dołącz do nas, to i tak nie jest miejsce dla ciebie – odezwał się Bartek.

– No chodź, tam jest świetnie – dodał Czarek.

Stali ramię w ramię tuż przed Michałem wpatrując się w niego i czekając na odpowiedź. Spośród zakrzepłej krwi wyłaniały się wielkie oczyska, które bez powiek wydawały się niesamowicie przerażające. Wodzili wzrokiem za przerażonym chłopakiem, który ruszył przed siebie w stronę jeziora.

– No daj spokój, chodź z nami.

– Będzie fajnie.

Stali koło brzegu, tym razem trzymali w dłoniach odcięte płaty skóry. Mimo to nic z nimi nie robili, nadal patrzyli przenikliwie na Michała, tak jakby nie obserwowali jego ciała, tylko to co znajduje się wewnątrz niego. Chłopak nie mógł patrzeć w ich śnieżnobiałe oczy, które ani przez chwilę nie przestawały się w niego wpatrywać. Odwrócił się czym prędzej.

– Nie wygłupiaj się – dodał Bartek głosem brunetki.

– Wiesz, że tego chcesz – zawtórował mu Czarek, brzmiący identycznie jak Sonia.

Stali naprzeciw Michała, tym razem zwijając jednocześnie resztki swoich twarzy w rulonik.

– To będzie trwać w nieskończoność. Nie ma sensu dalej walczyć – odezwał się sobowtór Michała, który nie wiadomo kiedy pojawił się w miejscu jego zmarłych kumpli. – Próbowałeś się oczyścić, już nic więcej nie zrobisz.

Twarz chłopaka zaczęła puchnąć i pocić się jak nigdy dotąd. Na jej krańcach pojawiły się drobne zaczerwienienia, przekształcające się w coraz większe rysy. W ich miejscu skóra zaczęła się rozchodzić, aż w końcu pęknięcia dookoła buzi połączyły się w jeden krwawiący okrąg. Skóra zaczęła się delikatnie osuwać, aż w końcu całkowicie spadła na ziemię. 

– Chodź z nami – ponownie usłyszał własny głos, przenikający się równocześnie z głosem Bartka i Czarka.

Michał nie odczuwał strachu ani bólu. Szedł do przodu, zostawiając za sobą swoje wykręcone ciało i omijając stojącą obok niekończącą się drabinę. Zrobił krok do przodu i skoczył w znajdującą się przed nim dziurę. Leciał przez chwilę w dół, stopniowo odczuwając coraz większe ciepło. Nie miał ciała, więc się nie palił, pomimo płomieni, które przez niego przenikały. Wszędzie płynęła rozżarzona magma i strzelały języki ognia.

Usiadł na kawałku skały i rozejrzał się dookoła. Wszystko mieniło się czerwonymi barwami, a gdy już zaczął dostrzegać jakieś szczegóły, pojawiała się duża fala lawy zalewająca jego oczy. Przecierał je ze zdumienia i wpatrywał się dalej w otoczenie. Próbował wstać, chociaż bez nóg było to nie możliwe, chciał się czegoś chwycić, ale brak rąk skutecznie mu to utrudniał. Powoli ogarniała go panika i w chwili gdy chciał wyć najgłośniej jak potrafił, był powstrzymany przez brak ust. Spojrzał w dół pomimo braku oczu i nie był w stanie opisać swojego wyglądu.

Czym się stałem? Gdzie ja jestem?

 

***

 

Michał zaczyna się trząść i upada na ziemię. Skurcze robią się coraz mocniejsze, z buzi wypływają mu płyny, a kończyny wykręcają się w niebezpieczny sposób.

– Ugtu, wytrzymaj jeszcze chwilę! Za chwilę będziesz sobą – Obca istota przyturlała się do niego i przypięła mu dwa przewody, z których zaczął płynąć gęsty płyn. – To goturfol, dzięki niemu poczujesz się lepiej, całkowicie wymażesz wspomnienia Michała. Zdobyliśmy już i tak wystarczająco dużo danych, teraz je przetwarzamy. Nie potrzebujemy wiedzieć niczego więcej o Ziemianach. Od niego i tak nie dowiedzielibyśmy się, czym jest ta mistyczna dusza. Z naszych badań wynika, że coś takiego nie istnieje, a Michał wymyślił to tylko dlatego, żeby utrzymać twoje ciało przy sobie. Musisz walczyć, musisz wrócić do swojej osobowości, żeby móc kontynuować misję.

Pomiędzy Michałem a Ugto toczył się zażarty pojedynek. Żaden z nich nie chciał opuszczać tego ciała, ponieważ przegrany zostaje całkowicie wykasowany. Przestaje istnieć, bez możliwości powrotu.

– Nie pozbywaj się mnie. Chcę wiedzieć więcej, tutaj jest tyle nowych rzeczy. Tyle mógłbym przekazać ludziom, mógłbym im pomóc w dalszym rozwoju – zarzekał się chłopak.

– To niemożliwe. Jesteś tylko wymysłem mojej podświadomości. Projektem badawczym, niczym więcej. Ty nawet nie istniejesz, to ja cię wykreowałem. Jesteś tylko w mojej głowie. Nikt taki jak Michał nie istnieje!

– Istnieję! – krzyczał. – Gdybym nie istniał, to jakim cudem odczuwałbym teraz strach? Boję się zginąć, nie chcę umierać. Nie jestem jeszcze na to gotowy. Chcę również pomóc ludziom, chcę spotkać Sonię. Potrzebuję tego. Nie możesz mi teraz tego odebrać.

– Nic ci nie odbiorę. Ty nigdy nie istniałeś, zawsze byłeś mną.

– Jak nie istniałem? Przecież zniknąłem z Ziemi, inni ludzie to zauważą. Jak im to wytłumaczycie?

– Zawsze w takich sytuacjach fabrykujemy śmiertelne wypadki. Znajdą twoje martwe ciało i problem rozwiązany.

– Nie myślicie co z innymi? Co z ich uczuciami? Przecież Sonia czy rodzice kompletnie się załamią. Nie możecie im tego zrobić! Nie w takim momencie. Muszę naprawić swoje błędy. Muszę przeprosić Sonię za to jaki byłem, muszę dogadać się z rodzicami. Proszę, pozwól mi wrócić. Czy ty nie masz uczuć? Dlaczego twoje życie ma być ważniejsze od mojego?

– Każda istota jest równa, każda śmierć jest identyczna – odpowiedział szorstkim tonem Ugto. – Gdy umierają mukoki zbieramy się wokół jego ciała i zbieramy dane. Następnie dematerializujemy martwego, żeby jego zwłoki nie były magazynowane i nie zajmowały niepotrzebnie miejsca na naszej małej planecie. Dawniej trzymaliśmy zmarłych w tongach. Do środka dostały się insekty, które rozniosły szczątki ciał po pobliskich sekcjach mieszkalnych. Większość populacji zginęła, dlatego nie możemy pozwolić na kumulowanie niepotrzebnych ciał, nie przykładamy również uwagi do straty innych. Nie klasyfikujemy mukoków na "bliskich" i "dalekich", każdy jest taki sam.

– Nie liczą się dla was uczucia? Nie kochacie swoich? Nie obchodzi was co się dzieje z wami po śmierci? Czy dematerializacja nie ma negatywnego wpływu na duszę?

– Nie odpowiem na żadne z pytań, ponieważ posiadam zbyt mało danych. Wiem tylko, że dusza nie istnieje. Udowodniły to nasze badania, które przeprowadziła sekcja osiemnasta, po tym jak zacząłeś męczyć o to Kursi'zot Eganę.

Michał powoli zanikał coraz bardziej. Jego myśli rozpływały się niczym lód pozostawiony na słońcu. Nie miał ochoty kontynuować rozmowy, wiedział, że przegrał tę walkę. Mimo to czuł się dobrze. Co prawda odczuwał ból, że już nigdy nie spotka swoich bliskich i nie naprawi błędów jakie popełnił, ale miał świadomość, że odejdzie nie pozostając obojętnym. Zrozumiał, co robił źle i co teraz stracił. Gdyby miał szansę cofnąć czas, z pewnością postępowałby inaczej. Gdyby tylko miał taką okazję. Teraz było już za późno, niknął coraz bardziej, a Ugto rósł w siłę.

– Już jest dobrze, mogę kontynuować badania – rzekła istota i przeturlała sie w stronę Egany.

Nie mogę przestać myśleć. Ciągle jestem.

 

***

 

Kruche życie. To ostatnia myśl jaka pojawiła się w głowie jeszcze świadomego Michała. Z każdą kolejną sekundą jego siły opadały, a wokół niego rozrastała się kałuża krwi. Słyszał niesłychaną wrzawę, ktoś wzywał pomoc, ktoś płakał… kompletny chaos. On mógł wyłącznie leżeć i czekać. Tylko na co? Jeszcze tego nie wiedział, chociaż czuł, że coś właśnie dobiegło końca. Facet jadący samochodem nie miał w rzeczywistości szans ominąć chłopaka jadącego rowerem. Wbił się w niego z niesamowitym impetem, a po jego oczach widać było, że problemem nie będzie wyłącznie wgnieciony zderzak. Samochód zatrzymał się na pobliskim słupie. Przymocowany do lusterka krzyżyk z Chrystusem urwał się z żyłki i ostrą krawędzią wbił w czoło. Drugi trup. Młody chłopak, mający niewiele ponad dwadzieścia lat, leżał na ulicy z wykręconymi w nieludzki sposób nogami, z kierownicą wbitą w klatkę piersiową i twarzą, która zdarła z siebie skórę podczas kontaktu z asfaltem. Leżał tak na środku jezdni, nie ruszał się ani nie wydawał żadnych dźwięków. Wyglądał, jakby ta sytuacja kompletnie go nie obchodziła, był z dala od tego miejsca. Nie widział problemu w tym, że jego krótkie życie przeminęło. Możliwe, że miał plany na przyszłość, dziewczynę, studia, pracę? Nikt ze zgromadzonych ludzi go nie znał, ale każdy przejmował się jego losem. Zbiorowisko ludzi robiło się coraz większe, a on mimo to nie reagował. Po zabraniu zwłok przez karetkę, wszyscy rozeszli się w swoje strony, wracając do swoich spraw.

Została tylko jedna dziewczyna z kapturem naciągniętym na głowę. Nikt nie zwracał na nią uwagi, a i ona nie starała się w jakikolwiek sposób komunikować się z resztą. Nie podeszła również do zwłok, stała tylko z boku i obserwowała bacznie całą sytuację. Kiedy karetka odjechała, ona również zniknęła ze swojego miejsca.

 

***

 

Michał cały czas szedł do przodu, wycierając co chwilę krew spływającą z nosa. Głos kobiety dochodził z każdej strony. Nie rozumiał wszystkich słów, nie był w stanie skupić się na tym, co mówiła. Gnał do przodu na ślepo, widoczność była bardzo ograniczona. Wszędzie było sucho, a na ziemi znajdował się jedynie piasek. Poza tym nic, całkowita pustka.

– Zatrzymaj się proszę, ta wędrówka nie ma sensu.

– Nie mogę przestać, moje nogi same się poruszają. Jestem wyczerpany.

Z każdym kolejnym krokiem pod nosem Michała pojawiała się kolejna stróżka krwi. Chłopak wydawał się być wyczerpany, ale ani na chwilę nie zwalniał tempa.

– Już rozumiem, to twoje kolejne wyobrażenie życia po śmierci. Ten marsz nigdy się nie skończy.

– Nie umarłem. Idę tutaj obok ciebie, nie robiłbym tego gdybym nie żył – odparł wstrząśnięty.

– Przykro mi. Naprawdę.

– Dlaczego ci przykro?

– Ponieważ nic więcej nie mogę zrobić. Mogę jedynie ci towarzyszyć, jeśli sobie tego życzysz. Już wielokrotnie się mnie pozbywałeś, nie rób proszę tego ponownie. To za każdym razem źle się dla ciebie kończyło.

– Jak to pozbywałem? – spytał zaskoczony cały czas krocząc.

– W tym momencie istnieje nieskończona ilość ciebie. Twoja dusza się rozszczepiła i wizualizuje wszystkie dotychczasowe twoje myśli. Każde twoje marzenie, pragnienie, obawy czy sen stały się rzeczywistością. Zawsze bałeś się kalectwa, wręcz zarzekałeś się, że będziesz w stanie chodzić do końca swych sił. Siły się skończyły, tyle że teraz musisz nieprzerwanie chodzić. Spełniłeś swoje marzenie, nigdy nie spotka cię inwalidztwo. To na tym skupia się ta projekcja.

– To jakiś obłęd. O czym ty mówisz?

– Nie wymagam od ciebie zrozumienia. Daję ci natomiast wszystkie odpowiedzi, możesz pytać o cokolwiek. To, co cię zastanawiało za życia, teraz znajdzie potwierdzenie w moich słowach.

Michał nie dowierzał temu co go spotyka. Z nosa ciągle leciała mu krew, a nogi pracowały jak maszyny. Z każdą kolejną chwilą przestawało go obchodzić czy to prawda, czy nie. Chciał tylko dowiedzieć się czym jest dusza, skoro pojawiła się taka możliwość. Zawsze chciał to wiedzieć, zawsze to go gnębiło. Podczas pogrzebu babci nie był w stanie zrozumieć co się z nią dalej stało. Trafiła do nieba? Stała się owadem? Po prostu przestała istnieć? Powoli zaczął rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, potrzebował jedynie potwierdzenia.

– Powiedz mi proszę, czym jest dusza?

– Spodziewałam się tego pytania…

Koniec

Komentarze

Jakiś pomysł na opowiadanie był, ale wydaje mi się, że Autor chyba nie do końca sobie z nim poradził.

Mam wrażenie, że wszystko zostało opowiedziane dość chaotycznie, trochę po łebkach i bez wdawania się w szczegóły. Brakło mi uporządkowania ciągu zdarzeń. Nie podoba mi się, że akcja co rusz się urywa – Autor opisuje kolejne sceny, opisy się mnożą, a ja tracę orientację i zaczynam się gubić. Chwilami przestaję rozumieć co się dzieje. Zachodzę w głowę, co, np. stało się z kolegami bohatera?

Nie przekonuje mnie misja obcych, ich badania na Ziemi i nagłe zainteresowanie sprawami duszy. Zupełnie tego nie kupuję.

Może opowiadanie odebrałabym nieco lepiej, gdyby było porządnie napisane. Część błędów wypisałam, niestety, nie jestem w stanie poprawić wszystkiego. Pozostało jeszcze, m.in.: wiele źle skonstruowanych zdań, niewiarygodna ilość zbędnych zaimków, sporo powtórzeń, kulejąca interpunkcja, nie zawsze poprawnie zapisane dialogi.

Lukaszu, masz przed sobą wiele pracy, ale nie tracę nadziei, że Twoje przyszłe opowiadania będą coraz lepsze. ;-)

 

Mimo to szedł do przo­du w po­dar­tych ciu­chach i z roz­kwa­szo­nym nosem. – Wystarczy: Mimo to szedł, w po­dar­tych ciu­chach i z roz­kwa­szo­nym nosem.

Wcześniej piszesz, że szedł przed siebie, więc to jasne, że do przodu.

 

Pla­nu­je­my z Czar­kiem wy­brać się na domek nad je­zio­rem… – Co to znaczy: wybrać się na domek? Mieli zamiar siedzieć na dachu? ;-)

Powinno być: Pla­nu­je­my z Czar­kiem wy­brać się do domku nad je­zio­rem

 

Miał go spę­dzić ze swoją part­ner­ką Sonią, sie­dząc na gril­lu u jej zna­jo­mych z pracy. – Rozpalonym? ;-)

 

…wy­bie­ra­ła dla Mi­cha­ła ko­szu­lę na długi rękaw w skle­pie, który tak bar­dzo uwiel­bia­ła. – Dlaczego na długi rękaw w sklepie, trzeba było wybrać koszulę dla Michała? ;-)

 

…dla­te­go rze­sze li­ce­ali­stek oraz stu­den­tek od­wie­dza­ją­cych dom ro­dzin­ny w wa­ka­cje… – Rzesze licealistek i studentek miały jeden dom rodzinny? ;-)

 

…odzia­ne były w skąpe je­an­so­we szor­ty… – …odzia­ne były w skąpe, dżinsowe szor­ty

Stosujemy formę spolszczoną.

 

Jedna z dziew­czyn wy­róż­nia­ła się od resz­ty…Jedna z dziew­czyn wy­róż­nia­ła się wśród resz­ty… Lub: Jedna z dziew­czyn różniła się od resz­ty

 

spu­ści­ła w dół wzrok i za­czę­ła ner­wo­wo szar­pać już i tak roz­cią­gnię­ty rękaw swe­tra. – Masło maślane. Czy mogła spuścić wzrok w górę? ;-)

 

…zanim zdo­łał co­kol­wiek po­wie­dzieć za­świe­ci­ło się zie­lo­ne świa­tło – Powtórzenie.

Może”: …zanim zdo­łał co­kol­wiek po­wie­dzieć, za­paliło się zie­lo­ne świa­tło…

 

Przez cały czas roz­my­ślał o wcze­śniej­szej sy­tu­acji. Pró­bo­wał sobie przy­po­mnieć czy już wcze­śniej ją spo­tkał. – Gdyby spotkał sytuację wcześniej, z pewnością pamiętałby o tym. ;-)

Zgubiłeś podmiot. Powtórzenie.

 

To był Mi­chał, który już teraz czuł się winny za to, co się przed chwi­lą wy­da­rzy­ło. To był Mi­chał, który już teraz czuł się winny tego, co się przed chwi­lą wy­da­rzy­ło.

 

Pro­szę pana, sły­szy mnie pan? – po­trzą­snął go za ramię.Pro­szę pana, sły­szy mnie pan? – Po­trzą­snął jego ramieniem.

 

…ra­tow­ni­cy me­dycz­ni wsu­wa­li wła­śnie nosze do ka­ret­ki na któ­rych znaj­do­wał się facet… – Facet znajdował się na karetki? ;-)

Winno być: …ra­tow­ni­cy me­dycz­ni właśnie wsu­wa­li do ka­ret­ki nosze, na któ­rych znaj­do­wał się facet

 

Chwi­lo­wo idziesz w od­staw­kę ro­we­rku.Literówka.

 

…a siwa ko­szul­ka jaką miał na sobie, cała się le­pi­ła. – …a siwa ko­szul­ka którą miał na sobie, cała się le­pi­ła.

 

Broda w taką po­go­dę to nie jest dobry po­mysł, buzia swę­dzia­ła go i pa­li­ła…Broda w taką po­go­dę to nie jest dobry po­mysł, twarz swę­dzia­ła go i pa­li­ła

Buzię ma dziecko. Facet, który się goli, ma twarz, jak wszyscy dorośli.

 

Mi­chał był typem sa­mot­ni­ka ro­bią­cym wszyst­ko pod sie­bie i z myślą o sobie. – Nie korzystał z kibla??? ;-)

 

Dzi­siej­sze wy­da­rze­nie wzbu­dzi­ło u niego pewne wąt­pli­wo­ści.Dzi­siej­sze wy­da­rze­nie wzbu­dzi­ło w nim pewne wąt­pli­wo­ści.

 

Mu­sisz do­wieść go na miej­sce. – Czy na pewno miał być prowadzony?

Chyba: Mu­sisz do­wieźć go na miej­sce.

 

Na­stęp­nie chwy­cił za wy­sma­żo­ną kieł­ba­sę…Na­stęp­nie chwy­cił wy­sma­żo­ną kieł­ba­sę

 

Star­tu­je­my za 3… 2… 1… Trzy­maj­cie się mocno!Star­tu­je­my za trzy… dwa… jeden… Trzy­maj­cie się mocno!

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Ka­my­ki znaj­du­ją­ce się do­oko­ła niego unio­sły się do góry – Kolejne masło maślane. Czy mogły unieść się do dołu? ;-)

 

…po­trze­ba czasu żeby po­now­nie za­kli­ma­ty­zo­wał się… – …po­trze­ba czasu żeby po­now­nie zaa­kli­ma­ty­zo­wał się

 

Przez pe­wien czasu bę­dzie od­czu­wał dys­kom­fort… – Literówka.

 

…wszyst­ko dzia­ło się tak szyb­ko – Mi­chał bacz­nie ob­ser­wo­wał to co dzie­je się po­mię­dzy dwój­ką… – Powtórzenie.

 

Nie prze­sta­je rów­nież my­śleć o tym przez jakiś czas. Musi minąć tro­chę czasu, żeby jego umysł po­wró­cił na nasze my­śle­nie. – Powtórzenia.

 

Do­pie­ro po ja­kimś cza­sie oka­za­ło się, że za­mor­do­wał tam­tej­sze­go stwór­cę, co zna­czą­co wpły­nę­ło na jego psy­chi­kę… – Istotnie, psychika zamordowanego już nigdy nie będzie taka jak przedtem. ;-)

 

Jeden z nich ru­szył przed sebie nie cze­ka­jąc na resz­tę. – Literówka.

 

Po­wo­li do­cho­dził zmrok…Po­wo­li nadcho­dził zmrok… Lub: Po­wo­li zapadał zmrok

 

Po­zwo­li­łeś na śmierć jed­ne­go z ludzi, wpły­wa­jąc jed­no­cze­śnie na losy ziemi. – …wpły­wa­jąc jed­no­cze­śnie na losy Ziemi.  

Mówisz o planecie.

 

Jego śmier­cią wstrzy­ma­łem ba­da­nia…Jego śmier­cią wstrzy­ma­łeś ba­da­nia… Lub: Jego śmier­ć wstrzy­ma ba­da­nia

 

Mi­cha­łem był tylko przez jakiś okres czasu. – Jeszcze jedna paczka masła maślanego. ;-)

Mi­cha­łem był tylko przez jakiś okres. Lub: Mi­cha­łem był tylko przez jakiś czas.

 

Wyj­rzał przez okno zo­rien­to­wać się czy nikt nie zbli­ża się w stro­nę domku. Wyj­rzał przez okno, żeby zo­rien­to­wać się, czy nikt nie zbli­ża się w stro­nę domku.

 

…zdjął z łóżka prze­ście­ra­dło i ukrył w nie dziew­czy­nę. Potem owi­nął "pa­ku­nek" fio­le­to­wą izo­la­cją… – Wolałabym: …zdjął z łóżka prze­ście­ra­dło i owinął nim dziew­czy­nę. Potem okleił "pa­ku­nek" fio­le­to­wą izo­la­cją

 

Wie­dział, że zanim może po­zwo­lić sobie na odro­bi­nę swo­bo­dy musi do­koń­czyć to, co za­czął. Wie­dział, że zanim będzie mógł po­zwo­lić sobie na odro­bi­nę swo­bo­dy, musi do­koń­czyć to, co za­czął.

 

Zsy­pał po­now­nie piach do dziu­ry i przy­kle­pał go butem. – Czy wcześniej już zsypywał piach do dziury? Zdjął but i klepał nim piach? ;-)

A może: Zsy­pał piach do dziu­ry i udeptał.

 

Chło­pak po­czuł chłód prze­ni­ka­ją­cy przez jego ciało. – Czy chłopak mógł poczuć chłód przenikający cudze ciało? ;-)

 

Mi­chał wi­dząc ten okrop­ny widok nie wy­trzy­mał i zwy­mio­to­wał. – Powtórzenie.

 

Pró­bo­wał wstać, cho­ciaż bez nóg było to nie moż­li­wePró­bo­wał wstać, cho­ciaż bez nóg było to niemoż­li­we

 

…i nie na­pra­wi błę­dów jakie po­peł­nił… – …i nie na­pra­wi błę­dów które po­peł­nił

 

…rze­kła isto­ta i prze­tur­la­ła sie w stro­nę Egany. – Literówka.

 

Z każdą ko­lej­ną se­kun­dą jego siły opa­da­ły – Wolałabym: Z każdą ko­lej­ną se­kun­dą siły go opuszczały

 

…z kie­row­ni­cą wbitą w klat­kę pier­sio­wą i twa­rzą, która zdar­ła z sie­bie skórę pod­czas kon­tak­tu z as­fal­tem. – Twarz, mimo najszczerszych chęci, nigdy sama nie zedrze z siebie skóry, choćby miała w zasięgu gruboziarnisty papier ścierny, innymi słowy, nawet gdyby dostała szmergla. ;-)

To asfalt zdarł skórę z twarzy, nie twarz.

 

Z każ­dym ko­lej­nym kro­kiem pod nosem Mi­cha­ła po­ja­wia­ła się ko­lej­na stróż­ka krwi. – Skoro z każdym krokiem pojawiała się nowa, to musiało tam być całkiem sporo dozorczyń, pilnujących krwi cieknącej z nosa. ;-)

Sprawdź w słowniku, co znaczy stróżka.

 

Opowiadanie oceniam na 4.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Jest jakiś pomysł, idea obcego agenta wcielającego się w Ziemianina aż do zapomnienia o prawdziwej osobowości nawet do mnie przemawia. Gorzej z wykonaniem. Dużo rzeczy wymieniła już Regulatorzy. Dodam, że interpunkcja szwankuje.

Dziewczyna miała kaptur na głowie, a Michał zauważył rozpuszczone włosy?

Nie przestaje również myśleć o tym przez jakiś czas. Musi minąć trochę czasu, żeby jego umysł powrócił na nasze myślenie.

Powtórzenia.

Słyszał niesłychaną wrzawę, ktoś wzywał pomoc

Oj, paskudnie to brzmi.

Nie można udowodnić, że coś nie istnieje. Przynajmniej w naszej nauce.

Tekst oceniam na 4.

Babska logika rządzi!

Uważam jak Finkla, że Autor miał pomysł, i to niezły, uważam też jak regulatorzy, iż Autor nie poradził sobie z jego zgrabnym przedstawieniem. Pozwolę sobie wyrazić przypuszczenie, że to pierwsza literacka próba Autora, i zachęcam do podejmowania następnych – nie od razu Kraków zbudowano, nie święci garnki lepią, słabymi początkami nie ma się co zrażać. Bliższa znajomość z polszczyzną, większa dyscyplina w konstruowaniu fabuły i będzie coraz lepiej.

Nowa Fantastyka