- Opowiadanie: koqwer - Grom - Biały smok

Grom - Biały smok

Wprowadzenie

Pewnego dnia wyruszyłem w podróż, sądziłem, że to będzie wyprawa jak każda inna, stało się jednak coś czego nigdy bym się nie spodziewał, coś, co spróbuję zawrzeć w mojej opowieści.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Grom - Biały smok

Dzień zaczął się jak każdy inny, ubrałem się, przemyłem twarz w łazience i podążyłem za tatą do lasu, aby mu pomóc wycince. Pojechaliśmy więc na pagórek Eyos, leżący najbliżej rzeki RakSe, która zasilała położony dwie staje dalej młyn wujka Toma.

Kiedy znaleźliśmy się już na miejscu zaczęliśmy wycinkę, trochę czasu jednak zajęło przygotowanie narzędzi, więc mieliśmy lekkie opóźnienie. Nie miało ono jednak wpływu na to jak szła nam praca. Po paru godzinach praca była niemal skończona, jednak coś nas zaniepokoiło, a był to dziwny szmer dochodzący jakby z wielu stai od Eyos.

Stwierdziliśmy, że musimy z ojcem zachować zimną krew, spakowaliśmy sprzęt i zapakowaliśmy drewno na wóz. Kiedy byliśmy mniej więcej w połowie drogi ,szmer był już wręcz nieznośny, ale nie to było najgorsze… Okazało się, że źródłem szmeru był smok, a właściwie para smoków.

Popędziliśmy zatem konie co na nieznaczną chwilę pozwoliło nam schować się w przybrzeżnych zaroślach. Tata próbował uciszyć konie nie dało to jednak skutku i smoki odkryły nasze położenie. Zaczęły lądować dostojnie, choć były o wiele szybsze aniżeli orły, czy też sępy to gracja z którą wykonywały te ruchy w powietrzu była godna miana "anielskich wyczynów".

Kiedy już wylądowały i zbliżyły się do nas stało się coś (przynajmniej przeze mnie) nieoczekiwanego. Smoki zmieniły się w stworzenia zadziwiająco podobne do ludzi. Od razu domyśliłem się, że są mimikami, czyli stworzeniami mogącymi dowolnie zmieniać swe ciało pod warunkiem, że dana osoba pozwoliła im przybierać swą postać, podpisując swoistą umowę lub inaczej związując się z mimikiem więzem krwi.

Zbliżywszy się do nas zaczęli rozmawiać ze sobą dialektem, który był dla nas nie do końca zrozumiały, nie do końca, gdyż niektóre słowa naszego języka były prawdopodobnie zaciągnięte z ich mowy. W końcu jednak zaczęli mówić do nas naszym językiem, co dało nam o wiele większy komfort, bo nie musieliśmy się już zastanawiać, czy nie rozmawiają o tym w jaki sposób nas zabić i podszyć się pod nas(, a co gorsza np. zjeść).

Rozmowa jednak okazała się szybką wymianą zdań między nimi, a nami. Dotyczyła ona tego jak np. dotrzeć do Tossy (miasta położonego na południu Stonersteru, czyli miasta elfów). Potem zadali pytanie, na które pewnie każdy inny człowiek odpowiedziałby nie, jednak my z ojcem po śmierci mojej mamy stwierdziliśmy, że zanim my oddamy ducha zrobimy coś wielkiego.

Pytanie dotyczyło tego czy możemy wesprzeć smoki (mimiki) w dotarciu do miasta elfów, oczywiście nasza odpowiedź była jednoznaczna i twierdząca, zgodziliśmy się.

Następnie musieliśmy zgodzić się na więzy krwi pomiędzy nimi co oczywiście uczyniliśmy. Początkowo nie wiedzieliśmy co mamy robić, jednak mimicy po połączeniu nas więzami krwi, jakby na stałe dołączyli się do naszego umysłu. Podając nam myślowe wskazówki typu weźcie siodła z koni i załóżcie je nam na grzbiety i wiele podobnych.

W końcu po godzinie przygotowań weszliśmy na siodła i wzlecieliśmy w górę, tak jakbyśmy nic nie ważyli. Podczas podróży przekazywaliśmy smokom wskazania jak mają lecieć, aby się zbytnio nie zmęczyć oraz przede wszystkim, w którym kierunku mają zmierzać.

Lecąc ponad tym co znaliśmy i widząc to z góry nie mogliśmy opanować swoich umysłów i niejednokrotnie mimicy lecieli w złym kierunku, a wszystko przez nasze rozkojarzenie. W pewnym etapie zostaliśmy zapytani o nasze imiona, podaliśmy je więc bez namysłu, a brzmiały one (moje) Joachim i (mojego taty) Henryk. Smoki w ramach rewanżu podały zaś swoje. Smok zwał się Szakal, a smoczyca Soren.

W końcu nie rozmawialiśmy ze sobą jak z nieznajomymi i mogliśmy poznawać się dogłębniej. W głębi duszy czułem sobie jakby konieczność zapytania o to po co lecimy do Stonersteru. Powstrzymywałem się jednak z tym pytaniem, bo bałem się, że smoczyca, na której leciałem mogłaby zostać urażona tym bezpośrednim pytaniem.

Po chwili usłyszałem w głowie dźwięczny głos Soren: "Aby spotkać się ze smokami, z którymi zawarliśmy pakt lub jak wolisz więzy krwi i omówić kilka spraw Joachimie." zamurowało mnie wtedy, bo zrozumiałem, że nie muszę czegokolwiek mówić, bo ona słyszy moje myśli. Na początku, a właściwie od momentu, gdy się o tym dowiedziałem, miałem poczucie braku intymności, znikło ono jednak jeszcze szybciej niż się pojawiło, bo ja znałem też myśli Soren, których wcześniej nie zauważałem, a może po prostu się na nich nie skupiałem.

Od czasu do czasu spoglądałem na ojca i widziałem na jego twarzy krople zmęczenia, gdyż lecieliśmy bez ustanku już kilka godzin, a nasze siodła nie były przystosowane do podróży na smokach, więc nie mogliśmy liczyć na wygody, problemem było też to, że nie mieliśmy co jeść.

Poinformowałem więc o tym Soren, która tylko wysłała mi obraz pewnej łąki, nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie to, że przez chwilę mój wzrok wyostrzył się do maksimum i zacząłem zauważać małe szczególiki na tymże obrazie. Wychwyciłem między innymi spore krzaki malin oraz jagód, przez ten moment, w którym dostąpiłem możliwości widzenia być może jak smok, czułem się jak smok, a może nie czułem, tylko byliśmy jednym.

W końcu dotarliśmy do miasta elfów. Wiedzieliśmy z ojcem gdzie ono jest, jednak jak wygląda nie mieliśmy zielonego pojęcia. Dlatego też, gdy je zobaczyliśmy odjęło nam mowę, bo było to istne piękno wcielone.

Prawdopodobnie właśnie to nas zgubiło, bo nie zauważyliśmy, że coś tu było nie tak dając się tym samym złapać w sidła gnomów, które musiały w jakiś sposób przekonać do siebie jakiegoś maga. Nie mógł to być oczywiście byle jaki mag, bo stworzyć iluzję całej Tossy to nie lada wyzwanie. Nie w tym jednak rzecz, problematycznym było to po co one to zrobiły.

Odpowiedź na to pytanie dotarła do nas jednak szybciej aniżeli mogliśmy się tego spodziewać. Brzmiała ona "krew smoków", na początku nie zrozumiałem o co w tym chodzi, po chwili doszło do mnie dlaczego gnomy na nas czekały. Czekały bowiem dlatego, że po związaniu się więzami krwi mimików ze smokami, stały się one częścią nich, co spowodowało to, że krew smoków byłaby niekompletna bez mimików. Po co jednak gnomom była krew smoków, na to pytanie też otrzymałem odpowiedź, nawet szybciej niż na nie wpadłem. Okazało się bowiem, że nie była ona potrzebna gnomom, a magowi aby sporządzić miksturę wiecznego życia, dającą wypijającemu ją nieśmiertelność. Gnomy zaś były zaczarowane przez maga i wykonywały bezmyślnie jego rozkazy.

Wydawało się, że z tej sytuacji nie ma już wyjścia i nasze myśli były nastawione na koniec naszego żywota. Nawet tata zaczął mówić żebym się nie martwił, a ostatni raz gdy to mówił byliśmy w tak beznadziejnej pozycji materialnej, że niemal nas zlicytowano, bo bankier z naszego ukochanego miasteczka stwierdził: "można zarobić na wszystkim, to dlaczego nie na was" i omal nie straciliśmy całego dobytku na rzecz głupca, który zginął zabity przez złodziei miesiąc później.

Nastąpił jednak przełom, przyleciał bowiem smok najdostojniejszy jakiego było widzieć człowiekowi, biały smok znany przez ludzi jako Grom.

Kiedy się pojawił mag zaczął panikować i rzucać w niego przypadkowymi zaklęciami, nie dało to jednak pożądanego przez niego skutku, a Grom był coraz bliżej. W końcu z góry usłyszeliśmy jego ryk i runął na maga oraz gnomy, niemalże ścierając je z powierzchni ziemi.

Po wykonaniu tegoż czynu uwolnił nas, a przede wszystkim ranne smoki i zaczął z nami rozmowę. Rozmowa ta dotyczyła tego co tu się stało i w jaki sposób znaleźliśmy się tu my. Kiedy już dowiedział się od mimików po co nas zabrali podziękował nam i zaproponował podróż do wieży maga, który przedsięwziął całą tą akcję. Stwierdziliśmy z ojcem, że skoro już coś zaczęliśmy to dlaczego nie mielibyśmy tego skończyć, dlatego też po tej chwili rozważań zgodziliśmy się jednogłośnie.

Dosiedliśmy więc nasze mimiki i polecieliśmy razem z pozostałymi smokami ku kryjówce maga, którą nie wiadomo skąd znał Grom. Mieliśmy z ojcem teorię skąd mógł ją znać, ale woleliśmy ją zachować dla siebie. Podczas lotu biały smok miał mnóstwo pytań na temat ludzi, typu: "jak to jest mieć stałe miejsce zamieszkania", "jak tworzymy wielki ogień, skoro nie ziejemy nim" i wiele innych dla nas zdawałoby się bezsensownych.

Już po około dwóch godzinach, najdostojniejszy oznajmił nam, że niedługo będziemy lądować, ale zanim to zrobimy lepiej żeby Soren zmieniła się np. w mysz i zrobiła dla nas zwiad.

Tak też się stało, a plan wszedł w życie tylko troszkę pod innymi parametrami, jeżeli chodzi o to w co smoczyca się zmieniła. Zmieniła się zaś w orła, bo akurat z nim kiedyś związała się więzami krwi, a nie dlatego, że uznała jego postać za bezpieczniejszą. Wleciała zatem z gracją do jaskini wskazanej jej przez Groma i wróciła do nas po jakiś dwudziestu minutach.

Zaczęła od zdania nam relacji, w której zawarła między innymi to, że w jaskini znajdują się jacyś alchemicy majstrujący przy skomplikowanych aparaturach oraz zgraja ponaglających ich umięśnionych i nad wyraz wśród tej rasy wysokich krasnoludów. W jej sprawozdaniu oprócz tego, że mieliśmy do zniszczenia kolejną bandę sabotażystów rodu smoczego było jeszcze coś gorszego, a mianowicie kolejny mag. Tutaj przetłumaczę słowa pary prawdziwych smoków, gdyż mówiły one nieznacznie odmiennym od naszego dialektem: "Po opisie możemy stwierdzić, że ten mag to Ynos, a jego nie da się tak po prostu staranować, opanował on bowiem sztuki najczarniejszej magii i potrafi miotać niemalże piorunami, a także umie zapanować nad naszymi umysłami, także nad twoim Gromie. Nie możemy zatem wejść tam bez przygotowania, chyba, że ludzie znają jakieś rozwiązanie tego problemu?"

Może i byliśmy z ojcem tylko ludźmi, ale nikt tak jak my nie potrafił wychodzić z takich opresji, dlatego też już po chwili mój ojciec znalazł rozwiązanie tegoż problemu. Wydawało się ono niedorzeczne, ale słuchając go smoki były zaskoczone jego kreatywnością, polegał on mianowicie na tym, że, a przynajmniej tak rozumował mój tata, skoro mag może władać nad naszymi umysłami to czemu nie wpompować by do jego myśli takiego natłoku myśli żeby chociaż na moment stracił przytomność, aby dać nam czas do obezwładnienia go.

Parę minut po rozpracowaniu planu mojego ojca i wymyśleniu odpowiedniego dla każdego zestawu myśli ruszyliśmy w bój.

Początkowo mimo wielkiego impetu z jakim wkroczyliśmy do jaskini zostaliśmy praktycznie niezauważeni. Stwierdziliśmy więc, że od razu wszyscy pójdziemy na Ynosa, jednak coś zaczęło nas męczyć ja sam niemal zasnąłem i wtedy właśnie zrozumiałem co miała na myśli prawdziwa smoczyca, mag był jakby bogiem umysłów, którymi niemal w każdym przypadku umiał sterować. Postanowiłem wtedy zacząć wymyślać najróżniejsze i najdziwaczniejsze myśli jakie tylko przychodziły mi do głowy i co dziwne to zaczęło działać, pojawił się jednak "mały" problem wszyscy inni z mojego zespołu już spali, nawet Grom, a tylko ja w jakiś sposób opierałem się umysłowi maga.

Starałem się wówczas jak najwięcej myśleć, oczywiście sensownie, bo kroczyła na mnie armia krasnoludów i gdy była już dosłownie cale ode mnie w porywie strachu z mojej ręki wystrzeliła kula niebieskiej materii, która ogłuszyła dobitnie całą eskapadę zmutowanych przedstawicieli rodu krasnoludzkiego. Sam mag był tym zaś tak zaskoczony, że nie zauważył Soren, która chwilę temu się ocknęła i dostał od niej w brzuch z obrośniętego łuskami ogona, gdyż obecnie była smokiem. Zwinął się wówczas, a ja nie stojąc bezczynnie wyciągnąłem z sakiewki, zwisającej u mojego boku, pyłek skolorostu, który stosowałem, aby usypiać lisy w norach, kiedy chodziłem na polowania. Ynos był tylko człowiekiem więc pyłek podziałał na niego doskonale.

Po udanej akcji ja i Soren obudziliśmy resztę i opowiedzieliśmy im o całym zajściu. Alchemicy, którzy byli zaś więzieni w jaskini maga w ramach podziękowania dali nam fiolkę z płynem pozwalającym poruszać się z niewyobrażalnie wielką prędkością. Oczywiście po tych podziękowaniach i uprzejmościach wyprowadziliśmy naszych sprzymierzeńców na zewnątrz, a samego Ynosa smoki uwięziły w diamentowej klatce, która uniemożliwiała działanie jego mocy.

Pożegnawszy się z alchemikami każdy z nas wypił po kropelce preparatu, który od nich dostaliśmy i wyruszyliśmy do domu mojego i mojego ojca. Kiedy już tam dotarliśmy, czuliśmy, że już nic nas nie łączy z tym miejscem i pozostając ze smokami i mimikami w spółce, staliśmy częścią historii naszej krainy– staliśmy się ja, Smoczym Magiem, a mój tata Smoczym Taktykiem.

 

 

Autor: Kacper Ganczarski

Klasa: trzecia gimnazjum

Wiek: 15 lat

 

Koniec

Komentarze

Przeczytałam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Na pewno się dzieje. Język masz jeszcze trochę niewyrobiony, ale można to opanować – na przykład zlikwidować powtórzenia. Interpunkcja też do poprawy; wołacze, Koqwerze (poprawnie odmieniam?), oddzielamy od reszty zdania przecinkami. Wydaje mi się, że tekst zyskałby, gdybyś narrację przeplatał dialogami.

Z innych rzeczy: pojechali po drewno wozem, ale konie miały siodła. Po co?

Informacja, że smoki zostały ranne w bitwie pojawia się znienacka, kiedy już jest po wszystkim. Zyskałbyś na dramatyzmie, gdybyś opisał to wcześniej.

Babska logika rządzi!

Poziom tekstu w pewnym sensie adekwatny do wieku. Nie jest źle, choć widać, że jesteś niewprawiony w rzemiośle pisarskim. Masz jakiś pomysł, ale pozostaje jeszcze nauczyć się go przedstawiać w sposób spektakularny. Nie jest to jednak coś, czego nie można by naprawić poprzez trening i dalsze pisanie.

aby mu pomóc wycince – czegoś tu brakuje

Kiedy znaleźliśmy się już na miejscu zaczęliśmy wycinkę – przecinek po miejscu

praca. Po paru godzinach praca – powtórzenie

Stwierdziliśmy, że musimy z ojcem zachować zimną krew – niepotrzebne "z ojcem"

drogi ,szmer – źle postawiona spacja

Tata próbował uciszyć konie nie dało – przecinek po konie

czy też sępy to gracja – przecinek po sępy

to gracja z którą wykonywały te ruchy w powietrzu była godna – przecinki przed "z" i "przed była"

Zbliżywszy się do nas zaczęli rozmawiać – przecinek przed "rozmawiać"

tym w jaki sposób – przecinek przed "jaki"

nas(, a co – a co to się porobiło?

nimi, a nami – bez przecinka

Dotyczyła ona tego – niepotrzebne "ona"

np.– na przykład

Potem zadali pytanie, na które pewnie każdy inny człowiek odpowiedziałby nie, jednak my z ojcem po śmierci mojej mamy stwierdziliśmy, że zanim my oddamy ducha zrobimy coś wielkiego. – przeczytaj to zdanie na głos, bo jest bardzo złe i smoki raczej "zadały pytanie"

Sporo błędów, a to dopiero siedem akapitów. Nie chce mi się więcej wypisywać, bo zajmuje mi to dwa razy tyle czasu, co czytanie :)

Dobra, tylko te, co się bardzo rzucają w oczy:

twierdząca, zgodziliśmy się – powtórzenie treści

wzlecieliśmy w górę – to samo

przekazywaliśmy smokom wskazania jak mają lecieć, aby się zbytnio nie zmęczyć – dlaczego ludzie mieliby się znać na lataniu lepiej niż smoki?

 

Nie mogę powiedzieć, by mnie zachwyciło. Czeka cię jeszcze dużo pracy, ale młody jesteś, nie zrażaj się. Będzie coraz lepiej.

 

Ha, Kacprze!

 

Najgorsze w pisaniu opowiadań jest to, że zazwyczaj napisany tekst wymaga od kilku do kilkunastu serii przeróbek, zanim jest dobry. Czasem nawet trzeba go prawie całkowicie przebudować…

 

Masz pomysł na pokazanie smoków przez pryzmat ich umiejętności telepatycznych i zmiennokształtność. Wymyśliłeś przygodę (”questa”), w który zaplątałeś narratora – eto narracja pierwszoosobowa – i jego ojca.

 

Twój pomysł można naszkicować tak:

 – narrator i jego ojciec robią to, co robili od zawsze – śmigają na wyrąb lasu

 – tam natykają się na smoki szukające drogi do elfiego miasta

 – po rozmowie narrator i jego ojciec zgadzają się pomóc (dlaczego? to słabo umotywowane, na razie, jest) i przechodzą rytuał “związania ze smokiem”

 – wpadają w pułapkę maga i gnomów

– ratuje ich deus ex machina, Grom, biały smok

– dochodzi do finalnej naparzanki na myśli w jaskiniach

– już już przerywają, ale w ostatniej chwili wygrywają…

– happy end

 

Ktoś powie, że to wtórna fabuła. Owszem, ale to przy okazji niezłe kno akcji z tego może być.

U ciebie bardzo słabo umotywowana jest zgoda na propozycję smoków – nie budujesz najpierw obrazu zmęczenia, znużenia dotchczasowym życiem. Smoki też w żaden sposób nie zachęcają (nagrodą, szantażem, wpływem na myśli) bohaterów do współpracy. Czytelnikowi trudno więc uwierzyć.

Nic nie zapowiada białego smoka – pojawia się jak dżinn z butelki. A smoki mogą go “zapowiedzieć”, czy to myśląc, czy rozmawiając o nim, czy wspominając przy innej okazji…

Finalna walka mało zrozumiała.

Nie ma dialogów, sporo jest niezręczności językowych – to powoduje problem z płynnością czytania.

 

Ale ale…

Uszy do góry. Do szkolenai warsztatu jest ten portal :-) Pomysł jest, to ważne, teraz trzeba go dobrze opowiedzieć!

 

Warto zajrzeć do mini-poradnika

 

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550 

 

oraz tekst, przed publikacją, zgłosić do betowania – w ten sposób ty się uczysz, a ktoś ci pomoże “doszlifować” opowiadanie :-)

 

 

 

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Kogwerze, z zadowoleniem stwierdzam, że powiadanie jest nieźle wymyślone, ale z prawdziwą przykrością muszę rzec, że niestety, nie najlepiej napisane.

Mam nadzieję, że ta opinia nie zniechęci Cię do dalszego tworzenia, a raczej zmobilizujesz się do jeszcze skutecznej nauki, by w niedalekiej przyszłości zaprezentować opowiadanie, którego lektura okaże się prawdziwa przyjemnością. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Uwzględniając Twój wiek, można chyba powiedzieć, że nie jest źle. Trzeba na pewno zwrócić uwagę na kulawe zdania – ale im więcej będziesz pisał, tym płynniej będzie Ci to szło. Warto natomiast dodać, że wprowadzenie dialogów znacznie poprawiłoby jakość opowieści. Sama opowieść jest dość naiwna – brakuje paru zdań, które by wprost wyjaśniły, dlaczego bohaterowie zdecydowali się pomóc tym smokom. 

Ćwicz pisanie – w życiu zawsze się przyda ; )

I po co to było?

Nowa Fantastyka