- Opowiadanie: Elina - Seppuku

Seppuku

Ostatnio otrzymałam radę, żeby pisać opowiadania. To dla mnie trudne, ponieważ pomysły, jakie przychodzą mi do głowy, na ogół nadają się na książki. Usiłowałam więc wymyślić coś krótkiego, kiedy przypomniałam sobie fragment artykułu, który niedawno czytałam. Otóż, jakiś twórca gier komputerowych stwierdził, że dobrym w jego zawodzie jest nie ten, kto interesuje się tylko grami, ale osoba, która ma jeszcze inne hobby i to właśnie z nich czerpie inspiracje.  Uznałam, że do pisarzy również można to odnieść i zastanowiłam się, czym, oprócz fantastyki, się interesuję.

Uczę się japońskiego, ale o języku obcym opowiadania nie napiszę. A co z kulturą? Cóż, cokolwiek się liznęłam i kiedy to rozważałam, pojawił się upragniony pomysł. No i oto jest – chyba pierwszy szort w moim życiu.

 

No, to po tym przydługim wywodzie życzę miłej lektury! :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Seppuku

Seppuku

 

 

 

 

Shiken Minamoto utrzymywał się w tradycyjnej pozycji seiza, ubrany w ceremonialną, białą szatę. Ledwo kwadrans temu wyciągnął ją z szafy, a przed momentem dokończył swój wiersz śmierci. Teraz siedział samotnie na macie w prywatnym pokoju swoim i jego żony. W pobliżu nikogo nie było, choć za parę godzin zapewne zajrzy tu ktoś ze służby i ujrzy ciało swojego pana, który zakończył życie honorowo i zgodnie z samurajskim kodeksem.

Choć nie do końca tak powinno to wyglądać. Seppuku dokonywano często w otoczeniu bliskich przyjaciół i rodziny, a niekiedy i szerszej widowni. Wówczas towarzyszący mu, zaufany samuraj pozbawiłby go głowy tuż po tym, jak Shiken dokonałby rytualnego rozcięcia brzucha. Czuł jednak, że nie ma czasu, by zwoływać znajomych – prędzej umarłby z rozpaczy. Ponadto nie pragnął skrócenia męki. Uważał, że zasługuje na ból. Zawiódł wskaże swą młodą żonę, Miko, siostrzenicę obecnego cesarza.

Parę godzin temu wracali do posiadłości drogą wiodącą wzdłuż rzeki, kiedy nagle rozszalała się burza. Żywioły były bezwzględne. Piorun poraził jednego spośród pobliskich służących, a konie spanikowały. Woda wezbrała i obmyła drogę szeroką falą. Miko, która wypadła z siodła rozszalałego wierzchowca, została przez nią porwana; w ostatniej chwili złapała się jakiegoś korzenia, by nie dać się na dobre ponieść nurtowi. Shiken, którego koń należał do najlepiej wyszkolonych zwierząt w całym cesarstwie i nie przeląkł się jak pozostałe, zdołał do niej dojechać. Ledwo jednak zeskoczył z siodła, korzeń nagle puścił i Miko została porwana przez bezlitosną wodę. Ich ręce nieomal się zetknęły, a mimo to nie zdążył jej uratować.

Nie mógł bez niej żyć. Wiedział, że wielu mężczyzn traktuje swoje żony prawie jak służące, ale on do nich nie należał, wręcz przeciwnie. Miko była piękna, a przy tym delikatna niczym porcelanowa lalka. Rysy jej twarzy przypominały mu jedno z bóstw opiekuńczych jego klanu. Właśnie tak ją widział – jako boginię. A skoro ona odeszła z tego świata, jemu pozostawało tylko do niej dołączyć.

Podniósł rytualny sztylet tantō i przez chwilę przymierzał się starannie. Brzuch – to tutaj mieściły się wszelkie ludzkie uczucia i jego dusza. Kiedy zniszczy ich skrytkę, będą mogły udać się na drugi świat.

Wreszcie wykonał pierwsze cięcie, poziome, od lewej do prawej. Krew rozlała się po białej szacie doskonale widoczną, szkarłatną plamą. Shiken zacisnął zęby z bólu i ostatkiem sił, drżącą ręką, dokonał drugiego nacięcia, tym razem w górę. Okazało się płytkie, choć i tak naznaczyło biel ciemną czerwienią. Samuraj westchnął i wypuścił z rąk sztylet. W tej chwili mimo wszystko wolałby, by ktoś ściął mu głowę. Śmierć z powodu rany brzucha mogła być bardzo długa.

Ale gdzieś w duchu, oprócz instynktownego strachu i rozpaczy, odczuwał także dumę. Dokonał tego. Ostatni akt poświęcenia, którym okazał swą ogromną miłość i lojalność wobec Miko. Być może niedługo znów ją ujrzy i będą mogli zostać razem na zawsze. A jeśli po śmierci następowała reinkarnacja, jak wielu głosiło, ich ścieżki z pewnością się splotą. Tak rozmyślając, wpatrywał się powoli gasnącym wzrokiem w kierunku drzwi pokoju.

Kiedy te rozsunęły się pięć minut później i weszła przez nie blada i wymęczona, lecz przy tym cała i zdrowa Miko, poczuł się nieskończenie głupio. Było już jednak za późno, by cokolwiek odwoływać.

Koniec

Komentarze

Zaraz zaczną się pytania – a gdzie tu fantastyka? ;)

Ponieważ ja to generalnie mam w nosie, napiszę tylko, że – moim zdaniem – ten tekst można by napisać na dwa sposoby. Albo w sposób emocjonalny, albo bardzo suchy, oszczędny. Wydaje mi się, że ten drugi sposób miałby w tym przypadku większą siłę i też do niego temu tekstowi bliżej. Początkowo ta scenka intrygowała, właśnie z powodu tej surowości, oszczędności. Czytało się to trochę jak suchą relację, co akurat w tym przypadku mogło mieć sens.

Ale fragmenty o urodzie Miko i z rozważaniami o reinkarnacji psują spójność tekstu. Nagle popada on właśnie w jakąś niepotrzebną tkliwość. Szkoda, bo emocje bardzo często najlepiej przekazywać właśnie za pomocą bardzo minimalistycznych środków.

Oj, to opcja “inne” nie odnosi się do “niefantastyczne”? :O W takim razie przepraszam i zapamiętam. I dziękuję za komentarz, będę uważała, by nie mieszać minimalizmu z emocjonalnością :)

Oj, to nie chodzi o to, żeby z zasady nie mieszać. Sama mieszam. Twoje opowiadanie to krótka scenka i wydaje mi się po prostu (ale pamiętaj, że to tylko moje wrażenie) że zrobienie z niej takiej pozornie zdystansowanej, minimalnej formy wyszłoby jej na dobre. :)

Patos w stylu japońskim. I do tego niezbyt mądry. Co to za samuraj, co harakiri robi, bo mu baba zachorowała? To trzeba biegać wokół niej, herbatkę parzyć, ziółka gotować, a nie życie sobie skracać. Przecież takiemu cymbałowi to żaden shogun roboty nie da.

Pozdrawiam

Mastiff

Nieee, “Inne” jest dla tekstów, które trudno jednoznacznie zakwalifikować do pozostałych szufladek. Na przykład o elfach grających z wilkołakami w karty o duszę AI.

W Twoim tekście fantastyki nie ma, więc nie mogę się powymądrzać na temat oryginalności pomysłu albo wiarygodności elementów fantastycznych. Wiesz, o czym piszesz, używasz japońskich słów… Językowo bardzo przyzwoicie.

A myślałaś o pisaniu opowiadań o swoich przyszłych książkowych bohaterach? Na pewno mają jakąś przeszłość, przygody w dzieciństwie, epizodziki… A jak już dojrzejesz do pisania powieści, to będziesz miała gotową plejadę głębokich i zróżnicowanych postaci.

Babska logika rządzi!

Finkla, to rzeczywiście dobry pomysł! XD Zrobię tak, jak tylko się zdecyduję, którą książkę chcę właśnie pisać. Dzięki :)

 

Bohdan, ona nie zachorowała, tylko została porwana przez rzekę i sądził, że tego nie przeżyła :) Wiem, że nie był szczególnie rozsądny, ale parę lat temu słyszałam, że jakiś maszynista w Japonii popełnił seppuku, bo jego pociąg spóźnił się o ponad minutę. W porównaniu do tego to i tak całkiem niezły powód ;)

No właśnie – tak sobie teraz pomyślałam – czy seppuku nie popełniano w sprawach honorowych? Właśnie jak się pociąg spóźnił, a nie jakąś tam żonę (nawet piękną) woda porwała? ;)

A ja nie będę marudził, że pomieszanie minimalizmu z patosem i reinkarnacją na dokładkę. Bo mi się, i już, o.

Rada Finkli bardzo dobra. Zostałabyś w pobliżu tematu większego utworu, na przyszłość jak znalazł, a co poćwiczyłabyś, to twoje.

<>

Ocho, a czy nie zdążenie z uratowaniem żony to nie sprawa honorowa? Dla danej osoby może taką być…

Ojej, rzeczywiście, rzeka. Nie wiem, skąd mi się wzięła choroba, to jeszcze pewnie zostało po Mikołaju, co się powiesił. Tak czy siak, samuraj popiłby przez kilka dni mocnej sake, a potem znalazł sobie nową kobietę. Nie zabijałby się z tego powodu, bo okryłby się hańbą. Ocha słusznie prawi na temat kodeksu bushido.

Pozdrawiam

Mastiff

Adamie, nie wiem. Na wszelki wypadek uśmiechnęłam się na koniec. Nawet z mrugnięciem. Nigdy nie rozumiałam japońskiej kultury i pewnie już nie zrozumiem.

Polecam film “Harakiri” Masaki Kobayashiego, tak przy okazji. Mną mocno potrząsnął.

Wiesz, Miko była siostrzenicą cesarza…

Ciekawy tekst. Sam opis cięć – sugestywny. Cholera, skrzywiłem się przy czytaniu – a to już COŚ ; ) Następny tekst – poproszę o czymś przyjemniejszym.

...always look on the bright side of life ; )

Mnie zdumiewa samuraj, który, miast pognać za żoną uniesioną przez rwący nurt – wszak miał doskonałego konia – wrócił spokojnie do domu, posiedział w nim parę godzin i potem postanowił popełnić harakiri.

Stwierdzenie, że Shi­ken Mi­na­mo­to, uświadomiwszy sobie, iż właśnie uczynił żonę wdową, po­czuł się nie­skoń­cze­nie głu­pio, chyba nie oddaje pełni jego uczuć.

Ale… gdyby do pokoju wszedł duch utopionej pani Miko, by już na zawsze zostać z duchem męża, mielibyśmy element fantastyczny. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie wzbudziło we mnie jakichś emocji, ale nie jest źle.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Przeczytałem z zainteresowaniem. 

Według mnie zbyt mało emocjonalne.

 

Co do zakończenia mam mieszane uczucia. Z jednej strony mamy “fajny twist”, ale z drugiej wydaje mi się on nie potrzebny, działający na niekorzyść szorta. Gdyby to była po prostu honorowa śmierć, tekst (dla mnie) byłby lepszy.

Choć może ten fabularny twist miał pełnić rolę puenty?

Nie każde unoszenie się honorem jest właściwe. Nie za każdą porażkę musimy się karać. Nie każda przegrana oznacza brak szans na zwycięstwo.

 

Biorąc poprawkę, że jest to portal literacki, można pójść z interpretacją jeszcze dalej.

 Minamoto – to alegoryczny debiutant w trudnej sztuce pisania.

Jego porwana przez wodę żona – to niepowodzenie w drodze ku pisarstwu; wartki nurt to krytyka.

Seppuku – to rezygnacja, poddanie się początkowym niepowodzenią i “morderstwo” własnej twórczości.

Uratowana żona – to morał – twórczość, jeśli damy jej szansę, może przebrnąć przez zdradzieckie potoki, choć to nie łatwe i nieraz czasochłonny oraz pracowity okres, to w końcu może wypłynąć na spokojne wody jeziora pochlebstw i sukcesów.

Ale chyba zbyt personalizuję interpretację tego szorta;)

 

Bardzo dobre.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Nazgul, brak mi słów O.O

;-)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Końcówka miała czytelnika zaskoczyć, wprawić w osłupienie i pewnie by tak było, gdyby nie fakt cudownego, a zarazem niewytłumaczonego ocalenia Miko. Troszkę naciągane. 

Nowa Fantastyka