- Opowiadanie: Cloudstorms - Drewniana dziewczyna

Drewniana dziewczyna

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

jacek001, PsychoFish

Oceny

Drewniana dziewczyna

 

 

Biegnij, Em, biegnij.

Powtarzałam to sobie bez końca. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, przez co wpadałam co chwila na okoliczne drzewa i potykałam się o wystające kamienie. Wykręcone kostki musiałam na nowo nastawiać i człapiąc dalej podrywałam się znów do morderczego biegu.

Nie czułam zmęczenia, ale czułam strach.

Byłam tylko lalką stworzoną przez szalonego człowieka, obsesyjnie starającego się przywrócić do życia własną córkę.

Biegnąc, spoglądam na ręce. Wyglądają jak prawdziwe. Dzieło jednego z najzdolniejszych rzeźbiarzy tego świata. Ich biały kolor przypomina mleko, które piłam będąc małą dziewczynką.

Czy to na pewno byłam ja? Czy te wspomnienia to jedynie część iluzji stworzonej przez starca, który zawzięcie starał się wskrzesić zmarłą córkę?

W głowie zakodowane mam przeróżne obrazy i myśli. Teraz przypominam sobie jak biegłam, by dogonić szkolny autobus.

Biegnij, Em, biegnij.

Ale teraz nie gonię niczego ani nikogo. Uciekam. Jestem zwierzyną. Dziwolągiem, na którego poluje całe miasto. Jestem potworem, nieudanym eksperymentem, martwą skorupą dziecka, które powinno teraz spoczywać w spokoju. Zamiast tego jej prochy zostały pomieszane z drewnem i drutami oplatającymi mnie w całość. Nie jestem nawet żywa. Jestem hybrydą, która nie powinna była powstać.

Czuję jednak emocje. Mam wspomnienia. W mojej klatce piersiowej nie bije serce, a w głowie nie ma mózgu, a jednak wciąż myślę, przetwarzam, kalkuluję. I cholernie się boję.

Odwracam się i po chwili potykam o wystający korzeń drzewa. Nie wiedzieć czemu, w mojej głowie momentalnie pojawia się obraz całego pnia w pełnej okazałości. Dąb pokryty grubą warstwą śniegu. Wielki, potężny, nieugięty. Stary i mądry. Jego gałęzie pamiętają więcej niż całe archiwa ludzkie.

Powoli się podnoszę. Zewsząd słyszę głosy, widzę światła latarek przeszukujące okolicę. Słychać nawet powarkiwania psów. Zabrali zwierzęta, by odnaleźć drewnianą dziewczynę. Czym dla nich mogę być? Dużym patykiem, który będą mogły aportować? Bez sensu.

Patrzę na moją prawą nogę. Jest obrócona o sto osiemdziesiąt stopni. Chwytam ją oburącz i nastawiam tak, jak ludzie nastawiają sobie kości po złamaniach. W porównaniu do nich, nie czuję jednak bólu. A mój strach powoli przeradza się w gniew.

Jak on mi mógł to zrobić? Za kogo się miał? Za Boga? Kto dał mu prawo próby wskrzeszania kogoś, kto już raz zmarł? I dlaczego w takiej formie? Co chciał osiągnąć, jaki był jego chory plan?

Biegnij, Em. Biegnij.

Zaczyna padać śnieg. Płatki delikatnie osiadają na twarzy. Czuję jak zamieniają się w krople wody i przenikają przez drewnianą powierzchnię. Moją skórę. Woda dodaje sił, chociaż namacalnie nie czuję żadnej różnicy. Czuję zbierającą się moc, choć nogi dalej pokracznie pędzą przed siebie, a dłonie bezwładnie zwisają po bokach. Drewniana dziewczyna uciekająca przed nieuniknionym końcem.

Po co to wszystko? Dlaczego w ogóle uciekam? I tak mnie w końcu znajdą, złapią i spalą. Jestem dla nich wynaturzeniem, obcością, której nigdy nie zaakceptują. Co ja sama chcę osiągnąć? Myślę, że uda mi się gdzieś uciec? Znaleźć schronienie? Jak będę żyła?

Zwalniam i patrzę wokół siebie. Czuję jak cała okolica pulsuje. Wszystkie drzewa wokół mnie odwróciły swoje niewidzialne oczy w moją stronę. Obserwują mnie, są zaciekawione. Ich gałęzie poruszają się lekko na wietrze, a ja wiem, że czekają tylko na okazję, by móc mnie chociaż dotknąć i poczuć. Pożądają mnie, choć nie mogą ruszyć się z miejsca. Jestem tym, o czym one zawsze marzyły. Jestem uosobieniem enta, chodzącym drzewem. Jestem Em, drewnianą dziewczyną.

Ich myśli są inne od ludzkich. Myślą wspólnie, choć są indywidualistami. Ich wspomnienia łączą się w jedną długą historię, pieśń połączoną wspólnym rytmem, choć wybijanym przez inne instrumenty. Jest w tym coś zagadkowego i pięknego. Przez chwilę czuję nawet, że jestem jedną z nich, a pusty odgłos mojego skrzypienia, gdy robię małe kroki łączy się razem z odgłosem pozostałych liści i gałęzi.

Nie jestem jednak zwykłym drzewem. Tak samo jak nie jestem człowiekiem. Jestem czymś więcej. I dopiero stojąc tutaj zdaję sobie z tego sprawę.

Głosy nasilają się. Teraz jestem już przekonana, że ucieczka nie wchodzi w grę. Z każdej strony pojawiają się dziesiątki świateł. Słyszę, o czym rozmawiają ludzie wokół. Są przerażeni, bardziej niż ja.

Zajmuje mi to chwilę, ale teraz jestem już tego pewna. Nie boję się tego, co ma się stać. Wiem, co za chwilę nastąpi. Nie będzie to przyjemne, ale przynajmniej szybko minie. Raz, dwa i z głowy. I znów będę wolna.

Podchodzę do najbliższego drzewa i dotykam delikatnie jego korzeni. Moje szczupłe blade palce suną gładko po powierzchni. Czuję ich ekscytację. Można powiedzieć, że jest w tym coś nieprzyzwoitego, chociaż drzewo stoi tak jak stało i nie daje po sobie niczego poznać. Chęć wyrwania się z ziemi i biegnięcia, nawet tak pokracznego jak to w moim wykonaniu, jest silna. Nie jestem tu jednak po to, by dać im nadzieję.

Dotykając korzeni drzewa, udaje mi się w ciągu ułamka sekundy znaleźć wszystkie podziemne połączenia w okolicy. Wiem, że szuka mnie obecnie blisko dwieście osób, a wśród nich znajduje się też dwadzieścia psów. Większość ludzi ma ze sobą latarki. Weszli na teren lasu po godzinie piętnastej, więc szybko zaczęło robić się ciemno. Mają też przy sobie pistolety i karabiny. A dwójka z nich taszczy ze sobą miotacze ognia.

Wszyscy mają zapałki lub zapalniczki. Część przygotowała nawet prowizoryczne pochodnie.

Są nieźle przygotowani.

Zaczynam przechadzać się leniwie między kolejnymi drzewami dotykając lekko każdego z pni. Poznaję całą ich strukturę, przyswajam wszystkie zapisane w korze drzew wspomnienia, zapamiętuję topografię terenu. Trwa to zaledwie kilkanaście sekund. Pomimo braku mózgu, muszę przyznać, że zapamiętywanie idzie mi całkiem sprawnie. Mogę przywołać każde z nowo nabytych wspomnień. Te ludzkie, związane z moim dotychczasowym życiem, wydają się w porównaniu do tych nowych, zasłyszanymi jedynie opowieściami. Wyobrażeniami w mojej głowie. Nie jestem nawet pewna czy należą one w pełni do mnie.

Słyszę cichy chrzęst. Odwracam się błyskawicznie i lekko kucam. Kolano znów wykrzywiło się pod dziwnym kątem, więc nie odwracając wzroku od nowo poznanego przybysza, nastawiam je bezwiednie.

Przede mną stoi jeleń. Przygląda mi się, choć nie widać po nim strachu. Jest raczej zaintrygowany. Patrzy mi prosto w oczy. Odpowiadam tym samym i powoli się prostuję.

Jeleń robi krok naprzód. Głosy ludzi są coraz bliżej.

Zwierzę kłania się przede mną oddając mi hołd. Nie rozumiem o co mu chodzi, ale górę biorą we mnie obyczaje i zachowania ludzkie, więc odwzajemniam ukłon, dotykając przy tym nosem niemal samej ziemi. Trudno jest kontrolować drewniane ciało.

Słychać strzał.

Rzucam się za najbliższy pień drzewa i lekko wychylam głowę, by zobaczyć intruza, który naruszył spokój tego miejsca. W tym samym czasie słyszę inny dźwięk – ciała opadającego na ziemię.

Strzelający znajdował się za mną. Celował chyba w moją klatkę piersiową albo w głowę, sądząc po tym jak zamiast mnie, trafił stojącego przede mną jelenia. Zwierzę leży teraz na ziemi, a z jego szyi płynie strużka krwi. Na śniegu wokół niego powoli rozpościerają się szkarłatne skrzydła śmierci. Jego  wzrok wciąż jest utkwiony we mnie, gdy powoli zdycha.

Mężczyzna, sądząc po mundurze również policjant, wydaje się przerażony. Oparta o pień drzewa czuję wszystkie korzenie i rośliny znajdujące się pod jego stopami. Czuję w powietrzu jego przyspieszony oddech i wzrok, który lustruje całą okolicę.

– Tutaj! Ona jest tutaj! Pomocy!

Ludzie zatrzymują się na chwilę nasłuchując, a później przyspieszają kroku i pędzą w naszym kierunku. Psy zostały spuszczone ze smyczy. Niedługo powinny tutaj być.

– Ty! Ehm… Wychodź zza drzew i podnieś ręce do góry to nic ci się nie stanie! – Głos młodego policjant drży, gdy zwraca się w moim kierunku.

Nie widzę powodu, dla którego nie miałabym wyjść. Nie podnoszę jednak przy tym rąk. On z kolei wykorzystuje tą okazję, by podnieść broń i dokładnie wycelować. Przez chwilę myślę nawet o poddaniu się.

Wtedy on się uśmiecha.

Ludzie tak czasem mają, prawda? Potrafią uśmiechnąć się w ten obrzydliwy, złośliwy sposób, którego nie da się znieść i na który trzeba jakoś odpowiedzieć. Może i jestem drewnianą dziewczyną. Lalką. Kukłą. Monstrum. Zabawką. Ale nikt nie będzie w ten sposób mnie obrażał i patrzył.

Nie sądziłam, że do tego dojdzie. Gołą stopą dalej dotykam korzenia drzewa, za którym przed chwilą stałam schowana. To wystarczy.

– Teraz cię mam, ty mała suk… – policjant przerywa, otwierając szeroko oczy.

Odwzajemniam się tym samym uśmiechem, którym on obdarzył mnie chwilę temu.

Jego stopy oplatają właśnie korzenie pobliskich drzew. Pobudziłam je do życia i dałam im energię, której potrzebowały. Nie kosztowało mnie to zbyt wiele wysiłku. Z każdym kolejnym drzewem, które dzisiaj dotknęłam, zyskałam wystarczająco dużo sił, by pomóc naturze zrobić to, co powinna już była zrobić dawno temu.

Policjant krzyczy wniebogłosy i złorzeczy na mnie. Jego puste słowa nie mogą mnie jednak zranić. Przez chwilę mężczyzna próbuje nawet zerwać oplatające go korzenie, później zaczyna do nich strzelać, raniąc sobie nogi. Później znów celuje we mnie z pistoletu. Drży przy tym cały ze strachu.

Zamykam dłoń, a oplatające go korzenie rozrywają na strzępy jego nogi. Udaje mu się jednak wystrzelić z pistoletu i trafić mnie w ramię.

Ja nie czuję jednak bólu. Jestem za to wściekła.

Zbliżają się psy. Wystarczy jednak parę ciężkich konarów, by przygwoździć je do ziemi, zanim do mnie doskoczą. Nie słychać nawet pisków. Nie zdążyły zdać sobie sprawy z tego, co się stało.

Drzewa wokół mnie są podekscytowane. Chcą czuć to, co ja, być częścią czegoś większego. Chcą zemścić się na ludziach za to, co musiały przeżywać przez ostatnie tysiąclecia.

Ludzie wyłaniają się powoli zza kolejnych drzew. Jest ich dużo więcej, niż początkowo myślałam. Celują we mnie z karabinów i pistoletów. Część czeka z przygotowanymi na szybko koktajlami Mołotowa, którymi chcą we mnie cisnąć. Widzę w ich oczach chęć mordu, nienawiść i ogień. Chcą widzieć jak płonę.

Zamykam oczy. Czas wyrównać szanse i dać naturze to, czego pragnęła od tak długiego czasu. Pozbyć się gatunku ludzkiego raz na zawsze.

Przez chwilę wyczuwam obecność mojego ojca, mojego twórcy. Jest przerażony. Boi się zarówno mnie, jak i boi się o moje bezpieczeństwo. Nie mogę się powstrzymać. Z mojego oka wypływa samotna łza.

Czas przez chwilę staje w miejscu, gdy kropla wody spada powoli na znajdujący się przy moich stopach korzeń. Ludzie wokół podnoszą swoje karabiny i celują we mnie. Odbezpieczają broń.

– Czy to wszystko było tego warte, ojcze? – pytam po raz ostatni i otwieram oczy.

Pierwsze pociski zostają wystrzelone w momencie, gdy łza dotyka korzenia.

Reszta jest już tylko wspomnieniem.

Koniec

Komentarze

Całkiem udany debiut na portalu, przyjemnie się czytało :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

“Teraz jestem już przekonana, że ucieczka nie wchodzi w drogę” (???) – Nie rozumiem tego zdania… czy nie powinno być raczej: ucieczka nie wchodzi w grę?

 

Fajne opowiadanie, bardzo emocjonujące, czytałam jednym tchem:) Podoba mi się pomysł i klimat. Przydałoby się tylko pousuwać powtórzenia, które są w tekście liczne… Pozdrawiam:)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Dzięki wielkie za opinie i komentarze. Błędy już poprawiam. :)

Ciekawe opowiadanie, spodobał mi się pomysł. Jedyne, co mi zgrzytnęło, to ta pojedyncza łza na koniec… takie to ‘opkowe’…

Pomysł z pokazywaniem, że potwory bywają nieraz bardziej ludzkie niż człowiek był już wałkowany. Trudność takich tekstów polega na tym, że jeśli nie ma się w tej kwesti nic nowego i oryginalnego do powiedzenia to można nim położyć całe opko.

 

Tutaj jedynym, nietuzinkowym patentem była bohaterka. Choć inspiracje Pinokiem są oczywiste. Ale fabuła do bajkowych nie należy. 

Finał mnie nie poruszył. Miało być patetycznie i emocjonalnie. Dla mnie tak nie było. 

 

Podsumowując:

W fotel nie wgniotło, ale przeczytałem z przyjemnością.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Ciekawy pomysł na bohaterkę i na pamięć drzew. Spisany nieźle.

Szkoda, że tak się kończy. Już myślałam, że Pinokio doczeka się dziewczyny… ;-)

Aportować za czymś?

Wiem, że szuka mnie obecnie blisko dwieście osób, a wśród nich znajduje się też dwadzieścia psów. Większość z nich ma latarki.

“Psy” oznaczają policjantów, czy chciałeś napisać, że czworonogi posługiwały się latarkami? ;-)

Nie rozumiem, dlaczego bohaterka nie próbuje wspiąć się na drzewo i uciekać po gałęziach. Z takim kontaktem z naturą na pewno by nie spadła.

I zdziwił mnie jeleń stojący spokojnie podczas hałaśliwej obławy.

Babska logika rządzi!

Niezły pomysł, niestety, pogrzebany fatalnym wykonaniem. :-(

Mnóstwo zbędnych zaimków, liczne powtórzenia i nie najlepiej skonstruowane zdania, skutecznie odebrały mi przyjemność czytania.

 

Bie­gnąc spo­glą­dam na swoje ręce.Bie­gnąc, spo­glą­dam na ręce.

Zbędny zaimek, czy mogła spoglądać na cudze ręce?

 

Czy to na pewno byłam ja? Czy te wspo­mnie­nia były je­dy­nie czę­ścią ilu­zji stwo­rzo­ną przez star­ca, który za­wzię­cie sta­rał się wskrze­sić swoją zmar­łą córkę? – Powtórzenie. Zbędny zaimek.

Proponuję: Czy to na pewno byłam ja? Czy te wspo­mnie­nia to je­dy­nie czę­ść ilu­zji stwo­rzo­nej przez star­ca, który za­wzię­cie sta­rał się wskrze­sić zmar­łą córkę?

 

Ze­wsząd sły­szę głosy, widzę snopy la­ta­rek prze­szu­ku­ją­ce oko­li­cę. – Wolałabym: Ze­wsząd sły­szę głosy, widzę światła la­ta­rek prze­szu­ku­ją­ce oko­li­cę.

Latarki nie występują w snopach. Ich światło, owszem.

 

Dużym pa­ty­kiem, za któ­rym będą mogły apor­to­wać?Dużym pa­ty­kiem, któ­ry będą mogły apor­to­wać?  

 

Za­czy­na padać śnieg. Płat­ki de­li­kat­nie osia­da­ją na mojej twa­rzy. Czuję jak za­mie­nia­ją się w kro­ple wody i prze­ni­ka­ją przez moją drew­nia­ną po­wierzch­nię. Moją skórę. Woda do­da­je mi sił, cho­ciaż na­ma­cal­nie nie czuję żad­nej róż­ni­cy. Czuję zbie­ra­ją­cą się we mnie moc, choć moje nogi dalej po­kracz­nie pędzą przed sie­bie, a dło­nie bez­wład­nie zwi­sa­ją po bo­kach. – Przykład nagromadzenia zaimków.

 

Z każ­dej stro­ny po­ja­wia­ją się dzie­siąt­ki świa­teł. Sły­szę, o czym roz­ma­wia­ją. Są prze­ra­że­ni, bar­dziej niż ja. – W jaki sposób światła rozmawiają i co tak bardzo je przeraża? ;-)

 

Do­ty­ka­jąc ko­rze­ni drze­wa, udaje mi się w ciągu ułam­ka se­kun­dy zna­leźć wszyst­kie pod­ziem­ne po­łą­cze­nia ko­rze­ni w oko­li­cy. – Powtórzenie.

 

Wiem, że szuka mnie obec­nie bli­sko dwie­ście osób, a wśród nich znaj­du­je się też dwa­dzie­ścia psów. Więk­szość z nich ma la­tar­ki. – Bo to są świetnie wyuczone psy i posługiwanie się latarką, to dla nich zwykła rzecz. ;-)

 

Mogę na za­wo­ła­nie przy­wo­łać każde z nowo na­by­tych wspo­mnień. – Paskudne powtórzenie.

 

Cięż­ko jest kon­tro­lo­wać drew­nia­ne ciało.Trudno jest kon­tro­lo­wać drew­nia­ne ciało.

Ciężkie jest coś, co dużo waży.

 

Psy zo­sta­ły wy­pusz­czo­ne ze smy­czy.Psy zo­sta­ły s­pusz­czo­ne ze smy­czy.

 

Może i je­stem drew­nia­ną dziew­czy­ną. Lalką. Kukłą. Mon­strem.Mon­strum.

 

Po­bu­dzi­łam je do życia i dałam im ener­gii, któ­rej po­trze­bo­wa­ły.Po­bu­dzi­łam je do życia i dałam im ener­gię, któ­rej po­trze­bo­wa­ły.

 

Przez chwi­lę męż­czy­zna pró­bu­je nawet ze­rwać opla­ta­ją­ce go ko­rze­nie, póź­niej za­czy­na do nich strze­lać, ra­niąc sa­me­go sie­bie po no­gach. – Wolałabym: …ra­niąc so­bie no­gi.

 

Część czeka z przy­go­to­wa­ny­mi na szyb­ko kok­taj­la­mi mo­ło­to­va, któ­ry­mi chcą we mnie ci­snąć.Część czeka z przy­go­to­wa­ny­mi na szyb­ko kok­taj­la­mi Mołotowa, któ­ry­mi chcą we mnie ci­snąć.

 

Widzę w ich oczach chęć mordu, nie­na­wiść i ogień. Chcą wi­dzieć jak płonę. – Powtórzenie.

 

Z mo­je­go oka wy­pły­wa jedna, po­je­dyn­cza łza. – Czy jedna łza, może być podwójna? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo ciekawy, niepokojący, ekspresyjny tekst. Jeden z fajniejszych, biorą pod uwagę ostatnie tygodnie. Oczywiście na temat gustów… Mi podobało się. Pzdr.

...always look on the bright side of life ; )

Wykręcone kostki musiałam na nowo nastawiać i człapiąc dalej podrywałam się znów do morderczego biegu.

Pytanie do mądrych tego portalu: czy to nie jest kandydat do przecinka po “i”?

 

Wykręcone kostki musiałam na nowo nastawiać i[,+] człapiąc dalej[,+] podrywałam się znów do morderczego biegu.

 

Wiem, że szuka mnie obecnie blisko dwieście osób, a wśród nich znajduje się też dwadzieścia psów.

Policzyła ich w trakcie ucieczki? Szczwane liczydełko… ;-) Może liczebniki nieokreślone: bardzo wiele osób, słyszałam ujadanie całej watahy psów…?

 

Bardzo ciekawa koncepcja, nienajgorzej wykonana. Popraw, proszę, wskazane przez przedpiśców błędy i poklepiemy to i owo… ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Całkiem fajne. To znaczy dobry jest pomysł i udana pierwsza część tekstu. Potem niestety para schodzi. Narracja do czasu pojawienia się jelenia jest wciągająca, zdania ładne, metafory udane – generalnie czuć wenę autorską. Potem pojawia się ten zwierzak, a jak zdycha, to zaraża całe opowiadanie – tak od momentu tych szkarłatnych skrzydeł śmierci. Potem bohaterka zamienia się w jakieś takie przegięte monstrum, a tekst płynie w dziwnym kierunku. Fajny jest pomysł pinokio + ent, marzenie drzew. Nie wydaje mi się natomiast, aby urządzenie w strunę “człowiek gorszy od potwora” nadawało się do tego zestawu.

Być może trafniejszy byłby wydźwięk skrzywdzonego marzenia drzew o możliwości działania + homo creator – demiurg, który tworzy potwora (uberpinokio) gorszego niż człowiek, tj. dziewczyna-drzewo, która bez mrugnięcia okiem morduje tych wszystkich ludzi w lesie?  ; )

I po co to było?

Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję wszystkim, którzy poświęcili czas na przeczytanie opowiadania. Dziękuję zarówno za słowa pochwały, jak i krytyki. Większość błędów (mam nadzieję :) ) została już wyeliminowana z tekstu. Będę zwracał następnym razem szczególną uwagę na zaimki, to moja pięta achillesowa. ;)

Nowa Fantastyka