- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Ludzie z mroku

Ludzie z mroku

To sam początek większej całości dlatego proszę się zbytnio nie zrażać.Bardzo cenne byłyby komentarze dotyczące stylu, spójności i poprawności tego fragmentu.

Oceny

Ludzie z mroku

Rozdział 1

Moje ręce pracowały jak zaprogramowane automaty. Niezmordowanie kroiły kolejne kawałki mięsa wieprzowego. Pracowałem tak od kilku godzin, a nie odczuwałem zmęczenia  ani żadnego znudzenia. Byłem przyzwyczajony do tej nudnej, lecz koniecznej pracy, jak dzisiejsi ludzie do panującej wokół ciemności. Pracowałem na stanowisku krajalniczym. Może kiedyś ktoś powiedziałby, że życie rzeźnika nie jest wymarzone, a pensje są bardzo marne, lecz w tych czasach nawet taki zawód urósł do rangi czegoś niezwykłego. Większość kobiet na stacji nie miało pracy i były utrzymywane przez mężczyzn, których tu było bardzo mało. Może to jest powód mojej sytuacji życiowej. Pomimo tego, że pracowałem w tej obskurnej rzeźni ,to jeszcze zatrudniany byłem co drugi dzień jako wartownik przy wejściu na naszą stację. Ta praca była zdecydowanie bardziej ciekawa, lecz czasami zabójcza. Chyba nie musze wam tłumaczyć, skąd wziął się brak mężczyzn w naszej podziemnej osadzie.

Nagle do zaułka, w którym pracowałem, wszedł Tadek:

–  Siema Kanar! Jak tam praca? 

– Ekscytująca, jak zwykle… – odpowiedziałem z ironią.

– Wiesz, nie żebym się do tego nie wiadomo jak rwał, ale teraz moja kolej na ciachanie. 

– Taaa… Wiem.

– A co ty taki? Martwi cię dzisiejsza warta? No co ty, wyluzuj, na te potwory nie ma mocnych. Jeśli nie teraz, to za kilka miesięcy lub lat i tak rozwalą całą naszą stację w pył. A i pyłu było by mało. Raczej każdy głupi by zauważył, ze się u nas nie przelewa.

-Nie, myślę raczej o czym innym. Zastanawiam się na tym, czy aby na pewno nie wydałem wyroku śmierci na samego siebie.

– A czemu tak uważasz? Ciągle zadręczasz się tą wyprawą? Można jeszcze wszystko odwołać, ale ja na pewno z tobą pójdę. Będzie niezła frajda, ale sam mam pewne wątpliwości. Nie wiem, czy aby uda nam się przecisnąć przez linie LLP. Wiesz jacy oni są! Wszystkich by pozabijali w imię nauki i jakichś  bezsensownych bzdur które głoszą.

– No właśnie, mam nadzieję, że po drodze nie złapią nas i nie zamkną do klatki, jak jakichś niepożądanych robali. Krążą pogłoski, że założyli tajne laboratorium gdzieś na peryferiach Warszawskiego metra, i testują tam różnego rodzaju bronie na ludziach.

– Dobra, Kanar, weź spadaj do namiotu, ja się tym mięsem zajmę.

Byłem wdzięczny Tede, że raczył wyręczyć mnie w tej ohydnej pracy. Co prawda przyzwyczaiłem się do niej przez te wszystkie lata ale obrzydzenie mi nie minęło. Położyłem duży zakrwawiony nóż na stary, zużyty, drewniany blat. Był on cały postrzępiony i powyginany od milionów uderzeń tych samych ostrzy, w niezmiennym miejscu. Śmierdział niemiłosiernie,  jak gdyby celowo chciał zemścić się na pracujących tu ludziach. Odetchnąłem z ulgą, zdjąłem ubrudzony kaftan i przekazałem go koledze. Widziałem jak niezauważalnie się skrzywił, lecz już po chwili oprzytomniał i siłował się z zapięciem wysłużonego zamka błyskawicznego. Poszedłem jeszcze do łazienki. Umyłem ręce i zmoczyłem wodą twarz. Może nie był to idealny sposób na pozbycie się brudu, ponieważ woda w metrze mogła równać się nawet z wodą z kałuży, lecz zawsze coś.

 Postanowiłem już dużej nie zwlekać i wyszedłem czym prędzej z dusznej krajalni. Gdy wszedłem na peron stacji, odetchnąłem głęboko świeżym powietrzem. Oczywiście wiele osób mogło by zakwestionować moje stwierdzenie, ponieważ powietrze tu krystaliczne na pewno nie było, lecz w tych czasach samo już ono  było luksusem, szczególnie na skażonej promieniowaniem powierzchni naszej planety. Szedłem powolnie w kierunku mojego namiotu leniwie wodząc wzrokiem za przechodniami. Większość z nich należała do płci żeńskiej. Pomimo tego ubrania kobiet prawie że w ogóle nie różniły się od odzieży męskiej. Były wysłużone, poplamione i często dziurawe. Gdy dotarłem do centralnego punktu Stokłosów gwar momentalnie się nasilił. Z ogólnego chaosu można było wyłowić między innym krzyki przekupek, których stragany poustawiane były w krzywym rzędzie na środku peronu. Wyposażenie takiego kramu w niczym nie przypominało towaru z czasów przed Wielką Zagładą. Nędznie wyglądające stoiska, zbite najczęściej ze zużytych desek i kawałków metalu, oferowały swoim klientom coś, co kiedyś było by nie do pomyślenia. Na zaimprowizowanych stojaczkach wisiało szczurze mięso, które było tutejszym smakołykiem. Prócz tego niektóre kramy oferowały także smakowicie wyglądające paski wieprzowiny, a nawet niesamowicie drogie maski przeciwgazowe. W najokazalszym ze stosik prezentował się prawie kompletny, lecz nieco wysłużony strój stalkerski. Pomimo tych wszystkich, kuszących towarów, obojętnie minąłem ostatniego sprzedawcę i wplątałem się w jedną z niezliczonych, wąskich ścieżek między namiotami. W tym miejscu były one poustawiane najgęściej, co zdecydowanie nie sprzyjało ogólnemu bezpieczeństwu i higienie. Bez trudu odnalazłem swoje „mieszkanie” i wszedłem do środka:

– O, kogo ja widzę? A właśnie miałem wyjść. Jak minął dzień? – to pytanie było raczej retoryczno, bo przecież Maciej Boraszyński dobrze wiedział, że w pracy Piotrka nie może dziać się nic nadzwyczajnego.

– Jak zwykle, to samo. Ale przynajmniej Tadek wpadł trochę wcześniej pogadać. Wiesz, ciągle mam wątpliwości co do tej wyprawy.

– Niestety ale to jest tylko twoja decyzja. Jeśli naprawdę czujesz potrzebę odnalezienia swoich rodziców, czemu miałbyś tam nie iść? Ale pamiętaj, że niesie to ze sobą wielkie ryzyko. Pamiętam, jak byłem jeszcze nowicjuszem w tym okrutnym, niebezpiecznym świecie. Wtedy zawsze marzyłem o wielkiej wyprawie przez całe metro. Niestety, matka mi surowo zabraniała, a raz prawie się popłakała, jak usłyszała, że może będę miał okazję dołączyć do jakiejś ekspedycji. 

– I co? Dalej pragniesz zobaczyć całe metro?

– Nie do końca… Po pierwsze, już go trochę zobaczyłem, skosztowałem jeszcze gorszej rzeczywistości niż nasza stacja i ludzie na niej. Doświadczyłem wystarczająco wiele by zrozumieć, ze taka eskapada to nic ekscytującego. Taka podróż może cię zupełnie zmienić, uwierz mi…

– Trochę wkurzają mnie te wszystkie filozoficzne brednie. Przecież ja mam już 15 lat. Na pewno bym sobie poradził, a z drugiej strony, to co takiego okropnego można zobaczyć właściwie w tym metrze. Mutanty, biedę, okrucieństwo? To nawet na naszej stacji jest na porządku dziennym. A z mutantami spotykam się prawie co dwa dni na posterunku!

– Jak pojedziesz, to zrozumiesz. Ja wychodzę…

Gdybyśmy mieli w naszym ciasnym namiocie drzwi, na pewno nie omieszkał by nimi trzasnąć. Łatwo było wyczytać, że moja wypowiedź go dotknęła. Nie przejmowałem się tym jednak. Powiedziałem, co uważałem za właściwe i nie mam zamiaru jeszcze tym się zadręczać. Wywiesiłem już ogłoszenia, więc nie ma odwrotu. Gdy znajdzie się kilku młodych, sprawnych mężczyzn, chociażby trochę starszych ode mnie, ruszam w nieznane.  Teraz jednak postanowiłem skupić się na tym, by jak najszybciej zasnąć, bo za 3 godziny miałem stawić się na posterunku  przy wejściu na stację. Pełniłem tam wartę dość często lecz nie sposób było się przyzwyczaić. Każdy raz był inny i każde potyczka z mutantami mogła być śmiertelna. Już po chwili powoli zacząłem zatapiać się w mgłę zbawczego dla zmęczonego ciała i umysłu snu.  

 

Koniec

Komentarze

A tego wcześniej już nie było?

To wersja ostateczna, czy należy spodziewać się kolejnych? ;-)

Należy spodziewać się kolejnych, przynajmniej taki miałem zamysł. Wcześniejsza wersja była podobna ale dłuższa i nieco inna jeśli chodzi o detale. 

Nowa Fantastyka