- Opowiadanie: psychoturtle - Najbardziej wciągająca gra na świecie

Najbardziej wciągająca gra na świecie

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Najbardziej wciągająca gra na świecie

Grę Arturowi poleciła jego koleżanka. Niejednokrotnie wcześniej już polecali sobie różne tytuły, a także ścigali się, kto pierwszy przejdzie którąś z ich ulubionych gier, miał więc pełne zaufanie do jej gustu. Opakowanie nie przykuwało uwagi – było to jedno z tych tanich wydań – w oczy rzuciło mu się natomiast, że grze patronowała Nowa Fantastyka, więc zanim podszedł do kasy wziął najnowszy numer. Niedługo potem gratulował sobie tej decyzji – autobus utknął w korku i gdyby nie pismo, skazany byłby na niewyobrażalną nudę.

W domu podczas instalacji gry skończył czytane opowiadanie, ale nie zaczął kolejnego, odłożył pismo na skraj biurka i wciągnął się w świat gry. Była to jedna z gier RPG, które lubił najbardziej – drużyna bohaterów, każdy inny, trzeba było ogarnąć ich umiejętności, zdolności i słabości. Do tego dobra oprawa graficzna i klimatyczna muzyka – zrozumiał, dlaczego Anka niemal nakazała mu kupienie tej gry. Po kilku rozgrzewkowych, krótkich misjach poznał swoją drużynę na tyle, by być gotowym przesiedzieć całą noc przed komputerem. Stwierdził, że zanim zacznie grać na dobre powinien coś zjeść, poszedł więc do kuchni. Gdy wrócił z tostami, siadając przypadkiem zrzucił Nową Fantastykę z biurka. Schylił się, by ją podnieść i już ją odkładał na miejsce, gdy zorientował się, że sceneria nieco uległa zmianie.

Nie był już u siebie w pokoju, stolik, przy którym siedział wykonano ze starego, chropowatego drewna i pełno było na nim śladów częstego użytkowania. Podłogę wykonano była z podobnego drewna, za oświetlenie służyły starodawne lampy. Spojrzał w stronę, która była najgłośniejsza i ujrzał tłumek ludzi przy kontuarze, za którym stał otyły karczmarz.

– Co znalazłeś pod tym stołem, hę? – z zadumy wyrwał go damski głos i Artur, unosząc się spod stołu popatrzył na elficką łuczniczkę, z którą podróżował w świecie gry. Rozejrzał się po pozostałych osobach przy stoliku i rozpoznał również resztę – aroganckiego maga, który nadrabiał kosmiczną ilością many, oraz krasnoludzkiego wojownika dzierżącego iście wspaniały topór, o który dbał bardziej niż o cokolwiek innego – jak na przykład higienę, czego nie dawało się odczuć w grze, teraz zaś zaczęło doskwierać.

– Ulotkę dotyczącą ważności higieny osobistej – odpowiedział Artur, trzymając w ręku numer Nowej Fantastyki. Przez chwilę zastanawiał się, gdzie go schować, po czym zauważył, że jak każdy z drużyny dysponuje niewielkim, skórzanym plecakiem. Popatrzył po sobie i zorientował się, że chociaż wiele rzeczy w otoczeniu się zmieniło, ciągle miał na sobie jeansy i spraną bluzę. I domowe kapcie.

 – Chyba muszę się przebrać, zanim wyruszymy w dalszą drogę – stwierdził Artur, ale nikt nie zareagował na jego zaczepkę – ma ktoś jakąś nadprogramową zbroję w plecaku? – spytał, a elfka podała mu nieco ekwipunku, na co on zaczął się zastanawiać, jakim cudem dziewczyna zmieściła ćwiekowaną zbroję skórzaną w malutkim, skórzanym plecaku. Mało tego, gdy spytał o broń, to także ona go poratowała. Krasnolud za to pomógł mu zmienić ubranie na zbroję… tam, gdzie stali, i choć Artur był z początku zmieszany, absolutnie nikt nie zwrócił na niego uwagi.

– Za długo tu już siedzimy – powiedział mag – powinniśmy wypocząć przed jutrzejszą podróżą!

– Tak, zdecydowanie masz rację – odparł Artur – a gdzie to jutro idziemy?

– Wybieraliśmy się do Enshi, którego kopalnie mamy zbadać, ponieważ podejrzewamy, że mogą mieć coś wspólnego ze zniknięciem lorda Sucineri – odparła elfka, zupełnie niezaskoczona tym, że nie miał pojęcia, co się dzieje.

– A, dzięki – odparł, i już był gotów podążać za resztą drużyny, gdy znowu odezwała się do niego elfka.

– Wiesz, w dzieciństwie uwielbiałam wychodzić z domu przed świtem i obserwować wschód słońca ze wzgórz – Artur już miał wykrzyknąć „what the fuck”, gdy zorientował się, że był to po prostu jeden z tak znienawidzonych przez niego romansów. Nie lubił ich, gdyż jego zdaniem psuły klimat gry, w których chodziło o przygodę i walkę, nie o wirtualne seks-przygody ze zbiorkiem pikseli, tym razem jednak był wdzięczny twórcom za ten drobny dodatek. Popatrzył na elfkę i jej perfekcyjne, absolutnie nierealistyczne ciało i pociągnął romantyczną gadkę-szmatkę, w nadziei, że spędzi z nią noc. Mimo jego starań i faktu, że rozmowa poszła dobrze (przynajmniej według znanych mu standardów), elfka nie zaproponowała mu dzielenia łoża i Artur, zawiedziony, udał się na spoczynek sam.

Usnął od razu i obudził się dokładnie po ośmiu godzinach. Właściwie od razu, bez żadnego przygotowania wyruszyli w drogę, która, według mapy, miała zająć ponad 24 godziny. Nie bardzo wiedział, jak sobie z takim spacerem poradzi, ale podróż minęła w okamgnieniu, był po niej jednak kompletnie wykończony. Bez zbędnych ceregieli na szybko rozbili namioty (nie miał pojęcia, skąd się wzięły i kto je taszczył), przed snem próbował jeszcze zagadać elfkę, ta go jednak zignorowała.

Nie dane im jednak było porządnie wypocząć, przerwały im skrzeczące głosiki i Artur zorientował się, że zostali zaatakowani. Drużyna wybiegła ze swoich namiotów, a on popatrzył przerażony na grupę wrogów, którymi jego towarzysze wydawali się niewzruszeni. Ukrył się za namiotem, chcąc uniknąć ataku, zaraz koło niego przeszedł jednak jeden z potworów, i wyglądało na to, że chce zaatakować elfkę. Artur wyciągnął więc swój lekki miecz i celnie wbił go w plecy przeciwnika, zabijając go na miejscu.

– Dziękuję – powiedziała elfka, a Artur zorientował się, że wszyscy wrogowie już leżeli pokonani – nie zauważyłam tego ostatniego goblina, a ty mnie przed nim uratowałeś – Artur trochę się zmieszał, ale wybąkał w miarę sensowną odpowiedź – powinniśmy jednak udać się do karczmy i przed udaniem się na spoczynek posłuchać okolicznych ludzi. Nie powinniśmy też przyznawać się, kim jesteśmy – powiedziała elfka, a Artur zaczął się zastanawiać, w jaki sposób grupa podróżników z ekscentrycznym magiem, seksowną elfką, śmierdzącym krasnoludem i nieogarniętym człowiekiem mogłaby pozostać niezauważona, gdyby ktoś o nich wcześniej słyszał. Nie skomentował tego jednak i udali się do karczmy.

Miejsce było przybijające. Wszystko wykonano z drewna, wszystko wyglądało też na ubrudzone węglem. Nie miało to większego sensu, biorąc pod uwagę fakt, że w pobliskiej kopalni wydobywano żelazo, ale dokładnie tak można sobie było wyobrazić przykopalnianą gospodę. Artur nie zdążył się jeszcze dobrze rozejrzeć, gdy skoczył na niego karzeł i przystawił mu nóż do gardła.

– Kim jesteście?! – wykrzyknął, a Artura sparaliżował strach – wyglądacie jak ta grupa, która spowodowała spore zamieszanie w Sal Sagev – Artur poczuł chłód ostrza na swoim gardle – mów! Kim jesteście?! Jeśli to byliście wy to czeka was niechybna śmierć!

– Powieściopisarzem! – krzyknął nagle Artur, a reszta drużyny popatrzyła na niego z zaskoczeniem – jestem powieściopisarzem, a to moi przyjaciele, z którymi podróżuję, gdy promuję swoją twórczość!

– Ach tak? – powiedział karzeł, ale cofnął sztylet – co takiego napisałeś? Przeczytaj nam jakąś historię!

– Czy dacie mi więc usiąść, bym mógł przeczytać jedną ze swoich opowieści? – spytał Artur, a karzeł wstał i pozwolił mu wstać, po czym skinął głową, wskazując na miejsce przy kontuarze. Perfekcyjnie, gdyby farsa się nie udała, wszyscy by go wtedy zaatakowali i nie było żadnej możliwości, by wyszedł z tego cało. Drużyna patrzyła na niego zrezygnowana, ale Artur podszedł do kontuaru, usiadł na najczyściej wyglądającym stołku, po czym wyciągnął numer Nowej Fantastyki. Po sali przeszedł szmer zdumienia, zaskoczenia i podziwu, Artur na szybko przejrzał spis treści i wybrał opowiadanie, które po tytule wydało mu się najbardziej w klimatach zbliżonych do tego z gry, a nie science fiction. Zaczął czytać i coraz więcej bywalców karczmy zaczęło odwracać się w jego stronę, wielu z nich także przysuwało swoje stołki bliżej, by lepiej słyszeć opowieść. Gdy karczmarz przestał czyścić szklanki brudną ścierką, by zapartym tchem przysłuchiwać się historii, Artur wiedział, że mu się udało. Po skończeniu opowiadania (którego finał zaskoczył nawet jego, doświadczonego czytelnika) dostał głośne owacje, najpierw kilka osób zaczęło dopominać się kolejnej opowieści, a po chwili cała sala zaczęła im wtórować.

– Ależ udowodniłem, że jestem powieściopisarzem, czyż nie? – spytał Artur, a głosy nieco przycichły – dostaniecie kolejną historię, ale jutro, dziś chyba należy mi się trochę piwa za dostarczenie wam rozrywki… i w ramach rekompensaty za fałszywe oskarżenia?

Karzeł zaczął przepraszać i plątać się w zeznaniach, podczas których padło też imię lorda Sucineri, co Artur zapamiętał, ale nie dał tego po sobie poznać. Zaczął pić z karłem i udało mu się wyciągnąć więcej informacji – według jego słów lord Sucineri przebywał w swoich komnatach na terenie kopalni, by skuteczniej kontrolować specjalny projekt, którym zarządzał. Nie dowiedział się, na czym ów specjalny projekt polegał, ale domyślił się, jaki był kolejny przystanek na jego drodze.

Alkohol i zmęczenie po przerwanym wypoczynku w środku lasu dały się we znaki, w dodatku przeczytana opowieść zapewniła im darmowy nocleg, postanowili więc z niego czym prędzej skorzystać. Artur już zaczynał się wspinać na górne łóżko, gdy na ramieniu poczuł czyjś dotyk. Elfka.

– Dużo rozmyślałam o tym, jak mnie uratowałeś przed goblinem w lesie – powiedziała, a Artur tylko się zastanawiał, kiedy miała czas nad tym rozmyślać – a twoja odwaga, zimna krew i zaradność w gospodzie tylko upewniły mnie w przekonaniu, że jesteś zaiste wyjątkową osobą.

– Robię tylko to, co każdy by zrobił na moim miejscu – odpowiedział Artur, kładąc ręce na talii elfki.

– Ależ nie! – odparła ona – większość ludzi uciekłaby w panice, albo sprzedałaby swych przyjaciół. Ty na szybko wymyśliłeś szalony plan i jakimś cudem udała ci się jego realizacja. Uwierz mi, jestem pod wrażeniem – powiedziała i pocałowała go, on zaś ten pocałunek odwzajemnił. Następnie pociągnęła go do swojego łóżka.

Rano obudził się szczęśliwy i wypoczęty, z nagą elfką przytuloną do jego klatki piersiowej. Gdy spróbował wstać zorientował się, że niesamowicie smukła elfka, choć wyglądała fantastycznie, miała swoje wady – jeszcze tego ranka czuł miejsca, w które wbijały się jej kości. Nie przejął się tym przesadnie, choć zakładanie zbroi było tego dnia jeszcze mniej przyjemne niż zwykle.

– Obudziłam się a ciebie już nie ma przy mnie – usłyszał głos elfki i przypomniał sobie kolejną rzecz, której naprawdę nie lubił w growych romansach, niewygodną rozmowę „po”.

– Dzień dobry piękna – powiedział, całując ją w czoło – nie chciałem cię budzić, tak słodko spałaś – brzmiało to strasznie, ale spodziewał się, że udobrucha tymi słowami dziewczynę – ale musimy ruszać w drogę, dobrze wiesz, że nie mamy czasu do stracenia.

– Tak, masz rację – powiedziała, przeciągając się – chciałabym z tobą spędzić więcej czasu sam na sam, ale nie możemy przez głupi romans zaniedbać naszej misji – powiedziała, a Artur bezbłędnie wyłapał pułapkę.

– Dla mnie nie jest to tylko głupi romans – powiedział i po wyrazie jej twarzy wiedział, że wygrał tę partię – i szczerze mam nadzieję, że dla ciebie też nie i to tylko szorstkie słowa.

Elfka spuściła głowę i przyznała mu rację, niedługo później wyruszyli do kopalni. Tam spytali kilku górników o lorda Sucineri, nikt jednak nie był w stanie wskazać im drogi do jego komnat, zaczęli się więc błąkać po kopalni, i na drugim jej poziomie trafili na coś, co wyglądało jak więzienie – tam też usłyszeli cichy szept gnoma.

– To wy dopytywaliście o pana S., tak? – spytał, a Artur skinął głową – wiem jak do niego trafić, tak! Ale nie powiem wam, dopóki mnie stąd nie wypuścicie, tak! Uwolnicie mnie, prawda, tak? – Artur znowu przytaknął, a gnom podał im lokalizację klucza do jego celi, wspominając też, że jest to pomieszczenie pełne strażników. Tym razem wykorzystali zdolności maga, który przed wejściem do pomieszczenia rzucił tam kulę ognia. Gdy weszli, tyko jeden ze strażników jeszcze żył, ale czym prędzej dopadł go krasnolud ze swoim toporem, który okazał się równie skuteczny, jak był zdobny. Artur dostrzegł klucz, wiszący na haku na po drugiej stronie pokoju, coś mu jednak nie grało; powstrzymał elfkę przed podbiegnięciem do ściany i rozbroił niemal niewidoczną pułapkę. Zabrał klucz i czym prędzej udał się do celi gnoma.

– W porządku, musicie zejść dwa piętra niżej, tak? Korytarz po prawej stronie, tak, po prawej stronie zobaczycie duże, zdobne drzwi, tak, tam są komnaty lorda Sucineri, tak! – powiedział, i już zbierał się do ucieczki.

– Zaraz! Nie podałeś nam najkrótszej drogi do przejść między poziomami – powiedział Artur, przytrzymując gnoma za ramię.

– Dobrze, dobrze, narysuję wam mapę, tylko mnie puść, nie dotykaj, tak?! – powiedział gnom, wyraźnie niespokojny – tylko dajcie mi kawałek papieru, tak?

Artur zajrzał do swojego ekwipunku i wyciągnął Nową Fantastykę. Przejrzał ją w poszukiwaniu niezadrukowanego miejsca, nic takiego jednak nie znalazł. Z bólem serca wyrwał wiec kartkę z opowiadania, które czytał w karczmie, i podał gnomowi. Ten chwilę pomarudził, że kartka nie jest czysta, ciągle wtrącając swoje „tak”, ale naszkicował mapy, po czym niemal uciekł, kierując się w stronę wyjścia z kopalni.

Droga naszkicowana przez paranoidalnego gnoma faktycznie wydawała się najszybsza, okazała się również całkiem bezpieczna – tylko kilka razy spotkali gobliny, i to nigdy w dużych grupach, zazwyczaj wystarczały na nie strzały elfki i zaklęcia maga. Większym wyzwaniem okazał się duży ogr, strzegący wejścia do komnat lorda Sucineri. Mag spróbował unieruchomić wartownika, ale jego zaklęcie okazało się nieskuteczne. Krasnolud zaszarżował i jego ataki zdecydowanie dawały się ogrowi we znaki, sporo energii krasnoluda szło jednak na unikanie ciosów wielkiego młota, który dzierżył ogr. Elfie strzały trafiały bezbłędnie, jednak nie wystarczały, by pokonać wroga. Mag zajął się czarami wspierającymi drużynę, w tym czasie Artur postarał się niezauważenie przemknąć przy ścianie. Udało się – ogr był zbyt zajęty walką z krasnoludem. Artur wspiął się po pełnej wyrw ścianie i z mieczem gotowym do ataku rzucił się na plecy ogra. Trzymając się jego szyi i próbując nie spaść, wbił broń w plecy wroga aż po rękojeść. Ten zawył i wygiął się nienaturalnie, a Artur zeskoczył z niego, zostawiając miecz w jego plecach. Ogr odwrócił się do niego i ryknął tak, że Artur był pewien, że to już koniec, wtedy jednak krasnolud zaatakował z wyjątkową wściekłością i przeciwnik padł na ziemię. Gdy przestał się ruszać, Artur podszedł i zabrał swój miecz. Opatrzyli swoje rany, mag rzucił zaklęcie przyspieszające ruchy i kilka innych wspomagających, Artur rozpracował zamek w drzwiach i weszli do lordowskich komnat.

Zupełnie nie wyglądały jak reszta kopalni. Ściany co prawda były surowe, jak się można było spodziewać, na ziemi jednak leżały dekoracyjne dywany, meble również wyglądały luksusowo, na ścianach wisiały obrazy, a całości dopełniało oświetlenie – każda z lamp stanowiła dzieło sztuki. Lord Sucineri siedział w pięknej, zdobionej na złoto zbroi na czerwono obitym fotelu, z którego wstał, gdy tylko drużyna wparowała do jego komnaty. Nie zaczął żadnej rozmowy, jedynie zaatakował – a zaczął od przyzwania grupy psów bojowych. Nie byli to trudni wrogowie, ale Artur bardziej niż jakakolwiek inna postać z gry obawiał się o swoje życie i zdrowie. Na szczęście krasnolud poszedł na pierwszy atak, elfka zgrabnie wypuszczała kolejne strzały, a mag rzucał zaklęcia unieruchamiające, które tym razem działały. Artur nie miał jak się ukryć, sięgnął więc do torby po gdzieś znalezione mikstury niewidzialności. Wypił jedną i przemknął pod ścianą bliżej lorda. Wyminięcie wszystkich psów nie było łatwe, ale poradził sobie. Lord osłaniał się tarczą przed strzałami i przywoływał kolejną grupę sojuszników, co niemal kompletnie blokowało pozostałych członków drużyny. Tylko Artur mógł wyrządzić jakąkolwiek szkodę lordowi, przyjrzał się mu więc uważnie i zdecydował, że najpewniejsze będzie wbicie miecza między hełm a zbroję. Dość trudne uderzenie, ale niewidzialność dawała mu sporą przewagę. Chwycił więc mocniej swój miecz i przyszykował się do ataku, chwilę przed którym jednak czar niewidzialności prysł i lord Sucineri w ostatniej chwili zdołał zrobić unik. Miecz Artura zranił przeciwnika, ale było to ciągle dalekie do śmiertelnej rany, lord w dodatku wyciągnął z pochwy swój miecz – znacznie większy od tego dzierżonego przez Artura – i ciągle osłaniając się przed strzałami i zaklęciami zaczął iść na Artura. Ten był przerażony, wiedział, że nie może pozwolić strachowi się sparaliżować, jednak teoria i praktyka w tym wypadku okazały się bardzo odległe. Lord zaatakował, Artur skontrował jego uderzenie; zaletą większego miecza był fakt, że atakował wolniej i Artur miał szansę na reakcję. Po kilku niezgrabnie, ale skutecznie odparowanych ciosach lord zorientował się, że w ten sposób nic nie osiągnie i uderzył bliżej rękojeści miecza Artura. Ten omal nie wypuścił broni z ręki, czym prędzej spróbował zaatakować odsłonięte miejsce na karku, lord jednak odbił miecz opancerzonym ramieniem i Artur chybił. Wtedy lord ponownie uderzył w rękojeść i tym razem wytrącił Arturowi broń z ręki. Popatrzył na Artura, jakby już wygrał tę bitwę, zamachnął się mieczem raz, drugi – przed oboma ciosami Artur jakoś uskoczył, unik trzeciego spowodował jednak, że przewrócił się na ziemię. Nie myślał, zajrzał do swojej skórzanej torby w poszukiwaniu kolejnej mikstury niewidzialności, kolejny cios jednak nadchodził, Artur więc złapał pierwszą rzecz, która wpadła mu w rękę i postarał się nią osłonić przed atakiem.

Tym przedmiotem był numer Nowej Fantastyki, który, trzymany przez Artura nad głową, zablokował cios miecza lorda Sucineri.

Lord cofnął się kilka kroków nie rozumiejąc, co się stało. Artur natomiast nie tracił czasu – otrząsnął się, znalazł butelkę z miksturą, szybko ją wypił, czym prędzej złapał swój, leżący nieopodal miecz, oraz po cichu udał się za lorda, który przywoływał kolejną porcję psów w nadziei, że osłonią go przed atakiem Artura. Ten jednak znalazł się za lordem zanim psy się pojawiły, i czym prędzej zadał śmiertelny cios.

Było jednak za późno, by przerwać zaklęcie i przed nim pojawiła się grupa sześciu psów. Jednak wspólnie z resztą drużyny pokonali je bez większego problemu, kosztem jedynie kilku ugryzień.

W pierwszej kolejności Artur złapał Nową Fantastykę, która po raz kolejny uratowała mu życie. Następnie wraz z towarzyszami podróży pozbierali co cenniejsze przedmioty z komnaty lorda – jego wspaniałą zbroję w rozmiarze uniwersalnym niemal od razu przyodziała elfka, czym w międzyczasie dostarczyła niezapomnianych widoków. W torbie Artura znalazło się miejsce na kilka szlachetnych kamieni, istotne dla fabuły gry listy, zwoje oraz dwa magiczne sztylety.

Czym prędzej udali się na powierzchnię i bez postoju poszli do dużego miasta – Artur miał przeczucie, że tym razem bywalcy karczmy mogliby nie uwierzyć, iż był jedynie skromnym powieściopisarzem. I tak po dwudziestu czterech godzinach trafili do gospody, w której zaczęła się jego przygoda na żywo. Przed snem usiedli jeszcze, by napić się czegoś z procentami.

– Czym jest ten artefakt, który cię już dwa razy obronił? – spytała elfka, chwytając go za rękę.

– Nowa Fantastyka? – spytał Artur, ale elfka wydawała się nie rozumieć, co mówił – pismo z opowiadaniami – wyjaśnienie jednak nie spowodowało, by elfka cokolwiek zrozumiała – taka księga, pisana przez więcej niż jedną osobę na więcej niż jeden temat.

– Brzmi zaiste interesująco – powiedziała – czy mogę zobaczyć?

Artur wyciągnął z torby pismo, przypadkiem je jednak upuścił. Nie zwrócił uwagi na przerażoną minę elfki, gdy schylał się, by je podnieść. Usłyszał tylko huk pękającego stolika – czyjś topór, który miał uderzyć w jego głowę, rozbił stół na dwie części. Artur zsunął się z krzesła, złapał numer Nowej Fantastyki i, wyciągając sztylet, odwrócił się w stronę napastnika. Przed nim znajdowało się…

…jego łóżko. W ręku dzierżył sztylet, w drugiej trzymał zniszczony numer pisma. Miał na sobie cienką, ćwiekowaną zbroję skórzaną, ale był w domu, w swoim XXI-wiecznym pokoju. Ciężko usiadł na swoim fotelu i popatrzył na ekran komputera, gdzie cała jego drużyna została wybita przez olbrzymią postać dzierżącą oburęczny topór w jednej ręce. Gra prosiła o wczytanie. Zanim to zrobił otworzył jednak pismo na kolejnym opowiadaniu, którego jeszcze nie przeczytał i wziął się za tosty, które zrobił zanim się przeniósł w świat gry.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Wydaje mi się, że pomysł miałaś ciekawy, ale wykonanie mu zaszkodziło. Tekst zbyt przypominał opis gry (jak je sobie wyobrażam), a za mało sensowne opowiadanie. Ale mogę się mylić.

Interpunkcja trochę Ci kuleje.

Miejsce było przybijające. Wszystko było drewniane, wszystko też było brudnawe, jakby ubrudzone węglem.

Powtórzenia. W innych miejscach też się zdarzają.

Na szczęście krasnolud poszedł na pierwszy atak

Słabo brzmi. Może “na pierwszy ogień”?

Babska logika rządzi!

Uważaj na powtórzenia słów “był”, “była” itp.

 

“z zadumy wyrwał go damski głos i popatrzył na elficką łuczniczkę“ – głos popatrzył na łuczniczkę?

 

zorientował się, że jak każdy z drużyny dysponuje niewielkim, skórzanym plecakiem. Popatrzył po sobie i zorientował się

 

Zmienić ubranie na zbroję…? Znaczy, rozebrał się i założył zbroję na nagie ciało?

 

Zgadzam się z FInklą, że za bardzo to opisowo-growe, za mało opowiadaniowe – nawet jeśli taka była koncepcja. Nie wiem, czy zawsze tak piszesz, czy tylko teraz, więc trudno mi ocenić Twój sposób prowadzenia opowieści. Tutaj można przymknąć oko na pewne rzeczy, bo dzieją się w świecie gry (np. że na elfkę pasuje zbroja jakiegoś wielkiego gościa ; P), które w “normalnym” opowiadaniu raczej by nie przeszły.

 

Ale rola NF z pewnością jest tutaj kluczowa i nie jest wciśnięta na siłę =)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Hej, dzięki za komentarze :)

Przeczytam jeszcze raz pod kątem powtórzeń (przy żadnym z czytań mnie nie raziły, więc nie zwracałam aż takiej uwagi – mój błąd!)

Co do pierwszego ognia/ataku – moje odczucie było takie, że na pierwszy ogień to praktycznie na straty. Stąd wybór “pierwszego ataku”

Zmiana ubrania na zbroję – tak, jest to absurdalne, ale takie jest założenie. Przykład – “Dragon Age”, gdzie rozbieramy bohaterów do czarno-białej bielizny i bezpośrednio na nią zakładamy zbroję.

 

I tak, moja koncepcja była właśnie growa – wyśmiewająca growe absurdy (jak przytoczone pasowanie zbroi na każdego, przebieranie się na środku karczmy, przejście długiej drogi w kilka sekund czy naiwna myśl, że podanie fałszywego imienia kogokolwiek zmyli, gdy jesteśmy najbardziej rozpoznawalnymi osobami na świecie). No proszę Was – założeniem konkursu było umieszczenie w opowiadaniu Nowej Fantastyki – aż się prosiło, by to było mało poważne, śmieszne i lekkie :)

Lubię kluski

– Co znalazłeś pod tym stołem, hę? – z zadumy wyrwał go damski głos i popatrzył na elficką łuczniczkę, z którą podróżował w świecie gry. ---> nie musiał podnieść się, wyprostować, żeby spojrzeć na łuczniczkę? Spójnik użyty “od czapy”, można zrozumieć, że damski głos spojrzał na łuczniczkę.

[…] dzierżącego iście wspaniały topór, […]. ---> zupełnie zbędne “iście”.

I domowe kapcie – chyba muszę się przebrać, zanim wyruszymy w dalszą drogę – stwierdził, ale nikt nie zareagował na jego zaczepkę – ma ktoś jakąś nadprogramową zbroję w plecaku? – spytał, […]. ---> taki zapis wypowiedzeń Artura nazwę, powodowany uprzejmością, nowatorskim podejściem do interpunkcji.

Jest tego więcej, sporo więcej, aż za dużo…

<><><>

Abstrahując od językowej jakości tekstu przyznaję, że pomysł, chociaż zaliczający się do częściej spotykanych, rozegrany został dość sympatycznie. Atmosferę gry, jak zamierzyła Autorka, oddał, NF “zagrała” jako niezbędny element…

Przeczytane. Komentarz po ogłoszeniu wyników :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Opowiadanie jest sympatyczne, ale wydaje się też trochę zbyt proste i takie… za bardzo młodzieżowe, z naciskiem że chodzi o tą młodszą, nie starszą młodzież. Językowo z pewnością znajdzie się sporo do poprawy, ale nie jest źle (liczby zapisujemy słownie, było też kilka niepoprawnych sformułowań i poprzekręcanych frazeologizmów). Popracowałbym też nad stylem, bo skrupulatne opisywanie zbędnych czynności (jak np. to, że bohater pomyślał, że wypada coś zjeść, więc poszedł sobie zrobić tosty) przeszkadza przy czytaniu.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Miałam nadzieję przeczytać opowiadanie, a okazało się, że przyszło mi zmierzyć się z dość infantylnym opisem gry. Ponieważ tego rodzaju twórczość nie należy do moich ulubionych, a wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia, jestem zmuszona wyznać, że Najbardziej wciągająca gra na świecie, niestety, nijak nie zdołała mnie wciągnąć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka