- Opowiadanie: Vito Vivalecci - Obłęd III

Obłęd III

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

vyzart

Oceny

Obłęd III

Bip. Bip. Bip. Kurwa. Bip. Bip.

Myśl jest przekupna.

Czas jest przekupny.

Żyjemy w świecie korupcji.

Bo niby dlaczego chwile szczęścia są wystrzałem z łuku, a te najgorsze trwają i trwają?

Bip. Bip.

I po cóż ten ciągły bieg za szczęściem, poszukiwanie swego Raju? Minuta mija, przychodzi pora na godzinę koszmarów. Wszelkie dobro zostaje wyrwane. Wszelkie zło– związane z tobą na wieki.

Bip. Bip. Bip.

– Och, ucisz się wreszcie!

Wdech. Wydech.

Wdech. Wydech.

– Panie Haddock, wszystko w porządku?

Zamknij się suko

– Tak.

Gówno prawda.

Bip. Bip. Bip.

Całe moje szczęście odpłynęło z mgnieniem oka. Bip i jest, bip i nie ma. Ale to życie, prawda? Cała jego kwintesencja – Pan da, Pan zabierze. Pan pozwoli, byś się z tym czymś zaprzyjaźnił, żebyś to pokochał. A następnie wyrwie ci z rąk i rozbije o ścianę.

Bip.

Czasami marzę. W wielkiej, wszechobecnej ciemności to jedyne, co mi pozostaje. Przebłysk marzeń. Nie marzę o tym, co mogło być, nie o tym, co być może. Marzę o tym, co było.

Bip. Bip.

Każde wspomnienie ma swój smak i zapach. To nie puste obrazy czy słowa, moje marzenia zawierają pełnie życia, świetnie naśladują rzeczywistość. I tak wspominając pierwsze kroki syna uderza mnie zapach dziecięcej skóry, wręcz czuje dotyk jego ciała, gdy podszedł do mnie, cały rozradowany.

Najważniejsze są jednak wspomnienia związane z Nią. Każde smakuje jak wytrawne wino, i nawet chwile kłótni wspominam z uśmiechem na ustach. Znam zakończenie.

Bip.

Wszystkie Jej wspomnienia mają cechę wspólną– zapach. W każdym z nich czuję delikatną woń kobiecego ciała, słodką jak pocałunek zapraszający do dalszej gry. Czasem przez tą woń przebija się ostry, drażniący zapach podniecenia. Niesamowita harmonia.

Bip. Bip.

Doprawdy, niezwykłe miłosierdzie. Zabrać całą przyszłość, wszelkie nadzieje, i pozostawić wspomnienia namiętności, aby człowiek nigdy, przenigdy nie zapomniał o tym, co mu odebrano. Dziękujemy Ci, Panie!

Bip. Bip.

Dotyk zimnej stali dodaje odwagi. Świadomość, że wystarczy zacisnąć palec na spuście niesamowicie koi. Jeden, malutki ruch palca wskazującego, by cały ból rozpłynął się w odgłosie wystrzału.

Wdech. Wydech.

Nadzieja jeszcze jest.

To piękne słowa. Piękne niczym dzisiejsze kobiety. Pod gładką skórą zgniła osobowość.

Cudownie.

Bip. Bip.

Najśmieszniejsze jest to, że mój osobisty dramat jest całkowicie obojętny dla pielęgniarki

Jezu, co za kłamliwa

stojącej obok. Cały mój świat rozpada się na kawałki, a społeczeństwo ma to głęboko w dupie.

Dramaty mają to do siebie, że wyczuwa je jedynie pewna, z góry określona liczba ludzi.

Bip.

Obietnice nijak mają się do rzeczywistości. Jednego dnia kochasz całym sercem, następnego uczucie to ucieka tylnym wejściem. Jednego dnia wołasz „kochanie, czuję się cudownie!” a następnego szeptasz przez łzy „kochanie, umieram”

Bip. Bip. Bip.

Obiecałem sobie, że już nigdy nie będę płakał. Że nic nie jest w stanie mnie złamać.

Jak mówiłem, obietnice nie mają pokrycia w rzeczywistości. Strumień łez płynie przez moją twarz. I łza nie może osiąść w zmarszczce. Dlatego, że zmarszczek nie ma. Boże, moja twarz jest jeszcze twarzą dziecka…

Bip. Bip.

Myślę o przeszłości, wspominam najcudowniejsze chwile. Próbuję uśmiechnąć się przez łzy, ale tym razem wspomnienia przynoszą odwrotny skutek do zamierzonego. Gorzko łkam.

Bip.

Tyle starań, walk z wiatrakami, zagryzionych warg i pokonanych przeszkód. I po co? Żeby po kilku latach, zaledwie pierwiastku szczęścia znaleźć się tu, w szpitalnej sali? Zatonąć w zimnie ścian i zadławić się goryczą powolnej straty?

Bip. Bip. Bip.

I za co ta kara? Za złość? Złościłem się, ale nigdy Jej nie uderzyłem. Za pychę? Zawsze byłem dumny, że to ja z Nią jestem, ale nigdy nie wywyższałem się ponad innych. Za uwielbienie? Tak, uwielbiam, ubóstwiam Ją! I gdzie tu błąd?! Czy kobieta nie może być aniołem?!

Bip. Bip. Bip. Bip.

Zagryzam wargę. Do krwi. Ciepła ciecz spływa wąskim strumieniem po brodzie. Wbijam paznokcie w dłonie. Z całych sił próbuję nie krzyczeć, nie rzucić się przed siebie w szaleńczym tańcu straty. Mój umysł znowu wpada w ten dziki trans. Trans, w którym wirują złe myśli, złe słowa, złe obrazy. Samobójstwo. Morderstwo.

Czyż oba nie są tak samo kojące?

Bip. Bip.

Ścieram krew. Atak już minął. Pozostaje tylko otępiało wirująca samotność. Powoli, taktownie. Raz dokoła, raz dokoła. Czy przyłączy się pan do naszego wesołego tańca, panie Haddock?

Bip.

Wstaję. Wiruję w koło, łapię niewidzialną sylwetkę. Sylwetkę smukłą, ale niezwykle zimną, i jakąś taką… potworną. Nie bacząc na mrowienie w palcach wtulam się we włosy partnerki. Trwa to jakiś czas.

Bip. Bip. Bip. Bip. Bip. Bip.

Budzę się z transu. Muzyka urywa się tak nagle, jak się zaczęła. I znowu pustka białej farby, lodowatość łóżka. Siadam na krześle. Przeczesuje dłońmi włosy, pozwalam łzom płynąć, wolno, dostojnie. Ręka dotyka poręczy łóżka. Mimowolnie przesuwam po nieprzyjemnym materiale pościeli. Wplatam palce w nieruchomą dłoń. Zero reakcji. Czuć tylko ciepło, ale takie… odległe. Jak zza ściany. Ściskam ją mocniej, próbuję połaskotać. Ona ma tak delikatnie dłonie, zawsze, gdy przesuwałem opuszkiem palca po wewnętrznej stronie Jej dłoni wywoływałem salwy śmiechu.

Tym razem spotyka się z to z zimnym milczeniem.

Bip. Bip. Bip.

Wysuwam dłoń z Jej dłoni. Palce prostują się mechanicznie. Do sali wchodzi pielęgniarka. Przychodzi co pół godziny, sprawdzić, czy wszystko w porząsiu. Co jest, doktorku?

– Wszystko w porządku. – mówi tym swoim grzecznym głosikiem – Potrzebuje pan czegoś?

– Nie.

– Przyjdę za pół godziny.

Jakbym, kurwa, nie wiedział.

Bip. Bip.

Siedzę tutaj od… dawna. Bardzo dawna. Straciłem poczucie czasu. Co kilka godzin, dni, miesięcy przychodzi jakiś znajomy, członek rodziny. Uśmiechnięte Twarze. Plemię ludzi współczujących, które po chwili spędzonej w żalu nad moją tragedią wraca do swej codzienności – kobiet, dzieci, pracy.

W cierpieniu jestem sam.  

Bip.

Po kilkunastu godzinach znowu dostaję drgawek. Szybko sięgam dłonią w głąb kieszeni. Spokój spływa na mnie wodospadem rozkoszy. Wyciągam rękę, czuję metaliczny zapach broni. Wciągam go głęboko w płuca.

Bip. Bip.

Jak tam stary? Wszystko po staremu, bracie. Lepiej być nie może. Luz blues.

Nucę pod nosem jakąś piosenkę. Bardzo stara, bardzo wesołą. Uświadamiam sobie, że kiedyś, gdzieś śpiewałem ją z Nią. Nuta grzęźnie w bagnie głuchej rozpaczy.

Wybucham płaczem.

Bip. Bip.

I nie pomaga już wspomnienie, nie pomaga taniec i samookaleczanie. Przekroczyłem linię pomiędzy paniką do opanowania a paniką niezniszczalną. Pod wpływem impulsu wyciągam rewolwer, przykładam do skroni.

Całe moje życie zmniejsza się i zapycha lufę. Wszystkie smutki i radości kurczą się do rozmiarów naboju.

Nie pociągam za spust. Chowam broń z powrotem.

Szaleństwo pokonane.

Bip.

W przypływie nagłej ekstazy wywołanej pokonaniem słabości podskakuję. Tańczę, ale zupełnie inaczej niż przedtem – ruchy są pełne, radosne. Przecież Ona się obudzi. Wszystko będzie dobrze. Wrócimy do domu, wyprawimy wielkie przyjęcie. Potwór ucieknie i już nigdy nie wróci.

Bip. Bip. Biii…

Co? Dlaczego nie ma „p”? dlaczego to „i” ciągnie się i ciągnie, ciągnie w nieskończoność? Dlaczego tak wiele jest „i” bez „p”? CO SIĘ DZIEJE?!

Wbiega pielęgniarka. Krzyczy coś za siebie. Nie wiem co. Niezrozumiały bełkot. Wbiega więcej ludzi. Wszyscy krzyczą. „i” w końcu urywa swój szaleńczy ton.

Reanimują. Raz. Drugi. Trzeci. Myślę sobie– za czwartym się uda.

Ale bip już nie wraca.

 

 

 

Proszę, pozwól mi umrzeć.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Może czegoś nie zrozumiałam, ale gdzie tu fantastyka?

Bardzo mocno jedziesz po emocjach. Do mnie to nie trafia, ale może znajdą się chętni.

I tak wspominając pierwsze kroki syna uderza mnie zapach dziecięcej skóry, wręcz czuje dotyk jego ciała, gdy podszedł do mnie, cały rozradowany.

W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu, bo wychodzi, że to zapach wspominał. Za to obowiązkowy przecinek między częściami. Masz e zamiast ę. To się powtarza w jeszcze jednym miejscu.

Babska logika rządzi!

Niewłaściwe użycie imiesłowu współczesnego, bo wychodzi na to, że zapach dziecięcej skóry wspomina pierwsze kroki i uderza, dodam do uwag Finkli.

Która prawdę rzecze: emocjonalne do niemożliwości.

Zgodzę się. Chyba nie czytałem jeszcze tekstu tak nakierunkowanego na emocje. I przyznam, że i mnie się one trochę udzieliły…

 

Językowo bardzo dobrze. Czytało się to dobrze i moje ogólne wrażenia jak najbardziej na plus.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Finkla, dlatego właśnie jako gatunek wybrałem “Inne” :)

To niezupełnie tak. Fantasy to magia, elfy, krasnoludy… SF to przyszłość, technologia, podróże kosmiczne… Horror to groza, strumienie krwi, zombiaki… Inne to na przykład genetycznie zmodyfikowany elf grający z aniołami w karty o narządy demona pożądania. Coś, czego nie da się jednoznacznie zakwalifikować do jakiegoś gatunku, ale wciąż na tyle fantastyczne, że nie mogło się zdarzyć.

Babska logika rządzi!

Opowiadanie, moim zdaniem, zdecydowanie lepsze od Jutrzenki.

Emocji jest tu tak dużo, że w pewnej chwili przestałam je zauważać, miałam wrażenie, że ciągle powtarzasz to samo, choć nieco innymi słowami.

Dlaczego Obłęd III? A co z I i II?

I ja nie znalazłam fantastyki, a przecież to portal dla twórców opowiadań fantastycznych.

 

Wszel­kie zło– zwią­za­ne z tobą na wieki. – Brak spacji przed półpauzą.

Ten błąd powtarza się kilkakrotnie w dalszym ciągu opowiadania.

 

Cza­sem przez woń prze­bi­ja się ostry, draż­nią­cy za­pach pod­nie­ce­nia.Cza­sem przez woń prze­bi­ja się ostry, draż­nią­cy za­pach pod­nie­ce­nia.

 

Ona ma tak de­li­kat­nie dło­nie… – Literówka.

 

Tym razem spo­ty­ka się z to z zim­nym mil­cze­niem. – Pierwsze z jest zbędne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Obłędy to moja seria opowiadań. Seria, w której poszczególne opowiadania nie łączą się ze sobą fabularnie, więc mogłem bez obaw wstawić tutaj część trzecią :)

Rzeczywiście, mój błąd, że dodałem tutaj akurat to opowiadanie. w przyszłości postaram się publikować fantasy :)

A kiedy pisałaś "Jutrzenkę", jeśli wolno zapytać? Bo "Obłęd" dużo dojrzalszy się wydaje. Duża koncentracja podobnych, złych emocji – lubię takie rzeczy, zresztą tekst jest zbyt krótki, by zdążyły one zmęczyć. Fantastyka też właściwie jest, wszak narrator wciąż opowiadał, nawet po tym, jak zatrzymało się jego serce. Fajny tekst. Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Jutrzenkę pisałem parę miesięcy po Obłędzie. Jutrzenka wydaje się bardziej dziecinna może ze względu na fakt, że typowe fantasy… niekoniecznie jest “moim” stylem– znacznie lepiej czuję się w właśnie takich emocjonalnych opowiadaniach

Bardzo emocjonalny i sprawnie napisany tekst. Normalnie przyczepiłbym się do – powiedzmy – szczątkowej fabuły, ale tutaj to nie przeszkadza. Widać, że narracja tekstu zmierza w konkretną stronę i konsekwentnie dąży do przedstawienia obrazu, który sobie umyśliłeś. To dobrze, bo teksty emocjonalne potrafi pisać każdy – dobre teksty emocjonalne są już dużo rzadsze.

Powiem szczerze – jestem pozytywnie zaskoczony.

Nowa Fantastyka