- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Wędrówka

Wędrówka

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Wędrówka

Szedł plażą.

Zachód słońca barwił świat czerwienią i złotem. Wiatr marszczył taflę morza. Fale szumiały. Czas płynął…

Szedł lasem.

Czerń nocy rozświetlały błyskawice. Wiatr kołysał konarami drzew. Deszcz bębnił o liście. Spływał strugami po omszałych ścianach groty, u wylotu której majaczyło światło ogniska. Czas płynął…

Szedł duktem.

Brzask malował niebo odcieniami szarości i błękitu. Wiatr ledwie muskał źdźbła trawy, na posłaniu z których spoczywał snem wiecznym potomek Adami i Ewy. Krew wypływała mu z ust oraz rany na piersi. Drugi człowiek, żywy, uśmiechając się, wytarł w rękaw ostrze sztyletu. Czas płynął…

Szedł chodnikiem.

Szklane budowle zasłaniały słońce. Wiatr niósł woń spalin i smogu. Ruch na ciasnej alejce został zablokowany przez ambulans – dwoje pielęgniarzy pomagało kobiecie podnieść się z wózka inwalidzkiego. Mężczyzna w garniturze, siedzący za kierownicą żółtego camaro, trąbił, wyzywał i groził. Poganiał. Dwoje nastolatków, na oczach obojętnych przechodniów, okładało pięściami bezdomnego staruszka. Czas płynął…

Szedł przez zgliszcza.

Kłębiące się chmury przysłaniały niebo. Wiatr roznosił trujące wyziewy. Gdzie okiem sięgnąć, na kształt grzybów, rosły słupy pyłów i dymów. Huczały eksplozje. Czas płynął…

Winili Go. Za wszystko. A przecież On niczemu nie był winien. Nie odpowiadał ani za wojny, ani za przedwczesną śmierć umiłowanego członka rodziny. Za dzieci, które rodziły się upośledzone, nie odpowiadał także – jeśli już, należałoby winić geny, a zatem rodziców niedoskonałego noworodka. Nie odpowiadał za głód, za okrucieństwo i niesprawiedliwość.

Ofiarował ludziom życie. Ofiarował świat, w którym mogli je toczyć. Ofiarował wolną wolę, aby czynili to wedle własnych upodobań. Gwiazdy, które mogli zdobywać. Nie wtrącał się, nie nauczał, nie karał. Pragnął, by sami zapracowali na swój sukces bądź klęskę.

Zaufał im.

Szedł przez nicość.

Nie było już nieba i wiatru. Jedynie cisza.

Koniec

Komentarze

Widzę, że dzisiaj nastąpiło jakieś anonimowe apogeum. ;)

Nie zachwyciłam się, bo nie lubię tekstów, których zadaniem jest pokazywanie, jaka to ludzkość jest straszna. No, bywa, to prawda. Ale jakoś nie widzę, żeby ludzie wkurzali się na karetki, nawet ci, którzy siedzą w garniturach w dobrych samochodach. To takie trochę faux pas.

Taki pesymistyczny, biadolący deizm. Może po prostu nie moje klimaty.

Widok kierowcy wkurzającego się na karetkę zainspirował autora do napisana powyższego tekstu :)

A to burak! :)

Serio! Dwóch sanitariuszy dźwigało starszą panią z wózka, za karetką gość trąbił, a obok, na chodniku – tu pozwoliłem sobie na inwencję twórczą – zamiast nastolatków tłukących dziadka, stała dwójka dzieciaków i nabijały się ze starszej pani (tej od wózka). Ehh… świat bywa, jaki bywa. Wspaniały również, a jakże! :) Niekiedy jednak, aż ręce opadają :(

Ewidentnie był jakiś pomysł na tego szorta – plus.

Niestety treść i puenta mnie nie poruszyły – minus.

Uważam, że stało się tak z winny tekstu. Zabrakło w nim tej emocjonalnej ikry. Chyba, że to moja winna i choroby, która mnie dotknęła o dźwięcznej nazwie: znieczulica.

Choć ostatnio przeczytałem “Miasteczko ostatnich westchnień” Gortata i muszę przyznać, że ta smutna historia naprawdę mnie wzruszyła (zwłaszcza opowieść Rabena). Więc chyba nie jest ze mnie taki skończony, nieczuły…. drań;-)

I jeśli ta scenka z ambulansem jest autentyczna to…

Wszyscy idziemy przez nicość.

 

Pozdrawiam!

Tekst dobrze napisany, ale nie powala przesłaniem. Obawiam się, że więcej emocji budzi ten komentarz o wkurzonym buraku bez wyobraźni.

Zaiste dużo anonimów ostatnio.

 

Szorcik napisany ładnie, ale – jak wyżej wspomniano – dość oklepany i oczywisty.

Lubię takie teksty ze względu na melancholijny klimat, nie przekaz. Kondycja ludzkości jest, jaka jest, była i będzie. Choć rozumiem motywacje Szanownego Anonima, czasem kazdemu scyzoryk w kieszeni się otwiera na widok niektórych, zdałoby się codziennych, sytuacji. Raczej trudno pójść i spuścić łomot gościowi w camaro, więc pozostaje napisanie protest – szorta. Jednak trudno wyobrazić mi sobie Boga spacerującego przez zgliszcza ludzkiego Świata. Będąc Bogiem wiedziałby od początku, że marnie skończymy,więc po cóż byłby mu eksperyment Ludzkość? Myślę, że gwiazdy pisane nam bardziej, niż popioły.

Thargone, z wiarą w ludzkość u mnie kiepsko, tym niemniej kibicuję :)

Nazgulu, “Miasteczko ostatnich westchnień” Gortata – polecasz?

Przykro mi Anonimie, nie podoba mi się.

To co opisałeś przyjęłam obojętnie. Nie umiem się wzruszyć, kiedy świadek jakiegoś zdarzenie znienacka doznaje iluminacji i, zaskoczony, nagle uświadamia sobie odwieczne istnienie zła, skutkiem czego czuje konieczność podzielenia się tą konstatacją z szerszym gronem. W tym przypadku za pomocą krótkiego tekstu, w którym, nie wiem dlaczego, opisuje dodatkowo wędrówkę osoby, która, niczemu nie jest winna.

 

Nawet ciekawa koncepcja z tym “szedł”. Ale to i tak za mało, żeby było co chwalić. 

Scena, która na Autorze zrobiła wrażenie, doprowadziła do napisania tekstu, który, niestety, nie wywarł na mnie większego wrażenia.

Nowa Fantastyka