- Opowiadanie: AlexFagus - Mrokospadanie

Mrokospadanie

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Mrokospadanie

Słońce całuje nagi kark, łakomie spija zeń krople potu i wody. Zmienia ponton w rozgrzaną, cuchnącą tanim kauczukiem brytfannę.

Słyszysz własny głos, piskliwy od strachu i podniecenia, dołączający do chóru kuzynów.

– Na trzy-czte-i-ry!

Nabierasz powietrza – głęboko i jeszcze głębiej, aż boisz się, że pękną twe kruche jak u gołębia żebra. Chwytasz palcami skrzydełka nosa. Odrzucasz głowę do tyłu, zaciskasz powieki i wargi, odbijasz się piętami od mokrej gumowej podłogi.

I lecisz.

Nigdy dokładnie nie pamiętasz momentu, w którym wślizgujesz się pod taflę jeziora. Tym razem także uciekła ci ta chwila. Utonęła w trzepocie serca, w upajającym poczuciu pędu. Znikła. Świat blasku, ciepła i śmiechu został po drugiej stronie. Teraz czeka cię tylko cisza i mrok.

Spadasz.

Woda pieści barki długim, posuwistym ruchem – tak, jak głaszcze się kota. Coraz zimniejsza i gęstsza przekłuwa chłodem kolana, przepędza spod skóry krew.

Zwalniasz.

Próbujesz zwrócić twarz ku powierzchni, gdy uświadamiasz sobie, że nie wiesz, gdzie góra a gdzie dół. Otoczenie postrzegasz już tylko dotykiem. Coś chwyta cię za stopę, trzyma w szorstkim uścisku – może to łodyżki rogatka, a może pomarszczone paluchy utopców. Panikujesz. Desperacko kopiesz niewidzialnego wroga, odsuwasz dłonie od twarzy, młócisz ramionami. Ciekawska ciecz wciska się do nozdrzy, drażniąc śluzówki i potęgując strach. Wreszcie udaje ci się oswobodzić.

Płyniesz co sił w kierunku miejmy-nadzieję-góry. Mięśnie powoli odmawiają współpracy, płuca rozpaczliwie domagają się tlenu. Śmierć, dotąd jedynie czająca się w przyschniętych oczach martwych kretów i gawronów, teraz patrzy wprost na ciebie, z tęsknotą i rozbawieniem.

Nie. Nie złapie cię. Nie tym razem. Spokojnie. Jeszcze tylko kilka ruchów. Przestajesz walczyć z jeziorem, pozwalasz mu sobie pomóc. Ciemność blaknie mimo zamkniętych powiek.

Zwycięstwo!

Niemal wyskakujesz ponad srebrną taflę. Chwytasz łapczywie powietrze, dysząc jak zmęczony mops. Czujesz żywiczny zapach lasu, błotnistą woń jeziora, aromat rosnących przy brzegu malin i bylic, przyjemnie znajomy smrodek starej gumy. Smakujesz je na języku, cierpkie i intensywne. Otwierasz oczy. Świat skrzy się od słońca i wilgoci. Podziwiasz jaskrawość barw, różnorodność faktur, niemożliwie odległe niebo. Wsłuchujesz się w brzęczenie owadów, w chlupot fal, w gwizd skrytej w brzezinie wilgi.

Wdrapujesz się do pontonu, wśród śmiechu kuzynostwa. W drwinach i szturchańcach wciąż kryje się strach i ulga.

Dotykasz dłonią powierzchni jeziora, pieszczotliwie – tak, jak głaszcze się kota. I wiesz, że wkrótce tam wrócisz.

Bo nic nie przyprawia życia bardziej niż mrokospadanie.

 

***

 

Drzewko było naprawdę ładne. I zdrowe. Ciemnozielonych liści nie szpeciła najmniejsza plamka, gałązki właściwie nie tyle zwisały, co śmiało rosły w kierunku ziemi. Przesunął opuszkami po cieńszym niż męski kciuk pniu.

– Nie, proszę, niech tylko pan nie mówi, że chce go kupić! Pierwsza się w nim zakochałam!

Zaskoczony odwrócił głowę.

Kobieta przecisnęła się obok niego, nie zważając na czepiające się jej sukienki pędy powojników, i przeczesała palcami młodziutką koronę.

Fagus sylvatica Pendula – powiedziała, jakby przedstawiała komuś znajomego. – Jego starszy brat rósł koło mojej szkoły. Zakopywałam pod tamtym bukiem dziecięce skarby. Modliłam się do niego. A w liceum zapaliłam pod nim pierwszego papierosa.

Mężczyzna wyprostował się.

– Miło mi poznać – oznajmił, składając drzewu krótki, sztywny ukłon. – Leszek jestem.

Zerknął wyczekująco na swoją konkurentkę.

Kobieta na chwilę zdębiała, lecz zaraz wybuchnęła śmiechem.

– Irena. Dla przyjaciół: Irga. – Dygnęła. – Przepraszam. Pewnie uważa mnie pan za wariatkę.

– Nie. Raczej fascynatkę. Chyba niewielu ludzi ma równie osobisty stosunek do roślin.

– Pan ze mnie drwi.

– Skądże. Ja z panią flirtuję.

Zapadła krępująca cisza.

Westchnął.

– Irgo, jestem gotów odstąpić przywilej opieki nad tym tu uroczym Pendulą, ale pod jednym warunkiem: wypije pani ze mną kawę.

 

***

 

Irga lubiła mówić.

Słuchał z przyjemnością jej miękkiego niczym mech głosu, choć nie potrafił zbytnio skupić się na treści. Czuł się usprawiedliwiony – niewielu ludzi zdołałoby wykrzesać z siebie zainteresowanie wywodem o warunkach uprawy rododendronów.

Wolał z namaszczeniem sączyć espresso, delektować się widokiem smukłych nóg i opalonego karku. Wiatr mierzwił brązową czuprynę kobiety, bezczelnie zaglądał pod kwiecistą sukienkę. Dłonie Irgi trzepotały jak wielkie, spłoszone motyle, gdy usiłowała przedstawić pokrój wiśni piłkowanej lub sięgała po długopis i kawiarnianą serwetkę, by naszkicować kwiaty derenia kousa.

Musieli stanowić dziwny obrazek: ona podekscytowana, ze strzegącym jej pleców bukiem, i on, milczący, z obsypanym zielonkawymi jagodami krzakiem przy nodze. Leszek czuł się nieswojo, wychodząc z centrum ogrodniczego z pustymi rękami, więc nabył imienniczkę nowej znajomej. Napomknął przy tym, że próbuje doprowadzić do porządku ogród przy zakupionym właśnie domu.

Chyba nie powinien był tego mówić.

Irga właśnie rozpływała się w zachwytach nad urodą judaszowców.

– Ty naprawdę kochasz drzewa – stwierdził z lekkim rozbawieniem.

Ucichła i spojrzała mu w oczy. Leszek podziwiał przez chwilę piwne, upstrzone zielonkawymi plamkami tęczówki. Miał wrażenie, że patrzy na staw, po którego powierzchni pływają wierzbowe listki. Poczuł zapach perfum – nuty żywicy i paproci, aromat lasu i nostalgii.

Irga nie pasowała do miasta i była tego świadoma.

– O tak – powiedziała. – Nie mogłabym bez nich żyć.

 

***

 

Kora brzozy przyjemnie drapie przytulone do pnia plecy.

Palce ostrożnie rozgrzebują runo, starając się nie uszkodzić zbytnio poduszeczek płonnika i kruchych podecjów chrobotków. Wreszcie dłonie stykają się z ziemią. Przez chwilę nic się nie dzieje. Czuć jedynie woń wzruszonej ściółki i wilgotnego piasku.

W końcu z zanurzonej w glebie skóry wyrastają strzępki, pokrywając ręce aksamitnym kożuszkiem. Wiją się między ziarnami kwarcu, by opleść korzenie drzewa delikatną mufką. Pompują w żyły słodycz słońca i poczucie absolutnego zjednoczenia. Zwierzę w podobnym uścisku niechybnie straciłoby życie, lecz brzoza łapczywie chłonie potrzebne jej sole i wspomnienie wolności – na równi dając i biorąc niczym wytrawna kochanka.

Gdy sprawa dotyczy grzybów, ludzie określają to zjawisko mikoryzą.

Ciekawe, jak nazwaliby je w tym przypadku.

 

***

 

Położył na ławce gazetę. Kupił ją zwabiony jednym z nagłówków. Artykuł, wepchnięty między informacje z Doniecka a plotki o ciąży jakiejś celebrytki, dotyczył tajemniczej śmierci bezdomnego staruszka. Incydent miał miejsce w tym właśnie parku, co nadawało lokalnej sensacji smaczku. Wkrótce Leszek zapoznał się z teoriami winiącymi za ów nagły zgon UFO oraz Rosjan. Westchnął ciężko. Ludzka głupota czasami naprawdę zdawała się nie mieć granic.

Ujrzawszy zbliżającą się kobietę, wyrzucił brukowiec do kosza. Wolał, żeby Irga nie zawracała sobie głowy podobnymi bzdurami. Mogłaby nie chcieć spacerować po miejscu narażonym na ataki Obcych.

– Cześć – powiedziała, stając tuż przed Leszkiem, i po przyjacielsku cmoknęła go w policzek. – Mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie zbyt długo.

– Cześć. Przez chwilę myślałem, że mnie wystawisz. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszłaś.

Irga uśmiechnęła się szeroko.

– Bez obaw. Może nie jestem zbyt punktualna, ale zawsze staram się dotrzymać słowa. Poza tym, to prawdziwy cud znaleźć faceta, który chciałby słuchać mojej paplaniny. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Idziemy?

Skinął głową i podniósł się z ławki.

– Dokąd?

– Tam. – Machnęła dłonią w kierunku otoczonego drzewami stawu. – Przy ścieżce rosną katalpy. Na pewno ci się spodobają.

Szczerze powiedziawszy, niezbyt obchodziły go katalpy czy inne cudzoziemskie chwasty. Nie podzielał fascynacji towarzyszki sprowadzanymi diabli wiedzą skąd roślinami. Ojczysta flora zupełnie mu wystarczała do szczęścia. Jeśli jednak ceną za towarzystwo Irgi miało być podziwianie dendrologicznych perełek, to mógł piać z zachwytu nad każdym zamorskim krzakiem.

Szła jakiś metr przed nim, raźnym, tanecznym krokiem, rozkoszując się ciepłem sierpniowego poranka. Krótka, biała sukienka upodabniała ją do stokrotki. Zerkając na kobietę, Leszek nie potrafił powściągnąć uśmiechu.

Nagle zatrzymała się.

– Co się stało? – zapytał, lecz zaraz dostrzegł przyczynę jej konsternacji. Na trawniku obok stawu zgromadziła się grupka gapiów. – Jakiś wypadek?

Irga milczała.

Nie bardzo wiedział, jak wypada się zachować. Po chwili wahania chwycił kobietę za rękę i pociągnął w stronę zbiegowiska.

– Chodź, może przyda się pomoc.

Nie opierała się. Posłusznie dreptała za nim – jak nakręcana zabawka.

Gdy dotarli na miejsce, przez wyrwę w ludzkim pierścieniu zobaczył twarz leżącego na ziemi chłopaka – bladą, zastygłą w grymasie śmiertelnego przerażenia. Leszek czuł, że powinien coś zrobić: zapytać, czy wezwano karetkę, zmienić mężczyznę prowadzącego masaż serca. Cokolwiek.

Ktoś szarpnął go za szlufkę spodni. Spojrzał w niespodziewanie chłodne oczy Irgi.

– Nic tu po nas – oznajmiła kobieta. – Jemu już nic nie pomoże.

 

***

 

Mościsz się wygodniej na kobiercu mchów, próbując ignorować drapiące kark suche igły i uwierającą w plecy szyszkę.

Wyciągasz dłoń w górę, rozcapierzasz palce, udajesz, że chwytasz garść błękitu.

– Należę do ciebie – mówisz, wpatrując się w korony sosen. – Jesteśmy jednością.

I chyba naprawdę w to wierzysz.

Uderza cię fala obcych uczuć. Nagle jesteś sięgającym nieba dębem i pędrakiem podgryzającym jego korzenie. Głodnym pisklęciem dzięcioła. Trzmielem spijającym nektar macierzanki. Grabarzem składającym jaja w ścierwie leśnej myszy. Kołysanym wiatrem kwiatem jastrzębca. Tysiącem istnień zamkniętych w swych maleńkich światach.

Normalny człowiek nie zniósłby takiej ilości bodźców – uciekłby w szaleństwo lub zapomnienie. Lecz ty nie jesteś zwykłym człowiekiem.

Zachwyt zapiera ci dech w piersiach.

Po chwili wizje gasną. Zrywasz się z ziemi i biegniesz do domu.

Następnego dnia pojawiają się problemy.

Na początku to tylko drobiazgi – zadrapania i siniaki, których zupełnie nie łączysz ze złożoną wcześniej obietnicą. Jednak w godzinę po tym, jak przypadkiem łamiesz sosnową gałąź, zacinasz się nożem w palec.

Wieczorem rozpalasz z kuzynami ognisko na polanie, a rankiem na twych dłoniach wykwitają pęcherze. Zaczynasz się bać. Rozumiesz już, jak niebezpieczna może być podobna więź.

Wracasz do lasu.

– Przykro mi, jednak nie potrafię przestać cię ranić – wyznajesz ze smutkiem, opierając czoło o pień największego z dębów. – Uwolnij mnie, proszę.

Puszcza milczy, lecz wydaje się rozumieć twoje słowa.

Dziwne wypadki ustają i wygląda na to, że ogarniające cię czasami poczucie straty będzie jedyną ceną, którą zapłacisz za ten akt dziecięcej niefrasobliwości.

 

***

 

– Dziękuję, że zgodziłeś się przyjechać. Nie poradziłabym sobie.

W to akurat nie wątpił. Oleander wraz z donicą musiał ważyć niewiele mniej niż sama Irga. Na początku Leszkowi wydawało się, że wnoszenie tego paskudztwa po schodach to świetna okazja, by popisać się siłą, a przy okazji pogapić na pupę idącej przed nim kobiety. Zmienił zdanie gdzieś na wysokości drugiego piętra, zwłaszcza że przez gęste liście widział jedynie skraj obcisłej spódniczki. Przeklinał w duchu tego, kto uznał, że windy w podobnych blokach mogą zależeć od dobrej woli dewelopera.

Odetchnął z ulgą, gdy dotarli na ostatnią kondygnację. Irga uśmiechnęła się przepraszająco, wygrzebała klucze z torebki i otwarła mieszkanie.

– Wejdź, proszę.

Uważając, by nie zawadzić krzakiem o futrynę, przecisnął się do maleńkiego przedpokoju.

– Mam go zanieść na balkon?

– Gdybyś był tak miły… Poczekaj, zaraz ci pomogę.

Kawalerka nie oszałamiała wielkością. Zwłaszcza, że jej sporą część zajmowało łóżko o wymyślnie giętym, metalowym wezgłowiu, zasłane aksamitną kapą i przysypane stertą wielobarwnych poduszek. Proste, drewniane regały uginały się pod ciężarem książek. Na oliwkowozielonych ścianach wisiały ryciny rodem ze starych atlasów botanicznych. Zdobiące kuchenny parapet zioła pachniały syropem na kaszel.

Irga przesunęła ławę i obrotowy fotel, torując drogę przez pokój, i otworzyła drzwi na taras.

Leszek, taszcząc oleander, ruszył jej śladem.

– Jak ci się podoba moje małe królestwo? – zapytała, okręciwszy się na pięcie jak dziewczynka.

– Piękne – bąknął, stawiając donicę. – Naprawdę.

Znając upodobania gospodyni, spodziewał się tu ogrodu, ale nie takiego. Taras był niewiele mniejszy od mieszkania Irgi i, pominąwszy skromną przestrzeń zajętą przez drewniany stolik oraz krzesła, niemal w całości opanowany przez rośliny. W glinianych i kamionkowych donicach pyszniły się miniaturowe świerki i cyprysy, oliwki i pienne róże, ozdobne wierzby, buki i leszczyny. W prowizorycznych pojemnikach z owiniętych mchem koszyków lub pomalowanych puszek kwitły wczesne wrzosy i kępy lawendy. Po ścianach pięły się bluszcze i dzikie wino. Gdzieś w rogu Leszek dostrzegł nawet służącą za miniaturowy stawek kadź, w której posadzono kosaćce, strzałkę wodną i grzybienie.

Całość sprawiała wrażenie równie chaotyczne co urocze.

Poczuł nieprzyjemne ukłucie w piersi. Kobieta nie zdołałaby wnieść tu wszystkiego sama. Zastanawiał się, kim byli jej wcześniejsi pomocnicy.

Musiał wziąć się w garść. W końcu nie powinien wymagać, by Irga przez całe życie czekała na niego.

– Chodźmy do środka – poprosiła gospodyni, wyrywając go z zamyślenia. – Wieczory są już chłodne, a przecież wypada opić moje nowe nabytki. Inaczej uschną.

Nie oponował. Posłusznie usiadł na wskazanym taborecie i, oparłszy łokcie o blat zastępującego stół barku, obserwował grzebiącą w kuchennych szafkach kobietę.

Po chwili wręczyła mu z uśmiechem gliniany kubeczek

– Na zdrowie!

Leszek zdziwił się nieco, kosztując półtoraka. Spodziewał się raczej czerwonego wina – bardziej pasowało mu do Irgi.

Powoli zmierzchało, więc zapaliła porozstawiane w mieszkaniu świece.

– Nie lubię sztucznego światła – wyjaśniła, czując na sobie wzrok gościa. – Jest takie… dosłowne.

W końcu zajęła miejsce naprzeciw Leszka. Skrzyżowała nogi, prezentując gładkie, smukłe uda. Przysunęła bliżej niego talerz z pierniczkami.

– Odkąd się znamy, ciągle gadam i gadam – zauważyła, upiwszy łyk miodu. – Wypadałoby wreszcie dopuścić cię do głosu. Opowiedz mi o sobie.

– O mnie? – roześmiał się ironicznie. – Naprawdę ciekawi cię nudne życie korpoludka?

– Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo – oznajmiła i ugryzła pokryte czekoladą serduszko.

Westchnął. Sącząc miód, zaczął mówić o spędzonym na wsi dzieciństwie, wspominać zabawne historyjki z akademika, szeptać biurowe plotki i na wpół prawdziwe dykteryjki o klientach.

Nie skupiał się zbytnio na własnych słowach. Bardziej interesowała go słuchająca wypowiadanych przez niego banałów kobieta. Obserwował, jak mrużyła oczy, przełykając słodki trunek. Jak rozrywała piernikowe serca, by dostać się do nadzienia. Jak oblizywała pobrudzone roztopioną czekoladą palce.

Irga musiała dostrzec tę chorą fascynację, bo przechyliła się nad blatem i przerwała wywód Leszka nagłym pocałunkiem. Smakowała miodem, goździkami i marmoladą.

– Chodź – mruknęła miękko i pociągnęła nieco oszołomionego mężczyznę w stronę łóżka.

Oplotła ramiona wokół jego szyi, przywarła ustami do ust i pchnęła Leszka na stos poduszek.

Już wtedy wiedział, że wpadł w pułapkę – kuszącą i lepką jak liście rosiczki. A jednak nie potrafił się oprzeć miękkości pościeli, wywołanemu alkoholem rozleniwieniu, kobiecie pracowicie rozpinającej guziki jego koszuli. Zbyt długo szukał Irgi, by teraz przed nią uciekać.

– Zamknij oczy i nie ruszaj się – szepnęła mu do ucha, łaskocząc oddechem.

Zacisnął ulegle powieki, ciekaw, dokąd to prowadzi.

Skrępowała jego nadgarstki jedwabnymi tasiemkami i przywiązała do wezgłowia. Ta pozorna bezsilność sprawiła, że zadrżał z napięcia i podniecenia. Język Irgi, po kociemu ciepły i szorstki, kreślił na jego brzuchu zawiłe wzory. Nawet przez spodnie Leszek czuł palącą jej ciało gorączkę.

Otworzył oczy akurat wtedy, gdy kobieta odgięła plecy i sięgnęła pod materac.

– Zwariowałaś?! – zapytał, przenosząc wzrok z kształtnych piersi na dzierżony w smukłych palcach sztylet. – Co to ma być? „Nagi Instynkt Trzy”?

Zamarła z ręką wzniesioną do ciosu.

– Przykro mi, Leszy – szepnęła płaczliwie. – Nie powinieneś był opuszczać swej kniei. Miasto to nie miejsce dla takich jak ty.

– Przykro? – syknął, kątem oka obserwując wymierzone w niego ostrze. – Powinno ci być przykro, kłamliwa wiedźmo! Mówiłaś, że mnie kochasz, że należysz do mnie, że jesteśmy jednym. Czekałem na ciebie prawie dwadzieścia lat. To przez ciebie tu jestem!

Kobieta zbladła. Dotąd nawet nie brała pod uwagę podobnej możliwości.

– Ja… Byłam wtedy dzieckiem. Nie chciałam… – Przez chwilę wydawało się, że Irga zaniecha ataku i odłoży nóż, lecz nagle jej wzrok stwardniał. – To nic nie zmienia. Nie mogę pozwolić, byś zabijał niewinnych ludzi.

– Niewinnych?! – Leszek roześmiał się gorzko. –Ten staruch podpalił wierzbę. Gdybyś czuła jej ból, nie żałowałabyś śmiecia. A chłopak pokaleczył nożem brzozę. Dźgał i dźgał, bez litości, chociaż broczyła sokiem. Naprawdę uważasz, że byli niewinni? Że zbrodnia może pozostać bezkarna tylko dlatego, że ty nie słyszysz krzyku ofiary?

Zacisnęła mocniej dłoń na rękojeści.

– Ostrzegałam, że zawsze będę cię ranić.

 

***

 

Gwałtownym szarpnięciem oswabadzam nadgarstki. Nadgniłe wstążki pękają z trzaskiem.

Obserwujesz zszokowana, jak uwalniam się z tych lichych więzów, z zaklęć spisanych żądzą i śliną. Chyba nie rozumiesz, na kogo się porwałaś, malutka.

Próbujesz zadać cios, gdy twym ciałem wstrząsa spazm bólu.

Zaskoczona zerkasz na dłoń spoczywającą na twoich żebrach, na strzępki penetrujące nagą skórę, na wrastającą w twoje ciało plechę.

Krzyczysz.

Odrzucasz głowę do tyłu, zaciskasz powieki i wargi, wbijasz w mą szyję paznokcie lewej ręki, prawą nadal kurczowo trzymając sztylet.

Wyryte na ostrzu runy jarzą się w blasku świec. Może jednak potrafiłabyś zgładzić mnie tym cackiem.

Spoglądasz mi prosto w oczy. W czarnych studniach twych źrenic lśni niezmierzona męka. I coś jeszcze. Podniecenie. Oczekiwanie.

Bo wierzysz, że i tym razem wymkniesz się śmierci, popłyniesz ku powierzchni, otrzymasz świat w nagrodę.

Gdyż nic nie przyprawia życia tak, jak mrokospadanie.

 

Koniec

Komentarze

Ponieważ taki, bezsensowny komentarz ma moc interpretacji, 

to napiszę:

Nie podoba mi się znakomita forma. – Ten tryb, momentami, jest bardzo ok

 

Pan Wysokiego Domu

Ee… Drapiesz mi ciała migdałowate

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

A to ci lovestory. Ładne, poetyckie, takie słowiańskie. Fantazmat botanika :)

 

Nie chciałam czytać, bo wiedziałam, że mnie zdołujesz…

I miałam rację.

 

Tylko bemik potrafi pisać tak pięknie jak Ty, Alex.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Wsłuchujesz się brzęczenie owadów,

w brzęczenie

Nie skupiał się się zbytnio

się się

guzki jego koszuli.

guziki?

z zaklęć spisanych żądzą i śliną

super zdanko :D

 

A tak poza tym – czemu musi być poniedziałek? Ja pier… nie umiem z siebie wycisnąć nic konstruktywnego. Napisane świetnie, ale mam wrażenie, że zgubiłam połowę smaczków, przez swój poniedziałkowy tryb niechęci do wszechrzeczy. Więc łap punkta i spadaj :P Za ładne to na poniedziałek.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

No no, rzeczywiście, napisane w sposób imponujący. ;)

Chociaż, na początku, myślałam, że odpadnę albo przeczytam z musu. Bo ja naprawdę nie lubię wszelkich słońc całujących nagie karki i spijających krople czegokolwiek, wiatrów mierzwiących czupryny, dłoni trzepoczących jak wielkie, spłoszone motyle itd. Takie to dla mnie za ładne. ;)

 

Ale im dalej, im bardziej atmosfera się zagęszczała, im robiło się groźniej – tym bardziej mi się podobało.

@ rooms – dzięki:)

 

@ Emelkali – rumienię się, choć powodu dołowania nie rozumiem. (edit – szósteczka? dzięki:D)

 

@ Tenszo – dzięki za punkcik i poprawki. Zaraz wprowadzę. (Mam czas. Mam urlop. I pożyczonego kota!)

 

@ ocho – jak zobaczyłam, że masz dyżur, to się przestraszyłam, że Cię zadławię tą ilością lukru. Ale wydawało mi się, że by zrealizować zamysł, bohaterowie niestety muszą pierdzieć serduszkami;)

 

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Pożyczonego kota?

Jak będziesz chciała pożyczyć psa… szczególnie w okolicach lipca przyszłego roku – daj znać.

 

A dołowanie? No co Ty? Bystra jesteś, co Ci będę kolejne komplementy prawiła, się domyśl :P

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Zamysł pojęłam, ale co poradzę, jak mi zęby same zaczynają zgrzytać? :)

 

A dyżury to mam od września. Na razie zbierałam siły i ostrzyłam szpony.

Dobre. Spodobał mi się i pomysł (zwłaszcza na bohatera – mocna rzecz), i forma. I jeszcze nasycenie tekstu fachowymi terminami, które wydają się straszliwie na miejscu.

Żeby wykombinować jakiś zarzut: nie wydaje Ci się, że te wszystkie łacińskie nazwy warto zapisać kursywą?

Powodzenia w konkursie.

Babska logika rządzi!

Przeczytałem z zainteresowaniem. Ach, jakże przydałaby mi się Twoja dendrologiczna wiedza… Pozdrawiam.

Ee… Drapiesz mi ciała migdałowate.

 

A niech to, znów nie wyszło. Kurcze, wiesz ile mnie kosztowało, by napisać coś miłego?

;)

Pan Wysokiego Domu

Niesamowicie niesamowite. 

 

 

[…] oprawszy łokcie […].

Albo to wina poniedziałku, albo jestem tępolem do kwadratu. Proekologiczne – to wszystko, co zauważyłem. Mrokospadanie jakoś mnie nie ruszyło. Przepraszam Koleżankę Autorkę…

@ Emelkali – Dziękuję ogromnie za nominację:) Pożyczać psów się na razie nie podejmuję, bo odstręcza mnie wizja spacerów o 6tej rano. Kot zresztą też chwilowo wyleczył męża z posiadania własnego (zbyt wiele kup, zbyt mało okazywania miłości;))

 

@ Finklo – dziękuję:D Z nazwami zastanawiałam się, bo łacińskie są głównie w dialogach, poprawię tylko nie wiem, czy wypada mi robić to przed rozstrzygnięciem konkursu

 

@ Ryszardzie – bardzo mi miło, w razie czego służę informacjami na temat uprawy rododendronów:)

 

@ Panie – przepełniona Bojaźnią Pańską, jak nie wiem czy mam warczeć czy mruczeć, to warczę. Ze mą trzeba prosto: cacy, be, wypłać odszkodowanie za zmarnowany czas i śniadanie…

Przepraszam, że nie doceniłam Pana dobrej woli. Doceniam;D

 

@w_baskerville – Dziękuję ślicznie za nominację. Żeby była ważna chyba warto poszerzyć komentarz (przepraszam za bezczelność:))

 

@ Adamie – to ja przepraszam, że nie udało się Ciebie poruszyć. Proekologiczne? A to akurat nie było moją intencją:D

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Alex – nominacja w pełni zasłużona.

“zbyt wiele kup, zbyt mało okazywania miłości“ – SERIO?! Twój Małżonek sądził, że KOT będzie mu miłość okazywał? KOT??? Jako posiadaczka 8 kotów (nie, nie naraz, jeden po drugim) potraktuję to jako dobry żart.

To on nie zna tego starego, brodatego kawału:

Myśli pies: kocha mnie, głaszcze, karmi, bawi się ze mną… chyba jest bogiem.

Myśli kot: kocha mnie, głaszcze, karmi, bawi się ze mną… chyba jestem bogiem.

 

Nie, no, kot i okazywanie miłości… :D

A Hanah wytrzymuje i do ósmej rano ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Mój kot okazywał miłość, szczególnie mu się zbierało na okazywanie o 2 w nocy. :) Inna sprawa, że nic tak człowieka nie przygotuje na posiadanie potomstwa niż kot w domu.:)

Rooms, kochana, a Ty na pewno o kocie myślisz…? Z tym okazywaniem o 2 w nocy :D

 

Moje nie okazywały. Plamka czasami strzeliła mnie pazurami po buźce, jeśli nie budziłam się przy trzecim miałknięciu :)… to się liczy?

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Igor był takim koto-psem to fakt, reagował nawet na imię.:) Kochał mnie strasznie, bo życie mu uratowaliśmy. Za to Kika to królowa: audiencje, daniny, szyk i blask fleszy oraz foch iście królewski. Wychowałam tę potworę na mym łonie :)

EDIT: przepraszam, za offtop :)

Cofnij swoje przeprosiny, Alex – wina po mojej stronie. Eleganckie, nastrojowe opisy, w nietrudny do odgadnięcia sposób powiązane ze sobą, ładnie skonstruowane sceny, postaci z naszej mitologii, a ja nic, do ekologicznego apelu zawężam… Takie bywają skutki rozbieżności między autorskimi a czytelniczymi wrażliwościami, kierunkami zainteresowań, zakresami wiedzy i czego tam jeszcze, co rzutuje na odczytanie utworu, nad którym ktoś solidnie się napracował – a potem przyłazi taki niekompatybilny bałwan i kwituje jednym zdaniem…

<>

Co do kotów – nie przesadzajcie, nie wszystkie są złośliwe, samolubne do kwadratu i tak dalej. Mają swoje “zagrania” , bo są samodzielne, bez naszej opieki też dadzą sobie radę, ale gdy się trafi inteligentna, cwana bestia, to i pobudkę o piątej rano darujesz, lodówkę otworzysz, tak ciebie omota przymilnością. Interesowną, ale co tam, doceniasz umiejętność kojarzenia, spryt – i mruczankę jako podziękowanie, mimo że to mruczanka z zadowolenia, nie wdzięczności.

Opowiadanie poetyczne, ładnie napisane. I to zagęszczenie fachowych nazw – nadaje tekstowi uroku. 

Drugie czytanie, komentarz porządniejszy.

Dobra, co mi się podoba:

– piękny język,

– niezły humor (Nagi Instykt Trzy!), choć nie do końca wpasowujący się w tą melancholijno-gorzką konwencje, ale taki mojszy ;) 

– twist na końcu (dałam się zaskoczyć) i fajnie wykorzystana narracja 2-os. Potęguje “zmyłę”.

 

Co mi się nie podobało (o, ironio, punkty się pokrywają):

– czasami pięknego języka za dużo, aż plącze się… język ;)

– elementy humorystyczne wstawione w nieco nietrafionych momentach (Nagi Instykt Trzy!)

– nie do końca przekonała mnie postać Leszka – naprawdę dobrze wyprowadziłaś czytelnika w pole, ale z drugiej strony Leszek ciągle “myśli”, że ma w nosie gadanie o roślinach, a koniec końców okazuje się, że to on jest tym jębniętym na punkcie flory mordercą. Trochę się to nie klei.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

A, i termin “mrokospadanie” ni cholery mi się nie podoba. Ale to już chyba kwestia gustu.

A dla osłody jeszcze jedno “podoba mi się” – dialogi. Są takie żywe. Prawdziwe.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Telepatia jaka czy co? ;)

Właśnie się zalogowałam, żeby napisać coś, o czym wczoraj zapomniałam, a tu Tensza o tym samym. Więc tylko zacytuję: 

naprawdę dobrze wyprowadziłaś czytelnika w pole, ale z drugiej strony Leszek ciągle “myśli”, że ma w nosie gadanie o roślinach, a koniec końców okazuje się, że to on jest tym jębniętym na punkcie flory mordercą. Trochę się to nie klei.

 

To takie trochę oszukańcze wyprowadzenie w pole. :)

 

Cholera, pięknie i w ogóle, ale jednak wolę inne Twoje teksty, Alex. :)

My się zdecydowanie często zgadzamy, ocho :P 

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Adamie, domku --dziękuję

 

Tenszo i ocho – No dobra, trochę głupio jak się autor tłumaczy, ale czuję się w obowiązku wyjaśnić ambiwalentność bohatera. SPOJLER: Leszy jest, że tak to ujmę, botanicznym ksenofobem. Demon pełną gębą słowiański, co do cyprysów i pomarańczy ma podejście niemal jak Pan Tadeusz. A tu jego własna, prywatna wiedźma, miast o bukach i brzozach, głównie nawija o jakichś importowanych chwastach. Prawie jakby wychwalała skinowi uroki kultury muzułmańskiej.

I wiem, że wstawki czasem nie na miejscu. Ale… no nie mogłam wytrzymać:P

EDIT: I dziękuję za nominację, Tenszo.

 

Co do kota – ja miałam chyba mniejsze oczekiwania i uważam, że jest super, jeden z milszych kotów jakie znałam, a poza tym jednak nie dostaję ataków astmy. Główny problem leży w tym, że koteczka wyraźnie woli mnie, co rani wrażliwe męskie serduszko.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

ufff… czyli jednak dobrze zrozumiałam, mimo że na drzewach znam się tak średnio :)

Wydaje mi się, że jest to za słabo zarysowane. Nagle odniosłam wrażenie, że mam po prostu do czynienia z inną osobą. Ale moja wiedza botaniczna jest poniżej normy, nawet zasadzenie rzeżuchy spartoliłam kiedyś.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

nawet zasadzenie rzeżuchy spartoliłam kiedyś.

No, jeśli próbowałaś zasadzić, to nie dziwota. ;-) Dobra, ja się wymądrzam, ale znam tylko teorię – sama nigdy nie próbowałam wysiać. :-)

Babska logika rządzi!

O, no w życiu bym na to nie wpadła:)

No, jeśli próbowałaś zasadzić, to nie dziwota. ;-) Dobra, ja się wymądrzam, ale znam tylko teorię – sama nigdy nie próbowałam wysiać. :-)

To potwierdza, co powiedziałam :P

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Alex, doceniam urodę tekstu, piękno opisów, zaskakującą intrygę i zaprezentowaną wiedzę botaniczną, ale opowiadanie jakoś mnie nie porwało i jakkolwiek przeczytałam je z przyjemnością, zachwytów wcześniej komentujących nie podzielam.

Może dlatego, że w mrokospadaniu nie widzę niczego fascynującego – wolę pozostawać na powierzchni. No, ale to nie Twoja wina, raczej mój problem.

Zastanawiam się, jak Irga zapewniała rosnącym na tarasie okazom optymalne warunki, podczas gdy ich wymagania wegetacyjne dość się różniły, że nie wspomnę o zabezpieczaniu pojemników na zimę, bo przecież należyte ochronienie bryły korzeniowej przed przemarznięciem jest podstawą przetrwania roślin, uprawianych w takich warunkach. Jak zimowały rośliny wodne?

Pewnie to wszystko nie jest ważne dla istoty opowiadania, ale mam za sobą nieudane eksperymenty balkonowe z, m.in.:  kosaćcami bródkowymi, nawłociami, rudbekiami, pienną różą, piwoniami.

 

I jeszcze słowo o Kotach – są samowolne i zawsze będą robiły co zechcą. Już Terry Pratchett powiedział: Kazać coś kotu? Łatwiej przybić galaretkę do ściany. ;-)

 

…aro­mat ro­sną­cych przy brze­gu malin i by­li­cyCzy na brzegu rosło wiele malin i tylko jedna bylica?

Proponuję: …aro­mat ro­sną­cych przy brze­gu malin i by­li­c

 

Po­wo­li zmierz­cha­ło, więc za­pa­li­ła po­roz­sta­wia­ne po miesz­ka­niu świe­ce. – Wolałaby: Po­wo­li zmierz­cha­ło, więc za­pa­li­ła po­roz­sta­wia­ne w miesz­ka­niu/ pokoju świe­ce.

Mogę zaakceptować walające się/ rozrzucone po mieszkaniu np. ciuchy, puszki, czy gazety, jeśli ma być oddany stan nieładu, bałaganu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam wczoraj i cały czas zastanawiałam się, jak skomentować.

Przyznam, że mam mieszane uczucia. Pointa mnie zaskoczyła, nie ukrywam. Podoba mi się nawiązanie do mitologii rodzimej, bardzo też mi się spodobał ten fragment w którym mowa o deklaracji “związku” z lasem i o rezygnacji z niej, jest bardzo obrazowy i taki po prostu ładny.

Trochę mimo wszystko nie kupuję motywu przyciągania Leszka i Irgi jako czegoś, co zostało zainicjowane dawno temu i czekało lata na spełnienie się, a tym bardziej tego, że ona próbuje go zabić. Ogólnie jest tak, jakbym widziała w sumie dobry tekst, w którym cały czas coś mi zgrzyta i nie potrafię zidentyfikować, co.

Chyba muszę pozastanawiać się jeszcze trochę, co o tym opowiadaniu sądzić. Jedno jest pewne – jego lekturę uważam za udaną ; )

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Mam mieszane uczucia po przeczytaniu tego tekstu. Z jednej strony opowiadanie bardzo dobrze napisane pod względem warsztatowym, bardzo solidnie wystylizowane, z ciekawym sposobem narracji (optyka narracji rozbita na kilka równorzędnych podmiotów). Z drugiej: nie ukrywam – nie są to szczególnie przeze mnie ulubione klimaty. Dlatego pewnie daleko mi do obiektywnego sądu (o ile w ogóle coś takiego jak obiektywny sąd w przyrodzie występuje)

Z pewnością, na tle innych opowiadań w tym konkursie, ten tekst się wybija. Z drugiej strony, jeśli obedrzeć tę historię z całej tej poetycko-botanicznej nomenklatury, mam tu stosunkową prostą historię o fatalnej miłości, żądzy zemsty, nieuchronności śmierci.

PS. Sam wiem, ile czasu zajmuje wystylizowanie tekstu do takiego poziomu jak ten. Dlatego, pomimo częściowego wewnętrznego rozdarcia ( CzWR ), jestem na tak :)

...always look on the bright side of life ; )

Jacku, nie mogłam się powstrzymać:

jeśli obedrzeć tę historię z całej tej poetycko-botanicznej nomenklatury, mam tu stosunkową prostą historię o fatalnej miłości, żądzy zemsty, nieuchronności śmierci.

A czego chcieć więcej?  ;)

 

 

@ocha: haaaaa! rzekłaś!

 

...always look on the bright side of life ; )

O rany Julek– ale mi się to dobrze czytało! :)

Aż łzy kręcą się w oczach, kiedy ktoś udowadnia, jak piękne można pisać w ojczystym języku!

 

– Cześć. Przez chwilę myślałem się, że mnie wystawisz. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszłaś. - albo “myślałem“ (bez się), albo “bałem się”.

 

I tyle, jeśli chodzi o błędy, choć ten ciężko w ogóle nazwać błędem – raczej zwykłym przeoczeniem ;)

 

Leszek więcej niż wiarygodny –

 

Szczerze powiedziawszy, niezbyt obchodziły go katalpy czy inne cudzoziemskie chwasty. Jeśli jednak ceną za towarzystwo Irgi miało być podziwianie dendrologicznych perełek, to mógł piać z zachwytu nad każdym zamorskim krzakiem.

 

Szczerze powiedziawszy, nie jestem w stanie zliczyć, jak wiele razy byłem w podobnej sytuacji :)

 

Poczuł nieprzyjemne ukłucie w piersi. Kobieta nie zdołałaby wnieść tu wszystkiego sama. Zastanawiał się, kim byli jej wcześniejsi pomocnicy.

 

Jakże to znajome ukłucie :)

 

Fabuła i twist mnie nie zachwyciły, ale nie ujmuje to nic z faktu, że czytało mi się bardzo przyjemnie. Chętnie zagłębiłbym się w lekturze czegoś dłuższego, co wyszło spod Twojego pióra – im dłuższego, tym lepiej – ponieważ kompletnie oczarowałaś mnie formą; Chcę więcej! Czuję niedosyt!

Dziękuję i pozdrawiam.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Opowiadanie mi się podobało, zastanawiam się tylko, jaki ma związek z założeniami konkursu. Jaki błąd poznawczy jest osią opowiadania?

Lubię poetycką nomenklaturę i lubię proste historie, bo w nich – moim zdaniem – jest najwięcej emocji, szczerości i piękna. Proste historie, podane odpowiednio, skłaniają z reguły do głębszych refleksji niż te pokomplikowane przezamaszyście, a z opowieści snutych w sposób tak uroczy, jak zaprezentowany w Twoim tekście, Alex, można się dowiedzieć, że… istnieją ludzie, którzy potrafią pisać w taki sposób, że odpływam, obcując z ich twórczością. W przypadku powyższego opowiadania fragmenty pisane kursywą po prostu mnie uwiodły. Daj znać, jak już coś wydasz – z pewnością kupię. A że coś w końcu wydasz, to jest pewne; chyba że spieprzysz sprawę i przestaniesz pisać, czego Ci, najzwyczajniej, zabraniam! ;)

Edit. A, i jeszcze jedno – daj znać, kiedy wyjdzie NF z Twoim tekstem, ten numer kupię na pewno; musi w końcu trafić się tam jakieś opowiadanie (poza tymi Radka Raka), które doczytam.

Sorry, taki mamy klimat.

@Tenszo – przy mocniejszym zarysowaniu twist za diabła, by nie wypalił

 

@regulatorzy – poprawki wprowadzę niezwłocznie po zakończeniu konkursu.

Co do tarasu – może aż takiej ekstrawagancji na tarasie jak Irga nie mam, ale:(offtop) różę pienną i oleander udało mi się przezimować na korytarzu (dobrze mieć duże świetliki i tolerancyjnych sąsiadów). Oliwka zimowała w domu, było super, nawet za drzewko bożonarodzeniowe służyła, niestety ciut za szybko wystawiłam na zewnątrz i przemarzła w czasie mojej nieobecności – stała paskuda z dwoma listkami przez trzy miesiące, aż kupiliśmy drugą młodziutką, to stara odbiła, a młoda zdechła po tygodniu – ergo jestem posiadaczką oliwki-wampira:D. Laurowiśnię, rododendron i lawendy zawinęłam na zimę w “termosiki” z folii bąbelkowej, geowłókniny i zmiętych gazet – dają radę. Wodnych roślin nie mam, przezimowywania przy braku piwnicy nie widzę, trzeba by co roku kupować nowe. Z roślin ogrodowych polecam dzwonki karpackie – posadziłam na odczepne w wyłożonej reklamówką kobiałce, na zimę miałam wywalić, ale zapomniałam, a wiosną kwitły jak szalone:)

 

@joseheim i jacek001 – nawet ja, jako autor, mam co do tego tekstu lekko mieszane uczucia. Normalnie wcześniej przeczytałabym go parę razy więcej i albo doszłabym, czego w nim brakuje, albo metodą Klapacjusza osiągnęła przekonanie o doskonałości;)

 

@BogusławEryk – bardzo, bardzo mi miło:) Nie wiem czy moje dłuższe teksty przypadłyby Ci do gustu, bo one są raczej z tych, które lubi ocha. I mąż:D

 

@LeszekBigos – osią opowiadania są zgubne skutki uzależnienie się od uroków efektu kontrastu. A całość ma perfidnie żerować na efektach skupienia  i potwierdzania.

 

@Sethrael – dziękuję. Bardzo. Wydrukuję sobie Twój komentarz i w chwilach zwątpienia, będę na niego patrzyć i pisać:D I dzięki za nominację.

 

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Pięknie piszesz, AlexFagus. Nie mam alergii na słodycz, dlatego wdycham ochoczo aromat każdego akapitu, delektuję się każdym zdaniem, wyjadam każde słowo i oblizuję łyżeczkę. Pisząc w ten sposób bardzo łatwo wpaść w przesadną egzaltację, zgubić się w oparach kiczu, utopić treść w kadzi pełnej lepkiego lukru. Granica między poetyckim pięknem stylu a grafomańskim szpanowaniem formą jest niezwykle słabo zarysowana, ale Ty doskonale wiesz, jak jej nie przekroczyć. A to oznacza prawdziwy Talent.

Wielka litera zamierzona.

Zastanawiam się tylko jak łatwo przychodzi Ci wystylizowanie tekstu w ten sposób. Czy to naturalny proces, słowa łatwo układają się w piękne zdania, a cudowne metafory same rozkwitają Ci w umyśle, jak pnące róże? Bo jeśli tak, to cholera bierze mnie z zazdrości.

Natura ma jednak rzepia jest, więc swój psi chwost znajdę. I nie będę specjalnie oryginalny twierdząc, że Leszek i Leszy wydają się być kompletnie innymi osobami. Tak jakbyś odrobinę przeholowała dążąc do (uwielbianego przeze mnie) efektu tłistu. Kiedy Irga zorientowała się, że Leszek nie jest zwykłym “korpoludkiem”? Wiedziała o tym od początku, prowadząc tak niebezpieczną grę z, jakby nie było, potężną istotą? Cóż, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że temu opowiadanku bardzo pomogłoby hm… rozciągnięcie. Znaczy, dłuższe je zrobić. Powoli zestopniować napięcie. Namnożyć niejednoznaczności, akcentując fakt, że między Irgą a Leszkiem iskrzy coś dalece bardziej magicznego, niż zwykłe, ludzkie zauroczenie. Zasugerować wcześniej, iż nie do końca są tacy, jakimi wydają się być. A niech czytelnik się zastanawia, miota niezaspokojony i pazury gryzie w oczekiwaniu na finałowy pokaz sztucznych ogni. A tu wszystko wydarzyło się jakoś… szybko.

Kurczę, wygląda na to, że się po prostu czepiam. Bo tekst podobal mi się bardzo. Piszesz znakomicie. Jeśli nigdy wcześniej Cię nie drukowano (w co śmiem wątpić), to wkrótce dzieła Twoje pokryją półki księgarni jak stokrotki skoszoną łąkę.

 

P.S.

Sorki za gadulstwo.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Po nominacjach na najlepsze opko w tym miesiącu, musiałem tutaj zajrzeć.

 

Przyznam, że oczekiwałem, czegoś… więcej. Tekst jest na pewno ciekawy. Lubię barwne opisy więc opek łyknąłem z przyjemnością. Co do fabuły…

Na pewno świetny pomysł z odwróceniem ról. Ale ma to też swoją słabość. Miłość głównej bohaterki do roślin jest tak duża, że trudno było mi uwierzyć w końcówkę. Dla mnie jej fanatyzm roślinny bardziej skłaniałby do przyłączenia się jej do “drzewnej” misji, tego… ekołotra!

Po za tym postać tego “faceta” budujesz na sprzecznościach. Może to było zamierzone, ale dla mnie wyszło słabo i sam bohater, dla mnie na tym traci. O co mi chodzi? Choćby o to, że nie interesowały go jej gadaniny o roślinach. Ktoś “taki” winnien chętnie rozmawiać tylko o tym.

 

W mojej subiektywnej ocenie za język dałbym 5 gwiazdek, za treść… odjąłbym jedną. Z tego skomplikowanego, matematycznego równania wychodzi więc:

4

Słownie: czterdzieści;-)

 

Podsumowując, siląc się na tematyczny komentarz:

Wrzos wprawdzie piękny, lecz torf… kwaśny.

Pozdrawiam!

 

Aha, tekst dostał parę piątek, ale i szóstki widziałem, także ma opek moc! Choć jak dla mnie do Supermana mu jeszcze trochę brakuje;)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Też miałem wątpliwość, czy Leszy nie jest sprzeczny z Leszkiem, ale po przeczytaniu specjalnie powróciłem do fragmentów, które mogłyby to potwierdzić, i odkryłem, że po prostu sprytnie ukrywałaś jego tożsamość. Na przykład tu:

Szczerze powiedziawszy, niezbyt obchodziły go katalpy czy inne cudzoziemskie chwasty.

Czyli zaskoczenie co do tożsamości Leszka na końcu było, choć już wcale nie zdziwiło mnie, że zbliżenie zakończyło się walką i śmiercią faceta.

W każdym razie jest to świetnie napisane opowiadanie z wielowymiarowymi, plastycznymi opisami i fantastyczną, nieco mroczną tajemnicą, piękne. I takie słowiańskie. Pochłonęło mnie. Czytałem z wielką przyjemnością.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

zakończyło się walką i śmiercią faceta.

Jak dla mnie to prędzej Irgę spotkała śmierć. Wnioskując po ostatniej “kursywie”.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Ach, cholera. Rzeczywiście. To jakiś błąd poznawczy chyba u mnie wystąpił :) A skoro jest jak piszesz, Tensza, to opowiadanie stało się dla mnie właśnie bardziej zaskakujące :)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Jedno zdanie…

 

No tak, słusznie… choć osobiście uważam, że czasami lepiej poprzestać na jednym, przynajmniej w moim przypadku. To tak na marginesie, do pana elektro… hmm, kłębuKB? Wolę takie niedookreślenia, np. można obrazowo powiedzieć wielka, spieniona fala, a nie… :) Z drugiej strony to wymagałoby pewnego wyczucia…

 

Będzie zatem zdań więcej. 

Fagus sylvatica Pendula – to prawie oś opowieści.

Fagus sylvatica Pendula – mimo wszystko kursywą, IMO, brzmiałoby dużo lepiej.  To prawda, taka pisownia jest zalecana głównie w literaturze fachowej, ale w tym przypadku pochyłość ładnie uwydatniała ową fachowość.

Ciemnozielonych liści nie szpeciła najmniejsza plamka

Fagus sylvatica Pendula… – czyli, jak widać, nie popularna obecnie odmiana Pendula purpurea, śliczne, ozdobne, wolno rosnące, niewielkie drzewko – w sam raz do ogrodu. Tylko odmiana klasyczna , zielona… Muszę pogratulować i stwierdzić: śmiały wybór. Olbrzymie drzewiszcze, z miliardem liści trudnych do zagrabienia na jesień, zajmujące pół standardowego ogródka.  Ale rozumiem – szkolny sentyment fachowej ogrodniczki, ach ten pierwszy papieros… ;)

 

Fagus sylvatica Pendula… – a przy okazji, kto zasadzał płaczące buki przy szkołach, wiele lat temu? No tak, rzeczywiście, mogło się zdarzyć, ale odmiana powstała, OIW, pod koniec XIX. Dawniej lądowała głównie w parkach i ogrodach botanicznych. Obecność przy szkole wymagałaby wyjaśnienia – “natchniona pani od biologi?”

 

Już subiektywnie:

No i ta cena – drzewko odchodowane na tyle, by bez nienaturalnego schylania, “przeczesywać koronę” w szkółkach warte jest kilkaset złotych. Jeśli rozumiem, że było pana stać, to nie rozumiem zakupu Irgi, za grosz, wychodząc :)

 

Co tu zmienić?

Trudna rada. Pozostać przy przyszkolnej roślinności, jak nie szukając daleko u mnie, w przeszłości? Fagus sylvatica (nie: pendula) – po prostu buk, jedne z piękniejszych drzew – do kitu, kto to kupuje do ogródka?

Zmiana na odmiany ze szkółki? Kto widział kiedykolwiek płaczącego buka? Nie pasuje do sentymentów, bez dodatkowych wyjaśnień… :(

 

Tak sobie myślę, że moje przemyślenia, amatora ogrodnika, są zupełnie nie na miejscu, bo przecież dla większości graniczącej z całością nie mają najmniejszego znaczenia. Mi na samym początku zepsuły odbiór pewną wymuszoną sztucznością, lekką łatwiską, nie na tyle, bym chciał o tym napisać…

Przepraszam, Aleksandro Bukowska? Tak strzelę, dla zabawy, bo pewnie i tak na łamach NF poznamy niedługo Twoje nazwisko ;)

Ja znów ubieram czerwony nos i zaczynam mylić przecinki w drabblach. Tak chyba lepiej…

;)

 

 

Pan Wysokiego Domu

Alex:

Przepraszam, że nie doceniłam Pana dobrej woli. Doceniam;

AdamKB:

Cofnij swoje przeprosiny, Alex wina po mojej stronie.

No cóż, Alex, powiedz, jak to było naprawdę…przed zmianą. 

Przecież czytałaś…obraźliwe komentarze lożaninia, wobec komentującego…

Bałwan?

;)

 

A z drugiej strony, Alex,  nie dziwię się, że nie zadzierasz… :)

To też jest pewien sposób na rzeczywistość ;)

 

 

 

Pan Wysokiego Domu

Hmmmm… Panie, aż przeczytałam wszystkie komentarze Loży. I tego obraźliwego nie znalazłam. A może nie tego opowiadania dotyczył?

Babska logika rządzi!

To jesteś, tak jak podejrzewałem, Bałwan, i to Niekompatybilny, z resztą :)

I przykro mi, że, mimo iż wszyscy czytają, tylko ja muszę dowodzić niewinności….

Pan Wysokiego Domu

Ach, to Cię zabolało! Wyluzuj, Adam pisał o sobie, a cały dialog Alex i Adama wyglądał tak:

AdamKB:

Albo to wina poniedziałku, albo jestem tępolem do kwadratu. Proekologiczne – to wszystko, co zauważyłem. Mrokospadanie jakoś mnie nie ruszyło. Przepraszam Koleżankę Autorkę…

AlexFagus:

– to ja przepraszam, że nie udało się Ciebie poruszyć. Proekologiczne? A to akurat nie było moją intencją:D

AdamKB:

Cofnij swoje przeprosiny, Alex – wina po mojej stronie. Eleganckie, nastrojowe opisy, w nietrudny do odgadnięcia sposób powiązane ze sobą, ładnie skonstruowane sceny, postaci z naszej mitologii, a ja nic, do ekologicznego apelu zawężam… Takie bywają skutki rozbieżności między autorskimi a czytelniczymi wrażliwościami, kierunkami zainteresowań, zakresami wiedzy i czego tam jeszcze, co rzutuje na odczytanie utworu, nad którym ktoś solidnie się napracował – a potem przyłazi taki niekompatybilny bałwan i kwituje jednym zdaniem…

Tutaj nawet nie było igły do zrobienia wideł.

Babska logika rządzi!

Mrokospadłem! ;) Wow, czyta się ekstra, język kwiecisty (podwójnie), delektowałem się lekturą. Przyznam szczerze, że na roślinach się nie znam, nie interesują mnie, więc przez nazwy szedłem jak z maczetą przez busz, ale zgodzę się z przedmówcami, że specjalistyczne nazewnictwo nie boli, ale dodaje uroku i dodatkowo “koloruje” opowiadanie. Przemiana Leszek/Leszy mi nie zgrzytnęła, bo pochłonęła mnie akcja, a czytając później komentarze kupiłem wytłumaczenie, że go cudzoziemskie chwasty nie interesują. Przeboleć jednak nie mogę, tego Nagiego Instynktu Trzy. Niemal poczułem, jakbym dostał pięścią w nocha. :P Zabawne jest, ale to trochę jak niespodziewana dziura w nowiutkiej nawierzchni: krótkie, nieprzyjemne dupnięcie zawieszenia, ale po chwili dalej jedzie się z przyjemnością.  ;)

Finklo, nie da rady ;)

 

Pan Wysokiego Domu

 

@ thargone – ech, aż się rumienię jako polna różyczka;) Z rozwinięciami u mnie temat śliski, bo jak zacznę, to poniżej 100tys. znaków się nie zatrzymam. Skoro przypadło do gustu, to polecam moje “Bagana” – chyba najbliższe stylem z moich poprzednich opowiadań.

 

@ Nazgulu – wiem, że fabuła opadnięcia żuchwy nie powoduje. Widzę, że jednak za słabo zaznaczyłam tropy do wybiórczości Leszkowego znudzenia, przez co umykają tego implikacje. Postaram się poprawić po rozstrzygnięciu konkursu. A to, że Irga nie została sojuszniczką leśnego demona… Cóż gdyby wszyscy pasjonaci ogrodnictwa planowali eksterminację wrogów roślin, przed warzywniakami mielibyśmy nieustające zamieszki:D

 

@ jerohu – dziękuję ogromnie za miły komentarz i nominację

 

@ Panie, odmiana zwisła buka to spore drzewiszcze, lecz nim do tych rozmiarów dorośnie kilka latek mija. Z balkonu trzeba by to w końcu ewakuować, ale rozmiarów ogrodu Leszego nie podawałam, zresztą licho wie czy kupiłby to drzewko, czy tylko oglądał. A że potem kupił tanią irgę? Jakby kobieta miała na imię Róża to by różę kupił. Co ma do tego cena? A co do wyboru odmiany – w moim rodzinnym mieście jest kilka takich, także niedaleko szkół. We Wrocławiu zresztą też ich sporo – i tych starych, poniemieckich i niedawno zasadzonych.

Bukowska… nie, choć dość blisko. A co do NF – MC chwilowo milczy, ale ma nawał roboty, a ja wysłałam opowiadanko ciut przydługie.

A komentarz Adama, nie odnosił się do Ciebie tylko do wcześniejszego komentarza Adama. Wyluzuj trochę  z ksobnością.

Niemniej dziękuję za tak obszerny komentarz:D

EDIT:  O, a teraz wyjdzie, że udawałam jeno że komentarz długi piszę, tylko aby Pana pognębić albo co. Tak, Panie, jestem Złem, czystym i bezinteresownym, tzn interesownym, bo wspieram Lożę i kompanie naftowe

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

@Timonie – bardzo się cieszę, że się podobało. A “Nagi Instynkt Trzy” – raz jeszcze przepraszam, ale musiałam, po prostu musiałam;)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Finklo, dziękuję za wyprzedzenie mnie. Dzięki Tobie nie upublicznię swojego zdania o wplataniu dziwnych zaczepek w komentarz pod cudzym tekstem.

Istnieją inne kanały łączności, dodam aluzyjnie.

Alex, przepraszam za offtop.

Słowiańskie, poetyckie, czarodziejskie… Może to dziwne określenie, ale czuję się po lekturze “ukołysana” :-) Podobało mi się, szczególnie opis jeziora, przypomniało mi się dzieciństwo. Leszek zaskoczył :-)

No tak,  możemy  sobie poudawać,  drogie Panie… Moja ksobność przeciw waszej wszechwiedzy,  co autor komentarza miał na myśli…  ;) 

Niekompatybilny…  to  rzeczywiście częste określenie bałwana. Gdzieś to już słyszałem. 

Może tu:

“Natychmiast  poślijcie po Artezesa Niekompatybilnego”.. 

:)  

Ach,  te zbiegi okoliczności… 

 

Buk na balkon? Posadzony przez  kochającą drzewa ogrodniczę? By  go później ewakuować? Nie kupuję…  

Pan Wysokiego Domu

Panie, odnoszę wrażenie, że jesteś niekompatybilny społecznie – zaczepianie użytkowników masz we krwi. Rozmowa Alex – Adam nie dotyczyła Ciebie i może zamiast iść w zaparte i po raz kolejny udowadniać jakie mocne zaburzenia ksobne w Tobie siedzą, wypadałoby po prostu wyluzować i odpuścić. Nie jest to pierwszy raz, kiedy Tobie coś się wydaje i ostatecznie okazuje się nieprawdą – sugeruję wyciągnąć wnioski. A poza tym zalecam nie ciągnąć tego tematu.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Cieszę się, że udało mi się spopularyzować “ksobność” ;)

Co do niekompatybilności społecznej, zgadzam się w zupełności, to nie nowa diagnoza… :)

Dziekuję Berylu za wyjaśnienie sytuacji, teraz już jestem spokojny

;)

Co do buka na balkonie, podtrzymuję…

 

Pan Wysokiego Domu

Panie, rozumiem, że może Ci się to nie podobać, przykro mi, że wybór takiej a nie innej odmiany zepsuł Ci przyjemnośćz lektury, ale zostanę przy swojej wizji i wrzucę te korniszony do strogonowa. I już.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Bukiem-bukiem, a ekologia-ekologią, a ja sobie czytam, czytam, czytam…

I wow. WOW.

Nie wiem co mnie tak urzekło – czy to język, na który najlepszym określeniem byłoby “kwiecisty” (chyba już nawet padło) czy też klimat miasta przeplatany ze swojsko-słowiańską fantastyką, fabuła, bohaterowie ludzcy, choć pełni tajemnic, romans czy zaskakujące zakończenie. Bezdyskusyjnie jest to jeden z najlepszych tekstów jakie miałem przyjemność czytać na tym forum.

Mimo to jedna rzecz nie daje mi spokoju, zaburzając kompozycję, niczym pryszcz na twarzy Mona Lisy:

Gdzie tu jest błąd poznawczy?

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Komentarze, które pisuję, zawsze wydają mi się zbyt rozwlekłe. Po raz pierwszy (chyba) wypowiedziałam się zwięźle i skończyło się tym, że pod tekstem napomina mnie Alex, a w HP piętnuje Beryl. Proszę więc bardzo – mogę się nieco rozględzić. Opowiadanie AlexFagus podoba mi się, bo:

 

– wprowadziła do niego magię, trochę jakby mimochodem, ale przekonująco. (Dlatego do głowy mi nie przyszło np. zastanawiać się, czy hodowanie leśnych drzew na balkonie jest możliwe. One tam po prostu rosły i już – taki realizm magiczny.)

– niedosłowność postaci i tajemnica otaczająca oboje bohaterów pozwala na snucie domysłów, wielość interpretacji, swoistą współpracę wyobraźni czytelnika i autora

– pisze pięknym, klarownym językiem i potrafi „odpowiednie dać rzeczy słowo”

Komentarze, które pisuję, zawsze wydają mi się zbyt rozwlekłe.

w_baskerville, wydaje mi się, że żadnemu autorowi by to nie przeszkadzało ; )

@S.Leiss – ogromnie się cieszę, że się podobało

 

@gnoomie – bardzo mi miło, że wywarło taki efekt. Co do błędu – wyjściem do napisania opowiadania był efekt kontrastu i rozważania nad tym, czy może on motywować do ryzykownych zachowań. A napisane było tak, by wykorzystać efekty skupienia i potwierdzania u czytelników. Jeśli to nie wystarczy, aby spełnić reguły konkursu – trudno. Tak czy inaczej jestem winna Brajtowi podziękowania za inspirację:D

 

@w_ baskerwille – dziękuję ogromnie:) Ja naprawdę nie chciałam napominać – jako że większość moich komentarzy to: “Fajne”, “Podobało mi się” albo “Nie porwało”, jestem ostatnią osobą, która mogłaby się czepiać lakoniczności. Ale inaczej nominacja byłaby nieważna (błysk chciwości w oczach)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Bardzo dobre opowiadanie, lektura była czystą przyjemnością. Przede wszystkim język rzuca na kolana. Brawo!

 

Pozdrawiam

Mastiff

@Alex & beryl

Moja wina. Nie dość dokładnie zapoznałam się z instrukcją obsługi nominacji. Przepraszam.

Nie chcę się za bardzo rozpływać nad twoim dziełem, Alex, bo jako żurowi, który obiektywnie, krytycznie i możliwie chłodno powinien oceniać wszystkie teksty konkursowe mi wręcz nie wypada. Niemniej jak tak dzisiaj sobie byłem na basenie i wskoczyłem do wody, to akurat mi się przypomniało twoje mrokospadanie. I jakoś tak… Ach, ten opis.

Błąd poznawczy odnajduję i uznaję, choć z lekkim oka przymrużeniem. Tak czy siak – efekt skupienia zdecydowanie udało ci się wywołać w sensie absolutnie pozytywnym.

Cały swój wywód i twoje opko mogę chyba podsumować jednym słowem:

Cudo.

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Bohdanie, gnoomie – dzięki :D

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Po takiej dyskusji zapewne nic nowego mój komentarz nie wniesie, ale chciałbym wskazać, że moim zdaniem najbardziej udanym aspektem tekstu jest konstrukcja flirtu oraz taki, powiedzmy, letni nastrój opowieści. Przyznam natomiast, że finał do mnie nie przemówił, podobnie jak te wstawki kursywą. To znaczy ani nie spodziewałem się akcji ze sznurkami i nożem, ani mi ona nie pasowała do reszty – nie zarejestrowałem, skąd wziął się temat tych okaleczonych drzewek ;  )

I po co to było?

@syf. – Czyli dwa trupy wcześniej za słabo zaakcentowane?

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Językowo tekst robi ogromne wrażenie. Czytało się przyjemnie, ale fabuła jakoś mnie nie zachwyciła. Nie spodziewałem się takiego twistu na końcu, ale też specjalnie mną nie wstrząsnął. Nie wiem, czegoś mi zabrakło, ale nawet trudno sprecyzować czego. Hmm… Sam nie wiem…

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Podobało mi się. Może nawet najbardziej ze wszystkich tekstów konkursowych, ale trudno mi ocenić. Czytało się bardzo dobrze, fabuła też nie zła. Trochę skojarzyło mi się tymi scenkami z “Amerykańskich bogów”. Botaniczność tekstu mi nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie, nadała smaczku.

@ SzyszkowyDziadku – patrząc na tekst nietrzeźwym okiem, stwierdzam, że dokładnie wiem, czego w opowiadaniu brakuje, ale nie powiem, bo mogę zostać opacznie zrozumiana:) Tak czy inaczej, następnym razem postaram się zachwycić.

@ zygfrydzie89 – ogromnie się cieszę, że przypadło do gustu.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Zygfrydzie, “nie zła”? Ze spacją?

Hańba!

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Od razu hańba? :-) Od reguły łącznego pisania istnieją wyjątki… :-)

 

Dzięki, gnoomie. Masz nie złe oko do wyłapywania :)

Ale to nie ten wyjątek, zygfrydzie… :-(

A to ci dopiero udana prowokacja :)

Poprawne opowiadanie –  ładny warsztat, czyta się szybko, z mniej typowym zakończeniem, do którego się przyczepię, gdyż nie do końca mi ono pasuje do pozostałej treści. Wygląda na doczepiane trochę na siłę i nie wynikające z przedstawionego wcześniej charakteru bohaterów. Ponadto wskazówki co do zakończenia są zbyt subtelne, brak tu zabawy z czytelnikiem (przynajmniej ze mną). Czułam się przez to bardziej oszukana, niż zaskoczona. 

 Pomysł ze wstawkami w 2-os, przypomina mi to nieco “Cyrk Nocy”. Na pewno buduje klimat, chociaż uważam, iż tutaj użyty został myląco i niepotrzebnie. Wygląda on na zwrot do czytelnika, ale jak się okazuje wcale nim nie jest.  Wprowadza pewne zniecierpliwienie – kim jest ten “Ty” i czemu narrator mnie za niego bierze? ;] Czemu właściwie taka narracja tu została wybrana? 

Żeby nie było, że się tylko czepiam – opowiadanie czytało się szybko i przyjemnie, co jest dużym plusem, ale mnie nie zachwyciło.

Nie znam się, to się wypowiem.

“Cyrku nocy” nie czytałam, muszę kiedyś nadrobić.

Że wstawki są mylące i wprowadzają zniecierpliwienie – dokładnie o to chodziło i stąd taka, a nie inna narracja, w końcu to opowiadanie na konkurs dotyczący błędów poznawczych. A co do doczepek – to raczej reszta opowiadania została doczepiona do fragmentów z narracją 2-os i końcówki, bo na nich tak naprawdę oparty był pomysł.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Zygfrydzie, staram się być bardziej uważny, tak względem innych, jak siebie, coby więcej błędów pokroju “płutna” nie popełniać. ;-)

No hańba, Adamie, bo “niezły” jest czymś, co mógłbym określić mianem “słowa bazowego”, czyli wyjątkowo popularnego, którego zapis po prostu się zna. To trochę jak napisać “kóra” albo “kópa” – no nie da się pomylić po prostu.

Jeżeli to jednak była prowokacja, to faktycznie udana.

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Tylko, że błąd poznawczy wg Wikipedii to “nieracjonalne spostrzeganie rzeczywistości”, czyli niejako problem z percepcją. Właściwie każdą narrację, gdzie narrator nie jest wszechwiedzący, można pod to podciągnąć.

Użycie narracji 2-os. na pewno jest ciekawe, jednak jeśli nie wiem do kogo zwraca się narrator, automatycznie zakładam, że do mnie. Tutaj natomiast to nie pasuje, zamiast zainteresowania, pojawia się irytacja, a sam przekaz utworu zaczyna się rozjeżdżać.

Nie znam się, to się wypowiem.

Słuchał z przyjemnością jej miękkiego niczym mech głosu, choć nie potrafił zbytnio skupić się na treści” – to zdanie dość dobrze oddaje moje wrażenia z czytania. Tyle pięknych słów, ale w pewnym momencie łapałem się na tym, że tylko muskam je oczami. Jak dla mnie zbyt dużo opisów i popisów ze znajomości botaniki. Nie moje klimaty, sorrry.

Czuję się do głębi oczarowana tym opowiadaniem. Słowa, które tworzą ten tekst, są niezwykle chciwe – wpijają się w umysł, łączą z synapsami, jak strzępki grzyba, które oplatają korzenie drzew ;). Jestem pod wielkim wrażeniem, szczególnie że fascynuje mnie biologia, natura i woda. Ten początek… Lekko mroczny, smakujący dreszczykiem, strachem i chciwością (pragnieniem by znów zatopić się w „mrokospadaniu”).

Podoba mi się to, że tekst nie jest dosłowny. Został tak skomponowany, aby czytelnik potrafił połączyć pewne fakty, domyślić się powiązań między fragmentami opowiadania, lecz do końca nie był pewny, czy jego przypuszczenia i interpretacja jest tą właściwą.

Duży ukłon za „botaniczny aspekt”, bo jego rozbudowana i różnorodna forma niezwykle ubogaca tekst.

Dziękuję, bo naprawdę warto było to przeczytać :D.

@tfurco – cóż, następnym razem postaram się napisać opowiadanie bez ani jednego przymiotnika:D

 

@Arachne – to ja dziękuję:) Bardzo mi miło.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Bardzo, ale to bardzo mi się podobało. :) Prawie czułam i smakowałam te opisane doznania. Ujęłaś mnie od samego początku. Jestem zachwycona! Ten klimat sprawił, że żałuję, że tekst nie był dłuższy. Choć wiem, że jest idealnej długości. Udało Ci się mnie też na samym końcu zaskoczyć. Bardzo duży ukłon i wielkie brawa za klimat. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ależ fajnie zobaczyć tak miły komentarz pod kilkumiesięcznym tekstem:) Dziękuję, Morgiano.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Nie ma za co, cała przyjemność po mojej stronie. W przyszłości, jak będę mieć nieco więcej czasu, na pewno zajrzę do innych Twoich tekstów. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ciekawska ciecz, wiatr bezwstydnie zaglądał czy pokryte czekoladą serduszko, w którym jest więcej flirtu/fascynacji niż w dialogu, to są takie momenty, w których można aż westchnąć, takie to ładne.

– Nie lubię sztucznego światła – wyjaśniła, czując na sobie wzrok gościa. – Jest takie… dosłowne. / jeszcze ładniejsze.

Opowiadanie położyła całkowicie końcówka przedostatniego fragmentu. Tragedia – choć nie orientuje się, na czym ten konkurs polegał. Czemu tak źle? Ten twist jest zbędny – opowiadanie czyta się dla przedstawianego świata, nie historii. A jeśli już historii, to nie podobało mi się szybkie podkręcenie tempa z zaciąganiem faceta do łóżka, a potem ten twist, który jest wtórny. Zbędne całkowicie. I kończy się, kończy się to opko zaraz potem, gdzie ja dopiero się wkręciłem i chciałem poczytać dalej. Ten sztylet popsuł całą zabawę, uciął całą domniemywaną przyjemność dalszej lektury.

Gdybyś to rozpisała (wydłużyła), usuwając wspomnianą scenę i rozciągając kolejne wydarzenia, bez podawania jakichkolwiek rozwiązań (tak, to mi się nie spodobało, ponieważ cała narracja kryje w tle malutkie elementy, z których mogę sobie, jako czytelnik, własne interpretacje wysnuwać – życzyłbym sobie podobnej fabuły, co narracji, spójnej takiej, podobnie skrytej) to pewnie uderzyłoby to w takie mocne 8/10, gdzie na tym portalu chyba jeszcze nie dałem takiej oceny (a jeśli już, to było to w betowanych opkach).

A ogólnie – lepsze niż wrześniowa publikacja. Bardziej mi podchodzi, a językowo wyżyny (szczególnie fragmenty narracji w drugiej osobie l. poj.), tło wysokie góry (te wszystkie roślinki, oj).

Dzięki, Sirinie:) Miałam nadzieję, że językowo Ci się spodoba.

Co do twistu – wiem, trochę słaby, ale na nim opierał się pomysł na opowiadanie ( no i na łażących mi po głowie scenkach z “kursywy”). Konkurs dotyczył błędów poznawczych i opowiadanie starałam się napisać tak, by wykorzystać efekt skupienia. No i – wstyd przyznać – pisałam na ostatnią chwilę, więc spieszyłam się z końcówką.

Wydaje mi się też, że zakończenie czytelnicy odbierają jako bardziej zamknięte, niż zamierzałam:)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Przy wywaleniu zakończenia mamy nadal dobrą historię, która aż się prosi o rozwinięcie na dwa-trzy razy tyle. Drobnymi partiami tekstu to jest napisane, przeplatanka “bardzo mi się” (cytując jegomościa od gwiazdolota). Ja na Twoim miejscu bym do tego wrócił, rozpisał – bo wyszło dużo lepiej, aniżeli wyglądał pierwotny pomysł, jak zdradziłaś (nie przeglądałem wszystkich tu komentarzy, za dużo ich). Strasznie lubię tło pełne detali. Sam napisałem w ostatnich dniach (efekt świeżego zachwytu) swoje najlepsze opowiadanie (najbliższe temu, co chciałbym tworzyć), w którym muszę dosolić i dopieprzyć jeszcze tymi detalami z zakresu lepidopterologii (niestety jestem tylko amatorem, nie praktykiem, w tej kwestii :( ). I lektura teraz Twojego tekstu dodała mi kopa, żebym szybciej zaczął się w orientować w tych motylkach, bo wyprzedzasz mnie o mile wiedzy-dopracowania. Także z perspektywy wielu godzin od przeczytania Mrokospadania jestem zadowolony z lektury, coś z niej mi zostało (niedosyt! i ćwierćpodziw).

O… błędy poznawcze. Fajno, bo moja dziedzina. Szkoda, że się nie załapałem, ale nadal jestem świeżakiem portalu, a gdy trwał konkurs nie jestem pewien, czy wiedziałem już o istnieniu tej strony :)

Miś przeczytał i użyje otrzymanej licencji od Anet. Ładne :) Warto piórko odkurzyć.

P.S. Na początku bywania na NF miś omijał komentarze dużym łukiem. Teraz coraz częściej do nich zagląda po przeczytaniu tekstu. Można się wiele nauczyć i czasem ubawić. Miś poleca.

Nowa Fantastyka