- Opowiadanie: sfun - Dwa domy

Dwa domy

AdamKB w moim nieudanym debiucie pochwalił mnie za pomysł i nie odgrzewanie tematu postapokalipsy. Ja jednak bardzo lubię ten ograny schemat i postanowiłem coś wymyśleć, choćby na siłę. Długo, długo nie miałem pomysłu jak to rozwiązać. W końcu jednak... a sami czytajcie. Mam nadzieję, że tym razem udało mi się uniknąć porażającej ilości błędów z pierwszych opowiadań. Enjoy!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Dwa domy

– Nie było żadnej apokalipsy. W każdym razie nie było nagłej i krótkiej Apokalipsy. Nie wybiły nas żadne wirusy, plagi, katastrofy, zanieczyszczenia. Owszem, tuż przed Epizodem życie stawało się ciężkie, niemal nie do wytrzymania, ale dawaliśmy jeszcze radę. Co więc się stało? Ano, to samo co zawsze. Egoizm jest wbudowany w jestestwo każdej istoty, na tym pieprzonym świecie, ale człowiek… Jesteśmy, albo raczej byliśmy najbardziej chciwym i samolubnym gatunkiem, tyle wam powiem. A może nadal jesteśmy?

Ale wracając do lekcji… gdy tylko znaleźliśmy Drugi Dom z niemal identycznymi warunkami…

– Mistrzu, ale jak to możliwe, że tak daleko od Pierwszego Domu znaleźliśmy podobne warunki?

– Wyjaśnię to na następnej lekcji. Na razie, żeby zaspokoić waszą ciekawość powiem tylko, że Prawa Natury są wszędzie takie same. I część Zasad Życia też jest taka sama. Weźmy liście drzew – pojawiły się, ponieważ to Słońce jest największym źródłem energii. A gwiazdy są liczniejsze od ziarenek piasku na pustyni… A większość poznanych przez przodków nowych światów miało swoje Słońca.

-Dlatego i liście są powszechne?

– Tak! Brawo Maggo, zawsze wiedziałem, że bystra z ciebie uczennica. – Powszechność wykorzystania energii Słońca jest jedną z uniwersalnych Zasad Życia. Ale, to nie znaczy, że podobne jest takie same, co w Pierwszym Domu. I właśnie to, niestety jest niebezpieczne.

 

– Chodzi mistrzowi o Różnice Zmieniające?

– Tak Magg. Ale ja nazwałbym je bardziej Różnicami Dostosowującymi.

 

Ale wracając do lekcji… Po znalezieniu Drugiego Domu najpierw odlecieli mający

i najpotężniejsi tego świata uciekając nie tylko od coraz trudniejszego życia, ale też od odpowiedzialności i gniewu niemających. Jak uczyliście się w poprzednim roku przed Ucieczką świat dzielił się na mających, którzy mieli wszystko i na niemających, którzy często nie posiadali nic. To było niesprawiedliwe, ale tak było. Wiem, że wam trudno jest to zrozumieć, bo macie dla siebie wszystko co złowicie, upolujecie bądź zbudujecie. Nawet mi jest to ciężko pojąć a jestem przecież Przekazującym. A i dziadek mojego dziadka słyszał o tych czasach z opowiadań jego dziadka…

– W każdym razie gdy tylko Uprzywilejowani uciekli, a trwało to wiele, wiele Jasności

Ciemności nastał czas Niepokoju. Ludzie, którzy mieli jeszcze to szczęście Posiadać walczyli między sobą o ostatnie miejsca Ucieczki. Świat spłynął krwią, brat zabijał brata, syn ojca, matki siebie, by ich dzieci dostały się na Statek.

Nasi przodkowie nie mieli nic, mogli więc ginąć w wojnach, lub ukryć się w ostatnich niezamieszkałych wtedy miejscach. Nasze plemię Dzieci Dawnego Lodu popłynęło na południowy kontynent. Inne osiedliły się na Wyspach Dalekiej Północy lub

w najwyższych górach. Od pokoleń nie mamy z nimi kontaktu i nic o nich nie wiemy.

Mój dziadek, siedemdziesiąty trzeci Przekazujący opowiadał mi o ogromnym pustkowiu lodowym w miejscu Puszczy Przodków i naszego miasteczka. Opowiadał

Czasie Głodu, gdy wraz z odejściem Wiedzących nikt nie potrafił Płodzić Ziemi

a wojny zniszczyły uprawy. O martwych morzach, które zniszczyli swą bezmyślnością Uciekający. I o gniewie Matki, który jeszcze długo prześladował przodków, suszach, upałach, powodziach. Podobno to przodkowie naszych przodków doprowadzili do gniewu Matki przed swoją Ucieczką…

 

– Człowiek jest pyłkiem na wietrze i nie może gniewać Matki.

 

– Niestety Mishielu, Oni też tak myśleli. Myśleli tak nawet po tym, gdy musieli już uciekać gnębieni gniewem Rodzicielki. W każdym razie niewielu naszych Przodków przeżyło tamte czasy. Wiedzieliśmy, że to złe, ale nie mieliśmy wyjścia i łączyliśmy się w Zakazane Związki. Syn siostry łączył się z córką brata a niekiedy nawet i rodzeństwo między sobą. To było złe i niewiele dzieci przeżyło te połączenia. Z trudem udało się przodkom przetrwać tamte czasy, ale w końcu nastała era Odbudowy. Każde pokolenie było coraz silniejsze, wznosili najpierw osady, potem wioski a w końcu nadszedł czas miast. Pierwsze pokolenia stawiały budynki z lodu, gdy ten w końcu całkiem zniknął, z tego co znaleźli na Wybrzeżu Wiecznych Wraków, potem ze skał. Teraz Waszym zadaniem jest nie budowa miast, ale odzyskanie Utraconej Wiedzy. Wiemy dzięki Przekazującym, że przodkowie przodków panowali nad Ziemią, umieli latać po niebie i wśród gwiazd, a nawet, tuż przed Ucieczką zbudowali Gwiazdę na Ziemi.

 A dlaczego to takie ważne?

– … Mistrzu… wydaje mi się, że znam odpowiedź. To ważne, bo Uciekający zniszczą Drugi Dom. A wtedy mogą chcieć wrócić…

– I na to musimy być gotowi. Nie możemy też powtórzyć błędów Pierwszych Przodków.

 

*********************************************************************************

– Kapitanie, dane telemetryczne zebrane. Warunki na sześćdziesięciu procentach powierzchni planety niekorzystne. Na trzydziestu procentach skrajnie trudne. Dziesięć procent nadaje się do życia… Na południowym kontynencie ślady dróg i osiedli.

– Wybrać orbitę stacjonarną. Załoga badawcza i ochrona za pięć minut stawi w hangarze promów na odprawę. Zabrać sprzęt do badań genetycznych i biologicznych.

– Tak jest.

*************************************************************************************

Pierwszy tę dziwną gwiazdę zobaczył Milgen, wnuk wnuka Maggo. Najpierw stał nieruchomo zafascynowany dziwnym zjawiskiem, ale gdy gwiazda zaczęła się zmieniać

i coraz mniej przypominała cokolwiek, co wcześniej widział pobiegł do Wieży Przekazujących w samym sercu miasta. Ci nie byli bynajmniej zaskoczeni, o zbliżających się Pierwszych Przodkach wiedzieli od poprzedniej Jasności, kiedy przez Długie Szkła ich wypatrzono. A jeszcze wcześniej zaobserwowano przybycie niby-gwiazd, które zawisły wysoko na niebie. Wiedzieli też, że nie wróży to niczego dobrego. I, że nie mają wielu opcji.

 

Na spotkanie zdecydował się w końcu Tokmen, najmłodszy i najodważniejszy

Przekazujących. Był już setnym w kolejności przekazującym, a jego dziadek od którego czerpał wiedzę uważał to za znak.

 

– Przygotujcie moją parową maszynę kroczącą – rozkazał swoim adeptom.

– Tak, panie.

 

*************************************************************************************

Gdy kapitan opuścił wraz z załogą poszukiwawczą prom jego oczom ukazał się widok co najmniej zdumiewający. Na horyzoncie, na tle murów jakiegoś pokracznego miasta z kamieni, tworzyw sztucznych i metalowego złomu, poprzez rozedrgane, falujące od upału powietrze, zniekształcające nieco perspektywę i powiększającą dalekie obiekty wypatrzyli mocno pochylającą się na boki w czasie chodu czteronożną machinę kroczącą z której buchała para. Oczywiście jako dziecko kapitan uczył się o podobnych ustrojstwach, które podobno budowali mechanicy Pierwszego Domu. Tyle tylko, że było to parę tysięcy lat temu.

Będę miał o czym opowiadać wnukom. – Pomyślał obserwując zbliżający się pojazd. I hałas, jaki temu towarzyszył.

W końcu maszyna stanęła jakieś sto metrów od ich promu. Wysiadł z niej niski człowieczek i przez chwilę, mocno zadzierając głowę przyglądał się przybyszom. Potem, powoli zbliżył się do oczekującej załogi. Sięgał najniższemu członkowi ekipy do uda, oni musieli więc patrzeć w dół, on musiał mocno zadzierać głowę. Nie wiedząc, czemu właściwie to robi kapitan uklęknął. Reszta załogi natychmiast poszła w jego ślady. Chociaż nadal przewyższali przybysza, to mogli patrzeć mu w oczy. To zmniejszyło trochę nieufność obu stron. Przekazujący od dawna spodziewali się tego spotkania. Jak również tego, że różnice mowy będą zbyt duże, by mogli się porozumieć z przybyszami. Jak się jednak okazało, niepotrzebnie. Tokmen nie wiedział jak to jest możliwe, ale intuicyjnie podejrzewał wysoki poziom techniki Wracających.

 

– Jestem kapitan Merek Starkowski. Dowodzę statkiem rekonesansowym Źródło.

Z kim mam przyjemność?

– Tokmen z rodu Panów Wraków. Przekazujący.

– Przekazujący? – zainteresował się kapitan – A co przekazujesz?

– Największy skarb jaki nam został po drugich przodkach. Wiedzę.

– Coś licho z tą waszą wiedzą – odezwał się jeden z członków załogi.

– Milcz Alpi. Nie zapominaj komu to zawdzięczają.

– Sentymentalne dyrdymały kapitanie. Mali stanem płacą za podobne gadanie.

– Wiem o tym Alpi. Jesteśmy jednak daleko od domu… chociaż jak o tym pomyśleć, to jednocześnie jesteśmy w domu.

– Ale to już nie jest wasz dom kapitanie – odezwał się Tokmen. Co widać choćby po Waszym wyglądzie…

– No tak… albo my wyrośliśmy albo wy skarłowacieliście. Ale, jeśli naprawdę przekazujesz wiedzę i umiecie budować te cholerstwa, to znasz prawdę.

– Tak kapitanie. Zmieniły was różnice wśród podobieństw. Ważkość Drugiego Domu jest mniejsza niż Pierwszego…

– Ważkość? A, rozumiem… tak, masz rację… Ważkość, fajne słowo. W życiu bym takiego nie wymyślił w swoim opowiadaniu. Mogę je wykorzystać?

– Słowa, wypowiadane, czy zapisane nie są dla nas niczyją własnością kapitanie.

– Ha! Widzicie? – zwrócił się do załogi – w tym na pewno są lepsi od nas! Chociaż

z drugiej strony… marzy mi się przecież wygodne życie z pisania głupot… Ale wiem, że nic z tego nigdy nie będzie. A, mniejsza z tym! Do rzeczy! Przybyliśmy długą drogę. Straciliśmy 20 lat swojego życia i ponad sto lat życia naszych rodzin. Gdy wrócimy ich już nie będzie. Domyślasz się chyba, jak ważna jest nasza misja?

– Tak kapitanie. Moi przodkowie z Przekazujących spodziewali się waszej wizyty.

I motywów, za nią stojących. Coś tam wyczerpaliście. Coś, czego nie ma już w Drugim Domu a zostało jeszcze w Pierwszym. Przodkowie uprzedzali, że weźmiecie to, czy nam to się podoba, czy nie. Chodzi o rudy metal? O kobiecy metal? O Najtwardszą skałę?

– Nie Tokmenie. Tych rzeczy już nie potrzebujemy. Brakło nam najmniej spodziewanego dobra. Życia.

– Nie rozumiem – odezwał się przestraszony Tokmen.

– Spokojnie przyjacielu. Twoi przodkowie mieli rację, jeszcze parę pokoleń temu potrzebowaliśmy wielu bogactw obu światów i byliśmy gotowi zabijać, by je pozyskać, to jednak na szczęście się skończyło. Ale brakło nam tego, co u Was jeszcze trwa, choć też się zmieniło. Życia. Chcemy, by nasz dom nadal wyglądał podobnie do tego zostawionego w dniu ucieczki. Podobnie, bo zbudowanie kopii jest – niestety – niemożliwe. Jest podobnie, ale różnie. Dlatego, po tak długim czasie od ucieczki nasz świat się zmienia. I my się zmieniamy. Mamy dwie możliwości: zapomnieć o tym, kim jesteśmy i pozwolić na trwanie zmian, albo spróbować zmiany te opóźnić. A do tego potrzebujemy nasion i krwi… ale nie w tym sensie o którym myślisz. Wystarczy nam maleńka kropelka od każdego z was. A nasiona znajdziemy w ukrytych schronach zbudowanych przez naszych przodków. Część z nich uwolnimy, by i tu zmiany nie zachodziły za szybko. Wiemy bowiem, że ta wizyta nie będzie ostatnią…

– Baliśmy się waszego powrotu, Twoje słowa są dla mnie zaskoczeniem i -wybacz – ale nie ufam wam. Wiem jednak, że nie moglibyśmy się sprzeciwić. Pojadę do miasta i powiem o waszych zamiarach, by uniknąć niepotrzebnego strachu, potem moi bracia rozjadą się do innych miast, by przekazać wieści. To potrwa może nawet do końca Jasności. Jeśli jednak poświęciliście tyle swojego życia nie sprawi to wam różnicy.

– Nie Tokmenie. Nie zrobi.

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

“Wyjaśnię to Wam na następnej lekcji. Na razie, żeby zaspokoić waszą ciekawość” – Wam powinno być z małej litery.  W dialogu piszemy Wam/Ci/Tobie z małej literki jeżeli nie jest kierowane do czytelnika, a jak już robisz błąd to bądź konsekwentny ;p To pierwsze co rzuciło mi się w oczy, bo po skończonej pierwszej (że tak powiem) części resztę przejrzałem dość pobieżnie. Komuś może się to opowiadanie spodobać mi tak nie bardzo. Średnio. Początek mnie nie wciągnął na tyle, bym zastanawiał się co będzie dalej.  Może przez te pogrubione zasady życia, pierwszy i drugi dom. Za dużo tego powtarzane jest niemal co dwa zdania, co moim zdaniem jest nużące bo po kilku linijkach odniosłem wrażenie, iż na siłę chcesz żeby opowiadanie miało jakiś “pseudo-intelektualny” sens. Dla mnie bardzo średnie. 

Pogrubienia i błąd wielkiej litery w “Wam” poprawione. Chciałem zaznaczyć, zaakcentować w wypowiedzi “mistrza” jak bardzo przyszłość zależy od jego słuchaczy. Stąd duża litera. Może źle to przemyślałem, bo faktycznie wyszedł z tego misz masz, raz wielka, raz mała litera.

 

Hm. Mówisz “pseudo-intelektualne”? A ja uważam, że by opowiadanie mogło być zrozumiane, trzeba wyjaśnić mechanizmy. Te opisane przeze mnie to oczywiście niezbędne minimum. Musiałem też brać pod uwagę różniće w wiedzy przyszłych pokleń, po czasie “ucieczki” Nie mogłem używać przecież pojęć “grawitacja”, “fotosynteza”, “planeta pozasłoneczna”, “kazirodztwo”, “geny”, “fizyka” itp. Każde z tych pojęć musiałem zastąpić, co może wydawać się przekombinowane, ale dla mnie ma głęboki sens.

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Rano zdążyłem tylko zajrzeć przelotnie. I powiem, że mi te pogrubione wyrazy nie przeszkadzały, a wręcz przeciwnie; to było coś nowego.  Choć zgodzę się, że z tego co widziałem było tego trochę za dużo.

Przeszła mi nawet myśl, że to może jakiś… Szyfr! ;)

Jakiś schemat liter z pogrubionych wyrazów miałby układać się w jakąś głęboką puentę, która zmieniłaby nasze życia!

A teraz co?!

 

sfunie może lepiej… Pogrub to z powrotem;)

Pozdrawiam

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Oj jak już się napisało pogrubionymi to trzeba było stać przy swoim i nie poddawać się presji jednego komentarza. Sam widzisz, mi się nie podobało natomiast Nazgulowi tak, każdy ma inne podjeście i nie każdemu dogodzisz, moim zdaniem najwazniejsze to trwac przy swoim załozeniu :P 

Czy to jest samodzielne opowiadanie, czy fragment czegoś większego?

Jeśli to wszystko, co miałeś do powiedzenie o Dwóch Domach, to musze powiedzieć, że bardzo oszczędnie, by nie rzec skąpo, przedstawiłeś Drugi Dom. Opisałeś coś na kształt lekcji, której udziela Przekazujący, ale nic nie powiedziałeś o innych mieszkańcach – Jak wygląda ich życie, czym się zajmują, jak są zorganizowani?

Nagłe zjawienie się ekipy z Pierwszego Domu, o którym mam jedynie mgliste pojecie, tylko gmatwa sytuację, bo pojawiają się kolejne pytania, na które nie znalazłam odpowiedzi.

Jeśli to tylko fragment, to wstrzymuję się z oceną i czekam na ciąg dalszy.

 

„Je­ste­śmy, albo ra­czej by­li­śmy naj­bar­dziej chci­wym i sa­mo­lub­nym ga­tun­kiem, tyle Wam po­wiem”. – …tyle wam powiem.

Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

„Wy­ja­śnię to wam na na­stęp­nej lek­cji. Na razie, żeby za­spo­ko­ić waszą cie­ka­wość po­wiem tylko…” – Powtórzenie.

Wystarczy: Wy­ja­śnię to na na­stęp­nej lek­cji. Na razie, żeby za­spo­ko­ić waszą cie­ka­wość po­wiem tylko

 

„Weźmy li­ście drzew – po­ja­wi­ły się, po­nie­waż to Słoń­ce jest naj­więk­szym źró­dłem ener­gii. A gwiaz­dy są licz­niej­sze od zia­re­nek pia­sku na pu­sty­ni…” – Nie rozumiem zależności między mocą Słońca i liczebnością gwiazd, a pojawieniem się liści na drzewach. :-(

 

„Ale ja na­zwał­bym je bar­dziej Róż­ni­ca­mi Do­sto­so­wu­ją­cy­mi”. – Wolałabym: Ale ja na­zwał­bym je raczej Róż­ni­ca­mi Do­sto­so­wu­ją­cy­mi.

 

„Nawet mi jest to cięż­ko pojąć a je­stem prze­cież Prze­ka­zu­ją­cym”. – Nawet mnie jest to trudno pojąć, a je­stem prze­cież Prze­ka­zu­ją­cym.

 

„Są jesz­cze ple­mio­na wy­so­kich gór”. – Czy nie powinno być: Są jesz­cze ple­mio­na Wy­so­kich Gór.

Raz piszesz nazwy wielkimi literami, innym razem małymi; czasami wyróżniasz je kursywą, a czasem nie. :-(

 

„…ale w końcu na­sta­ła era Od­bu­do­wy. Każde po­ko­le­nie było coraz sil­niej­sze, bu­do­wa­li naj­pierw osady, potem wio­ski a w końcu nad­szedł czas bu­do­wy miast. Pierw­sze po­ko­le­nia bu­do­wa­ły lodu, gdy ten w końcu cał­kiem znik­nął bu­do­wa­li z tego co zna­leź­li na Wy­brze­żu Wiecz­nych Wra­ków, potem ze skał. Teraz Wa­szym za­da­niem jest nie bu­do­wa miast, ale od­bu­do­wa Utra­co­nej Wie­dzy. Wiemy dzię­ki Prze­ka­zu­ją­cym, że przod­ko­wie przod­ków pa­no­wa­li nad Zie­mią, umie­li latać po nie­bie i wśród gwiazd, a nawet zbu­do­wa­li Gwiaz­dę na Ziemi”. – Rozumiem, że to czas odbudowy, ale powtórzeń jest zbyt wiele. :-(

 

„Za­ło­ga ba­daw­cza i ochro­na za pięć minut w han­ga­rze pro­mów”. – Co załoga i ochrona za pięć minut w hangarze? ;-)

 

„Pierw­szy dziw­ną gwiaz­dę zo­ba­czył Mil­gen…” – Pierw­szy dziw­ną gwiaz­dę zo­ba­czył Mil­gen

 

„Gdy ka­pi­tan opu­ścił wraz z za­ło­gą po­szu­ki­waw­czą prom jego oczom uka­zał się widok co naj­mniej zdu­mie­wa­ją­cy”. – Czy zdumiewający widok ukazał się tylko kapitanowi, załoga nic nie widziała? ;-)

 

„Na ho­ry­zon­cie, na tle murów ja­kie­goś po­kracz­ne­go mia­sta z ka­mie­ni, two­rzyw sztucz­nych i me­ta­lo­we­go złomu po­ka­zał się ma­lut­ki czło­wie­czek sie­dzą­cy we­wnątrz dziw­nej” – W jaki sposób, widząc maszynę hen, na horyzoncie, dostrzegli w niej malutkiego człowieczka? ;-)

 

„Co widać choć­by po Wa­szym wy­glą­dzie…”Co widać choć­by po wa­szym wy­glą­dzie

 

„Ha! Wi­dzi­cie? – zwró­cił sie do za­ło­gi…” – Literówka.

 

Przy­by­li­śmy długą drogę”.Prze­by­li­śmy długą drogę.

 

„Stra­ci­li­śmy 20 lat swo­je­go życia…”Stra­ci­li­śmy dwadzieścia lat swo­je­go życia

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

„Ale bra­kło nam tego, co u Was jesz­cze trwa…”Ale bra­kło nam tego, co u was jesz­cze trwa

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za uwagi, poprawię je niezwłocznie jak tylko będę miał znowu więcej czasu. Czyli jak zawsze pewnie późną nocą.

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Hm. To opowiadanie jest odłamkowym efektem obejrzenia dokumentu o planetach pozasłonecznych. I o możliwości(ach) życia na nich. W wielkim skrócie wygląda to, tak, że Słońce (gwiazda) jest największym źródłem energii na każdej planecie, nie ważne jak daleko od nas się ona znajduje. Jeśli będzie to gwiazda ciągu głównego podobna do naszego Słońca możemy być niemal pewni, że na obcej planecie będzie zachodzić fotosynteza (a przynajmniej tak mędrkują astronomowie). A skoro tak możemy spodziewać się i JAKIŚ form liści. Mogą tylko pobieżnie przypominać, to co znamy z Ziemii. Nieco inna charakterystyka widmowa obcej gwiazdy i “liście” zamiast znanych nam kolorów (żółty, zielony, czerwony) mogą mieć np kolor fioletowy:)

 

W dokumencie gadali, że obce światy mogą być zdumiewająco podobne do naszego. Podobne, ale nigdy takie same.

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Sfunie, czytelnik nie ma wglądu do Twoich myśli. Nie wie, co czytasz, jakie programy oglądasz, co Cię inspiruje. Jednym słowem – dopóki niczego nie objaśnisz, nie umotywujesz wizji swojego  świata, nie sprawisz, by stał się zrozumiały i prawdopodobny – czytelnik, ciemny jak tabaka w rogu, będzie podchodził do Twojego opowiadania jak do jeża. ;-)  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Różne kolory liści?

Nie jestem biologiem, ale czy jednym z warunków fotosyntezy nie jest… Zielony barwnik?

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Z pierwszego komentarza, Idaho_Iowa: “Za dużo tego powtarzane jest niemal co dwa zdania, co moim zdaniem jest nużące bo po kilku linijkach odniosłem wrażenie, iż na siłę chcesz żeby opowiadanie miało jakiś “pseudo-intelektualny”

 

Dla niektórych moje wyjaśnienia są “pseudo-intelektualne” i “jest ich za dużo”/ Dla innych wyjaśnienia (zgadzam się) za zbyt skąpe. Jak to pogodzić? Szczerze powiem, że nie wiem. Umiejętne wtrącenie wyjaśnień w treść i w dialogi jest trudną sztuką. Być może zbyt trudną dla mnie:( Naprwdę jestem teraz zagubiony i nie wiem jak to pogodzić. Wydaje mi się, że dla fana SF (SF(f)UN:P) wyjaśnienia podane przeze mnie są wystarczające a nawet nadmierne. Fan fantastyki (ależ to brzmi) może być zagubiony….

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

@Nazgul:

 

“Różne kolory liści?

Nie jestem biologiem, ale czy jednym z warunków fotosyntezy nie jest… Zielony barwnik?“

 

Na Ziemi. Przy świetle Słonecznym niosącym najwięcej energii w określonych barwach. Barwa zielona niesie mało energii, dla roślin jest więc zbędna i chlorofil pochłania wszystko, poza właśnie kolorem zielonym, który jest “odbijany”.

 

Na innej planecie, z inną atmosferą i inym Słońcem może istnieć inny barwnik pochłaniający i odbijający inne składowe promieniowania. A przynajmniej tak zapamiętałem z mędrkowania naukowców z doku. Discovery rules!

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Przepraszam.

Twoje wyjaśnienie mnie przekonuje.

Mędrkowanie:

Nazgul vs. sfun

0:1

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Ciekawy pomysł. To, że wiejący Uprzywilejowani mieli potem bardzo pod górkę, bo wzięli więcej kasy niż encyklopedii, wydaje mi się na swój sposób sprawiedliwe.

Jeśli chodzi o wykonanie – chyba masz zbyt wiele enterów. Nad interpunkcją powinieneś popracować. Na przykład wołacze oddzielamy przecinkami od reszty zdania. Zgrzytnął mi zwrot “Płodzić Ziemię”. Może czymś go zastąp?

A czy liście naprawdę są obowiązkowe na planetach obiegających gwiazdy podobne do Słońca? Polemizowałabym. Najpierw musi powstać życie. Taki drobiażdżek, diabli wiedzą, jak mało prawdopodobny. ;-)

Nazgulu, chyba nawet na Ziemi zielony barwnik nie jest obowiązkowy. Widziałeś kiedyś czerwonawe albo brązowe wodorosty wyrzucone na plażę?

Babska logika rządzi!

Że nie wspomnę o klonie palmowym, czy buku czerwonym i całej masie krzewów o liściach innych niż zielone. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jest jeszcze Dąb czerwony:)

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Dąb czerwony czerwienieje chyba jesienią, wcześniej ma normalne, zielone liście.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak dla mnie zbyt wiele różnych pojęć, które na pewno nie umilają lektury.

Opowiadanie mnie nie porwało, przeczytałem właściwie bez zainteresowania. 

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka