- Opowiadanie: Bauaser-kun - Krasnoludzki Posłaniec Królewski

Krasnoludzki Posłaniec Królewski

Wyobraź sobie krasnoluda.

Przeczytaj poniższe opowidanie.

Skonfrontuj wyobrażenie z opowiadaniem.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Krasnoludzki Posłaniec Królewski

Gordal, młodszy posłaniec rozpoczął bieg z determinacją, jakiej spodziewa się po prawdziwym KPK. Pominął wszelkie zbędne czynności, takie jak rozpęd, czy sprawdzenie czy wszystko zapakował. Ktoś kto musi sprawdzać takie rzeczy i nie potrafi ze startu zatrzymanego przejść do maksymalnego pędu nie nadaje się na Posłańca Królewskiego. Gordal natomiast był już aż Młodszym Posłańcem. Przeskoczył stopień Prawego Gońca, awansowano go pięć lat temu z Gońca na Młodszego Posłańca. Mało kto może się poszczycić przeskokiem w hierarchii KPK.

A to zadanie awansuje go na Posłańca. Może nawet na Prawdziwego Posłańca. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że porażka prawdopodobnie go zdegraduje, i to nie do Prawego Gońca, Czy Gońca, nawet nie do Młodszego Gońca. Prawdopodobnie zdegradują go do Przynieś Wynieś Pozamiataj, stopnia nieco tylko wyższego niż Rekruci…

Dlatego biegł. Biegł ile sił w owłosionych nogach. Nie zamierzał zhańbić Krasnoludzkiej Poczty Królewskiej. Na swoją brodę przysiągł, że choćby miał ducha wyzionąć, dostarczy wieści w terminie. Zgodnie z regułami Krasnoludzkich Posłańców Królewskich.

Po godzinie ujrzał gospodę, przed którą siedziało kilku ludzi, i krasnoludów, pijących na koszt jakiegoś paniczyka najprzedniejsze półpalone piwo, którego jeden kufel kosztował go ostatnio ponad połowę pensji i przyprawił o tygodniową głodówkę przed następną wypłatą, ale było warto. Złocisty płyn z subtelną nutką prażonego słodu i sekretnej mieszanki piwnych pleśni gasił pragnienie i wysyłał podniebienie na tourne po raju. Aromat trunku wyczuł jeszcze nim zobaczył gospodę – wspaniały aromat etanolu doprawionego nadpleśniałym chmielem – jednym z kluczowych składników tego cudownego napoju. Aromat kusił, darmowe kufelki czekały zapraszająco na ławie, a beczki były kolejno odczopowywane. Beczka po beczce kurczył się roczny zapas najwspanialszego krasnoludzkiego trunku, którego sekret produkcji był tak ścisłą zakładową tajemnicą, że pracownicy browaru podpisywali klauzulę, w której godzili się przy odprawie emerytalnej lub zmianie pracy na wyrwanie języka, wyłupienie oczu i przerwanie bębenków słuchowych, żeby nie mogli przekazać tajemnicy produkcji ni słowem ni pisaną literą. Mimo to chętnych do pracy było wielu, ogromna pensja, godziwa emerytura no i każdy ślepy, głuchy i niemy krasnolud z pieczęcią browaru na czole miał zapewniony szacunek, wikt i opierunek gdziekolwiek by się udał, o ile żył tam jakikolwiek inny krasnolud. Darmowe półpalone to pokusa niemożliwa do odparcia.

Gordal zawył rozpaczliwie i minął gospodę w pełnym pędzie, nawet w biegu nie chwytając kufla. Musiałby zboczyć z trasy. Musiałby nadłożyć drogi. A przede wszystkim uległby pokusie i złamał najświętsze przykazanie KPK: Dostarczenie posłania jest najważniejsze.

KPK to elita, w której nie ma miejsca dla krasnoludów o słabej woli.

Modląc się do przodków, by w drodze powrotnej wydarzył się cud i paniczyk nadal rozdawał półpalone za darmo Młodszy Posłaniec pognał dalej. Nie zamierzał po czterdziestu latach zawieść swej szacownej organizacji.

Nie zaryzykowałby ponad tysiącletniej renomy.

Mila krasnoludzka odpowiada odległości jaką typowy oddział krasnoludów potrafi przebyć tempem marszowym w ciągu odśpiewania jednego pełnego zestawu pieśni o tysiącu butelek piwa, kolejno się przewracających aż do zera. W przybliżeniu równa się to pięciu milom elfim – odległości przebytej przez elfa, idącego normalnym tempem, w ciągu tysiąca uderzeń elfiego serca. Można też powiedzieć, że równa jest mniej więcej czterem tysiącom ludzkich metrów.

Gordal przebył sześć krasnoludzkich mil gdy dogonił pewnego jeźdźca. Jeździec ów zaś uznał, że przy śniadaniu wypił zbyt wiele wina. Wiedział bowiem, że krasnoludy nie są szybkie, kojarzą się ze słowem "szybkość" właśnie z tego prostego powodu. Przymiotnik "szybki" czasami znajduje się tuż przed rzeczownikiem "krasnolud", ale zawsze poprzedzony jest przysłówkiem "niezbyt" podobnie zresztą jak przymiotnik "wysoki". Owszem krasnoludy są wytrwałe – potrafią bez zmrużenia oka maszerować całą dobę, lub biec długie godziny bez odpoczynku, ale bieg na sto metrów zajmuje im przeciętnie około dwudziestu sekund. Tymczasem jakiś krasnolud biegł łeb w łeb z jego koniem, pomimo że popędził już zwierzę do kłusa. Wierzchowiec pokonywał w tym tempie nieco ponad cztery mile krasnoludzkie na godzinę.

Gordal zamienił kilka słów z oszołomionym jeźdźcem, wyjaśniając przy okazji, że Krasnoludzkiego Posłańca Królewskiego uznaje się za łazęgę, jeśli nie potrafi od świtu do zmierzchu biec w tempie trzech mil (krasnoludzkich oczywiście) na godzinę. Szybsze tempo jest wymagane do kolejnych awansów, a sam Władca Wieści potrafi w ciągu czterdziestu ośmiu godzin obiec granice królestwa krasnoludów – Eufolu. Liczącą, bagatela, sześćset pięćdziesiąt mil (krasnoludzkich).

Na wspólnej drodze i pogawędce zeszło im do południa. W mieście jednak musieli się rozdzielić, a konkretnie Gordal wbiegł po siedmiometrowej ścianie, niczym po poziomej ścieżce, i skacząc po dachach uniknął targowego tłumu. Bieganie po ścianach bardzo się przydawało KPK, których rodzinna kraina jest raczej skalisto-urwisto-górska, i równie często co przeskakiwać przez nieduże, powiedzmy ośmiometrowe, rozpadliny, trzeba przebiec na skróty przez wygodną półkę skalną, położoną głupie pięć pięter wyżej.

 Krasnoludzka Poczta Królewska szczyciła się, że jej usługi są szybkie i pewne – szkolono więc przyszłych posłańców do poziomu, przy którym na olimpiadach zasługiwali na platynowe medale w lekkoatletyce.

Rzecz jasna w zdobyciu medali nieco przeszkadza dzieląca je od tych zawodów odległość kilku wymiarów równoległych, choć niektórzy teoretycy uważają, że jest to jedynie kwestia zakrzywienia czasoprzestrzeni i wyrwania się z pola grawitacyjnego Ziemi, potem wystarczy tylko przekroczyć prędkość światła i lecieć przez kilkaset tysięcy lat.

Pod wieczór Gordala nieprzyjemnie zaskoczyło dwóch bandziorów. Wyedukowanych dostatecznie dobrze, żeby wiedzieć, że krasnoludy rzadko wyruszają w drogę bez złota, klejnotów lub weksli bankowych. Zaskoczyło go ich niepełne wykształcenie. Głupi ludzie nie wiedzieli, że z przyczyn nieznanych i tajemniczych dla niemal wszystkich z wyjątkiem , KPK Poczta wyewoluowała z instytucji wojskowej – założyciel organizacji szkolił lekką, mobilną piechotę krasnoludów, przyzwyczajonych do walki wręcz. Kopniak pod kolano i uderzenie z góry otwartą, mocarną, krasnoludzką dłonią uświadomiło ten istotny szczegół pierwszemu bandycie, przy okazji łamiąc mu nos i posyłając na ziemię. Salto, zakończone ciężkim odbiciem od głowy przeciwnika uzupełniło braki w edukacji drugiego bandyty.

Zanim zdążyli się obudzić Gordal odśpiewał pierwsze czterdzieści butelek, żałując, że nie ma w kieszeni nawet jednej. Regulamin Krasnoludzkiej Poczty Królewskiej nie zabraniał picia na służbie.

Pozwalał natomiast na krótki popas po sześciu nieprzerwanych godzinach biegu i rozbicie obozu po zmierzchu.

Gordal zrezygnował z przywileju obozowania. Miał trzy dni, żeby przebyć prawie sześćset kilometrów. Z jego prędkością oznaczało to więcej niż trzydzieści sześć godzin biegu, fakt, było to mniej niż trzydzieści osiem godzin biegu, ale jednak więcej niż trzydzieści sześć. A przez tych głupich bandytów zmarnował już całe cztery sekundy! Nie, Gordal wyśpi się dopiero po dostarczeniu wieści albo już nigdy nie skosztuje półpalonego…

Uświadomił sobie, że to akurat jest możliwe nawet jeśli dotarłby na miejsce z wyprzedzeniem. Władca Wieści z trudem pozwalał sobie na mały kufelek tygodniowo.

Kiedy biegł szesnastą godzinę musiał nieco zwolnić – rozpętała się ulewa. Ziemia zmieniała się w lepkie, mlaszczące, a przede wszystkim ssące stopy błocko. Wyciągnięcie jednej stopy z takiego błocka zwykle kończyło się głębszym ugrzęźnięciem drugiej nogi. Dla KPK nie stanowi to poważnego problemu, wystarczy sobie wyobrazić – powtarzali doświadczeni instruktorzy–  że błocko, lód, czy nawet niezbyt duża powierzchnia wody (na przykład kilkunastometrowa rzeka lub staw) są solidną, granitową drogą. Krasnolud o silnej woli będzie potrafił biec po takiej powierzchni jak po ziemi. Oczywiście im mniej podobna do ziemi jest nowa powierzchnia tym szybciej dotrze to do nóg i mózgu krasnoluda.

Żaden instruktor nigdy nie wspomniał, że ta sztuczka polega na wykorzystaniu magii, w większości sami o tym nie wiedzieli, ale to akurat największa tajemnica magów. Gdyby wszyscy wiedzieli, że do magii wystarczy dostatecznie mocno skupić się na żądanym efekcie to sąsiedzkie burdy kończyłyby się często w sposób sypki, lepki lub dymiący. A wojna przypominałaby silnie skoncentrowany deszcz meteorytów. Posłańcy uczyli się więc nieświadomie korzystać z magii.

Ale ulewa ograniczała widoczność. Gordal nagle uświadomił sobie, że wśród tylu przydatnych sztuczek w akademii nie nauczono go patrzenia przez mgłę, zawieje śnieżną albo ulewę. Teraz widział zaledwie na kilka kroków przed siebie i musiał zwolnić do trzech mil krasnoludzkich na godzinę. Co za wstyd. Mógł winić tylko zbyt słabo wyszkolone zmysły i refleks – przy większej szybkości nie zdołałby skorygować kursu, gdyby na przykład na drodze wyrosło przesadnie wysokie drzewo, lub się odbić – gdyby musiał skakać.

Poza tym musiał wypatrywać posterunku granicznego.

Oczywiście nie miał nic do oclenia, a ponieważ granica była Eufolsko-Nebelska połowa celników na posterunku będzie Eufolczykami (zapewne krasnoludami, choć nigdy nic nie wiadomo). To rzecz jasna ułatwiało posłańcowi odprawę – kto jak kto, ale w Eufolscy celnicy są prawdziwymi żołnierzami i znają dobrze KPK jako końcowy wynik przekształceń wojskowej jednostki. Niektórzy wiedzieli nawet jaki był prawdziwy cel tego przekształcenia – krasnolud dostatecznie sprytny, albo (jak twierdzili co więksi realiści) szalony, żeby naturalnie kwadratowe i ociężałe humanoidy szkolić jak Ryugańskich skrytobójców, musiał wpaść na równie nietypowy sposób rozstawienia swoich żołnierzy na terenie wroga. Solidność, wierność, szybkość i dokładność posłańców poskutkowała zgodnie z planem.

Każde większe, to jest zamieszkiwane przez kogoś dostatecznie bogatego, żeby opłacić horrendalne kwoty za przesyłkę, miasto na Sześciu Koronach chciało mieć przynajmniej małą filię KPK. A to oznaczało, że w każdym większym mieście na Sześciu Koronach regularnie stacjonowało kilku niezwykle mobilnych, dobrze wyszkolonych w walce i znakomicie znających miasto krasnoludów. Gdyby przyszło do wojny wróg szybko odkryłby, że część armii krasnoludzkiej nie maszerowała na front.

Znajdowała się już na tyłach frontu, prowadziła dywersję, sabotaże, paliła wsie a koniec końców łączyła z innymi KPK w państwie i atakowała coś od tyłu. Na przykład, miasteczka, gońców po posiłki, karawany z zapasami albo główne siły wroga w walnej bitwie.

 Na posterunku faktycznie poszło mu szybko. Raptem pół godziny dociekliwego przesłuchania przez kolegę krasnoluda i Gordal był znowu w drodze.

Tym razem na drodze stanął mu niezbyt groźny przeciwnik – zerwany most na rzece. Kilka wozów stało przy brzegu, czekając na naprędce sprowadzoną barkę, ale dla Gordala byłby nie tylko marnotrawstwo pieniędzy ale i czasu. Barka pływała w tempie ślimaczym, Gordal wziął więc rozbieg na resztkach mostu, zaklął, gdy deska, z której zamierzał się odbić zarwała się pod nim znacząco zmniejszając skuteczność skoku i złapał się resztek mostu po drugiej stronie. Błyskawicznie się podciągnął z nadzieją, że nikt nie zauważył, iż Krasnoludzki Posłaniec Królewski ledwie przeskoczył marną, czterometrową dziurę w moście.

Reszta drogi minęła mu wreszcie spokojnie. Krótko po zmierzchu drugiego dnia dotarł do celu. Miasto Błękitnelasy zawierało jednak na noc bramy i nikogo nie wpuszczano na jego teren po zmroku. W pierwszym odruchu KPK Gordal chciał po prostu wbiec po murze do miasta, ale zrezygnował z trzech powodów. W kolejności rosnącej ważności przedstawiały się następująco:

Miał jeszcze ponad dobę zapasu.

Prawdopodobnie uznano by to za napad, włamanie lub inne naruszenie prawa.

Przypomniał sobie, że zleceniodawca nie tyle chciał, by wieści dostarczono nim miną trzy dni co by dotarły do odbiorcy DOKŁADNIE trzeciego dnia, najlepiej późnym popołudniem lub wczesnym wieczorem.

Wyspał się więc solidnie do rana, a przed południem pozwiedzał miejskie targowiska, karczmy i zabytkową świątynie jakiegoś zapomnianego boga, przerobioną na dom publiczny.

Po południu znalazł się przed posiadłością adresata. Wielką willą, przed którą co jakiś czas zatrzymywał się wóz, a krzepcy chłopi ściągali z nich już to beczki, już to skrzynie lub inne paki.

Gordal wziął głęboki oddech, dla pewności jeszcze raz powtórzył w głowie treść posłania – KPK nigdy nie spisywali posłań, chyba że klient wyraźnie sobie życzył, by posłaniec nie znał jego treści. Posłańcy jednak byli na tyle godni zaufania, że nigdy nie wyjawiali niesionych wieści nikomu, nie licząc wskazanego odbiorcy, lub osób upoważnionych. Niezawodna pamięć, była po szybkości drugą najistotniejszą cechą KPK.

Posłaniec zapukał do drzwi. Otworzył mu kamerdyner w średnim wieku, z monoklem, szczupły jak kij i tak samo sztywny.

Po krótkiej wymianie zdań służący wpuścił krasnoluda do pokoju gościnnego – jego chlebodawca czasami nadawał lub otrzymywał wiadomości dzięki usługom Krasnoludzkiej Poczty Królewskiej. Wkrótce potem do pokoju gościnnego wkroczył niski, gruby mężczyzna w bogatych szatach z grupy Och-Jaki-Jestem-Ważny-Mam-Nawet-Herb-Na-Gaciach. Ale herb był nie byle jaki: Dąb na srebrno-złotej szachownicy. Dla większości był to tylko symbol cechu rzemieślników– konkretnie stolarzy.

Heraldycy wiedzieli jednak, że tak naprawdę jest to herb pierwszego w historii stolarza, który zyskał niewyobrażalne bogactwo i tytuł szlachecki. Jego potomkowie do dziś chodzili po świecie z herbem na piersi. Ten konkretny szlachcic miał herb obramowany srebrną nicią– delikatna sugestia, że noszący go jest członkiem głównego rodu, prawdopodobnie stojącym nawet w kolejce do miana seniora rodu, ale jednak seniorem nie był.

Gordal odetchnął. To już. To dlatego przebył tą trasę. Teraz przekaże posłanie, odbierze pokwitowanie i powróci do zleceniodawcy po zapłatę i ewentualny, choć bardzo prawdopodobny (i zapewne wysoki) napiwek. Potem czeka go awans.

– Szanowny Pan Ewerald Traum? Wiadomość dla pana. – Spojrzał w oczy szlachcica. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin życzy pradziadek Invo.

Koniec

Komentarze

smileywinkangelyes

;)

Wielce zabawne ;)

No ale wszystko ładnie, pięknie, ale… czemu on nie wsiadł na konia?!

Pozdrawiam :)

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Przeczytałam i zachodzę w głowę, czym kierował się Autor, zamieszczając powyższy tekst. Być może inni czytelnicy, bardziej obeznani z krasnoludami, pojmą zamysł, ale dla mnie powód opisania drałującego Gordala na chwilę pozostanie zagadką. Na chwilę, bo zaraz o wszystkim zapomnę.

Jeśli ilość powtórzeń była celowa, zupełnie nie rozumiem celu takiego zabiegu.

 

„Gordal, młodszy posłaniec rozpoczął bieg z determinacją, jakiej spodziewa się po prawdziwym KPK”. – Kto się spodziewa? ;-)

 

„Po godzinie ujrzał gospodę, przed którą siedziało kilku ludzi, i krasnoludów, pijących na koszt jakiegoś paniczyka…” – Skąd wiedział, ujrzawszy gospodę, że ludzie i krasnoludy piją na koszt paniczyka? ;-)

 

„…godzili się przy odprawie emerytalnej lub zmianie pracy na wyrwanie języka, wyłupienie oczu i przerwanie bębenków słuchowych, żeby nie mogli przekazać tajemnicy produkcji ni słowem ni pisaną literą”. – W jaki sposób mogliby przekazać tajemnicę, gdyby mieli sprawne bębenki słuchowe? ;-)

 

„Wielką willą, przed którą co jakiś czas zatrzymywał się wóz, a krzepcy chłopi ściągali z nich już to beczki, już to skrzynie lub inne paki”. – Kim byli ci, z których chłopi ściągali, kiedy wóz się zatrzymywał? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem dokładnie początek, potem, po piwie, fundowanym przez paniczyka, czytałem średnio co dziesiątą linijkę.

Wydaje mi się, że zamysł Autora częściowo się udał, bo uśmiechnąłem się – niestety dość kwaśno, bo tyle czasu poświęcić na klasyczny i klasycznie słaby dowcip nie cieszy za bardzo.

Ale selektywną pracowitość Autora podziwiam. Selektywną, bo nie dotyczącą przecinków. 

Mnie też puenta nie rzuciła na kolana.

Napisane w miarę przyzwoicie (tak, pomijając interpunkcję), ale czasami coś zgrzyta. Na przykład tu:

Solidność, wierność, szybkość i dokładność posłańców poskutkowała zgodnie z planem.

Aż się prosi o informację, czym poskutkowały solidność itd.

Babska logika rządzi!

Mi z kolei puenta się podobała. Może powalająca nie była, ale z pewnością się jej nie spodziewałam.

 

Na pewno opowiadanie zburzyło moją dotychczasową wizję krasnoludów, no, przynajmniej jeśli chodzi o szybkość i umiejętność biegania po ścianach ;) Ciekawy pomysł :) Gratulacje Autorze!

 

Natomiast sam tekst czytało mi się mocno średnio. Należę do książkopochłaniaczy i zdania mkną przed moimi oczami jako ten krasnolud. Dlatego też często męczyła mnie złożoność niektórych fragmentów i to, że musiałam “zwolić bieg”. Dla przykładu:

 

[…] nie nadaje się na Posłańca Królewskiego. Gordal natomiast był już aż Młodszym Posłańcem. Przeskoczył stopień Prawego Gońca, awansowano go pięć lat temu z Gońca na Młodszego Posłańca. Mało kto może się poszczycić przeskokiem w hierarchii KPK.

A to zadanie awansuje go na Posłańca. Może nawet na Prawdziwego Posłańca. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że porażka prawdopodobnie go zdegraduje, i to nie do Prawego Gońca, Czy Gońca, nawet nie do Młodszego Gońca. Prawdopodobnie zdegradują go do Przynieś Wynieś Pozamiataj, stopnia nieco tylko wyższego niż Rekruci…

Za dużo mi tam było “gońcowatości i posłańcowatości”.

 

Albo tu:

Gordal przebył sześć krasnoludzkich mil gdy dogonił pewnego jeźdźca. Jeździec ów zaś uznał, że przy śniadaniu wypił zbyt wiele wina. Wiedział bowiem, że krasnoludy nie są szybkie, kojarzą się ze słowem "szybkość" właśnie z tego prostego powodu. Przymiotnik "szybki" czasami znajduje się tuż przed rzeczownikiem "krasnolud", ale zawsze poprzedzony jest przysłówkiem "niezbyt" podobnie zresztą jak przymiotnik "wysoki".

 

No i parę innych fragmentów. Moim zdaniem spokojnie mógłbyś ten tekst nieco skrócić i zamiast opowiadania przedstawić go w formie szorta :)

 

Elektorniczne_kiwi:

Z kilku powodów – a) na jedzeniu się nie jeździ. b) potrafi biec mniej więcej równie szybko c)ale jest zwrotniejszy i lepiej radzi sobie z mniej typowymi przeszkodami d) potrafi biec dłużej bez odpoczynku e) po raz kolejny: na jedzeniu się nie jeździ

 

Regulatorzy:

Finkla:

No… docelowo odpowiedź na to pytanie miała być zawarta w następnym akapicie.

  1. Stwierdzenie ogólne. Generalnie wszyscy, którzy coś o nich słyszeli się spodziewają.
  2. Eee… nie wiem, może miał dar jasnowidzenia
  3. Dzięki przerwaniu bębenków słuchowych nie mogli usłyszeć pytania – a zatem nie mogli też udzielić na nie odpowiedzi.
    1. Literówka autora winna jest niezbyt wyraźnemu sensowi wypowiedzi.

No niby tak. Tylko zdanie bez tego określenia wydaje mi się niepełne. Ale mogę się mylić.

Babska logika rządzi!

Do mnie tekst nie przemówił. Niestety, nie mój humor, nie mój styl ; )

I po co to było?

Hehe, dobre:) Pracowałem kiedyś jako Driving Postman w Royal Mail i podczas lektury Twojego opowiadania przypomniałem sobie kilka zdarzeń z tamtej roboty. Podobieństwo jest, nie powiem:)

 

Pozdrawiam

Mastiff

Nawet zabawna pointa, ale wszystko po drodze taaaaak przeeeeeeeeeeeeeeeeciągnięte, że się człowiek znuży, nim do finału dotrze. Niektóre zadania źle poukładane, wytknięte w komentarzach powyżej. Za długie po prostu, to chyba powinien być treściwy szorcik na kilka tysięcy znaków, nie kilkanaście.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka