- Opowiadanie: SHADZIOWATY - Niech płonie nadzieja

Niech płonie nadzieja

Utwór powstał ściśle na potrzebę konkursu, ale pomysł tak mi się spodobał, że chyba rozwinę to w coś dłuższego. Zdecydowanie najlepsza literatura jaka kiedykolwiek wyszła spod mojej klawiatury.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Niech płonie nadzieja

– Jesteś pewien, że to tu? – zapytał Asmo, rozglądając się nerwowo zza rozbitego samochodu.

Brukowa uliczka poniosła jego słowa, odbijając je od murów porośniętego niebieskawym bluszczem budynku. Rośliny kontrastowały z krwistoczerwonym niebem, usianym ponurymi pasmami chmur.

– Ćśśś – uciszył go Vuurkat, przykładając palec do ust – słyszysz? Nie cierpię tego wycia – dokończył szeptem.

Wskazał wyrwę w murze na rogu budowli, nakładając strzałę na cięciwę. Pochylił się i zaczął skradać. Dziury w jego dzinsach otwierały się i zamykały z każdym krokiem, a koniec grubo zawiązanego szalika szalał targany podmuchami wiatru. 

– Nie wiem czy to dobry pomysł – szepnął Asmo i podreptał za nim, mocno ściskając swoją kuszę.

Vuurkat rzucił mu tylko gniewne spojrzenie, co za tchórz. Oparł się plecami o ścianę budynku, wyjął z kieszeni lusterko i zaczął zaglądać przez nie do środka.

– Czysto – Obrócił się, aby skinąć do kompana – Nie dotykaj tego debilu! – syknął przez zaciśnięte zęby, łapiąc chłopaka za rękę, po czym popukał się w czoło.

Zaraz, zaraz. Zdjął z pleców oszczep i zbliżył grot do niebieskiej rośliny zwisającej koło jego ramienia i lekko o nią potarł. Gęsta, czarna wydzielina spłynęła na metal, skwiercząc złowieszczo, po czym zastygła, tworząc lśniącą skorupę. Węgorzy dotyk. Kiwnął zachęcająco w stronę Asma, a ten zamoczył w mazi kilka bełtów. Przekraczając przez wyrwę, Vuurkat zatrzymał się na chwilę i nadstawił uszu, są coraz bliżej, skrzywił się i wszedł do środka.

Gęsty odór grzyba i zgnilizny uderzył w jego nozdrza, wzdrygając nim. Spojrzał na kumpla, zajadle walczącego, by nie zwrócić wolności obiadowi. Lekkie światło wlatując przez dziurę, padało na kilkumetrowe półki, zastawione książkami od podłogi po sam sufit. Vuurkat przeleciał oczami po tytułach na grzbietach co większych tomiszczy, przeczesując gęstą brodę.

– I co? Zabieraj co potrzebujesz i spadamy. Przed zmrokiem musimy wrócić do klity – wyszeptał Asmo, patrząc tęsknie na wyjście.

Vuurkat pokręcił głową.

-To bardzo stara pozycja, leży gdzieś zapomniana. Jeżeli w ogóle tu jest – rzucił widząc zawiedzioną minę chłopca – Dalej będzie ciemno, musimy się rozstawić.

Zaczął montować je w pomieszczeniu tak, aby skierować choć kilka promieni światła na schody prowadzące w dół. Podzielił pozostałe i ruszył ostrożnie za ich odbiciem.

– Myślisz, że ogień jeszcze istnieje? Że będzie można go używać? – zapytał Asmo, krocząc za nim ostrożnie.

Vuurkat spojrzał na cień, który rzucał i ścisnął kurczowo zawiniątko w kieszeni kurtki.

– Jeśli nie spróbujemy to się nie dowiemy – odparł i wkroczył do mrocznych czeluści biblioteki.

 

***

 

Przeszli przez kilka mniejszych pomieszczeń, niektórych pustych, innych przepełnionych rozmaitymi książkami. Gdzieniegdzie leżały na zgrabnych stosach, gdzie indziej walały bezładnie po nadgryzionym przez czas dywanie. Smród zgnilizny ustąpił miejsca, zapachowi starego, suchego pergaminu. No pięknie, trafili do pokoju z trzema drzwiami, nie damy rady się rozdzielić.

– Asmo – rzekł z lekkim uśmieszkiem – kamień, papier, nożyce kto wybiera przejście.

– Wal się. To twój pomysł. Potem będzie na mnie.

Vuurkat wzruszył ramionami i bez wahania popchnął środkowe drzwi. Weszli do długiego korytarza. Jego uwagę przykuło opasłe bydlę w zielonej okładce, pod którym jedna z półek się uginała.

Czyżby to to? Przechylił głowę. Choroby weneryczne, a ciąża. Kurwa.

Nagle cienkie promyki rzucane przez szereg luster zgasły, pozostawiając ich w całkowitej ciemności.

– Co jest?! – warknął Asmo.

Światło zapaliło się ponownie, by zgasnąć i zapalić się jeszcze sześć razy. Obaj obserwowali to w całkowitym bezruchu i grobowej ciszy.

– Siedmiu – szepnął Vuurkat.

– Co?

– Światło. Zgasło siedem razy. Weszli za nami.

– Ale to niemożliwe, nie polują za dnia, jeszcze świta. To były tylko psy. Jakkolwiek zmutowane, to tylko psy. Nie?

Vuurkat milcząc, wyjął z torby kilka lusterek i pobiegł na początek korytarza. Zmuszę was do rozdzielenia się, skierował światło na wszystkie trzy z przejść. Po czym wszedł do każdego z korytarzy, starannie wycierając się o ścianę, plując i ukrywając wyrwane strzępy ubrania. Jeżeli to was nie zmyli, to...

Zatrzasnął drzwi i w całkowitej ciemności, wodząc ręką po ścianie dotarł do kompana.

– Czego mi nie mówisz? – syknął Asmo.

Wolisz nie wiedzieć.

– Zostań tu – rzekł łagodnie Vuurkat, łapiąc go za ramię.

– Jak to? Oszalałeś. Nie, idę z tobą.

Wciąż trzymając młodziaka za ramię, obrócił go w stronę drzwi.

– Jak tylko zobaczysz promyk światła, strzelaj. Rozdzielą się, więcej niż dwóch tu nie wejdzie. Może zdążę wrócić, nie wiem czy to właściwa droga – zapewnił pokrzepiająco.

– Sam sobie strzelaj. Ciemno tu jak w dupie. Od początku wiedziałem, że to gówniany pomysł – wysapał już naprawdę przejęty chłopak.

– Zaufaj mi, wiem co robię – rzekł, ponownie przyciskając do siebie paczuszkę.

AOOUUUUUUU! GRRR! GRRR!

Przeszywający, jeżący skórę jazgot rozdarł mroczną ciszę.

Vuurkat wcisnął chłopakowi w ręce swój łuk, chwycił kilka luster oraz oszczep, poklepał go po plecach i odbiegł.

– Wróć po mnie! – krzyknął za nim Asmo, przestawiając niezdarnie jedną z półek.

Jakby to ich mogło powstrzymać.

– Nie dygaj!

 

***

 

 

Krocząc omackiem po coraz ciaśniejszym tunelu, Vuurkat bawił się przedmiotem w kieszeni. Gładki w dotyku, lecz o nieregularnym kształcie, z odchodzącymi na boki krótkimi rurkami. Jeżeli się uda, zamarzył się mężczyzna. Wszystko będzie jak kiedyś. Dotarł do końca kolejnego przejścia, namacał klamkę i jęknął zakrywając oczy. W pomieszczeniu było jasno, promienie słońca wpadały przez dziurę w suficie, rzucając światło na stół i…

Vuurkat błyskawicznie uniósł oszczep i stanął w gardzie. Przy stole siedziała postać, odwrócona do niego plecami, przewracając leniwie kolejne strony książki.

– Usiądź – rzekła, wysokim, żeńskim głosem, dziwnie znajomym, odkładając lekturę na bok.

Mężczyzna nie odpowiedział, ale powoli okrążył stół. To niemożliwe. Opuścił broń, uniósł brwi i poczuł pojedynczą łzę znikającą w jego brodzie.

– Schudłeś bracie – rzekła Dreja, uśmiechając się lekko.

Vuurkat rzucił się na dziewczynę i mocno ją ściskając ucałował w czoło.

– Jak to możliwe? Przecież, widziałem… widziałem jak… sam cię pochowałem – szeptał gładząc jej rude włosy i egzaminując jej twarz przeszklonymi oczami.

Dreja ujęła go pod brodę.

– Nie wszystko jest takie jakim się wydaje. Sam się o tym przekonasz.

Moja mała siostrzyczka. Przytulił ją mocno i spojrzał tęsknie w stronę schodów prowadzących w dół.

– Musimy uciekać, chodź – Ruszył tam skąd przyszedł.

– Nie. Nie mogę.

– Dreja! Oni tu są, tropią mnie od kilku tygodni. Nie mamy czasu.

– Usiądź. Powiem ci. Po co tu jesteś? – zapytała.

Vuurkat klapnął na wolnym krześle, cały czas przyciskając rękę siostry do swych ust.

– Przecież wiesz. Obiecałem ci. Obiecałem ci, że zrobię wszystko, spróbuję wszystkiego.

Dziewczyna przekrzywiła głowę.

– Ale ci się nie udało. To bez sensu, daj sobie spokój.

Mężczyzna puścił jej rękę. Co się z nią stało.

– Odkąd było jasne, że musimy zapomnieć o ogniu. Że każda iskra oznaczała wybuch. Zniszczenie. Sama widziałaś. Powietrze jest czymś napromieniowane, wybucha i zapala ogromne obszary od jednej iskry. Gdy zginęłaś. Próbowałem wszystkiego, szukałem wszędzie. I znalazłem to, wierzę, że to instrument.

Vuurkat delikatnie położył przed nią cenny przedmiot. Dreja obróciła go z zaciekawieniem w smukłych palcach, po czym odłożyła ze wstrętem.

– To bezużyteczny kawałek drewna. Nic ci nie da.

Nigdy by tak nie powiedziała.

– Co się z tobą działo? Skąd się tu wzięłaś?

Dziewczyna zmierzyła go swymi bystrymi, ciemnozielonymi oczami.

– Nic. Daruj sobie te poszukiwania. To stracone. Zawróć i nigdy więcej nie próbuj.

Vuurkat westchnął i pokręcił przecząco głową.

– Przecież tego chciałaś całe życie. Z tym na ustach umarłaś – A przynajmniej tak myślałem -Posłuchaj, jest książka. Musi być w tej bibliotece. Schowana. Ukryta. Nie wiem. Ten przedmiot – Uniósł go do światła – może nam pomóc.

Dziewczynka nagle wybuchła.

– Przestań! Nie mów już o tym! Wracaj skąd przyszedłeś i zniszcz to gówno! – warknęła.

Rozejrzał się nerwowo i zastawił drzwi komodą z książkami, kilka z nich spadło z półek, wzbijając tuman kurzu z podłogi.

Dziewczyna nagle zaczęła cicho szlochać.

– Co ci jest? Dre, nie płacz – Kucnął przy niej i wytarł rękawem kurtki policzek siostry.

– Nie chcę już być sama. Chodź ze mną.

– Gdzie tylko chcesz. Kochana, gdzie tylko chcesz. Wyjdziemy stąd i pobiegniemy tak daleko jak będziesz chciała.

– To ty musisz iść ze mną – zaszlochała.

Dziewczynka spojrzała na grot oszczepu leżącego na stole. Vuurkat to zauważył i potrząsnął nerwowo siostrą.

– O czym ty mówisz?

– Mówiłam ci. Nie wszystko jest takie jakim się wydaje. Musisz pójść ze mną – Wskazała na broń – Węgorzy dotyk. Nie będzie boleć.

Vuurkat ponownie poczuł ciepłe łzy płynące po jego zapadniętych policzkach. Przeczesał włosy dłonią i spojrzał czule na siostrę.

– Tego naprawdę chcesz?

– Męczę się tutaj, błagam – zapłakała – Boli mnie, cierpię. Dołącz do mnie. Odejdź ze mną.

Dziewczynka dźwignęła ze stołu oszczep i włożyła mu go do rąk, grotem skierowany w jego brzuch. Vuurkat spojrzał na tańczące ogniki w zastygniętej truciźnie. Dreja nigdy by mnie o to nie poprosiła.

– Kocham cię – szepnął do lekko uśmiechającej się siostry.

Uniósł broń nad siebie, wycelował w swoją pierś i opuścił. W locie zmienił kierunek i przybił dziewczynę do krzesła. Trucizna zadziałała natychmiastowo, rażąc Dreję prądem. Wprawiając jej ciało w konwulsje.

Vuurkat wyrwał oszczep z piersi siostry, cisnął go na ziemię, kopnął jedną z książek i osunął się po ścianie, ukrywając twarz w dłoniach.

Przepraszam. Przepraszam.

TSSSSSST.

Spojrzał przez palce na zwłoki na krześle, które zaczęły syczeć i falować. Odsunął się do kąta pomieszczenia, marszcząc zakurzony dywan. Ciało dziewczynki zaczęło zmieniać się, wydłużać w jednych miejscach, skracać w innych. Jej włosy wrastały z powrotem do głowy, a siwe wąsy wystrzeliły spod jej nosa

Co do kur…

AUUUUUUUUUUUUUUUUUU!!

Vuurkat spojrzał nerwowo na sufit. Są niedaleko. Zerwał się na nogi i spojrzał z odrazą na ciało garbatego starca siedzącego przy stole, w miejscu jego siostry. Strażnik. Odetchnął. Krew kapała na stół z rany w piersi mężczyzny, a jego ciało targane było jeszcze od czasu do czasu małymi wstrząsami. A ja cię ucałowałem. Splunął i wytarł grot oszczepu o kurtkę mężczyzny.

 

***

 

– Zajebiście – rzucił Vuurkat, ustawiając ostatnie z lusterek, które miał ze sobą. Dźwignął zakurzone wrota i spojrzał na swój cień wpadający do pomieszczenia. Wysoka postać, z wbitym w plecy palem i jakimś gównem wokół łydek. Do czego to doszło. Pokręcił głową i przekroczył próg i zaklął, nie ma drzwi, ślepa uliczka.

Opasłe tomiszcza w ozdobnych oprawach przeplatały się na regałach z ubogo odzianymi tytułami. Chociaż wiem, że jest duża, jak to było? Starożytne partytury? Partytury antyku? Jakoś tak…

Vuurkat zdjął kilka największych książek i zaniósł je w oświetlone miejsce. Malarstwo renesansu, układ pokarmowy ssaków, antyczne!… kanalizacje.

Stos na środku pomieszczenia powiększał się, a regały powoli stawały się przystanią tylko dla tych skromniejszych pozycji. To bez sensu, wybrałem złe drzwi. Odrzucił ostatnią dużą książkę na stos.

AUUUUUUUUUUUU!!!

Wycie dobiegło zza ściany. Vuurkat zamarł w bezruchu, starając się kontrolować oddech. Powoli wycofał się i zabrał lusterko, które ustawił. Zaczął zasuwać z powrotem rzeźbione wrota, gdy usłyszał drapanie i skrobanie, rozrywające ścianę, za jednym z regałów. Zatrzasnął z hukiem drzwi i rzucił się biegiem tam skąd przyszedł.

Zatrzymał się dopiero pod schodami wiodącymi do pokoju z martwym strażnikiem. Ruszył powoli w górę, delikatnie stąpając po skrzypiących, drewnianych deskach. Rozejrzał się i upuścił zebrane lusterka z brzękiem. Krzesło było puste, co do ch… Po starcu została tylko zaschnięta plama krwi na dywanie i smród. Zwierzęcy odór, pomieszanie przemokniętego psa z niedźwiedzim potem. 

Muszę się dostać do pozostałych dwóch skrzydeł budynku. Dla Drei. Spojrzał w górę na dziurę w suficie, przez którą wpadało do pokoju światło. Zmierzył wzrokiem przejście i przestawił stół bezpośrednio pod szczelinę. Zrzucił na ziemię książkę, którą wcześniej czytała jego siostra. Zbudował wieżę z krzeseł i wspiął się na nią. Wystawił przez dziurę rękę z lusterkiem. Światło wpadało do budynku przez dwa okna po przeciwległej stronie korytarza, słońce oślepiło go na moment. Ostatni raz przed podciągnięciem się, ogarnął wzrokiem pokój. Książka, którą zrzucił ze stołu, leżała we krwi starca. A co jeśli… Zawahał się i zszedł po nią.

Hahaha, pokręcił głową, partytury starożytności… Nie wszystko jest takie jakim się wydaje. Miał ochotę kopnąć nieobecne zwłoki strażnika. Zamiast tego zaczął przerzucać stronice księgi. Wyciągnął ze spodni pogniecioną kartkę z niechlujnym napisem: Sua Itzal. S… na S, szukaj S. Jest! Sua Itzal – ognia cień, głosił ozdobny napis.

AUUUUUUUUUUUUUUUUU! GRRRRR!

Wycie dobiegło z drewnianych schodów. Vuurkat spojrzał na księgę i wydarł kartkę, którą czytał. Wskoczył po swej budowli i podciągnął się na wyższe piętro, przewracając wieżę kopniakiem. Smród nasilił się, a powietrze wypełniło się chrobotem i trzaskami drewnianych stopni, maltretowanych ciężkimi susami bestii. Zanim zdążył zobaczyć autora dreszczy i potu podróżujących po jego plecach, przewrócił szafkę na dziurę zakrywając ją.

AUUUUUUU! GRRRRR.

Jego zęby zadygotały, a uszy ogłosiły kapitulację piskiem utrzymującym się długo po zawyciu bestii. Vuurkat rozejrzał się nerwowo i podkradł do okien. Pierwsze piętro? To niemożliwe, przecież weszliśmy na parterze i kilka razy schodziłem w dół. Wzruszył ramionami. Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje.

 

***

 

Odgłosy stworzenia z dołu ucichły, a Vuurkat wyjął instrument i wyrwaną kartkę.

 

Sua Itzal – ognia cień

Pieśń na cześć Sua Itzal najtęższego boga,

cienia ognia, smokowca nocy, oddechu mroku,

manifest wrogości dla wszelkich słabości,

wezwanie do bitwy najstarszych z demonów.

 

Vuurkat przeczytał tekst kilkukrotnie, starając się go zapamiętać, po czym odwrócił stronę, by przejrzeć nuty. Przyłożył instrument do ust i spróbował zagrać melodię. Ledwo słyszalne dudnienie wydobyło się z drewnianego przedmiotu. Nic się nie stało. Coś pomyliłem, spojrzał przez okno, słońce od horyzontu dzieliło już niewiele. Zagrał jeszcze kilkanaście razy, pilnując się schematu, idealnie to odtworzyłem i nic. Pomyślał o słowach starca, to bezużyteczny kawałek drewna, nic ci nie da. A co jeśli miał rację? Co jeśli to była naprawdę ona. Moja mała siostrzyczka. Co jeśli zwariowałem i nie było żadnego starca tylko ona? Co jeśli to ja ją zabiłem…

– VUURKAT! VUURKAT! – ktoś krzyknął z ulicy.

Asmo, serce wskoczyło mu do gardła taranując migdałki. Podszedł ostrożnie do okna. O kurwa. Na bruku stały trzy hybrydy człowieka z psem. Kaprawe, poorane psie ryje, przytwierdzone do muskularnego, owłosionego męskiego ciała. Niepasujące do siebie kawałki zbroi, nałożone mieli niechlujnie na ponad dwumetrowe torsy. Nie myliłem się. Tropiciele. Najmniejszy z pyskiem rottweilera, trzymał związanego Asmo nad ziemią, jak marionetkę. Włosy chłopaka sklejone były krwią, a ubranie poszarpane.

– Vuurkat! Chodź do nas, przecież nie gryziemy – ryknął głębokim barytonem, największy i najlepiej odziany, z mordą wilczura.

Spod okna na ulicę wybiegły nagle trzy bestie, przypominające dziki, pitbulle, węsząc złowieszczo. Średni potwór, o pysku dobermana gwizdnął na psy, które podbiegły i usiadły przy jego kosmatych stopach.

Vuurkat odsunął się od okna i zaklął przesadnie nieelegancko. Oparty plecami o ścianę, oddychał głęboko. Co teraz?

– Vuurkat, masz coś co do mnie należy. Zejdziesz do nas i mi to oddasz albo twój koleżka wkrótce zmieni się w kupę jednego z naszych piesków! – rzucił szef bandy, ku uciesze zgrai.

 AAAAAA! Wydarł się w myślach i uderzył pięścią w ścianę. Wyjrzał jeszcze raz, tym razem Rottweiler trzymał długi, zakrzywiony nóż pod szyją Asmo. Chłopak spojrzał na niego błagalnie.

– To jak będzie?! – krzyknął Wilczur.

Vuurkat obrócił instrument w dłoni.

– Idę!

 

***

 

Kiedy wyszedł na ulicę, jego nozdrza ponownie zgwałcił straszliwy fetor. Wilczur przekrzywił głowę i zrobił krok naprzód, kładąc umięśnioną rękę na rękojeści topora przytwierdzonego do paska. Krok bliżej i cię połaskoczę kundlu.

 – Czego chcecie? Tropicie mnie od kilku tygodni. Dlaczego? – spytał Vuurkat, starając się nie zwymiotować.

Przywódca zarechotał – Nie myślałeś chyba, że tylko ty wiesz o piszczałce.

– To tylko bezużyteczny kawałek drewna. Jest nic nie wart. To bajki – skłamał, a co jeśli to prawda?

– Nie mnie to oceniać, mamy na nią zamówienie. A teraz daj mi to gówno, a może was puścimy wolno.

– Może? – Vuurkat rozejrzał się – widzę sześć… postaci. Było was siedem.

Wilczur zagwizdał pełen podziwu i obejrzał się na kompanów, Doberman zaczął toczyć pianę z pyska.

– No proszę, nieźle jak na człowieka, tfu. Jeśli to nie tajemnica, skąd wiedziałeś?

Vuurkat machnął ręką na wyrwę w murze – Lustra. Światło zgasło siedem razy. Zasłoniliście je wchodząc.

Największy wyszczerzył kły i wskazał kosmatą dłonią Asmo – Twój koleżka zastrzelił jednego z naszych kundli.

Doberman zaszczekał kilkukrotnie i krzyknął do Rottweilera – Nie puszczaj go, zapłaci za to. Jesteś martwy rozumiesz?! – wydarł się na chłopaka rozrzucając ślinę naokoło.

– No tak, to zmienia postać rzeczy. Chłopak zginie tak czy siak. Ale jeśli oddasz mi gwizdek, jesteś wolny – powiedział, wręcz łagodnie Wilczur.

Vuurkat wyciągnął z kieszeni instrument i podrzucił w ręku kilkukrotnie.

– Instrument jest wasz, ale żyjemy obaj.

AUUUUUUUUUUU!

Psy Dobermana zawyły wraz z nim – Ktoś zginie za to. Nie obchodzi mnie, który z was. Życie za życie!

Vuurkat spojrzał kątem oka na Węgorzy dotyk, niebieski bluszcz porastający ścianę budynku.

– To walcz ze mną. Jeżeli wygram, daję wam to – podrzucił drewniany przedmiot – jeżeli przegram sami go sobie weźmiecie.

Wilczur spojrzał na Dobermana, który się zawahał, ale po chwili wyciągnął dwa obosieczne miecze i zatoczył nimi kilka kółek. Vuurkat zaczął krążyć, coraz bliżej ściany. Doberman wyszedł na środek i stanął, czekając na atak mężczyzny. Jeżeli go chociaż musnę węgorzem, padnie jak długi. Ale czy reszta dotrzyma słowa? Vuurkat zbliżył się do ściany i niepostrzeżenie spróbował nałożyć trochę czarnej wydzieliny na grot oszczepu.

– STOP! – krzyknął rozeźlony Wilczur – Wy ludzie jesteście takimi ignorantami, tfu – machnął ręką na Dobermana – cofnij się. Zamoczył włócznię w truciźnie, to od tego zginął psiak. Gówniarz też to miał na bełtach.

Vuurkat stanął jak wryty, skąd mógł to wiedzieć, spojrzał na Asmo, który się rozpłakał.

– Dawaj ten flet, nie mam czasu na wieczne negocjacje z oszustem – warknął Wilczur wyciągając rękę.

– Spokojnie, porozmawiajmy – odpowiedział Vuurkat unosząc ręce w błagalnym geście.

Przywódca odwrócił się do Rottweilera i skinął. Z krtani Asmo buchnęła gorąca krew, parując na wietrze.

– NIEEEEE! – krzyknął Vuurkat.

Poczuł wibrującą złość, pulsującą w skroni wrogość. Bez zastanowienia przyłożył do ust instrument i z pamięci zagrał na nim krótką melodię. Potwory cofnęły się o kilka kroków, a ich psy zaczęły siarczyście ujadać.

Zrobiło się ciemno, chmury na niebie zdawały się wirować, a powietrze wypełniło przerażające gorąco.

-AAAA! – wydarł się w agonii Wilczur.

Choć nie było widać żadnych płomieni, jego futro się kurczyło, skóra pękała w bąblach, a kawałki ubrań czerniały. Potwory zaczęły się zwijać z bólu, straszliwie wyjąc. Co się ze mną dzieje?! Czuł przerażający ból w głowie, głuchy pisk w uszach, świat wirował mu przed oczami. W tym zgiełku dostrzegł ciało Asmo, leżące bez ruchu w kałuży krwi. Przepraszam, zawiodłem cię. Powietrze jeszcze bardziej zawirowało, był w środku tornada, razem z poparzonymi, trzepoczącymi się po bruku stworami.

 

***

 

Po chwili wir ucichł, a jego zmysły wróciły na swoje miejsce. Opadł na kolana przed topniejącymi zwłokami. Przyłożył przedramię do czoła patrząc na zachód, gdzie ostatnie promienie słońca chowały się za horyzontem. Obejrzał się i spojrzał na swój cień. Długi pysk, półksiężycowe szpony i ogromne skrzydła. Na cień smoka.

Koniec

Komentarze

Czy ja dobrze widzę u góry 22 tysiące znaków? To niestety o całego szorta ponad limit. Masz jeszcze czas do rana, żeby skrócić.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Fuck, myślałem, że bez spacji liczymy :(

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Zawsze w tego rodzaju konkursach liczy się ze spacją. Tekstu jeszcze nie czytałem, więc Ci niestety nie podpowiem, który fragment warto skrócić. Na szczęście, skoro planujesz dłuższą wersję tej historii, to tutaj możesz sobie pozwolić na zmiany, żeby rozwinąć wszystkie wątki w pełnej opowieści.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Luzik, dałem kilku osobom do przeczytania wcześniej i mniej więcej wiem gdzie ciąć. Musi być poniżej 20k, czy kilkaset mogę przekroczyć?

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Są autorzy, którzy cięli równo do 20000, żeby się zmieścić w limicie. Szkoda, że to nie wyszło wcześniej. Umówmy się na 1% nadwyżki – 20200. 

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Dobra, pocięte.

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Super. Z rana siadam do lektury. :-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Warunki konkursu spełnione.

Duch – chyba obecny.

Język – nie jest dobrze. Na samym początku mamy „rozglądać się zza samochodu”. Albo wyglądać zza samochodu, albo siedzieć za samochodem i się rozglądać. Brukowa uliczka. A nie miała być brukowana? Bo brukowa to może być kostka albo gazeta. I tak dalej – niemal każde zdanie nadaje się do przeróbki. Potem chyba się trochę poprawia. Albo to ja się uodporniłam.

Pomysł może i byłby ciekawy, gdyby nie został zarżnięty przez wykonanie i wybrakowany, IMO, opis świata. Kto ustanowił strażnika? Skąd się wzięły te dziwne psy? Co spowodowało niemożność użycia ognia? Co z elektrostatyką?

Mnóstwo drobnych nielogiczności, zapewne wynikających z błędów językowych; facet się skradał, a jego ochraniacze się nie ruszały? Czyli je zdjął? A nie, miał na piszczelach… Głos odbijający się od budynków porośniętych bluszczem.

Babska logika rządzi!

Dzięki za krytykę,

Opis świata został zarżnięty przez limit, gdyż nie miałem ochoty ciąć fabuły. A język, no cóż, staram się eksperymentować i opisywać wszystko tak jak ja to widzę w wyobraźni. Nie mówię, że jest perfekcyjnie, ale większości ,,nieścisłości’’ jestem świadomy. 

Co do logiki, no cóż, siedzę w głowie bohatera (Vuurkat), więc opisuję świat z jego oczu. Skąd ma wiedzieć, kto postawił strażnika. A może strażnik (którego po prostu tak nazwał), nie chce, aby ktoś użył instrumentu. Przypominam, że do końca nie wiadomo co się dzieje z jego zwłokami. Nie wiadomo czy zostały pożarte czy może dzięki podobnemu instrumentowi i znajomości melodii (przecież czytał tę książkę) udało mu się stamtąd wydostać.

Co do stworów i fizyki świata, pada jedno zdanie (przypominam, że Vuurkat też tego nie rozumie):

,,– Odkąd było jasne, że musimy zapomnieć o ogniu. Że każda iskra oznaczała wybuch. Zniszczenie. Sama widziałaś. Powietrze jest czymś napromieniowane, wybucha i zapala ogromne obszary od jednej iskry.’’

Założyłem, iż akcja dzieje się w świecie równoległym, jakiś czas po ,,końcu świata’’ spowodowanym wojną atomową. Stąd dziwne kolorki nieba, roślin, potwory no i właściwości powietrza i innych substancji. Co do elektrostatyki, to bardzo prawdopodobne, że tego użył ,,cień smoka’’, choć jako Vuurkat nie mam pojęcia jak to się stało. 

Pozdrawiam :)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Narracja w trzeciej osobie, więc mógłbyś czasem z głowy Vuurkata wyskoczyć. ;-) A nawet on powinien wiedzieć, do kogo należała biblioteka przed apokalipsą. Ale rozumiem – ten limit… I tak musiałeś ciąć.

No widzisz – i tych nawiązań do wojny atomowej w ogóle nie zauważyłam. Przemiana w smoka, piszczałka, strażnik – to wskazywało raczej na magię niż postapo.

Babska logika rządzi!

Czy magia i postapo się wykluczają? :D Do biblio go doprowadziły różne osoby, nie miał pojęcia co tam zastanie :D

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Przeczytałam. Biblioteka jest, owszem, ale całość jakoś mnie nie wciągnęła. Raz przez wspomniane przez Finklę niedociągnięcia językowe, których jest wiele, dwa przez… prawdopodobnie po prostu przez sposób prowadzenia narracji. Nie zaciekawiła mnie ta historia, nie poczułam klimatu świata, jest też tu sporo niewiadomych, a brak jasności co do niektórych rzeczy też psuł mi nieco lekturę. Pointa też raczej zdziwiła niż zaskoczyła, bo jakoś nie widzę związku między nią a poprzednimi wydarzeniami.

Inna sprawa, że część tekstu przeczytałam jeszcze wczoraj, już zmęczona, drugą dziś, więc może coś przeoczyłam. Nie zmienia to jednak niestety faktu, że wykonanie techniczne nie zachęca do powtórki lektury… Ćwicz, aby następnym razem mogło być lepiej ; )

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki! Wrócę mocniejszy :)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Pomysłowe, ale te niezręczności i pocięcie nie wyszły tekstowi na dobre. Więcej niż Finkla nie powiem, więc trzymam kciuki za nowy, lepszy tekst ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dość niejasny tekst. Czytałam, nie do końca wiedząc, co się dzieje i dlaczego. Do końca nie zorientowałam się, czemu służył instrument i w jaki sposób Vuurkat wszedł w jego posiadanie.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

Pani droga… Coś tu odkopała crying Do takich rzeczy się nie wraca…

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Nie wracałam. Szłam i znalazłam. Tak jakby po drodze było. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tylko mi pozostaje przeprosić, że po sobie nie sprzątnąłem i wdepnąć w to można ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Nowa Fantastyka