Bibliotekarz czuł, kiedy nadchodzi zmiana. Przez lata nauczył się dostrzegać ledwo widoczne znaki: niespokojne ruchy i ukradkowe spojrzenia rzucane ku niemu znad zakurzonych tomów. I choć uspokajająco uśmiechał się wtedy do Czytelników, to wiedział, że jednego z nich ujrzy wkrótce po raz ostatni.
Iza uśmiechnęła się promiennie do starszego pana stojącego za bogato rzeźbionym kontuarem.
– Dzień dobry! Chciałabym wypożyczyć książkę.
– Oczywiście, oczywiście, moja droga. – Odwzajemnił uśmiech. – Mam coś w sam raz dla ciebie.
Odwrócił się i sięgnął po jeden z tomów znajdujących się na regale, po czym położył go na blacie. Oprawiona w szarą okładkę książka była dość gruba, jednak nie na tyle, by odstraszyć tak zapaloną czytelniczkę, jaką była Iza.
– Dziękuję – powiedziała cicho, odgarniając za ucho zbyt krótko przycięty kosmyk brązowych włosów. Miała już odejść, gdy poczuła się nieswojo. Wiedziała, że powinna o coś zapytać, coś jeszcze powiedzieć. Staruszek wpatrywał się w nią uważnie, ciągle się uśmiechając.
– Czy potrzeba ci czegoś jeszcze?
Olśnienie przyszło nagle.
– Skąd pan wiedział, jakiej książki szukam? – Dziewczyna spojrzała na okładkę, jednak szara powierzchnia była gładka, nie widniały na niej żadne litery. Nie było nawet durnej kropki. Zaniepokojona Iza uniosła wzrok i dostrzegła, że mężczyzna stoi tuż przy niej.
– Uspokój się, dziecko – rzekł, kładąc rękę na jej ramieniu. – Ta książka jest dla ciebie dobra. – Dodał, spoglądając głęboko w ciemne oczy Izy, a ona poczuła, że fala ciepła całkiem pochłonęła budzący się w jej wnętrzu niepokój.
Starzec patrzył, jak po raz kolejny dziewczyna odchodzi i siada przy dębowym biurku, jednym z wielu. Nierówno przycięte, brązowe włosy nabierały w słońcu nieco rudawego odcienia. Zrobiło mu się jej żal, gdy delikatnie zmarszczyła czoło, zaczynając lekturę. Niektórzy nie kończyli swoich książek, odchodzili zanim dotarli do ostatniej strony, ale nie ona. Jak długo to już trwało? W zamyśleniu pogładził się po długiej, siwej brodzie. Od pierwszej próby ucieczki Izy minęło już sporo czasu, ale wciąż krzywił się na wspomnienie tamtego dnia. Płakała i krzyczała, kiedy odkryła, że nie ma drzwi, a potem przyszła ta straszna chwila, gdy w akcie desperacji usiłowała uderzyć innego Czytelnika i Bibliotekarz musiał interweniować.
Następnego dnia po tym wydarzeniu uśmiechnęła się do niego promiennie, tak jak zawsze gdy przychodziła wypożyczyć książkę, ale on wciąż pamiętał o karze, którą jej wymierzył i czuł do siebie odrazę. Czasem bardzo nienawidził tej pracy… Ale nie wtedy, kiedy Iza przychodziła, by z nim porozmawiać. Bibliotekarz mógł cieszyć się tymi chwilami, które wypełniały mu przerażającą samotność, nawet jeśli jedyne, o czym dyskutowali, to treść książki. Spojrzał na drobną dziewczynę i zauważył, że po jej policzkach znowu płyną łzy. Westchnął ciężko i odwrócił wzrok.
Iza była mniej więcej w połowie lektury, kiedy uznała, że ma już dość. Czytała wcześniej tę historię niezliczoną ilość razy i choć wzbudzała ona w dziewczynie wiele różnych emocji, to w końcu jak długo można czytać to samo? Niewysoka szatynka zdecydowanym ruchem zamknęła książkę i udała się do zdobionego kontuaru.
– Przepraszam pana… – Bibliotekarz stał na drabince tyłem do niej i był zajęty układaniem opasłych tomów na najwyżej półce jednego z regałów, więc odkaszlnęła cicho, aby zwrócić na siebie uwagę mężczyzny. Odwrócił się zdziwiony.
– Tak?
– Chciałabym oddać tę książkę i wypożyczyć inną. – Starała się, aby jej głos brzmiał pewnie, jednak lekko zadrżał, gdy wypowiadała ostatnie słowo.
Starzec powoli zszedł po stopniach drabinki i stanął naprzeciw Izy, przyglądając się jej wnikliwie. Przez chwilę trwali tak w milczeniu.
– Rozumiem, ale to niestety niemożliwe. To niezgodne z Regulaminem. Każdemu Czytelnikowi przysługuje tylko jedna, wybrana lektura – oznajmił w końcu stanowczym tonem. Iza jednak nie dawała tak łatwo za wygraną.
– Tak, wiem, już mi to pan tłumaczył, ale mimo wszystko chciałabym dostać inną. Tę znam już prawie na pamięć. Proszę… – Spojrzała na niego błagalnie, usiłując wzbudzić litość.
– Panienko, ale… – zaprotestował, jednak nie dość silnie, a dziewczyna, wyczuwszy wahanie w jego głosie wiedziała, że musi naciskać dalej.
– Bardzo pana proszę, na pewno może mi pan polecić coś interesującego. – Uśmiechnęła się tak słodko, jak tylko potrafiła.
Bibliotekarz otworzył usta i chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Pokiwał głową, mamrocząc do siebie, po czym cicho zwrócił się do Izy:
– W takim razie dziecko, skoro tak bardzo tego pragniesz, sama wybierz interesującą cię książkę… – Gestem ręki zaprosił dziewczynę za ladę. Nareszcie! Iza skwapliwie skorzystała z okazji i nie zastanawiając się zbytnio, sięgnęła po jeden z tomów. Bez tytułu, ale to nic, w tej chwili zadowoliłoby ją prawie wszystko. Wciąż się uśmiechała, gdy otwierała książkę na środku, aby pobieżnie zerknąć, o czym jest. Jednak już po kilku sekundach uśmiech spełzł jej z twarzy, a Iza robiła się coraz bardziej blada.
– To… to niemożliwe! To jest ta sama książka! – wykrzyknęła i położyła ją na blacie. Zdenerwowana sięgnęła ku regałowi raz jeszcze. Blady odcień jej twarzy ustąpił miejsca purpurze, gdy okazało się, że ponownie czyta tak dobrze znane sobie słowa. Bibliotekarz patrzył na nią smutno.
– …czy to jest jakiś żart? – zapytała gniewnie. – Macie tu tylko tę jedną książkę?! Tylko tę jedną przeklętą książkę?? – Odwróciła się do regału i zaciskając usta w wąską linię, sięgnęła po kolejny tom.
Marek obserwował zbliżającą się do Bibliotekarza dziewczynę. Z ciekawością patrzył, jak otwiera kolejne tomy, najwyraźniej coraz bardziej wzburzona. Nie słyszał, o czym ta ładna szatynka i starzec dyskutują. Nigdy nie słyszał rozmów Bibliotekarza z innymi Czytelnikami. Nie zastanawiał się, dlaczego tak jest, i prawdę mówiąc niespecjalnie go to obchodziło. Jednak scena, która rozgrywała się na jego oczach, była fascynująca. Łagodną twarz dziewczyny wykrzywiał w tej chwili brzydki grymas, a ona sama tylko cisnęła książką w odległy kąt Biblioteki, chwyciła kolejną. Potem wydarła ze środka garść kartek i z furią rozrzuciła je wokół siebie. Wtem odwróciła się w kierunku Marka, zobaczyła, że na nią patrzy i podbiegła do niego. Gdy oparła ręce o blat biurka, przy którym siedział, zaniepokojony odchylił się nieco na krześle. Z twarzą poczerwieniałą od gniewu zdawała się coś wykrzykiwać.
Wariatka! – pomyślał przerażony. W tym samym momencie, najwyraźniej niezadowolona z jego reakcji, dziewczyna zaczęła niszczyć książkę, którą czytał, wyrywając z niej kartki. Zmięte niedbale kulki papieru leciały w jego stronę, niczym pociski. Nagle pojawił się przy nich Bibliotekarz i wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dziewczyna odwróciła się z zamiarem uderzenia staruszka, ale ten zdążył złapać ją za nadgarstek. Marek patrzył w trwodze na miotającą się szatynkę. Z całych sił próbowała się wyrwać, a skóra pod zaciśniętymi palcami Bibliotekarza nabierała czerwonego, nienaturalnie jarzącego się, zabarwienia. Nagle przedramię dziewczyny stanęło w płomieniach, zachłannie mknących po rękawie niebieskiej sukienki w stronę tułowia. Bibliotekarz zwolnił uchwyt, a Marek przerażony odskoczył w bok, przewracając po drodze krzesło. Spanikowany rozejrzał się, ale inni Czytelnicy byli zbyt pochłonięci lekturą, by coś zauważyć. Czuł ciepło ognia i odrażający, słodki swąd palonej skóry. Widział bąble pojawiające się na pięknej buzi i dekolcie… Sparaliżowany strachem patrzył, jak oszalała z bólu dziewczyna bezgłośnie wyje i rzuca się na podłogę. Zacisnął powieki.
Gdy otworzył oczy, po płonącej nie było śladu, natomiast ujrzał tuż przed sobą oblicze Bibliotekarza. Marek zamarł, przerażony, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Staruszek uśmiechnął się smutno i delikatnie dotknął ramienia mężczyzny. Czytelnik poczuł, jak spokój i ciepło wypierają wspomnienie strasznego wydarzenia, którego był świadkiem. Po chwili odetchnął z ulgą, podniósł przewrócone krzesło i wrócił do lektury.
Iza uśmiechnęła się promiennie do starszego pana stojącego za bogato rzeźbionym kontuarem.
– Dzień dobry! Chciałabym wypożyczyć książkę.
– Oczywiście, oczywiście, moja droga. – Odwzajemnił uśmiech. – Mam coś w sam raz dla ciebie…
Dziewczyna wiedziała, że czyta to już kolejny raz, jednak nie mogła oderwać wzroku od stronic zapełnionych drobnym drukiem. Nienawidziła tej książki, czuła się jej więźniem. Historia powtarzała się tak wiele razy, ale Iza wciąż odczuwała niezwykły przymus czytania. Nie mogła pominąć żadnego rozdziału, żadnej literki. Od deski do deski, od okładki do okładki. I jeszcze ta głupia postać, tak niedoskonała, popełniająca tak wiele błędów. Pocieszenia nie przynosił nawet fakt, że do końca zostało dziewczynie już tylko kilka stron. Dobrze wiedziała, co nastąpi później: uda się do Bibliotekarza, żeby oddać tę cholerną książkę i od razu wypożyczy ją ponownie. Tortura trwała już bardzo długo. Błędne koło, z którego nie ma wyjścia, żadna zmiana nie wchodzi w grę. To niezgodne z Regulaminem. Iza, zrezygnowana, pochyliła głowę i zebrała w sobie siły, na tyle aby przebrnąć przez kilka ostatnich, najtrudniejszych stron.
Jechali w milczeniu już od dłuższego czasu. Atmosfera była tak gęsta, że jedno źle dobrane słowo mogło znów rozpętać awanturę. Ewa spojrzała na męża przelotnie, szybko skupiając się z powrotem na obserwowaniu drogi. Nigdy nie lubiła prowadzić w nocy.
– Andrzej, posłuchaj… – zaczęła nieśmiało – Przepraszam, że cię podejrzewałam.
– Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić swoje przeprosiny – odburknął, wciąż urażony. Po chwili jednak sam podjął temat.
– Myślałem, że sobie ufamy. Zawiodłem się na tobie, wiesz?
Ewa przygryzła dolną wargę i, zdenerwowana, nieco mocniej wcisnęła pedał gazu, tak jakby szybszy powrót do domu miał sprawić, że wszystko od razu będzie dobrze. Że w domu wykrzyczane przez nią w gniewie słowa odejdą w niebyt. Jak mogła oskarżać go o zdradę? Tyle razem przeżyli, tak bardzo się kochali, wspólnie rozwiązywali problemy. Dźwięk przychodzącego SMS-a wyrwał Ewę z zamyślenia. Spojrzała na męża, a on uśmiechnął się nerwowo. Czy to normalne, żeby ktoś kontaktował się z Andrzejem o tej porze? – pomyślała i odgarnęła…
… za ucho zbyt krótko przycięty kosmyk brązowych włosów. Iza zamrugała, czując jak do jej oczu napływają łzy. Wiedziała co nastąpi dalej. Pamiętała…
– Czy mógłbyś mi łaskawie powiedzieć, kto pisze do ciebie o takiej godzinie? – Ścisnęła mocniej kierownicę, nerwowo zerkając na Andrzeja, kiedy odczytywał wiadomość. Spojrzał na nią i przez chwilę znów panowała niezręczna cisza.
– Nadal mnie podejrzewasz, czy tak? Ktoś do mnie pisze i już jestem winny? Znowu? – Zmarszczył gniewnie brwi w oczekiwaniu na odpowiedź, ale Ewa milczała, walcząc z emocjami. Tak bardzo chciała mu wierzyć…
– Posłuchaj… – Jego głos nagle złagodniał. – Jesteś moją żoną i tylko ciebie kocham, rozumiesz? Nic innego się nie liczy. – Słuchała, czując, że gardło zaciska się jej coraz bardziej, a oczy zaczynają szczypać.
– I nie zdradzam cię. – dodał po chwili. Ewa spojrzała na męża, który uśmiechnął się łagodnie. Kiedy nachylił się, żeby ją pocałować, wiedziała już, że nie kłamie. Przechyliła się mocniej, by dotknąć ustami jego warg…
Ewa mrugała gwałtownie, pragnąc pozbyć się ciągle płynących łez. Nie była w stanie doczytać do końca i zamknęła książkę. Przełknęła ślinę i podniosła głowę, napotykając smutne spojrzenie Bibliotekarza. Wstała, otrzepując niebieską sukienkę z niewidzialnego kurzu i niepewnie podeszła do starca.
– Ta książka… To ja, prawda?
– Tak.
– Ale… po co? Dlaczego tyle razy czytałam o własnym życiu?
– Odpowiem pytaniem na twoje pytanie dziecko: dlaczego tak bardzo chciałaś innej książki?
Milczała.
– Człowiek nie może naprawić błędów, które popełnił, nie może cofnąć czasu. Bywa, że nie jest w stanie dostrzec swoich ułomności. Żeby ślepiec mógł odnaleźć drogę, musi wpierw przejrzeć na oczy. I ty to właśnie zrobiłaś. Możesz iść dalej, moje dziecko…
Marek patrzył, jak dziewczyna i starzec rozmawiają przy ladzie. Niespecjalnie obchodziło go, o czym dyskutują, ale lubił obserwować jej smukłe ciało. Przeczytał kolejne zdanie i ponownie spojrzał w kierunku kontuaru. Dziewczyny już tam nie było. Marek wzruszył tylko ramionami i wrócił do lektury.
– Czy mógłbyś mi łaskawie powiedzieć, kto pisze do ciebie o takiej godzinie? – fuknęła na niego żona, gdy kończył czytać SMS-a od Anki. Musiał szybko coś wymyślić, jeśli nie chciał popaść w większe kłopoty. Na szczęście w Ewce zawsze łatwo było wzbudzić poczucie winy. Spróbował ponownie zagrać na jej emocjach.
– Nadal mnie podejrzewasz, czy tak? Ktoś do mnie pisze i już jestem winny? Znowu? – Obserwował jak jej smukłe ciało całe napina się pod niebieską sukienką. Poczekał jeszcze chwilę i spróbował innej śpiewki.
– Posłuchaj. Jesteś moją żoną i tylko ciebie kocham, rozumiesz? Nic innego się nie liczy. – Andrzej chichotał w duchu, widząc jak ta głupia gąska coraz bardziej mięknie. Z Anką nie poszłoby mu tak łatwo – piękna blondynka była może trochę pusta, ale nie naiwna.
– I nie zdradzam cię. – Uśmiechnął się w sposób, który zawsze działał na kobiety i nachylił się, żeby pocałować Ewkę. Przymknęła na chwilę oczy…
Huk i pisk hamulców rozbrzmiały niemal równocześnie. Ewka krzyknęła, skręcając gwałtownie kierownicę, po czym usiłowała zapanować nad pojazdem, jednak ten wpadł bokiem na metalową barierkę i z impetem zaczął koziołkować w dół zbocza. Andrzej próbował zasłonić się rękami, ale uderzył głową w boczną szybę i nastała ciemność.
Ocknął się, kiedy kolejna kropla gęstego płynu wpadła mu do oka. Szczypało. Mężczyzna czuł ból w prawym udzie, zaś prawą rękę miał jakby z drewna. Spróbował nią poruszyć i krzyknął przeraźliwie. Mocno zacisnął zęby. Musiał ocenić sytuację. Samochód leżał na dachu, od strony kierowcy opierając się o drzewo. Wszędzie były odłamki szkła, no i ta krew… Ewka była chyba nieprzytomna, bo nie zareagowała nawet najmniejszym ruchem na ochrypły głos męża i jego poszturchiwania. Andrzej powoli wyczołgał się z rozbitego samochodu i w odległości kilku kroków położył na plecach, oddychając chrapliwie. Pomyślał o swojej żonie. O tym, że powinien jej pomóc wydostać się z wraku. Pomyślał o niej znowu, gdy pierwsze języki płomieni nieśmiało zaczęły lizać przód samochodu, a w zasadzie tego, co zostało z metalowej maski. Pomyślał też o Ewce, gdy ta zaczęła najpierw kasłać, a potem słabo rzęzić, gdy dosięgły jej płomienie. Pomyślał… i zatkał uszy.